lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Dzikie Pola] "Przed burzą..." (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/6177-dzikie-pola-przed-burza.html)

Arango 07-01-2009 18:08

Słysząc wystrzał w głębi zagajnika ścisnął konia kolanami i pomknął miedzy krze. Tu też doszedł go znajomy głos odwołujący się najpierw do pomocy boskiej, by zaraz potem psi synami napastników nazywać. Nie musiał się zastanawiać czyj to głos nawet. Poznał go też aż za dobrze ostatnio, choć tak wysoka nutę w nim słyszał pierwszy raz.
Tatarska modą nogę nad łbem końskim przerzucił i zsunął się z siodła. Pistoletów już nie miał wyciągnął tylko tedy z cholewy nóż i za pas na plecach go zasadził.

Ruszył naprzód nie specjalnie się kryjąc, wierzył bowiem głęboko, ze o co jak o co, ale o to by cała uwaga na nią zwrócona była Tatarka zadba. Nie mylił się.
- A ty gdzie świniojidzie ? W gorę leziesz by na mój tyłek patrzyć ? Na świnie sobie w gnoju popatrz, bo tylko taka krasawica się tobie należy. Gdzie ??? Ratunku !!!
Stanął za drzewem by sytuacji się przypatrzyć. Czterech Kozaków stało półkolem wedle drzewa gapiąc się w górę. Bo i widok był przedni. Na czubku ucapiona mocniej niż swego miłośnika tkwiła Nuszyk i wściekłymi kopnięciami usiłowała zsypywać korę i liście w oczy lezącemu pod górę mołojcowi z kindżałem w zębach.
Usiłowała też rozkołysać drzewo, nie bacząc, ze może przy tym snadniej niż mołojec znaleźć się na dole. Podziwiałby może jeszcze i chwilę owo ucieszne teatrum, gdyby, nie to, że jeden z Kozaków wyciągnął zza pazuchy krócicę jakby teraz sobie dopiero o niej przypomniawszy i zaczął ją opatrywać.

Sięgnął na plecy po nóż i po chwili siczowiec wypuścił z rąk pistolet i z jękiem zwalił się na ziemię. Nim upadł pan Bończa sadził już przez liche listowie ku następnemu. Ten próbował się zasłonić, lecz ze zaskoczony był więc zdążył mu pan Jacek nim się zasłonił, sztych w żywot wrazić, przekręcając dłoń przy pchnięciu, nie tyle z wrodzonego okrucieństwa, lecz by oręż móc lepiej wyszarpnąć.
Patrzył Kozak zdumiony na ostrze w ciele tkwiące, by po wyciągnięciu go przez Litwina krok do tyłu postąpić i zwalić się jak kłoda na ziemie. Zaczął też zaraz w drgawkach ryć obcasami leśną ruń, rzucać się, charczeć.

Boncza splunął i postawę przyjął lacką, czyli stopy w półtorej odległości od siebie odsunięte, ręka w przód, nie za sztywno jednak szable dzierżąca na wysokości twarzy, z ostrzem w dół skierowanym.

Czekał na przeciwników.



baltazar 08-01-2009 17:21

Imć Głodowski rad był wielce one auxilia obaczywszy bo pierwej mu gołowąs w stepie wyrósł, a tera Tatarzynka jeszcze w potrzebie dopomogła. Nim jedna robotę dokończyli ta już znikła w zagajniku i ni widu ni słychu jej nie było. Szlachcic step ogarnął wzrokiem. Obaczył jeno tych co to przed chwilami paroma z koni pospadali. Rzecz jasna nie ze wszystkich życie uciekło ale ci co jakiś ruch wykazywali na pewno nie myśleli o walce jeno w boleściach się zwijali.

Zapoznanie z imć Maciejem na tempora opportuno odłożył bo pora im było do reszty się dołączyć. Tem bardziej, że wystrzały słychać było i pewnikiem ich szable zdatne będą.

- Cóż to, waszmość? Rzucił w stronę Łapińskiego, widząc iż ten na trupy zerka z dziwną bladością. Nie będziem tu siedzieć tera jako kameduły i memento mori odprawiać! W konie!

Co rzekłszy konia ostrogami pokuł by jak najszybciej zagajnika dopaść. Nim na jego skraj dojechał dało się posłyszeć babskie wrzaski ratunku wzywające z obelgami pomieszane. Z konia tedy skoczył. Szabliska dobył i ruszył żwawo w miejsce skąd krzyki dochodziły. Imć Maciejem się nie turbował. Aczkolwiek przez sapanie można było sądzić, że jest tuż za jego plecami. Co po prawdzie było mu mocno na rękę bo nie wiedział co zastanie u celu tej gonitwy.

Najkrótszą drogę obierając przez gęstwinę się przedzierał. Co chwila jaka gałąź czy insze diabelstwo srodze go po gębie smagało. Po coraz głośniejszych i bardziej rozpaczliwych pokrzykiwaniach miał pewność, iż w dobrym kierunku zmierzał.

Przez listowia dostrzegł, iż jakieś tańce Litwin między drzewami odprawia z Kozaki. Wyskoczył tedy czym prędzej by mu w sukurs przyjść bo z tego co zliczył to samojeden z trzema ma sprawę. Gdy przez krzaki się przedarł, imć Jacek już jednego w dzwonki zdążył pokroić. Tamci rezonu nieco stracili bo i proporcje sił się zmieniły. A odgłosy zwiastujące, iż Koroniarz sam nie jest dało się słyszeć. Stał tak na nich wpatrzony sapiąc niczym ranny tur bo poprawdzie to uganianie się po lesie wielce w kość mu dało. Pewnikiem by jaką krotochwilę rzucił ot choćby dla tego, że pewności nabrał kto takie larum podnosi na drzewie siedząc. Ale ku temu sposobniejsza chwila będzie teraz oddech musiał złapać. Wahał się czy bić w nich czy na spytki brać bo to nie wiedział ilu jeszcze się wrogów po krzakach kryje.

Zdecydował. Doskoczył do jednego. Przyciął krótko w łęk. Nie zamierzał języka strzępić. Szabliska przemówiły.

Asenat 09-01-2009 12:42

Masz ci ludzkiej natury odwieczny porządek - myślała sobie Tatarzynka uczepiona gałęzi jak leszy. - Rodzina się wypnie częścią tylną za byle co, miłości rozbłysną i przeminą, a na krajana zawsze liczyć można.

Pięknie się Litwin sprawił z Kozakiem, a i mości koroniarz z młodzikiem nadciągnął.

Pomyłka to jakaś była, żem się niewiastą urodziła. Zakrzyknę, a wszyscy słuchają... Gdyby nie płeć, hetmanem mogłabym zostać...

- Żywceeeem, żywcem którego! - rozdarła się z drzewa hetman Achmatowicz.

Rozważania nad swoją straconą chwałą i sławą przerwał jej kozaczyn, któren cierpliwie piął się po drzewie.
- Gdzie leziesz, pastuchu jeden? Znaju ty, kto ja jestem?
Kozak nawet jeśli wiedział, odrzec nic nie mógł, a to przez kindżał w zębiskach trzymany.
- Zaraz ci nauk udzielę, których do śmierci zasranej nie przepomnisz, ośli chwoście ty, zaraz ci...
Nuszyk uchwyciła się mocno pnia i wyrastającej z niego gałęzi, aby pewniej stanąć... i gałąź w ręku jej się ostała. Wiele nie myśląc, cisnęła nią w kozaka, który za stopę już ją ucapił.
- Precz... z łapami... śmierdzielu - wydyszała i wierzgać poczęła jak narowisty koń.
Kozak jedną ręką za nogę ją trzymał, a drugą sięgnął po kindżał w zębach trzymany.
Jako że stał na gałęzi, kiepskim się to okazało pomysłem. Trafiony w twarz obcasem, który nos mu zdruzgotał doszczętnie, z wrzaskiem runął w dół.
- Ostrzegałam! - wrzasnęła za nim Nuszyk. - Nu...
Sapnęła ciężko. Ponad koronami drzew, daleko, z kierunku, z którego całe to hultajstwo tu przypędziło, dwóch konnych Kozaków uwidziała, jak z lasu wyjechali. Trupy, jakie po sobie mości koroniarz zostawił musieli zobaczyć, bo stanęli jak wryci, by po chwili zawrócić w las.
O, niech to jasna i nagła cholera.
- Mości Bończa! Panie Jaaaacku! - wrzasnęła w dół. - Co tak z nimi tańcujesz jak z pannami na zabawie?! Sprawę mamy, ile to się bawić trzeba? Nie radzicie sobie? Zaraz waszeci pomogę!
Co rzekłszy, kindżał w zęby wsadziła i na dół leźć poczęła.

W końcu kto jak kto, ale krajan krajanowi zawsze z pomocą w potrzebie pospieszy.

Arango 13-01-2009 18:31

- Zaraz waszeci pomo... - łoskot łamanych gałęzi zagłuszył ostatnie słowo Tatarki.

Pan Jacek ani czasu miał, by patrzyć na jej wyczyny, ani tym bardziej odpowiadać. Oddychając ciężko odcinał się dwóm mołojcom, cofając pomału ku skrajowi polany. Szczęściem huk jaki narobiła Nuszyk odwrócił na chwile uwagę Kozaków od niego, w tym tez momencie zza drzew wypadł sapiąc jak tur pan Głodowski i nie mieszkając zaraz się z jednym z siczowców przyciął.

Ci widząc, ze przewaga już nie po ich stronie, a bojąc się możne, że zaraz inni Lachowie przybyć mogą, tyły podali i rzucili się miedzy krze i drzewa. Gonić też ich i pan Bończa nie miał zamiaru.

- Waszmościowie ratujcie !!! Nie zdzierżę już, spadam...
Litwin podszedł do drzewa i przyjrzał się towarzyszce podroży, która trzymając się oburącz grubej gałęzi, z zamkniętymi snadź oczami majtała nogami jakieś pól łokcia nad ziemią.
Pokręcił jeno głową, po czym ujął ją w pasie i postawił na ziemi. Ta otwarła oczy, po czym z niedowierzaniem pomacała się po bokach czy całe.
- Przebóg wiedziałam, że jak do świętej Cecylii się pomodlę, to nic złego jak spadnę stać się mi nie może.
- A waszmościom ratować niewiastę w potrzebie nie spieszyło się -
zaatakowała szlachciców - świętych apostołów Kosmę i Damiana musiałam wezwać, by mi ziemie jako puch pod nogami rozścielili...

Pan Jacek jedynie oczy wzniósł ku niebu jakby biorąc je na świadka, gdy dziwnie czerwony na twarzy i kasłający ozwał się pan Głodowski...

Themighty 13-01-2009 20:37

Imć Łapski nie przywykły do rąbanin w stepie, a co dopiero z Kozakami wpatrywał się zdezorientowany w ciało Kozaka przebitego strzałą tatarskiej niewiasty. Jakby jej krzyk z otępienia wyrwał Jegomościa, a w następnej chwili ujrzał Głodowskiego pędzącego do zagajnika.

- Hajda! - Krzyknął gołowąs i sięgnął po szablę. Uderzył konia, pobudzając go do galopu w kierunku zagajnika. Wtem zobaczył Kozaka, który wyraźnie przestraszony imć Głodowskim, wymsknął z zagajnika z szablą w ręku. - O, tak się nie bije, Niżowcu, psi synu!

Maciej niczym strzała pomknął ku Kozakowi.

- Ratuj, maty, ratuuuu.. - Przerażony Kozak widząc zbliżającego się jeźdzca, nie zdążył nawet podnieść szabli, ba! zaczął wołać matkę na pomoc. Koroniarz ciął go szybko, a silnie. Zaporożec wydał z siebie przeraźliwy krzyk, cięty w ramię - przyklęknął unosząc jedną ręką szablę.

- Niechby was czorty do piekła łańcuchami przykuły! - Łapski nie zważając na proszącego o litość Kozaka, ciął bez litości. Pierwsze cięcie przesłonięte przez wariactwo młodego szlachcica trafiło w zastawę, jednak później ciął w łepetynę trafiając.

- Tfu, przeklęta, chłopska krew! - Młody rycerz otarł krew ze swego ramienia i zszedł z konia. Począł przedzierać się przez gęstwinę trzymając szablę.

baltazar 14-01-2009 09:21

Gdy Głodowski przyciął krótko Zaporożca ten zastawę czyniąc w bok uskoczył. By po chwili w krzaki uskoczyć. Koroniarz pewnym będąc, iż nowopoznanego szlachcica po swojej lewicy ma cięcia zaniechał. Duszności jakie go chwyciły po tej gonitwie w porzuceniu zamiarów gonitwy mu dopomogły.

Nim oddech wyrównać zdołał imć Bończa Nuszyk z drzewa pomógł zleźć, a po Kozakach śladu nie było. Zdziwiła go nieobecność pana Łapskiego bo to nie był pewien czy jeno jaką ułudą on nie był. Ale odgłos z zagajnika wyraźnie wskazywały na to, że uciekający hultaj na niego się napatoczył. Po chwili z ruska dało się posłyszeć jęk a następnie w polskiej mowie przekleństwa, wiedział iż Kozak nie wybrał dobrej drogi rejterady.

Tatarzynka trajkotała jak przekupka na rynku w Lublinie. Żaląc się na wszystko a przezywając ich za nazbyt opieszały ratunek.

- Waćpanna, toż ja nic innego nie robią odkąd się potkaliśmy jeno dziewki ratuję. Do koni nam trzeba a reszty poszukać. Lepiej się trzymaj pana Jacka lubo mnie… chyba, iż milsze ci towarzystwo ptaszynek jakich. To właź na drzewo i czekaj, aż nazad nie wrócim z resztą.

To rzekłszy zwrócił się w stronę krzaków, przez które to jego nowy towarzysz się przeciskał. Upewniwszy się, że to on za przedstawianie się zabrał.

- Ten oto gołowąs to imć Maciej Łapski spode samej Bydgoszczy jeśli dobrze pomnę. W sukurs mi na stepie przyszedł i hultajstwo łacnie gromił.

Na swoją niepolityczność nie bacząc - przedstawienia przerywając, do pytań go turbujących przechodząc. - Ale waszmość państwo rzeknijcie mi lepiej czy uwidzieliście za kim to kozactwo goniło? No i gdzie u licha jest Dymitrij?

Gwena 14-01-2009 19:40

Krzyki, strzały, wrzaski - w tym niewieście - powoli ucichały. Zaczęła w Hannie budzić się nadzieja - jak widać nie tylko boćwina tu był. Położyła na trawie ostatni z nabitych pistolców i za opatrywanie Michaiła się wzięła. Upadek spowodował dalsze krwawienie, Michaił był blady jak sama Panna Koścista, ale puls i oddech wyczuć się dało, więc nadziei nie traciła. Teraz gdy leżał mogła solidnie obwiązać ranę i szarpie z własnej, porwanej chusty zrobione założyć. Przydałoby się go obmyć, jednak nad potok więcej niż sto kroków było, wierzby i inne krzaki go porastały, więc wolała od rannego nie odchodzić, a sił by go przenieść nie miała.
Gdy skończyła, siadła przy rozłożonej na trawie broni i z niepokojem czekała kto się pojawi na polanie. Gdyby tak choć dwie dziesiątki kroków dała radę rannego przeciągnąć to w krzewach można by się ukryć, a tu jak na widelcu była. Ale co robić... Nie ostawi Michaiła bezbronnego.

Junior 15-01-2009 12:03

Gdy pierwsze strazły się rozległy, Dmitij zasiadł wygodnie opodal zwalonego drzewka. W gęstwinie takowej, że dojrzeć trudno go było, a nader to nikt koniem by się nie sforował.

Tedy kozaczysko poczęło przypatrywać się ciekawie. Tako lachom co to strzelać poczęli, a siec jako diabły jakowe. Bez słowa trza było uznać jak nie umiejętności to brawurę rycerzy co szli z Dimitrijem. Obydwaj pognali walczyć, strzelać, a najpewniej tam gdzie wroga kupa największa. Ha! Szczęśćiem musieli być obdarowani srodze, bo szło im wcale dobrze. Zasiadł sobie wygodnie na pieńku kozaczyna i nawet nie starając się ukryć, ale i nie wychgylając na step oglądał walkę. I jak bawiła go w sercu brawura rycerzy, tak po prawdzie co innego było w jego zastanowieniu. Któż to atakował?

Postaci konne to były, widać że po długiej gonitwie. Tedy spewnością w tumulcie tym co ogarnął Dimitrowy zagajnik, musiał uchodzić. Zaś za nim ruszyli ot czerń jakowa? Ale i po stroju i zachowaniu widać było że to brać z ukrainy. Znaczy się kozaki…

Widząc to zawahał się i nie ruszył ze swego miejsca. Bo przecie jeśli lachów ubiją to nic złego się nie stanie. A czy ich ataman bać się czego musi? Pewniej poczuł się Dimitrij widząc że nawet jak kupa grasantów to była to nijak na niego ręki podnosić nie winna.
Długo nie trwała walka. Coraz mniej widać było i coraz mniejs słychu. Znak że któżeś poległ licznie. Krzyki niewieście pozwalały sądzić któże to przeważa. Niewieście? Wszak Nuszyk być to mogła!

Zerwał się na tę myśl Dimitrij, bo jak któreś ginąć nie mogło to właśnie owe dziewcze. Przesadził w dwa susy zarośla i ruszył po polanie. Próżno. Właśnie mości rycerze wparli na nie i poczęli napierać na kozaki, które zdać się było obsadzili… drzewo jakoweś? Z którego niewieście krzyki jakowo to z bajkowej młodości wierzy księżniczce były darowane. Parsknął śmiechem Dimitrij i ruszył bliżej ku nim. Przesadził sobie samopał opierając na ramieniu i tak maszerował nie przejęty sytuacją.

Nie dziwota że i walka długo nie trwała. Czerń w duchu słaba była. Ech… szkoda że to nie prawdziwa brać kozacka. Wtedy by se lachy obaczyły czym jest kozak i gdzie miejsce czyje. Idąc tak przeszedł koło jednego martwego. Kopnął co by obejrzeć w pełni tak moderunek jak i samą postać. Nic. Nijak nie pozwalał sądzić któż to był. Młodzian o twarzy i ciele nie zaprawionym w bojach. Zginął w przestrachu postrzelon okrutnie. Leżał tak we krwi i wnętrznościach wydłubanych z trzewi bolesną kulą.

Widząc że nic tu nie wskóra, ruszył ku środkowi polanki. Tako się okazując jako postać bitką nie zmącona, z tym samym samopałem przez ramie przełożonym. Dalej gdzie obaczył swego drucha, który jako kazali konie prowadził.

Asenat 15-01-2009 13:06

- Waszmości tu sobie dworujesz, a ja jedna pomyślałam, coby na drzewo wliźć i obaczyć, ilu się ostało tych, co atakowali... takie to u was, Lachów, porządki, na hurra bij zabij, bez porządku i pomyślunku żadnego... - obruszyła się Tatarzynka do żywego i pod boki podparła. - Z czego się Dmitrij tak cieszysz? Tu płakać trzeba, ręce załamać!

Kozak pod wąsem mruknął coś jeno i do koni się obkręcił.

- Z drzewa żem uwidziała, że dwóch jeszcze konnych z lasu wychynęło, aleć trupy przede zagajnikiem spostrzegli i zawrócili... zbierać nam się trzeba, bo więcej ich być może. Taka to kolej rzeczy... panowie magnaty atamanów wzywają, wykłócają się z niemi miesiącami, a zdziczała czerń co karnej ręki nad sobą nie czuje, hula po Ukrainie jak po własnym gumnie! Panie Jacku, gdzie ci, co ich rezuny goniły? Ostał się kto?

- Panna to była, z Kozakiem starym, tam ich ostawiłem..
. - Litwin ręką wskazał.

- Samych?
- zmarszczyła się Nuszyk i w kierunku wskazanym ruszyła, dzięki czemu snadnie się okazało, co wesołość Dmitrija wzbudziło. Nuszyk z drzewa spadając przyodziewek sobie poszargała, i przez rozdarte hajdawerki na boży dzionek wyglądało udo i spora część pośladka.

Do uszu Hanny dotarły obrzydliwe przekleństwa, zajadłym głosem niewieścim cedzone, i prosto na nią z krzaków wyszła zaczerwieniona młoda Tatarzynka o podrapanej twarzy i w poszarpanym przyodziewku.

- A! - oznajmiło zjawisko i wyciągnęło sobie z bujnych włosów kilka patyczków. - Was to gonili?

- Nas.

Tatarzynka przyklęknęła przy dziewczynie i pobieżnie kozaka obejrzała.
- Wyżyje. Ruszać nam jednakże trzeba szybko, bo dwóch z tych, którzy za waćpanną gonili, zawróciło. Innych mogą ściągnąć. Ja jestem Nuszyk Achmatowicz, a to... - targnęła głową w kierunku krzaków, przez które przedarł się mości koroniarz, przesławny obrońca niewiast. - Mości Jerzy Głodowski. Bierzmy kozaka, to sługa tej tu waćpanny, mości Głodowski, i ruszajmy.

Gwena 15-01-2009 14:24

Głos był kobiecy, acz słowa do białogłowy nie pasowały. Akcent też jakiś dziwny, ani boćwiński, ani tutejszy ruski. Hanna wstała i z krócicą w ręku obserwowała krzaki skąd głos dochodził. Po chwili wychynęła z nich postać w podartych hajdawerach, drobna, czarna i skośnooka. Na jej widok obawy pierzchły, krócica za pas powędrowała.
- A! Was to gonili? - zapytała tatarka.
Hanna kiwnęła głową - Nas - i chciała coś więcej dodać gdy przybyła klękła przy Michaile bandaże badając. Po chwili głowę podniosła i przedstawiła się oraz jeszcze niewidocznego, przedzierającego się przez krze szlachcica. - Nuszyk Achmatowicz jestem A to Mości Jerzy Głodowski, bierzmy kozaka i ruszajmy w pościg - zaczęła komenderować wszystkimi.

Gdy Głodowski krzaki pokonał Hanna głos odzyskała
- Hanna Jakimowicz z Jakimówki, dziś o świcie dwór kozacy zdobyli - głos jej się załamał, po chwili zebrała siły i mówiła dalej - uciekamy od rana, tak, że konie zdrożone wielce, jak świeże macie to Wam nie ujdą zbiegi. Ale przy dworze ostał cały tabun czerni, jeno kilkunastu za nami pogoniło.

Na ponaglenia tatarki odparła - Dwóch zgonicie łacno, pomóżcie jeno nad strumień Michaiła przenieść, teraz muszę konie napoić i dać im się napaść, inaczej się ochwacą. A reszty i tak przed nocą nie ogarniecie - do Jakimówki prawie dzień drogi. Zresztą nie ma kogo ratować - obróciła się gwałtownie od przybyszy i rękę do ust wcisnęła.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:20.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172