lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Storytelling Grand Theft Auto] Gorączka w Liberty (18+) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/7893-storytelling-grand-theft-auto-goraczka-w-liberty-18-a.html)

Midnight 27-09-2009 22:56

Stan w ktorym sie znajdowal byl lekko mowiac, blogi. Z usmiechem na ustach przysluchiwal i przygladal sie pozostalym. Klutnia kochankow w kuchni sprawila, ze parsknal krotkim smiechem jednak z grubsza byla to jego jedyna wieksza reakcja. Powiedzial co wiedzial, pokazal co ma. Mial w dupie co z tym zrobia. Nawet powstrzymal sie od okraszenia imienia Ange cisnacymi sie na usta epitetami. Nie wspomnial tez co sadzi o umiejetnosciach plastycznych Chudej Dupy mr. Idioty Johnnego. Po co? Jak bedzie taka koniecznosc i sprzyjajaca sytlacja to czemu nie, ale teraz... Po cholere psuc sobie ten przyjemny odlot...
Slowa slodkiej Sue zbyl wzruszeniem ramion. Nastepnie zas przygarnal kobiete do siebie i zlozyl jej na ustach goracy, lekko pijanski calus.

- Kochanie... Martwilas sie o mnie? Bez obawy... Najwazniejsza czesc wyszla z bitwy zwyciesko. Masz ochote sprawdzic?..

Lekko przeciagal wyrazy ale co mu tam. Wkrotce mial powrocic na ziemie, a watpil w miekkie ladowanie, wiec.. Olac cieplym moczem.



*****



Mark czul jak powoli opuszcza go blogie uczucie lekkiego podpicia. Niestety zostawialo za soba brud z butow objawiajacy sie narastajacym bolem glowy i rozdraznieniem. Troche kiepski stan biorac pod uwage czekajace go zadanie. Co jednak mial robic. Caso latwo nie odpuszcza, a kazdy wie ze dobre lanie i flaszka lagodza obyczaje. Wniosek prosty, innego wyjscia nie mial. Teraz jednak wolalby chyba jeszcze kilka sierpowych w ten glupi pysk. Wygladalo na to, ze nawet udalo mu sie znalezc chetna do tego raczke. Nie mial jednak czasu ani ochoty na uzeranie sie z Sue. Nie rozumiala jego postepowania. Nie podobalo sie jej. Co go to kurwa niby obchodzilo. Miala zostac w samochodzie gdzie mogla sie im najbardziej przydac. Jeszcze tego brakowalo zeby przez checi wykazania sie podrzednej laluni mieli wpasc w lapy glin. Nawet dla niej nie mial zamiaru wracac za kratki wiec dobrze by bylo gdyby sie zamknela i poslusznie wykonywala rozkazy. Naturalnie mysli te pozostaly jedynie myslami.

- Jeszcze jak malenka.. Jeszcze jak...

Odpowiedzial z usmiechem jasno mowiacym gdzie moze sobie wsadzic swoje "ale". Nie czekajac na jej reakcje wysiadl z samochodu. Juz mial zamknac drzwi gdy niespodziewanie pochylil sie i dodal nieco gniewnym tonem.

- Tylko niech ci cos glupiego nie strzeli do glowy. Nie chcialbym zeby ci sie przytrafilo cos zlego malenka...

Po czym zatrzasnal drzwi i oparl sie o nie placami. Nie mial ochoty na rozmowy. Chcial w spokoju przeczekac do wieczora i miec ta cala akcje za soba. Wtedy wynagrodzi malej swoje zachowanie i jak dobrze pojdzie to sie niezle przy tym zabawi...

Bebop 28-09-2009 20:10

Opatrunek, wspólne dzieło Frank'a i Mamadou, nie wyglądał za dobrze, ważne jednak, iż chociaż częściowo spełniał swoją funkcje. Mallory rozsiadł się wygodnie na kanapie i zaczął oglądać jakiś program komediowy prowadzony przez Chris'a Rock'a. Kiedy cała banda była już obecna w mieszkaniu Mamadou, pojawił się również Johnny. Do ich wielkiego skoku pozostało już niewiele czasu, więc nadszedł czas by wreszcie zapoznać się z całym planem.

Na początku ruszyć do akcji mieli Frank i Siergiej, których zadaniem było podszycie się pod pracowników ochrony, wyłączenie kamer i otwarcie drzwi dla reszty. Oczywiście musieli zachować całkowitą dyskrecję i pełen profesjonalizm, wpadka była ostatnią rzeczą jakiej było im trzeba. Następnie Johnny i Angie mieli dostać się do szybu wentylacyjnego. Drobna pół-azjatka nie powinna mieć problemów z przemieszczaniem się w nim, więc to na niej spoczywał obowiązek przedostania się do gabloty z jajem Faberge. To był cały plan Johnny'ego i Frank miał nadzieję, że wszystko pójdzie jak po maśle.

***

Poczekali aż się ściemni, w galerii właśnie następowała nocna zmiana, więc kilka minut później Siergiej i Frank ruszyli do wejścia dla personelu. Dzięki przebraniom wyglądali dokładnie jak pracownicy firmy ochroniarskiej, lecz to nie dawało im właściwie żadnej gwarancji, wystarczyło bowiem by któryś z pracowników zerknął na ich twarze by zaraz potem wszcząć alarm. W każdym razie musieli zaryzykować.

Posłuchali rady Johnny'ego, opuścili głowy, zaciągnęli czapki tak, by jak najbardziej osłonić twarz i pomachali legitymacjami przed kamerą. Minęła pierwsza minuta, potem druga i trzecia, a drzwi wcale się nie otwierały. Na początku Frank pomyślał, iż jednak coś poszło nie tak jak powinno. Nagle jednak drzwi lekko się uchyliły i stanął w nich wysoki mężczyzna, niejaki Kurt Monbray, jak głosiła jego legitymacja.

- Znowu się zacięły - powiedział i spojrzał na plakietkę Mallory'ego - Co tam u twojej żony Tom? - mężczyzna jakby ugryzł się w język i rzucił w stronę Siergieja - To znaczy...sorry, nie chciałem Joseph, wiem ze to teraz temat tabu... Dobra, wchodźcie.

Fart! Innym słowem nie dało się tego określić, gdyby tylko ten mężczyzna przyjrzał się im dokładniej zapewne już sięgał by po broń, lecz on jedynie zerknął na ich legitymacje. Dzisiaj to cholerne szczęście wreszcie zaczęło im sprzyjać. Podbili karty po czym Monbray nie odwracając się za siebie zaprowadził ich do pomieszczania monitorującego. Siedzący tam ochroniarz w ogóle nie zwrócił na nich uwagi, za bardzo był zaangażowany spożywaniem kolejnego zestawu z Big Kahuna Burger. Nie wyglądał na człowieka, który zbyt poważnie podchodzi do swojej roboty, zamiast obserwować ekrany przedstawiające obrazy z różnych kamer, on wciąż zerkał na mały telewizor na którym leciał jakiś ostry film porno. Monbray klepnął go w ramię i usiadł obok.

- Wracając do tej opowieści Don, tamta laska miała już dość tego, że on ją bije, więc pewnej nocy weszła do jego sypialni i przykleiła mu fiuta do brzucha super klejem. Musiał przyjechać ambulans i odciąć chuja.


- Pewnie był zły w chuj - odrzekł Don po czym roześmiał się donośnie.

- A jak ty byś się czuł, gdybyś musiał, kurwa, stawać na rękach zawsze, gdy musisz się wyszczać? - nawet Frank nie wytrzymał i na jego twarzy pojawił się uśmiech - Aż mi się lać od tego zachciało, skoczę odcedzić kartofelki.

Siergiej od razy podążył za nim, więc oczywistym stało się, iż Mallory'emu pozostaje już tylko zająć się amatorem filmów pornograficznych. Wyciągnął pistolet i powoli podszedł do mężczyzny. Po raz kolejny nie docenił swego przeciwnika, Don najwidoczniej posiadał jakiś szósty zmysł, bo błyskawicznie obrócił krzesło i wytrącił Frank'owi broń. Widocznie ludzie pracujący w galerii tylko sprawiali wrażenie weekendowych ochroniarzy, w rzeczywistości byli jednak prawdziwymi zawodowcami.

Kilka sekund później stali już naprzeciwko siebie okładając się nawzajem pięściami. Byłemu graczowi hokeja walka nie była jednak obca, wręcz przeciwnie, ona właśnie była jego domeną. Kolejne ciosy zaczęły uderzać w twarz i brzuch Don'a, aż w końcu mężczyzna mocno się zatoczył i kompletnie stracił równowagę. Teraz cała inicjatywa należała już tylko do Frank'a. Prawy, lewy sierpowy, cios kolanem prosto w żebra i ochroniarz osunął się na ziemię, walka dobiegła końca.

- Nigdy więcej tego próbuj stary.

Obszukał dokładnie ochroniarza i zabrał mu jego pistolet, znalazł również kajdanki, którymi skuł ręce nieszczęśnikowi. Siergiej wciąż nie wracał z toalety, zapewne zrobił tam już jakąś totalną masakrę i teraz sprzątał po sobie. Frank zaczął po kolei wyłączać wszystkie kamery, na jednej z nich zobaczył idącego korytarzem Rosjanina.

- A więc już po sprawie - pomyślał - Koleś pewnie jest już w kawałkach, zaspokoił tę swoja pieprzoną żądzę krwi, cholerny świrus.

Już miał wyłączyć także i ten ekran, gdy zobaczył, iż tuż za Siergiejem otwierają się drzwi żeńskiej toalety i wychodzi z nich najwyraźniej również należąca do ochrony kobieta. Rosjanin nawet nie zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, babka miała trzeba przyznać sporo krzepy i wciągnęła go z powrotem do żeńskiej ubikacji. Frank nie miał możliwości sprawdzić co działo się dalej, gdyż żadna z kamer nie była tam umieszczona.

Powinien pójść mu z pomocą, lecz po krótkim przemyśleniu sprawy po prostu sobie odpuścił. Cały skok mógł się spieprzyć przez tą wpadkę, ale przynajmniej świat będzie lepszy bez takiego mordercy jak Siergiej. Należało się skurczybykowi i tyle. Co prawda Mallory liczył raczej, iż sam zakończy marny żywot Siergieja, ale z drugiej strony nie obraził by się gdyby go ktoś w tym wyręczył.

Wyłączył wszystkie kamery i zabrał kasety na których mógł być uwieczniony. Następnie ominął zabezpieczenie i otworzył drzwi dla pozostałych członków ekipy. Wywiązał się ze swojego zadania, pozostało mu już tylko powiadomić o tym pozostałych.

- Ok Mark, droga wolna - powiedział przez krótkofalówkę.

Libertine 28-09-2009 23:29

Wędrowaliśmy z Frankiem przez chwile ulicą, chłopak miał najwyraźniej uraz. Przynajmniej taki wyraz przedstawiała jego facjata, nie chciał odezwać się ni słowem. Dźwięk roboczych butów stykających się z betonowym podłożem uderzał rytmicznie w nasze błony bębenkowe. Cała akcja jakoś jeszcze nie podeszła mi jeszcze jakoś do serca. Podeszliśmy do dużych metalowych drzwi z kamerką obok. Ciekawe czy ten plan miał jakiekolwiek szanse powodzenia.
Uniosłem za Frankiem plakietkę do góry i poprawiłem czapkę. Zacisnąłem mocniej dłoń na rękojeści spluwy. Mimo małego opóźnienia szybko dostaliśmy się do środka. Najwidoczniej plany tego idioty działał ha!

- Znowu się zacięły - powiedział i spojrzał na plakietkę Mallory'ego - Co tam u twojej żony Tom? - mężczyzna jakby ugryzł się w język i rzucił w moja stronę
- To znaczy...sorry, nie chciałem Joseph, wiem ze to teraz temat tabu...
Dobra, wchodźcie.

Podążyliśmy jego śladem w kierunku pokoju z kamerami i stanęliśmy przy drzwiach. Siedzący mężczyzna najwyraźniej nie odrywał wzrok od pornola, w którym jak zdarzyłem się przyjrzeć, dwóch murzynów napastowało mała azjatkę.



- Wracając do tej opowieści Don, tamta laska miała już dość tego, że on ją bije, więc pewnej nocy weszła do jego sypialni i przykleiła mu fiuta do brzucha super klejem. Musiał przyjechać ambulans i odciąć chuja.

- Pewnie był zły w chuj - odrzekł Don po czym roześmiał się donośnie.

- A jak ty byś się czuł, gdybyś musiał, kurwa, stawać na rękach zawsze, gdy musisz się wyszczać? Aż mi się lać od tego zachciało, skoczę odcedzić kartofelki.

-Tylko nie bawcie się za długo, ktoś musi pilnować to zasrane miejsce. – rzucił w moja stronę

Ciekawe, co to kurwa miało znaczyć. Ruszyłem jego tropem.

***

Michał Lorenc - Bandyta - Requiem Balkanskie - GraMuzyka.pl - Zupełnie darmowa, szybka wyszukiwarka mp3

Biały tunel, czułem… ogromne dobro przepełniające me ciało…

-Boże… - rzekłem otulając się bezkresną bielą.
Wielka majestatyczna postać starca owiniętego biała szatą siedziała na tronie, pośród aniołów naprzeciw mnie. Uśmiechała się z wolna z pod wąsa.

-Boże… - powtórzyłem wpatrując się w jego białe bezkresne oczy, pomarszczoną cerę, zakrzywione brwi. Chełpiłem się jego olbrzymim ciepłem, kojącym kocem, jakim mnie tulił.

-Mike’ku Westwoodzie, uważasz, że byłeś dobrym człowiekiem? - Najwyższy niczym kamienny posąg rozdzierał me serce samą prezencja, a przy wypowiedzeniu tych słów jego usta ni drgnęły. W jego obliczu było coś dzikiego. Coś męskiego…

-Tak… znaczy się Panie, miałem być lepszy. Chciałem być lepszy, ale ten bydlak Joseph… Boże czemu uśmierciłeś mnie w ten sposób?

-W jaki? Wybacz, akurat oglądałem mecz Lakersów. Nie jestem zbyt dobry w robieniu wielu rzeczy na raz. – „Statua” wciąż pozostawał niewzruszona, może wytrawny pokerzysta dostrzegłby mały uśmiech w kąciku.

WTF? Zachwiało to moim całym światem, widać „Bóg” nie jest takim jak Go opisywali. Psia krew, jak tu ratować dupsko od wiecznego piekła. Pomocy! – myśli obijały mi się o płat czołowy jedna po drugiej.

-Opowiadaj, na 20:00 mam ustalone spotkanie z Pamelą Anderson.

Dziki śmiech, mieszanina uczuć i te żarty...
Poczucie bezpieczeństwa i dobro otulające mnie znikło, moja maska została zrzucona. Stanąłem nagi, w swym zakłamaniu, w swej obrzydliwości. Takie uczucie przynajmniej pokazywała twarz „Boga”. Pojawiła się wielka wola przetrwania… Zacząłem opowiadać

-Tak, więc Panie… graliśmy z chłopakami kolejna partie w pokera, kiedy przyszedł Kurt. Wygrał parę partii, minęło kilkanaście minut. Byłem tutaj zaledwie pierwszy raz, dostałem jednodniowe przeniesienie z galerii na Wide Street z racji tego jaja. Panowie z Hatton Garden często urządzali sobie wieczorki karciane, znane były wśród wielu ochroniarzy z naszej firmy. Nagle jakiś facet wszedł do środka. Kurt jednak nawet nie podnosił głowy do góry, wpatrywał się w emocjach w karty, talia szła mu dzisaj nieźle, rzekł tylko.

-Ale mam dzisiaj szczęście! A oto nasz najlepszy gracz, poznajcie się. Mark – Joseph, Mike – Joseph, Gerard – Joseph. Zawsze przychodzi po mnie i potem tracę cała pule! – warknął śmiejąc się i obracając wzrokiem po kartach leżących na stole.

-Siemasz Joseph – powiedziałem razem z 2 innych ochroniarzy wpatrując się w niewysokiego mężczyznę z daszkiem, którego cień akurat padał mu na twarz. Spojrzałem w karty, potem jeszcze na gościa. W prawej dłoni już trzymał spluwę, ładował kulę za kulą, próbowałem się schować, bądź złapać za gnata. Ale był za szybki, skurwysyn był diabelsko szybki…

-Nie obrażaj szanującego się chrześcijanina! – powiedziała majestatyczna postać, uniosła kciuk bokiem, a po chwili wiwatów ze strony aniołów skierowała go ku dołowi…

***

-Miło mi, jestem Siergiej, a nie Joseph- odpowiedziałem do powyginanych trupów siedzących przy prowizorycznym stole w kiblu. Zakrwawione karty, odór moczu, wprost idealnie. Uśmiechnąłem się szeroko słysząc dziwny głos – Brawo Siergiej…- Zawsze byłem ciekaw, czyj on jest….

Przeszukałem jeszcze kible, obszedłem powoli, cały gmach, w końcu wpadłem na koniec do męskiego jeszcze się odlać i kiedy wychodziłem kierując się do „Staff roomu” usłyszałem kobiecy głos za moimi plecami.

-Rzuć broń, ręce na głowę i kroki powolne kroki w tył.

-Spokojnie madame, już idę – rzekłem i wykonałem polecenia, skierowała mnie wciąż tyłem do damskiej toalety, potem uderzyła trzonem pistoletu mi w łeb i celnym kopniakiem w jądra usadziła mnie na posadce, wciąż celując mi w pysk.

stibium 01-10-2009 20:57

Kiedy Frank i Siergiej poszli załatwić sprawę z ochroniarzami, reszta siedziała w zaparkowanym po drugiej stronie ulicy Cadillacu. Na zewnątrz było już ciemno, trochę padało i Angie pomyślała z zadowoleniem, że parujące studzienki po raz pierwszy są na swoim miejscu. Włączyła radio.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=4pAE5G5OBzw[/MEDIA]


Minęło paręnaście minut, spiker zdążył przypomnieć wyniki ligi i jutrzejszą pogodę, jedyne rzeczy, które naprawdę liczyły się dla słuchaczy. Radio łapało z Broker.


- Słyszeliście? Zapowiadają na jutro ładny poranek… Myślicie, że gdzie wtedy będziemy?


Angie próbowała trochę rozrzedzić atmosferę w samochodzie, ale w tym momencie zauważyli, jak boczne drzwi otwierają się i pojawia się w nich Mallory. Zapalił papierosa i schował się z powrotem do środka; Johnny spojrzał tylko na Angie i Marka, złapał dużą czarną torbę i wyszli z samochodu. Trzasnęli drzwiami. Zaczęło się.


Drzwi znów otworzył Frank; Angie zastanawiała się, jak właściwie poradzili sobie z ochroną. Zadarła głowę, ale w twarzy Mallory’ego nie było nic, zresztą, nie na tym powinna się teraz skupiać. Miała tylko nadzieję, że w jutrzejszej gazecie nie przeczyta o jatce w Hatton. Była dość podekscytowana wszystkim tym, co działo się naokoło, ale z tyłu głowy nie dawało jej spokoju pytanie, kiedy to właściwie przeszła na zawodowstwo? Albo: czy w ogóle?


Johnny ustalał szczegóły z Frankiem i Krainem, wielkim panem specjalistą od przyjścia na gotowe. Równie dobrze mogła spodziewać się po nim, że w swojej głupocie zacznie świrować, bawić się w sukinsyna, która myśli że przechytrzył wszystkich. Tylko jaki mógłby mieć plan? Liczyć na to, że powystrzelamy się nawzajem, kazać pięknej Sue wciskać gaz do dechy aż do Alabamy, a później co? Sprzedać jajo na eBayu? Nie, Krain, taki głupi nie jesteś. – Angie potrząsnęła głową i uśmiechnęła się na samą myśl, że coś tak idiotycznego mogłoby im się przytrafić po wszystkim – A jednak – pomyślała, sięgając dłonią za pasek – będę mieć oko na was wszystkich, misie, lepiej żebyście mieli czyste rączki. Podobno Colt nigdy nie zawodzi.


Gdy przechodzili obok kanciapy, przez szybę w drzwiach zauważyła powiązanych strażników. No i dobrze, byle tylko nie narobili problemów później.


- Hej, Frank, myślisz że to dobry pomysł tak zostawiać ich bez obstawy? No wiesz, te ciecie zawsze mają swoje specjalne gorące linie z glinami, wciśnie taki guzik i jesteśmy ugotowani… Poza tym, kurwa, zrobiliście to bez kominiarek?!


Strażnicy leżeli nieprzytomni, więc przynajmniej ona, Johnny i Krain nie mają co liczyć na szkice swoich podobizn w gazetach. Za to ładna buźka Mallory’ego powinna chyba zainteresować się ofertą last minute Aero Venezolana… Jeżeli nie chce przekonać się na własnej skórze, co to właściwie znaczy enforcement agency.


Na wprost był jeszcze korytarz do kibli, ale skręcili przed nim w prawo, na schody.


- Nieźle tu wieje – krzyknęła do Johnnego, gdy znaleźli się na dachu. Wszystko to traktowała tak, jakby działo się we śnie, bez paniki, po prostu robiła to, co miała zrobić. Jak na gimnastyce w szkole, wykonujesz polecenia trenera i nawet nie bierzesz pod uwagę tego, że może się nie udać. Z kratką od zakończenia wentylacji poszło łatwo. Johnny podał jej linę, drugi koniec przywiązali wcześniej do jakiegoś żelastwa, poza tym, miał ją asekurować. Lina miała chyba z 50 metrów długości i cała buchta była strasznie ciężka, ale według ich przewidywań znajdowali się prawie dokładnie nad salą z jajem. Angie zasalutowała po polsku, dwoma palcami i zniknęła w otworze. We właściwym szybie, po opuszczeniu się, mogła poruszać się co najwyżej na czworaka, do tego rękawiczki, latarka, lina, krótkofalówka i cholerne ustrojstwo od alarmu… Zrobiło się gorąco i duszno, a do tego okazało się, że projektant przewidział w szybie fantazyjne obniżenia, podniesienia oraz uskoki. Przeczołgując się nad każdą kratką widziała wnętrza i starała się wyobrazić sobie, jak przebiega rozkład sal.


*


Serce podeszło jej do gardła, gdy znalazła się nad kiblem. Podziurawione, poszarpane ciała cieciów, karty, krzesła porozrzucane na podłodze jak po sobotniej imprezie rano. Z tym, że nie było tu żadnej imprezy, był jakiś morderczy bal; nie myślała, że Mallory był tego typu tancerzem… I gdzie Siergiej? Wielkiego też załatwił? Angie oblał zimny pot, w klaustrofobicznym tunelu wentylacji nie wiedziała już, czy ma iść do przodu, do tyłu, wyskoczyć przez kratkę; czuła, jak wszystkie komórki w jej mózgu jeżą się, gdy patrzyła na prowadzącą przez środek podłogi szeroką, czerwoną smugę, jakby ktoś ciągnął coś wielkiego; wstęga prowadziła za drzwi… Angie wiedziała, że zachowuje się nie tak, nie tak, jak powinna. Co miał zrobić? Ogarnij się, nie jesteś kurwa dzieciakiem żeby spierdolić teraz na widok tych frajerów… - z zamkniętymi oczami i zaciśniętymi pięściami powtarzała sobie leżąc nad kratką - Plan nie nawalił, Frank musi być w porządku, gruby pewnie sprząta teraz cały ten szit, wszystko idzie tak… Na co niby liczyłaś? Na kurwa królewskie powitanie?!


Trochę ochłonęła i spojrzała jeszcze raz w dół. Dwie dziewiątki i dwie damy. Miałeś prawie szczęście, biedaku.


To wszystko trwało parę minut; doczołgała się wreszcie do sali z jajem i lekko drżącymi rękoma odkręciła kratkę wiertareczką, w którą wyposażył ją Johnny. Wciągnęła ją do szybu i wyjęła krótkofalówkę, żeby powiedzieć Johnny’emu, że schodzi. Była wyłączona, jak kukła. Miała nadzieję, że lina nie przetrze się, owinęła się wokół niej i lekko zawahała, spuszczając się w dół… Wciąż była w niezłej formie, w końcu nadal potrafili z Charliem stoczyć walkę kung fu w kuchni; zauważyła przy ścianie czujnik i nie myślała o niczym, cała była teraz małym białym urządzeniem, które trybiło chwilę, po czym… Niewielki wyświetlacz na ścianie wskazał System reset.


Wylądowała miękko na ziemi… Wszystko wydawało się w porządku. Pora zameldować to rzeźnikom.

Midnight 03-10-2009 14:51

Mark siedzial w samochodzie obok Sue i wpatrywal sie w swiatla latarni za szyba. Planowal, rozmyslal, planowal.. Gdy nadszedl czas na dzialnie byl gotowy. Zgarnal pare czarnych rekawiczek z tylnego siedzenia po czym rzuciwszy ostatnie, ostrzegawcze spojrzenie dziewczynie, ruszyl za reszta.
Chlopaki wywiazali sie z zadania. Mark z uznaniem pokiwal glowa widzac zwiazanych straznikow i wylaczone kamery. Ange z Johnnym zdazyli zniknac z pola widzenia, wiec i on ruszyl powoli w kierunku sali z jajem. Znow planowal. Sadzac po tym co zobaczyl zadne z nich nie zatroszczylo sie o tak podstawowa sprawe jak odciski palcow. Dodatkowo istnialo dosc duze prawdopodobienstwo, ze straznicy widzieli twarze Franka i Siergieja. Trzeba bylo sie tym zajac. Na dodatek ruska gdzies wcielo. Nie mial zamiaru pytac o niego. Nie bylo czasu na poszukiwanie faceta.. Narazie.

- Trzeba by tu posprzatac.

Powiedzial przygladajac sie straznikom. Byli przytomni ale zwiazani wiec pojdzie latwo. Wyjal noz.

- Jak masz slabe nerwy lub zoladek to lepiej wyjdz.

Jeszcze mu tylko kolorowego pawia na podlodze brakowalo. Nie zawracajac juz sobie glowy Frankiem podszedl do mezczyzn.

- No panowie pora na lulu...

Zaczeli sie wyrywac probujac.. uciec? Kiepski i raczej malo realny pomysl. Dobrze, ze chociaz mieli kneble w ustach bo jakos nie mial ochoty wysluchiwac historii o zonie i dzieciakach czekajacych w domu. Chwycil blizszego pod brode. Skrzywil sie z niesmakiem gdy ze strachu puscily mu zwieracze. Zeby niepotrzebnie nie przedluzac pociagnal nozem po jego gardle. Z rany natychmiast trysnela krew. Nie zwracajac na nia uwagi przeszedl do drugiego, ktory najwyrazniej zemdlal. Tym lepiej dla niego. Drugie ciecie, kolejna kaluza. Otarl bron o ubranie jednego z nich po czym wsunal ja do pochwy.

Droge do sali znal na pamiec. Siedzac w aucie pokonal ja wystarczajaca ilosc razy by bezblednie trafic pod wlasciwe drzwi. Teraz zas oparl sie o nie czekajac spokojnie na znak od Tyleczka Johnnego. Nie chcial ryzykowac wlaczenia alarmu poprzez otworzenie drzwi bez jej pozwolenia. Tego by tylko brakowalo...
Stojac myslal o Sue. Dziewczyna sprawiala wrazenie wscieklej niczym cala chmara os. Trzeba bylo wymyslic sposob na jej udobruchanie. Moze kolacja przy swiecach? Najlepiej bez ostrych narzedzi w poblizu. Z drugiej strony znacznie latwiejsze by bylo olac ja i jej fochy, a zamiast tego skoczyc do burdelu. Milo, przyjemnie, chetnie i profesjonalnie. Ciezki wybor.
Na jego szczescie lub i nieszczescie nie dane mu bylo wybrac w spokoju.

- Lapki na kark przystojniaku.

Podniosl powoli glowe pozwalajac by swiadomosc, ze dal dupy, doszla do jego tepej mozgownicy. Kurwa...

- Wedle rozkazu slicznotko.


Powoli, spokojnie uniosl rece i zalozyl dlonie na kark. Obojetnie przygladal sie jak lalunia kopniakiem posyla Siergieja w jego strone. Facet nie wygladal najlepiej. Podobnie rzecz sie miala z czarna dziura wylotu lufy pistoletu trzymanego przez strazniczke. Jak na jego gust moglaby trzymac go wycelowanego w cos innego niz jego wlasne jaja.

- Ilu jeszcze?

- Dwoch ci nie wsytarczy? Nie ma to jak pani wladza o niewyzy....


Nie dokonczyl. Nie zdazyl sie tez uchylic. Celny kopniak miedzy nogi skutecznie ostudzil jego rozpalone slownictwo.

- Kurwa...

- Lepiej uwazaj czym myslisz bo mozesz to stracic.. Teraz...


Ona nie dokonczyla. Mark zas mial ochote wycalowac chuda dupe Ange za jej idealne wyczucie czasu. Glos dziewczyny dobiegajacy z krotkofalowki na chwile oderwal spojrzenie kobiety od Kraina. Blad. Mark spial sie i skoczyl. W zwolnionym tepie widzial jak strazniczka dostrzega swoj blad, unosi bron celujac w napastnika, zaciska palec. Pada strzal. Szarpniecie w lewym boku informuje go o fakcie trafienia. Jednak za pozno. Oba ciala laduja na lsniacej posadzce. Impet uderzenia wydziera kobiecie powietrze z pluc. Krain jednak nie ma zamiaru dac jej wystarczajaco duzo czasu na ponowne jego zaczerpniecie. Silny cios w glowe pozbawia ja przytomnosci. Jednak widziala jego twarz. Widziala twarz Siergieja.

- Przykro mi malenka.

Podnosi sie na tyle by wyjac noz ukryty w nogawce spodni. Krotki blask. Szybkie ciecie. Cialo pod nim wstrzasaja drgawki. Jeszcze chwila. Kilka ostatnich. Wreszcie zamiera w smiertelnym spokoju.
Mark powoli podniosl sie z kleczek. Z niesmakiem spojrzal na krew lsniaca na rekawicach, spodniach i koszuli. To byly dobre, markowe ciuchy. Niech to szlag trafi... Przynajmniej byly czarne wiec nie bedzie to takie widoczne. Nie mial jednak chwili do stracenia. Strzal, chociaz cichy, mogl zaalarmowac kogos z zewnatrz. Bylo to malo prawdopodobne, ale mozliwe i wystarczylo by zaczac myslec i dzialac. Odpial pek kluczy od paska strazniczki i rzucil go w kierunku ruska. Mial nadzieje, ze facet poradzi sobie z rozkuciem kajdanek. Jak nie... To juz jego sprawa. Krain mial co innego na glowie.
Drzwi do sali otworzyly sie bez wiekszego klopotu.

- Zmywaj sie.

Rzucil w strone Ange po czym ruszyl w kierunku szklanej gabloty. Nie mial czasu sprawdzac czy nie zawiera dodatkowych zabezpieczen. Na szczescie nie zawierala. Laser cial skutecznie i szybko. Bedzie musial postawic Caso butelke czegos lepszego niz to gowno, ktore u niego pili.
Dokladnie trzy minuty i czterdziesci siedem sekund pozniej trzymal w swoich zakrwawionych dloniach jajko Faberg'a. Jak dla niego akcja byla zakonczona. Co prawda nie zaszkodziloby podpalic ten kurnik dla zamaskowania sladow.. Wlasciwie nie byla to znowu taka glupia mysl....

traveller 05-10-2009 19:35

Bohan

-Portfel mówi, że to niejaki Jack Black, 28 lat. Gość pewnie myślał, że ma niezłego farta. Spaść z takiej wysokości i przeżyć. Na jego miejscu chyba żałowałbym, że tak się nie stało.


Drzewa owijała żółta policyjna taśma powiewająca lekko na wietrze. Gapie gromadzili się przed miejscem zdarzenia mimo późnej pory, także z większości okien w bloku można było wychwycić ciekawskie spojrzenia sąsiadów. Jeden z policjantów zabezpieczał właśnie dowody zbrodni. Zakrwawione kije do bejsbola, jakie dwóch Latynosów wyrzuciło w pośpiechu uciekając na widok nadjeżdżających radiowozów.

-Trzeba posprzątać ten burdel i zawieźć tych cwaniaków na komendę i to szybko zanim zjawią się sępy z prasy.


Policjant spojrzał kolejny raz na pewnych siebie drągali tkwiących w kajdankach na tylnich siedzeniach radiowozu.

-Chłopaki, lepiej zróbcie to szybko, jest zgłoszenie dla wszystkich jednostek na Algonquin, Hatton Gardens.

Krzyknął kolejny gliniarz z szoferki.

-Wszystkie jednostki? To chyba jakaś poważna sprawa.

Ku zdziwieniu swojego partnera jego kolega nie skomentował całe sytuacji. Zdjął tylko czapkę i po chwili zastanowienia sięgnął po telefon komórkowy.

-Lepiej zadzwonię do Lindy powiedzieć, żeby nie czekała z kolacją.

---

Hatton Gardens

Angie i Frank przyglądali się jak promień lasera bez problemu przechodzi przez wzmacniane szkło otwierając im drogę do celu. W pokoju było kilka innych rzeczy, ale nawet komuś znanemu lokalny rynek jak Angie ciężko byłoby spieniężyć cokolwiek po tak głośnym skoku. Z całą pewnością skok będzie głośny biorąc pod uwagę, fakt, jaki bałagan po sobie zostawili. Cichy szum krótkofalówki w kieszeni Azjatki odwrócił jej uwagę od tego, co działo się w pomieszczeniu. Nikt nie zauważył jak trochę wyciszyła pokrętło i przyłożyła sobie ją do ucha.

-Angie jesteś tam? Słuchaj mnie uważnie…

W tym czasie Mark przebił się już przez szkło i wyjął skarb Romanowów. Przez chwilę wspólnie z Markiem podziwiali słynną Dolinę Lili. Po czym Mark schował ją do małej torby z której wyciągnął laser.

Frank miał podobne myśli do Kraina, trzeba by podpalić to miejsce i to jak najszybciej. Tym bardziej zdziwił wspólnika wypowiadając na głos to o czym sam myślał.

-Trzeba by wszystko puścić z dymem Mark. Tylko jak podpalimy to miejsce tak, żeby mieć pewność, że zatrzemy wszystkie ślady?

-Taa wiem. Daj mi chwilę pomyśleć.


Siergiej był wciąż nieprzytomny, przynajmniej na takiego wyglądał. Wydawało się, że ta policjantka dała mu nieźle popalić. Nikt z grupy nie palił się żeby mu pomóc, najwidoczniej nie darzono go szczególną sympatią.

-Cholera nie możemy go tu zostawić, Frank obudź go.

-Sam to zrób, co ja jestem?

-Angie?

-Hmm tak?

Wyłączyła całkowicie krótkofalówkę i schowała ją za plecami zanim obaj mężczyźni odwrócili się w jej stronę. Nie usłyszała wszystkiego, ale dość. Podeszła do Rosjanina i klęknęła obok przez chwilę sprawdzając puls.

-Oddycha, ale nie wygląda to dobrze. Frank potrzebuję twojej pomocy żeby go przenieść.

Mallory zaklął jakby samo zbliżanie się do ruska napawało go wstrętem. Schylił się zakładając sobie za szyję rękę grubasa.. Nie spodziewał się, że mężczyzna może być aż taki ciężki. Przeciągnął go do wnętrza sali nawet nie bardzo wiedząc czemu ale widać Angie miała jakiś plan. Ależ on był ciężki, pomyślał w momencie kiedy ugięły mu się nogi i wraz z Siergiejem poleciał bezwładnie na podłogę.
Zanim Mark zdążył zareagować w rękach Angie zamajaczył Smith&Wesson, którego przecież sam jej załatwił. Kolbę miał zakrwawioną od ciosu w potylicę Franka. Dziewczyna odbezpieczyła broń, nie sądząc wcześniej, że będzie musiała jej dzisiaj użyć.

-Co jest kurwa?

-Ani drgnij Krain, to nic osobistego naprawdę.

Zastanawiał się czy zdąży uskoczyć, czy zdąży zrobić cokolwiek zanim z czarnej lufy wystrzeli pocisk robiąc jeszcze jedno dzieło sztuki. Ryzyko było zbyt duże, zaskoczyła go. Nie spodziewał się tego, dziewczyna może była chudą tyłeczkiem, ale broń trzymała jak zawodowiec.




-Zabiję cię suko, zaraz potem jak wybiję wszystkie ząbki twojemu kochasiowi. Razem to uknuliście mam rację?

-Nie zagaduj mnie Krain.. Mówiłam, że to nic osobistego, mi też nie podoba się to, co muszę zrobić. Rzuć mi jajo. Hej! Ręce w górze, nie żartuje. Po prostu kopnij do mnie tą cholerną torbę.

Zrobił to o co prosiła bez słowa sprzeciwu. Założyła ją sobie za ramię i uniosła do ust krótkofalówkę.

-Ok. Johnny, możesz działać.

Momentalnie na wszystkie wejścia do sali spadły kurtyny z krat, odcinając małą Azjatkę od trzech niebezpiecznych, ale może trochę zbyt pewnych siebie mężczyzn. Syrena alarmowa zagłuszyła wszystko, ale Mark nie miał wątpliwości co odczytał z ruchu warg kobiety.

-Ciao chłopaki.

Przyłożyła dłoń do podbródka i posłała przez kraty buziaka w iście hollywoodzkim stylu.. Biegnąć na dach mogła przysiąc, że słyszy groźby Marka nawet mimo alarmu rozbrzmiewającego z całą mocą. Rzeczywiście trzeba było się już zmywać. Miała nadzieję, że Johnny ma dobry plan żeby wyszli z tego cało. Okazało się, że i tym razem jej nie zawiódł..

-- -

W tym samym czasie niedaleko galerii

Strzał? Sue wyraźnie słyszała strzał i to prawie na pewno strzelał ktoś wewnątrz galerii. Może jej się zdawało, ale... Zapaliła silnik gotowa na dwie możliwe sytuacje. Lepiej dmuchać na zimne. Miała wrażenie, że lada moment cała grupa wyskoczy wraz z jajem Faberge przez frontowe drzwi niczym w jakimś gangsterskim filmie. Tak się jednak nie stało. Zaczęła brać poważniej drugą możliwość, jeśli tylko zobaczy ślady obecności policji to znika stąd i wraca następnym samolotem do Anglii. W dodatku, czemu oni do cholery nie wyłączyli świateł, cała galeria świeciła się jak świąteczna choinka. Johnny chyba jednak nie pomyślał o wszystkim. Minuty dłużyły się niemiłosiernie, chciała włączyć radio, ale myśli i tak za bardzo zbaczały jej na boczne tory, musiała być przecież gotowa. Chwilę później była już pewna – ktoś włączył alarm.
Czyli coś poszło nie tak, powinna zaraz odjechać i nie oglądać się za siebie, została jednak sama nie wiedząc czemu. W dodatku była zła na samą siebie, że w takiej chwili naprawdę martwi się o Kraina. Wkurzył ją, ale nie wiedziała jakby zareagowała gdyby miała go już więcej nie zobaczyć. W sumie to nie była jeszcze żadna wielka miłość, ale miał w sobie coś, co sprawiała, że mogła mu zaufać. Mimo, że nie powinna i to nie tylko, dlatego, że było to nieprofesjonalne, kiedy razem pracowali. Zaraz… Myśli przerwało jej to, co właśnie zobaczyła albo wydawało jej się że zobaczyła. Było ciemno, ale wzrok miała dobry i mogła przysiąść, że ktoś właśnie zjechał na linie w głąb parku.

-Proszę wysiąść z samochodu bez żadnych gwałtownych ruchów.

Świetnie, po prostu świetnie. Za dużo myślisz dziewczyno upomniała w duchu samą siebie widząc przed sobą zdeterminowanego policjanta z bronią wcelowaną w jej głowę.

-- -

Apartament gdzieś w Algonquin

-Co jest? Czemu przerwali mecz?

-Kotku... Proszę połóż się obok i wyłącz już ten telewizor.

Ponętna blondynka, będąca w dodatku grubą szychą w ratuszu, teraz odpływała w jego łóżku po tym jak koka przestawała działać.

-Po prostu się zamknij. Nic nie rozumiesz. To wielka a gra kochanie. Rekiny dostaną dziś po dupie od kaczorów a ja wzbogacę się o parę ładnych patyków.




- Dobry wieczór państwu, przerywamy program by nadać relację specjalną z Hatton Gardens gdzie jest Nick Kaczmarsky. Czy możesz nam powiedzieć o co chodzi Nick?

-Nie jesteśmy pewni Ron, ale coś stało się na pewno. Policja jest tu blisko od godziny, wiadomo że na miejscu są także sanitariusze pogotowia, obecność Seana Phillipsa znanego koronera wskazuje, że są ofiary w ludziach. Tą hipotezę zdaję się fakt, że są świadkowie, którzy słyszeli strzały wewnątrz budynku. Powtarzam wewnątrz budynku. Jeśli chodzi o to co mogło mieć tu miejsce to chciałbym przypomnieć, że aktualnie galeria w Hatton Gardens wystawia zbiory prywatnego kolekcjonera Borysa Bodynowa. Wśród których znajdują się słynne na całe świat jaja Faberge. Dotychczas nie udało nam się uzyskać komentarza od dyrektora galerii. Wciąż czekamy także na oficjalne oświadczenie policji w tej sprawie.

-Dziękuje Nick, będziemy na bieżąco śledzić dalszy ciąg tej fascynującej sprawy. Za chwilę dalszy ciąg meczu, zostańcie z nami.

Rob wyłączył odbiornik zupełnie zapominając o tym, że był w środku oglądania meczu. Postawił dziś sporo kasy na Anaheim, to jednak nie miało znaczenia. Wiedział, że w tą robotę zamieszany jest jego stary znajomy, a jeśli jego przypuszczenia się potwierdzą to psy mogą dobrać się także do niego.

-Krain ty idioto…

---

Gdzieś w Lancaster

Nikt za nimi nie jechał, udało im się dość łatwo, może trochę za łatwo, ale czy nie tak myśli każdy przestępca, któremu się udaje zbiec z miejsca przestępstwa? Nutka niedowierzania, zahaczająca o paranoję. Tu nie ma czasu na radość. Mieli jajko, ale to tylko częściowo rozwiązywało ich kłopoty. Bez mrugnięcia okiem poświęcili całą resztę ekipy. Bądźmy szczerzy, oni zrobiliby tak samo w tym fachu każdy zna ryzyko. Nie znaczyło to, że jak spotkają ich ponownie to będzie to coś w stylu zjazdu rodzinnego. W dodatku oboje mieli do spłacenia długi u niebezpiecznych ludzi. Angie zagryzała wargi, zaufała Johnnemu przez wzgląd na dawne czasy, ale ta sprawa była poważna. Zaskoczył ją tym mimo wszystko, nie spodziewała się, że stać go na taki plan. Sam Johnny kazał jej czekać, sam palił papierosa i najwyraźniej także zmagał się z własnymi myślami. Po jakiś 20 minutach w alejce pojawił się brązowy sedan z kremowym odcieniem dachu. Angie bez zdziwienia zauważyła, ze już widziała tego mężczyznę. Ten sam wręczył Johnnemu tajemniczą paczkę, która najpewniej zawierała urządzenie, które umożliwiło im dostanie się do jaja. Mężczyzna nie budził zaufania, na odległość pachniał policją a takie rzeczy po prostu się czuję. Nawet ten obleśny zaniedbany wygląd, pewnie już dawno nie miał żadnej kobiety.



Wszystko zaczynało do siebie pasować, na jej miejscu niewiele osób miałoby wątpliwości. Ona jednak nie chciała w to wierzyć. Znała Johnnego od małego, więc to, żeby współpracował z glinami nie wchodziło w grę. Cichy głos w jej głowie, który usilnie starała się ignorować mówił jednak, co innego. Przez jakiś czas był w Europie, trochę się nie widzieli a ludzi się zmieniają.

-A to kto?

-Przyjaciółka, nie przejmuj się nią, jest ze mną.


-Johnny Johnny..

Mężczyzna kręcił głową z dezaprobatą drapiąc się ręką po gęstej brodzie. Nie wyglądał na faceta, który powinien dawać innym rady.

-Okay, masz jajo?


-Tutaj.

Wyjął z kieszeni najcenniejszą i najstarszą rzecz jaką kiedykolwiek miał w rękach i jakby to było nic rzucił gliniarzowi do rąk.

-Oczywiście wiesz, że to fałszywka. Bodynow nie zgodziłby się na prawdziwe jajo, samo wykonanie kopii kosztowało nasz wydział majątek. Swoją drogą nie mówcie nikomu, na co tak naprawdę idą ich podatki.

Mrugnął porozumiewawczo do zszokowanej Angie. Rzucając jej jajo z powrotem.

-Możesz mi powiedzieć, o co chodzi temu spaślakowi „skarbie”.

-Taka mała a jaka zadziorna…

-Zamknij się, nie mówiłam do ciebie glino.

-Glino? Chyba się nie zrozumieliśmy młoda damo.

Mężczyzna odsunął płaszcz sięgając do jego wewnętrznej kieszeni ukazując to, co potwierdzało teorię Angie klamrę z bronią, jaką noszą raczej tylko gliniarze. Zignorował jej spojrzenie wyjmującej po krótkiej chwili to, czego szukał w połach płaszcza.



-FBI? Federalni? W co ty się wplątałeś Johnny?

-Później Angie… Obiecuję.

-Trzymaj się planu młody, zadzwoń i powiedz im, że masz jajo. Jeżeli to, co myślimy jest prawdą powinni być zaskoczeni ba powinni być nawet pod kurewsko wielkim wrażeniem. Być może wystarczającym żeby dopuścić cię do siebie. Od 2 lat chcę mieć coś na tych drani, wiem że pewnie w tym momencie trwa coś poważniejszego niż wasza mała szopka w Hattons. Jeśli dotrzymasz swojej części umowy my dotrzymamy swojej.

-Reszta grupy… Co z resztą grupy?

-Przykro mi młody, ale nie jestem świętym Mikołajem mimo, że dzieciaki czasem mnie z nim mylą w grudniu. Nasza umowa nie zakładała tego, że będziecie mordować, kogo się tylko da. Teraz to zbyt śliska sprawa. Mogę jednak zrobić coś innego. Program ochronny świadków dla ciebie i twojej pani w jakimś miłym spokojnym miejscu. Reno? San Andreas? Może Kalifornia? Gdziekolwiek chcesz.

Johnny spojrzał na Angie szukając czegoś, co w choć małym stopniu wyrażałoby aprobatę albo chociaż zrozumienie. Jej kamienna twarz mówiła, że tym razem może liczyć tylko na siebie. Nie odezwał się więc zniecierpliwiony facet otwierał już drzwi swojego sedana rzucając na odchodnym.

-To dobra propozycja młody, radzę ją przyjąć, bo lepszej nie będzie.

Po minucie, zostali sami z być może najtrudniejszą decyzją w ich życiu. Zanim któreś z nich odezwało się choćby słowem, spadły pierwsze krople deszczu.

-Cholera istnie oberwanie chmury.

Pobiegli przed siebie szukając jakiegoś schronienia. Przemoczeni skryli się pod dachem na czyimś ganku. Angie usiadła na schodach po chwili wahania przyłączył się także Johnny. Angie odgarnęła na bok przemoczone włosy i spojrzała mu się wprost w oczy. Musiał przyznać, że już dawno nie wyglądała tak seksownie. Prawdziwa miss mokrego podkoszulka. Uśmiechnął się na tą myśl. Nie wiedział jak zacząć, więc ona zaczęła pierwsza.

-Więc? Chyba czas na krótką chwilę szczerości nie Johnny?

- --

Komenda Główna Policji, kilka godzin później

Nietypowa noc nawet jak na miejsce takie jak to. Mężczyzna w brązowym wysłużonym już płaszczu nie miał dziś dobrego humoru. Cholerny deszcz, a jego ulubiona pogodynka na kanale szóstym mówiła, że niebo będzie czyste do następnej soboty. Przemókł nie tylko on sam, silnik auta zaczął kaszleć trzy przecznice dalej. Stary złom, nie miał jeszcze nawet czasu zadzwonić po holowanie. Ten dzień wyglądałby zupełnie inaczej gdyby mógł się napić. Co prawda straciłby robotę, ale co to za robota. Szczęśliwym lub nieszczęśliwym – on sam uważał że gównianym - trafem nie zaczął jeszcze pić zanim go wezwali.



Przed wejściem dostrzegł całą masę dziennikarzy, rozmawiających z rzecznikiem policji. Poprawił rondo kapelusza modląc się by zdążył przejść zanim ktoś go rozpozna. Dziesiątki gliniarzy w środku uwijało się jakby od tego miał zależeć pozostanie na stanowisku. Telefony wprost urywały się, zamówienie na pączki wzrosło o trzysta procent wprost proporcjonalnie z wrzaskami komendanta, słyszalnymi mimo zamkniętych drzwi i tego całego hałasu. Z tego, co słyszał o tej robocie był pewien, że polecą jakieś głowy. Mają cały worek ciał i ktoś za to beknie. Byle tylko nie poleciała jego, dobrze mu leży na karku. Trochę ciąży po godzinach, ale przywiązał się do niej wystarczająco. Sięgnął do kieszeni wyjmując miętówki. Dałby wszystko żeby zapalić, ale to już drugi tydzień bez papierosa. Przeszedł przez natężenie głównego ruchu, czyli miejsce pracy większości funkcjonariuszy, biurka. Nie chciałby być tym, który napisze raport szefowi. Na jego nieszczęście był właśnie tym facetem. Plakietka pod płaszczem, który zdjął i złożył nie pozostawiała żadnych wątpliwości.

Detektyw Frank Moriatti



Wszedł do pokoju w którym dwójka facetów w krawatach paliła już enty papieros sądząc po pełnej popielniczce i kłębów dymu.

-Dobrze cię widzieć Frank. Już na ciebie czekają.

-Kogo my tu mamy?

-Siergiej Aleksandrov, Mark Krain, Sue Morrison i Frank Mallory. Masz tu ich akta, trochę trwało z ich identyfikacją zwłaszcza Rosjanina. Wygląda na to, że trochę oberwał, ale na moje oko czuje się lepiej niż wygląda. Kawał psychola. W sumie to nikt z nich nie jest tutejszy i to mnie martwi. Od dwóch godzin z nikim nie rozmawiali, ale tak szybko chyba ich nie zmiękczymy.

-No nic robota na reszty nocy.

-Potrzebujesz czegoś?

-Załatw mi jakąś kawę, dzięki stary.

Trzeba było przesłuchać cztery osoby i zdobyć jakieś rezultaty. Detektyw wiedział, że prasa wszystko obwąchała, więc naciski z góry będą większe niż zwykle. To będzie naprawdę długa noc, pomyślał wchodząc do pierwszego pokoju przesłuchań.


Midnight 06-10-2009 12:10

Pomysl Franka idealnie wspolgral z jego planami. Wlasciwie do tego stopnia, ze nawet udalo sie mu usmiechnac. Jednak.. No tak, poziom adrenaliny spadal, a co za tym idzie zmniejszalo sie rowniez jej dzialanie antybolowe. Cholera. ostroznie dotknal krwawiacej rany w lewym boku. Syknal z bolu. Cholera. Nie musial sprawdzac czy kula tkwi w ciele. Ciepla strozka krwi, ktora czul na plecach dawala mu wystarczajaca ilosc informacji. Musial sie tym zajac i to najlepiej natychmiast. problem w tym, ze nie bylo czasu na takie cackanie sie ze soba. Zupelnie jednak jakby nie mial innych problemow na glowie, rusek wciaz pozostawal w przyjemnym blogostanie nieswiadomosci. Kurwa jego...

- Ange?

Dziewczyna na szczescie zdecydowala sie byc przydatniejsza od stojacej luzem statuly i ruszyla w strone Siergieja. Gdy mala, a w chwile pozniej Frank, pochylali sie nad nieprzytomnym, Krain zaczal rozgladac sie za czyms co pomogloby im puscic z dymkiem te wszystkie dziela sztuki. Nim doszedl do jakiejkolwiek rozsadnej mysli jego uwage zwrocil odglos padajacych cial. Chcial ruszyc na pomoc Frankowi. Chcial... Jednak nie dane mu bylo wypelnienie swoich checi. Wylot czarnej lufy S&W skutecznie mu je wyperswadowal. Krew na jego kolbie, rowniez nie nastrajala do naglych i nieprzemyslanych poruszen. Pomyslec, ze sam jej go zalatwil.

-Ani drgnij Krain, to nic osobistego naprawdę.

Mial w dupie czy to cos osobistego czy nie. Suka trzymala go na muszce, a ten rodzaj gry wstepnej raczej nie nalezal do jego ulubionych. Chcial odskoczyc. Chcial... I znow, kurwa, gowno z jego checi co ponownie uswiadomila mu luf pistoletu z tym wyjatkiem, ze tym razem zrobila to nie tylko samym wygladem.
Ja pierdole..
Powiedzial jej, ze ja zabije. Nie byla to prawda.. No, przynajmniej nie cala. Zanim bowiem pusci ja na tamta strone wczesniej dobrze sie zabawi.
Wierz mi mala, ze dobrze sie zabawie.. Tak, jak jeszcze nigdy w zyciu...
Zrobil co kazala. Sprzeciw bylby czysta glupota, a on raczej do glupich nie nalezal. Chociaz nie.. Poprawka. Po tej akcji spokojnie moze sobie zrobic sliczny tatuaz na czole. Naiwniak. Tak, pasowalo idealnie.
Dzwiek alarmu anwet zbytnio go nie zaskoczyl. Hollywoodzkie pozegnanie laluni chyba tez. Chociaz musial jej przyznac, ze styl miala. Co nie przeszkadzalo by...

- Uciekaj mala Ange.. Uciekaj...

Krzyknal za nia usmiechajac sie paskudnie. Mogla uciekac. Mogli sie z Johnnym zaszyc w mysiej dziurze. On ich dopadnie. Dopadnie i zniszczy. Nikt nie bedzie robil go w huja bezkarnie. Nikt...
Podszedl do Franaka sprawdzajac jego puls. Zyl, nieprzytomny ale zyl. Kac gwarantowany. Ruska nawet nie tykal. Skoro nie obudzily go te wrzaski to Krain tez nie mial zamaru. Bedzie mial slodka niespodzianke jak otworzy wreszcie te swoje male oczka. Poczul pierwszy zawrot glowy. Pierdolona suka.. Sprawdzil ostroznie miejsce w trafienia. Spodnie nadawaly sie juz tylko do kosza. Prawa nogawka nasiakla krwia, ktora wciaz wyplywala z rany na udzie. Wyciagnal noz. Podkoszulek tez nie nadawal sie juz do niczego wiec mala strata. Odcinajac pas materialu skrzywil sie z bolu gdy niechcacy podraznil ta pierwsza, zadana przez strazniczke. Jak cholera, mial dzis pecha do kobiet z bronia.
Opaska uciskowa byla do dupy, ale lepsze to bylo niz wykrwawienie sie na smierc. Pozbawiajac sie juz do reszty gornej czesci garderoby zrobil jeszcze opaske uciskowa na rane w lewym boku. Przez chwile myslal nad zajeciem sie Franikiem jednak.. Kurwa, nie mial juz na to sil. Siadajac pod pusta gablota po jaju myslal o Sue. Mial nadzieje, ze jego malenka miala dosc rozumu w glowie by czmychnac zaraz po tym jak uslyszala strzal. Jego ostatnie mysli powedrowaly jednak do chudej dupy.
Jestes martwa Ange... Gdziekolwiek teraz jestes... Jestes martwa, tylko jeszcze o tym nie wiesz...


Nastepne co pamietal to swiatla karetki i jej wnetrze. Ktos sie nim zajal. Musieli. Wiedzial co go teraz czeka. Co czeka chlopakow. Mial nadzieje, ze nie zaczna spiewac jak skowronki w trakcie koncertu. Lezac na noszach pozwolil swiadomosci na uzmyslowienie mu w jakie gowno sie wpakowal.
Kurwa.. Rob mnie zabije..


Posterunek i sala przesluchan wygldaly dokladnie tak jak wszedzie. Pierwsze zatloczone. Drugie z lustrem weneckim i prostym, niemal biednym wystrojem. Siedzial sam, zapewne czekajac na swoja kolej. Czul dzialanie srodkow przeciwbolowych. Otepialy go co wcale mu nie pasowalo. Musial myslec i to myslec na pelnych obrotach. Z drugiej strony... Byle adwokacina podwazy ich wiarygodnosc. To mu przypomnialo o jeden sprawie. Usmiechnal sie patrzac wprost w lustro. Czekal.
Jak sie okazalo nie musial czekac dlugo. Facet byl.. Wymiety. Tak, to chyba najcelniejsze okreslenie dla kogos kto wyglada jakby nie spal od kilku dni.. Alkochol? Zdradziecka zonka? Brak takowej? Mark mial ochote sie usmiechnac, jednak darowal sobie i tylko w milczeniu przygladal jak facet siada i kladzie teczke na stole. Nastepnie otwiera ja i... Klasyka. Imie, nazwisko, wiek, rodzina... Kilka wspomniej z przeszlosci. Kariera lekarska. Brak notowan. Klopoty po smierci Liz. Dwa lata za kratkami. Mozna powiedziec, ze kartoteke mial niemal idealnie czysta. Zero mandatow za jazde po pijaku czy przekroczenie predkosci. Brak wlaman, kradziezy, narkotykow.. Istny aniol, ktory przez przypadek ten jeden raz znalazl sie nie tam gdzie trzeba za co juz odpokutowal. Agencja byla w tym dobra.

- Jaki jest cel pańskiej wizyty w Liberty panie Krain.

Pierwsze pytanie nasunelo skojarzenia z obsluga celna na lotnisku. jezeli spodziewal sie odpowiedzi to byl glupszy niz wygladal...

- Gorąco tu prawda?

Poluzowal krawat i rozsiadl sie wygodnie na krzesle wywalajac nogi na blat stolu.

-Słuchaj Krain nie mam czasu na te twoje gierki, możesz milczeć a ja zaraz pójdę do tej blond laseczki, ona dostanie ugodę za pomoc w śledztwie a ty w najlepszym wypadku dożywocie. Czujesz złość? Czyżbym trafił w czułą strunę Krain?

Oczy kraina zalsnily wrogo jednak milczal. To jeszcze nie to.. No dalej stary, rzuc mieskiem...
Przyszla pora na zdjecia. Sliczne ujecia z lotniska. krain przechodzacy przez bramke. Krain stojacy z boku. Krain idacy do wyjscia razem z reszta. Krain przy wejsciu. Krain, Krain, Krain.
Usmiechnal sie pogardliwie przelotnie luknawszy na kolorowe fotki. Jezeli to wszystko czym chce go naklonic do rozmowy to...

- Cała wasza wesoła czwórka, no popatrz jak przypadki chodzą po ludziach. Ten furiat był pewnie z wami co? Widać, że ten łysy daje wam później znak, a ta Azjatka trzyma się za blisko niego. Powiedz mi Krain.. czemu kryjesz kumpli którzy zrobili cię w huja?


Cisza. Co prawda na widok Ange i Johnnego zacisnal wsciekle usta i poslal wrogie spojrzenie ale ... To wciaz nic...

-Zacznij mówić, a może wyjdziesz z tego calo.

Stara spiewka...

- Mark nie jesteś chyba zbyt rozmównym typem. W sumie po tym co się stało z twoją żoną wcale się nie dziwię...

Cios ponizej pasa. Gdyby mogl zabijac wzrokiem ten facet bylby juz martwy. Nie.. Martwy to nie bylo wystarczajace okreslenie. Ten facet wilby sie teraz blagajac o przebaczenie ze odwazyl sie wspomniej o Liz w tej cuchnacej dziuze.

- Niepotrzebnie sie wysilasz. Zadzwon najpierw do mojego adwokata. Bez niego nie uslyszysz wiecej niz do tej pory.

Silil sie na obojetny ton ale leki i wscieklosc sprawily, ze nie bardzo mu to wyszlo.

-Jak chcesz Mark, mamy tu cale mnóstwo trupów, narzędzia zbrodni i was na miejscu zdarzenia oblepionego odciskami palców. W sumie to chyba jednak odwiedzę teraz panią Morrison.

Jezeli myslal, ze na wzmianke o Sue, Mark powie chociaz slowo wiecej to widac kiepsko mu to myslenie wychodzilo. Jednak fakt pozostawal faktem. Tkwil w gownie i to tkwil w nim po same uszy. Mial nadzieje, ze Anthony poradzi cos na to. Mial nadzieje, ze da mu troche czasu. Jak nie.. Wciaz pozostawala mu agencja, chociaz na sama mysl o tym usta ukladaly mu sie w krzywy usmiech. Przysiagl, ze tam nie wroci. Zlozyl ta przysiege na grobie Liz. Jezeli jednak nie bedzie innego wyjscia...
Potrzebowal czasu. Nic wiecej.. Troche czasu.. Pozniej... Pozniej wszyscy moga sie isc pierdolic jak ich najdzie taka ochota.

Libertine 06-10-2009 16:32

Zapis słowny zajścia. Kamera nr. 7. Pokój do przesłuchań świadków



-Wyłączcie to k*** ch***! – wypowiedział pozwany

-Kulturalniej Siergiej, kulturalniej– odpowiedział detektyw Frank

Świadek, próbuje dojść do siebie po ciężkim pobiciu.

-No, skoro już oprzytomniałeś mam do Ciebie kilka pytań. W Twojej sprawie skontaktowaliśmy się z Rosyjskim wymiarem sprawiedliwości, byłeś oskarżony o pięć morderstw, wszystkie zostały umorzone. Jak to było? – mówi detektyw

-Tylko pięć…? –odpowiada świadek chwiejąc się na krześle.

- Myślisz, że takie rosyjskie gówno jak ty może przyjechać do Ameryki i zabijać nie tylko ochronę, ale i bezbronne ich dzieci? Sądzisz, że po prostu cię puścimy? Wiesz, co robią w więzieniu z takimi dzieciobójcami? - mówi detektyw

Świadek zaczyna doznawać poważnych objawów parkinsonowskich, majaczy, intensywnie się poci.

Po kilku minutach odpowiada razem z ślinotokiem – Haloperidol, Haloperidol
Pozwany mdleje.

Koniec spisu nagrania, pozostałe treści zostały uznane za nieistotne w postępowaniu medycznym.

***

Argh… Poczułem coś wilgotnego na twarzy. Spróbowałem otworzyć oczy, spuchnięty łuk brwiowy po prawej stronię pozwolił mi jedynie na otwarcie lewej powieki. Zresztą i tak nic nie widziałem, oślepiło mnie padające na pysk światło. Zmieliłem tylko w ustach

-Wyłączcie to kurwa chuje! – wyplułem słowa razem ze skrzepem krwi.

-Kulturalniej Siergiej, kulturalniej– natężyłem słuch, jednak głos wydał mi się zupełnie obcy. Światło zaczęło powoli ustępować, a przed moimi oczyma narysowała się postać, a raczej jej cień. Lampa niczym gasnące słońce pozwalało mi ujrzeć rozciągający się krajobraz pokoju malowany szarą kredką. Ściany pokryte były strugami ociekłej farby. Nagle niczym fala moje nozdrza napadł odór stęchlizny. Chwilkę potem, zrobiło się cholernie niedobrze, a głowie zakręciło się jak na karuzeli.



Cztery otaczające mnie bloki i sufit powoli zrobiły się różowy i zaczęły z wolna zmieniać kolor na czerwony. Poziom wody wciąż się podnosił przybierając na krwawej barwie. Chwyciłem drgającą dłonią za oparcie na krześle. Strach budził się do życia, wracał, drgało już całe ciało prosząc o ucieczkę, ale byłem przykuty do krzesła. Z morza krwi wynurzyła się pierwsza postać, pierw piękne czerwone długie włosy opadające na ramiona, potem zmasakrowana twarz z pustymi oczodołami i wieloma bliznami. W lewej ręce trzymała odciętą prawa, krew kapała jej z wyrwanego kikuta. Gdy jej sylwetka podnosiła się zobaczyłem odcięte sutki z których ciekła krew, sztylet wbity w brzuch i rozkrwawioną pochwę.

Nie było jednak tak przyjemnie jak zwykle, nie była tą, pięknością ,którą kiedyś kochałem. Była moją pierwsza ofiarą, a teraz z tej niewinnej piękności stała się demonem, STRASZNYM! Ciarki przeszły mnie po plecach, kiedy brodząc po kolana w krwi skierowała krok ku mnie.

- No dalej Siergiej, powiedz coś. – zamruczała jakimś demonicznym szeptem w mojej głowie.

Zamarłem ponownie, kiedy z potoku wyłoniła się druga postać, moja kolejna miłość, potem trzecia, czwarta. Wszystkie były moimi ofiarami, moimi kochankami w śmierci, które tak szybko odchodziły… Zacząłem płakać. Chlipać krwią w ich stracie, w ich bolesnej straci miłości. KOCHAŁEM JE! Chciałem krzyczeć, drzeć się o ich zwrot! Błagać. Moje zabaweczki! Płakałem, bałem się, byłem dzieckiem. Zabaweczki! Byłem tym niewinnym… Mamusiu boję się! Wyłoniła się szósta, siódma, dziesiąta. Podchodziły, tuliły się, ale wcale nie były ciepłe, zimno docierało aż do kości, pełne rozpaczy. Pełne żalu… Przecieżżż ja nie chciałem! Wybuchłem znów łzami, drgając i trzęsąc się…

-Pięć? Tylko pięć?- spytała się jedna do ucha gładząc lodem moje ucho, liżąc je niczym wbijając igły językiem.

-Tylko pięć…? – załkałem, obserwując kolejne dziewczyny otaczające moją biedną osobę. Lizały igłami, gryzły pocałunkami, szczypały dotykami, zdzierały skórę drapnięciami, tuliły się jak papier ścierny, zostawiając odpadające kolejno płaty mojej skóry. Obierając mnie, tak boleśnie, że łzy przestały płynąć. Strach i cierpienie z doznań miłosnych przerodziły się w ból, ból tak intensywny, ale zarazem niestały, drgania zamieniły się w istny paraliż, złapałem się kurczowo kobiet, które przeżuwały z wolna moje ciało.

***

Wyjście na wolność - dzień drugi. Wołgograd. Gabinet doktora Gregoriego.


-Siergiej, a teraz odpręż się i słuchaj mnie uważnie. – wielki facet z długą czarną krzaczasta brodą i zezem krązacym po suficie siedział przy leżance i obserwował bacznie pacjenta powoli wprowadzając go spokojnym i rytmicznym tonem w stan hipnozy.

-Odpręż palce, czujesz jak z wolna przepływa do nich energia z Twojego ciała… czujesz się zrelaksowany…

Po kilkunastu minutach, zaczął właściwą terapię

-Wyobraź sobie, że czujesz największy strach, powolutku… bardzo powolutku… -przeciągał z wolna ze swoim chorym uśmiechem

Siergiej zaczął bezwładnie trząść się na kanapie, nasilił się pot na czole, temperatura ciała wzrosła, ślina powoli zaczęła wypływać z półotwartych ust

-Bardzo, bardzo dobrze – stwierdził doktor notując coś ołówkiem po czym wyjął z szuflady pistolet i podał go do ręki Siergiejowi – Chwyć ten przedmiot, nadal czuj ogromny strach i spróbuj s kategoryzować rzeczy, których tak bardzo się obawiasz.

Leżący mężczyzna zaczął kręcić głowa na boki, ślinić się coraz bardziej i machać dookoła ręką, w której trzymał broń.

-To jest pistolet, to jest coś, z czym w dłoni żaden strach nie będzie Ci już nigdy straszny, poczuj go, dotknij, obejrzyj.

Siergiej złapał spluwę jak małpa banana i w zwierzęcej radości ściskał, obejmował podnosił i radował się z racji posiadania tego przedmiotu.

-Wspaniale, a teraz, możesz wrócić do rzeczywistości – pstryknął palcami.

***

Ocknął się po chwili, próbował sięgnąć do pasa po klamkę, jednak nic tam nie było, a jego gardło znajdowało się tuż nad tafla krwi, kobiety wciągały go do wrzącej krwi, która parzyła jego skórę. Ostatnimi słowy nim zabulgotał były

-Haloperidol, Haloperidol…

Vivianne 06-10-2009 23:48

Siedziała w samochodzie stukając nerwowo w kierownicę. Długie paznokcie wybijała prosty rytm piosenki, której tytuł nie pamiętała.
Siergiej i Frank, Angie i Johnny, Mark – każda z tych osób znikła w końcu za drzwiami galerii. Każda oprócz Sue.
Milcząca, krótkofalówka leżała na udach dziewczyny. Nieliczni przechodnie nie zwracali uwagi na samochód zaparkowany naprzeciwko galerii sztuki. Było tak jak być powinno.
Mimo tego, była zdenerwowana. Niepokojąca cisza nakręcała wszystkie lęki i obawy.
Może powinna coś zrobić, może potrzebują pomocy. A jeśli nawalą? Taką ewentualność też trzeba brać pod uwagę. Co jeśli szanse na zdobycie cholernego jaja ulatują teraz w niebyt, a ona nie robi nic, kompletnie nic? Może bezczynność nie jest najlepszym rozwiązaniem?
Ostatnią rzeczą, na jaką miała teraz ochotę było spotkanie z Rosjanami, którzy nie dostaną swojej zabawki. Biorąc pod uwagę to, że w Liberty jest po raz pierwszy w życiu nie miałaby większej szansy na ukrycie się nie mówiąc już o ucieczce. Szybki początek, szybki koniec – to właśnie czekałaby ich w najlepszym wypadku, choć na szybki koniec szanse byłby raczej marne.
Może powinna się postawić złamać polecenie? Polecenia swojego nowego „szefa” i Kraina, który pozwala sobie na zbyt wiele? Czy taki rozkaz się liczy?
Chwyciła za klamkę. Padł strzał.

„ Co jest do cholery?!”

Została w samochodzie, zapaliła silnik mając nadzieję, że jednak wszystko poszło dobrze, że za chwilę odjadą spod galerii. Czas mijał, nikt się nie pojawił. Po kolejnej, niemiłosiernie długiej minucie włączył się alarm. Powinna się zwinąć, odjechać stad jak najszybciej. Niestety nie wiedzieć czemu, nie mogła.


-Proszę wysiąść z samochodu bez żadnych gwałtownych ruchów.

***


Pomieszczenie, w którym się znalazła było ponure i chłodne. Typowe, dla takich miejsc.
Siedziała na twardym krześle z nogami założonymi na stół zastanawiając się, co tak naprawdę się stało. Zgarnęli ją prosto z parkingu nie widziała nikogo ze „swoich”, policjanci nie chcieli nic powiedzieć.
Zagłębianie się w morzu przypuszczeń przerwał hałas otwieranych drzwi. Do pokoju przesłuchań wszedł szczupły, wysoki mężczyzna o smutnej, zmęczonej twarzy, na której gościł jakiś dziwny grymas mający pewnie cos wspólnego z nieco nerwowym zachowaniem.

Facet usiadł na drugim krześle, rzucił na biurko biała teczkę. Sue założyła nogę na nogę.

- Kawy? – zapytał neutralnym tonem – podają tu straszną lurę, ale w taką noc nawet ona jest cudowna.

- Dziękuję, masz papierosy?

- Palisz? Ja rzucam. – Sięgnął do kieszeni na piersi. – Twój znajomy… – zaczął podpalając jej papierosa, po czym zamilkła na chwilę by podpalić swojego – Siergiej sprawił, ze jutro musze zacząć od nowa.

„Ha, wiec pewnie żyje i ma się dobrze.”

- Nie palę - powiedziała zaciągając się głęboko.



- Hmm, wiec, co my tu mamy Sue Morrison…

Wypuściła z ust chmurę szarego dymu, po czym powiedziała przeciągle. – No właśnie, co wy tam macie – urwała na chwilę by znowu się zaciągnąć – raczej niewielkie pole do popisu.

- Niewielkie pole do popisu – powtórzył z paskudnym uśmiechem na ustach. – Nie pamiętasz już, ze zabiłaś własnego ojca?

- Nie przeczytałeś jeszcze, że zostałam oczyszczona z zarzutów? – Odpowiedziała takim samym uśmiechem. – Nic na mnie nie macie.

- Jesteś pewna? Co powiesz na przykład na to? – Wyciągną z teczki zdjęcia z lotniska i galerii i rzucił je w stronę dziewczyny. – Kolekcja z rodzinnego albumu to, to raczej nie jest.

- Jestem czysta Panie…

- Moriatti. Detektyw Moriatti – spokojnie wypuścił dym z płuc i sięgnął po kawę.

- No prawie czysta, bo widzę, że bierze Pan, panie detektywie - zakpiła - pod uwage ten drobny incydent sprzed lat, o którym nikt już nie pamięta.
- Zabójstwo ojca nazywasz drobnym incydentem?

Milczała. Uśmiechnęła się kącikowi i wypuściła dym w jego kierunku.

- Powiedz mi Sue, miałaś być kierowcą prawda? Widzisz, Mark już śpiewa początkowo niechętnie, ale hej…nikt nie chce iść drugi raz do więzienia, prawda? – uśmiechnął się bezczelnie.

- Śpiewa mówisz? – Odetchnęła w duchu, że i ten wyszedł z tego cało - Nie sądzę – powiedziała z udawaną pewnością. Nie miała pojęcia, do czego zdolny jest Krain, aby tylko uratować własna dupę.

- Mam prawo do skontaktowania się z adwokatem. Prawda? – zapytała z bezczelnie słodkim uśmieszkiem.

- Te nałogi kiedyś mnie zabiją – powiedziała gasząc niedopałek. Zachowywał sie tak, jakby nie usłyszał jej pytania. – Nikotyna, straszna rzecz. Nie tak straszna jak krzesło elektryczne, ale to zawsze śmierć. Pomyśl o tym Sue, mamy mocne dowody. Nikt nie chce iść do wiezienia, a już na pewno nie taka dziewczyna jak ty.

- Krzesło… nie rozśmieszaj mnie. Sam wiesz, że nic na mnie nie macie. Co chcecie osiągnąć?

- Co ty tam właściwie robiłaś? Może byłaś tylko dodatkiem…hmm, no wiesz maskotką grupy. A może po prostu posuwał cię Mallory? Hmm nie, widzę w twoich oczach, że tu chodzi o kogoś innego…Krain racja?

Nachyliła się nad biurkiem. – Gówno widzisz Moriatti, wielkie gówno – syknęła. – Chcę skontaktować się z adwokatem – jej głos był spokojny, ale stanowczy.

- Skarbie, to będzie musiał być naprawdę dobry adwokat. Pomyśl nad tym i jak ci się cos przypomni, to po prostu zawołaj, zaraz ktoś przyjdzie.

- Już się robi – burknęła pod nosem.

Detektyw pozbierał swoje rzeczy, spojrzała na nią i wyszedł bez słowa.

„To będzie długa noc…”

Bebop 10-10-2009 19:59

Plan Johnny'ego sprawował się o dziwo całkiem nieźle, co szczerze zdziwiło Mallory'ego. Praktycznie nie niepokojeni przez nikogo zdołali zdobyć jajo Faberge, teraz wystarczyło już tylko czym prędzej opuścić galerię. Wypadało jednak w jakiś spektakularny sposób zakończyć akcję, może podpalić całą tą budę? Najpierw trzeba było jednak poskładać do kupy Siergieja, choć chętnych do pomocy było jak na lekarstwo.

- Oddycha, ale nie wygląda to dobrze. Frank potrzebuję twojej pomocy żeby go przenieść.


- Dlaczego akurat ja muszę dźwigać tego skurwysyna? - spytał.

Po chwili zarzucił jednak niechętnie ramię Siergieja za szyję, najwidoczniej przeliczył się trochę co do swej siły, bo z trudem utrzymał Rosjanina na swych barkach. Ciężko uwierzyć, że kilkanaście godzin temu ten stuknięty grubas prawie załatwił Frank'owi bilet w jedną stronę. Nagle uścisk w dłoni Mallory'ego zelżał, a kolana całkowicie się pod nim ugięły. Przez ułamek sekundy czuł jeszcze ogromny ból w potylicy po czym osunął się na ziemię i stracił przytomność.

***

Frank zajmował jedno z najlepszych miejsc na trybunie, tuż obok niego siedziała dobrze mu znana blondynka. Tym razem jednak nie miała już przy sobie groźnie wyglądającego kija do hokeja. Oboje trzymali się za ręce niecierpliwie czekając, aż rozpocznie się spektakl. Po kilku minutach kurtyna wreszcie poszła w górę, a na scenie rozbłysły światła.

- Zaraz się zacznie Dziubasku
-powiedziała blondynka tuląc się do jego ramienia.

Chwilę później na scenie pojawił się Mark Krain i Sue Morrison, oboje byli ubrani w stroje więzienne w czarno-białe paski, następnie wkroczył sam Siergiej. W takiej postaci Mallory jeszcze nigdy go nie widział. Rosjanin odziany był w biały strój z licznymi dodatkami, a na nosie miał ciemne okulary, w oczy rzucały się jednak przede wszystkim jego postawione na żel włosy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tpzV_0l5ILI[/MEDIA]

Spektakl rozpoczął Mark, który zaczął grać skoczną melodię na saksofonie, kiedy Sue pokazywała swoje talenty tańcząc na przemian wokół Krain'a i Siergieja. Aleksandrow natomiast zachowywał się niemal jak szalony, skakał, tańczył, stepował i śpiewał, całkiem nieźle zresztą. Na moment muzyka przestała grać, a na scenie pojawili się kolejni tancerze, Frank rozpoznał wśród nich uśmiechniętego Mamadou, Murdocka, a nawet całą bandę rodem z rosyjskiej mafii. Spektakl rozpoczął się na dobre.

Nagle światła w całym pomieszczeniu zgasły na kilka sekund, po czym znów cała scena zajaśniała. Tym razem jednak nie było już na niej żadnych tancerzy, ostał się jedynie Siergiej, który jakby nic się nie stało wciąż kontynuował swój występ.

Tuż obok Mallory'ego pojawiła się natomiast dwójka jego znajomych, Johnny i Angie. Ubrani w policyjne mundury z uśmiechem na ustach pochwycili go za ramiona i poprowadzili na scenę. Cała trójka ukłoniła się lekko widowni i po chwili zniknęła za czerwoną kurtyną.

***
Leniwie otworzył jedną z powiek, jakby za mgłą zobaczył dwóch ludzi, którzy stali tuż obok. Próbował się jakoś poruszyć, lecz jego ciało całkowicie odmawiało mu posłuszeństwa, z trudnością ruszał małym palcem u dłoni, nie mówiąc już o całej ręce.

- Zaczyna się wybudzać.

- Zwiększ dawkę. Jak Ci idzie z tą raną na głowie?

- Już się z tym uporałem.

- W porządku, a sprawdziłeś jego rękę?

- Tak, nie wygląda za dobrze, to chyba robota jakiegoś rzeźnika.

- Ok, zaraz się nią zajmiemy.


Poczuł lekkie ukłucie i już po chwili znów stracił przytomność.

***

Był tylko marionetką. Pieprzoną marionetką w rękach Johnny'ego. Jakim cudem nie zorientował się, że ten młodzik będzie chciał go wyrolować? W dodatku ten cios w tył głowy, po kim jak po kim, ale po Angie by się tego nie spodziewał. Był pewny, że to ona go uderzyła, tylko ona mogła to zrobić, Mark stał za daleko.

- Zajebiście kurwa! Nie wiem, kto co zrobił! Nie wiem, kto ma łup. Nie wiem czy ktokolwiek go ma. Nie wiem, kto zginął, nie wiem, kto żyje, nie wiem, kto wpadł, kto nie. Nic kurwa nie wiem
- pomyślał siedząc na krześle w pokoju przesłuchań.

Jedynym pozytywnym aspektem tej sytuacji było to, że ktoś porządnie zajął się jego ręką. Rozmyślania przerwało mu skrzypnięcie drzwi i mężczyzna, który chwilę później się pojawił. Policjant wyglądał na poważnie zaniedbanego, jakby miał na prawdę ciężki dzień, a może nawet tydzień. Mężczyzna nic nie mówiąc usiadł na przeciwko Frank'a i spokojnie zaczął czytać przyniesione przez siebie akta od czasu do czasu popijając sobie łyk kawy. Przejmująca cisza sprawiała, że Mallory niecierpliwił się coraz bardziej, starał się jednak tego nie okazywać.

- Ah, przepraszam panie Mallory, ale rzeczywiście ciekawy życiorys - rzekł w końcu, nie odrywając wzroku od kartek.

- Doprawdy? Coś pan tam takiego ciekawego wyczytał?

- Był pan sportowcem, tak panie Mallory? Występy w NHL w wieku 19 lat, jest czego zazdrościć, gdyby nie ten wypadek to pewnie dzisiaj brał bym od pana autograf - rzekł - W każdym razie widzę, że potem zaczęły się pańskie problemy z prawem. Pięć lat za napad z bronią w ręku, gdyby pan wtedy wydał swoich znajomych to pewnie wyrok byłby mniejszy, ale zwyciężyła lojalność, nie? Dla 20-latka więzienie było pewnie ciężkim przeżyciem, prawda? - zerknął na Mallory'ego jakby oczekując odpowiedzi - W każdym razie po wyjściu znowu wrócił pan na złą ścieżkę, jakieś podejrzenia o fałszerstwo...

- Pisze pan moją biografię czy jak? Obij mnie pan, zagłodź albo nawet zabij, ale mnie przynajmniej nie zanudzaj - przerwał detektywowi Mallory - Nie musi mi pan czytać tego co już wiem.

Policjant wyciągnął kilka zdjęć i położył je przed Frank'iem, pierwsze z nich przedstawiało zmasakrowane ciało mężczyzny, którego odwiedzili chcąc zdobyć identyfikatory, następne zaś jego żonę i małego synka.

- Rozpoznajesz tych ludzi Frank? - spytał po kolei wskazując palcem na kolejne zdjęcia.

- Pierwszy raz ich widzę... To jakieś twoje fotki rodzinne czy coś takiego?

-Hmm to może spróbujemy inaczej - rzucił na stół kolejną kolekcję zdjęć - Z tego co wybełkotał twój kumpel Siergiej, można wywnioskować, że kłamiesz Frank... - spokojnie napił się kawy i kontynuował - Na miejscu jest zresztą pełno obciążających Cię dowodów. Co dziwne Siergiej przyznał się, że był tam z tobą, ale podobno to ty zabiłeś tych ludzi. Nasi technicy prowadzą jeszcze testy balistyczne, ale podejrzewam że znajdziemy dowody żeby to potwierdzić. Może, więc zmieniłeś zdanie?

- Nic jeszcze nie potwierdziliście, tak? Czyli aktualnie właściwie nic na mnie nie macie, dobrze zrozumiałem szeryfie? - spytał z drwiącym uśmieszkiem - Więc czemu truje mi pan dupę?

- Szeryfie? To już nie Texas chłopcze, dla ciebie Detektyw Moriatti. Nie mam dowodów? - policjant zaśmiał się głośno, po czym udał, że wyciera łzy z oczu - Istny z ciebie komediant Frank. Udało ci się mnie rozbawić. Myślisz, że zeznanie Siergieja Aleksandrova, testy DNA waszych włosów na ciałach ofiary, kule wystrzelone z broni z waszymi odciskami palców to nic? No cóż, trzeba przyznać ci, że umiesz robić dobrą minę do złej gry Frank.

- Uznam to za komplement detektywie - odrzekł z uśmiechem - W każdym razie, z całym szacunkiem, wątpię czy cokolwiek udało wam się wyciągnąć z Siergieja.

- Jak uważasz, jesteś pewny siebie jak na człowieka w takiej sytuacji. Myślisz, że w tym gównianym miejscu nikt z was nie będzie próbował ratować własnej skóry? Pomyśl jeszcze raz - wyciągnął z kieszeni małą torebkę i włożył sobie do ust zielonego cukierka - Miętówkę?

- Jasne, świeży oddech jest ważny w każdej sytuacji - poczęstował się cukierkiem i dodał - Zresztą, to tylko dwie kalorie, nie?

- Jedna szansa Frank, powiesz nam co wiesz, a ja zapomnę o tym co tu mam przed nosem. Stwierdzę, że Siergiej jest psychopatą, który sam zabił tych ludzi, a na nazwisko Mallory zrobię tylko minę faceta, który nie ma pojęcia o co chodzi.

- Jakoś zbyt różowo wygląda ta pańska propozycja, gdzie jest haczyk?

- Widzisz Frank, jak dla mnie to jesteś płotką w tym wszystkim. Czuję tu gówno, wielkie gówno w środku którego tkwicie po same uszy. Mamy wasze zdjęcia na lotnisku, doszliśmy, że było jeszcze 2-3 członków waszej grupy. Mieliśmy jednego, ale niestety już nie mamy. Powiedz mi czemu? Nikt z was nie miał do czynienia wcześniej z robotą taką jak ta. Spójrzmy prawdzie oczy, to nie jest wasza liga. Co dziwne, udało się, znaczy jak widzę nie wszystkim. Paskudnie jest być wyrolowanym przez kumpli Frank, nie? - spojrzał na Mallory'ego swymi przekrwionymi oczami i po raz kolejny sięgnął po kawę - Parszywa sprawa. Na twoim miejscu chciałbym wybić im te uśmieszki, które mają teraz na twarzach. Powiedz, jak myślisz, gdzie oni mogą teraz być?

Frank zrobił poważną minę po czym nachylił się jakby miał zamiar wyszeptać coś do detektywa.

- Może w Las Vegas? To chyba tam się jeździ jak się chce szybko stracić kupę szmalu, nie?

- Głupie zagranie Mallory. Bardzo głupie, spodziewałem się po tobie więcej. Jakby coś ci się przypomniało to wołaj, myśl szybko bo nie każdy jest tak lojalny jak ty - najwyraźniej cierpliwość detektywa już się skończyła, bowiem zebrał on wszystkie akta oraz zdjęcia i powoli zaczął zbierać się do wyjścia.

Jednego teraz był pewien, nie tylko on wpadł, Siergiej również został wrobiony, a skoro jego złapali, to zapewne Mark'a i Sue również. Johnny nie był wcale taki głupi na jakiego wyglądał, wspólnie z Angie całkiem nieźle to rozegrał. Frank nie miał zamiaru siedzieć w więzieniu za tych dwoje.

- Cholera - wyszeptał po czym dorzucił głośniej - Czekaj pan.

- Za późno Frank, miałeś swoją szansę. Dajmy teraz innym się wykazać - powiedział otwierając drzwi.

- Możemy to jeszcze obgadać.


Mężczyzna zamknął drzwi i wrócił na swoje miejsce, wpatrywał się wciąż w Mallory'ego oczekując, aż ten w końcu powie coś co go zaciekawi, coś co pomoże w śledztwie.

- Więc...? - spytał w końcu.

- Jak dokładnie ma wyglądać ugoda? Tylko tym razem bez ściemy, wiem że tak po prostu mnie nie wypuścicie.


- Najpierw wszystko mi opowiedz - odrzekł detektyw po czym położył na stole dyktafon i wcisnął przycisk Record - Zaczynaj.

- Z niejakim Johnny'm jak i pozostałymi członkami ekipy pierwszy raz spotkałem się w Polsce, nie wiem dokładnie z kim mieliśmy wtedy do czynienia, ale zlecono nam wizytę w Liberty City i przypieczętowanie umowy z Rozsjanami. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, niemal od razu wpadł Murdock, zrobił jakąś aferę i musieliśmy go zostawić. Następnie odebrali nas Rosjanie, aby się upewnić, że nie będziemy pamiętać dokąd nas zabrali, najpierw potraktowali nas gazem usypiającym. Jak się okazało naszym zadaniem było ukradnięcie z galerii Hatton Gardens jaja Faberge, które kiedyś należało do jakiegoś rosyjskiego cara. Zleceniodawcy nie poznaliśmy osobiście. Mieliśmy trochę czasu na przygotowanie, więc udaliśmy się do znajomego John'a gościa zwanego Mamadou. Jego mieszkanie mieści się na Hove Beach 225, zapewne znajdziecie tam całkiem niezła kolekcję marihuany.

- Opowiedz coś więcej o ekipie.


- Ekipa, tak? Naszym szefem był John, nie znam jego nazwiska, w każdym razie to on zajmował się organizowaniem całego skoku. Jedyną osobą, która się z nim przyjaźniła już wcześniej, była Angie Chau Mazur. Oprócz nich był jeszcze Mark Krain i Sue Morrison, niezbyt dobrze znam tych dwoje, ale z tego co wiem byli tylko płotkami i nie wiele przyczynili się do całego skoku. Wreszcie Siergiej Aleksandrov, prawdziwy psychopata rodem z Rosji.

- Na czym polegać miała twoja rola?

- Miałem zdobyć samochód, choć w tym akurat wyręczyła mnie Angie, następnie wraz z Aleksandrovem załatwiliśmy identyfikatory i mundury, dzięki którym mogliśmy się dostać do galerii jako ochrona.

- Opowiedz co wydarzyło się na Westminster 44.

- Kiedy znaleźliśmy się na miejscu Aleksandrov kompletnie oszalał
- Frank złożył ręce i zaczął naśladować strzelanie - BAM! BAM! BAM! To była masakra, próbowałem go powstrzymać, ale jak pan zapewne już wie detektywie, też od niego oberwałem.

- Jak przebiegał wasz plan w galerii?


- Na pierwszy ogień ruszyłem ja i Aleksandrov, dzięki mundurom bez problemu dostaliśmy się do środka, tam obezwładniliśmy ochronę, wyłączyliśmy kamery i otworzyliśmy drogę dla reszty. Na tym kończyło się moje zadanie, a zaczynało się John'a i Angie, mała Azjatka przez szyb wentylacyjny dostała się do pomieszczenia z jajem. Udało jej się wyłączyć zabezpieczenia i właściwie zaczęliśmy się już szykować do wyjścia. Tylko tyle pamiętam, potem ktoś zdzielił mnie w głowę i straciłem przytomność.

Detektyw słuchał z założonymi rękami, by na końcu zamknąć oczy i westchnąć. Mallory zaczął się zastanawiać, czy to co powiedział wystarczy, aby wydostać się z tarapatów.

- Wiedziałem, że mnie nie zawiedziesz Frank. Wspomnę o tym w raporcie, o ile to co mówisz się potwierdzi. Dobra robota.

Zebrał wszystkie swoje materiały i bez słowa opuścił pokój pozostawiając Mallory'ego w niepewności. Mógł mieć jedynie nadzieję, iż detektyw dotrzyma umowy, choć z drugiej strony nawet jeśli trafi do pudła to przynajmniej pociągnie za sobą kilka osób.

W swych zeznaniach pominął kilka zdarzeń, nie chciał obciążać Krain'a czy Sue, nie miał z ta dwójką żadnych zatargów, więc jedynie krótko o nich wspomniał. Siergiej czy Johnny to już jednak całkiem inna sprawa, widział tylko dwa wyjścia, albo obaj trafią do więzienia albo sam ich znajdzie i pokaże im jak rozumie słowo sprawiedliwość. Najgorzej było z Angie, nie wspomniał o jej rodzinie w Liberty, która mogłaby wiedzieć co nieco o jej planach. Przez ten krótki czas nawet polubił tą małą Azjatkę, tylko dlaczego postanowiła ich wrobić? Oby miała naprawdę dobry powód, dla którego to zrobiła, bo jeżeli już ją spotka to będą musieli szczerze porozmawiać.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172