lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Inne (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/)
-   -   [Storytelling][+18] Na podbój Gliese! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-inne/9358-storytelling-18-na-podboj-gliese.html)

Niya 18-11-2010 20:35

Mamy przerąbane- pomyślała Tara patrząc na to co zostało z ich statku – ale z drugiej strony i tak raczej nie zamierzaliśmy wracać na Ziemię. Nasza misja to w końcu kolonizacja tego miejsca. Cholera, Tara co ty gadasz – zapytała sama siebie, jakież to patetyczne i głupie w tym momencie. Nasze zadanie to przetrwać, nie poddawaj się, jeszcze nie teraz – szeptała sama do siebie.
Po dokładnych oględzinach wydawało się, że statek nadaje się do tymczasowego zamieszkania, choć przydałoby się go trochę połatać, czym się da. Dookoła leżało dużo różnych szczątków może udałoby się coś dopasować, ewentualnie dziury załatałoby się palmami, których tu pełno. Niestety zajmie im to trochę czasu. Ale co innego mają do roboty? Uważała, że na razie zbyt niebezpieczne byłoby próbować wędrować do cieplejszej strefy. Nie wiedzą wszak dokładnie gdzie się znajdują i ile wędrówka zajęłaby im czasu. Na pewno przydałby im się jakiś środek transportu, który ułatwiłby przemieszczanie się.
Heh, tylko jak tu się dogadać z tymi wszystkimi ludźmi – zaczęła zastanawiać się Tara. Jedno mądrzejsze od drugiego. To nie mogło się dziać naprawdę. Czuła się jakby ktoś z premedytacją umieścił ją w kiepskim serialu pokroju „LOST”, aby sprawdzić na co ją stać. Tylko czemu na pociechę nie dostała żadnego przystojniaka o wyglądzie Jamesa „Sawyera” ?


Spojrzała na swoich współtowarzyszy. O obydwojgu nie wiedziała, co ma myśleć. Jedno przemądrzałe, a drugie żyjące chyba w innej czasoprzestrzeni. Jednak mogła się mylić. Przecież pierwsze wrażenia bywają mylące, nieprawdaż? Jeszcze ten drący się na śniegu idiota. Próbowała zastanowić się i obiektywnie ocenić w jakim celu NASA go zwerbowało i pozwoliło mu lecieć na Gliese, ale to przerastało jej możliwości umysłowe.
Zaczęła się rozglądać trochę po okolicy czy ktoś jeszcze za nimi nie szedł, aż zauważyła ruch przy pobliskich drzewach.
- Widzieliście? - szepnęła Tara do towarzyszy. Tam! - wskazała ręką w kierunku drzew.
Jakieś dziwne zwierze podkradało się w kierunku Sergieja. Przypominało trochę ziemskiego borsuka, ale było nieporównywalnie większe. Widać było jednak, że Wasiljew miał już nie jednokrotnie do czynienia z niebezpiecznymi zwierzętami, gdyż na spokojnie załadował sztucer i powoli wycofywał się w kierunku statku. Tara nie miała zamiaru jednak stać bezczynnie i dyskutować z Igą i Tomem.

- Nie ma teraz czasu na dyskusje - powiedziała stanowczo. Musimy szybko działać. Za mną! Jazda! W ładowni są chyba race, jeśli rzuci się na Sergieja to może uda nam się go wystraszyć.
Iga jednak chyba znowu nie zrozumiała, o co jej tak naprawdę chodzi i zaczęła oponować. Tara nie lubiła pracować z innymi kobietami, zawsze nie umiała się z nimi dogadać. Czy ona naprawdę uważała, że zamierzam rzucić się na niego z flarą? Czuła, że jeszcze nie raz będą miały spięcie. W końcu jednak doszły do jakiegoś porozumienia.

- Jeśli musisz, to możemy podejść bliżej, ale poczekaj, aż zwierzak zaatakuje. Choć nie bardzo w to wierzę.
Znów spojrzała na Tarę. Uśmiechnęła się, samymi ustami, oczy pozostały nieruchome.
- Zawsze mogę Cię też walnąć, to świetnie uspokaja.... jak słyszałam, oczywiście.
- Allright, po prostu nie lubię stać bezczynnie i się patrzeć. Nie do tego jestem przyzwyczajonaTanger spojrzała wymownie na koleżankę. A po za tym powiedziałam, że wkroczymy do akcji jeśli “rzuci się na Sergieja”.
….teraz pozostało nam więc czekać na rozwój wydarzeń.

Piter1939 19-11-2010 12:16

Po wykonaniu paru ćwiczeń ,i zmianie kurtki na cieplejszą ,Max poczuł się lepiej ,jednak wciąż marzły mu dłonie, toteż po prostu wsadził je obie do kieszeni kurtki. No od razu lepiej-pomyślał. Potem zauważył że w ładowni niedaleko dziury stoi ten Niemiec, nie pamiętał niestety jego imienia. Postanowił go mimo wszystko zagadać, bo co też lepszego miał teraz do roboty?

-Hej, co tak patrzysz ,wypatrzyłeś coś ciekawego tam w oddali?-zapytał z uśmiechem Max
Greg powoli odwrócił się w stronę gościa, który się odezwał: - Nie, tak tylko sobie oglądam moje środowisko... Jestem Greg - podszedł i wyciągnął prawą rękę.
-Ja jestem Max-odpowiedział- po czym uścisnął jego dłoń .Już się chyba przedstawialiśmy ale każdemu może wylecieć z głowy. No i jak ci się podoba to otoczenie? bo mnie nie bardzo...-powiedział Max
-Serio? Przedstawialiśmy się? O kurde, zapomniałem ale teraz to tak oficjalnie. Czy mi się tu podoba? Cóż, z jednej strony tak, a z drugiej nie-odpowiedział Greg
-Jak dla mnie to zdecydowanie za zimno-odrzekł Max- w Londynie nie pamiętam by panowały takie temperatury nawet zimą, a widzę tam trochę dalej jakąś postać ten Rosjanin nie Alex ,jak on tam miał...nieważne, gdzie on tak idzie sam...
Greg Obejrzał się w stronę dziury i dopiero teraz zauważył jakąś postać ale nie wiedział czy to Rosjanin - Hmm... Ja tam nie wiem czy to Rosjanin ale jeśli nim jest to pewnie poszedł na polowanie czy coś... Wiesz jak to na Syberii - i zaczął się śmiać.
-Hmmm po akcencie gdy wypowiadał się na zebraniu poznałem że to Rosjanin, miałem już z nimi styczność że tak powiem zawodowo....ale to długa historia...hmmm zatrzymał się...i stoi ,dziwne-odpowiedział Max
-Taaak... Rzeczywiście... Być może znalazł zwierzynę i szykuje się do strzału - mruknął Greg - Nie widzę nic więcej bo mi te cholerne palmy zasłaniają ekran...-dodał Greg
-Cofa się chyba ,nie podoba mi się to-po tych słowach Max rozpiął kurtkę i wyciągnął pistolet-,skocz może po broń ze zbrojowni i koniecznie powiadom resztę np. tych z reaktora ja biegnę postaram się mu pomóc-rzekł stanowczo Max
Greg Widząc jak Max wyciąga klamkę, krzyknął - Daj sobie spokój! Przecież to Rosjanin, poradzi sobie! Nie rób scen bo cię zaraz coś zadźga albo się zgubisz... Bez obrazy oczywiście... - złapał Maxa za ramię powstrzymując go.
-Jestem gliną, ja też sobie poradzę, będę go tylko ubezpieczał-opowiedział zdecydowanie Max
BYŁEŚ gliną... Teraz możesz być co najwyżej kolacją jakiegoś mutanta - powiedział poirytowany Greg - Ale skoro chcesz iść to powiedz mi chociaż gdzie jest tak zbrojownia... Zawsze mam problemy z zapamiętywaniem pomieszczeń…
-Z ładowni prosto, po drodze masz reaktor ,potem przez mieszkalne pomieszczenia korytarz w lewo przez spaloną serwerownie... Ja biegnę ,trzymaj kciuki-rzucił Max
Greg odparł: Jawohl ! Będę w pobliżu ! - krzyknął i biegiem skierował się do zbrojowni.



Po rozmowie przeładował broń i rzucił się najszybciej jak mógł na pomoc Rosjaninowi. Co do Grega niezbyt podobało mu się, że go powstrzymywał był człowiekiem czynu, lubił czuć ten zastrzyk adrenaliny w żyłach, który zwykle towarzyszy niebezpiecznym akcjom. Starał się poruszać dokładnie jego torem gdyż tam śnieg był już trochę przerzedzony. Gdy był już około dwudziestu metrów od dziwnego zwierza ustawił się pod niewielkim kątem(by nie mieć przed sobą pleców Rosjanina) w pozycji strzeleckiej. Zastanawiał się czy dać o sobie znać kompanowi ale pomyślał ze się nie odezwie by nie prowokować ataku tego niesamowitego zwierzęcia ,zresztą jego kolega i tak go pewnie usłyszał. Wycelował i był gotów do wpakowania nawet całego magazynka w tą bestię ,wiedział też niestety że 9mm to nie jest odpowiednia amunicja na grubego zwierza, w sumie jego rosyjski kolega miał sztucer to trochę zwiększało ich szanse na wypadek konfrontacji. Mimo tego liczył też , że być może trafi w słaby punkt tego boruskowatego czegoś, gdyby to coś rzuciło się na Rosjanina. Liczył też ze być może inni zauważa co się dzieje i postarają się pomóc.

Radagast 19-11-2010 14:38

Toma pochłonęło przeszukiwanie ich skarbca. Trzeba przyznać, że zaopatrzeni byli całkiem nieźle. Podobała mu się ilość narzędzi, jakie z nimi wysłano. Możliwe, że dzięki nim nie będą się musieli cofać do ery kamienia łupanego. Nieco gorzej było z warunkami noclegowymi. Możliwe, że źle szukał, ale nie mógł znaleźć ani porządnych śpiworów, ani namiotów. Pozostawało tylko liczyć, że w ich pokojach znajdzie się coś lepszego. Najwięcej czasu poświęcił na wygrzebywanie ocalałego szkła laboratoryjnego spośród szczątków probówek, kolb i pipet, które oddały swe życie w czasie lądowania, pilnując przy tym, żeby nie pokaleczyć sobie rąk. Wprawiło go to w zły nastrój. Nie musiał jeszcze porzucić całkowicie marzeń o zbadaniu życia na tej planecie, ale na pewno będą one utrudnione.

Ze smętnych rozmyślań wyrwał go głos dyskutujących obok kobiet. Dopiero po chwili dotarło do niego, o czym mowa. Siergiej cofał się z podniesionym sztucerem. Najwidoczniej celował w coś co znajdowało się kilka kroków przed nim, a co z miejsca w którym stał Jackson było jedynie dość dużym cieniem. Tom wygrzebał dwie największe latarki jakie znalazł i upewnił się, że działają.
- To zwierzą prawdopodobnie ma wrażliwy wzrok, albo bardzo czuły słuch. Mocne światło już mamy, przydałoby się jeszcze coś, co zrobi dużo huku, ew. będziemy się na nie wydzierać - powiedział. - Z użyciem racy bym się nie spieszył. Lepiej, żeby zwierzę było świadome zagrożenia, ale nie czuło się zaatakowane. Chyba że strzelisz gdzieś obok niego.
Po tych słowach ruszył za Tarą w stronę Siergieja. Nie włączał jeszcze światła, bo zbytnio zdradzałoby ich pozycję, ale uważnie się rozglądał dookoła, czy to coś przypadkiem nie poluje stadnie.

kanna 19-11-2010 18:39

Iga wróciła z Tarą i Tomem do ładowni. Nie podobało się jej tutaj. Bardzo
.
Nie znosiła zimna, a śnieg tolerowała wyłącznie jako dodatek do nart i Alp. I to w postaci dobrze ubitej trasy, jako miły przerywnik między spa i restauracją z grzanym winem. Zdecydowanie nie jako sięgające prawie do pasa zaspy.
Czuła narastająca irytacje i cos na kształt.. żalu.
- Za czym tęsknisz – pomyślała – wiesz przecież, czym by się to skończyło, gdybyś tam została… - Wiem – odpowiedziała sama sobie – wiem. Ale poirytowanie nie mijało.

Wiec kiedy Tara, konspiracyjnym szeptem, zwróciła uwagę na zwierzę zbliżające się do Wasiljewa , Iga nie była w nastroju do miłych dyskusji. Ani do ratowania faceta, który z głupoty ściąga na siebie kłopoty. Iga była tolerancyjną osobą, ale kretynów nie trawiła. I zawsze uważała, że jedynym lekarstwem na głupotę jest kastracja. Pożarcie przez borsuka wydawało się równie kuszącą perspektywą.

- Chyba coś na kształt borsuka, nie? takiego lekko przerośniętego. Właściwie to mocno. Tamten się darł i go zwabił. Czy borsuki są mięsożerne? - Te ziemskie są wszystkożerne z tego co kojarzę, ale zwierzęta to nie moja działka tylko Toma. - odpowiedziała Tara
Iga pokiwała głowa i spojrzała dla odmiany na Jacksona
- Tom?


Zanim Jackson zdążył cokolwiek powiedzieć – a Iga miała nadzieje na długa przemowę, urozmaiconą łacińskimi słowami typu „mephitis” i „glama” oraz dykteryjkami z życia borsuków (była pewna, że Tom jest do tego zdolny) – Tara zaczęła ich poganiać.

Iga popatrzyła na nią, nieco zadziwiona. Dziewczyna planowała lecieć z flarą na nieznane zwierzę, na nieznanej planecie - prawdopodobnie chciała je jeszcze bardziej rozjuszyć Dodatkowo, pokrzykiwała na wszystkich, jakby sądziła, że to ich zmotywuje do działania. Iga nie zamierzała pozwalać ludziom na siebie pokrzykiwać. .
- Uspokój się - warknęła - facet ma sztucer, widzę to nawet stąd. To raz. Dwa - zwierzęta nie atakują ot tak sobie, dla zabawy - jeżeli mają możliwość, to unikają konfrontacji. Wybierają tez raczej obiekty które znają. Poza tym, nawet nie wiadomo, czy on atakuje, może po prostu jest ciekawy. Przestraszysz go i dopiero będziemy mieli kłopoty.
Rozejrzała sie po ładowni, podniosła race i wcisnęła dziewczynie do ręki.
- Jeśli musisz, to możemy podejść bliżej, ale poczekaj, aż zwierzak zaatakuje. Choć nie bardzo w to wierzę.
Znów spojrzała na Tarę. Uśmiechnęła się, samymi ustami, oczy pozostały nieruchome.
- Zawsze mogę Cie też walnąć, to świetnie uspokaja.... jak słyszałam, oczywiście.

Tara jeszcze coś marudziła o staniu bezczynnie i swoich powinnościach, ale Iga już nie słuchała. Kiedy dziewczyna wyleciała z ładowni z dwoma latarkami i Tomem – który zalecił jej NIE rzucać na razie flar - Iga rozpieła kurtkę i usiadła wygodnie na jednej z pak, wyciągając przed siebie długie nogi.

Ziutek 19-11-2010 22:39

Po rozmowie z Maxem odłożył narzędzia, które znalazł do swojej szafki i biegiem ruszył do zbrojowni. Kiedy mijał reaktor zauważył jasne promienie światła, zapewne z latarek pracujących tam ludzi. Wbiegł do pomieszczenia i krzyknął:
- Ludzie, spotkaliśmy miejscowego i konwersuje właśnie z jednym z naszych!
I sprintem dalej do zbrojowni. Wreszcie doszedł do celu. Wszedł popychając otwarte już ciężkie, metalowe drzwi otwierane kołem, jak na okrętach podwodnych. Rozejrzał się. Na stojakach stało raczej niewiele narzędzi zniszczenia. Zauważył sztucer. Piękny, tradycyjny sztucer. Od razu zabrał go i dodatkowo otworzył pancerną szafkę, w której spoczywała amunicja. Otworzył pudełko z nadrukiem 18mm, odliczył 10 naboi, schował do kieszeni i w pełni wyekwipowany wyskoczył z pomieszczenia. Był już na dworze. Biegiem na ile pozwalały mu nogi zapadające się w śnieg przemieszczał się do miejsca akcji. Zauważył Człowieka, a przed nim borsuka... Borsuk na obcej planecie? W każdym razie było to coś podobnego do borsuka. Doszedł do samotnej palmy, stojącej na ok. 80 metrów od myśliwego i zwierzyny. Gdzieś na lewo zauważył glinę Maxa. Greg przykucnął, telepiącymi się rękoma wyciągnął z kieszeni naboje i załadował je do broni, przyłożył karabin do twarzy, skierował na ''borsuka'' ale nie strzelał. Będzie strzelał jeśli zwierzę zacznie atakować. Na razie czekał, oddychał szybko, a powietrze z jego ust zamieniało się w parę, nos zmarzł tak, że aż go piekł. Akurat w sztucerach miał doświadczenie. Urodził się na wsi, przy granicy Niemiecko - Austriackiej, a tam nie zawsze był ciepło, a sztucer to była tradycja, przynajmniej gdzie mieszkał Greg. Miał nadzieję, że obeznanie jakie miał z tą bronią pomoże w sytuacji.

Apkey 21-11-2010 01:46

Przez prawie cały czas spędzony w pomieszczeniu reaktora Ronon gorączkowo myślał co zrobić aby cała ich sytuacje poprawić. Dziwiły go trochę decyzje wydane przez Aleksa... "Fakt jestem naukowcem ale do cholery co ja robię tutaj skoro większość mojej wiedzy nie jest związana z jakąkolwiek mechaniką" . Tak prawdę mówiąc on nadałby się w tej chwili najlepiej do grupy zwiadu. Maska którą posiadał nie była czczą pamiątką...
Hawajczyk od razu zganił się za takie myśli - nie będzie narzekał w takiej sytuacji, nie kiedy inni na niego liczą. Przypomniał sobie słowa których uczył go jego dziadek:
Nie wolno się bać, strach zabija duszę...
Strach to mała śmierć a wielkie unicestwienie
Stawię mu czoła niechaj przejdzie po mnie i przeze mnie...
A kiedy przejdzie odwrócę oko swej jaźni na jego drogę.
Którędy przeszedł strach nie ma nic - jestem tylko ja.

Oczyszczając umysł z wątpliwości do reszty skupił się na pracy. Łączenie kabli na krótko nie było trudne zdrapanie izolacji skręcenie przewodów potem oklejenie wszystkiego taśma izolacyjną - nic wielkiego. Za to większym problemem było połączenie odpowiednich kabli w całej tej plątaninie - wszystkie były szare. Ronon co chwila sprawdzał czy wszystko było ok - nie potrzebowali więcej spięć. Po dłuższej chwili Julia zwróciła się do Hawajczyka z entuzjazmem.

- Ooo działa, działa... Ronon, chyba się uda! - ucieszyła się Julia, kiedy, po spięciu kolejnych z kolei kabli, reaktor próbował budzić się do życia.
Ronon tylko skinął głową
- Zobaczymy za chwilę, i tak trzeba będzie poczekać na jakiś program sterujący tym wszystkim - po chwili dodał niepewnie - Byle tylko się jakiś znalazł w tym bałaganie...
Pracował chwilę w skupieniu
- To chyba koniec naszej pracy tutaj - stwierdził z namysłem - Chodź znajdziemy kogoś kto to polutuje, tymczasem możemy poszukać jakichś komputerów i sterownika dystrybucji mocy. Z tego co pamiętam kopie podstawowych systemów sterujących są wgrane w większość urządzeń na statku. Bo ten pożar był chyba w serwerowni...
- To chodźmy, tylko pomyślmy, których urządzeń już nie użyjemy? Myślę, że możemy spokojnie rozmontować całą sterownię. Przecież już stąd nie odlecimy - zaczęła się śmiać Julia.
- Sterówka to dobry pomysł tam powinny być też główne urządzenia sterujące i przynajmniej spora część kopii zapasowych systemu - powiedział z namysłem a potem zrobił jedną ze swoich wrednych min - Zdaje się ze wcześniej “zapomniałem” wspomnieć o tym że laptop mam w swoich rzeczach także tylko odpowiednie złączki trzeba znaleźć
- No chyba udało Ci się zapomnieć o tym małym fakcie - spojrzała na niego łobuzersko blondynka.
- Tylko laptop ma baterię, a jak zmusimy inne urządzenie, żeby się uruchomiło i “oddało nam” program sterujący?
- Myślę że wystarczy uruchomić reaktor nie mamy może oprogramowania do zaawansowanego zarządzania energia ale alarmy jakoś działały jak się budziliśmy, także myślę ze wszystko pójdzie, tylko że na trybie awaryjnym - uśmiechnął się niepewnie Hawajczyk
- Widzę, że dużo wiesz na temat tego statku. Nie ma tutaj zapasowych akumulatorów lub chociaż kilku chomików, które napędzałyby prądnicę... tak jak w waszych amerykańskich bajkach - uśmiechnęła się Julia.
-To odpalamy reaktor na głupie minimum? Tylko żebyśmy nie wystraszyli reszty, jak znów się alarmy włączą - ponownie roześmiała się Rosjanka.
- Wiem o nim tylko trochę widziałem jak montują tutaj sarkofagi... Poza tym dużo czytam - dodał zmieszany. - Chcesz czynić honory?
- Może lepiej Ty to zrób. Jakoś nie lubiliśmy się nigdy z żadnym reaktorem - głośno przełknęła ślinę Dolnikowa.
Ronon parę razy obszedł dookoła reaktor, a potem obejrzał dokładnie ich dzieło
- Wiesz co Twój strach może być uzasadniony. Wolałbym aby obejrzał to jakiś elektryk zanim puścimy energię w ruch. Choć nie uśmiecha mi się to bo cała diagnostyka może zająć parę dni ale wolę niepotrzebnie nie ryzykować... jak sądzisz? - skończył w zamyśleniu gładząc podbródek
- Może pozostawmy tą dokładną diagnostykę, bo przez te kilka dni na pewno kilka ciepłolubnych osób nam zamarznie. Trochę się nie przykładałam we wsłuchiwaniu, kto kim jest... kojarzysz jakiegoś elektryka w drużynie? - spytała Julia.
- Jeśli sobie przypominam to było ich dwóch, na pewno ten Niemiec - bardziej zirygowanym tonem dodał - Dobra koniec tego
Po czym podszedł do panelu i wcisnął guzik rozruchowy reaktora. Julia zdążyła jeszcze podbiec i minimalnie wysunąć pręty moderatora, po czym schowała się za najbliższą konsolą. Akurat w tym momencie wbiegł człowiek który był im tu bardziej potrzebny - Niemiec Greg ale zamiast oczekiwanego zaoferowania pomocy w naprawie zdążył rzucić tylko
- Ludzie, spotkaliśmy miejscowego i konwersuje właśnie z jednym z naszych!
A potem pobiegł dalej. Ronon spojrzał się pytająco na Rosjankę w oczekiwaniu na "odpowiedź" reaktora. Jej zachowanie trochę go rozbawiło. Jeśli miałoby im się coś stać nie ważne czy bedą schowani czy nie - przy tak bliskiej odległości nie miało to najmniejszego znaczenia.

SWAT 22-11-2010 18:37

Sebastien Bona’ve i Matthew Truston

Stan Matta zaczął się dziwnie pogarszać. Sebastien starał się jakoś ulżyć rannemu, który przecież tylko uderzył się w głowę. Jak to możliwe?
Nie mógł wiedzieć, że długi lot w sarkofagu odbił się na nim niekorzystnie, nie programowo.
Zaraz po wyjściu z sarkofagu, jego komórki żywiące się octem i przestawione całkowicie na ten typ pożywienia na całe 200 lat, ewoluowały.
Niestety aby żyć, potrzebowały octu, a nie dane było im go skosztować.
Kiedy trwała narada, gaszenie pożaru i czas spędzony w lazarecie... W tym czasie komórki spaliły i spożytkowały swoje ostatnie, małe ilości octu z organizmu i zaczęły umierać.
Kilka minut później, Matt był zimny i sztywny.

Julia Dolnikowa i Ronon Dex

Reaktor, nie chciał z początku dać za wygraną, ale w końcu się przełamał. Kilka chwil po jego włączeniu, zaświeciła się pomarańczowa lampa, która pomigała kilka sekund. Następnie zapaliła się czerwona dioda która również migała. Kiedy zgasła, zapaliła się dioda zielona, a statek zaświecił się niczym choinka, w rurach znowu zaczęła płynąć woda robiąca za ogrzewanie, znowu zewsząd dało się słyszeć wrzeszczący alarm i świecące, czerwone koguty na ścianach.

Aleksander Wasiliew Bilicki

Wchodziłeś akurat do pomieszczenia reaktora, kiedy statek zaczął wracać do życia. Już chciałeś pochwalić zebraną w pomieszczeniu dwójkę naukowców, kiedy z jednej z nieszczelnych rur trysnął na Ciebie wrzątek który robił i za ogrzewanie i za chłodzenie reaktora. Z krzykiem i wielkim bólem upadłeś na podłogę statku.

Gregor Hagstein, Max Zbudowski, Iga Wende, Tara Tanger, Thomas Jackson i Siergiej Wasiljew

Siedzieliście w śniegu, w ładowni czy w innych wybranych przez was miejscach i czekaliście na to, co zrobi tajemniczy drapieżnik z planety Gliese. Ten mimo wszystko, ominął was i ruszył w miejsce w którym stał Jiro, krzyczący Japończyk. Szedł powoli, nieśpiesznie. Całkowicie uśpił waszą czujność. O Rosjanina nawet się otarł, jego sierść była sztywna, dziwna, ale przyjemna w dotyku.

Jiro Kivrlenko

Stałeś tak i obserwowałeś zwierzę, które zbliżało się w twoim kierunku. Podeszło do Ciebie, obwąchało. Nawet je pogłaskałeś i sypnąłeś jakimś, charakterystycznym dla siebie tekstem. Aż...
Statek obudził się do życia, ryk damskiego, metalicznego głosu z głośników i czerwone, migoczące światło sprawił, że potulny borsuk, w jednej chwili zmienił się w kłębek nerwów. Nie mogłeś zrozumieć, jak tak duże zwierzę, mogło stać się takie szybkie. Potem twoje próby zrozumienia, przerwał przeszywający ból.
To szczęka tego tajemniczego zwierzęcia, zatrzasnęła się na twoim ramieniu, łamiąc całkowicie kości i druzgocząc naczynia krwionośne.
Ale zwierzę na tym nie zaprzestało i zaczęło biec z tobą w kierunku dżungli...

Ziutek 22-11-2010 20:11

Gregor ciągle trzymał na muszce zwierzę ale zdziwił się, gdy borsuk obszedł Siergieja i zaczął obwąchiwać Jiro. Pewny, że niedoszły obiad nie jest wrogo nastawiony wstał, oparł sobie karabin o ramię i próbował przyjrzeć się spotkanemu osobnikowi.
W sumie nie jest taki straszny - pomyślał i skarcił się za to, że celował do tego fajnego borsuka.
Nagle okolicę przeszył bardzo głośny i wysoki dźwięk, a potem doszedł jeszcze głos kobiety. Greg podskoczył i spojrzał na statek. Nie był pewny, że to właśnie od niego wydobywa się hałas ale w odległości 50 kilometrów nie było innego zniszczonego statku kosmicznego. Uradowany, że wreszcie będzie mógł zdjąć kurtkę NASA usłyszał kolejny krzyk. Tym razem mężczyzny i z bardzo bliska. Odruchowo odwrócił się i pomyślał, że ma coś z oczami. Po ułamku sekundy dotarło do niego, że ten miły, niedoszły obiad zranił jednego z kolegów, a teraz ciągnie go w dzicz. Znów przyłożył sztucer do twarzy ale tym razem na stojąco, wymierzył '' na oko'' w tylną nogę borsuka i strzelił. Kula trafiła idealnie. Pociągnął za zamek wyrzucając łuskę i popchnął z powrotem ładując następny nabój. zrobił to z niebywałą lekkością i szybkością. Wymierzył znów ''na oko'' w drugą tylną nogę i strzelił. Niestety zwierzak i Jiro byli już daleko więc nie zobaczył wyniku drugiego strzału. Przez jakiś czas słychać było krzyki Japończyka lecz stopniowo zanikały w masie palm i innego zielska.
- W mordę! Nawet się nie spodziewałem, że to coś ma taką krzepę - powiedział zaskoczony Greg. Mieli szczęście, że ziemię pokrywa gruba warstwa śniegu i dzięki temu widać było ślady łap ich niedoszłego, agresywnego obiadu i wleczonego Jiro. Greg przeładował sztucer i popatrzył się na pozostałych. Do większości dopiero docierało co się stało. Osobiście był gotowy do natychmiastowej akcji ratunkowej jeżeli takowa byłaby zapowiedziana. Czuł kłucie w brzuchu, nie ze strachu tylko ze straty człowieka, z którym rozmawiał na samym początku ich misji. Nie był jak ci z Ziemi lub niektórzy z towarzyszy podróży. Lecz nie mógł ocenić ludzi po zaledwie 2 rozmowach.

Latin 23-11-2010 22:31

To co się stało zupełnie zaskoczyło Siergieja. „Borsuk” ruszył powoli, spokojnie człapiąc po śniegu. Przeszedł koło Wasiljewa ocierając się nawet o niego, a ten ostrożnie dotknął futra zwierzęcia swoją dłonią. Jego sierść była sztywna, ale przyjemna w dotyku. Na twarzy Rosjanina pojawił się uśmiech. Pierwszy raz od 200 lat naprawdę szczerze się uśmiechnął.

Wszyscy stali jak wryci, nie tylko Siergiej był zbity z tropu. Zwierzę zmierzało powoli w stronę statku, tak samo jak inni członkowie załogi, którzy złożyli już broń i z wyraźną ulgą podążali w stronę wraku. Tak, słowo ulga dobrze określało stan ducha ludzi tu zebranych, którzy byli bardzo miło zaskoczeni takim rozwojem wydarzeń. Cieszyli się, że uniknęli konfrontacji i jednocześnie byli zaciekawieni poznanym dopiero nowym gatunkiem. Zwierzę sobie spacerowało, ludzie się przyglądali – istna sielanka. Kiedy doczłapało się do statku zbliżył się do Jiro, co potwierdzało tezę o wabiących krzykach. Kivrlenko też dostąpił zaszczytu pogłaskania futrzaka, wyglądał przy tym na dumnego z siebie. Wszystko wydawało się jak z filmu z happy endem...

ALARM ! ALARM !

W tej chwili statek ożył. Migające, oślepiające czerwone światło i przeraźliwy ryk dochodzący z głośników przeszyły wszystkich. Wtedy też przyjaźnie nastawiony „borsuk” zmienił się w dzikie zwierzę, jakby poczuł gdzieś w środku zew natury. W jednej sekundzie skokiem pokonał dość spory dystans dzielący go od Jiro i zatrzasnął swoje potężne szczęki na jego ramieniu.

Wszystko stało się tak nagle, że zanim się obejrzeli zwierzak już ciągnął ich kompana poprzez śnieg w kierunku drzew. Najszybciej z szoku otrząsnął się Gregor. Już celował ze sztucera podobnego do tego, który trzymał Rosjanin. Hagstein postrzelił „borsuka” w tylną nogę, szybko przeładował i oddał drugi strzał. Niestety tym razem spudłował i zwierzę wlokące za sobą mężczyznę coraz bardziej się oddalało.

- O kurwa.. - wyrwało się mimowolnie z ust Siergieja, który był całkowicie zdezorientowany.

Sekundy zdawały się upływać wolno niczym godziny, wszyscy stali w bezruchu. Dopiero teraz kiedy wśród ludzi zaległa całkowita cisza zaczęły znów do niego docierać sygnały alarmowe ze statku i dopiero teraz Wasiljew uświadomił sobie jak dużo szczęścia miał przy spotkaniu z tym zwierzęciem...

chudy 24-11-2010 21:49

W istocie nie wysilił się na nic więcej tylko stał przy wyrwie patrząc w ośnieżone pustkowie...od czasu do czasu z palmą wyrastająca na tym białym zadupiu. Stał tak bo nie miał co robić albo nie chciał nikomu pomagać. W pierwszej chwili gdy ujrzał to owłosione bydlę czuł lekki niepokój lecz nic nie może być już gorzej to uciekać nie ma sensu a jeszcze zechce go gonić. Mógł by pomyśleć, że to jakiś znak iż takie zwierzę jest przyjaźnie nastawione. Gdy tylko to coś zbliżyło się do niego Jiro powoli wyciągnął w jego kierunku rękę i pogłaskał bydlaka mówiąc do niego
-Tak, tak dobry gulasz ....Jaki kur** alarm Już mruknął pod nosem a gdy się obrócił ten duży spokojny futrzak upierdzielił go w łapę, na reakcję długo nie trzeba było czekać w sekundzie Jiro zrobił wielkie oczy i zaczął tłuc zwierza pięścią po mordzie.
-Ku*** ALARM! Ty futrzasty nied...
Nie zaczął dobrze swojej wiązanki a nie dość, że to coś zaczęło go ciągnąć to nagle jakiś strzał na szczęście nie dostał więc ktoś chyba chybił ale to nie główne zmartwienie przecież to coś mu zaraz rękę urwie!
-Puszczaj! Pieprzony...
Jak już zaczął haczyć o jakieś chaszcze to zły znak, nie chciał skończyć w dżungli jako obiad. A więc jak z rekinem! Sprawną ręką starał się wbić mu palce w oko. Ciężko było opisać jego radość gdy bestia go puściła. Zerwał się szybko z zimie to chyba zasługa adrenaliny, że go ta ręka jeszcze z nóg nie zwaliła bo nie wyglądała ładnie...Ale co mu zostało chwycił się za rękę i zaczął biec w kierunku wraku z okrzykiem na ustach a raczej szeroką ich gamą pozostawiając na białym puchu czerwone plamki.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172