Barykadą były dwa rzędy samochodów ustawionych w poprzek do ulicy. Na ich dachy władowano meble, worki z piaskiem, kosze na śmieci napełnione ziemią i tym podobne. Wybuch w barykadzie (ktoś zapewne nie pomyślał o wydostaniu benzyny z baków) sprawił, że samochody naparły na siebie i część rzeczy spadła z dachów. Siłą reakcji pomiędzy samochodami powstały szczeliny. Da się prześledzić szlak, przez który Max może się przecisnąć między nimi. W samochodach nie ma trupów, ale kilka utkwiło w barykadzie. Jeden z nich, najbliższy, ma niecały metr do szczeliny, którą przechodziłby Saltman. Sięgnie go rękami, ale nie głową. No i nie wiadomo, czy jest z tych, które potrafią wydobyć z siebie jęk, wabiący innych. |
Max podniósł parę pistoletów i zakradł się do jednej ze szczelin. A następnie cofnął się tak, by mieć dobry rzut i rzucił w silnie rzucił jednym z nich w barykadę w miejscu oddalonym parę metrów od miejsca, w którym zamierzał przejść. Gdy zombie ruszyli do miejsca, w którym się rozszedł hałas po uderzeniu ruszył, by przejść przez barykadę. |
Zombie zwabione hałasem zaczęły iść w jego kierunku. Nie były precyzyjne. Jeden z nich zawahał się, widząc poruszającego się Maxa. Nie miał jednak szans go dogonić, tym bardziej, że Saltman, wiedziony przeczuciem, poruszał się bardzo powoli, choć wszystko w nim wrzeszczało, by zacząć biec. Max zdołał założyć sobie za pas cztery pistolety - służbowe policyjne Beretty - po dwie z przodu i z tyłu. Były zapiaszczone i przetrwały deszcz, wymagały więc porządnego czyszczenia. Być może przydadzą się jako pięściaki, gdyż Max niedługo wejdzie w zasięg ramion wcześniej widzianego, unieruchomionego między samochodami zombie. Trup nie mógł mu zrobić nic poważnego, ale jego paznokcie i dłonie do czystych nie należały. |
Nie mając lepszego pomysłu wtargnął w lukę i przedzierał na drugą stronę barykady. |
Pierwszych kilka kroków było dość spokojnych, potem jednak umarlak, poruszany jego coraz bliższą obecnością, zaczął się szarpać i jęczeć, powodując co jakiś czas chrzęst blach. Max prawidłowo ocenił odległość; osłoniwszy odruchowo głowę rękami, zdołał wyszarpnąć się próbom uchwytu truposza i przejść dalej. Na dłoniach zostało mu jednak trochę zadrapań zrobionych brudnym, połamanymi paznokciami; mógł wcześniej pomyśleć o jakichś szmatach do ochrony lub lince samochodowej albo ubraniu do skrępowania ramion trupa. Dobrze, że właściwie ocenił dystans; przy miejscu, w które wszedł, zgromadziły się dwa żywe trupy, bardziej widocznie zainteresowane przyczyną poruszenia ich unieruchomionego kolegi, niż hałasem, który zgromadził kilku szwędaczy. Powoli przedostał się na drugą stronę barykady. Tu znajdowały się poszatkowane kulami i spalone ogniem ciała. Wydawało się, że są zniszczone, gdy nagle czyjaś drobna dłoń zacisnęła się na jego kostce! |
Gdy Max poczuł trupią rękę na kostce, poczuł jak przez jego ciało przebiega fala przerażenia zmieszanego z ślepą furią. Gwałtownie szarpnął uwięzioną nogą. Jeśli to nie wystarczyło do oswobodzenia gorączkowo wziął jeden z pistoletów, które miał z przodu, za lufę. Zrobiwszy przykucnął, by objąć zasięgiem uzbrojonego ramienia rękę prześladowcy. A następnie jął zapalczywie okładać kolbą rękę w okolicach nadgarstka, jakby chciał go odrąbać. Gdy zdawało mu się, że uścisk słabnie choćby o trochę wyrywał mu nogę, by uciec z tego miejsca jak najdalej od tego przeklętego posterunku. |
Z siłą, którą dodał mu strzał adrenaliny, nie było trudno Maxowi wyrwać się z uścisku. To była dłoń dziecięca,ale miała siłę dorosłego mężczyzny. Lepiej nie dowiadywać się, jaką siłę w rękach mają "dorosłe" zombie. Max wyrwał się, lecz zakręciło mu się w głowie od głodu i pragnienia tak, że musiał przytrzymać się jednego z samochodów po przeciwnej stronie barykady. Przed nim, jakieś dwie przecznice dalej - a tego, co sobie przypominał - był Central Park. Tam miał być punkt ewakuacyjny, z tego, co pamiętał z raportów policyjnych. Nie wiadomo, czy przetrwał. Cienie były coraz dłuższe, a żywe trupy poruszały się żwawiej. Kilka wydawało dziwne ni to świsty, ni to jęki, jakby się ze sobą porozumiewały. Póki co, zabudowa była typowa: dwa rzędy przylegających do siebie, zwykle dwupiętrowych domów, a pomiędzy nimi ulica z zepchniętymi przez kogoś na chodniki samochodami. |
Max nie miał siły już myśleć, więc odpoczął najszybciej jak mógł i w miarę możliwości pospiesznie ruszył w kierunku obrzeży Central Parku. |
Okolice barykady były bardzo złym miejscem na odpoczynek. Potrzebował wody i chłodnego miejsca, bo siedzenie godzinami w nagrzanym wozie trochę dało mu się we znaki. Bez jedzenia wytrzyma, żołądek nie ssie, czuje głód, ale tak jakby z oddali, nie jest to apetyt. |
Max nie mogąc odpocząć w tym miejscu najśpieszniej jak mógł ruszył w kierunku Central Parku. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:50. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0