lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Gasnące Słońca] Warsztaty (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/10620-gasnace-slonca-warsztaty.html)

Lechu 30-11-2011 23:49

Napotkany służący powiedział, że kapitan pewnie znajduje się po drugiej stronie ogrodów. Dla Gregorego nie była to dobra wiadomość. Kochał przyrodę, ale nie zamierzał przemierzać tych labiryntów roślin nocą. Pewnie sam tego by wcale nie robił, ale twardy najemnik nie wyglądał na zniesmaczonego. Talbot czuł się przy nim bezpiecznie a co za tym idzie niebezpieczeństwa na zewnątrz mu nie zagrażały. Przynajmniej starał się w to wierzyć...

Ogród był piękny również i nocą. Wystające tu i ówdzie rośliny jednak nie ułatwiały widoczności. Wręcz ją utrudniały. Ukryty w mroku cel było trudno dostrzec. Wszczep mimo dalmierza, rozbudowanego systemu podczerwieni i zwiększonego kąta widzenia nie zapewniał wyraźnego postrzegania otoczenia. Gdy dwójka oddaliła się od oświetlonych budowli dworu ciemności pochłonęły ich całkowicie. One-Eyed wyposażony w szczep orientował się tu nieznacznie lepiej. Idąc i niczego nie podejrzewając Talbot spostrzegł jak w jednym momencie Mathias zakrywa go własnym korpusem aby przyjąć serię kul wylatującą z zarośli. Ktoś do nich strzelał!

Gregory wiedział, że może to być jeden z strażników. Odgłosy kroków mogły go zaalarmować i wystraszony człowiek mógł pociągnąć za spust. Mógł to być też jakiś szpieg czy złodziej. Broń pruła niemiłosiernie posyłając w stronę gości dworu cały grad kul. Talbot zdecydował, że póki widzi rozbłyskujący w ciemności cel pośle ku niemu parę promieni lasera. Jak tamten przestanie strzelać One-Eyed przełączy wszczep na podczerwień i odnajdzie cel. Nikt bezkarnie nie będzie do niego strzelał! Gdyby nie najemnik już mógłby nie żyć! "Nadszedł czas aby wziąć sprawy w swoje ręce" pomyślał sięgając po pistolet laserowy...


Tadeus 01-12-2011 16:51

Marcus

Skradanie się cichaczem po chaszczach nie było zajęciem godnym syna szlachetnego rodu, toteż młodemu Hawkwoodowi, zgodnie z wymogami jego stanu, zbyt dobrze to nie wyszło. Zdołał jedynie dostrzec ciemny kontur ludzkiej postaci, uderzającej czymś w podzespoły kokpitu, nim nieumiejętnie postawiona stopa zdradziła jego pozycję. Kształt obejrzał się wystraszony i rzucił do ucieczki, wpadając pędem między pobliskie żywopłoty. Jedynym charakterystycznym szczegółem, jaki udało się dojrzeć szlachcicowi w mroku była lufa przewieszonego przez plecy karabinu uciekiniera. Mógł jeszcze podjąć pościg, choć może lepiej było zbadać poczynione zniszczenia zadowalając się jedynie tym, że wandal został skutecznie przepędzony?

Artonius 02-12-2011 12:38

Próba skradania okazała się być nietrafionym pomysłem. To co Marcusowi wydawało się być dość proste, zostało zweryfikowane w rzeczywistości. Szlachcic, zamiast patrzeć pod nogi i uważać na każdy krok, próbował dostrzec, kto hałasuje przy Skoczku. W konsekwencji tego niezdarnie nadepnął na gałąź, która głośno strzeliła, łamiąc się na pół. Marcus wiedział, że jego pozycja została zdradzona. Pomimo, że nie zdawał sobie sprawy z liczebności potencjalnych przeciwników, mocno złapał za rękojeść rapiera i gotowy do walki wyprostował się. Jedyne co zobaczył to sylwetkę uciekającej postaci z przewieszonym karabinem przez plecy.

Nawet nie próbował go gonić. Dzisiejszy dzień był wystarczająco męczący, przeżył trudne lądowanie, był cały poobijany, jeszcze doskwierała mu lewa noga. Schował rapier za pas i postanowił przyjrzeć się co ewentualnie zostało skradzione bądź uszkodzone przez tajemniczą postać.

Tadeus 02-12-2011 13:07

Marcus

Szlachcic ostrożnie zajrzał do wnętrza spoczywającego w wyrwie skoczka. Wszystko poza kabiną pilota wydawało się pozostawione w takim samym stanie, w jakim było, gdy opuścili wehikuł parę godzin temu. W samym kokpicie uszkodzony też najwyraźniej został tylko jeden podzespół. Marcus nie za bardzo znał się na zaawansowanej technologii, podłużny panel z małym wyświetlaczem i powieszonym na nim, podręcznym mikrofonem mógł jednak być praktycznie tylko radiem. Jeśli to było radio, to na niewiele się już mogło nadać, nosiło liczne ślady ciosów wykonanych jakimś ostrym narzędziem. W sumie, gdyby Marcus nie wiedział, że dzieła zniszczenia dokonał człowiek, mógłby pomyśleć, że to szpony jakiegoś zwierzęcia - dokładnie tak to właśnie wyglądało.

Gdy wracał do posiadłości, w powietrzu zauważył liczne cienie szybujących zwierząt, przypominających mulakee, które zaatakowały ich skoczka. Zataczały kręgi nad labiryntem, w którym parę chwil wcześniej zniknął miejscowy duchowny, lądując po jakimś czasie, gdzieś w jego środku.

Strażników mimo najlepszych chęci nie znalazł. Trafił za to na jednego ze służących, który właśnie z nietęgą miną przekraczał korytarz na parterze, spiesząc do wychodka. Gdy zobaczył szlachcica o mało co nie podskoczył ze strachu.
- O paniczu! Aleście mnie srogo wystrachali! - rozejrzał się nerwowo wokół siebie - Strażników zbyt dużo ci u nas nie ma. Ino kapitan i dwóch jego pomocników, coście ich już wcześniej poznali. Kapitan pewnikiem jak zwykle w szklarniach w ogrodach za domem przesiaduje, zaś pozostała dwójka po ogrodach chodzi, bestii i bandytów wyglądając.

Artonius 02-12-2011 13:40

Marcus zauważył tylko jedną rzecz, która wyglądała na zniszczoną w kabinie pilota. Sam nie wiedział dokładnie co to jest. Sposób uszkodzenia wydawał się być dziwny. Zupełnie jakby dokonało tego zwierzę swoimi pazurami.
- Tu się dzieje coś naprawdę dziwnego. Mam nadzieję, że Gregory poradzi sobie z tymi uszkodzeniami. – Hawkwood powiedział do siebie i udał się w stronę dworu.

W drodze powrotnej zauważył spore skupisko ptaków, krążących nad labiryntem. Jedyne co przychodziło mu do głowy to, że są to mulakee. Nagle wszystkie jednocześnie wylądowały mniej więcej na środku labiryntu.
- Mam nadzieję, że nie znajdziemy jutro ciała Ojca Obleya. Oby było coś prawdy w tym, że mulakee to tylko psotliwe, przynoszące pomyślność stworzenia. – Mruknął do siebie szlachcic.

Kiedy dotarł do dworu nie zastał ani jednego strażnika. Wszedł do środka, rozglądając się za służbą. Przechodząc korytarzem, wpadł na niego jeden ze służących. Szybko podał mu informację o pozostałych na dworze strażnikach i ich przywódcy. Strach i nerwowe rozglądanie się wokół siebie przez służącego zdziwiło nieco Marcusa.
- Czego się tak boisz? Jesteś przecież na dworze. Tu jest bezpiecznie, prawda?

Nie zatrzymując już dłużej służącego Marcus udał się do szklarni.

Someirhle 02-12-2011 18:55

Pierwszy dźwięk zakłócił rytm jego kroków - cała koncentracja została przerzucona gwałtownie na słuch, co sprawiło że nieco nieskoordynowanie przeszedł jeszcze kawalątek, po czym stanął, nasłuchując. Absolutny bezruch przedłużał się, żaden szelest materiału ani choćby głębszy oddech nie przerywał ciszy... Równie dobrze można by było wziąć go w tej chwili za mistrzowskiej roboty pełnowymiarową rzeźbę mnicha. Mijały sekundy...
Cierpliwość opłaciła się - po dłuższej chwili dobiegł go kolejny odgłos. W tych warunkach, mimo że cichszy niż poprzedni, zabrzmiał niczym głos dzwonu w jego uszach.
Zlokalizowawszy źródło hałasu na mniej więcej pod swoimi stopami, skierował spojrzenie na rozświetlone łuną elektrycznego światła schody. Sprawa nabierała rumieńców, a wszystko toczyło się dość gładko...
Ta myśl uruchomiła jakiś alarm w jego umyśle. Najpierw reakcja szambelana... Te książki w bibliotece... Wygodnym było, że nikt nie kontrolował za bardzo jego ruchów. Potem, w łatwy w sumie sposób i nie niepokojony przez nikogo, odnalazł sypialnię Ruperta... I parę podejrzanych przedmiotów w środku, za to bez Ruperta, który przecież wymagał dłuższego odpoczynku, nieprawdaż? Teraz dziwne odgłosy z piwnicy, jakieś błyski... Co będzie dalej, mechaniczny smok przelatujący nad dziedzińcem?
Schody do piwnicy ujęte w ten tok myślenia zaczynały raczej przypominać przemyślna pułapkę. Ciężko było uwierzyć w taką ilość szczęśliwych zbiegów okoliczności naraz... Czyżby jego ruchy były w jakiś sposób monitorowane? W jakim celu ktokolwiek miałby pokazywać mu to wszystko, gdy we własnym interesie powinni zachować takie widoki możliwie ukryte przed jego oczyma? Czy możliwe było, by ktoś popisał się podobnie bezdenną głupotą?
W końcu drgnął i ruszył w stronę schodów ze zdwojoną ostrożnością. Ostatecznie, nawet jeśli była to jakaś pułapka, to stanowiło to niestety także sposób na zdobycie jakichś odpowiedzi.

Tadeus 02-12-2011 23:36

Samin

Na pułapkę to nie wyglądało. Schodzący na dół inkwizytor wpierw ujrzał mały, przenośny agregat stojący na środku piwnicznej podłogi, potem podłączony do niego reflektor, a na samym końcu niskiego, otyłego człowieczka, który sapiąc opętańczo manipulował przy jednej z wielkich beczek, ciągnących się wzdłuż wszystkich ścian przepastnego podziemnego pomieszczenia. Po bliższej obserwacji okazało się, że jegomość był całkiem szykowanie ubrany, w drogi, zdobiony srebrem surdut, pokryty już teraz brudem i piwnicznym pyłem. W ręku trzymał łom, zaś koło niego, w obrębie snopa światła rzucanego przez lampę leżała jeszcze łopata. Wszystko wskazywało na to, że usilnie próbuje się dostać za masywną drewnianą beczkę.

Inkwizytor był pewny, że nie był to żaden z domowników, których miał do tej pory przyjemność poznać.

Nieznajomy był tak zajęty, że Samin bez problemu mógł przekraść się wokół niego i spojrzeć na resztę piwnicy. Drugie, dokładniejsze spojrzenie na wnętrze pokazało, że miejsc, w których nieznajomy "pracował" było najwyraźniej w środku więcej. W paru ściankach z wnękami na butelki wina brakowało (wyrwanych zapewne) desek, a kawałek dalej wydłubano kamienie z podłogi i wykopano tam całkiem spory dół, który był jednak zupełnie pusty.

Pełen żalu jęk i następująca po nim wiązanka siarczystych przekleństw, którą usłyszał duchowny świadczyła najprawdopodobniej o tym, iż poszukiwacz w obecnym miejscu również nie znalazł tego, czego szukał. Inkwizytor póki co pozostawał niewidoczny w bardzo słabo oświetlonym mroku dalszej piwnicy, miał więc czas na podjęcie decyzji, co do dalszego postępowania.

Mógł też zagłębić się dalej w podziemne pomieszczenia - tych było bowiem najwyraźniej niemało - wtedy jednak straciłby obiekt swojego zainteresowania z oczu.

Someirhle 04-12-2011 20:17

Rozejrzawszy się odrobinę po piwnicach, Samin powrócił do obserwacji szamocącego się jegomościa. Oczywiście, mógł tez zagłębić się w dalsze korytarze, jednak zasadniczo brakowało ku temu powodu - bezcelowe włóczenie się w podziemiach zasadniczo mogło sprowadzić nań więcej kłopotów, niż ewentualnych zysków. Nie chodziło nawet o to, ze podejrzewał jakieś niezwykłości, jakie mógł znaleźć... Owszem, bywało że w piwnicach trzymano różne okropności i tajemnice, niemniej jednak ludzie w większości zwykli trzymać w nich niepotrzebne graty, zapasy jedzenia, czy też - jak w przypadku tego pomieszczenia - win. Ogólnie, tego rodzaju myszkowanie mogło go postawić w niewygodnej sytuacji wobec mieszkańców posiadłości. Za to tutaj...
Ciężko było uwierzyć by nieznajomy był jakiegoś rodzaju złodziejem czy włamywaczem, szczególnie wśród tych pustkowi... A nawet jeśli tacy istnieli, to był to nie ten ubiór i nie ta liczba. Nie był tez uzbrojony...
Czasami najlepszy sposobem, aby się czegoś dowiedzieć, jest zapytać. Samin westchnął cicho w duchu - niemal zatęsknił za towarzyszami podróży, którzy zwykli zadawać wszystkie właściwe pytania, zupełnie nieproszeni. Byli na swój sposób użyteczni. Cóż... Jest tylko biednym, zagubionym gościem, którego zainteresowały dziwne odgłosy dochodzące z piwnicy. Zdarza się.
Przemknął się do punktu, z którego mógł nadejść ktoś, kto właśnie zszedł ze schodów, po czym wszedł w krąg światła rzucany przez lampę, możliwie dobrych parę kroków od nieznajomego - wolał zachować dystans i dawało mu to, w ekstremalnym przypadku, czas by sięgnąć po broń. W pewnych założeniach mógł się przecież mylić...
- Szukasz czegoś przyjacielu? Może mógłbym Ci w czymś pomóc? - mówił spokojnie, starając się pochwycić spojrzenie rozmówcy. Ton był uprzejmy i neutralny, równie dobrze pasowałby do salonu, w którym ktoś nieopatrznie zapodział parasol i rozglądał się za nim nieśmiało...

Tadeus 05-12-2011 23:46

Samin

Och...?! Au! - rozproszony znienacka jegomość zapiszczał boleśnie przytykając zraniony właśnie deską palec do ust. - Ksiądz? - zapytał bezsensownie, mierząc wzrokiem przybysza. - Ah... Tak, oczywiście, jeden z gości...
Wyprostował się dumniej poprawiając zapylone odzienie i chowając łom za plecami.
- Lars Fidelmeier, członek najwyższej izby rachmistrzów z Węzła - wycedził, wyciągając w stronę duchownego zakrwawioną rękę. - Pomóc? Nie... nie... gdzie tam, czemu ojciec sądzi, że trzeba mi pomocy? - Jego oczy stawały się coraz bardziej rozbiegane, a na czoło wystąpiły grube krople potu. - Ja tu tylko szukam odpowiedniego... tego no... Rocznika! - skrzywił się boleśnie jakby sam nie mógł uwierzyć, że palnął coś aż tak głupiego. - A wielebny ojciec słyszał może coś innego, że niby od kogoś... Ż-że coś tu robię...?

Gregory i Mathias

Pistolet inżyniera zasyczał dwukrotnie, posyłając ku przeciwnikowi dwie wiązki czerwonego, koherentnego światła. W tym samym momencie, w którym te zniknęły w zaroślach, wraży ostrzał ustał, a inżynier stwierdził, że na obrazie cieplnym ofiary pojawił się płonący od wysokiej temperatury biały punkt na środku czoła. Chwilę potem ciało opadło bez ruchu na ziemię. Martwym już zdecydowanie atakującym okazał się jeden ze strażników, którzy "powitali" ich po kraksie skoczka. Przy jego ciele, poza nienaruszoną lekką ćwiekowaną zbroją znaleźli jeszcze trochę drobnych, talię kart okraszonych artystycznie przedstawionymi rozebranymi damami i zapasowy magazynek (20 naboi) do leżącego obok denata karabinu. Sama broń była niemal przegrzana od ognia ciągłego (co nie świadczyło zbyt dobrze o jej jakości) i zawierała w sobie już tylko dwie kule.

Gregory, Mathias i Marcus

Marcus po usłyszeniu kanonady ruszył w kierunku źródła hałasu. Biegł ile sił w nogach, co było nie lada wyczynem, zważywszy na jego kondycję po lotniczej kraksie. Jakimś cudem jednak przedarł się przez gęste zarośla, uszkadzając przy tym jednak znacznie swe szlachetne, drogocenne odzienie. Może i szlachetnie urodzonemu nie wypadało paradować w porwanych szmatach, ale nie wypadało mu też pozostać biernym w obliczu tak niepokojących zdarzeń w jego otoczeniu! Gdy parę chwil później dotarł na miejsce, było już jednak po wszystkim. Dwóch towarzyszy z jego grupy stało nad zwłokami strażnika, w którego czole wyraźnie widać było dymiącą świeżą dziurę.

Someirhle 07-12-2011 15:46

Jestem ojciec Samin Blake. Mam nadzieję że nie wystraszyłem pana...? - poczekał na odpowiedź Larsa, słuchając spokojnie całej jego jąkaniny. Na jego twarzy nie pojawiły się oznaki zniecierpliwienia, ani gniewu, żaden błysk nie pojawił się w jego oczach, nawet gdy usłyszał o rocznikach. Wpatrywał się w Larsa uprzejmie, spoglądając mu prosto w oczy, jak to powinno się patrzeć na swojego rozmówcę, sygnalizując że poświęca się pełną uwagę jego słowom... Z drugiej strony spojrzenie to można również przyrównać do spojrzenia węża, wpatrującego się w ofiarę tuż przed ukąszeniem. Porównanie to było tym trafniejsze, że zarówno wąż, jak i Samin nie mrugają zbyt często. Przynajmniej nie w podobnych chwilach.
- Słyszy się różne rzeczy, doprawdy nie godzi się powtarzać plotek. Oczywiście, wino... Muszę przyznać, że po troszę rozumiem zdenerwowanie i pospiech w tym zakresie, żadne pieczyste nie smakuje nawet w połowie tak dobrze, jak powinno, bez butelki dobrego Pinot Noir. Choć z tego co wiem, jest już dawno po kolacji, więc zapewne chodzi o jakieś słodkie, deserowe? Jako koneser czuję się w obowiązku i będzie dla mnie zaszczytem pomóc panu w tej sprawie. Ciekawe, jakież wina się tu kryją... - słowa następują po sobie na tyle szybko i ściśle, że doprawdy ciężko coś wtrącić... Rozejrzał się demonstracyjnie - Szczególnie pod podłogami. Ciekawy zwyczaj, musiały tam być schowane naprawdę cenione trunki. Choć, jeśli chodzi o rzadkie wina, to ciekawostką jest, że zakon Avesti w swoim posiadaniu ma podobno jeszcze spory zapasik win jeszcze z roku 4600. Nie wiem, czy był to dobry rocznik dla win, dla nich zdaje się to być ważna rocznica. Pięć lat temu świętowali kolejne stulecie przewodnictwa w Synodzie Inkwizycji... Choć ich metody wydają się mi się, lekko kontrowersyjne... - przykrywa usta dłonią - Doprawdy, za dużo gadam, niech to będzie nasza tajemnica, myślę że możemy sobie ufać, jako ludzie honoru... Może lepiej wróćmy do win, ja zaś chętnie wysłucham o zawartości tutejszych piwnic, z upodobaniem zbieram takie informacje. - Cała wypowiedź przeszła w tonie konwersacyjnym, gdyby nie fakt, że jak dotychczas nie dał "rozmówcy" czasu na odpowiedź - teraz w końcu umilkł i spogląda nań wyczekująco.
"Wiesz już, że ja wiem, że ty coś wiesz. Cóż z tym uczynisz słoneczko? Są gorsze możliwości niż ja. Dużo gorsze i gorętsze, z pewnością."


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:37.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172