lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [WH40k +18] Za Frakcję! (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/10741-wh40k-18-za-frakcje.html)

Pinn 10-01-2012 18:34

[media]http://www.youtube.com/watch?v=Dk5aJ1lrlko[/media]Arlien Kreig

Pierdolone kondygnację molocha, wysokie identyczne budynki pozbawione uczuć, szczególnie nadziei. Ludzie przeżywali swoje życie w ciągłym ucisku. Na kwadratowym podwórzu między blokami AC-20 i AC-21 na betonowej ławce z znakiem frakcji, koło której stał słup z zniszczonymi kamerami, siedziała banda lokalnych szui. Różnego wzrostu, niektórzy anemiczni i chudzi jak patyki, inni wysocy i sporej masy doładowanej przez sterydy. Wszyscy ubrani w robotnicze kombinezony, a na nich skórzane kurtki z wieloma kieszeniami. Popalają coś z fajki. Tak słychać pękanie. Zanieczyszczony ale dający kopa pękacz, siostrzyczka konainki. Po kilku buchach wszyscy wygrzani jak pojeby. W zasadzie są to skończone pojeby i agresywne bydlaki. Śmieją się, skaczą i energicznie ruszają kończynami.

-
Kurwa Wiera teraz moja kolej, do kurwy nędzy! Ile ściągasz!

W tą piękną okolice wkracza średniej postury skrzywiony, wyniszczony mentalnie i fizycznie aktor. Gęsty czarny zarost, złamany orli nos, wąskie oczy.Tak i szaleńczy w nich błysk dwa żarzące się punkty, z wykrzywioną kreską nad nimi. Czuje dym palącego pękacza? To on go nakręca? Kto tu ma więcej mocy, przybysz powoli zbliżający się do piątki agresorów czy oni wykręceni w obrotach skurwiele? Ha! Mała seria auto pistoletu z amunicją przeciwpiechotną i już mają poorane kolana. Teraz pora na kastet w tej pięknej operze w cudowną arią bolesnych basów, altów i sopranów. Ach! Tak! Kilka ciosów kastetem. Kastetem z nożem. Jego kolce miażdżą miękką tkankę, pojawia się pisk, szaleństwo, krew... dla krwawego boga. Wybite zęby. Zaraz po tym miłosny namiętny pocałunek ostrza przez grdykę jednego człowieka o bardzo złym sercu. Powoli przedstawienie się kończy. Kilka ostrych kłów w powłokę ozonową pleców wpół martwego osobnika. I jeden! Jeden ostatni, łka, śmieję się? Nie to po prostu zwycięski euforyczny gardłowy śmiech łączy się z błaganiem o życie.

~
Tak muszę zachować umiar- myśli Kreig, i zamiast używać noża, przełącza auto pistolet na tryb pojedynczy.

-
Zagramy o twoje życie. Przyszłe życie. Masz tylko jedną ranną nogę... Nie kul się baranku. Jeśli wygrasz idziesz do Imperatora, jeśli nie- idziesz do miejsca gdzie kiedyś się spotkamy. Bang!

Strzał w serce. Piękny wyraz twarzy umierającego. Arlien jest dumny. Po co ich zabijał sam nie wie? Ach tak wrogowie jego towarzyszy, frakcy-lubiacze Czuje dziwne emocję, jest jakby wolny, ale coś więzi jego dusze.

-
Co to kurwa jest!- krzyczy. Światła w domach gasną. Nikt nic nie widział. Wchodzi do klatki. Kolejna zniszczona kamera. Och! Nie przełączył auto pistoletu, a ktoś tu do niego niegrzecznie strzela z las rewolweru (rzadkie ale mocne strzały). Uśmiech po przypaleniu ramienia powiększa się na twarzy Arliena. BAM! W krtań. Typ łapie się za nią, po czym bierze kulę w brzuch. Kolejna broń do kolekcji. Przełącza tryb na auto.

-
Po co mi ten złom, tylko szczernił mi rękę... kurwa, sukinkocie... pfuu... boli... boli- wyrzuca przedmiot. Co za zmienna duszyczka.


Witamy w metalowej windzie bez ścian, sama kratka. Piętro 13. Jazda. Kolejna zniszczona kamera. Dwie pary plastalowych drzwi. Każda na stronę. Wchodzi w lewą. Drzwi, dzrzwi.


Puk... puk... puk. Odchyla się.


-
I nastała wolność, pokój i dobrobyt, a ludzie żyli w zgodzie, bez frakcji i manipulacji. Kryształ prawdy- magiczne hasło.
Drzwi odczuwały przerażenie i niepewność, ktoś powiedział im dobre słowo. Zasuwy otwierają się. Bariera zanika, klamka złapana. Nie wchodzi oczywiście od razu. Strzelba stojąca przed otwartymi na oścież wrotami konspiracyjnego świata, nie lubi gwałtownych ruchów.

-
To ja Anno, uporałem się z fracy-bojówkarzami. I przyniosłem wam trochę pękacza. Wiem nie palicie go, ale czemu nie? Mamy nowy dzień. Nastaje nowa era. Tak braciszkowie wróciłem.


Cisza. Krótka, ale jednak, pełna głębi.

-
Arlien bracie. Żyjesz! Wejdź! Wejdź! O boże jesteś cały we krwi!

- Mówiłem podzieliłem się wolnością z tymi frakcy szumowinami. Przyszedłem z dobrą nowiną.

-Samo twoje pojawienie jest dobrą nowiną. Wchodź jest Jacop, Ruslaw, Miko. Nasłuchujemy wszech-sieci.

-Czyli nie próżnujecie-
powiedział lekko cynicznie. Ona popatrzyła zaczepnie. Korytarz był pełen butelek i kurzu. Drzwi cholernie opancerzone. Piersi Anny małe, ale uwypuklone na niebieskim kombinezonie obywateli drugiego stopnia. Tych bardziej znających wolność, jeśli idziemy w definicję. Mniej czyli bardzo dużo pracy i jeszcze więcej prania mózgu. Dobrze trzymała ową sporą strzelbę. Weszli do ciemnego pomieszczenia z oknem przy, którym stała luneta. Pełno kabli i komputerów. Szafka na broń. Wzmacniane drzwi. Kolejne.

-
Witajcie kompani. Mam dla was dobrą nowinę.

Pinn 11-01-2012 09:04

Arlien Kreig

Pięć osób w starym zrujnowanym pomieszczeniu. Siedzieli koło jarzącego się zielenią płaskiego ekranu komputera. Mężczyzna ze sporym zarostem wstukiwał coś na klawiaturze. Jego oczy były przekrwione, wargi zaschnięte. Popijał mleko z smakowymi tabletkami energetyzującymi. Wydawał się poddenerwowany lub zirytowany. Tak naprawdę odczuwał niepokój wraz z pojawieniem się niespodziewanego gościa. Nie dość, że był żywą legendą w kręgu wyzwoleńców, pojawił się nie wiadomo skąd i sprawiał wrażenie, w mniemaniu Rusława, lekko obłąkanego. Znał jednak metody śledczych. Te chore skurwysyny znały świetne metody przesłuchiwań. Podtapianie, serum prawdy, brutalne przesłuchania, wbijanie drzazg pod paznokcie i w dziąsła. Sam zawsze bał się takich konsekwencji, jednak musiał walczyć, tak należało czynić. Nie nadawał się do bezpośrednich akcji dywersyjnych, ale ze swoją znajomością komputerów mógł działać jako wywiad i zaplecze informacyjne.
Wstał od konsolety. Rozprostował kości.

-
Ciężka praca prawda?- zapytała retorycznie Anna, wiążąc w bandaż spalone ramię chwalebnego Kreiga.

Nic nie odpowiedział. Ruszył w stronę zabrudzonej szyby, zwanej oknem. Cisza i spokój. Jakiś typ szedł widocznie poddenerwowany. Fracy-bojówkarz. Już wiedział co stało się z jego kolegami. Bał się. Rusław odwrócił lekko głowę w stronę swoich towarzyszy. Rozmawiali, i byli skupieni na ranie ich przywódcy.


-
Ach... przypierdolił mi mocno- odrzekł Kreig cały czas się uśmiechając- Wypiękniałaś Anno. Gdy ostatnio się widzieliśmy miałaś z 17 lat i potajemnie dodrukowywałaś prawdylotki, a teraz istna z ciebie piękność. No i jak trzymałaś strzelbę. Ostro- wspólnie wymienili uśmiechy. Anna zrobiła to dość figlarnie.

-
Dziękuje.

-Musimy wznowić dodruk ulotek. To konieczność. Niech niosą przesłanie.

-Arbitrzy przejęli naszą główną drukarnie. Złapali Antora i innych-
odparł Miko ze zdenerwowaniem.

-
Ciężkie roboty. Ciężkie roboty! Niech pamiętają o dobroci Naczelnego Dyrektora Shukova!- nastała lekka konsternacja- Żartuje bracia i siostry!- kolejny szeroki uśmiech odsłaniający krzywe, żółte od Ducerskiego tytoniu zęby.
Rusław miał dość wesołkowatości Arliena. Zawsze go szanował, ale po swoim powrocie był zdecydowanie inny. Właśnie jak on uciekł. Może zaczął na nich pracować, taka była pierwsza myśl informatyka.

-
Jak udało ci się uciec?

Kreig spojrzał na niego błyszczącymi zielonymi oczami i parsknął śmiechem. Nawet zauroczona Anna poczuła lekkie przerażenie.

-
Mamy przyjaciół. Przyjaciół rewolucjonistów. Dawny Inkwizytor postanowić oczyścić Ducer. Tak bracia i siostry- wzniósł ręce do góry i wstał- mamy nadzieję! To potężny człowiek z wielkim planem. Jestem winny mu moje życie. Zaufajcie mu, tak jak ufacie mnie.

Zdziwienie.

-Jesteś związany z nowymi informacjami krążącymi po sieci? Wiesz rewolucyjne rzeczy-
wypytywał komputerowy pasjonat.

-Tak jestem. Dojdzie do buntu, nasze działania będą wielowymiarowe.




Arvelus 17-01-2012 17:59

- Dobra panowie, zapamiętajcie wygląd tego badziewia. Wracajcie do bazy. Opowiedzcie o zdarzeniu Melfasowi... tak on się nazywał? Rybka plum... po prostu temu co zna się na elektronice. Ja idę za sondą. Niech się ze mną skontaktuje. Rozumiecie? To dobrze. Hej! Nie zapomnijcie moich rzeczy.

Ruszyła z typową, dla siebie, zwinnością. Przemierzała tunele ścieków z pogoni za latającą kulą. Kilka razy musiała się zatrzymać i zeskoczyć w dół, ale tropienie celu przebiegało całkiem sprawnie. Coraz częściej spotykała zielone czaszki. Robot zajmował się po prostu skanowaniem korytarza. W pewnym momencie światła zanikły i musiała korzystać ze swojej intuicji i światła nadawanego przez maszynę. Poczuła coś dziwnego. Czyjąś obecność. Naprężyła się jak dzika kotka. W jej żyły wpłynęła adrenalina, a jej rozszerzone źrenice powiekszyły swoją średnice.

-Droga pani, wkroczyłaś na teren Synów Podziemi. Śledzisz naszą sondę, a twój wielki tatuś stoi przed naszym zajebistym bunkrem- zero kroków , ale głos zrobił się donośniejszy- Zrozum panienko, twój towarzysz musi być jakiś rozjebywaczem, ale ty wyglądasz mi tylko na ostrą dziwke. Nie podoba się na wasze pałętanie się po tunelach. Co prawda załatwiliście mutków, ale szefowi się to nie podoba, może dla mnie byli ścierwem, ale boss widział w nich łowców przeczeszujących niechcianych gości. To naprawdę świetna okazja byś stała się naszą zakładniczką. Mierzymy w ciebie, nie widzisz nas i naszych podczerwonych laserów, ale wiedz to. Mamy cię. I pójdziesz z nami. Zachwilę zostaniesz związana, a każde nieposłuszeństwo zostanie ukarane.
Usłyszała ciche kroki. Jeden z gagsterów zbliżał się z zamiarem związania jej kruchych rączek.
Hah... ona zakładniczką? Jeszcze się chłopacy przejadą.
- A-ale... o czym wy mówicie? Ja zbieram złom i sprzedaję na górze...
-Myślisz, że przez noktowizor, nie widzę twoich luksusowych ciuszków- powiedział pewnie, rozległy się śmiechy, które dały jej rozeznanie w liczbie agresorów, zaśmiało się z pięciu
- Obserwowaliśmy cię panienko, ciebie i twojego wiielkiego towarzysza. Nic się przed nami nie ukryje, to nasz teren.
Poczuła zblizające się ciało. Ciepłe, dość spore. Zaszło ją od tyłu i wyciągneło ręke z zamierem zakucia w kajdanki. Isztar się odwróciła i wyciągnęła ręce, nie stawiając wyraźnego oporu. Syn Podziemi odwrócił ją, szarpnięciem za bark i założył kajdanki za plecami.
- Dobra, zabieramy ją do Feberrusa. On zdecyduje. Ten pierdolony goryl i tak nie dostanie się do środka, a teraz mamy kartę przetargową.
Isztar nie protestowała gdy popchnęli ją wgłąb. Powoli wrócili do światła. Ale nie to ją interesowało. Jej czuły węch dostrzegł... zioła? Z początku uznała, że się pomyliła. Ale gdy przeszli przez pancerne drzwi poczuła je wyraźnie.
- Dobra, pilnujcie jej a ja idę gadać z podszefem

Isztar została, z pozostałą czwórką, w niewielkim pomieszczeniu. Rury wystające ze ścian świadczyły o tym, że kiedyś był tu jakiś ważniejszy element wodociągów, ale zostały one poucinane by zrobić miejsce. Aktualnie posadzono ją, na właśnie takim właśnie, kikucie rury. Był tu syf, jak wszędzie. Pozostała czwórka zajęła się sobą, poza najmłodszym z nich, który został pilnować Isztar. Nawet nie próbowała nic kombinować. Tu zioła były znacznie wyraźniejsze. Niemal nie czuć było smrodu kanałów.
- Feberrus chce z nią gadać - usłyszała po kilku minutach, zaprowadzono ją do pokoju, który musiał być wcześniej magazynkiem, dla części zapasowych. Miał jakieś trzy metry na cztery. Przy ścianie stała stara sofa, przy drugiej biórko ze starym komputerem na wpół trzymanym, a na wpół wmontowanym w serwitora, wystającego ze ściany. Cała trójka (komputer - serwitor - ściana) były połączone tyloma kablami, że ciężko było się połapać i nawet ledwo się widziało toporny panel sterowniczy. Monitor wyrastał bezpośrednio z piersi czegoś co kiedyś było człowiekiem. Widniała na nim stopklatka ukazująca Andromaliusa, z perspektywy “górnego rogu sali”. W tle były ciała i krew. Dużo krwi. Sam czarnoksiężnik właśnie ogniskował energię by uderzyć w kogoś, poza kadrem, pociskiem chaosu.
- Zostaw nas - zakomunikował Feberrus. Isztar już wiedziała co jest grane. To on był źródłem zapachu. Zakuty w pancerzwspomagany, ale nie astartes. Lżejszy, mniej zaawansowany.

A u pasa wisiała mu pochwa z szablą.
- Ale... - chciał zaprotestować młody
- No już. Przecież to tylko kobieta i do tego skuta- Isztar została posadzona na krześle, na środku pokoju i zostali sami
- Kim wy, kur wa, jesteście? - zapytał zza hełmu, głosem zmienionym przez vox hełmu. Był przerażony. Widać musiał zobaczyć Andromaliusa w akcji - Nie jesteście sługami Imperatora
- Służymy znacznie większym siłom niż fałszywy bóg.
- Heretycy?
- Nie. Wyznawcy PRAWDZIWYCH bogów. To Imperialni są heretykami, czczącymi uzurpatora.
- Wiele razy słyszałem takie bajeczki. Nie ma to znaczenia. Czego chcecie? Czemu nas mordujecie? Zawadziliśmy waszym bogom?
Isztar aż się zdziwiła. Feberrus był niemal... potulny. Spodziewała się niesamowitej agresji, a on... przyjął to wszytsko do wiadomości.
- Czarnoksiężnik po prostu ukochał walkę - wzruszyła ramionami
- Jak go pokonać?!
- Nie jesteście w stanie.
- Nie wierzę. Na każdego znajdzie się metoda. Każdy ma słabe strony.
- Nie my. - pokręciła głową, z uśmiechem
- Ciebie jakoś złapaliśmy...
- Czyżby? - jej spojrzenie... aż ciarki przeszły go po plecach, choć tego nie poczuł.
- Twoje ręce są skute, więc chyba tak...
- Które ręce? - zapytała jakby czegoś nie zrozumiała - Te? - Wyciągnęła obie dłonie przed siebie. Wolne od kajdanek, które właśnie uderzały o ziemię
- Jak... - nie zdążył dokończyć pytania, bo służka Slaanesha już była przy nim, jej ręka już została położona na jego piersi i nieludzka siła już go powalała na ziemię.
- Widzisz? To jest moc sług bożych. - I, na potwierdzenie wielkich słów, docisnęła go tak mocno do ziemii, że prawie mu żebra połamała, mimo, że miał na sobie pancerz
- Kim... kim wy jesteście? - głos mu drżał
- Sługami bożymi. Powiedz mi... czemu otaczasz się ziołami? Czemu wypchałeś nimi każdą wolną przestrzeń w pancerzu?
- Od-odpowiada mi ich zapach, nie znoszę smrodu kanałów - odpowiedział szybko, automatycznie. Wyraźnie już wielokrotnie udzielał takiego wyjaśnienia
- Bzdura... - słusznie odgadła - Zdejmij hełm - rozkazała
- Że co?!
- Zdejmuj, mówię. Albo cię wybebeszę.
Szarpnął się, spróbował się wyrwać z jej uścisku, ale odbiła jego rękę z taką siłą, że aż jęknął gdy uderzyła o ziemię. Ale było to głuche jęknięcie. Bardziej spowodowane gwałtownym wyciśnięciem powietrza z płuc, nie było znać w nim bólu.
- Hełm. - Ponagliła go. - Nalegam.
Nie poruszył się. Słyszała tylko jego przyspieszony oddech, zmieniony przez vox. Więc sama się do tego zabrała. Pojednyczo zwalniała rury odchodzące od hełmu. Poczuła smród. Jeszcze dwa zatrzaski, jeden ruch i skończyła
- Wiedziałam.
Jej oczom ukazał się twarz. A przynajmniej kiedyś nią była, ta gromada bruzd i ropieni, spod których widać było zżółkłą kość. Oczy miał czerwone. Przekrwione do granic możliwości, uszy, nos... po prostu ich nie było. Trąd osiągnął takie stadium, że wyglądał jak kiepsko zachowane zwłoki. Nie miał policzków ani ust. Twarz wyglądała jak czaszka oblepiona gliną zmieszaną z gnijącym mięsem i krwią. Strzępki włosów na głowie ustępowały kości.
- Zabij mnie - stępknął chrapliwie. Musiał przebudować swój vox, by nie było w nim słychać choroby
- Powiedz mi... czy widujesz, w snach, karłów? Zeżartych chorobą, o ciałach napęczniałych od wrzodów, o ranach ropiejących tak intensywnie, że zdają się wylewać? O ranach tak paskudnych, że widać w nich gnijące wnętrzności? Czy bawią się one jak dzieci? A wśród nich zdażają się większe. Trzymające przerdzewiałe tasaki, zbyt wielkie by człowiek mógł je unieść? O wielu oczach i rogach godnych potworów z legend? A nad wszystkimi czuwający największy z nich? O cielsku tak zwalistym, że mógłby się przetoczyć przez miasto, burząc wszystko po drodze? Tak napęczniałym, że skóra pęka w setkach ran ukazując kości i, buszujące w jego wnętrznociach, karły? Czule zwracający się do nich, jak do swoich dzieci... wołający je i dbający o ich bezpieczeństwo? Wielki Nieczysty... czule zwracający się do ciebie?
Z zadowoleniem oglądała jak jego oczy siuę rozszerzają, a zęby rozwierają, jak łapczywie łapie powietrze w pozostałości po nosie i przez gardziel
- Ale... jak? Skąd to wiesz?
- Ja widzę demonice... i demony. Piękne... zmysłowe, obeznane z rozkoszą. Wabiące swą seksualnością. Obiecujące zapomnienie, ból i perwersję.
- Kim ty jesteś?
- Służką Slaanesh. Księżnej Rozkoszy, Pana Pożądania.
- O co tu chodzi? Czemu widzę demony?
- Bo zostałeś wybrany?
- Ja!? Wybrany?! Do czego?
- By nieść dary Papy Nurgla.
- Kim jest Papa Nurgl? - zapytał po chwili
- Demonem. Bogiem. Władcą chorób i zarazy. Czułym ojczulkiem, dbającym o bezpieczeństwo swoich dzieci. Wielki Nieczysty... to jego sługa.
- Nigdzie się nie zgłaszałem...
- Więc masz jeszcze większe szczęście, bo zostałeś wybrany, mimo swej ignorancji.
Rozmawiali, tłumaczyła mu kim są. Kim on jest. Opowiedziała o bogach i demonach. O Chaosie i jego darach
- Hah! Nagroda? Moja choroba? Moje przekleństwo moją nagrodą? - zapytał, szyderczo, już stojąc na nogach, z hełmem na głowie.
- “Przekleństwo” mówisz. Po prostu nie potrafisz tego docenić. Nie rozumiesz istoty chorób Nurgla.
Podeszła do niego, bardzo blisko
- Trzeba wiedzieć co Nurgl oferuje... - rzuciła zalotnie, po czym pchnęła go w nogę, jego własną szablą, którą mu wyciągnęła. Z przedziurawionego materiału uleciało morowe powietrze. Feberrus odskoczył w tył, razem z szablą, którą Isztar puściła by nie zniszczyć jego ciała bardziej niż trzeba
- Co ty robisz?!
- Nie drzyj się tak
- Ale! Moja noga!
- Cicho siedź i odpowiedz. Czy boli?
- Ja nie czuję bólu.
- Powiem więcej. W ogóle nie masz czucia. Trąd zeżarł twoje czucie. Przejdź się po pokoju. Nie. Nie wyjmuj szabli. Widzisz? Nic ci ona nie przeszkadza. A powinna?
- No... chyba tak.
- Widzisz. To jest dar Nurgla. Nigdy nie zaznasz bólu. Przeżyjesz więcej niż jesteś w stanie sobie wyobrazić. Jesteś znacznie mniej śmiertelny niż zwykły człowiek. Oddaj cześć Nurglowi, a kiedyś sprawi, że i potrzał w serce nie będzie, dla ciebie, śmiertelny. Wyobraź sobie. Wieczne życie. Zupełnie bez bólu. Czy to nie wspaniałe?
- Co mam zrobić? Jak oddać mu cześć?
- O! To jest dobre pytanie. - pochwaliła Feberrusa - Bogowie nie są mili ani współczujący. Są łaskawi, ale tylko jak się zasłużysz. Złóż ofiarę...
- Jaką?
- Za tymi drzwiami jest pięć pięknych okazów...
Nastała cisza
- Ale... to moi towarzysze...przyjaciele... jak mam ich złożyć w ofierze?
- Czy znają twój sekret? - odpowiedział jej brak odpowiedzi - Jak by zareagowali, gdyby się dowiedzieli? - znów - Więc nie są przyjaciółmi. Złóż ich w ofierze, a Nurgl może spojrzeć na ciebie łaskawym okiem.
Znów cisza. Walczył ze sobą... i przegrywał tę walkę. Trąd... od zawsze był chorobą. Przekleństwem. Wizja, że nabiera to głebszego sensu była wspaniała. Kusząca. Przekuć słabość w siłę.
- Co mam zrobić?

* * *

Feberrus zamknął pomieszczenie, które od dłuższego czasu uważał za swoje. Serwitor został wymonotwany ze ściany i leżał teraz na ziemi, obok. Wziął do ręki spawarkę plazmową i zabrał się do pracy. Dokładnie obrysował dookoła stalowe drzwi. Nikt już ich nie otworzy. Piątka nagich, nieprzytomnych, nakarmionych trędowata tkanką i z głebokimi ciętymi ranami, wyłożonymi taką samą, leżała w śroku by nigdy nie wyjść. By, w swej rozpaczy i chorobie, stać się ofiarą dla Nurgla
- Co teraz?
- Teraz? Bierzemy cały przydatny sprzęt i idziemy do naszej bazy.
- To poczekaj. Mamy tu wózek.
Wrócili z pancerzami, bronią i sprzętem dla pięciu ludzi. Do tego serwitorem, z komputerem (będzie trzeba tylko znaleźć miejsce by go podłączyć), spawarką, generatorem i sondą, lecącą za ich plecami.

Pinn 17-01-2012 19:37

Isztar

Po około godzinie bluźniercza dwójka przybyła, do bazy mrocznego czarownika. Boltery zmierzyły ich wzrokiem, a diody pod nimi zapaliły się na pomarańczowo.

-
Wyłącz to- rozkazała Isztar.

Kultysta się posłuchał i zaznaczył Feberrusa jako przyjaciela. Szybko rozkazała rozładować sprzęt. Pracowite ręce sług zabrały się do pracy. Coś jednak było nie tak. Andromalius jak i sporo sprzętu poszły w niebyt. Spojrzała pytająco na kultystę.


-
Nasz wielki pan, znalazł inną bazę. Przemieścił się do niej. Zostaliśmy by przypilnować resztek sprzętu i czekać o ostateczną decyzje o przeniesieniu.

-Rozumiem. Przywitajcie się z nowym towarzyszem. Też czci waszego tatusia.

Feberrus lekko się zaciął , nie był przyzwyczajony do swojej nowej roli. Niezręcznie poruszył dłonią na znak powitania.

-
NASZ PAPA daje wielkie dary. Mój mózg i ciało popadają w apatię, ale nie czuję cierpienia.

-
Nie znacie prawdziwego piękna- odparła Isztar.

-
Pani może wysłać kogoś kto odprowadzi Cię do nowej bazy. Pan Kreig również tam jest. Wspominał o pięknie waszej cudności.

-Daruj sobie i choćmy w drogę.

Wysoki, barczysty kultysta Khorna chodzący w kółko i szepczący coś pod nosem, przerwał swoje działanie i skierował się w stronę Isztar. Musiał zażywać sporo stymulantów, jego szczęka cały czas mieliła powietrze, a jego oczy wystające spod hełmo-maski miały rozszerzone źrenice.

-
RUSZAMY!- odparł, wygrzanie idąc do wyjścia kryjówki.


Andromalius

Nowa baza była znacznie obszerniejsza. Osiemdziesiąt letni schron spełniał swoje założenia. Idealnie zachowana i zbudowana arka. Sypialnie dla 100 osób, łazienki, aula, pokoje dzienne, rdzeń danych , zbrojownia, stołówka. Kompleks miał być domem dla ofiar wojny domowej. W rzeczywistości to luksusowe choć nieco podniszczone apartamenty klasy rządzącej. Andromalius rozlokował w kwaterze dowódcy. Wystawnej sali z klasycznymi posągami i przenośnym centrum dowodzenia. Niestety Synowie Podziemi wszystko poozdabiali swoimi tagami. Rudawy kultysta już czyścił cały gabinet. Na wprost biurka na wysokim fotelu siedział Arlien Kreig z zabandażowaną ręką oraz dwutygodniowym zarostem.

-Panie, odczuwam dziwną moc. Coraz większą potęgę. Nie nie- chytrzę się uśmiechnął poruszając czupryną- nie kwestionują Waszej potęgi. Po prostu wiem, że ich rozkurwimy. Całą Frakcję. Porozsyłaliśmy ulotki, był z tym problem, zamknęli nam drukarnie. Ale otworzyliśmy nową. Zastraszyłem pewnego obywatela, a ten zechciał współpracować. Hehe! Andromalius popatrzył kamiennym wzrokiem w oczy Arliena. Te błyszczały, patrząc w pustkę, jakby nie widząc sufitu na który były zwrócone.

-Kolejno. Podżegacze znalezieni. Głoszą słowo. Ja wniosłem się niczym niszczyciel i poruszyłem ludzi. Wiedzą o mnie. Młodzi chłopcy do nas dołączają. Wieść się rozniosła. A to dopiero piąty dzień. Mamy już kilka ataków zniszczenia. Ale nie o to chodzi, to impulsywne gierki. Ludzie czują lont w powietrzu. Są głodni i wykończeni . Młodzi dołączają do podziemi, starsi idą za młodymi wychodząc na ulice. Poleje się krew. Jeszcze z dwa tygodnie a będzie masakra.

Nie trzeba było czekać dwóch tygodni. Dnia szóstego od przejęcia bunkra w kopalni żelaza doszło do protestów. Bunt wniosło pojawienie się wybawcy- Arlien zdążył urosnąć do rozmiaru bohatera planety. A przecież nim nie był. Wysadził tylko parę rzeczy. Każde półwiecze na tej planecie miało swojego bohatera. Bunt wzmagał się i był gaszony. Dopiero wojna domowa, wraz z ogromnymi zniszczeniami 150 lat temu, wprowadziła Frakcję w łaski. Jednak ona się nie zmieniła. Bestii zależało tylko na swoim żołądku.
Gdy groźba totalnej zagłady ucichła, lud poczuł się niepewnie. Wtedy zaczęli pojawiać się terroryści- buntownicy. Ich prometejska postawa tchnęła powiew świeżości. Walczono również biernie, pirackie rozgłośnie, ulotki, literatura nie liczna ale dużej klasy. Nieliczna inteligencja łączyła się. Jednak to Kreig stał się symbolem. Czemu? Był genialnym terrorystą. Sporo minęło zanim go złapano. Inteligenci znaleźli go i uczynili swoim bohaterem. Włączył się w bierny opór. Sabotaż. Kontrpropaganda uczyniła go światłym symbolem nadziej ii. Walki aktywnej i biernej.


chaoelros 19-01-2012 01:21

Andromalius był zadowolony ze nowej bazy. Brakowało tu tylko rąk do pracy. Widział jednak że lego działania, choć niekiedy niewinne i niepodobne do działań sług chaosu, przynoszą efekt. Wniosek był jeden. Trzeba było rozpieprzyć coś wielkiego. Ludzie stracą zajęcie i będą szukali alternatywy. Sprowadzi całą planetę do stanu „i tak gorzej już być nie może”. Ale Andromalius wiedział że może zrobić tu piekło. Planował jeszcze znaleźć odpowiednie narzędzie strachu…
Tymczasem Arlien był zachwycony nową sytuacją. Mag cieszył się że kult Khorna rozwija się w stronę walki i przemocy, a nie dumy i chęci dominacji silniejszego. Na razie… Ale i na to Andromalius miał sposób, gdyby takie rządze obudziły się w Arlienie.
-Widzisz chłopcze, póki co tylko moje bóstwo jest zadowolone. Ale nie przejmuj się zbytnio. Urządziłem za ciebie niewielką rzeź żeby zdobyć tę bazę. To na twoje konto. Taka wymiana. Ale nie będziemy czcić naszych bóstw na wymianę. Obiecuję ci uroczyście że niebawem staniesz w samym ogniu walki. Niestety nauczysz się pewnie nieco cierpliwości, która… hm… nie wiem czy ci się przyda czy, jest pożądana u sług Khorna.
Arlien miał wzrok pomieszany z zaskoczeniem i chęcią mordu. Nie rozumiał dlaczego pragnie rzucić się na silniejszego maga skoro nie ma szans. Wszak słyszał wyraźnie głos, który znienawidził. Głos jednego z rządców, wysokich dostojników Frakcji, ciemiężcę ludności Ducera.
-Ach… jesteś zaskoczony. – Andromalius uśmiechnął się i zaczął się śmiać, a jego dłoń powędrowała do panelu kontrolnego w pancerzu.- Ha ha.. HAHAH HAHA. WIDZISZ KREIG? JAKIE SPRYTNE URZĄDZENIE? ALE JA LUBIE SWÓJ DEMONICZNY GŁOS. TAKA MUTACJA, UROKI SŁUŻBY U MEGO BÓSTWA. URZĄDZENIE MAM NIE DLATEGO ŻE SIĘ NIE ZGADZAM NA TAKĄ ZMIANĘ. UWIELBIAM ZMIANY. ZMIANY SĄ FAJNE, NIEPRAWDAŻ? NA PRZYKŁAD DUCER NIEBAWEM JUŻ NIE BĘDZIE TAKI JAK DAWNIEJ. BĘDZIE NIEWĄTPLIWIE LEPSZY. NO ALE POPATRZ TERAZ.
Andromalius uruchomił kolejny moduł kamuflażu i przybrał postać kosmicznego marrines.
-Sprytne! Prawda żołnierzu?
Arlien był nieco zszokowany. W sumie więcej marzył o rzezi w siedzibie parlamentu niż o jakiś technicznych sztuczkach, więc wykazywał zainteresowanie tylko z szacunku dla swego wybawiciela.
-Ale popatrz teraz… to urządzenie ma swoje wady.
Andromalius uruchomił kolejny moduł. Tym razem jego postura wykraczała poza ramy kamuflażu. Widać było jak postać zwykłego, skulonego psionnika wyjawia się lecz przypominało to raczej nieudany hologram. Mag wyłączył urządzenie i przeszedł do konkretów.
-MOGĘ PRZYJĄĆ TYLKO KSZTAŁTY ZBLIŻONE DO MNIE, CO OGRANICZA MNIE NIECO I JEST NIEPRZYDATNE. NO CHYBA ŻE BYM NAGLE ZOSTAŁ OBDARZONY JAKIMŚ NIEBYWAŁYM POCZUCIEM HUMORU I WSZEDŁ W SZEREGI JAKIEGOŚ ODDZIAŁU MARRINES. ALE LUDZIE MOGĄ NIEŹLE NAMIESZAĆ. ZNAJDŹ MI KTÓREGOŚ Z TYCH POLITYCZNYCH. POWINNI JUŻ PRZYJŚĆ Z KULTYSTAMI.
Po chwili przyszli Valdis Ilmanis i Kārlis Dorbon.
-Panie, Isztar przyprowadziła odrażającą formę życia, która śmie zdawać się być człowiekiem w jakieś części.
-CIEKAWE KIEDY ISZTAR KAŻE CI POPRZEDZAĆ SWE IMIĘ SŁOWEM ‘PANI’. HM… CO KROK MNIE ZASKAKUJE. CIEKAWE. ZAJMIEMY SIĘ GOŚCIEM PÓŹNIEJ. TERAZ WAS CZEKA PRZEMOWA.
Andromalius zaprezentował swoje urządzenie do holograficznego kamuflażu a następnie pokazał jak z niego korzystać.
-VALDIS?
-Tak panie, Valdis Ilmanis.
-WCIELISZ SIĘ W ROLĘ JAKIEGOŚ RZĄDCE, SEKRETARZA CZY KTO TAK TYM SYFEM FRAKCJĄ RZĄDZI. PRZECZYTASZ PRZEMÓWIENIE, KTÓRE CI PODAM. ROZEGRAMY TO TAK, ŻE WRÓG ZGŁUPIEJE. PRZECZYTASZ OŚWIADCZENIE PODSZYWAJĄC SIĘ POD JEDNEGO Z CIEMIĘŻYCIELI PLANETY. OŚWIADCZYMY COŚ CO SPOSODUJE WIĘCEJ PROTESTÓW I WYWOŁA JESZCZE WIĘKSZE NAPIĘCIE, SPOWODUJE EGZALTACJE NIENAWIŚCI. KARLIS…

- Kārlis panie- poprawił właściwą wymowę.
-…ZOSTANIE NAJPIERW WYDANY ISZTAR ABY SIĘ NIM ZABAWIŁA, A POTEM KTÓREMUŚ Z NAJBARDZIEJ ZWYRODNIAŁYCH KULTYSTÓW W TYM SAMYM CELU, A POTEM CIĘ ROZCZŁONKUJE, A UMIEM CIE PRZY TYM UTRZYMAĆ PRZY ŻYCIU DOŚĆ DŁUGO, LUDZKI POMIOCIE, JAK JESZCZE RAZ MI PRZERWIESZ!
Między nim a politycznym były może dwa metry dystansu. Kārlis nagle upadł na ziemię i zaczął widzieć siebie w strasznych męczarniach, które mu Andromalius przedstawił. Jedynie oszczędził mu zabaw erotycznych Isztar a potem któregoś z kultystów, bo tego Andromalius wolał sobie nie wyobrażać, skoro nie musiał.
-Panie… wybacz.
-ZATEM! KARLIS JAK DOJDZIE DO SIEBIE, WYPOWIE PRZEMÓWIENIE, ODEZWĘ W SWOIM IMIENIU. JESTEŚ ZNANY JAKO CZŁONEK OPOZYCJI I WZNIECISZ NADZIEJĘ U LUDNOŚCI. TY VALDIS TAKŻE WYGŁOSISZ PRZEMÓWIENIE W SWOIM IMIENIU TYLKO PÓŹNIEJ. AHA… JAK NAPISZĘ TO PIERWSZE TO LICZĘ VALDIS ŻE UPIĘKSZYSZ JE TAK ABY BRZMIAŁO JAK SŁOWA TEGO… NO TEGO W KTÓREGO SIĘ WCIELISZ. TO TWOJE ZADANIE.
-To dla mnie zaszczyt, panie.
-NIECH BĘDZIE. PRZYJDZCIE ZA GODZINĘ I PRZYŚLIJCIE TUTAJ JAKIEGOŚ TECHNIKA ZE SPRZĘTEM. A! I PRZEKAŻCIE ARLIENOWI ŻE CHĘ, ABY MIAŁ OKO NA TEGO NOWEGO, KTÓREGO PÓŹNIEJ POZNAM. TYLKO NIE PRÓBUJCIE ROZKAZYWAĆ ARLIENOWI. PRZEKAŻCIE.

Andromalius już przeciwdziałał wszelkim objawom rywalizacji i na samym początku wolał pokazać właściwą hierarchię. Isztar była jakby spoza układu. Niby nie służy magowi ale nie występuje przeciwko niemu, a wszyscy kultyści się jej słuchają. Sami kultyści zdawali się być zwykłymi sługusami. Polityczni próbowali znaleźć sobie niszę lecz Kārlis już czuł że spadł niżej od Valdisa. Arlien miał być nietykalny i odpowiadać przed magiem. A Isztar? Jakby Arlien wymykał się spode kontroli to Isztar przywróci go do porządku. Wszystkie tryby grały, choć Isztar byłą tym trybem w tej opętanej maszynie chaosu, który najczęściej zmieniał kształty i wciąż zaskakiwał. Ale Andromalius nie miał czasu na zapoznanie się z nowym przybyszem.
Po dwóch godzinach technik siedział gotowy i podłączony do sieci. Przemówienia były przygotowane a Valdis gotowy. Psionnicy stworzyli iluzję właściwego pomieszczenia. Valdis przybrał postać, której Andromalius w ogóle nie znał. Widział jednak zapał, który powinien zwiastować sukces.

Protesty i bunty nie będą tolerowane. Nie damy się zastraszyć wichrzycielom. Większość mieszkańców planety rozumie problemy sprawujących władzę i modli się do Imperatora za sferę rządzącą. Buntownicy są w mniejszości. Musimy iść twardo ku naszym celom i trzymać się wyznaczonej ścieżki. Fabryki muszą działać i będą. A choćby cała fabryka strajkowała, to można ją zbombardować i postawić nową. Nie damy się zastraszyć i stłumimy wichrzycieli. Nie dajcie się zwieść opiniom głupców o zmianach jakie nastąpią w przyszłości choć zostały ogłoszone przedwcześnie. Rządy sprawuje się twardą ręką i nie boimy się podejmować odważnych decyzji aby poprawić sytuację na planecie. I oświadczam że rząd nie rzuca słów na wiatr! Stoimy przy naszych racjach i ludność planety musi się z tym pogodzić. Imperator tego wymaga!

Następnie nagrano przemówienia bez kamuflażu, lecz dla zmylenia wszelkich domysłów stworzono iluzję tła infrastruktury miasta. Kārlis przemawiał.

Mieszkańcy Ducera! Nie dajcie się zwieść! Nadchodzi wybawienie. Ja sam zostałem ocalony z rąk Inkwizycji i Frakcji, albowiem miałem odlecieć na pokładzie Czarnego Statku Inkwizycji aby mój mózg został zamieniony na baterię zasilającą tron Imperatora. Jednak wyrwałem się z kajdan losu bo wziąłem sprawy w swoje ręce. Arlien Kreig też przeżył! Nie ma czasu. Nadszedł czas rewolucji!

Później nagrano Valdisa, kiedy przygotował się do drugiego przemówienia.

Arlien działa. Popycha go do tego jego mentor. Nadeszła nadzieja a my jesteśmy tego dowodem, bo mieliśmy zginąć w mentalnych torturach na Terrze. Mieszkańcy! Nie każdy z was jest w stanie chwycić za broń. Ale walczyć o wolność to nie tylko walka. To także pomoc walczącym. To strajk! To zwykły obywatelski wspólny sprzeciw. Jest nas więcej niż sił porządkowych! Wszystkich nas nie zabiją! Poza tym nie wiedzą jakich my mamy sprzymierzeńców. Niebawem każdy będzie szedł drogą wolności. Zerwą się kajdany Frakcji. Zbliża się dzień wyzwolenia.

Andromalius poinstruował technika aby ten dopilnował by nagrania zostały wyemitowane na ekranach w całym okręgu przemysłowym w godzinach, kiedy ludzie idąc do pracy są karmieni propagandą. To się tyczyło przemówień politycznych. Zaś sfabrykowane nagranie miało być emitowane osobno, lecz to wymagało od technika wiele pracy. Należało wkraść się do sieci tak aby uzyskać dostęp do serwerów rządowych, z których emitowane są nagrania zaaprobowane przez rząd. Andromalius najpierw wybrał drogę wirtualnego sabotażu i zamierzał czekać na efekt. Jeśli się to nie uda, to Isztar będzie miała kolejne zadanie do wykonania. A wolał ją wysłać na misję z Arlienem aby szybciej okręciła sobie jego męskie ego wokół małego paluszka…

Pinn 25-01-2012 08:52

Zmęczona ludność szła jak zawsze do cholernej pracy w swoich ośrodkach zatrudnienia. Szaro ubrana masa fabryrobotników przemierzała szerokie aleje, przemieszczała się nadziemną koleją, jechała w szerokich państwowych autobusach. We wszystkich tych miejscach znajdowały się ekrany karmiące do bólu i otępienia (aż wiadomości stawały się powszechnie akceptowane) propagandową papkę. Podkrążone oczy kobiet i mężczyzn automatycznie, choć z lekkim zniechęceniem skierowały się na płaskie monitory, patrząc na ostre przemówienie iluzjonisty Valdisa. Oczywiście wszystko zostało odebrane tak jak pragnął tego Andromalius. W umysłach uciskanego proletariatu zaczęły pojawiać się głęboko skrywane myśli buntu. Nie dotyczyło to wszystkich, ale jednostki bardziej pragnące wolności i widzące zło Ducera, zebrały się w sobie. Czas tylko wymagał do napływu nowych rekrutów do podziemnej armii Arliena. Bach kolejny cios w stronę Frakcji!
Podła Inkwizycja, przesłanie zgodne z tym co wcześniej pomyśleli przyszli buntownicy. Arlien Kreig- nieuległy smok, żyje. Zapalczywe spojrzenia rozeszły się po podburzonych ludziach. Pojawiły się szepty i szmery, mimo zawsze patrzący kamer i mikrofonów. Kolejna wiadomość wprost wburzyła ludność. Gdyby nie bezmyślni serwiwatorzy autobusy by się zatrzymały. Ludzie na ulicach przystanęli. Patrolujący arbitrzy poczuli się niepewnie.

Kamień poleciał prosto w głowę funkcjonariusza Devona Kavisha. Hełm zamortyzował uderzenie. Tłum naparł w dwójkę sług Frakcji. Lasery wystrzeliły. Ciężko poparzeni buntownicy padli w skowycie. Zastąpili ich kolejni. Pancerz, choć wytrzymały zaczynał odczuwać siłę ciosów dzikiego tłumu. Kamienie zrobiły swoje. Strażnicy zostali rozbrojeni. Egzekucja dokonana. Dziura wielkości piłki tenisowej czarno jawiła się na martwym truchle. Podobne sytuacje rozeszły się po całej planecie.

Sam naczelny dyrektor Shukov był podburzony zaistniałą sytuacją. To było bezczelne. Pierwszy raz od 300 lat dokonano tak podłych, bezwstydnych ataków. Maszyno-manipulatorzy. Dawno nie słyszał tego słowa. Działania były zaplanowane. Czysta manipulacją. Nie musiał długo czekać by dowiedzieć się, że wszystko było sfabrykowane. Nie był idiotą. Chodził w kółko po ogromnej sali. Kolumny i posągi wielkich mężczyzn dodawały wrażenia potęgi. Piękne czerwono-pomarańczowe witraże nadawały taką poświatę otoczeniu. Wielki Talinski Monolit Zjednoczenia. Główna siedziba najwyższych władz Frakcji. Popatrzył przez mniejsze okno z szyby pancernej. Piękny widok napawał go dumą. Kwadratowe monolity Ich potęgi. Strzeliste wieże Ich zwycięstwa. Geometryczne siedziby ministerstw. Są niepokonani. Jacyś śmieszni buntownicy szybko zostaną straceni. Zlikwidowani. Tak nakazywał bieg historii. Podszedł do swojehgo złoconego biurka. Wyciągnął małe złącze i podłączył je do gniazdka. Prywatna komora ducha maszyny. Pełny dostęp. Niby rada nadzorcza Frakcji miała coś do powiedzenia, ale to on. ON miał ostatnie słowo. Założył gogle wyświetlające. Jego pożółkniętym od tytoniu oczom ukazała się mozaika barw i napisów. Wyszukam proste słowa: Arlien Kreig. Duch maszyny momentalnie wyszukał odpowiednie akta. Parszywa gęba renegata. A więc wyszedł z odsiadki na rzecz Inkwizycji. CO ZA HAŃBA! Dyrektor więzienia dał się tak oszukać. Sam osobiście będzie świadkiem jego egzekucji. Lubi patrzeć jak takie niewierne śmiecie umierają. Następnie wszedł w sieć wiadomości ową i napisał list do Nadrzędnego Komisarza Planetarnego Zivasta Kovy. Renegat pozbawiony szlachetnych praw obywatelskich Arlien Kreig, jak również jego współpracownicy mają zostać schwytani i przesłuchani najefektywniejszymi metodami. Shukov był całkowicie wytrącony z równowagi. Wyjął złącze z gniazdka na karku, otworzył szufladę w swoim biurku wyjmując mała tabakierkę z konainą. Uformował podłużną gigantyczną kreskę (z racji poddenerwowania), wciągnął i po kilku minutach poczuł przyjemną euforię . Nos przeszedł znieczulający efekt narkotyku. Wstał i zadzwonił po jakieś piękne kobiety. Władza była cudowną rzeczą.

chaoelros 30-01-2012 22:55

Andromalius analizował uważnie wiadomości przychodzące z miasta. Okazało się że zasięg jego propagandy wykraczał poza okręg przemysłowy na siedliska na całej planecie.

Cytat:

Kamień poleciał prosto w głowę funkcjonariusza Devona Kavisha. Hełm zamortyzował uderzenie. Tłum naparł w dwójkę sług Frakcji. Lasery wystrzeliły. Ciężko poparzeni buntownicy padli w skowycie. Zastąpili ich kolejni. Pancerz, choć wytrzymały zaczynał odczuwać siłę ciosów dzikiego tłumu. Kamienie zrobiły swoje. Strażnicy zostali rozbrojeni. Egzekucja dokonana. Dziura wielkości piłki tenisowej czarno jawiła się na martwym truchle. Podobne sytuacje rozeszły się po całej planecie.
Ta wiadomość podekscytowała Andromaliusa. Ludność zaczęła się burzyć. Sami sięgają po przemoc. Teraz trzeba dać im broń bo samymi kamieniami nic nie zdziałają.
Czarnoksiężnik wezwał wszystkich w bazie. Wszyscy którzy go widzieli musieli wiedzieć pewne ważne aspekty planu Andromaliusa.
-O TO CO NASTĘPUJE. CZEKALIŚMY DŁUGO, LECZ TERAZ LUDNOŚĆ POTRZEBUJE PRZEWODNIKA. NIESTETY NIE MAMY PEWNOŚCI CZY STANĄ SIĘ SŁUGAMI CHAOSU TAK JAK MY. PRZEWIDUJĘ ŻE PRÓBA PRZEKONWERTOWANIA ICH BYŁA BY WIELCE RYZYKOWNA. TO BYŁOBY DLA NICH JAK ZDERZENIE Z MUREM. MUSIMY RAZEM Z NIMI ZACZĄĆ CZCIĆ BOGÓW.
Na twarzach zgromadzonych pojawiło się zdziwienie. Słowa z początku zdały się być niezrozumiałe. Tym bardziej że nagle mag zainicjował urządzenie do kamuflażu i wszyscy ujrzeli nowe oblicze Andromaliusa.

-Macie przyzwyczaić się do mojego nowego oblicza. Nazywać mnie będziecie upadłym inkwizytorem. Inkwizytor Yoanex. Upadły rycerz, dawny sługa Imperatora, którego uznał za fałszywego boga widząc cierpienie ludności na tej planecie. To jest moja nowa tożsamość. Wy wszyscy macie skrywać swoją tożsamość jako sługi chaosu. Będziemy werbować potajemnie sługi do chaosu niezaprzysiężonego. Jak nadejdzie czas ujawnimy nasze prawdziwe oblicza. Na dziś dzień jesteśmy jednak Wyzwolicielami. I tak się nazywamy. Legion Wyzwolicieli. Imię me legion i jest nas wielu! A kto nie jest z nami ten jest przeciw nam. To są nasze dewizy. A teraz wydam rozkazy. Większość z was zostanie w bazie. Reszta pójdzie z nami przejąć fabrykę broni. Isztar. Dla ciebie będę miał inne zadanie. Tak więc wszyscy oprócz kultystów, politycznych i nurglisty zostaną w tym gabinecie. Reszta pilnować bazy. Macie nasłuchiwać co dzieje się na zewnątrz. Ile się da. Podsłuchiwać wszelkie rozmowy i komunikaty i zwracać uwagę na wszystko co postawi w niebezpieczeństwie, którąś z naszych grup.
Kiedy reszta wyszła mag zaczął przedstawiać plan.
-Zatem. Ja pójdę przejąć fabrykę broni. Isztar jeśli masz jakieś ciekawe informacje co do tej fabryki to później mi je przekażesz. Chodzi mi o jakieś kody dostępu, czy specyfikę budynku. Z resztą zobaczę później co jeszcze technik wykradł z sieci informatycznej. Wracając do planu. Żeby się powiódł musimy zastosować odwrócenie uwagi. Zleciłem kultystom skonstruowanie ładunków wybuchowych. Nie byle jakich. Jak będą gotowe to natchnę się magią chaosu tak aby dokonały poważnych zniszczeń. Wysadzicie inną fabrykę. Średniej wielkości ale tak żeby narobić dużo zamieszania. Tak żeby całe miasto tym żyło. Na obranie celu macie tydzień. Niestety nie dam wam mojego urządzenia maskującego ani kamuflującego. Możecie spróbować zdobyć jakieś na własną rękę. Macie tutaj dużo swobody co do wykonania tej misji. Sami obieracie cel. Tylko nie za blisko i też nie za daleko fabryki z bronią. W nocy nie ma pracowników i są to duże obiekty, oczywiście chronione, no ale kto nie ryzykuje ten nie ma. Kolejna kwestia. Arlien, musisz dać cynk swoim ludziom na powierzchni. Mają oczekiwać Upadłego Inkwizytora. Mają zebrać broń jaką mają i czaić się możliwie jak najbliżej fabryki broni. Kiedy ujrzą jasne, purpurowe światła wybijające z dachu fabryki to wtedy mają ruszyć i pomóc mi przejąć obiekt. To będzie już raczej proste. Będą mieli otwarte większość wejść a większość sił porządkowych będzie skupiona na wybuchu, który przeprowadzicie. Dla was to wszystko. Będziemy w kontakcie radiowym. Macie mnie poinformować jak będziecie wyruszać z bazy oraz kiedy pół minuty przed eksplozją. No i nie dajcie się zabić. Jak ktoś was schwyta a ja przejmę fabrykę broni, to wyciągniemy was szybciej niż wam się wydaje. Musicie tylko w razie schwytania za wszelką cenę skrywać tożsamość sługi chaosu. Choć przybycie inkwizycji jest nieuniknione, wole to w miarę możliwości odwlekać.-mag natychmiast ujrzał niesmak na twarzy Arliena, który pewnie zinterpretował to jako tchórzostwo-Nie chcę ich witać tak po prostu salwą z dział. Chcę dla nich przyszykować coś… Coś co przerośnie ich oczekiwania.
Mag wstał i odesłał dwójkę. Następnie wezwało siebie pięciu kultystów, którzy byli przeznaczeni do działań desantowych oraz dwóch psionników. Wezwał też jednego z techników, który miał przygotować pewne plany fabryki i podziemi. Nie wszystko da się wykraść z sieci, lecz Andromalius uznawał improwizację za najciekawszą część każdego planu.
Cała strategia obejmowała szereg rozwiązań. Najbardziej obiecującym wydawało się znalezienie najgorzej strzeżonego wejścia. Dotrzeć mieli do samej fabryki podziemiami. Dwaj psionnicy mieli za pomocą zaklęć maskować lub całkowicie skrywać obecność oddziału. Jeden z kultystów miał prowadzić ich na łańcuchu, tak aby mogli się całkowicie poświęcić inkantacjom. Wszyscy oprócz maga mieli przywdziać czarne szaty, takie jak nosi inkwizycja. Znów sforsowanie ochrony miało polegać na podstępie. Przykładowo kilku strażników, obstawiających jedno z wejść byliby przerażeni łuną gdzieś ponad miastem, gdzie doszło do eksplozji. Wtedy Andromalius, pojawia się jak znikąd, znów prezentuje się jako inkwizytor i wydaje rozkaz… ~”Sytuacja jest kryzysowa. Mam zadanie przejąć fabrykę a moi ludzi przygotują ją na przybycie spec oddziału sług Imperatora”~
Zadziwiające jak Adromaliusowi z łatwością przychodziło wymawiać te słowa, jakby był rzeczywiście sługą Imperatora.
Oczywiście jest taka możliwość że strażnicy odmówią wykonania polecenia. Było jednak pewne że nikt nie będzie strzelał do inkwizycji. Powoli opadała zasłona intrygi więc pomimo obecności kamer przemysłowych, można było wyrżnąć pierwszych strażników i zostawić jednego przy życiu, a potem zmusić go zaklęciem do zdradzenia wszelkich kodów dostępu. Szybka akcja, jak na słaby umysł dla takiego czarnoksiężnika. Plan zakładał też aby wkroczyć tylko do fabryki i natychmiast wystrzelić pociski chaosu gdzieś w dach. Najlepiej w miejsce przeznaczone dla kierownika zmiany albo między spoiwa tak aby przedziurawić poszycie i nie uszkodzić konstrukcji. Walka jest nieunikniona. Jednak jeśli sforsuje się jedno z wejść, wówczas wystarczy dać sygnał sojusznikom aby wkroczyli do akcji i razem przejąć fabrykę. Opornych zabić. Proste. Ile zaś z tego planu się uda?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:37.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172