lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   The City That Never Sleeps (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/11625-the-city-that-never-sleeps.html)

Widz 07-09-2012 13:45

Jego twarz pokrył deszcz od razu jak tylko wylazł z fury, aby przyjrzeć się miejscu, w którym nie było czego oglądać. Zagapił się jak idiota na doczepione do słupa kamery, które zostały wyłączone w trakcie napadu, a potem splunął i klnąc głośno wrócił do samochodu. Holograficzny wyświetlacz na przedniej szybie rozświetlił się, pokazując zaprogramowane do potrzeb Remo okienka. Wszystkie odpowiadały miejscom, w których uaktywnił się skrypt z zapytaniem, a także tych, które znalazł kolejny skrypt szukający po słowach kluczowych. Murzyn przeglądał to przez kilka dłuższych chwil, kątem oka tylko zwracając uwagę na kobiety. Gdy i one postanowiły wrócić do środka, mamrotał coś właśnie i głupkach i idiotach czytając kolejne teorie spiskowe.
- Cholerni debile, podniecają się wszyscy, ale nikt nie próbuje się dowiedzieć co faktycznie się wydarzyło. Tylko “och och, zhakowali mi sokowirówkę och!”. Pieprzony spam. Pewnie zamiast wyjrzeć przez okno wszyscy co najwyżej próbowali uruchomić oprogramowanie antywirusowe. Prędzej się dowiecie coś od tych co nie wiedzą co to haker. Nie żeby ci wiedzieli.
Odpalił wóz, który na dobrą sprawę sam włączył się do ruchu, informując przy okazji, że za stanie w miejscu niedozwolonym grozi mandat a nawet odholowanie samochodu. Zignorował to jak zwykle, już dawno wyrwał wszystkie kable co odpowiadały za próbę uniemożliwienia mu tych nielegalnych czynności.

Zjechał z wiaduktu i podjechał pod stację kontroli paliw. Była blisko i miała parking. Znajdowała się też całkowicie w zasięgu zagłuszaczy, nie było tu nic istotnego dla Kye’a, tyle tylko, że laski mogły mieć inne zdanie.
- To jak, gdzie chcecie poszperać? Dla mnie nic w tych blokach nie ma, sprawdzę czy w tym zakładzie nie mają kamer gdzieś wyżej, są poza zasięgiem. - nacisnął jeszcze kilka holograficznych przycisków, wrzucając na szybę mapę okolicy. Wskazał na centrum okręgu, który zaznaczył komputer. - Tu macie zasięg tego badziewia, centrum mniej więcej jak ten wóz kuriera. Albo na niego czekał, albo jechał tym wozem co przez chwilę był na kamerach.
Zostawił je z tym, dla niego wciąż informacja była zerowa, bo nie było konkretów.

***

Objechał zakłady “Liam’s Oil” powoli, przyglądając się uważnie. Głównie murowi, bo tym się otoczyli, tworząc zasieki na jego szczycie i na szczęście dodając do tego sporo kamer. Zabezpieczenia w Queens, rzecz pewna, przecież inaczej nawet zjełczały olej by tutejsi podprowadzili. Kompleks musiał mieć też jakąś ochronę, ale tą akurat Remo miał w dupie. Tacy nigdy nic nie widzą, chyba, że za widzenie im płacą. W 2048 nie trzeba już było ludzkich oczu, wystarczały cybernetyczne. Zatrzymał wóz na tyłach, z boku parkingu dla pracowników, który pewnie też był osobno monitorowany. Tu dostrzegł największą lukę w zabezpieczeniach, nie na samym murze, ale przy nim mieli ciemny punkt. Włamanie do takiego systemu monitoringu nie było wyjątkowo trudne, przy czym zawsze jakiś nadgorliwiec mógł się zastanowić nad tym, co się działo. Obecność Kye’a w tym miejscu była największym problemem i utrudnieniem, tyle, że zdalnie nie dało się wbić do zamkniętych sieci. Irytujące, że nie wymyślili jeszcze czegoś, co byłoby w stanie obejść ten problem. Mocno niezadowolony, wyszedł z Mustanga, zarzucając na siebie płaszcz przeciwdeszczowy. Przynajmniej wyglądał jak tutejszy.

Okolica nie była ludna. Kilku miejscowych dało się zauważyć, ale nikt się nie wychylał, a większość domów znajdowała się daleko. Nawet idiota nie mieszkałby obok takich zakładów, syfiących i pewnie niezbyt cichych, nawet biorąc na warsztat tylko sprawy transportu w te i wewte. Boczna alejka była pusta, gdy Remo wreszcie podszedł do muru i zerknął w górę, na zawieszoną tam kamerę. Była bezprzewodowa. Wygodne, ale znaczyło to, że musiała wysyłać zdalny sygnał na krótką odleglość, do ukrytego gdzieś nadajnika. Holograficzny komputer zabłysnął nad ramieniem murzyna, błyskawicznie znajdując sygnał. Ktoś kiedyś mówił, że metoda brutal force to słaby, czasochłonny sposób. Chyba nie wziął pod uwagę możliwości najlepszych komputerów. Nie było tu mowy o tym, aby w końcu tego nie zauważyli, ale co z tego, skoro w tym przypadku nie miało to znaczenia. Gdy już nawiązał połączenie, spokojnym krokiem wrócił do wozu, wszystkie wyświetlacze dając na podgląd kamer. Tu już musiał radzić sobie ręcznie, przejęcie monitoringu nie było przejęciem oprogramowania, a Remo rzucać się w oczy nie chciał.

Trochę to trwało, ale znalazł wreszcie coś, co mu podpasowało. Jedna z kamer miała obiektyw skierowany dokładnie na wiadukt. Była za nisko, ale tylko ona mogła coś zarejestrować. Szybko dostał się do archiwum, docierając do archiwum. Akurat na czas, aby zgrać informacje, co było “gwoździem do trumny” jego możliwości. Połączenie zostało nagle odcięte. Kye chrząknął, a potem odpalił wóz i spokojnie odjechał, analizując to co znalazł. Jedyny znany zapis całej sytuacji, wdziany od dołu, z ledwie widocznym dachem vana i zupełnie niewidocznym drugim z samochodów. W polu widzenia kamery pojawiła się jakaś męska postać, potem druga. Obie zbliżyły się do vana, jedna na chwilę zniknęła, potem obie się oddaliły, znacznie wolniej, coś jakby ciągnęli lub nieśli coś ciężkiego. A potem również wyparowały. Kamera nie miała wglądu w inne części węzła, przy czym dla Remo oczywiste było, że wsiedli do samochodu.

***

Włoska knajpa. Jakiś tłusty wieprz na wejściu, a potem kobiece androidy. Pieprzone możliwości nowoczesnego świata czasami wywoływały okropny ból zębów. Zbył kelnerkę krótkim gestem, niech inni do nich gadają jak chcą. Kye’a irytował brak oryginalności i własnych pomysłów. Standardy były dla głupich. Dojrzał Waltersa i wahania podszedł do jego stolika, siadając bez słowa. Przepuszczanie kobiet przy wejściu czy czekanie aż zajmą stolik też sobie odpuścił. Nie był nieuprzejmy. Pieprzone puste gesty, zupełnie zbędne. Nie wyglądał za to na takiego, którego rusza wygląd i ewentualna “profesja” pozostałych zbierających się w tym miejscu. Pierwszy odezwał się po słowach motocyklisty.
- Znalazłem kamerę, co widziała trochę, od dołu, z daleka, a obraz słaby bo sprzęt tani. Dwóch facetów, pewnie wyleźli z tego wozu co z tyłu jechał. Cholera wie co zrobili, fanty zwinęli na bank. Ciemne ubrania, jasna skóra. Skutek inwestowania w złom. Potem się zwinęli, z tej kamery nie widać więcej, a jakiś koleś się wreszcie połapał i mnie odciął od ich sieci.
Siedząc i słuchając tej pieprzonej muzyczki szybko poczuł się zmęczony. Kiwnął na kelnerkę.
- Kawę, czarną mocną i bez cukru. Potrójną. - dawno porządnie nie spał, teraz też się to nie zapowiadało. - Dwie, trzy osoby, tyle styknie, nie? Ja tu zostanę, nie lubię być odcięty a takie bary robią to na chama. Pan w garniturku też zostanie. Czyś ty człowieku na łeb upadł? - Remo pokręcił głową z niedowierzaniem. - Spróbuję poszperać o Spiridonie, nic innego tu do roboty mieć nie będę. Jak się nie dogadacie i wyjdzie to można go capnąć albo śledzić, to może do tego pan Madsen się przyda. Zamiast próbować profile współpracowników przeglądać. Lepiej było na jakieś pornole popatrzeć, nawet jeśli kobiety tam nie takie ładne, jakie nam tu dali.
Spojrzał na przerobione babeczki. Nogi w sumie miały niezłe, jeśli się nie poruszały. Mogli jednak wybrać lepszy lokal. Potem wrócił wzrokiem do reszty towarzystwa przy stole, czekając na ich dalsze decyzje i nie dając zbytnio poznać po sobie, czy ostatnie zdanie dotyczyło przerobionych na Włoszki lasek czy tych trzech kobiet, które siedziały z nim przy stoliku.

liliel 07-09-2012 20:05

Felipa miała słabość do porannych ramówek w publicznej holotelewizji. Kiedy wracała po nocy na domowe śmierci zrzucała ciężkie buciory, walała się na kanapie i spijając ostatni browar zawieszała się na takim badziewnym remake'u programu z końca ubiegłego wieku. Totalny oldskul. Prowadząca, rzekomy klon legendarnej Anthei Turner, gotowała i sprzątała używając babcinych sztuczek. Fartuszek, gumowe rękawiczki i urok pieprzonej Mary Poppins. Brakowało tylko pejczy i podchodziłoby pod perwersję.

Felipa lubiła oglądać ten chłam. Podręcznikowo się przy tym odmóżdżała. Poza tym budził się w niej jakiś babski, wygłuszony zdawało by się na dobre, instynkt. Coś się w jej środku jarało kiedy zapuszczona nora zminiała się na jej oczach w wymuskany sterylny lokal, gdzie możnaby żreć nachos z podłogi. Nie do ogarnięcia sensacion.

Kiedy zerknęła na wnętrze mustanga pomyślała, że powinna zgłosić Remo do tego programu. W zasadzie jak wyhaczy jego adres to to zrobi, a co. Wypucują mu cztery kąty i jeszcze nauczą zdrowych nawyków. No i byłoby zabawnie włączyć przed snem tefałkę i zobaczyć jego zdziwioną minę gdy na chatę pcha się mu ekipa sprzątająca na czele z Antheą, promieniującą entuzjazmem i doskonałym humorem rodem z wieków ciemnych.

Całą podróż spędziła na babskim pytlowaniu przez kom. Egzotyczny koktajl hiszańskiego i angielskiego wypadał z jej ust z prędkością grzania z CKMu, jedynie proporcje obu tych języków zmieniały się w zależności z kim akurat rozmawiała. Interesy przemycała do rozmowy z niewymuszoną naturalnością. "Hola, amigo! ¿Como estas?" Si, si, ja też się stęskniłam. Mama czuje się lepiej? A tak w ogóle to jakby obiło ci się o oidos coś o przesyłce z logo Corp-Tech... Taka grande, z systemem chłodzenia."

Węzeł komunikacyjny wyglądał jak gigantycny asfaltowy wąż, na którym ktoś wywiązał o jeden supeł za dużo. Felipa zsunęła na nos okulary i zagapiła się na szosę. Droga jak droga. Gładka i czarna jak dupy ciź kupczących ciałem w jej dzielni.

Liczyła, że znajdzie jakiś naocznych świadków w pobliskiej stacji obsługi pojazdów. Takie przybytki przy uczęszczanych trasach często działają 24 na dobę. Ale ta nie. Przepisowe od 9 do 18, po co się kurwa przepracowywać. Po czwartej nad ranem na miejscu nie było nikogo z pracowników a systemy zabezpieczeń i monitoring istotnie zwariowały o 4:28. Dead end.

Pobliskie budynki także nie otwierały nowych perspektyw. Zakłócenia w pracy kamer miała miejsce w zasięg trzystu metrów. Poza tą odległością znajdowało się kilka budynków mieszkalnych no i te cholerne fabryczne zabudowania. Felipa zaczęła dumać czy gdzieś tam jest jakaś kamera, która mogła zarejestrować całe zdarzenie choćby niewyraźnie albo kątem oka. Z pomocą nieoczekiwanie przyszedł Remo, hakując jedno z urządzeń w pobliżu wiaduktu. Zobaczyli szczątkową, wyrwaną z kontekstu scenę i dwie czarnawe postacie. No cóż, odrobinę zawężało to sferę poszukiwanych osoób. Złodzieje mogli równie dobrze być gangersami, garniakami, sutannami albo biegającymi na golasa czarnuchami w białych maskach. Pikseloza pozostawiała wiele dla wyobraźni. Puta de merda.

Ostatecznie przysiadła na krawężniku kładąc tablet między butami. Hologram wyświetlił pracę każdej kamery kolejno. Felipa szukała szczegółów, wskazówek. Jednym punktem zaczepienia okazał się srebrny ford tatsujin. Wykadrowała dupsko archaicznego wózka. Przesunęła palce na boki rozciągając pole tablic rejestracyjnych. Powiększenie pokazało rząd liter i cyfr, które skrupulatnie zapisała na datapadzie. Jeszcze chwilę manipulowała przy obrazie starając się uchwycić twarz kierowcy ale rozdzielczość była beznadziejna. Fatalny sprzęt. Pewnie znów desastres Chińczycy.

- Buenos Dias senior Martinez - kolejną rozmowę zaczeła już w drodze powrotnej rzeczowym ale i pokornym tonem.
Znajomego gliniarza z drogówki Felipa darzyła popdświadomą estymą odkąd ganiał ich po ulicach kiedy jeszcze pod nosem wisiały im smarki. Martinez siedział właśnie za biurkiem wpieprzając pączki dlatego od ręki sprawdził numer tablic w policyjnych bazach co okazało się kolejnym ślepym zaułkiem. Takie numery nie figurowały w ogóle w rejestrach. Spreparowane pewnie pod robotę, robione na miejscowe aby nie rzucać się w oczy. Poprosiła senior Martineza aby uczulił chłopców z drogówki na owego srebrnego tatsujina. Jeśli ktoś da jej cynk, że taki jeżdzi po dzielni to Felipa się naturalnie zrewanżuje.

Poprosiła o podwózkę pod budynek Corp-Techu aby zawinąć stamtąd swój motocykl. Na węzeł zgodziła się jechać na tylnym siedzeniu ale ogólnie samochody wprawiały Felipę w poczucie klaustrofobii. Wolała wersję "easy rider", z wiatrem we włosach i moskitami między zębami.
Pędząc po uliczkach Queens podług wskazówek GPSu analizowała raz jeszcze sprawę napaści na kuriera. Dlaczego karoseria była nietknięta? Zero śladów włamamu ani użycia siły. Czyżby Lee Huang ich znał? I ufał na tyle, że sam otworzył drzwi? Ponoć był lojalny względem Corp-Techu ale Felipa doskonale wiedziała, że każdy niemal idzie na współpracę jeśli uderzy się w odpowiednią nutę, przyciśnie człowieka we właściwy sposób. Każdy ma słabe punkty.
Opcja dwa - Huang dał się wrobić. Jesli dobrowolnie zbliżył się do napastników mógł nabrać się na przebranie. Każdy rozsądy obywatel zjedzie na pobocze widząc zalecenie policyjnego patrolu. Albo kogoś od zleceniodawcy. Czy to możliwe aby ktoś z Corp-Techu srał do własnego gniada?
No i kaman, pojemnik z systemem chłodzenia? Komu kurwa skołowali organki na czarnym markecie? Postawiłaby parę żetonów, że miało to jakiś związek z polityką. Zegar tykał także względem wyborów. A zbiegi okoliczności nie istnieją.

Dość.
Za dużo gdybania. Za mało konkretów.

* * *

Felipa pojawiła się w Gialeti's Cafe tuż za Remo. Trzech hombres okupowało stolik i Latynoska dostawiła sobie dodatkowe krzesło oparciem do przodu i opadła na nie w pozie delikatnie mówiac swobodnej.
Wysłuchała relacji kompanów i przy okazji przyjrzała im się wnikliwiej. Madsen zmienił zdaje się garnitur chociaż w tym drugim nie wyglądał wcale lepiej, kij z dupy dalej wystawał nogawką. Walters z kolei wyglądał swojsko, w gangerskiej skórze amatora motocykli. O Aniołach słyszała chociaż jej członkowie ani ziębili ani grzali. Nie żeby jakiś trafił kiedyś między jej uda, hehe. Członek Aniołów... Ale jaja.

Inny rejon i nie jej konkurencja chociaż poczuła może branżową sympatię. Co do Remo... Na razie nie miała zdania. Wydawał się mocno zblazowany, jakby niewiele mogło go już w życiu zaskoczyć. Z drugiej strony, był przecież stary. Niewiele chyba okazji do zaskoczeń już mu zostało, chyba, że się porządnie zadrutuje i odmłodzi.

- Będzie chciał kasę - rzuciła Felipa pociągnąwszy łyk browara wprost z butelki. - Najważniejsze to dać mu jej jak najmniej. A jeśli informacje nie będą warte ceny to go zabijemy - po minie ciężko było wywnioskować czy Latynoska ma wyjątkowo niewybredne poczucie humoru czy mówi całkowicie poważnie.

Eleanor 07-09-2012 23:53

Ann z rozbawieniem obserwowała minę Felipy odsuwającej z niesmakiem śmieci z siedzenia na którym próbowała umieścić swoje cztery litery. Po kimś noszącym ciuchy gangu, można się było spodziewać więcej odporności na typowo męski wystrój. Nie żeby jej samej odpowiadało towarzystwo odpadków. Jednak ignorowanie niesprzyjających okoliczności było idealnym ćwiczeniem dla poprawy wewnętrznej koncentracji.

Uważnie słuchała wyławianych z sieci newsów starając się wyłowić z nich jakieś przydatne informacje. Kilka rzeczy było wartych zastanowienia. Nikt nie próbował zagaić grzecznościowej rozmowy, co bardzo jej odpowiadało. Miała czas by przeanalizować wszystko co zapamiętała.

Uważnie obejrzała miejsce gdzie wg kamer zatrzymał się samochód kuriera. Po tylu godzinach od wydarzeń, do tego w deszczu, nie było wielkich szans na odnalezienie jakichkolwiek śladów. Zresztą po informacjach uzyskanych z netu wątpiła by posługiwano się w tym przypadku jakimiś konwencjonalnymi środkami. To była technologia, Do tego cholernie dobra technologia. Nie trzeba było mieć magistra z fizyki by wiedzieć, ze impuls elektromagnetyczny działał sekundy. Nawet przy pulsacyjnym jego posyłaniu przerwy w działaniu kamer byłyby urywane. Poza tym generowanie czegoś takiego wymagało niesamowitej ilości energii, która gdzieś musiałaby się skumulować i pozostawić ślady.
Nie było szans by działające urządzenia go przetrwały.

Postanowiła wyjaśnić kilka rzeczy. Dirkuer starał się być bardzo pomocny. Wyraźnie zależało mu na pozytywnym załatwieniu sprawy:
- Tak, komputer pokładowy zrestartował się dokładnie o godzinie 4:28. Wtedy wszystkie układy przestały działać... Nie, system nie został uszkodzony... Nie ma śladów włamania na karoserii, ani na zamku... Żadnych śladów organicznych wewnątrz samochodu...

Ann zamyśliła się. Nadal nie można było do końca wykluczyć winy kuriera. Tylko po co tak się starać, by zabrać coś od kogoś, kto sam chciałby to oddać?
Zapis ściągnięty przez Reno rozwiał jej wątpliwości.
Kolejny telefon chyba już nieco zirytował Alana:
- Tak, miał wszczepy, ale ich rodzaj jest objęty klauzulą poufności...
Pieprzona klauzula! Ciekawe czego jeszcze im nie mówili?

Tym razem postanowiła zmienić rozmówcę:
- Miałeś rację co do tego zlecenia. Wygląda interesująco. Ktokolowiek buchnął C-T przesyłkę, dysponował najnowszą i najdroższą technologią. Zakłócenie na taką skalę – jednoczesne powalenie człowieka i sprzętu elektronicznego. Nie słyszałam jeszcze o czymś takim. Zasięg prawie trzysta metrów, unieruchomienie sprzętów na kilka minut bez ich niszczenia. Wiesz coś o tym?
- Jesteś pewna, że było to jedno urządzenie, a nie impuls elektromagnetyczny połączony z czymś obezwładniającym? Drugie co przychodzi mi do głowy to fakt, że kurier mógł być podpięty do swojego samochodu.
- Coś co wywołałoby impuls o takiej mocy i tak długim działaniu pozostawiłoby sporą dziurę w epicentrum wybuchu
- Ann skrzywiła się lekko przeliczając w myślach ile to byłoby energii - Gdyby nastąpiło spięcie unieruchamiające człowieka, delikatne urządzenia elektroniczne samochodu musiałyby ulec uszkodzeniu, tymczasem system się tylko wyłączył. Możliwe jednak, że kuriera wyłączyło z gry zamiłowanie do cyberwszczepów.
- Urządzenie mogło być dobrze dostrojone. Pierwszy efekt może tylko wyłączać, coś innego może zagłuszać i uniemożliwiać ponowne włączenie. Ciężko mi zgadywać bez większej ilości informacji.
- Postaram się dowiedzieć jak najwięcej. Przerażająca jest jednak myśl, że coś takiego znajduje się w rękach konkurencji. Pomyśl o tych wszystkich usprawnieniach, które ludzie serwują sobie coraz częściej...
- Dobrze wiesz co myślę o cybertechnologii w ludzkim ciele...

Anna prychnęła:
- Tylko nie mów tego mamie.
- Ona doskonale zna moje zdanie.
– Dziewczyna wyczuła rozbawienie w głosie rozmówcy.
Zaśmiała się i dodała jeszcze przed rozłączeniem:
- Postaram się zjawić na kolacji.

***

Ann jak zwykle nie odzywała się, do momentu gdy Madsen wyraził chęć wybrania się na rozmowę z Spirydonem.
- Uważam że Reno ma rację dwie trzy osoby całkowicie wystarczą do rozmowy. W zasadzie widziałabym w tej roli Felipę i Madsena... ale... - Ann obrzuciła mężczyznę mało przychylnym spojrzeniem - ktoś tutaj ubrał się mało odpowiednio do sytuacji.
Madsen skrzywił się jak po przeżuciu wyjątkowo nieświeżego sojburgera. Musiał przyznać rację co do ubioru.
- Zgadza się i potrzebna mi będzie pomoc w dobraniu ubioru do lokalu. Błąd, nie ma co na siłę szukać usprawiedliwienia.
- Nie ma też co na siłę szukać ciuchów. Do spotkania mamy kilkanaście minut. Co robiłeś przez ostatnie pięć godzin, że nie zdążyłeś się przygotować?
- w głosie skośnookiej nie można było nie wyczuć ironii.
- Szukałem dojścia do operatorów kamer na blokowiskach. Część z nich mogła być zabezpieczona przed zagłuszaniem - ta część, która należy do dilerów i ripperdoców. Umieszczają kamery jako element systemu ostrzegania. Coś mogło być nagrane. Nie mam nic konkretnego na razie. A co co stroju, to nie to, że nie zdążyłem - nie sprawdziłem klimatu lokalu.
Ann popatrzyła na Madsena. Zastanawiała się czy C-T zdawało sobie sprawę kogo im przydzieliło do grupy.
- Aha - przywołała z pamięci dokładny cytat - “...obiecał spotkać się z nami w pubie “Pink Gloom”, jeden z tych punkowych wymysłów” ... co tu jest do sprawdzenia?
- Nie podaję ci tematu do dyskusji tylko informację. Jak masz ochotę poprawić sobie samoocenę moim kosztem, proszę bardzo, nie krępuj się, bądź tylko łaskawa zaznaczyć, kiedy to się skończy, żebym wiedział, że na powrót możesz przejść do spraw merytorycznych.
- Ależ proszę, merytorycznie w zaistniałej sytuacji uważam, że powinni iść Felipa i Ed, potrafią się wtopić w tło, pogadać i z pewnością są odpowiednio ubrani. Dla równowagi i pamięci, że pracujemy dla C-T dodałabym im Jack. Możemy się pobawić w demokracje i zagłosować. Jakieś uwagi?

Madsen popatrzył jej w oczy. Mierzyli się przez chwile w milczeniu. W końcu mężczyzna przerwał ciszę:
-Kredyt zaufania dla ciebie. Wchodzę w tą decyzję.
Ann powoli wypuściła powietrze, które nieświadomie wstrzymywała: może jednak była jakaś szansa dla takiego zestawienia osobowości.

Nadiana 08-09-2012 12:59

- Mogę być i sanitariuszką, a jak będzie mili to może nawet założę ten fikuśny czepek z krzyżykiem - uśmiechnęła się lekko na odchodnym. Nie miała nic więcej do dodania. Szkoda, że nikt nie chciał być szefem, bandy indywidualistów z reguły źle kończyły, ale cóż; nie jej brocha. Nie zamierzała być bardziej korporacyjna od korporacji.

Wyjście z budynku C-T było zdecydowanie łatwiejsze niż wejście, toteż Jack szybko znalazła się na parkingu i z lubością odpaliła swoje cacko. Kiedyś jak będzie ciągle piękna i młoda, ale już bogata kupi sobie kultowego Harleya z odpowiednio podrasowanym silnikiem. A teraz z piskiem opon ruszyła w kierunku Harlemu.

***

Jeszcze przed wkroczeniem do pubu obejrzała na holoprojektorze przesłane materiały. Tylko raz i to wyłącznie z poczucia obowiązku; niech inni się zajmują elektronicznym stuffem. Ona wolała uruchomić bardziej żywe kontakty.
Tommy niestety trochę zawiódł, ale co było zrobić.
- Daj orzeszki. I wodę. – mruknęła do czarnoskórego barmana rozsiadając się wygodnie, nie spieszyło jej się.
- Wodę?
- Wodę –
potwierdziła – Jeszcze dziś będę jeździć, a widziałam dość ofiar wypadków. Nie sądzę by korpo za sponsorowało mi porządne wszczepy. Aż tak mnie nie kochają.
Grubas kiwną głową na znak, że rozumie i nalał jej płynu do nieco zabrudzonej szklanki. Jack nie miała pojęcia jak w erze tych wszystkich samoczyszczących naczyń i super hiper zmywarek udawało mu się utrzymać nieco brudne naczynia. To chyba była kwestia stylu po prostu.

Drzwi baru otworzyły się, a do środa wszedł młody mężczyzna. Evans nie kojarzyła go, Tommy, wnioskując po minie również nie. Gość podszedł do czytnika siatkówki i pozwolił się zeskanować. Dwadzieścia dwa lata; nie wyglądał, ale kto dziś wyglądał na swój wiek.
- Jedno piwo – przygotował elektroniczny portfel, ale Tommy, nie wyrywał się do nalewania. Jack zerknęła na nich ciekawie i nadstawiła ucha.
- Jeszcze raz przyjdziesz do mojego baru szczylu to przysięgam, że wydłubie ci to bioniczne oko i schowam do słoika.
Młodziak spojrzał spode łba, ale bez gadania wyszedł, dość mocno trzaskając drzwiami.
- Skąd wiedziałeś, że miał bioniczne oko? – Evans była ciekawa, siedziała w branży dość długo, a nawet ona nie mogła tego ocenić bez dokładniejszego przyjrzenia się.
- To proste młoda, moi ludzie załatwili mu je wczoraj.
Więcej pytań lekarka nie miała. Jasne ciekawym było co szczyl zrobił dla Tommy’ego, że zasłużył na wszczep, ale taka wiedza mogłaby już być niebezpieczna. Swoją drogą jak na człowieka zajmującego się lewym handlem barman miał dość silne opory przeciwko sprzedaży alkoholu nieletnim. Kiedyś to nawet jej tłumaczył. „Nie chodzi o koncesje młoda, kupiłbym sobie nową. Tu chodzi o zasady, dzieciaki nie mogą się rozpijać. Inaczej ta dzielnica zupełnie zejdzie na psy. „
Lubiła jego pokręconą moralność na swój sposób
.
Po zapłaceniu za wodę i orzeszki wyszła na zewnątrz, teraz czekała ją znacznie mniej przyjemna wizyta.
- O kurwa – odruchowo zerknęła na holotelefon, który na czas wizyty w barze miał wyłączone powiadomienia. Siedem nieodebranych. Westchnęła cicho i wybrała połączenie do Diego.
- Nie odbierałaś, miałaś robotę? Nie było cię w szpitalu – przystojny Latynos od razu pojawił się po drugiej stronie.
- Dopiero na nockę idę, a raczej idę się z niej zwolnić. C-T mi naroiło małą robótkę.
- Dlaczego mnie nie wzięli? – wyglądał na złego, zawsze był zły po nocnym patrolu, a teraz doszły do tego dodatkowe okoliczności.
- To medyczne nudy, nie nadałbyś się. – skłamała bez mrugnięcia okiem – Wpadnę do ciebie, za trzy dni dobra?
- Dobra, ale jakbyś czegoś potrzebowała to wiesz. Nawet nie ściągnę z ciebie procenta z wynagrodzenia – uśmiechnął się ponuro.
- Jasne, muszę teraz lecieć rozmówić się z Romansky’m.
- Powodzenia, przyda ci się.

Tym razem ona uśmiechnął się krzywo kończąc rozmowę. Zdawała sobie sprawę, że przed południem Ortega zdążył opróżnić butelkę whisky. Kurwa, naprawdę przydałaby mu się ta robota. Wzdychając ciężko ruszyła w kierunku
szpitala.

***

Dan Romansky siedział w swym gabinecie wlepiający swe zakryte okularami oczy w kilka holowyświetleń pokazujących słupki z danymi. Nosił okulary by wyglądać inteligentniej, dla Jack był to marny trud.
- Czego Evans? – warknął, gdy tylko pojawiła się w drzwiach.
Nie wiele robiąc sobie z tonu usiadła na niewygodnym fotelu przed jego biurkiem kładąc jedną nogę na jego oparciu. Wiedziała, że taka postawa dodatkowo go wkurzy.
- Biorę wolne. Dziś i najbliższe… sześć dni.
- Zapomnij, nikt nie będzie zastępował twojego tłustego dupska, gdy ty się będziesz szlajać po klubach dla lesb.

- Uuuu, zły humor. Żona ci wczoraj powiedziała, że dwie minuty to dla niej stanowczo za mało czy, że chciałaby chociaż tyle?. A wolne i tak mi dasz; robota dla korpo.
Gdyby spojrzenie mogło zabijać kobieta już by nie żyła. Trzeba było przyznać, że Romansky był dziś w wyjątkowo kiepskim nastroju. Inaczej pewnie kilka razy pomyślałaby zanim wygłosiłby uwagę mogącą sprowadzić na niego oskarżenie o molestowanie seksualne. Jack jednak nie zamierzała na niego donosić, wolała takie sprawy załatwiać sama.

- Wynoś się – mruknął patrząc cicho w jej upoważnienie, fakt, że chyba pozbędzie się jej naprawdę na parę dni odrobinę poprawił mu humor.
- Jeszcze jedno Evans – zatrzymał ją, gdy już wychodziła – Nie wiem co zrobisz dla Corp Techu i nie obchodzi mnie to, ale zapomnij o wzięciu szpitalnego sprzętu. Jeśli zauważę, że kręcisz się wokół magazynu wypieprzę cię na zbity pysk i nawet rada nadzorcza ci nie pomoże.
- Dupek – mruknęła pod nosem i trzasnęła drzwiami na pożegnanie.
Do magazynów z lepszym sprzętem i tak nie miała co iść. Ochroniarze lubili ją, ale nikt nie zaryzykował by roboty by dać jej parę nano opatrunków i innych takich. Ale z powszechnie dostępnego sprzętu zamierzała skorzystać bez ograniczeń. I tak część było wynoszone i sprzedawane na czarnym rynku, więc nie sposób się było doliczyć ile kto wziął. A ona przynajmniej uzupełniła swoją medyczną torbę.
Dobra teraz ostatni przystanek.

***

W mieszkaniu było ciemno jak niemal zawsze. W nocy tylko łuna kolorowych szyldów rozjaśniała dwa pokoje na krzyż. No cóż, wady mieszkania na czwartym piętrze. Zalet w sumie Jack nie znała.
Nie przebierała się uznając, że jej strój jak najbardziej jest odpowiedni. Medyczne torbę przełożyła do plecaka stawiając na wygodę, a z szuflady przy łóżku wyjęła broń. Sprawdziła ją kilka razy i włożyła do kabury, którą przymocowała na plecach.
Zaczynała czuć już ten rozkoszny dreszcz adrenaliny i miała cichą nadzieję, że cała sprawa nie skończy się dziś w południe.
Zbliżała się powoli jedenasta, biorąc pod uwagę korki musiała już powoli jechać jeżeli chciała być na czas w umówionym miejscu.

***

Wszyscy już tam byli. Kurwa czy ona zawsze się musi spóźniać? Usiadła przy stoliku zauważając, że chyba nic nie straciła. Miło z ich strony, że poczekali na nią. Wysłuchała uważnie informacji, a potem z uwagą słuchała uprzejmych, małych wzajemnych pojazdów.
- Chętnie pójdę – skinęła głową. Uważają ją za człowieka korporacji, to w sumie było zabawne.
Rozejrzała się po knajpie i skinęła na jedną z androidowych lasek. Skrzywiła się lekko widząc taką spartaczoną robotę i znów zamówiła wodę. Szczerze mówiąc miała już dość wody, ale obiecała sobie, że jeśli tylko będzie okazja wieczorem nadrobi to. Może nawet na chacie Diego, przydałoby się im trochę rozrywki.

Sekal 10-09-2012 15:24

Godzina 12:23, środa, 2 wrzesień 2048
Gialeti's Cafe
Brooklyn, New York City
6 dni do wyborów, 61 godzin do wyczerpania się akumulatora


Ożywiona dyskusja trwała przez kilka następnych minut, ale przecież każde z nich było profesjonalistą. Doszli do porozumienia wystarczająco długo przed godziną wyznaczoną na spotkanie ze Spiridonem, co także nie było bez znaczenia. Ann oraz Ed musieli wejść tam wcześniej, udając niezainteresowanych całą sprawą, Ferrick dodatkowo do tego przygotowała się sprawnie, znikając na chwilę w łazience “Gialeti’s Cafe” i wracając z zielonym irokezem na głowie. Wraz z wojskowym, niedopasowanym ubraniem wcale nie wyróżniała się bardzo od standardowych bywalców takich miejsc - mimo, że brakowało jej kolczyków czy tatuaży. Takich jak Walters spotykano tam regularnie, nikogo nie mógł zdziwić, biorąc pod uwagę to jak rozpoznawalni byli Aniołowie w tej okolicy. Ta dwójka wyszła z włoskiego baru jako pierwsza, żegnana przez sztuczne uśmiechy kelnerek i głos holograficznego szefa.
- Arrivederci! Bentornato!
Szeroki uśmiech na okrągłej twarzy nie do końca zachęcał do ponownych odwiedzin.

Pink Gloom mieścił się w piwnicach jednego z tych wielkich mieszkalnych molochów, tylko przecznicę dalej. Trzeba było wejść w bramę, a potem w dół po schodach. Nad głowami jarzył się różowy neon z nazwą tego pubu, a drzwi rozsuwały się z sykiem. Doskonale wytłumione, bo dopiero po ich otwarciu dotarły do nich dźwięki muzyki, łupaniny bez najmniejszego sensu, czyli tak zwanego punk’a, który puszczano tu również w całkowicie ekstremalnej postaci. Atakował uszy z umiarkowaną siłą, godzina nie była jeszcze odpowiednia do większego natężenia.
Na samym początku trafiało się do małego przedsionka, odgrodzonego kotarą i kolejnymi drzwiami, obok których stał ochroniarz, dwa na dwa metry, obwieszony metalem, ale z wyjątkowo przenikliwym wzrokiem, lekko błyszczącym w panującym tu mroku.
- Klamki do przechowalni. Żadnych strzelanin po pijaku.
Odezwał się, gdy nie zrobili tego odpowiednio szybko, zarzucając standardową formułką, od której pewnie robiło mu się już niedobrze. Skrytka na fanty była pancerna i automatyczna, naznaczając właściciela broni holograficznym numerkiem. Szuflada z grubego metalu przesuwała broń gdzieś dalej, a drzwi do dalszej części pubu otwierały się już bezdźwięcznie.

Bar był spory, już na pierwszy rzut oka mógł pomieścić ponad sto osób. O tej porze, w środku tygodnia, było tu jednakże pusto. W delikatnym półmroku, rozjaśnionym tylko różowymi neonami i zabarwionym światłem dostrzegli siedzących blisko wejścia trzech młodych punków, którzy śmiali się z czegoś. Jeden z nich, właściciel bardzo wielu przyczepionych do twarzy kolczyków, wskazał pozostałym Ann, ale szybko też stracił zainteresowanie, gdy w zasięgu wzroku pojawił się Walters. Dalej w głębi były jeszcze trzy osoby - siedząca w najdalszym kącie, migdaląca się parka oraz łysy, pokryty tatuażami człowiek wydający się leczyć potężnego kaca. Ed potrzebował kilku chwil, aby skojarzyć dziary i w końcu uznał, że koleś pochodzi z The Haters, jednego z dość małych, może i głośnych, ale ostatecznie niegroźnych punkowych gangów. Czy czekał na kogoś, nie wiadomo, wchodzącymi się nie zainteresował.
Wystrój był typowo oldschoolowy, metalowe stoliki, proste krzesła i fotele pełne dziur i nawet wystających sprężyn, ściany pokryte grafitti. Kilka miejsc było w osobnym pomieszczeniu, oznaczonym “tylko z rezerwacją”. Tam odbywały się spotkania i choć można było zajrzeć do środka, to poszczególne stoliki tam miały swoje własne zabezpieczenia. Zamówienia składało się także w starym stylu, prosto u barmanki przy barze, wysokiej, punkowej laski, mającej chyba przykazanie dostosować się do nazwy baru. Usiedli przy jednym ze stolików i czekali na pozostałych.


Pierwszym, który wszedł do Pink Gloom, był niski mężczyzna, nie wyglądający ani trochę na punka. Czarne, znoszone, przylegające do ciała ubranie wskazywało, że nie był spędzającym całe dnie przy komputerem chudzielcem. Krótkie czarne włosy, pociągła, raczej młoda twarz i oczy badające otoczenie tylko przez krótką chwilę, po której podszedł od razu do barmanki i biorąc od niej szklankę z trunkiem zniknął w pomieszczeniu z rezerwacjami. Walters poznał go szybko. Nie wyglądało też na to, że ma jakąkolwiek obstawę, trójka punków właśnie się kłóciła a pozostali nie zwracali uwagi na otoczenie. Kilka minut później do środka weszli także Felipa i Terrence, również wzrokiem badając nieznaną sobie okolicę. Remo i Evans zostawili na zewnątrz, pilnujących okolicy, w której nie działo się nic ciekawego.
Nawet najmniejszym gestem nie dali po sobie poznać, że znają kogokolwiek tutaj i szybko podeszli do baru. Ich wzrok chyba mówił wszystko, zanim zadali konkretne pytanie.
- Stolik numer trzy, tuż za drzwiami na lewo. Pan Spiridon już czeka.
Było to nawet w jakimś calu profesjonalne, wygląd lokalu wcale o tym nie świadczył. Co ciekawe, dodawano nawet darmowe drinki, gdyby któreś z nich chciało.

Sekal 10-09-2012 15:29

Boczne pomieszczenie było ciemniejsze niż poprzednie, pełne alkow i z pustym środkiem. Muzyki tu nie wygłuszono, przynajmniej dopóki nie podeszli do odpowiedniego stolika. Siedzący przy nim mężczyzna nawet nie podniósł wzroku, gdy siadali, a tylko zerknął raz jeszcze na salę i wcisnął kilka holograficznych przycisków na interaktywnym stoliku. Kotara zasunęła się, muzyka zastąpiona została miłym dla ucha delikatnym szumem morza, zapewne wybranym przez Spiridona, który wreszcie przyjrzał się im uważnie, z widoczną w oczach lekką obawą. Standard w tym miejscu był kilka klas wyższy niż w głównej części lokalu, nawet fotele i kanapy były miękkie, wygodne, z prawdziwej skóry. Czarnowłosy mężczyzna odezwał się pierwszy, mówiąc cicho i pozornie spokojnie, chociaż dość szybko i mimo prób kontrolowania się, zdarzyło mu się kilka razy zająknąć.
- Skoro tu jesteście to musicie wiedzieć, że nazywam się Spiridon i moją ofertą jest nazwisko. Nie chcę tego przedłużać i wymieniać uprzejmości - mówił jakby mu się gdzieś spieszyło. - Mam dwie oferty. Pierwsza z nich to dwanaście tysięcy edolców za to nazwisko. Druga możliwość, którą proponuję... - zatrzymał się na chwilę, jakby walcząc z tym, czy to powiedzieć - …to pomoc mi przy poszukiwaniu znajomej. Przy takiej umowie nie wezmę ani centa i jeszcze dorzucę trochę informacji, jakie udało mi się zdobyć o właścicielu tego nazwiska. Pieniądze wtedy trafiają bezpośrednio do was, to łatwo zrobić - ostatnie słowa wypowiedział patrząc prosto na Felipę, którą pewnie ocenił jako bardziej chętną na taką osobistą wymianę.
- Po kolei - Felipa rozsiadła się wygodnie rozciągając wytatuowane ramiona na oparciu skórzanej sofy. - Co to za znajoma, masz jakieś podejrzenia gdzie może się znajdować? Opcja z “przysługą za przysługę” mogłaby może i przejść... - latynoska wciągnęła powietrze jakby rozważała czy pakować się w takie komplikacje. Emanowała spokojem, bez śladów napięcia czy nerwowości. - Sęk w tym, że zależy nam na czasie. Przybliż temat koleżanki żebyśmy mogli się namyślić.
Spiridon nie odrywał od niej wzroku, ostatecznie skinął głową.
- To hakerka, zaginęła dwa tygodnie temu. Wiem co nieco o czasie, dlatego moja oferta obejmuje waszą pomoc po tym, jak odnajdziecie to, czego szukacie. Oczywiście zawężymy ją czasowo, ale nie tak, abyśmy musieli się teraz zadręczać szczegółami - mówienie o tej sprawie chyba wpływało na jego nerwy gorzej, niż sprawa bezpośrednio powiązana z C-T.
- W takim razie.... - Felipa machnęła dłonią pod tytułem “niech stracę”. - myślę, że możemy dojść do porozumienia. Na razie dajesz nam nazwisko plus bonusy informacyjne o jakich wspomniałeś. Abyś miał gwarancję, że nie zrobimy cię w ciula my przelewamy ci osiem tysięcy. A za... - spojrzała na kom na nadgarstku - jakieś sześćdziesiąt dwie godziny będziemy mogli zająć się sprawą twojej przyjaciółki. Kontrakt ustny, tysiak zaliczki, pozostałe siedem płatne nam po jej odszukaniu.
-”Nie wezmę ani centa” bardzo mi się podoba. I tak będzie. Skoro ufasz nam na słowo to znaczy, że naszą wiarygodność oceniłeś właściwie. Moja...
- Madsen umilkł na chwilę, po czym odpłacił się pięknym za nadobne - asystentka nazbyt się rozpędziła z rozdysponowaniem środków. Zajmiemy się sprawą twojej znajomej po robocie.
Zwalczenie pokusy, by posłać miażdżące spojrzenie Felipie byłoby niemal ponad siły Madsena - gdyby nie drobny pomocnik. Nie przejmując się widownią, ręcznie uruchomił dozownik na udzie - dla niewtajemniczonych było to tylko mocniejsze dotknięcie przez spodnie w okolicach tętnicy, ale kto mógł być niewtajemniczony w dziedzinie stymulantów w dzisiejszych czasach? Facet nie mówił o gwarancji, a ona mu ułatwiła, wyskakując z ofertą. Podała ich na srebrnej tacy. Ciekawe, czy gość zgodzi się na jego korektę teraz, gdy mignęła mu ósemką przed oczami.
Szsz....endorfina wydawała się cichutko szumieć w uszach....czy na ulotce leku było coś o omamach słuchowych jako skutkach ubocznych? Nieważne....Wyćwiczonym, pełnym autentycznego (no, prawie) ciepła, uspokajającym uśmiechem Madsen objął informatora.
- Nie zawiedziemy twojego zaufania, Spiridon. Widzę możliwość długiej i owocnej współpracy przed nami. Twój komfort osobisty to klucz do naszego sukcesu, więc zrobimy, co w naszej mocy, byś go osiągnął.
Za miną miłego faceta przez wiele godzin ćwiczoną przed lustrem Madsen modliłby się o naprawienie wpadki Felipy i zaufanie Spiridona - gdyby tylko ktokolwiek go tego nauczył.

Spiridon zagapił się na niego i warknął wściekle, zaskoczony zachowaniem Madsena. Rzucił szybkie spojrzenie na kobietę, po czym znów wrócił wzrokiem do mężczyzny.
- Masz mnie za idiotę?! Oboje macie?! Co ty pierdolisz, gościu?
Potrząsnął głową, powoli się uspokajając. Jeszcze raz zerknął na Felipę jakby u niej szukał ratunku.
- Myślisz, że z tą gadką rodem z ekranu sprawisz, bym w cokolwiek uwierzył? Byłbym w stanie się zgodzić na osiem tysięcy, ale teraz sprawa wygląda inaczej. Jeśli chcecie mi pomóc, możemy umówić się na dziesięć, a umowa nie będzie ustna. Albo miejcie jaja i powiedzcie, że i tak mnie olejecie, wtedy za tę kasę poszukam kogoś innego.
Rzucił jeszcze jedno spojrzenie na Madsena. Jego niepokój ustąpił miejsca zdenerwowaniu, albo raczej: wściekłości.
- Nie chciałeś za informację ani centa, tylko wykonanie innej pracy. Nie określiłeś że potrzebna ci gwarancja na tą inną pracę. Wyglądało na to, że nam ufasz i chociaż bardzo się tym zdziwiłem, to ucieszyłem się, że zostanie nam więcej pieniędzy na doprowadzenie do końca pierwszej sprawy, co może oznaczać, że szybciej ją skończymy i zajmiemy się twoją również szybciej. Rozumiem, że jesteś zmartwiony, i zapomniałeś wspomnieć o pełnych warunkach drugiej opcji ale następnym razem wyrażaj się jasno. Z drugiej strony - Madsen skrzywił się - Moja towarzyszka zaproponowała ci układ i fakt, że zrobiła to bez porozumienia ze mną to nasz problem, nie twój. I czuję się zobowiązany ten układ dotrzymać. A co do wynajmowania innej grupy - wiesz, że zostaliśmy zebrani w celu odnalezienia osób lub osoby. Ci, którzy nas wybrali, uznali, że mamy odpowiednie kwalifikacje. Nieskromnie powiem, że do produkcji tego stwierdzenia użyli znacznych zasobów. Oczywiście możesz zrobić to na własną rękę, i własnymi zasobami, ale po co, skoro masz gotowy produkt?
Felipa posłała Madsenowi spojrzenie w rodzaju “co ty odpierdalasz?”. Kątem oka, ulotne aby zaraz przenieść wzrok na Spirydona i uzbroić twarz w swój rzeczowy, acz budzący zaufanie uśmiech.
- Nie denerwuj się amigo i zignoruj tego korporacyjnego pedała. Muszę mieć nadzór kogoś od... sam wiesz kogo, bo chcą trzymać rękę na pulsie. To utrujdupa, ale przede wszystkim zależy mu na przesyłce. Nie przedłużajmy nadmiernie bo czas nam leci, hombres. Ustawny się na sześć tysięcy, żeby wilk był syty i owca cała. Za taką kwotę znajdziesz odpowiednich ludzi aby odszukać swoją przyjaciółkę a przecież o to ci się głównie rozchodzi. To sporo kasy, i liczę, że informacje są tego warte. Jeśli zaś nie znajdziesz odpowiednich ludzi do roboty za sześćdziesiąt dwie godziny zajmiemy się tym my, za rzeczoną szóstkę. Z jego korporacyjnego potrfela zniknie mniej forsy, ale dla ciebie to nie będzie różnica, bo ja z kolei policzę ci mniej za robotę. Szóstkę zamiast ósemki. I wychodzimy na to samo. Consenso? Gratis od siebie dorzucę tyle, że w przerwach nad sprawą priorytetową już dziś zacznę ciągnąć za sznurki i rozglądać się za twoją hakerką. Podziałamy trochę na dwie ręce, bo widzę carino, że tobie też zależy na czasie.

Pokręcił głową. Felipa szybko zdała sobie sprawę, że po występie Madsena negocjacje będą znacznie trudniejsze, ponieważ człowiek ten nie wyglądał na takiego, co mógłby im teraz zaufać na słowo.
- Z ośmiu na sześć? Rozumiem zamysł, ale nie - pokręcił zdecydowanie głową, zupełnie nie zgadzając się z przedstawioną ofertą. - Dziewięć. Domyślam się, że skoro on tu jest do kontroli to on także trzyma kasę. Tysiąc zaliczki ode mnie, to zostaje osiem dla mnie, rozsądna cena za informację, którą posiadam. Znam jej wartość. Zrozum, że twoje słowo zostało wypaczone przez osobę, która ma cię... kontrolować.
Dało się bez problemu zauważyć, że zupełnie zignotował Terrence'a, zamykając umysł na jego słowa.
- Przesyłka przesyłką, jeśli nie mam gwarancji innej od twojego słowa, moja oferta to dziewięć kawałków za odnalezienie mojej znajomej. Te same dziewięć, które zapłacicie mi najpierw za informację, ma się rozumieć.
Ostatnie zdanie wypowiedział chyba tylko po to, aby Madsen mógł się połapać co się tu działo.
Madsen połapał się znakomicie. Spiridon nie dookreślił warunków drugiej opcji, a Felipa się ich domyśliła. On nie. Było powiedziane wyraźnie: 12 000 albo przysługa. Nie przysługa i x tysięcy jako gwarancja. Skoro kretyn nie określił w pełni warunków, powinien ponieść konsekwencje, a Felipa podała mu pomocną dłoń, jakby w negocjacjach była po jego stronie. Madsen nie mógł się nadziwić debilizmowi Spiridona ani spokojnej jego akceptacji ze strony Felipy, ale cóż, są tu dla interesów a nie dla próżnych dyskusji.
-Do twojej decyzji, dla mnie w porządku - powiedział do Felipy.
Felipa rozłożyła ręce i zaśmiała się słodko jak nastoletnia kurewka odbierająca forsę od klienta.
- Fajnie się z tobą robi interesy amigo - po czym pochyliła się przez szerokość stolika i sympatia uleciała z rysów jej twarzy. - To w chuj kasy. Oboje wiemy, że ta informacja musi być tego warta, prawda? Mam nadzieję, że zwali mnie z nóg. Będzie to nazwisko, adres a nawet szyfr do puszki w jakiej to trzymają. - na ustach znów rozlała się słodycz. - Madsen, zrobisz panu przelew na miejscu? A później pan Spiridon mnie, tysiak na poczet przyszłej współpracy.
- Pół przed informacją, pół po? Czy całość teraz?
- Madsen spojrzał taksująco na informatora - Bez urazy, już raz się okazało, że nie znam pańskich zwyczajów biznesowych.
- Bez przesady Terrence
- Felipa klepnęła Madsena w łopatkę. - Po co ta nieufność? Nie wiesz jak to się robi na ulicy, ale nic nie szkodzi. Pan Spiridon wie doskonale, że informacje muszą być warte swojej ceny bo by nas nie fatygował. Inaczej znaczyłoby, że robi nam koło dupy. A jak się robi koło dupy komuś w moich stronach to takie kurwa delikatne kuszenia losu. Tłumaczę ci amigo, bo wiem, że się chujowo poruszasz w naszych distrito, si? Zrób przelew i przejdźmy do rzeczy.
- Proszę bardzo. Proszę o przekaźnik
- Madsen podsunął swój komunikator z włączoną opcją przelewu na 9000 w kierunku informatora. - To nie nieufność, po prostu pytałem o pańskie preferencje.
Spiridon uruchomił swój holofon, pieniądze zostały szybko przekazane w całej kwocie.
- Tu nie chodzi o preferencje, dobrze, że pana asystentka zna zasady - uśmiechnął się lekko w stronę Felipy, wreszcie trochę odprężony. - Informacja jest warta tyle, ile ktoś chce za nią zapłacić, prawda?
Sprawdził środki na swoim koncie, a potem skinął głową w potwierdzeniu.
- To o co was proszę nie jest robotą zlecaną korporacji, komu więc przelać zaliczkę?
Jego wzrok znów zboczył w kierunku kobiety.
- Na moje konto poproszę - Felipa uderzyła palcami w ekran dotykowy komu. - Chyba, że chcesz aby to Madsen szukał twojej dziewczyny - w delikatnym uśmiechu czaiła się nutka skrywanej kpiny.
- Pieniądze, które panu przekazałem, pochodziły z mojego konta, nie z...innego. Ale Felipa ma rację, to pan decyduje, kogo nająć do drugiej pracy - uśmiechnął się lekko z zawodową uprzejmością Madsen.
Spiridon spojrzał na nich raz jeszcze, kierując swój komunikator w stronę Felipy.
- Myślałem, że dotyczyć będzie to całej grupy, być może mylne to było przekonanie.
- Pozwoli pan, że sprawy grupy i podziału wynagrodzenia będziemy załatwiać między sobą
- dodała rzeczowo Felipa.
- W moim przypadku, będę w tym uczestniczył, tak, jak się zobowiązałem. Chyba, że pan sobie tego nie życzy. O to mi chodziło. A kiedy podejmuję się pracy, wykonuję ją rzetelnie.
- Terrence, angel, pana nie obchodzi kto to załatwi. Byle sprawa była załatwiona. Wzięłam zaliczkę, odpowiadam za robotę
- puściła Spiridonowi oko i rozsiadła się z powrotem na skórzanej sofie sprawdzając jeszcze stan konta. - No a teraz do rzeczy. Informacion.

Czarnowłosy informator skinął głową, wystukał jeszcze kilka rzeczy i wyrzucił na interaktywny stolik zdjęcie słabej rozdzielczości.
- Podstawowa informacja: nazwisko, którego szukacie to Suarez, imię Corbin.
Holograficzne przedstawienie jego sprzętu zniknęło i również Spiridon rozsiadł się wygodniej.
- A teraz moja krótka opowieść. Jak przekazałem, byłem świadkiem czegoś, czego widzieć nie powinienem. Dwóch gości, którzy sprzątają rzeczy co do nich nie należą. Normalna sprawa, póki nie przyjechali ludzie z CT, aby zabrać wózek - uniósł szklankę, która stała przed nim i spokojnie pociągnął łyk. - Nie byłem zbyt blisko, ale jedną twarz widziałem wystarczająco dokładnie, aby trochę pogrzebać. Wyszło to nazwisko. Grzebałem więc dalej, dopóki okazało się, że wyżej dupy nie podskoczę. Człowiek ten jest analitykiem policyjnym, pracuje na posterunku 18, który znajduje się tylko kilka przecznic od Corp Tower. Dwadzieścia dziewięć lat, dwie żony, jak na pensję rządową, całkiem dobrze ustawiony. Ma dom w Inner City, takim cholernie bogatym osiedlu w Mt. Vernon, dla ludzi z grubym porfelem. Tylko jednorodzinne domy, pełne zabezpieczenia, zakaz wstępu dla osób nie mieszkających tam i tak dalej. Śledziłem go tylko do wjazdu, dalej za duże ryzyko. Samochód to srebrny Ford Tetsuin, ten sam co z akcji. Prawdziwe numery: GUSA18364. Goverment of USA. Także odpuściłem, bo i nie moja rzecz, a informacje miałem. Innych poszlak sprawdzić nie zdążyłem, niewiele czasu w końcu było.
Skończył, przesuwając palcami po brodzie, zastanawiając się być może jeszcze, czy czegoś nie zapomniał przekazać.
- Kim był ten drugi nie wiem, nie spotkali się wczoraj ani razu, nie licząc porannej akcji.
- Masz fote? Drugiego?
- rzuiła latynoska.
- Może być niewyraźna, cokolwiek.
Spiridon pokręcił głową, ale znów zabłysł holofon i na stolik pofrunęło kolejne zdjęcie, tym razem przedstawiające dwóch mężczyzn wysiadających z Forda. Jeden obrócony był twarzą do nich, drugi patrzył na wprost, przez co mieli tylko bardzo niewyraźny profil białego mężczyzny wzrostu podobnego do wzrostu Corbina.
- Mój sprzęt nie dał rady tego wyostrzyć i odwrócić, abym mógł i drugiego odnaleźć, ale może poradzicie sobie lepiej.
- Przyjrzałeś się mu chociaż?
- wtrąciła się Felipa.
- Może jakiś specyficzny sposób poruszania się, maniera? Coś nie zarejestrowanego? - spytał cicho Madsen.
Informator znów pokręcił głową.
- To zdjęcie to maksymalne przybliżenie z mojego aparatu. Moje oczy są zdecydowanie słabsze. O tym drugim nie jestem w stanie wam więcej powiedzieć, obawiam się.
-Te fakty są bardzo cenne. Czy ma pan jakieś przypuszczenia?Czy nawet przeczucia? Wszystko może pomóc.
- spytał Terrence.
- Przypuszczenia? Na temat czego? - Spiridon nieszczególnie chętnie odpowiadał na pytania Madsena. - Buchnęli wam towar i to przy użyciu technologi, która wyłączyła cały sektor. Gościu ma blachy rządowe i pracuje dla policji. I co tu więcej do przypuszczania? - wzruszył ramionami.
- Widziałeś co spowodowało impuls? - to jeszcze interesowało latynoskę.
- Nie, nic. To sprawiło, że wyjrzałem przez okno, ale co to było, to nie wiem - informator pokręcił głową z rezygnacją. - Ale wiem, że chciałbym taką zabawkę mieć. Na początku nawet nie skojarzyłem, że ma to coś wspólnego z tym napadem.
- Dobra, to tyle. Będziemy w kontakcie
- Felipa wstała z miejsca dając znać, że gadkę uważa za zakończoną. - Zeskanuję jeszcze kontakt do ciebie i będziemy informować cię w sprawie twojej znajomej. Twoje informacje są wielce pomocne - wyciągnęła dłoń w stronę Spiridona i uścisnęła ją konkretnie. - Ja nie mam więcej pytań. Terrence?
- Dziękuję
- krótko stwierdził Madsen.


Pożegnali się i Spiridon odblokował kabinę, pozwalając im opuścić ją jako pierwszym. Wyszli więc na zewnątrz “Pink Gloom”, a chwilę potem wyszli także Ann i Ed, którzy tylko upewnili się, ze informator najpierw zapłacił w barze, a potem także wyszedł, kierując się w sobie znane tylko miejsce i klucząc po uliczkach. Wszystko odbyło się spokojnie i bez niespodzianek, nie było więc potrzeby, aby go śledzić. Również Kye i Jack skierowali swoje kroki ponownie do włoskiego baru, jakże radośnie witani przez “właściciela”.
Jeszcze po drodze Felipa dostała na komunikator krótką notkę o dziewczynie poszukiwanej przez Spiridona. Nazywała się Newt Weaver, 23 lata, hakerka, o cerze trochę jaśniejszej od skóry latynoski i włosach o marchewkowym kolorze. Adres zamieszkania w Queens, w zasięgu urządzenia zakłócającego użytego w czasie akcji na wiadukcie.

Madsen pierwszy przedstawił sytuację, gdy już zeszli się wszyscy. Opowiedział o informacjach otrzymanych od Spiridona, przedstawiając także dokładnie warunki umowy, jaką z nim zawarli. Sprawdził w międzyczasie Corbina Suareza, nie znajdując jego danych w bazie Corp-Techu, a także w powiązanych z nią współpracowników. Nieco więcej mogli dowiedzieć się o dwóch miejscach, o których również opowiedział informator.
Pierwszy był posterunkiem, umiejscowiony niedaleko samego Corp Tower. Sam sprawiał raczej niepozorne wrażenie, położony w jednym z wysokościowców, na pierwszych trzech jego piętrach. Pierwsze było zwykłym komisariatem, na dwóch kolejnych podobno znajdowały się biura i laboratoria, w których pracowali zarówno detektywi jak i analitycy. Był to ogólnie jeden z większych posterunków w całym NYC, dodatkowo nie należał do żadnej z korporacji.
Inner City było oficjalnym osiedlem, mającym swoją witrynę w sieci, gdzie zachwalano je i opisywano całkiem dokładnie. Dwieście budynków jednorodzinnych, szkoła, przedszkole, sklepy, obiekty sportowe i wiele innych, wszystko tylko dla tych bogaczy. Dodatkowo strzeżone bramy i mur, uniemożliwiające wejście tam osobom obcym. Raj, w dodatku również niekorporacyjny, jeden z bardzo niewielu w okolicy wielu kilometrów. Za cenę zapewne pełnej kontroli przez monitoring i sieć czujników. Jaki był dokładny adres zamieszkania Corbina Suareza sprawdzić nie mogli, jako, że nie istniał ich wykaz, a jeśli istniał, to nie był ogólnodostępny. Sam analityk także dbał o swoją prywatność i próżno było szukać informacji na jego temat na oficjalnych kanałach.

Campo Viejo 13-09-2012 06:56

Muzyka




Knajpa jak knajpa. Nie przepadał za całym tym pieprzonym szajsem zidiociałych baranów uczepionych kolczyków, skór i do tego jeszcze różowe majtki na głowę. Kurwa. Pink Gloom. Durnota. Punki z przestawionymi klepkami przez zręcznie tym wszystkim zawiadującymi kolaborantami. Przechodząc z przedsionka zerknął na salę. Od razu zobaczył samotnego Hatera. Buc. Wszedł do kibla. Trzeba sprawdzić było czy jest czysty. Nie było nikogo podejrzanego, więc można było powiedzieć, że czysty.
Muzyka z głównej sali dochodziła nieco przytłumiona. Linia melodyczna zgubiona gdzieś w napieprzonym łomocie dzwięków bez ładu i składu. Ewolucja anarchii i jej muzyki sięgnęła apogeum dna. Oparł się rękoma o umywalkę. Woda popłynęła sama. Opłukał twarz kilkakrotnie.
Kim właściwie sie stał? Jeszcze sobą czy już tym odbiciem w lustrze. Patrzył na niego jakiś pojeb w motocyklowej kurtce. Z metalowym kurwa okiem. Pamiątka... Czarne dzieci z ogromnymi w ich małych rączkach meczetami, beztrosko biegały na wspólne zaszlachtowanie, wychodzącej z ruin niskiego budynku, pary. Starszy człowiek i młoda kobieta. Może wnuczka, a może tylko sierota, może zupełnie obca najbliższa teraz istota. Prawdziwa więź ludzka w nieludzkim świecie. Celownik optyczny lunety tylko zbliżał. Ani nie kłamał, ani nie mówił prawdy. Po prostu pokazywał. Kiedy kobieta zasłaniała się przed maczetą jej ręka bezwładnie upadła na brudną ulicę. Odrąbana. Dziadek zasłonił się ramionami. Przykucnął. Dzieci wskoczyły na głowę starca. Krew tryskała wysoko do góry i na boki jak woda w basenie kiedy pociechy się kąpią i rączkami wzniecają wesołe fontanny. Leżące na ziemi ciała zniknęły mu z widoku przykryte tłumem pastwiących się na nimi murzyńskich pociech na dragach. Miał strzelać do nich jak do kaczek? Rozjemczać? Kurwa... Krew na rekach. I twarzy. Ciepła spływa. Jeszcze ją czuje. Nie. To tylko woda. Spojrzał w lustro. Coraz trudniej było mu dojrzeć siebie. Wiedział,że nim wyschną ostatnie krople wody stanie się znowu Waltersem. Twardym cwaniakiem, który z uśmiechem na ustach spodziewa się kuli w łeb każdego dnia. Nie znał dnia ani godziny. I po co? Dla tych debili na przykład z No Future? Gdyby drzwi się nie rozsuwały to by pewnie nimi trzasnął.
Szedł nieźle podkurwiony przez niemal pusty klub. Właściwie nie wiedział dlaczego tak go coś za serce chwyciło... Bezczelnie szukał wzroku zblazowanego barana co leczył kaca solo. Pod skórą Eda siedziała agresja jak zadra. Wręcz domagała się ujścia. Prowokacji. Na szczęście Haters nie zwracał na nikogo uwagi, a może tylko wolał nie krzyżować wzroku z jednym z tych, którym płaci za ochronę cała tutejsza wyspa lokalnych small bussinessów. Widział, widzieli w nim Anioła. On sam coraz częściej nie wiedział budząc się i zasypiając, czy nie jest już demonem. Sny były takie, że lepiej nie pytać. Karcąć się w myślach wziął w garść głupią pobudliwość. Brakowało tylko, żeby akurat w tym momencie zrobił burdę w knajpie.
Dopiero teraz zauważył, że punkowe młodziaki obserwowały Ferric. Od razu zaczaił, że nie były to spojrzenia z tych, o które trzeba się martwić. Była ładna i nietutejsza. Na kilka mil mogli wyczaić świeżynkę, która z zielonym irokezkiem wyglądała rozbrajająco. A może tylko śmieli się wyczuwając w niej pozerkę. Co za różnica. Byli niegroźni.
Przy innym stoliku, parka wylizywała sobie nawzajem migdały. Wyglądało na to, że Spiridion, jeżeli się pojawi, to bez ustawionych uprzednio w Pink Gloom niespodzianek.

- Guiness.
– oparł się o szynkwas czekając na kufel i posłał Ann porozumiewawczy uśmiech.
Młode punki straciły wyraźne zainteresowanie randką Anioła. A on nie miał im tego za złe.
– E... Z beczki lej! Organiczne. – wymalowana barmanka bez słowa wylała syntetyczne szczyny imitujące piwo.
Zero kalorii i zero pęczniejącego pęcherza. Smak miał niby być taki sam. Może i w reklamach, ale nie dla Eda.
– I Mojito dla mojej pani. – już nie musiał pouczać, zrobiła naturalnego drinka.
Zapłacił od razu za trunki zostawiając tipa, że jak zobaczy e-rachunek to pewnie dostanie radosnego skurczu macicy.



***



- A te śliczne oczka to skośne po mamusi, tak? – zapytał szczerząc się romantycznie z przekrzywioną głową zaglądając w oczy Ferrick przykrywszy na stole dłoń Ann swoją. Z daleka dla postronnych musiał wyglądać jak udający romantyka skurwiel lub tylko zwyczajnie zakochany dureń. Co ona sobie o nim myślała, miał w tym momencie, głęboko w dupie.
- Chcesz założyć się o dwie stówki, że pocałuję Cię w usta bez dotykania ich? - mrugnął zdrowym oczkiem.



***



Gębę Spiridiona rozpoznał od razu, kiedy znikał w loży zajętej już uprzednio przez latynoskę z białym robotem Corp-Techu, który tym się różnił od manekina z wystawy Men's Wearhouse, że na noc chyba rozbierał się z garnituru. Czy różnił się czymś od programów komputerowych CT, to Ed jeszcze nie wiedział. Game on. Kiwając głową do Ann, jakby przytakiwał lub zapewniał ją o czymś, namiętnie dał do zrozumienia, że fixer w czarnym wdzianku to jest ich koleś we własnej osobie. I bez, jak się okazało, ogona. Jeszcze lepiej.



***



Przy stoliku u Włocha Walters bawiąc się komunikatorem, zasłuchany w relację Madsena, wysłał do Kye Remo wiadomość:
Cytat:

sprawdź patent na zabawkę: kondensator przestrzenny M-LIQUIR-03

Na propozycję kolejnego piwka, podziękował sztucznej kelnerce stanowczym zapewnieniem.
- Nie piję! Prowadzę!
Kiedy Terrence Madsen zamilkł, Ed przez jakiś czas gapił się w niedopity browar. Tyle szumu wokół kilku patyków w tą czy tamtą... Toć to drobne... Najważniejsze były informacje kupione za grosze, w dodatku koroporacyjne. Nie wyłowił nazwiska hakerki, choć zdawało się, że je usłyszał. Może mu się przesłyszało.
- Jak ta zaginiona laska się nazywa?

A więc analityk był punktem wyjścia. Kolejnym pionkiem. Waltersa interesowały tylko figury.
- Remo zapodaj temu panu – pstryknął palcem w podobiznę białego faceta przy Fordzie - wirusa z GPS do auta albo koma... Zaprowadzi nas gdzie ten pan mieszka? Jak nie, to trzeba będzie go obserwować. Jak z oka go nie spuszczę, to kto wie, może przyfiluję które jego okna. – stwierdził i wykończył resztkę browaru. – Chyba, że macie prostsze rozwiązanie? Jak ten facio korzysta z dziewczynek na telefon albo dowozu choćby pizzy, to na z-hakowanym połączeniu zgłoszenia sam poda się na tacy. A może nawet któraś dziewczynka miałaby ochotę z nim się wtedy spotkać? Mogę robić za alfonso, niech stracę. No a na pizza delivery guy'a to najlepiej podpasuje Madsen, nie? Tylko musiałby się przebrać w odblaskowe dresy. - stwierdził robiąc całkiem poważną minę.

Włosi Włochami, ale irlandzkie piwko, na starym przepisie, sprzedaje się zawsze i wszędzie. A co tam... Zamówił jeszcze jedno.

Widz 14-09-2012 13:18

Po zbyt żywiołowej dyskusji towarzystwo wreszcie zaczęło się rozchodzić. Dawka kofeiny działała powoli, Remo zwlókł się z krzesła z ulgą, jeszcze kilka minut tej muzyki a zacząłby robić się agresywny. Kolejny dobry powód, aby nie leżć do baru punków, bandy popieprzonych świrów, większych nawet od Waltersa, Madsena czy tej latynoski. Z ludźmi z gangów można się było czasami dogadać, zwłaszcza z tymi z Bronxu. Aniołów spotkać nie miał ochoty, ten jeden tutaj to i tak nadto. Rasistowskie świnie były wszędzie i Kye generalnie miał to w dupie, dopóki nie bywał zmuszony do przebywania w ich towarzystwie. Co ciekawe ten tutaj nie wygłosił jeszcze żadnej uwagi, ale to przecież niemożliwe, aby był mądrzejszy od standardowego przedstawiciela tej tak zwanej profesji.

Powlókł się do swojego wozu, nie miał zamiaru stać przed knajpą jak jakiś menel. Pieprzyć obserwacje, jego oczy nie były dostosowane do wgapiania się w pustą przestrzeń i udawania, że się nie zamykają z nudów. Nic nie powiedział na obecność Evans, nie było też nawet sensu obstawiać dwóch wyjść, bo było tylko jedno. Drugie pewnie nieźle ukryli, a Remo nie był ciekawy gdzie. Zaparkował więc w pewnym oddaleniu od wejścia do Pink Gloom i włączył swoje zabawki. Wnętrze wozu rozbłysło holograficznymi wyświetlaczami, widocznymi tylko od wewnątrz, dłonie Murzyna zaczęły poruszać się z ożywieniem i dużą wprawą - wyglądało to jakby próbował załatwić dziesięć różnych rzeczy na raz. Szybko zapomniał o Jack, albo właśnie pamiętał, bo mamrotał na głos.
- Doskonałe zabezpieczenia, nawet nie ma co próbować, namierzyliby i wypłoszyli ptaszka. Ruch w sieci nieznaczny, komunikacja... jeszcze mniejsza, pewnie pusto w środku, bo nie jest do końca zablokowana... jeden strumień, spryciarze, monitorują tych wszystkich idiotów, pewnie mają bazę niezłych sprośności... może przechwycić? Nie, lepiej nie, dopiero jak coś zacznie się dziać, ruch powiniien sam wzrosnąć... Taka speluna a tak ją naszprycowali, pewnie tutejsze gangi się podorzucały.

Trwało to aż do momentu, gdy w środku znaleźli się wszyscy zainteresowani. Potem zrobiło się jeszcze nudniej, Zajął się wyszukiwaniem jakichś dodatkowych informacji, ale uzyskał zero trafień. Do innej roboty też zabrać się nie mógł, mając obok Evans, więc zeszło do zwykłej pogawędki. Siedzieć i gadać, czekając aż wylezą z tej nory. Takich rzeczy to już dawno nie robił.
Byłoby to nawet odświeżające, gdyby nie spora sterta śmieci w jego wozie i kilku innych mniejszych szczegółów.
Wreszcie wyszli wszyscy i Remo mógł także zwinąć się z tego miejsca, W międzyczasie przygotował tylko jedną niespodziankę i gdy tylko weszli do włoskiej knajpy, usiadł przy stoliku i z radosnym, pełnym białych, wyszczerzonych zębów uśmiechem, uruchomił ją. Muzyka nagle umilkła, w barze zapanowało poruszenie wśród pracowników, a on odetchnął z ulgą, opierając się wygodnie.

***

Z gadki Madsena wyłowił szybko trzy informacje, które wrzucił w swoją bazę i sieć, poszukując wszelkich dostępnych natychmiast informacji. Swoim zwyczajem nie odzywał się, jednym uchem słuchając towarzystwa, resztą ciała pracując nad zdobyciem większej ilości danych do analizy, która zdaje się była niezbędna. Corbin Suarez, dane zastrzeżone. Analityk policyjny, dwie żony; Alice lat dwadzieścia osiem, Meg lat osiemnaście. Prawie jak córka, niektórym to kasa do łba całkiem uderza. Zdjęć brak. Nie, tu nie było nawet co pokazać pozostałym, dupek miał ochronę danych na jednym z wyższych dostępnych poziomów, coś jak świadek koronny. Remo wymamrotał coś niezrozumiałego i przełączył się na dane o posterunku. Tu także znalazł niewiele, chociaż mieli swoją witrynę, spis pracowników i inne duperele, nieistotne dla sprawy.

Holofon odezwał się, zaskakując go zupełnie. Niewiele osób znało jego numer, jeszcze mniej z niego korzystało. Była tam jakaś tekstówka od Waltersa, co już samo w sobie było zaskakujące, ale faktycznie ktoś próbował się do niego dobić. Odruchowo odebrał. Odezwał się niski, pobudzający kobiecy głos, zabarwiony lekką chrypką. Nikt nie był w stanie przejść obok takiego głosu obojętnie... o ile nie znał jego właścicielki.
- Witaj kochanie. Widziałam, że interesujesz się pewnym miejscem, zaledwie przecznicę ode mnie...
Zawiesiła głos, robiąc seksowną pauzę. Gdyby tylko nie te jej odnóża to by się zakochał.
- Być może. Ale to nie samo miejsce mnie interesuje. Bawiłaś się ich zabezpieczeniami, prawda kotku? - bez problemu podejmował tę grę, nie po raz pierwszy. Dobiegł go słodki kobiecy śmiech.
- Co tylko zechcesz, znasz mnie.
- Będę ci wisiał przysługę.
- Naoliwisz mnie kiedyś między udami, kochanie?

Znów się roześmiała i rozłączyła. Procedura była dla nich jasna, żadnych danych na jawnych kanałach. Teraz tylko wystarczyło się zastanowić nad tym czego potrzebowali.

Do kompletu miał przed oczami jeszcze dane o Inner City. Przyglądając się im pokręcił przecząco głową na plan Eda.
- To nie wypali. Oni tam wszystko mają w środku, dowóz gratis. Przez bramę to nie przejdziesz bez autoryzacji. Twierdza, bardziej nawet cyfrowa a i pewnie każdy każdego zna. Ale moja znajoma może mi udostępnić podejście do wozu gnojka, gdy ten będzie w robocie. Mały nadajnik, może coś hakującego GPS-a, to mi styknie. Będę mógł go śledzić, mam dostęp do systemu kontroli miasta, takiego gówna Corp Techu, z którego tak szybko wyciągali info z kamer na mieście. Myślę, że z tej sieci wbiję się także do monitoringu Inner City, wyśledzenie samochodu nie będzie problemem. Gdzieś tam muszą mieć też bazę mieszkańców, w razie gdyby prosta metoda nie zadziałała. Praca w polu to wasza działka, jak będzie potrzeba info to dajcie znać.
Nie znał się na przedostawaniu przez fizyczne zabezpieczenia inaczej niż w zwyczajny sposób. Kilka akcji zrobił, ale one także polegały głównie na pozbywaniu się ochrony od strony cyfrowej. Dlatego tę działkę zostawił innym, słuchając jednym uchem co mówią. Przy okazji sprawdził to co chciał Walters, z czystej ciekawości. Jak zwykle. Odpisał mu szybko.
Cytat:

moduł modyfikujący pole elektronowe, kondensator i przetwarzacz atomów to jest jako oficjalne info patentowe, wlamanie klopotliwe, wyglada jak element wiekszej calosci
Niewiele tego było, ale przecież nie będzie włamywał się do tak zabezpieczonej bazy po jednej wiadomości i to od potencjalnego rasisty. Tylko kto rozsądnych w tych czasach coś patentuje?! Chyba tylko po to, aby zostać zauważonym.

Eleanor 14-09-2012 21:14

W zasadzie nie musiała zmieniać uczesania. Skoro był to tak dobrze zabezpieczony lokal, to pewnie bywali tam różni ludzie, którzy nie mieli ochoty ujawniać innym swoich tajemnic, a niekoniecznie byli przedstawicielami punkowej subkultury. Zrobiła to bo miała ochotę. Nie po to człowiek funduje sobie kosztowne zabawki, by z nich nie korzystać.
Przeglądając się w lustrze zielonemu czubowi Ann wykrzywiła się zabawnie. Czegoś takiego jeszcze na głowie nie miała, musiała jednak przyznać, że uczesanie było dość intrygujące. Raczej nie wejdzie do lokalu niezauważona. To jednak nie było jej celem.

Wraz z Waltersem bez problemu weszli do środka. Oddanie pistoletu nie stanowiło problemu. I tak nie lubiła używać broni palnej, a ponieważ nikt nie zainteresował się zawartością wewnętrznych kieszeni jej kurtki, na wypadek problemów zawsze mogła wymyślić coś interesującego.
Mężczyzna skierował się prosto w kierunku toalet, a dziewczyna zamówiła piwo i usiadła przy jednym z ustawionych pod ściana stolików. Miała stąd doskonały widok na wszystkie wchodzące do środka osoby. Upiła solidny łyk trunku i skrzywiła się bezwiednie. Nie przyszło jej do głowy przy barze by wybrzydzać. Pewnie dlatego dali jej takie paskudztwo.

Bywalców nie było wielu. Niestety kilku chyba zainteresowało się jej osobą. Powrót jej towarzysza na szczęście ostudził ich ciekawość:
- A te śliczne oczka to skośne po mamusi, tak?
Wyglądał zabawnie próbując wcielić się w rolę zadurzonego amanta. Zupełnie do niego nie pasowała. Tak przynajmniej pomyślała Ann, która do tej pory nie miała wiele do czynienia z członkami gangów i spodziewała się raczej tekstu w stylu: „...Ej laska, nie mów, że żeś ciasna...”
- Chcesz założyć się o dwie stówki, że pocałuję Cię w usta bez dotykania ich? - mrugnął zdrowym oczkiem.
~Czekaj tatka latka~ pomyślała dziewczyna i spokojnie wysunęła rękę spod dłoni Eda.
Podniosła postawionego przed nią drinka:
- Dobre rzeczy nie powinny się marnować.
Pociągnęła solidny łyk. Przez chwilę smakując go w ustach nie spuszczała oczu z mężczyzny. Wyglądała na zrelaksowaną:
- To śliczne oczko... jaką daje Ci przewagę? - Uśmiechnęła się lekko i dodała - Co do zakładów... widziałam ten film. Niezły klasyk, ale tam chyba chodziło o oblewanie moczem blatu barmana.

- Ann, to nie ten film, ani ja sexually frustrated desperado.
– powiedział czule choć z lekkim zawodem. - Zakład stoi, ale chyba się cykasz? A oczko, to cóż... Mogę na ten przykład widzieć przez ubranie, co jest... ehh... zazwyczaj niezwykle uciążliwym udręczeniem mej estetycznej duszy. – przewrócił teatralnie naturalnym okiem. – Niestety, nie często się zdarza widzieć takie fajne laski jak ty. – Wzniósł do góry kufel, po czym z niego upił.

Roześmiała się wyraźnie rozbawiona. Podparła brodę dłonią i zamieszała słomką w drinku:
- "Szlachetny mąż najprzód działa, potem mówi, a słowa jego są zgodne z czynami" - zacytowała przekornie.
- Szlachetny mąż powiadasz? To z kamasutry może? - uniósł brew jakby zaintrygowany. - A jacy są szlachetni narzeczeni?
Dziewczyna wzruszyła ramionami i powiedziała enigmatycznie:
- Konfucjusz. I pewnie nudni.
Ewentualną dalszą wypowiedź przerwało pojawienie się fixera. To całkowicie oderwało jej myśli od rozmowy z Edem. Nie można było mieć wątpliwości co do jego tożsamości. Wyglądał dokładnie jak na holozdjęciu:
-Wgląda, że jest czysty - szepnęła nachylając się w jego kierunku, gdy informator zniknął w prywatnej loży. - Szkoda, że nie pomyślałam o mikronadajnikach. Moglibyśmy na bieżąco posłuchać o czym rozmawiają.
- Podsłuchać to nas można najpewniej, moja miła. - Omiótł spokojnym wzrokiem ich stolik. - Po to te loże są, aby zapewnić prawdziwszą dyskrecję. - Dodał półgłosem zakrywając od niechcenia usta, wspartą łokciem na stole, ręką.

***


Z ciekawością wysłuchała sprawozdania Madsena oraz uwag Waltersa i Remo. W jej głowie powoli krystalizował się plan.
- Mamy kilka spraw, którymi musimy się zająć. Nie sądzę by Corbin Suarez trzymał skradzioną przesyłkę w pracy, ale i tę możliwość trzeba wziąć pod uwagę i spróbować przejrzeć jego miejsce pracy. Co do wejścia do jego posiadłości... mam pewien pomysł, ale trzeba go nieco dopracować. Skoro dostać się tam można tylko dzięki autoryzacji niech sami nam jej udzielą - popatrzyła na nich – ludzie zawsze wpuszczają tych, którzy przynoszą im prezenty, a ponieważ nam zależy by wejść do środka proponuję by prezentem była kusząca usługa, która będą mogli odebrać tylko na miejscu w domu. I bynajmniej nie chodzi mi o ofertę usług seksualnych – dorzuciła widząc zaintrygowane spojrzenia co niektórych. - Myślę, że na lep należy chwycić jego żonki. Takie kobiety z pewnością poświęcają wiele czasu by nie stracić na atrakcyjności. Tym bardziej że konkurencja mieszka pod tym samym dachem.
Zastanowiła się chwilę jakby zbierając myśli:
- Według mnie coś takiego jak oferta darmowych usług spa, np. wygrana w jakiejś loterii, konkursie mogłaby się okazać bardzo kusząca. Remo mógłbyś przygotować elektroniczną informacje o wygranej? Najlepiej od jednego z bardziej ekskluzywnych salonów urody. Odpowiednio spreparowana tak, byśmy mogli ją potwierdzić i umówić się na spotkanie jak najszybciej.
- Znacie się może na sztuce wizażu?
- Popatrzyła na Felipę i Jack.

- Oczywiście jeśli powiedzie się zadanie wejścia do samego domu, musimy jeszcze pomyśleć jak wykorzystać najlepiej tę okazję. No i cały czas pozostaje problem tego drugiego mężczyzny. Przecież to właśnie on może mieć zgubę C-T. Trzeba spróbować jakoś przeanalizować to zdjęcie, które dostaliśmy. Może podeślijmy je Alanowi. Analitycy C-T są całkiem sprawni.

liliel 15-09-2012 11:43

Madsen był totalnym dyletantem, niech wam będą dzięki za przychylność, o wirtualni bogowie.
Felipa nie wątpiła, że w salach konferencyjnych korporacyjnych biurowców poruszał się jak tiburón w oceanie ale nędzna melina wypełniona krętaczami pragnącymi ugrać coś dla siebie... to była jej domena. Szemrane negocjacje, manipulacje, malwersacje. Felipa umiała wykorzystywać sposobności, a ten dzień okazał się kurewsko lukratywny. O ludzka naiwności, cudownie, że istniejesz. Może mogłaby obniżyć precio Spiridona, i to znacznie. Kto wie, może nawet stanęłoby na owej „przysłudze za przysługę” i podpisaniu kontraktu bez szastania korporacyjną forsą w ogóle. Pojawiało się jednak znaczne pytanie, czy to jej się opłaca?
Zaśmiała się w duchu. Cztery tauzeny za odnalezienie przesyłki, w odwodzie nadprogramowa robota. Dzieląc nawet na sześć osób to po półtora kawałka na łeb. Corp-Tech wydojony na kolejne dziewięć kawałków i jeszcze mają cudowne tego stanu justificación. Kupowali kluczowe informację a negocjacje okazały się twarde i stresujące. W dodatku ich własny korporacyjny cyngiel, czytaj Madsen, wkurwił dostawcę. Lepszego obrotu spraw by sobie nie wymarzyła, no chyba jedynie gdyby gajer zgodził się na dwanaście i powiększył im budżet operacyjny.
To było cholernie sympatyczne spotkanie.
Madsen motał się jak dziewica w objęciach pierwszego w życiu klienta... A jego mina była... inestimable. Wisienka na torcie.
Prawdę mówiąc Felipa miała go jeszcze strofować przed powrotem do włoskiej knajpy dodając całej sytuacji wiarygodności. Jak to niby ubolewa, że stanęło na tak wysokiej stawce i wszystko było winą Terrenca i jego totalnego braku wyczucia, który niemal położył deal na łopatki.
Już sobie w głowie szykowała oskarżycielską mowę w myśl stwierdzenia, że najlepszą obroną jest atak, już zbierała w płucach powietrze... Jednak Madsen nie wyrażał zażaleń i sama Felipa zaczęła mu nawet odrobinę współczuć. Generalnie stwierdziła, że nie ma już się co nad chłopem pastwić, sam chyba wyjątkowo ostro samego siebie osądził. Zresztą dość niezasłużenie, bo Felipa podkręciła gałkę do jego porażki, ale oczywiście lepiej zachowa ten fakt dla siebie. Poza tym tak naprawdę to nic do kolesia nie miała. Ot, stanął akurat pomiędzy nią a dodatkową kasą do zarobienia. A to mało komu uchodziło na sucho.

* * *

- Uno minuto. Skoczę się tylko odlać – Felipa zamiast do wspólnego stolika udała się w stronę toalet.
Hmmm. O ile wyciągnęła prawidłowe wnioski to Terrence Madsen dokonał przelewu na rzecz Spiridona z własnego, prywatnego konta. Musiał być konkretnie dziany. Wyrzygać dziewięć kafli bez mrugnięcia okiem. Prawdopodobnie chciał wypaść dobrze w oczach szefostwa a wykorzystanie całego budżetu operacyjnego na pierwszy contacto mógłby stanowić ujmę na jego korporacyjnych honorze. Samurajowie betonu, puta de mierda. Zabawne ludziki w gajerach, zupełnie ich nie kumała...

W każdym razie pomijając pobudki Madsena wypływał z całej kabały kolejny plus. Na koncie założonym przez Corp-Tech na cel ich misji dalej kisiło się dziesięć nietkniętych tysięcy. Które aż się proszą żeby z nich uszczknąć coś dla siebie.
Szkoda, że Madsen ich nadzoruje, gapi się na ręce i nigdy na to nie pozwoli aby choć eurocent zmienił właściciela w nieautoryzowany albo podejrzany sposób.
Felipa klapnęła na blacie obok umywalek i użyła komunikatora.
- Senior Dirkuaer? Buenos Dias, tu Felipa De Hesus. Rozmowę z sugerowanym przez pana kontaktem mamy już za sobą. I... mam w związku z tym pewne... temores, którymi chciałam się niezwłocznie podzielić. Otóż senior Madsen nie nadaje się do tej roboty. Ja rozumiem, że chcecie mieć wewnątrz naszej małej komórki kogoś bezpośrednio od siebie, kto trzyma rękę na pulsie. Tyle, że pan Madsen może zniweczyć całą mision. Lo siento senior, ale on już z daleka wygląda jak korporacyjny chłopiec. Nic tego nie zmieni, żadne ciuchy ani peinado. A nie chcecie za wszelką cenę aby przesyłkę powiązano z firmą. Odsuńcie go. Poza tym nie nie mam wątpliwości, że odnajduje się za biurkiem ale już nie na ulicy. Był bliski położeniu tego spotkania i jedynie fakt, że jest ze mnie espléndido negociador sprawiły, że informator się nie wycofał. Jeśli mi pan nie wierzy proszę zapytać Madsena.

Nie sądziła, że gajer będzie kłamał szefostwu. Korporacja ma swoje sposoby aby dociec prawdy, poza tym Terrenca zżera poczucie winy za całą gadkę ze Spiridonem. W zasadzie to Felipa wyświadcza mu przysługę. Nie pasował do ich wesołej gromadki, si? Wyróżniał się jak gówno w samym środeczku wymuskanego holu C-T. Męczyłby się.

* * *

- Jak ta zaginiona laska się nazywa?
- Newt Weaver, 23 lata. Zaginęła dwa tygodnie temu. Mamy adres w Queens, w pobliżu akcji na wiadukcie. Spory odstęp czasowy ale nie wykluczam, że oba zdarzenia są powiązane. Zbieżność lokalizacji daje do myślenia. Mam tysiaka zaliczki, przelać każdemu jego dolę czy rozdzielamy dopiero po otrzymaniu całości zapłaty. Bo rozumiem, że każdy się zgadza też na tą dodatkową robotę?

Wysłuchała propozycji Remo i Ferrick.
- Urządzenie namierzające na samochodzie Suareza to bardzo dobry pomysł. Może do Inner City trudno się dostać, pytanie brzmi czy to konieczne? Jeśli hombre jest gliną i ma na glinowie kontakty to dlaczego wykluczać hipotezę, że przesyłkę umieścił właśnie w policyjnym magazynie? Ja na jego miejscu tak bym zrobiła, nie mogę sobie wyobrazić bezpieczniejszego miejsca. Kto mu to stamtąd podprowadzi, hm? Z drugiej strony pojemnik mógł zabrać ten drugi, którego tożsamości nie możemy ustalić. Dom jest najmniej prawdopodobny. Nie sra się do własnego gniazda. Raczej nie miesza rodziny do swoich czarnych interesów. Po prostu nie sądzę abyśmy tam coś znaleźli.

Postukała palcami po blacie stołu.
- Remo może zająć się nadajnikiem. Śledzimy skurwiela, wybieramy najdogodniejsze miejsce i... można by go zwinąć i zmotywować do gadania. Sugeruję prosty plan. Poza tym czas nas goni, nie wiem czy może sobie pozwolić na finezję z podchodami.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:31.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172