lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   Strefa Zagrożenia (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/12438-strefa-zagrozenia.html)

Efcia 02-08-2013 21:19

Zachowanie Blue trochę zdziwiło Jeanne. Wszak to nie ona miała nieść holokomuter. Prośba była wszakże skierowana do szefa najemników. Irlandczyk na całe szczęście spełnił prośbę pani doktor, nie było więc o co kruszyć kopii.
Niestety okazało się, że do laboratorium wejść mogą tylko we dwie. Tu Jeanne zareagowała głośniejszym wypuszczeniem powietrza z płuc. Ale nie odezwała się wcale. Pani biolog nie zamierzała nosić sprzętu ni pojemnika, ona tu była od przeprowadzania badań. A takimi drobnostkami zajmował się personel pomocniczy. Na szczęście sytuacja szybko się wyjaśniła, choć i tu hakerka musiała dorzucić swoje trzy grosze. Jeanne puściła mimo uszu jej uwagę i zabrała się do pracy.

Jeanne ani przez chwilę nie zamierzała korzystać ze sprzętu szpitalnego. Jej potrzebne było tylko bezpieczne miejsce do pobrania próbki z pojemnika. Przy tego typu badaniach lepiej nie pozostawiać śladów, zwłaszcza, ze nie wiedzieli z kim do końca mają do czynienia. Nawet nie chodziło o to, że Damir mógł być nieuczciwy. Nie. Wszak dobre wrażenie wywarł na Jeanne. Może trochę inaczej sie zachowywał niż znani jej mężczyźni, ale zrzuciła to na karb różnic kulturowych. Co kraj to obyczaj w końcu.

Po skończonych badaniach pani Øksendal zrobiła kopię wyników, tak na własny użytek.
- Dobra. - Powiedziała Jeanne starannie pakując sprzęt i sprawdzając raz jeszcze stan zabezpieczenia pojemnika. - Zaraz będzie można powiadomić tego tam. - Wskazała w stronę drzwi.
- Mogę to zrobić bez jego wiedzy. - Bule ponownie napisała wiadomość .
-Słucham?? - Zdziwiła się pani biolog przerzucając wzrok to na ekran to na twarz hakerki.
- No, otworzyć drzwi - Zahe powiedziała cicho i wzruszyła ramionami, chyba dalej monitoring był "nieczynny". - Zbyliśmy ich zainteresowanie, wątpię jednak, by łatwo odpuścili.
- Tutaj leczą ludzi. - Odparła równie cicho Jeanne. - I choćby z tego względu zamierzam zapłacić im za udostępnienie tego pomieszczenia.
- Nie mówiłam o nie płaceniu im, a o wyminięciu tego lekarza tutaj. Czasami ci zazdroszczę, że żyłaś w takiej przyjemnej bańce i nie masz pojęcia jak świat wygląda naprawdę - Blue pokręciła głową z niedowierzaniem. Wpisała kilka komend na holograficznej klawiaturze i drzwi od laboratorium otworzyły się z cichym kliknięciem.
Pani Øksendal machnęła tylko nieznacznie ręką w odpowiedzi na słowa Blue. Wzięła swoje rzeczy, ruchem ręki pokazała kobiecie, ze będzie za nią szła.
Zahe zwinęła swój sprzęt i skinęła głową, cicho wychodząc z laboratorium i rozglądając się. A potem ruszyła od razu w stronę schodów na górę.

Jeanne szła za hakerką taszcząc cały potrzebny jej do badania sprzęt i przeklinając w myślach tę sytuację. Żeby nie było w pobliżu nikogo kto zająłby się noszeniem rzeczy?? To było dziwne. To było nienormalne. Ale z drugiej strony... Z drugiej strony byli w jakiejś dziczy, nawet jeżeli ta dzicz dysponowała nowoczesnym sprzętem. Byli w dziczy i to co było normalne w cywilizowanym świecie tutaj odstawało od normy. Kolejny raz przeszło przez myśl pani doktor, że będzie trzeba serdecznie komuś podziękować za taki stan rzeczy. Bardzo, ale to bardzo serdecznie.
Jeanne poprawiła na ramieniu pasek od torby, ze świstem wypuszczając jednocześnie powietrze z płuc, była to w zasadzie jedyna oznaka niezadowolenia na jaką sobie pozwoliła.

Na górze zatrzymał je strażnik, który był bardzo zdziwiony ich obecnością. Zaczął nawet zadawać pytania. W sumie to była jego praca, ale pani biolog wcale nie zamierzała się mu tłumaczyć. Wyminęła wiec hakerkę i z pełnym dezaprobaty spojrzenie wygłosiła tyradę na temat jak naprawdę mało ją obchodzi jego niewiedza. Kilkukrotnie użyła nazwiska Damir i to podziało. Zostały wypuszczone.

Tam czekał na nie już Irlandczyk, który wziął rzeczy od Jeanne. Widać było, że bardzo mu się śpieszy, tylko nie bardzo było wiadomo dlaczego. Pani biolog liczyła na jakieś wyjaśnienie w tej kwestii.

Widz 03-08-2013 12:30

Doktor Angela zaiste sprawiała wrażenie bardzo zainteresowanej opuszczeniem tego miejsca. Pierwsze informacje przekazała bardzo szybko, a Kane przyjął je krótkim podziękowaniem. Tego o żebrach prawie nie usłyszał.
- Od teraz kontakt tylko na holofon. W razie czego zgłoszę się osobiście. Obecnie nie mamy jeszcze planów ewakuacji.
Odeszła, a on podrapał się po kilkudniowym zaroście. Od początku nie zamierzał wysyłać jej razem z porannym transportem pojemnika. Byłaby to niepotrzebna komplikacja, a do zaufania ciągle brakował jeden mały krok. Siedmiomilowy.
Cynk o tym kim, bądź czym jest człowiek w izolatce mógł natomiast stać się ważniejszy, niż na początku zdawał sobie z tego sprawę. Przechwycony z transportu. Pół-cyborg. Pewnie złapali go, bo był wyłączony. Co tam robił i co ważniejsze, czy miał jakiś związek z doniesieniami o białych ludziach po stronie rządowej. Warto byłoby znać odpowiedzi na te kwestie.

Ostrzeżenie Wiga przyszło niespodziewanie, potwierdził głośno jego przyjęcie.
- Fox, schowaj gdzieś swoją dupę. Im później nas odkryją tym lepiej.
Sam stanął w miejscu, z którego jak najmniej rzucał się w oczy. Wszechobecny tutaj tłum ludzi utrudniał sprawę, ale po prawie godzinie zdaje się, że powoli się przyzwyczajali do widoku białego, cywilizowanego człowieka. Kane nie poświęcał temu myśli.
Wkrótce potem w drzwiach pojawiły się kobiety, co stanowiło bardzo dobrą wiadomość. Zaskoczył go tylko fakt, że są bez czarnego lekarza, a także to, że tym razem Jeanne niesie torby.
Przez chwilę sycił oczy tym widokiem, ciekawy czy się jeszcze powtórzy. Krótką chwilę, bo nie było na to czasu. A szkoda, bo wchodzące na górę widoki, wszystkie trzy, były warte poświęcania im uwagi.

Skrócił dystans i wziął od biochemiczki plecak i pojemnik, który to także upchnął w torbie. Wszystko, by uniknąć zainteresowania dopóki się nie zmyją. W zamian przekazał kobiecie kopertę.
- Nasze zdjęcia rentgenowskie. Chciałaś obejrzeć. Podobno mam dwa pęknięte żebra.
Nie zagłębiał się w to dalej, kroki kierując do recepcji, gdzie zostawił kartę z odpowiednią sumą Eurodolarów. Interes to interes.
- Dla Damira - powiedział z wykorzystaniem komunikatora. - Pani Øksendal dziękuje za pomoc.
Na szczęście Maruq wybrał najpierw gabinet dyrektora, czy kogo tam. Bez zwłoki wskazał więc innym wyjście i bez rozglądania się ruszył prosto przed siebie, kierując się do vana.
- Wig, zapuszczaj silnik. Zmywamy się, póki się nie zorientują.
Pytania można zostawić na później. Ciekawe co zrobiły temu tubylcowi co je odprowadzał na dół? Rozbawiła go ta myśl.

***

Opuścili już okolice szpitala, gdy Kane zaczął przedstawiać to czego się dowiedział.
- Ta biała lekarka może rzeczywiście chcieć opuścić to miejsce. Myślę, że będziemy mogli jej pomóc, dała nam nieświadomie kartę przetargową. Ten żelazny człowiek w izolatce, podobno został przechwycony podczas ataku na konwój. Ten Umbrelli, nie widzę innej opcji. Mogłaby pomóc nam go wydostać, a to cenny towar. Tylko trzeba ostrożnie. Wszyscy słyszeliśmy, że wśród rządowych jest dużo białych. Warto sprawdzić, czy ci biali to faktycznie w pełni ludzie. Nie wierzę w zbiegi okoliczności. Co jest w pojemnikach?
Zmienił temat, spoglądając na Jeanne. Ich zawartość nie zmieniała nic w zakresie ich dalszego działania. Ciągle byli w lesie odnośnie wejść do laboaratorium. Nie licząc jednego będącego "w posiadaniu" Arabów.
- Potrzebujemy kryjówki przynajmniej na jeden dzień. Po zmroku proponuję skorzystać z tej znalezionej przez Shade, zaznamy chociaż trochę snu. Drabinę tylko trzeba skombinować. O coś innego można popytać kontakty. Wig, spróbuj umówić się z tym swoim. O północy spotkamy się z rządowymi. Wyślę potwierdzenie do naszych pracodawców, pojemniki koniecznie musimy oddać. Za duży balast. Trzeba określić lokalizację tego dużego wejścia u Arabów. Zdobyć nowe ich stroje. Valerie, przejdziemy się tam w nocy? Moglibyśmy to obejrzeć. Blue, ty z nami. Albo dasz nam coś, dzięki czemu zapewnisz wsparcie z daleka. Jakieś dalsze pomysły? Jak dzielimy się zadaniami?
Do omówienia było sporo, ale miał nadzieję, że chwilowo nie mają noża na gardle i zdążą porozmawiać.
- Wig, kieruj nas do Mogadiszu, zaparkujemy w bardziej ustronnym miejscu. Do strefy neutralnej nie wjeżdżałbym wozem. W każdym razie nie tym.

Cybvep 03-08-2013 14:54

- Kryć się. Czerwono-czarne nadchodzi - zakomunikował, w swoim stylu, Wig.
- Pieprzyć to. Pieprzyć Czerwonych i pieprzyć Damira. Jak przyjdą kobiety, wychodzimy głównym wejściem i spadamy stąd. Shade, nie zdejmuj czapki. Wpakujesz któremuś kulkę, jakby się rzucał - odpowiedział Felix, mówiąc dość głośno, by przebić się przez lokalną kakofonię. Przypomniał sobie, że jego tłumacz nadal ma Jeanne. Widok głosno mówiącego do siebie Anglika musiał być dla tych, którzy przypadkiem mu się przyglądali, bardzo komiczny.
Kolejny odezwał się Kane.
- Fox, schowaj gdzieś swoją dupę. Im później nas odkryją tym lepiej.
- Naokoło mnie cała masa tubylców. Lepiej nie będzie. - rzucił na zakończenie Raver.

Szpital był totalnie zatłoczony. Przy takim zagęszczeniu każda strzelanina zapewne skończyłaby się masakrą. Która to już by była z ich udziałem? W Somalii łatwo stracić rachubę. Dotychczasowe doświadczenie wskazywało jednak na to, że Arabowie, a nie Czerwoni, prezentowali największą smykałkę do ludobójstwa, więc czerwono-czarni chyba nie zaczną tak po prostu strzelać do wszystkiego, co się rusza, by zdobyć więźnia, pojemniki czy cokolwiek innego, co mogłoby ich interesować. Tak czy siak, trzeba było się stąd zmywać.

Szef Czerwonych najwyraźniej miał sprawę do ważniaka, bo skierował się prosto do jego gabinetu. Nie zastanawiając się długo, Fox zaczął przeciskać się przez tłum, idąc prosto w stronę wyjścia. Widział już resztę, sam wyszedł jako ostatni z ich grupy, udając, że na Czerwonych nie zwracał żadnej uwagi.

- Wig, wiesz, jakbyś się czuł niedysponowany czy coś, to mogę Cię zastąpić. Kule źle wpływają na zdrówko - Raver cały czas szczerzył zęby. Widząc, że Shade pcha się do przodu, zagrodził jej drogę i sam wskoczył na to miejsce.
- Nie, nie, Val. Muszę mieć Petera na oku. Brytyjczycy świetnie się rozumieją, tak bliska obecność na pewno dobrze na niego wpłynie. Będę go wspierał duchowo. Usiądź z tyłu, nasz czarny przyjaciel się ucieszy.

Jądąc, mieli chwilę czasu, by przedyskutować obecną sytuację i zastanowić się, co dalej. Irishman zaczął opowiadać o lekarce, człowieku z żelaza i rządowych.
- Miracle będzie w stanie dostarczyć nam jakieś zapasy przy okazji odbioru pojemników, hm? Dam Ci listę. Cyborgi kręcące się wewnątrz miasta to niezbyt dobra wiadomość. Mogą się przydać naboje przebijające, i parę solidnych granatów...
Do tej pory na misji Foxowi zazwyczaj przychodziło walczyć na znacznie krótszych dystansach, niż te przez niego preferowane. Nie zdziwiłby się, gdyby w głębi miasta ten trend się nasilił, no i przeciwnicy zapewne będą lepiej wyposażeni.

- Proponuję w pierwszej kolejności skontaktować się ze znajomym Wiga. Niech załatwi porządną kryjówkę, to pomyślimy o dalszej współpracy. Val pójdzie sprawdzić ją pierwsza, zanim wpakujemy się tam całą gromadą. Jak obleją test już na wstępie, to przynajmniej będziemy wiedzieć, że ten kanał jest nic nie warty. Co do tego wejścia... - najemnik zastanowił się przez chwilę - Arabowie pewnie rzucili w nie wszystko, co mieli, a szejkom środków nie brakuje. Co w zasadzie chcemy tam znaleźć?

- Ach, pani Øksendal - Raver zwrócił się nagle bezpośrednio do Jeanne. - Mój tłumacz, jeśli można. I gratuluję.

Eleanor 03-08-2013 16:29

Już dawno doszła do wniosku, że będąc najemnikiem trzeba się wykazywać przede wszystkim ogromną odpornością na nudę. Podstawą zawsze były godziny czekania, od czasu do czasu przerywane działaniem pod presją. Tak, do tej roboty trzeba było posiadać naprawdę sporo cierpliwości.
Kiedy specjalistki weszły do laboratorium, a drzwi zamknęły się za nimi, Shade znowu stanęła w miejscu gdzie kamery miały najmniejsza szansę wykryć jej obecność i zamieniła się w posąg. Jej bezruch był jednak tylko pozorny. Cały czas czujna, uważnie słuchała wszystkiego co mówiono w komunikatorach, choć tym razem nie było tego wiele. Wszyscy czekali na wyniki badań pani doktor. Przeczucie mówiło najemniczce, że wieści nie będą dobre. Może, było to całkowicie nieuzasadnione, może przyczyniała się do tego trauma z dzieciństwa, ale sam widok znaczka z parasolką i nazwa Korporacja Umbrelle wywoływał w niej nieprzyjemny ucisk w okolicy mostka.

Towarzyszący im mężczyzna zniknął w izolatce wraz ze związanym mężczyzną. Nie podobało jej się to, że w wyraźny sposób chcieli kontrolować poczynania ich grupy. Niedoczekanie! Najwyraźniej Blue tez doszła do tego wniosku, bo Valerie nie usłyszała by wzywały mężczyznę, tylko po upływie pewnego czasu drzwi po prostu się otworzyły i kobiety wyszły na zewnątrz. Shade podeszła i trzymała się jak najbliżej nich, a kiedy lekarka Jeanne zajęła skutecznie strażnika wyminęła kobiety i ruszyła w kierunku recepcji. Zaraz za zakrętem, w miejscu gdzie nie było kamer, ani ludzi, którzy mogliby się co najmniej zdziwić w momencie jej nagłego pojawienia się, deaktywowała kamuflaż. Nie miała zamiaru wpaść w aktywnym stroju na jakiegoś tubylca, to pewnie wywołałoby wiele więcej problemów, a w zapchanym holu wejściowym przejście bez kontaktu fizycznego z innymi ludźmi było praktycznie niemożliwe. Dlatego całkowicie świadomie zignorowała pomysł Ravera.
Zauważyła lekko rozbawione spojrzenie Kane'a jakim je obrzucił. Nie zadawał jednak pytań. Obecność w szpitalu żołnierzy czerwonych nie polepszała atmosfery. Lepiej było wynieść się z tego miejsca jak najszybciej.

Zbliżyła się do vana od strony kierowcy, ale Fox dowcipkując na temat zbawiennych skutków brytyjskiej obecności zdecydował się na dalsze prowadzenie samochodu. Bez zbędnej dyskusji poszła więc do tyłu i usiadła obok Kane'a. Wysłuchała ich wypowiedzi a potem stwierdziła:
- Kryjówka w budynku bez parteru nie jest zła, trzeba jednak ponownie ją sprawdzić i przygotować dodatkowe wyjścia. Poza tym zdecydowanie lepiej przemieścić się tam w arabskich strojach i wchodzić po jednej dwie osoby, a nie dużą grupą. Nie powinniśmy przyciągać uwagi okolicznych mieszkańców, a budynki wkoło są raczej gęsto zaludnione. Rozmowa z dodatkowym kontaktem to dobry pomysł. Niech na początek w ramach odpowiedniego rozpoczęcia współpracy zaproponuje nam jakieś miejsce na lokum.
Następnie popatrzyła na panią biolog:
- A teraz Jeanne powiedź nam co zawierają te cholerne pojemniki.

Sekal 07-08-2013 12:01

Godzina 23:59 czasu lokalnego
Środa, 16 grudzień 2048
Mogadiszu, Somalia




Ku ich delikatnemu zaskoczeniu, odwrót spod szpitala szedł zupełnie gładko. Nikt za nimi nie jechał, nikt nie strzelał, nawet krzyków nie usłyszeli. Owszem, pewnie Maruq szybko się dowie o wszystkim, nie zmieniało to jednak faktu, że zbliżali się już do Mogadiszu, gdzie raz jeszcze musieli przejść wyrywkową kontrolę. I zrobili to. Pewnie nawet tutejsi nie mieli sprawnego systemu komunikacji, a może jeden z ich szefów wcale nie zamierzał zabronić im poruszać się swobodnie. Wszystko to było czystą zgadywanką, niepotrzebną po tym, jak Fox wjechał do miasta, szukając dogodnego miejsca do przeczekania resztek dnia.

Jeanne w tym czasie przyjrzała się dokładnie zdjęciom rentgenowskim. To co powiedziała lekarka Irlandczykowi okazało się prawdą. Wig nie miał żadnych złamań, ani nawet pęknięć kości, na siniaka i tak nie dało się obecnie wiele zrobić. Rana na udzie doskwierała mu coraz mniej. Opatrunek, który sobie z tym radził kosztował dwa tysiaki, nie można było jednak powiedzieć, żeby to się nie opłacało. Z O'Harą było nieco gorzej. Dwa żebra miał pęknięte. W polowych warunkach nie istniało rozwiązanie mogące to naprawić, a nawet w nowoczesnych klinikach zalecano głównie opaskę uciskową i odpoczynek. To pierwsze jeszcze mogli zastosować na miejscu, drugie raczej nie wchodziło w grę. A nikt nie miał tyle kasy, by wydać ją na zajmowanie się tak drobnymi problemami. Edytor bólu najemnika niwelował trudności niemal do zera. Pęknięcia nie były duże, za to mogły powiększyć się przy kolejnym podobnym uderzeniu.

Dopiero po zajęciu się sprawami medycznymi, biochemiczka lakonicznie opowiedziała o tym, czego się dowiedziała.
- To niebezpieczny wirus. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że Umbrela go stworzyła.
Nie miał nazwy, albo im jej nie zdradziła. Raczej to pierwsze, bo na pytanie o szczegóły zasypała ich mnóstwem nic im nie mówiących nazw, więc zrezygnowali. Zresztą dopytywanie się raczej nie było potrzebne. W końcu każdy wiedział, co potrafiła stworzyć Umbrella.
Blue odpowiedziała na kwestie nocnych eskapad.
- Zdecydowanie nie mam ochoty nigdzie chodzić po nocy. Dam wam wszystko co będzie potrzebne, bym mogła pracować zdalnie. Będziecie moimi oczami, to wystarczy.



Wieczór nadchodził tu na tyle szybko, że czekanie w vanie nie stało się naprawdę uporczywe. Tylko Ghedi wiercił się i mamrotał coś pod nosem, ostatecznie wypluwając przez okno coś co żuł cały czas. Do złudzenia przypominało zwykłą gumę do żucia. Najemnikom udało załatwić drabinę sznurową, a także podsłuchać wśród mieszkańców zachodniej części miasta, że "Czerwoni" szykują zemstę za dzisiejszy atak. To jednak obchodziło ich tylko na tyle, by nie trafić ponownie w krzyżowy ogień.
Przedostanie się przez warty na granicy stref okazało się nieco trudniejsze. Tubylcy stali się podejrzliwi, na szczęście jednak biali ludzie kojarzyli im się głównie z rządową frakcją, do której nie pałali aż tak wielką nienawiścią jak do Arabów. Ostatecznie przepustki i imię Maruq otworzyło im przejście, jednocześnie jednak dano im do zrozumienia, że w nocy nie będzie powrotu.

Budynek Shade odnalazła bez problemu. Znajdował się w takim samym stanie, nadal także był opuszczony. Całkiem spalony parter i nadpalone pierwsze piętro nie dawały wielkich nadziei - kwaśne miny mogły mieć zwłaszcza Jeanne i Blue - ale w chwili obecnej i tak nie mieli innych możliwości. Dookoła, w innych domach, łatwo było dostrzec ich mieszkańców. Może była to zniszczona strefa niczyja, tutejsi cywile jednakże nie wybrzydzali. Były tu za to problemy z elektrycznością i nie było mowy o latarniach na ulicach, co bardzo pomagało nie zwracać na siebie uwagi.
Przymocowanie drabinki wymagało nieco wysiłku, nic nie mieszczącego się w możliwościach wysportowanych najemników. Na pierwszym piętrze pełno było pyłu i smoły, ale im wyżej, tym wyglądało to lepiej. Ostatnie, trzecie piętro, na które dostać się było już łatwo po ocalałych tu wyżej drabinach, wyglądało jak zwykłe, choć biedne, mieszkanie. Tutejsi ludzie zdołali zabrać wszystko co cenne, a może nawet tego nie mieli. Pozostały jednakże sprzęty, łózka, koce i wiele rzeczy codziennego użytku. Prawie wszystko stare, zużyte i raczej brudne, ale było. Nie było tylko prądu oraz bieżącej wody, choć ubikację tu posiadano. No i nie zawracano sobie głowy na wydzielanie innych od niej pomieszczeń.

Jasne też stało się, dlaczego nikt tu nie zamieszkał. Metalowa klapa prowadząca na płaski, stykający się z innymi dach, ani drgnęła. Zamknięta od środka, a na dodatek zaklinowana, być może przez temperaturę lub dym z niedawnego pożaru. W razie czego można było zrobić z niej ewakuacyjne wyjście.



Spotkanie z rządowymi umówione zostało także w strefie niczyjej, znacznie bliżej jednak morza. Ghedi nie zamierzał w nim uczestniczyć, najwyraźniej mimo swojego szpiegowania dla przynajmniej dwóch stron, tej trzeciej unikał jak ognia i ani myślał osobiście się tam stawić. Miejsce wskazał i tyle go było.
Budynek nie różnił się od wielu innych, ustawiony na rogu jednego z niewielkich placyków. By do niego podejść trzeba było przejść przez otwarty teren lub skradać się od tyłu, gdzie prawie przylegał do innych budynków. O tej porze na ulicach nie kręcili się już ludzie, w bardzo niewielu oknach paliło się jakieś światło.
Rządowi nie kryli się bardzo ze swoją obecnością. Kilku uzbrojonych ludzi w cywilnym ubraniu czekało wewnątrz i na zewnątrz. Podjechali furgonetką, z której prócz nich wysiadło także dwóch mężczyzn... w garniturach. Co jeszcze ciekawsze, jeden z nich był biały. Wszystko to można było zobaczyć przy obserwacji z odległości z wykorzystaniem podczerwieni i noktowizji.
Czy dało się z nimi dogadać?
Tego musieli dowiedzieć się już w trudniejszy sposób.

Tom Atos 13-08-2013 14:27

Rudera jaka stała się ich tymczasową kryjówką nie napawała optymistycznie. Nie chodziło tylko o to, że brak było prądu i wody, ale że była zbyt odsłonięta i zniszczona.
- Jak sądzicie, czy nadszedł już czas by skontaktować się z naszym nowym przyjacielem?
Spytał Wig podnosząc resztki spalonego koca.
- Im szybciej, tym lepiej - odparł z pełnym przekonaniem Fox. - Według mnie nie ma tu o czym dyskutować. Jak wspomniałem wcześniej, po prostu musimy sprawdzić ten kanał. Dzwonimy, a w zasadzie - dzwonisz, by podnieść kwestię współpracy, którą uzależniamy od znalezienia dobrej kryjówki. Nie wiem czy Twój kontakt będzie chciał się spotkać osobiście, ale jakby co, to wiadomo, że nie może to kolidować ze spotkaniem z rządowymi.
- Przynajmniej w przeciwieństwie do ostatniego lokum jest tu kilka wyjść, którymi można się ulotnić -
Powiedziała Shade, wskazując na ziejące pustką otwory po oknach. Wyglądało na to, że wyposażenie wnętrza nie robiło na niej wrażenia. - Zajmijmy najwyższy lokal. Trzeba spróbować udrożnić wyjście na dach i przygotować alarm przy otworze, którym tu weszliśmy. Poza tym proponuję przesłonić otwory okienne kocami.
Nie zwlekając dłużej Wig wyciągnął Holofon.
Najemnik odszukał numer kontaktu zapisany pod nazwą “Nowy Czarnuch” i wybrał numer nastawiając głośnik, by wszyscy mogli słyszeć:
- Halo? - spytał uprzejmie osobę po drugiej stronie łącza.
Ktoś będący po drugiej stronie odpowiedział szybko, kilkoma ostrymi słowami po Somalijsku.
- Speak english, please. - odparł niezrażony Peter.
- Kim jesteś i czego chcesz? - odpowiedział głos podobnym tonem, co wcześniej wyszczekał po tutejszemu.
- Może na początek odrobinę niewymuszonej uprzejmości. - Wig najwyraźniej się dobrze bawił. - Jeśli pozwolisz sobie przypomnieć, to spotkaliśmy się przy meczecie Ulana Maharu i zaproponowałeś mi swoje usługi. Tak się składa, że właśnie poszukuję wraz z przyjaciółmi jakiegoś odpowiedniego lokum.
- Gdzie, ile osób? Jak bardzo nie rzucające się w oczy? Na jak długo? -
o tak, tubylec był konkretny.
- Chwileczkę. - przerwał Wig rozmowę spoglądając pytająco na towarzyszy, jednocześnie wyłączając mikrofon, by ich nowy kontakt nie przysłuchiwał się ustaleniom.

Kane wzruszył ramionami na nie zadane pytanie Wiga.
- Najlepiej u rządowych lub tu, w strefie granicznej. Dwie doby minimum, wątpię by więcej takie lokum wytrzymało. Nie mów mu za wiele o reszcie.
Shade popatrzyła na wyraźnie zszokowane stanem obecnej kryjówki specjalistki i dodała:
- Niech tam będą jakieś znośne warunki higieniczne i koniecznie przynajmniej dwa wyjścia. No i zdecydowanie niech się jak najmniej rzuca w oczy.
Fox tylko kiwnął głową. Nie miał na razie nic do dodania. Pomyślał tylko, że jak nowa kryjówka spełni te minimalne wymogi, to już nie będzie źle, zwłaszcza w porównaniu z dotychczasowymi kryjówkami...
- Około siedmiu osób, w strefie rządowej, dwie doby, większość biała i uzbrojona. - rzucił zdawkowo Wig włączając znów urządzenie.
- Coś może się znaleźć. Sprawę poruszania się w tamtej strefie zostawiam wam. I najważniejsze pytanie, co ja będę z tego miał - głos tubylca pozostawał niezbyt przyjemny, ale ciągle konkretny. - Wszystko możemy dogadać w cztery oczy.
- Jeśli pieniądze nie wystarczą, to powiedz co byś chciał, ale zgoda odezwiemy się, jak już będziemy w strefie rządowej. Wtedy porozmawiamy w cztery oczy -
oświadczył Wig spoglądając na towarzyszy z niemym pytaniem, czy mają coś do dodania.

Peter nie brał udziału w spotkaniu z rządowymi. Choć miał komunikator na nasłuchu. Ktoś musiał pilnować Ghediego, który stawał się z każdą chwilą coraz bardziej kłopotliwym balastem.
- Panno Øksendal nie sądzi Pani, że pakujemy się w paszczę lwa? – spytał spoglądając na dziewczynę.
- Mamy trzy strony konfliktu. Umbrella produkuje gaz oddziaływujący na ludzką psychikę. Zaatakowano czerwonych, a arabowie nie mogą się dostać do laboratorium. Wychodzi na to, że to rządowi współpracują z korporacją. W końcu czyjeś poparcie tu muszą mieć, a któż nadaje się lepiej do skorumpowania jak politycy? – myślał na głos Wig.

Eleanor 13-08-2013 20:29

Może i kwatera w nadpalonym domu nie umywała się do poziomu Hiltona, ale i tak odpowiadała Shade o wiele bardziej niż ta zorganizowana przez Ghediego. Tutaj mieli zdecydowanie więcej przestrzeni i więcej niż jedno wyjście. Choć pewnie Jeanne nie potraktowałaby wyjścia przez okno na piętrze jako bezpiecznego wyjścia ewakuacyjnego, dlatego Valerie pomyślała, że dobrze byłoby spróbować otworzyć klapę wychodząca na dach. Powiedziała o tym mężczyznom. I tak nie mieli lepszego zajęcia czekając na spotkanie z rządowymi mogli więc zająć się lepszym zagospodarowaniem „gniazdka”, które uwili sobie na tę noc w środku ogarniętego walkami Mogadiszu.

Adrenalina wydzielająca się w dużych dawkach zawsze wywoływała w Shade dwa rodzaje głodu, które wymagały prędzej lub później zaspokojenia. Najpierw zajęła się tym co było mniej problematyczne.
Ponieważ żadne z nich od śniadania nie miał nic pożywniejszego niż woda w ustach, najemniczka zabrała się za przygotowanie jakiegoś posiłku z tego co zdołali zabrać z poprzedniego lokum. Nie było tego wiele, poza konserwami i kupionymi rano na targu podpłomykami mieli nieco owoców, ale i tak był to marny substytut posiłku dla osób, cały czas balansujących na krawędzi życia i śmierci. Zjadła jednak swoją porcję, bo nie było wiadomo, kiedy trafi się okazja do następnego.

Gdy zasłoniła okna na piętrze starymi kocami zrobiła sobie posłanie w kącie pomieszczenia postanawiając przespać się trochę. Podobno, kto śpi głodu nie czuje... W sumie Shade wolałaby jakieś gorące, erotyczne sny...

...nachylająca się nad nią trupioblada twarz nie miała wyraźnych rysów. Widziała tylko te dzikie oczy, w których płonął dziki ogień wiecznego głodu. Wpatrywały się w nią z intensywnością przekraczającą ludzkie pojęcie. Bliżej, bliżej, jeszcze bliżej...

Zerwała się gwałtownie z posłania rozglądając wkoło nieprzytomnym wzrokiem. Chwilę zajęło jej zrozumienie gdzie się znajduje. Mogadiszu. Piekło na ziemi, które w każdej chwili może stać się jeszcze gorsze. Potrząsnęła głową próbując wyrzucić z pamięci resztki koszmaru. Wiedziała, że to wyniki badań Jeanne spowodowały nawrót koszmaru. To wszystko znowu było takie realne. Wzięła butelkę wody i polała nią twarz. Woda była ciepła nie dawał ukojenia. Może wieczorna wyprawa pozwoli jej się odprężyć.

Widz 13-08-2013 21:34

O'Hara przyjrzał się budynkowi, do którego miało przyjść im wejść. Minę zrobił przy tym kwaśną. I nie środki ostrożności były tego przyczyną.
- Ten biały mnie niepokoi. Też się zastanawiacie, czy to taki sam android jak ten, co go do izolatki wsadzili? - odezwał się do Foxa i Shade. - Chodźmy. Val, gdy będzie gorąco, fraza bezpieczeństwa to "piękna pogoda". Zrób wtedy dużo hałasu. Fox, nie mów za wiele. Miej na oku zwłaszcza białego, jeśli upewnisz się, że to nie zwykły człowiek, daj mi znać. Pytania?
Ruszył powoli w kierunku kontaktu. Miał przy sobie tylko pistolet i nóż, spodziewał się, że i tak będą chcieli mu to odebrać. Życie było trudne, gdy nie miało się przewagi liczebnej.
- Ich jest więcej. Powinniśmy nalegać, by wejść z bronią. - Fox był zdecydowanie nieufny wobec przybyszów. - Jeżeli to android... Val, myślisz, że byłby w stanie Cię wykryć?
- W środku i tak jej nie potrzebujemy - Irlandczyk nie spojrzał nawet na kobietę, przedstawienie się zaczęło. - Lepiej byś unikała ich wzroku i tyle.
- Jeśli widzi na podczerwień mam mnie jak na talerzu. - Mruknęła najemniczka w odpowiedzi na pytanie Foxa. - Poza tym może namierzać naszą częstotliwość, więc od tej chwili traktujcie mnie jakby mnie tu nie było. - Kamuflaż był świetny, ale nie idealny. Jeśli ten biały miał odpowiedni sprzęt to nawet jak nie był androidem mógł ja wykryć. Na wszelki wypadek postanowiła przemieszczać się tak by nie wejść bezpośrednio w pole jego widzenia i trzymać się za innymi postaciami.

Rządowi, być może ze względu na neutralny teren, nie okazywali się szczególnie paranoiczni. Ze spokojem obserwowali dwóch podążających w ich stronę najemników, wskazując na wejście do obstawionego budynku. Nikt nie prosił ich o broń, zresztą daleko nie musieli iść. Tych dwóch w garniturach czekało już w pierwszym pomieszczeniu za drzwiami, upewniając się tylko, że nie widać ich z zewnątrz. Żaden z nich nie wyróżniał się szczególnie, chociaż biały mężczyzna wydawał się przystojny, trzymał się także prosto i raczej sztywno. Oznak tego, że mógłby mieć w środku masę elektroniki nie dało się dostrzec na pierwszy rzut oka.
Szybko przeszli do konkretów, a dokładniej, zrobił to tubylec, odzywając się w mocno akcentowanym, prostym angielskim.
- Chcieliście się ze mną spotkać. Jaki macie interes?
Shade, jeśli chciała pozostać na zewnątrz, straciła obu swoich towarzyszy z oczu. Wejście do środka bez zwracana na siebie uwagę, mogło okazać się bardzo problematyczne.
Kane rozłożył ramiona, w międzynarodowym geście pokoju. Lub zwykłego kłamstwa, zależnie od interpretacji.
- Nic wielkiego. Niestety trafiło się nam na wojnę. Nie wspieramy żadnej ze stron. To czego pragniemy najbardziej, to możliwość swobodnego poruszania się po Mogadiszu. W przypadku tej rozmowy - po strefie tak zwanych rządowych, jak was nazywają - Irlandczyk zerknął na chwilę na białego, po czym wrócił do patrzenia prosto na tubylca w garniaku. Wyglądał zabawnie.

Tubylec wydawał się tą rozgrywką na spojrzenia niezrażony, nie spuszczając wzroku z O'Hary.
- Rozumiem. Coś ostatnio dużo turystów. Nie widzę problemu z załatwieniem tej sprawy. Ile oferujecie? - oczywistym było, że nikt nic za darmo nie robił.
Irlandczyk zawiesił spojrzenie na gadającym typku, przeżuwając jego słowa. Odpowiedział po kilku sekundach.
- Tysiąc eurodolarów. Do tego jeśli zgodzicie się na wymianę informacji, dorzucę kartę wstępu na teren Czerwonych i białego człowieka, obecnie wyłączonego, że tak to ujmę. A jeśli nie wiecie jeszcze co nas tu sprowadza to nie mamy co dalej gadać i zakończmy na wstępie do strefy.
Tubylec nagle uśmiechnął się, pokazując białe zęby, idealnie kontrastujące z prawie czarną skórą.
- Przygotowaliście się. Półtora tysiąca i karta, za możliwość poruszania się po naszym terenie. Dlaczego nie, mamy wolny kraj, prawda? - wesołe pytanie skierował do białego, który ciągle wyglądał jak przyspawany do podłogi słup soli. - A ten wyłączony, pogadam o nim z szefem. Skoro i tak idziecie do nas, skontaktujemy się jutro.
- Tysiąc dwieście - odparował bez namysłu Kane. - A kartę dostaniecie dopiero, jak dostaniemy się do waszej strefy i uznamy, że jest bezpiecznie. I nikt zbyt ciekawski za nami nie łazi. Może nie jest imienna, za to ktoś bardzo przekonujący może przekazać im, że jesteśmy mało lojalni. Nie zależy nam na ich miłości, ale wolimy nie skierować ich na swój trop. Nie potrzebujemy nic zabierać z Mogadiszu. Tylko próbki i informacje. Chciałbym, by było to jasne.
Tubylec przesunął językiem po wargach, oblizując je w namyśle. Wreszcie wzruszył ramionami.
- Niech będzie po waszemu. Karta później. Teraz tysiąc dwieście. Dostaniecie numer, który musicie podać przy kontroli. Ktoś zadzwoni i potwierdzi. Nie ufamy prostym i szybkim rozwiązaniom - wyszczerzył zęby, całkiem nieszczerze. - Poza tym macie to.
Sięgnął za pasek i wyciągnął z dziesięć opasek na ramię, zapinających się magnetycznie po przyłożeniu.
- Dzięki temu nikt nie powinien zacząć strzelać, ale wiecie jak jest. Lepiej nie dawajcie ludziom powodu. Tu jest numer. Dajcie mi kontakt do siebie. Prawda, że jesteśmy cywilizowani?
Wraz z kolejnym uśmiechem przekazał Irlandczykowi kartkę z ośmioma cyframi i liczbami.
- Zapamiętajcie i zniszczcie. Dołączony do tego będzie opis. Na razie was dwóch. Sami podacie innych, za pierwszym razem. To proste.

Najemnik odebrał opaski i kartkę, podając swój numer. Przelał też odpowiednią sumę na kartę i ją również przekazał tubylcowi.
- Nie jest ciągle włączony. W razie czego zostawcie namiar, oddzwonimy. Miło z wami robić interesy, mam nadzieję je kontynuować.
Dał znak Raverowi, wskazując wyjście. Nie warto dawać nikomu szansy na popsucie atmosfery.
- Szkoda, że nie zaproponowałeś im Ghediego - rzucił Fox tęsknie, gdy znaleźli się już na zewnątrz, kilkanaście metrów od budynku. - Biały jest co najmniej wypchany technologią. Czy jest blaszakiem, no cóż, tutaj głowy nie dam, ale przysiągłbym, że w pewnym momencie dostrzegłem diodę w jednym oku. W momencie, gdy mówiłeś o tym “wyłączonym”, nawet nie drgnął. Cały czas czujnie nas jednak obserwował. Coś jest na rzeczy, ale to wszystko to poszlaki.
- Ghedi za dużo wie. Pakujemy się w kłopoty, bo nie wiem z kim współpracują, jednak mają przynajmniej rozpoznanie twarzy w swojej strefie. I ogon też możemy dostać - Kane nie obejrzał się za siebie. - Teraz wracamy do kryjówki, tam zastanowimy się co dalej. Ściany mają uszy.
- Taa... - Felix zamyślił się na krótką chwilę. - Wiesz, korci mnie, by przetestować tego potencjalnego cyborga. W sumie nadal nie mamy pojęcia, jakie są jego możliwości. Na dobrą sprawę, nawet nie wiemy, co tam robił. Może niech Shade przebiegnie mu gdzieś w polu widzenia albo rzucimy komunikat, którego nie będzie mógł zignorować, jeżeli nasłuchuje na naszej częstotliwości?
- Nie. Nie ujawniamy atutów i nie prowokujemy. Mogą chcieć tylko sprawdzić ile wiemy - uciął pomysły Irlandczyk. - Te analityczne zabawki co mamy mogą pomóc w razie czego. Na razie proponuję odpuścić.
- Niech będzie. W takim razie oczy dookoła głowy. A pro pos, Val, jesteś gdzieś tutaj? - Fox nadal nie korzystał z komunikatora.
Shade nie odpowiedziała, dalej więc w ciszy skierowali się ku tymczasowej kryjówce.

Po dotarciu na miejsce, najemnik przedstawił sytuację pozostałym, którzy nie słyszeli rozmowy w komunikatorach, a także poza nimi. Zrobił to tak, by ich przewodnik nie usłyszał. Od niego chciał tylko jednego. Uruchomił mapę satelitarną i podsunął mu pod twarz.
- Pokaż, gdzie te drzwi z parasolką - wydał rozkaz, nie spodziewając się sprzeciwu, tylko odrobinę na niego licząc. W końcu sprzeciw mógł posłużyć za dobry powód użycia przemocy fizycznej.
Gdy już zdobył tę informację, wrócił do reszty grupy.
- Val, pójdziemy na nocną przechadzkę? Sprawdzimy te drzwi. Może Blue jest lepsza od Arabów.
Uśmiechnął się do kobiet, szybko jednak poważniejąc.
- Rano udamy się do strefy rządowej. W jakiś sposób trzeba prześledzić działalność Umbrelli. Na pewno korzystali z innych nazw firm. Powiązania z kopalnią? Gdzieś musieli kupować żywność i inne produkty. Pomyślcie nad tym. Na pewno mieli inne wejścia i raczej w innym rejonie. Trzeba będzie także wymyślić sposób na uniknięcie śledzenia naszych ruchów. Shade być może powinna zostać dla nich niewiadomą.

Cybvep 13-08-2013 23:43

Po przymocowaniu drabiny zniszczony budynek stał się ich nowym lokum - oczywiście takim, na jakie pozwalały warunki. Ich odniesienie do cywilizowanego świata można było łatwo odczytać z min specjalistek. Fox martwił się z kolei głównie tym, że wóz może się zbytnio wyróżniać w tej okolicy. Niedługo jednak zrobi się ciemno, a oni zamierzali pobyć tu tylko chwilę, więc trudno, by na takie ryzyko się nie godzili.

Wig, ewidentnie czując się znacznie lepiej na skutek działania opatrunku i obecności brytyjskiego kamrata, wreszcie zajął się nowym kontaktem. Trudno było określić, czego dokładnie mogą się z jego strony spodziewać, ale przez to tym bardziej należało sprawdzić, co ma do zaoferowania. Zwłaszcza, że wprost udowodnił, że i tak był już ich w stanie namierzyć. Rozmowa szła w miarę gładko - gość najwyraźniej cenił konkretność, co było cechą jak najbardziej pożądaną. Pod koniec ustaleń Raver odpowiedział na pytające spojrzenie Wiga:
- Jak kontakt dopiero w strefie, to dopytaj się jeszcze, ile im może zająć znalezienie odpowiedniego miejsca. Źle by było, gdybyśmy musieli tam "dryfować". I na razie to tyle.

Ponieważ spotkanie z rządowymi miało się odbyć dopiero o północy, była chwila na odpoczynek. Fox wszamał przygotowany przez Shade posiłek, po czym postanowił się nieco zdrzemnąć, skoro miał okazję. Nie trwało to długo, ale najemnik poczuł, że jego organizm zdecydowanie takiej drzemki potrzebował. Cóż, mijający dzień dostarczył im nieco wrażeń. Widział, że Val ciągle spała w kącie, choć była prawie niewidoczna pod kocem. Wydało się to Foxowi dość zabawne, biorąc pod uwagę jej pseudonim.

Raver zaczął przeglądać swój ekwipunek. Był zadowolony z tego, że nie musiał zanadto obładowywać się w pierwszej fazie misji. Po paczce od Miracle dojdą mu dodatkowe kilogramy, głównie ze względu na granaty, ale nie było co się pchać ku centrum wydarzeń bez asekuracji, szczególnie w terenie miejskim i to w sytuacji, gdy mogą spotkać na swojej drodze nawet cyborgi. Zresztą, odkąd mieli wóz, poruszanie się nie było aż tak problematyczne, a część gratów zawsze można zostawić w kryjówce, jakakolwiek by nie była. Albo nawet w samym samochodzie. Mimo trudności związanych z jego ukryciem, van potrafił ułatwiać im życie.

Z racji na problemy z wodą nocna toaleta musiała być dość prymitywna, ale znalazł się jakiś kawałek szmatki, którym po zmoczeniu od biedy można było się odświeżyć. Tę somalijską sielankę zmącił gwałtowny ruch w kącie pomieszczenia. Felix stał wtedy na środku pokoju, trzymając w ręku mokrą ścierkę. Na sobie miał tylko buty i spodnie - koszula, pancerz, broń i reszta sprzętu były rozłożone na łóżku albo leżały gdzieś obok. Najemnik nie przypominał osiłka, ale jego ciało było wysportowane. Zrobił srogą minę, gdy Val nagle się przebudziła.
- Rany, kobieto. To tylko ja - Raver rozłożył szeroko ręce. Ciągle miał ścierkę, więc po pomieszczeniu rozlało się wiele drobnych kropelek. - Aż tak straszny nie jestem - dodał, szczerząc zęby.
- Nie wiem - Shade uśmiechneła się niepewnie, wyraźnie próbując odzyskać równowagę - widok twojego nagiego torsu przyprawił mnie o palpitację - powiedziała zabawnie wykrzywiając się i chwytając teatralnie w okolicy serca. Uśmiech kobiety wyraźnie nie dotarł jednak do jej oczu, z których nadal wyzierały resztki koszmaru.
- No, nie każ się prosić - Fox założył koszulę i zaczął grzebać w swoim plecaku. - Co takiego Ci się przyśniło? Dziki seks z Ghedim? - najemnik parsknął, ale po chwili jego ton stał się jakby nieco bardziej poważny. - Co może być gorszego niż Somalia?
- Zabawne, że pyta o to najemnik - wzruszyła ramionami wstając i przeciągając ciało, by rozprostować zesztywniałe mięśnie - Jak na razie nie było tu nic gorszego niż w innych równie miłych regionach naszego pięknego świata.
- Po krótkim namyśle wolę jednak Liverpool, chociaż wspomnienia z nim też mam różne. Egipt też jest lepszy. Za to ta ostatnia akcja z tłumem trąci już Nigerią. Pamiętasz, nie? - Fox uśmiechnął się, ale nie było w tym uśmiechu ciepła.
- Mhm - pokiwała głową - Każdy ma swoje Waterloo... choć wy Anglicy pewnie inaczej spoglądacie na tę bitwę - Tym razem Valerie zaśmiała się już całkiem szczerze. Najwyraźniej dochodziła do siebie.
- Heh. Uważaj, bo jeszcze Wig usłyszy. Nie daj się wciągnąć w te jego opowieści o chwalebnych zwycięstwach Zjednoczonego Królestwa - zabrzmiało to prawie jak przestroga. - No cóż. Kiepski ze mnie terapeuta, ale jak będziesz mocno chciała pogadać czy coś, to zawsze możemy otworzyć butelkę whisky i dojść do dna, że tak powiem. Oczywiście po misji i nie tutaj. Tu i tak nie ma alkoholu.
- Spoko. Pożyjemy, zobaczymy. - Najemniczka machnęła ręką wyraźnie dając do zrozumienia, że nie ma ochoty drążyć tematu.
Felix ucieszył się w duchu, że sam rzadko miewa koszmary. Za to na jawie często trapią go różne wątpliwości dotyczące tego, co robi. Na szczęście nie podczas misji. Przynajmniej nie zazwyczaj.

W końcu doszło do wyczekiwanego spotkania. Rządowi wydawali się być dziwną zgrają, ale to jedna, określona postać znalazła się w centrum zainteresowania najemników. Biały, ale może już niekoniecznie człowiek. I to właśnie było do sprawdzenia.

Kane swobodnie rozpoczął negocjacje, a Fox pozwolił mu mówić. W przeciwieństwie do Irlandczyka, Raver nie robił żadnych wylewnych gestów, za to bacznie obserwował znajdujące się w pomieszczeniu postacie. Przez chwilę przyglądał się też samemu pomieszczeniu - jego wyostrzony wzrok mógł dostrzec jakieś detale, które zdradziłyby tożsamość białego. Na pewno na pierwszy rzut oka nie dało się stwierdzić, czy ta tajemnicza persona była w pełni człowiekiem, a Felix nie chciał poddawać się sile autosugestii. Z bronią czuł się pewniej, ale jeżeli wpuścili ich do środka bez jakiegokolwiek przeszukania, to sami też czuli się pewnie. Pytanie, czy wynikało to z prostej przewagi liczebnej, czy także z czegoś więcej.

Niezaprzeczalny był fakt, że koleś był pod tym garniturem bardzo dobrze zbudowany. Nie czyniło to jednak z niego żadnego cyborga, a nie było innych poszlak. Podobnie jak najemnik, tamten także bacznie obserwował otoczenie. Raver miał wrażenie, że przez chwilę w kąciku lewego oka błysnęła jakaś dioda. W dodatku pan-może-cyborg cały czas stał niemalże nieruchomo i nie wyrażał żadnych emocji. To wszystko mało, ale coś chyba było na rzeczy. Nawet jak nie był blaszakiem, to mogło mu do tego niewiele brakować.

Ostatecznie obserwacje nie okazały się zbyt owocne, lecz samo spotkanie, przynajmniej na ten moment, można było uznać za udane. Prawdziwy test nadejdzie jednak po wkroczeniu do strefy rządowej. Być może nareszcie znajdą się wyraźnie bliżej celu. W każdym razie, zapowiadał się pracowity dzień...

Sekal 15-08-2013 22:52

Godzina 1:15 czasu lokalnego
Czwartek, 17 grudzień 2048
Mogadiszu, Somalia



Kryjówka

Pozbawiona mediów kryjówka zaległa w całkowitych ciemnościach zaraz po tym, jak słońce zniknęło za horyzontem. Z każdą kolejną godziną bardziej przypominała wypalone zgliszcza, jakiś postapokaliptyczny obóz tych nielicznych, co przeżyli. Zasłonięte kocami okna nie przepuszczały nawet światła gwiazd. Nie działało nic, co nie posiadało własnego zasilania, więc przez jakiś czas ciemność rozjaśniały kolorami elektroniczne urządzenia, na których pracowały zarówno Blue, jak i Jeanne. No i jeszcze świece, znalezione w jakiejś szafce.
Druga z kobiet wykonała tylko analizę porównawczą, kierując się przeczuciem, a może czymś innym. Wirus w postaci gazowej to przecież zupełnie coś innego od narkotyków, prawda? Nie do końca. Przynajmniej jeśli chodziło dokładnie o ten konkretny przypadek. Oba miały jedną cechę wspólną: monacyt. Minerał, niezbyt istotny w większości procesów tego typu. Nasuwało się tylko jedno: Umbrella w jakiś sposób odkryła dodatkowe jego właściwości, które wykorzystywała teraz w substancjach działających bezpośrednio na ludzi. Co zmieniało dodatnie tego składnika? Obecnie było to tylko zgadywanie.
Biochemiczka nie zaprzątała sobie tym głowy zbyt długo. Nawet poprosiła Petera o przyniesienie wody, choć jaki był tego skutek, tego pozostali najemnicy stwierdzić nie mogli, wychodząc właśnie na spotkanie z rządowymi.

Noc była cicha i spokojna. Powrócili nie mącąc tej ciszy i dwójka z nich nie pozostała w budynku długo, zabierając niezbędny sprzęt. Zahe wręczyła Shade niewielkie urządzenia.
- To kamerki i pluskwy, jak je umieścicie gdzie trzeba, to może coś wykombinuję. Z samego zdjęcia nic nie wywnioskuję.
Kane i Valerie wyszli, znikając w ciemności pozbawionej światła strefy granicznej. Ludzie tu dawno już spali, a jeśli tego nie robili, to chowali się w środku budynków, za wszelką cenę starając się nie przyciągać uwagi.
Och, nie licząc tych, którzy szpiegowali, ale zostawmy ich teraz.

Peter spał już, podobnie jak Jeanne, gdy Fox przechadzał się od okna do okna, próbując zabić nudę. Teoretycznie mógł zostawić wartę Blue, kobieta bowiem i tak oczekiwała na kontakt od dwójki, która wyruszyła do arabskiej strefy, ale czy było to w pełni bezpieczne? Kobieta wyglądała na pogrążoną w transie, kompletnie nie zwracającą uwagi na otoczenie. A cisza była złudna. Kilka razy przerywana była okrzykami, płaczem, a nawet dość dalekimi wystrzałami. Również jakieś postaci czasami przemykały ulicą, dostrzegane z trudem i jedynie na chwilę. Mimo drabinki wciągniętej na górę, wcale nie oznaczało to, że ktoś ich nie odkryje. Koce mogły nie zasłonić wszystkiego. W pewnym momencie usłyszał jak Zahe wstaje. Światło holograficznych obrazów nagle zniknęło, zastąpione wyłącznie ciemnością. Zbliżyła się, wyglądając przez to samo okno co on. Jej głos był cichy, niepewny nawet. O ile ją już poznał, niezbyt to było do niej podobne.
- Znalazłam coś, co może cię zainteresować. - przerwała, głośniej przełykając ślinę. - Tylko się nie denerwuj. Zostawiłam w tutejszej chmurze danych boty szukające konkretnych fraz. Właśnie pojawiło się słowo "Namura". W jednej z szyfrowanych rozmów. Nie potrafię złamać kodu, ale ciągle mogę ich namierzyć.
Jej całkiem ładne oczy spojrzały na niego w niemym pytaniu.


Shade, Irishman

Ciemność otoczyła ich natychmiast, gdy zeszli po sznurowej drabince, przemykając przez pogorzelisko, którym był teraz parter tego budynku. Oboje mieli wyposażenie na taką okazję. Noktowizory zamrugały i włączyły się, choć ten należący do Irlandczyka szwankował lekko. Wiedza najemnika o tego typu urządzeniach pozwoliła mu poprawić tylko łatwe do wychwycenia uszkodzenia zewnętrzne. Mimo tego na pewno było to lepsze, niż jego własny wzrok, nie przystosowany do przenikania ciemności, panujących w strefie niczyjej.
Wyszli na ulicę i ruszyli przed siebie, poruszając się niczym cienie, tuż przy ścianach budynków. Przy czym trzeba powiedzieć, że Shade robiła to o wiele, wiele lepiej, nawet nie potrzebując włączać swojego niezwykłego kombinezonu. W końcu wykorzystywała go ostatnio dość często, a podładować chwilowo nie było gdzie, więc jego baterie obecnie naładowane były w jakiś pięćdziesięciu procentach. Wystarczająco na tę akcję, ale kto wie kiedy będą potrzebne najbardziej?

Zresztą, O'Hara i tak nie miał takich zabawek, a przecież siedzieli w tym razem. Mężczyzna co prawda posiadł podstawowe umiejętności skradania się, lecz jego pancerz i cała reszta niwelowały to znacząco. Szansa na przejście tuż pod nosem któregoś z wartowników była żadna w jego przypadku. Musieli więc wymyślić coś innego.
Szybko okazało się, że w obecnym rejonie będzie to prawdopodobnie niewykonalne. Tuż przy strefie "Czerwonych" Arabowie mieli się mocno na baczności. Reflektory oświetlały skrzyżowania, a w oknach i na dachach budynków niewątpliwie stali strażnicy, gotowi otworzyć ogień, a co przy tym gorsza - zaalarmować całe otoczenie.

Krótki zwiad pozwolił jednakże stwierdzić, że im dalej, tym wyglądało to lepiej. Najwyraźniej nie obawiano się tak bardzo rządowych, lub działała jakaś niepisana umowa - bowiem gdy kierowali się na północ, otoczenie coraz bardziej przypominało cywilizację. Miało to swoje wady i zalety. Przede wszystkim, im bardziej na wschód tym częściej pojawiały się działające latarnie, lub chociaż jakieś oświetlenie na budynkach. Zwężała się także strefa niczyja - w niektórych miejscach Arabowie i rządowi musieli się widzieć z własnych posterunków i barykad. Nikomu się tu zdaje się nie spieszyło do strzelaniny, a może spokój był tylko pozorny? Tak czy inaczej, na skrzyżowaniach bardziej to już przypominało terytorium "Czerwonych". Kilku ludzi, często bez dodatkowego światła. Czasami jeden samochód. Niektóre ulice w ogóle wyglądały na niepilnowane, chociaż ktoś bez problemu mógł wyglądać przez okna stojących tu rzędami budynków.

Tak czy inaczej, musieli się na coś zdecydować. Podążanie jeszcze dalej na północny wschód mogło nic nie zmienić, obie strony nigdzie nie chciały w pełni zrezygnować z pilnowania umownej granicy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:34.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172