lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   Epsilon 7: Ludzie z gwiazd [+18] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/13188-epsilon-7-ludzie-z-gwiazd-18-a.html)

Mistrz 24-08-2013 12:37

Dart nie dostał takiej wyprawki, jakiej oczekiwał ale nie narzekał - nie miało to sensu. Chciał zresztą opuścić to miejsce jak najszybciej. Ruszył więc za miejscowym do mecha - wydobędzie ten rdzeń i uwolni się od problemów... Oby.

-Erta, jako miejscowy nie zostałbyś moim przewodnikiem na parę dni? Nie masz co tutaj tkwić w obozie.
Rico nie chciał bystrego chłopaka zostawiać tutaj w obozie, skoro szykowała się poważna akcja. Nie wróżyło to nic dobrego nikomu, kto tu zostanie. Nie wygadał się jednak o cel swojej podróży - gdyby jednak Erta został, nie chciał, by się wygadał wrogom. Rico nie był doświadczonym żołnierzem, wojownikiem pustyni czy traperem - żadne dumne słowa go nie określały. On był po prostu mechanikiem. Ale nie był też idiotą. Nie wpakuje się w zbędne problemy. Temu też nie wygadał się o zagrożeniu jakie się zbliżało. Erta mógłby wygadać się innym i wywołać panikę, co nie tylko zagrażałoby towarzyszom Darta, ale i jemu samemu - żołnierze musieli zatrzymać wroga w obozie jak najdłużej, by miał szanse na przeżycie.
Problemy te bardzo go irytowały. Wpakował się w to wszystko przez swoje lenistwo. W zakładzie mechanicznym stale miałby pracę na głowie. Wśród partyzantów większość czasu spędzał na lenistwie, od czasu do czasu mając sprzęt do naprawy. Wówczas miał pracy na dłużej, ale jeśli nie było żadnej akcji jedna po drugiej po pewnym czasie miał pracę z głowy. Aż i jego wysłali na misję. I teraz miał problemy. Liczył jednak, że ujdzie z tego bez szwanku.
Czekało go jednak najpierw kolejne wyzwanie. Wszedł w końcu do wnętrza mecha i odnalazł rdzeń. Gdyby mieli czas na pewno mogliby dużo więcej wykorzystać z tego sprzętu, jednak budził on zbyt duże zainteresowanie. Musiał więc zająć się rdzeniem i lecieć do wyznaczonego celu. W między czasie słuchał Erty jak ten zafascynował się wnętrzem mecha.

Problemem było usunięcie rdzenia. Na razie myślał o tym, by wydostać go razem z neurozłączami. Również mogą być przydatne.
Pracę zaczął od znalezienia sposobu na wyłączenie zasilania rdzeniem. Jeśli było to możliwe reszta pracy byłaby drobnostką. Gdyby jednak rdzeń musiał stale funkcjonować będzie musiał zapewnić mu bezpieczne ujście mocy. Przygotował wówczas swoje narzędzia i zaczął ocenę energii z kryształu. Szukał sposoby na ograniczenie jej przepływu. Jeżeli mógłby ustawić to na bezpieczny poziom mógłby rdzeń podpiąć do swojego egzoszkieletu - wówczas rdzeń nie przeszedłby gwałtownie w stan spoczynku jak również cały czas Rico w naturalny sposób monitorowałby jego stan. Musiał jednak upewnić się, że tak potężny rdzeń można ustawić na mniejsze zasilanie. W przeciwnym wypadku poszuka innych urządzeń, do których mógłby na czas podróży podpiąć złącza rdzenia. Gdy znalazł wszystko, co potrzebował przygotował okablowanie do podpięcia, by zrobić to jak najszybciej.
Dopiero wówczas, gdy był pewien bezpieczeństwa związanego z rdzeniem rozpoczął uwalnianie go z mechanizmów mecha. Przygotował własny stojak, który miał zabezpieczyć rdzeń gdy już ten będzie odłączony od mechanizmów wielkiej machiny. Następnie odpiął wszystko, co poza neurozłączami trzymało rdzeń w jego pozycji. Upewnił się, że nie funkcjonują żadne dodatkowe zabezpieczenie. Gdy już uwolnił poszukiwany obiekt wyjął go ze stojaka i umocował przy plecach egzopancerza - wolał tego nie upuścić w trakcie podróży. Gdy był już gotowy ruszył, by opuścić obóz.

Volkodav 26-08-2013 10:17

Sam i Narigo ostatnie godziny przed odlotem spędzili w willi Smith'a. Płk. Gibson i mjr. Liu opuścili już budynek zostawiając ich samych.
Malcolm od razu stał się gadatliwy i jakoś nawet nie zwracał uwagi, że siedzi w jednym pomieszczeniu z kimś spoza "firmy".
-I widzicie - rzekł popijając kawę - Taki syf... Niesamowite szambo. To wszystko się do tego stopnia popaprało, że PBR nie potrafi ogarnąć całej sytuacji. Zresztą przyznam, że sam nie do końca rozumiem... Ale tak to kurna jest jak się nie załatwia spraw tak jak się powinno załatwiać. Mówiłem żeby wysłać tam paru najemników od nas... Kogoś komu można zaufać... albo najlepiej naszych chłopaków z nimi też tam wysłać. Ale nieee... po co? AW się tym zajmie, a im mniej nas tam tym lepiej. I masz babo placek...
Później rozmawiali nawet o jakiś bzdurach, o sporcie, pogodzie, zablokowanej obwodnicy śródmiejskiej i cenach alkoholu, które ostatnio sięgały horrendalnych wysokości.

Jeden z asystentów Smith'a zawiózł ich we wskazane miejsce. Miasto już żyło swoim normalnym trybem. Wszyscy się gdzieś śpieszyli, wszędzie było głośno, na każdym rogu mrugały holograficzne reklamy. Miasto obudziło się ze snu.
Mimo że główna arteria komunikacyjna prowadząca z przedmieść do centrum była zablokowana przez remonty udało im się przebyć trasę w całkiem znośnym czasie. Kiedy dotarli na 290 piętro jednego z wyższych budynków metropolii mieli jeszcze kilka minut do odlotu.


Przy transporterze krzątali się ludzie z obsługi. Pilot podpisywał protokół lotu z krzywym uśmiechem stawiając podpis pod sfingowaną trasą lotu. Ciekawe ile wiedział?
Kiedy podeszli do maszyny ze środka wyszedł wysoki, szczupły facet o twarzy Frankensteina.
-Sierżant Grobson - przedstawił się sucho - Proszę o komunikatory. Dziękuję.
Facet przystawił do ich sprzętu jakieś urządzonko, które zapiszczało i zaświeciło się zielonkawym światłem.
-Teraz możecie się bezpiecznie łączyć z mjr. Liu i płk. Gibsonem. W środku są ubrania i medykamenty, o które pan doktor prosił. Powodzenia - sierżant zasalutował niedbale i po prostu odszedł

Lot nie trwał długo, może niecałe dwie godziny później znajdowali się już nad dzikimi pustyniami wschodu.
-Podchodzimy do lądowania - pilot przemówił przez głośniki - Ja tylko ląduję, zostawiam Was i wracam. Co do Waszego powrotu nie mam żadnych informacji, więc chyba musicie się kontaktować bezpośrednio z koordynatorami tej akcji, czy co to tam jest...
Widać było, że pilot maszyny nie ma ochoty zostawać tam ani chwili dłużej niż jest to absolutnie konieczne. Kiedy statek wzbił się w powietrze, a piach wzniecony przez jego start opadł Sam i Narigo mogli pierwszy raz w życiu obejrzeć krajobraz dzikiej pustyni.
Na ziemiach Experis też przecież były pustynie i wystarczyło wyjechać trochę poza miasto by móc zobaczyć jak wygląda ta spalona przez słońce ziemia, ale jednak to nie było to samo. W korporacjach gdzie by się nie spojrzało widać było dzieło rąk ludzkich. Miasta, habitaty hodowlane, budynki wojskowe, farmy wilgoci, odwierty wody, kopalnie, kolejki komunikacyjne, drogi ekspresowe albo resztki jakiś zrujnowanych, starokolonialnych budowli. W zasięgu wzroku zawsze było coś co przypominało o obecności ludzi na tej planecie. Tutaj zaś można było spojrzeć w dal i widzieć tylko linię horyzontu. Nic nie świadczyło o tym, że ziemie te dotknęła ręka cywilizowanego człowieka.
Forswearer i Waltz znajdowali się na szczycie jakiegoś masywu skalnego, z którego rzeczywiście roztaczał się niesamowity widok na najbliższą okolicę. Ich konsternację przerwał dopiero warkot silnika. Kiedy odwrócili się w stronę, z której dochodził ten dźwięk zobaczyli, że po płaskim jak blat stołu szczycie jedzie w ich stronę dziwaczny pojazd. To "coś" wyglądało jak żywcem wzięte z filmów o dzikusach ze wschodu. Składany ze złomu i zużytych części pojazd miał cztery koła, metalowy szkielet i z grubsza to wszystko... no może oprócz starego, uranowego silnika, który rzęził niemiłosiernie. "Składak" zatrzymał się kilka metrów od nich, a ze środka wyskoczył facet z siwym włosem i o posturze kulturysty.
-Micheal Borgheim. To na mnie czekacie - wyciągnął dłoń na przywitanie - Witamy na wschodzie. Nasza siedziba jest w Kings Hill, tam na dole. Pożyczyłem od tubylców jeden z ich pojazdów. Chodźcie.
Obyło się bez ceregieli. Mężczyzna wydawał się konkretnym.
Wszyscy wsiedli do pojazdu, który ruszył w stronę wąskiej, górskiej drużki prowadzącej w dół. Było to przeżycie, którego obaj nie mieli jeszcze przyjemności zaznać. Nie dość, że wszystko skakało w górę i w dół jak podczas przejażdżki kolejką górską to jeszcze lewe koła dosłownie szurały o krawędź drogi, za którą roztaczała się przepaść. Borgheim zdawał się tym nie przejmować bo nawet nie myślał o ściąganiu nogi z gazu.
Kiedy szczęśliwie zjechali z górskiej dróżki od razu wpadli na płaski, pustynny teren. Tutaj Borgheim już trochę zwolnił bo jedyna sensowna droga jaka prowadziła między wydmami oblegana była przez ludzi prowadzących juczne zwierzęta. Wielkie jaszczury zwane z ogaskiego Dżighaj, wiozły na grzbietach towary do Kings Hill. Kupcy tworzyli całe karawany, które powoli sunęły w stronę widocznych z daleka murów.

Kings Hill było rzeczywiście jakimś skrawkiem cywilizacji na tej martwej pustyni. Mury zbudowane z kamienia i żelazne bramy strzegły mieszkańców przed zewnętrznym zagrożeniem.
Samo miasto leżało na wzgórzu i stąd pewnie wzięła się nazwa. Na jego szczycie znajdowało się coś na kształt małej twierdzy, która w razie ataku stanowiła ostatni bastion obrony i która zapewne też stanowiła siedzibę władcy. Reszta miasta podzielona była na symetryczne kwadraty pocięte ulicami wzdłuż, których stało pełno straganów z rozmaitymi towarami. Domy w Kings Hill były niewysokie, z wąskim wejściem, ale za to zbudowane były z cegieł lub kamienia. Patrząc na to wszystko oczami człowieka urodzonego i wychowanego w wielomilionowych metropoliach można było odnieść wrażenie, że całe to miasto było jedną wielką dziurą po środku totalnego pustkowia... ale z drugiej strony był w tym wszystkim dziwny urok, który ciężko nawet wytłumaczyć...

Pojazd z Borgheimem i jego gośćmi zajechał pod jeden z ceglanych budynków znajdujących się najbliżej twierdzy. Mężczyźni wysiedli z auta i weszli do środka.
Cały budynek był obstawiony uzbrojonymi po zęby żołnierzami. W każdym korytarzu stał strażnik, a na dachu znajdowało się działko szybkostrzelne.
Borgheim wprowadził ich do niewielkiego pomieszczenia gdzie znajdował się projektor holograficzny pokazujący widok z pomieszczenia obok. Widzieli dwóch osiłków pilnujących poobijanego faceta przywiązanego do krzesła.
-Zaprzyjaźnieni dzicy dostarczyli go nam wczoraj - Borgheim wskazał palcem jeńca - Znaleźliśmy przy nim mnóstwo sprzętu świadczącego, że nie jest harcerzem. Broń, materiały wybuchowe, zaszyfrowany komunikator, sprzęt surwiwalowy. Wszystko korporacyjne z Lucid - ściągnął rękawiczki i wcisnął je do kieszeni - Wydaje się, że próbował przeprowadzić zamach na Sego Coll'a, pomniejszego watażkę plemiennego, który organizuje często łupieżcze rajdy w głąb ziem anektowanych przez Lucid. Tam budują habitaty i infrastrukturę, więc jest dużo łatwych celów, dużo rzeczy do kradzieży. Jego lotne oddziały są trudnym przeciwnikiem dla regularnego wojska - zbliżył się do hologramu - Dziwne w tym facecie jest to, że nie da się go znaleźć w ich systemie ewidencji ludności, a już od kilku miesięcy mamy tam zainstalowanego wirusa dzięki któremu możemy sobie przeglądać cały system - westchnął - Sam nie wiem... Wstrzymaliśmy się z chirurgicznym przeoraniem mu głowy do waszego przylotu. Może wyciągniecie z niego więcej niż my. Ja przyznam szczerze, że jestem w kropce. Nic nie mówi, nie da się go sprawdzić... Moim zdaniem albo jest to wolny strzelec, którego wynajął ktoś z firm kontraktorów, które budują habitaty dla rządu Lucid albo jest ktoś z wywiadu wojskowego. Jeśli to drugie to macie pierwszego podejrzanego w sprawie o kradzież Skorpiona... Facet siedzi w pomieszczeniu obok. Chodźmy...
Kaxerx ledwo co zauważył, że do pomieszczenia weszły trzy kolejne osoby. Tym razem był to jego "stary" znajomy, kulturysta w towarzystwie dwóch, nieznanych mu facetów.
-Nic nie mówi - rzekł jeden z pilnujących - Dalej... - dorzucił z poirytowaniem
-No to jak będzie? - Borgheim ciężko usiadł na krześle - Gadamy, nie gadamy? Panowie tutaj - wskazał nowych gości - specjalnie dla Ciebie przyszli, a Ty dalej nic?

Alexander spotkał się z towarzyszami na niewielkim placu. Loman, Pastor i Ross już czekali przy ślizgaczu.
-No co tak długo!? - Loman ryknął z oddali - Szybciej to na kolację zdążymy!
Słońce było jeszcze wysoko, więc obawy Lomana były raczej nieuzasadnione, ale widać było, że mu się śpieszy.
Podróż przez pustynię poszła zadziwiająco szybko. Ślizgacz Ross'a rzeczywiście zasłużył sobie na miano najszybszej maszyny w tej części pogranicza. Lecąc 1.5 metra nad piaskiem dosłownie ślizgali się po niedostępnych terenach, a kolejne mile zostawiali za sobą w mgnieniu oka.
Gdy dotarli w okolice Kings Hill z oddali było już widać karawany kupców ciągnących w stronę murów miejskich. Widok był niesamowity bo na pustyni rzadko kiedy widzi się tak dużą masę ludzi w jednym miejscu.
-Patrzcie - Pastor wskazał palcem wydmę nieopodal - Jeździec Almanów!
Rzeczywiście na szczycie jednej z wydm stał wielki jaszczur nazywany Gotha, a na jego grzbiecie siedział postawny wojownik ze strzelbą plazmową w dłoniach. Ubrany był w łuskową zbroję, na plecach zawieszoną miał tarczę, u boku zwierza przywieszona była lanca, a u pasa jeźdźca zwisało wielkie ostrze przypominające miecz.
-Takich ich pamiętam z dzieciństwa! - Pastor szarpnął Lomana, który chyba nie był zainteresowany tym widokiem.
Ślizgacz przejechał przez główną bramę. Ross zostawił pojazd tuż obok zagrody Dżighajów płacąc jej właścicielowi za popilnowanie cennej maszyny. Całe towarzystwo udało się pod bramę twierdzy znajdującej się na szycie wzgórza po środku miasta.
-Reprezentujemy Wolnych Osadników! Chcemy audiencję u Abrahama Cain'a! - Loman wrzasnął do strażniak na szczycie wieżyczki
-Króla Abrahama Cain'a kmiocie! - pierwsza odpowiedź nie była zbyt uprzejma
Dało się słyszeć żywą dyskusję między strażnikami. W końcu po chwili z góry ktoś krzyknął:
-Nie ma audiencji. Wypad stąd!

Dart miał przed sobą nie lada orzech do zgryzienia. Technologia wyglądała znajomo zarazem będąc obcą. Warunki i stres nie sprzyjały spokojnej pracy, które teraz była by wskazana. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze problemy techniczne takie jak przepięcie całego ustrojstwa i odpowiednie zabezpieczenie go... A na domiar złego niedługo miała się tu rozegrać regularna bitwa między oddziałem AW, a wojownikami Amorytów.
Rico zabrał się do roboty. Powoli zaczął rozpracowywać mechanizm i jego konstrukcję. Zielonkawe światło padało na kolejne elementy konstrukcji jednocześnie uzmysławiając mu jakie dalsze kroki będzie musiał powziąć. Koniec końców technologia była technologią. Obojętnie czy ziemska, czy nie rządziła się pewnymi podstawowymi prawidłami.
Wszystko szło gładko do momentu gdy nie ściągnął przeźroczystej pokrywy osłaniającej neurozłącza. Kantem zahaczył o jeden z przewodów, a ten wyrwał się z wtyczki, która łączyła go z rdzeniem. Światło w pomieszczeniu zamigotało.
-To chyba nie tak. Musisz się pośpieszyć - drugi z Amorytów wyraźnie poganiał mechanika

Pinn 26-08-2013 10:56

Zmęczyła mnie ta podróż. Lekko kręciło mi się w głowie a słońce i suche powietrze ''prawdziwej'' pustyni dodatkowo wzmacniało negatywny efekt nowego środowiska. Kings Hill wyglądało jak wyjęte z średniowiecza a pojazd Borgheima mógł w każdej chwili wydalić z siebie śmiertelny radioaktywny przeciek. Nie wyglądało to najlepiej, ale muszę przyznać miało to swój odmienny urok od naszej przeludnionej betonowej megalopolis , gdzie pociąg przejeżdżał co 15 minut koło mojej klitki.

Poprawiłem chustę oglądając więźnia. Wyglądał na twardego wolnego strzelca, na pewno tak było potrafiłem rozpoznać solistę od gościa z wywiadu. Narigo na przykład wydawał się taki tajemniczy oraz chłodny a nie zawzięty i wprawiony w swojej wiekuistej arogancji jak każdy solista, czyli też ja. Jak coś potrafiłem przesłuchać brutalnie jakiegoś kmiotka , ale ten typ wyglądał na twardziela. Nasz pan psycholog mógł grać dobrego glinę ja złego. Spojrzałem na Narigo.

-
To co użyjesz na nim sztuczek czy mam zacząć pierwszy?

Sprawa ogólnie wydawała się sensowna. Gość mógł wiedzieć coś o tym jebanym Skorpionie więc należało się starać. Zrobiło mi się gorzko kiedy pomyślałem o tej cholernej robocie. Miałem przy sobie swój pistolet i nóż bojowy , bo zawsze zabierałem ten sprzęt więc mogłem facia maltretować wydłubywaniem paznokci. Mogłem też przestrzelić mu kolanko od tak dla dobra sprawy. Lub użyć palnika plazmowego na jego stopach , bo widziałem go kiedy tu wchodziłem. Zapowiadała się niezła zabawa, choć starzałem się już nieco i przemoc nie kręciła mnie tak piekliście jak za eścia czy naście lat.

Caleb 27-08-2013 10:32

Kings Hill potrafiło zrobić wrażenie. Wystarczył sam fakt, że wzniesiono je w tak mało przystępnym miejscu i że wciąż jak na te warunki nieźle się trzymało.
Uwadze Crow'a nie uszedł jeździec na wzniesieniu. Słyszał nieco o tej jednostce. Mogli do niej należeć tylko rodowici Almanowie, co było poczytywane jako chluba. Nie skomentował jednakże ani jego postaci, ani widoku za obsypanej piachem szybą. Cały czas bowiem analizował w głowie przyszłą rozmowę i przygotowywał gotowe ,,catchphrase'y". Miały one stanowić jego oręż w dyskusji.
Po zaparkowaniu wozu, czwórka zlała się z tłumem, który wzbierał przy głównej bramie. Jako bezpośredni kierunek obrali twierdzę, która górowała nad miastem. Tutaj jednak grupa spotkała się ze stanowczym sprzeciwem strażników. Oczywiście, nikt nie spodziewał się, że spotkanie z Cain'em będzie łatwe.
Towarzysze Alexandra popatrzyli na niego w oczekiwaniu. W końcu wyprawa była jego inicjatywą, więc dopowiedzili sobie, że do niego też należy następny krok. Crow wystąpił bliżej bramy i podniósł głos:
- Chyba nas nie zrozumiałeś, więc powtórzę po moim kompanie. Jesteśmy reprezentatami czterech wolnych miast. Mamy do pogadania z twoim królem i posiadamy ważne informacje przeznaczone tylko dla niego. Domyśl się dlaczego nie byliśmy zapowiedziani. Cain nie musi wam o wszystkim mówić i jego sprawa dlaczego. No chyba, że negujesz jego postanowienia, to się facet zdziwi... Rusz dupę i zapowiedz następujące osoby: Alexander Crow, Mike Ross, Josh Loman, Ezekiel Dracke. Mam ci to zapisać?
Oczywiście blefował i nie posiadał żadnych, newralgicznych wieści. Nigdy też nie widział Abrahama na oczy. Tym miał przejmować się później. Domyślał się natomiast, że ci tutaj to służbiści, także utrzymał ton, do jakiego przywykli.

Matemaru 27-08-2013 15:52

Twarz Kaxerxa wyrażała niewiele. Od kilku godzin nic się nie zmieniało. Rozrost opuchlizny był jedyną rzeczą świadczącą o upływie czasu. Jednak nawet ona przestałą rosnąć. Najemnik pozostawał bez ruchu, czekał układając różne możliwości, jednak mocno związane ramiona mocno utrudniały jakikolwiek ruch. Do tego więzy były co paręnaście minut sprawdzane. Więc nie miał żadnej szansy by się uwolnić. Więc myślał i zastanawiał się.
Gdy powtórnie otworzyły się drzwi zobaczył swego poprzedniego rozmówce i dwóch nowych, żaden nie wyglądał na członka AW czy też dzikich, a tym bardziej z GDA77, więc byli albo z Wolnych albo z Experis. Pierwszy wszedł mężczyzna w średnim wieku, jedno spojrzenie i człowiek wiedział, że ma do czynienia z zawodowcem, drugi za to wyglądał na świeżaka, podobnych mu spotyka się na uniwerkach w Experis jednak dalej nie był pewien kogo ma przed sobą. Wniosek z tego jasny powstał w głowie Topaza wzięli go za szpiega. Wiedział, że jeśli potwierdzą to będzie miał przesrane. Jedynym pozytywem jest to, że dawno temu jak dostał się do jednostek specjalnych zabezpieczono mu odpowiednio mózg. Jeśli zaczną się bawić jego umysłem zginą wszyscy w tym pomieszczeniu w mini eksplozji nuklearnej. Taki miły akcent zostawi po sobie przed śmiercią pomyślał gorzko Petrae.
Jego przypuszczenia potwierdził starszy mężczyzna przechodząc bez ceregieli do konkretów:
-
Najemnik postawił wszystko na jedną kartę:
-Witam panów z Experis - popatrzył najpierw na młodszego następnie na starszego jakby ich oceniając, po czym rzucił - Długo jeszcze będzie próbować swych sztuczek? Nie dowiecie się niczego innego niż to co usłyszeliście: Misja nie jest i nigdy nie była związana z wami. Nie pracuje dla Lucid i mnie tam nie znajdziecie w ewidencji nawet jakbyście długo szukali.

Pinn 27-08-2013 16:27

Patrzę na niego i myślę, kurwa to możliwe. Zatrudnili faceta przez pośredników jak to się często robi. Tak najczęściej wolni strzelcy lądowali na tajnych misjach dla obcego rządu nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Biedne chujki. Rozpalam papierosa i zaciągam się tym tanim tytoniem. Palę całkiem sporo a nie mam tyle kasy na najlepsze wyroby tytoniowe. Dla kogo więc pracujesz usprawniony bionicznie pięknisiu?

-Dla kogo więc pracujesz co ? Jak cię zatrudniono? Jakie były warunki umowy?- mówię głośno i wyraźnie starając się brzmieć groźnie, co łatwo mi przychodzi , zazwyczaj.

Matemaru 27-08-2013 16:53

Znowu stary. Jak go nazwał w myślach najemnik. Głos miał twardy jakby przyzwyczajony do przesłuchań, miał zastraszać i pewnie wielu się go bało. Jednak Kaxerx nie takie rzeczy widział i słyszał.
-Mam specjalnie dla Ciebie powtórzyć? Więcej ze mnie nie wyciągniecie. - wiedział, że naraża się na tortury jednak ich się nie bał. Do bólu był przyzwyczajony, każdy po tylu latach służby by się przyzwyczaił. W końcu Epsilon nie jest zbyt miłym miejscem do życia.

Pinn 27-08-2013 17:14

Uśmiechnąłem się szeroko kiedy zobaczyłem zawziętość tej mendy. W zasadzie miałem po dziurki w nosie całego bałaganu. Wyszedłem na chwilę z pokoju , złapałem wodę i popiłem małą niebieską tabletkę silnego stymulującego środka. Robiłem się śpiący a musiałem stać na nogach. Substancja była bezpieczna i miała małe efekty zejścia. Używali takich w woju. Potem poszukałem palnika plazmowego. Po prostu odczepię , zaczernię nieco piętki temu szpiegowi. Stanąłem przed nim a płomień roztaczał gorącą aurę zapowiedzi niesamowitego bólu.

-Mam kontynuować czy po prostu powiesz mi kurwa przez kogo zostałeś zatrudniony. Boisz się przyznać do pośredników , synu? - powiedziałem tak , choć ten brzydki pajac za nic nie mógł być moim synem, choć troszkę form pewnie w świecie zalałem.

Matemaru 27-08-2013 18:03

Petrae tylko potwierdził swoje przypuszczenia w chwili jak stary wrócił z palnikiem. Popatrzył na niego i beznamiętnie powiedział:
-Więcej informacji nie podam.
Zastanawiał się jak daleko stary posunie się w swoim postępowaniu. Nawet dla niego oczywistym jest chyba, że zaczynając od bólu nie za wiele się dowiedzą. Raczej dostaną tylko błędne informacje, jak to dawno temu działo się na ziemi. Uśmiechnął się w myślach gdy sobie przypomniał swoje zainteresowanie w młodzieńczych latach historią Ziemi. Po czym w jednej chwili spoważniał. Przymknął na ułamek sekundy oczy, by wrócić do szkolenia, które odbywał tak dawno temu. Jego ciało się rozluźniło, krew zaczęła wolniej płynąć, a impulsy przesyłane do mózgu w minimalnym stopniu zostały opóźnione. A jego mózg pobudził obszary kory mózgowej odpowiedzialnej za wydzielanie endorfin. Rozpoczął od fazy alfa. Czekając by w odpowiedniej chwili wysłać hormon do ataku.

Pinn 27-08-2013 18:30

Widząc stoickie przyzwolenie na zadanie potężnego bólu wyciągam znioski , ciągle popalając papierosa. Facet bezwątpienia to wysoka klasa, kurwa wyższa ode mnie. Tacy latają po całym Epsilonie , zbierając cenne zlecenia. Nieraz potrafią wykazać się wielką determinacją w utajnieniu informacji. Właśnie takiego widziałem , zachciało mi się złapać bucha haka i odlecieć w swoim pokoju przy dźwiękach starego dobrego Bebopu a nie zabawiać się w jebanego faszystę lub innego jeszcze kata z średniowiecza. Przysiadłem na nędznym Kings Hillowym krześle zbitym gwoździami i realnie znużony rzekłem do Narigo.

-Panie student, zajmij się pytaniami. Dostosuje płomyczek do celności odpowiedzi, heh- powiedziałem z akcentem i pozą nabytą w największych brudnych kurwi dołkach zasranej metropolii.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:31.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172