lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Cyberpunk 2020] 101 kilometr [+18] (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/14280-cyberpunk-2020-101-kilometr-18-a.html)

Brilchan 15-06-2014 21:15

Czeka nie był wielkim fanem przemocy fizycznej, wolał siedzieć przed kompem, pracować nad jakimś ciekawym projektem i ogólnie rozwijać się intelektualnie ale musiał przyznać że ta bitwa dała mu cholernie dużo satysfakcji!

- Dziękuję za pomoc w negocjacjach Skarbie - Powiedział z szerokim uśmiechem do swojej dziewczyny. Nie do końca wiedział, o co biega z tym pierścieniem, ale był dumny, że jego Rusłana jest kimś tak ważnym

- Te Duraki pokrzyżowały nam nasze plany i jestem padnięty, ale jeżeli masz siłę to możemy zamienić obiad na późną kolacje? Oczywiście, jeżeli musisz zostać i pomóc dziewczynom dojść do ładu po udanej walce to sam się przejdę do mamy i wytłumaczę jej, że trzeba było pomóc ząbkującej Sikorce - Zaproponował z uśmiechem mówiąc o białym kłamstwie, które właściwie było zgodne z prawdą tyle, że pomniało pewne szczegóły.

Kałamarnica nie chciał mówić wprost o tym, że Cierep może potrzebować ze strony Dziatwy uspokojenia. Dziewczyna zachowywała się trochę dziko, ale nikt nie mógł odmówić jej przydatności w walce. On sam też był bardzo dumny z tego jak poszło mu strzelanie po zaledwie trzech miesiącach treningu pod okiem Dimy

W tym momencie wybity bark przypomniał o sobie kolejną falą bólu a chłopak syknął - Ale najpierw trzeba nastawić mi ten cholerny bark Jepa czy mógłbyś mi pomóc ? - Poprosił kumpla. Mimo bólu roześmiał się bo przypomniała mu się sytuacja z dnia kiedy dołączyła do nich czternastolatka.


Postanowił, że nie powie nic na głos, bo nie chciał budzić w Jeżu - Pająku złych wspomnień, ale potem z pewnością zwróci na to uwagę Dziatwy.

- Trzeba, zebrać i przeliczyć fanty. Myślę że większa część powinna pójść na naprawę bryki Wydry bo on poniósł największe straty w walce, reszta powinna pójść na półśrodki do produkcji leków dla Geroja . Oczywiście trzeba będzie od tego odliczyć jakieś koszta na utrzymanie bo trzeba już zacząć robić zapasy na zimę, myślicie że Bunkier jest już wystarczająco dobrze zabezpieczony na zimę ? - Zaproponował podział łupów.

Tak naprawdę to po zejściu z haju adrenalinowego padał na pysk. Rozsądnym wyjściem byłoby wysłać do Matki umyślnego, ale nie byłoby to uczciwe w stosunku do biednej schorowanej kobieciny. Jedynie patrząc jej w twarz i tłumacząc się osobiście ze spóźnienia mógł zadośćuczynić niedotrzymaniu spotkania i kłamstwom, które musiał jej mówić.

Durendal 20-06-2014 13:27

Gieroj po wejściu do bunkra szybko i nieznacznie zwinął się na kilkanaście sekund które wystarczyły mu na zamknięcie odebranej od Czeki Sajgi wraz z amunicją w depozycie. Wojskowa dusza lekko się w nim burzyła przed takim pośpiechem, ale czyszczenie broni musiało zaczekać. Wszedł do salony akurat na czas, żeby usłyszeć pytanie Sikory. Odpowiedział po chwili namysłu.

-Nie sądzę. Raczej ma u nich po prostu mocne plecy.

Na stole postawił swoją plastikową buteleczkę z przeciwbólami i butelkę wody.

-Częstujcie się, chyba każdy dzisiaj mniej lub bardziej oberwał. Sikora, dla nie więcej niż jedna tabletka a najlepiej pół bo to mocne świństwo i przy twojej masie ciała, wiecej może zaszkodzić. Ogółem myślę, że spisaliśmy się nieźle chociaż parę rzeczy trzeba będzie omówić jak już wszyscy ochłoną. Na razie odpoczywajcie bo potem trzeba będzie zająć się zebraniem i odsprzedaniem łupów.

Wiedział, że wszyscy lecą z nóg i potrzebują odpoczynku a on potrzebował czasu do namysłu. Musiał przewartościować kwestię Dziatwy i jeszcze raz ocenić czy w ogóle a jeśli tak to na ile może jej zaufać. Miał już aktualnie w grupie dwie osoby które potrafiły być nieobliczalne wiec kwestia zaufania do pozostałych musiała być stuprocentowa.

Proxy 20-06-2014 22:24

Dopiero po trzech miesiącach od pokazania swojej nienaturalnej zaciętości mogła wyżyć się z nią prawie tak jak robiła to u siebie pod okiem wujów. Szczęściem dla wszystkich było to, że nie miała w dłoni odpowiedniego narzędzia, by wyrządzić Skoczkowi naprawdę błyskawicznie ostatecznych ran. Tak samo jak podczas incydentu z Czeką chlastała wszystkim czym miała i wcale to nie wyglądało na zadawanie ran… Tak samo jak wtedy wyglądała na zwartą i gotową, skupioną i wnikliwe wpatrującą się w każdy ruch swoich celów. Wyrysowana powaga utrzymywała się razem z zaciśniętymi zębami. Uspokoiła się dopiero gdy po ściągnięciu została złapana za rękę przez Dziatwę. Sapiąc jeszcze przez dłuższy czas. Jej niechęć biła z niej, gdy była trzymana przez chłopaka. Nie robiła na szczęście żadnych scen, czy jawnych oporów. Skoro ciocia tak zadecydowała musi być to w jakimś celu. Odstawiona do środka bunkra miała w końcu okazję wyswobodzić się i zająć miejsce gdzieś z boku. Wszyscy wracając zajęli miejsca przy stole a ostatnia osoba stanęła obok, pozwalając na chwilę rozmowy sam na sam.

- Ciociu, co ci powiedziała tamta kobieta? - odezwała się patrząc na wystrojoną opiekunkę.

- Powiedziała, że mamy jej oddać Skoczka w zamian za przyjęcie ich kapitulacji i gratów, które zostały. Powiedziała, że Strojbat jest silny. Silniejszy od Agonów. Powiedziała, że wygraliście.
- powoli Dziatwa tłumaczyła Cierep, która słuchała uważnie układając sobie wszystko na swoją modłę.

- Myślisz, że kocha Skoczka tak, jak ty Czekę?

- Nie. - odpowiedziała praktycznie natychmiast i bez najmniejszego mrugnięcia okiem.

- Hm… Ciekawe, czy by tęskniła gdyby udało mi się roztrzaskać mu głowę… - wypowiedziała myśli na głos bez żadnego przejęcia nad perspektywą zakatowania kogoś na śmierć - Ty ciociu tęskniłabyś jakby Czeki zabrakło? - zapytała podobnym tonem jednak z dozą dziecięcej ciekawości na temat rzeczy jej odległych i nieznanych.

- Tak. Ty też powinnaś tęsknić, gdyby zabrakło kogoś z nas. - Przypomniała małej, operując jej tokiem myślenia.

- Tęskniłabym za Sikorą. Lubię Sikorę. Ciocię też lubię.

- Wiem. - odpowiedziała jej, pociągnęła jednak rozmowę dalej. - Nie tęskniłabyś za nikim innym Cierep?

- Wujowie uczyli by nie przywiązywać się do nikogo - odpowiedziała lekko zamyślona już innym tematem - Ciociu, pójdziesz na obiad do mamy Czeki?

- Nie dzisiaj. Dzisiaj nigdzie nie idę.

- Czemu? - zapytała z taką samą ciekawością - Przecież ubrałaś się już w sukienkę. Agoni już sobie poszli.

- Masz rację, ale muszę iść do doca. Ty nie musisz iść do ripperdoka Cierep? - na to Cierep opuściła głową patrząc po sobie. Powycierane brudne ubranie na kolanach, łokciach i tyłku. Obite dłonie również umorusane w czymś bliżej nieokreślonym. W końcu pokręciła głową na znak, że z nią jest wszystko w porządku.

- Ale ty ciociu nie walczyłaś. Po co chcesz iść do doktora? - zdziwiła się nie rozumiejąc, lecz po chwili dodatkowa myśl ją napadła - Jesteś w ciąży, ciociu?

Rusłana zawahała się, chyba pierwszy raz od kiedy widziała ją dziewczynka. Opanowała jednak równie szybko kołaczące się w jej głowie emocje, co przemożną chęć obejrzenia się na Kałamarnicę. “Gdy dziewczynka dorasta i staje się kobietą musi się czasem badać. Upewniać się czy wszystko jest w porządku. - źle. Niewystarczająco jasno.” Zdecydowała się szybko na jedno z możliwych kłamstw, które przyszło jej do głowy, w końcu sam Czeka podpowiedział jej chwilę wcześniej takie rozwiązanie:

- Nie. W pracy mam kontakt z różnymi ludźmi. Dlatego muszę się badać.

- Hm… - podsumowała bez większego zrozumienia, jednak sama też na szczęście Dziatwy nie przejawiała dociekliwości. - Mama Czeki będzie smutna. Na pewno chciała cię dzisiaj zobaczyć, ciociu.

- Mama Grigorija mnie nie lubi. Nie musi mnie widzieć - była to wiadomość, która zaskoczyła dziewczynę i zburzyła jej cały światopogląd jaki miała na temat tamtej osoby i ich relacji.

- Ty też nie lubisz Grigorija i starasz się go unikać. - dodała Dziatwa widząc minę małej. Jeszcze tego brakowało żeby Cierep odstrzeliła rodzicielkę Czeki… Rusłanie widocznie nie służyło wdawanie się w zbyt bliskie układy, co zaczynało być widać.

- Bo Czeka jest straszny… - zaciągnęła lekko pod nosem - Ale nie robię mu krzywdy, bo go lubisz ciociu. Mamę Czeki też lubisz?

- Tak. Lubię mamę Grigorija.

- Hm… - zamyśliła się lekko zasmucona, choć nie dało się tego tak prosto zauważyć komuś, kto nie miał takiej wiedzy jak jej opiekunka - Chyba już rozumiem… - powiedziała do siebie.

- Co rozumiesz Cierep? - pochwyciła jej myśl wypowiadaną nawet ściszonym głosem.

- O co chodzi w lubieniu kogoś.

- O co chodzi w lubieniu kogoś?

- Mhm - potwierdziła.

- Cierep, o co chodzi w lubieniu kogoś? - naciskała spokojnym, opanowanym głosem Dziatwa na wyjaśnienie jej co też chodzi czternastolatce po głowie. Nie można było zostawić jej żadnych wątpliwości.

- Ciężko to opisać słowami, ale wydaje mi się, że rozumiem to, że jak ktoś jest dla kogoś ważniejszy niż coś innego. Nie wiem do końca, ale chyba rozumiem - kręciła się w kółko starając się dopaść sedna, które nie było tak proste dla niej do uchwycenia.

W między czasie przy stole zjawił się Jeż, który zaczął przyglądać się ramieniu Czeki.

- Co jest dla ciebie mniej ważne od Sikory? - starała się pomóc dziewczynce znaleźć jej własną odpowiedź… może w końcu dobrą.

- Nie wiem… Ale chyba to nie tak. Lubić to nie tak, że coś jest mniej ważne od kogoś, ale chyba na odwrót. Że Sikora jest ważniejsza niż reszta… Prawda? - dopytała się gubiąc już sama w swojej głowie.

- Prawda. - uspokoiła ją Rusłana widząc zmieszanie dziewczynki i to, że pada z nóg jak wszyscy w tym pokoju - Chcesz się położyć spać? - Cierep popatrzyła tylko coraz bardziej znużona i potrząsnęła twierdząco głową - Dobra, to położymy was obie spać. - podsumowała.

Dziatwa patrząc na udających się Jeża i Czekę do medycznej dziupli ćpuna, mieszczącej się oczywiście w jego laboratorium, oddelegowała krótkim poleceniem dziewczynę by przed spaniem umyła się z przedbunkrowej ziemi i krwi Agonów. Sama udała się za chłopakami by przyglądać się z futryny paramedycznym wyczynom. Po paru chrupnięciach i ciągnącym bólu ramie zostało naprawione, a następna w kolejce była mała Sikora. Oderwana od stołu przez kolejne polecenie Dziatwy najmłodsza członkini Strojbatu przeszła, mimo bólu w klatce piersiowej, odważnie wyprostowana przez cały korytarz trzymając w ręce swoje malutkie, na wpół czerwone białaczki zawinięte w równie brunatną od krwi chusteczkę i nie dając po sobie poznać, że cokolwiek ją boli. Jeż pochylił się przed nią mrużąc się od światła latarki w jej paszczy.

- To mleczaki mała, nie ma co płakać, odrosną. - podsumował robiąc wszystko by móc spławić ludzi ze swojego sanktuarium jak najszybciej.

Następnie zgodnie z kolejnymi instrukcjami Dziatwy, dziewczyny wyminęły się w łazience nawet ponaglone by się nie ociągać, tylko zrobić wszystko sprawnie. Musiała tak to rozegrać, żeby mieć możliwość załatwienia poważniejszych dla siebie spraw i w końcu dać też Gierojowi możliwość przejęcia od niej pałeczki.

Azrael1022 22-06-2014 19:52

Stłuczone biodro bolało jak jasna cholera, a w nocy z pewnością będzie jeszcze gorzej. Wydra cieszył się, że póki co adrenalina łagodziła objawy obrażeń. Cały czas odczuwał przyspieszone bicie serca i przyjemne mrowienie w kończynach, efekt bitewnego stresu i euforii zwycięstwa. Piętnastolatek miał może problemy emocjonalne, lecz czasami dobrze było oddać się bez reszty ślepej furii i pozwolić, aby gniew zapanował nad ciałem, zwiększając szybkość, siłę i dając niebywałą zaciętość.
Dajesz, raszpla! – rzucił na odchodne Królowej. – Miły z ciebie chłopiec – zwrócił się też do Skoczka – a teraz spadaj na Harlem, tam twoje miejsce.

W bunkrze Wydra łyknął wódki na uspokojenie a zaraz potem zaczął obmyślać plan zagospodarowania nowych maszyn.
Te motory mogą się nam przydać. Trzeba je będzie zabrać albo tutaj, lub do zamkniętego zakładu przetwórstwa ryb, gdzie stoi moja bryka. Albo ten sprzęt wykorzystamy, albo opylimy, ale za długo na widoku walać się nie mogą, bo zainteresują się nimi złomiarze albo mentownia a wtedy koniec tematu. Kto chętny na małą przejażdżkę? – chłopak popatrzył po wykrzywionych bólem twarzach. Nie zobaczył entuzjazmu. – Dziatwa? Weźmiesz jeden motor? – zapytał jedyną osobę, która nie była ranna. Jej pomoc w tym momencie była nieoceniona, więc trzeba było odłożyć na bok wszelkie uprzedzenia.

rudaad 25-06-2014 14:21

Cytat:


Przerwana lekcja historii:


Rok 1985

Pierwszy sekretarz KC rosyjskiej partii socjalistycznej Michaił Gorbaczow wraz ze swoim doradcą Aleksandrem Jakowlewem rozpoczynają szeroko zakrojony program reform nazywany „Pieriestrojką”. Częściowe uwolnienie rynku oraz rozszczelnienie żelaznej kurtyn połączone z redukowaniem potencjału militarnego oraz wywiadowczego stwarza warunki do powstania pierwszych organizacji mafijnych z prawdziwego zdarzenia.


Rok 1986

W Moskwie jako centralnym punkcie kraju zmiany zachodzą najszybciej. Centralne rejony miasta opanowują nowotworzące się rodziny mafijne: Sołneckaja, Izmaiłowskaja, Krasnosielskaja, Choroszowskaja i Daniłowskaja. W międzyczasie poziom zanieczyszczenia w centrum Moskwy wzrasta do niebezpiecznego poziomu, władze decydują o przeniesieniu głównych urzędów oraz zabytków na południe miasta tworząc nową enklawę dla najbogatszych później nazwaną Neo-Moskwą.


Lata 1987-1990

Postępujące zmiany w polityce kremla skutkują odrywaniem się kolejnych republik radzieckich ze związku. Podążając za przykładem Polski wszystkie zachodnie państwa satelitarne ogłaszają niepodległość i przyjmują zdecydowanie wrogą postawę wobec nowo formującego się Związku Suwerennych Republik Radzieckich. W samym ZSRR po ustąpieniu Gorbaczowa rozpoczyna się bezpardonowa walka o władzę. Grupy zrzeszone wokół różnych służb (KGB, FSB, GRU, Armii) posługując się szantażem, wymuszeniami, zastraszaniem starają się zdobyć dominującą pozycję w partii. W tej sytuacji zorganizowana przestępczość otrzymuje nieoczekiwane wsparcie ze strony walczących ugrupowań politycznych poszukujących nowych sposobów wywierania nacisku które oficjalnie nie mogły być z nimi połączone. Powoduje to również zaostrzenie się stosunków między rodzinami mafijnymi, na ulicach Moskwy toczy się coraz bardziej krwawa i bezpardonowa walka. Strzelaniny i zamachy bombowe stanowią codzienność.
W pierwszej połowie roku 1990 Andriej Gorborew oficjalnie uznawany za następcę Gorbaczowa unika zamachów przygotowanych przez agentów KGB oraz przy wsparciu GRU i Armii uzyskuje przewagę. Przeprowadza czystkę w szeregach KGB oraz FSB tworząc stabilny aparat władzy.


Rok 1991

Pomimo ustabilizowania się sytuacji politycznej w centrum Moskwy nadal trwa wojna. Sporadyczne strzelaniny często kończą się wielogodzinnymi wymianami ognia z użyciem broni automatycznej i granatów. Ludność cywilna zaczyna opuszczać centrum i kierować się w stronę czystszych i spokojnych obrzeży miasta. Po tym jak nad ulicami miasta przypadkowo zestrzelone zostaje AV wiozące kilku urzędników partyjnych średniego szczebla Gorborew wypowiada wojnę mafii. Na ulice wychodzi OMON i wojsko, funkcjonariusze w ciągu tygodnia zdobywają kontrolę nad całym centrum w toku operacji w praktycznie niszcząc rodziny Krasnosielską oraz Choroszowską oraz poważnie uderzając w pozostałe. Bossowie pozostałych rodzin korzystając z mediacji Worow w Zakonie zawierają pokój oraz ustalają podział na strefy wpływów by powstrzymać wojnę i uspokoić władzę. Ustala się panujący do dziś status quo, wszelkie sprawy sporne załatwiane są przy mediacji Worów. Wydarzenia te wśród mieszkańców Moskwy nazywane są „krwawym tygodniem”.


Lata 1992-2010

Postępująca degradacja środowiska w centrum powoduje, że każdy kogo na to stać przeprowadza się w czystsze rejony, dawne centrum Moskwy staje się miejscem zamieszkania biedoty i kryminalistów. Powoli pojawia się w odniesieniu do tych terenów określenie „101 kilometr” i na stałe wpisuje się w słownik mieszkańców Moskwy. Dodatkowo w tym czasie obserwuje się napływ imigrantów z dalekiego wschodu (Korea, Wietnam, Taiwan) oraz uchodźców z ogarniętego wojną domowego Kazachstanu. Nowo napływający tworzą swoje własne enklawy, stając się przy tym celem różnego typu ugrupowań neonazistowskich. Dochodzi do częstych bójek i lokalnych zamieszek na tle rasowym zazwyczaj tłumionych przez żołnierzy grup mafijnych zdeterminowanych by uniknąć powtórki z „krwawego tygodnia”.


Lata 2010-2018

Trzy rodziny mafijne: Daniłowskaja, Izmaiłowskaja i Sołneckaja przejmują realną władzę nad całą dawną centralną Moskwą dzieląc między siebie w następujący sposób dawne administracyjne okręgi miasta: Daniłowskaja: Południowy, południowo-wschodni i południowo- zachodni; Izmaiłowskaja: zielonogardzki, wschodni i centralny; Sołneckaja: zachodni, północny, północno-wschodni i północno-zachodni. Władza milicji i innych standardowych służb porządkowych podporządkowana jest interesom hegemonów. Większość funkcjonariuszy jest przez nich dobrze opłacana. Neo-Moskwa odgradza się od starej części miasta murem.

Nasilają się konflikty graniczne z Republikami nadbałtyckimi, Czechami, muzułmanami, dawną Jugosławią i na Sybirze.


Rok 2019

Rząd Neo-Rosji popchnięty do ostateczności coraz bardziej niestabilną i klaustrofobiczną sytuacją na granicach decyduje się na wysłanie regularnych oddziałów Armii Czerwonej do Afganistanu, w obronie bratniego narodu afgańskiego przed imperialistyczną władzą, mając nadzieję dać popis siły wystarczający do uciszenia większości konfliktów. Mimo użycia arsenału nuklearnego regularna wojna trwa do dziś, a konflikty graniczne nie słabną.


Rok 2020

Pozorną stabilizację układu sił w Moskwie burzą ataki terrorystyczne przypuszczane na członków mafii i milicji. Cele ataków wydają się całkowicie przypadkowe. Represje ze strony mafii dotykają wszystkie okręgi i dystrykty miasta – zmniejszają się środki i dopływ towarów do ludności cywilnej. Poszczególne mniejsze młodociane bandy zaczynają walczyć o względy u zarządców okręgów. Pacyfikacji poddane zostają wszystkie zbrojne ugrupowania kitajców. W dystrykcie Izmajłowskim liczba znaczących się gangów zostaje ograniczona do sześciu: Kos, Agonów , Strojbatu, Komsomolców, Sorotników i Dżygitów.

W odpowiedzi na wzrastający w dawnej części miasta poziom terroru notable Neo-Moskwy przygotowują się do wysłania wsparcia dla milicji w postaci niezależnych oddziałów OMON-u i Armii na ulice Moskwy.



WSZYSCY
(Wieczór)

Tuż po odprawieniu Agonów, w bunkrze wszyscy członkowie Strojbatu zajęli się swoimi sprawami dotyczącymi głównie ustaleń co do dalszych działań i lizaniem ran. Na zewnątrz z wolna zapadała szarówka wieczoru. Wcześniej zgrana grupa teraz podzieliła się na dwa niewielkie obozy: za Dziatwą i przeciw niej. Z jednej strony toczyły się rozmowy na stopie koleżeńskiej, z drugiej dyskusje nad możliwościami spożytkowania łupów. Do pozornego rozejmu miała doprowadzić prośba Wydry o pomoc kobiety w zbieraniu sprzętu z pola walki. Gierojowi angażowanie do pracy dziewczyny Czeki widocznie nie przypadło do gustu, bo natychmiast zaczął szukać innych ochotników do zadania, których było i tak jak na lekarstwo. Widział to doskonale, ale nie ufał Rusłanie. Nie miał ku temu żadnych powodów, a ostatni występ dziewczyny wzbudził w nim jeszcze więcej wątpliwości, czego nie poprawiła tym bardziej odpowiedź dziewczyny na zadane przez złodzieja pytanie:

- Poczekaj trochę Kirył, ogarnij się, dziewczyny padają wam z nóg. Pozbierają się i zobaczymy czy znajdzie się więcej chętnych.

„Ignorancja za ignorancję” – Pomyślał Gieroj… Czego mógł się więcej spodziewać po tym jak niepotrzebnie olał dobre chęci swojego doliniarza? Z drugiej strony tak pozostawiona sytuacja pozwalała na dojście do jakiegoś konsensusu…

Nim dało się ocenić, że faktycznie dziewczynki do niczego się nie nadają Czeka wyszedł z bunkra, więc do roboty zostały tylko cztery pary rąk, z których jedna dzierżyła kolejną działkę towaru i najwidoczniej miała wszystko w dupie chcą odlecieć zanim ktoś zdąży go zagonić do pracy.



Grigorij Iwanowicz Gaidar "Czeka"


Czeka idąc do mieszkania swojej matki przemierzał dobrze znane sobie ulice. Ulice, które nigdy się nie zmieniały. Zawsze były przygnębiające i puste, ciemne i brudne. Zionęły chłodem i smrodem rozkładających się śmieci oraz smogiem, który zmusił notabli do przeniesienia zabytków architektury dawniej pięknej okolicy na obrzeża ogromnej stolicy Neo-Rosji. W miejscu Izmaiłowskiego Kremla świeciła teraz ogromna dziura pozostała po wyrwaniu monumentalnego symbolu świetności caratu z posad. Zabrano wszystko czym można by nacieszyć oczy, nie pozostawiono nawet jednego fundamentu. W ich miejscu stanęły prowizoryczne ziemianki. Kolejne gniazda wylęgu zawszonej hołoty, która próbowała każdego dnia walczyć o dumne miano ludzkości, zapominając jednak, co krok, czym jest honor. Cóż wspólnego z godnością ma walka do krwi o kawałek zapleśniałego chleba? Co wspólnego z człowieczeństwem ma sprzedaż ciała swojego jedynego dziecka za kolejną butelkę wódki? Co ludzkiego jest w zamęczaniu zwierząt dla uciechy, kogoś kogo stać jeszcze na szczęście oparte na brutalności i potrzebie wyżycia swoich instynktów na słabszych od siebie istotach?
Idąc Grigorij minął wiele twarzy, żadnej z nich wydawał się nie dostrzegać. Nie wychował się tu, ale jak każdy należał do tego okrutnego świata. Skupił swój elektroniczny wzrok na drodze… Mimo, że asfaltowej to popękanej, dziurawej i zawalonej wszelkiego rodzaju odpadkami. Takiej samej jak każda inna w tej okolicy. Pod stopami rzęziły mu pękające drobne kości i okruchy szkła. Głębiej schował twarz okutaną maską w kołnierz swojej kurtki, a dłoń zacisnął na szaliku od dziewczyny schowanym w kieszeni. Próbował się odciąć, ale myśli uparcie wracały do jego porannej rozmowy z Dziatwą. Nie chciał dla siebie, dla niej, czy nawet dla ich potomstwa takiej przyszłości jaka rozciągała się na granicy jego wzroku…

***

- Rany, byłem taki głupi! Przecież to podstawy! Doskonale wiem skąd biorą się dzieci… Słuchaj kiedyś chciałem założyć rodzinę, ale to były plany na odległą przyszłość, jak zdobędę pracę, mieszkanie i wydostanę się z tej przeklętej dzielnicy! Powoływanie na świat życia w momencie kiedy sam mogę się ledwo utrzymać na powierzchni nie jest zbyt odpowiedzialne...

-Nie panikuj, jest w tym tyle samo mojej winy co twojej.

- Wiem, że jest za wcześnie żeby panikować, ale chcę żebyś wiedziała, że przyjmę każdą twoją decyzję. Jeżeli zechcesz urodzić to wezmę odpowiedzialność jak przystało na mężczyznę, którym może nie jestem jeszcze do końca, ale skoro byłem na tyle żeby spłodzić, to spróbuje dać z siebie wszystko żeby wychować. Ale bardzo mocno wierzę w prawo kobiety do samostanowienie w kwestii własnego ciała i jeżeli postanowisz usunąć płód nie będę robił żadnych problemów. Postaram się zdobyć pieniądze aby można było wykonać odpowiedni zabieg w bezpiecznych i sterylnych warunkach. Chcę żebyś wiedziała, że cokolwiek postanowisz będę cię w tym wspierał. - Zapewnił.

-Pieniądze nie są problemem. Korzystam z waszego wiktu i opierunku pracując na dobrych warunkach.

- To dobrze, że nie są problemem, a może powinniśmy zrobić test krwi? Mogę postarać się zdobyć kasę. Tyle że nie wiem czy nie jest na to jeszcze za wcześnie. Będę musiał sprawdzić, w którym tygodniu podnosi się poziom hormonu we krwi. Czy wcześniej zdarzało ci się spóźniać z okresem? Wybacz mam nadzieje że cię nie straszę ? Nie chcę żebyś odeszła myśląc, że jestem jakimś wariatem, który chcę bosonogiej narzeczonej w wiecznej ciąży. - Grigorij był wyraźnie zagubiony w całej sytuacji. Starał się postąpić właściwie, ale po raz pierwszy stanął przed taką odpowiedzialnością i niebardzo wiedział jak ma się zachować.

- Możesz się w końcu uspokoić? Kobietom regularnie przy skokach hormonów spóźnia się okres, przy ciąży nawet do 3 miesięcy może dalej występować. - zorientowała się, że palnęła głupstwo.

- Wybacz, już się uspokajam. Cóż trochę za mało się uczyłem biologii skupiając się raczej na chemii i programowaniu sądząc, że z tego się utrzymam. W tych kwestiach jestem trochę ignorantem.- Pokajał się Czeka.

- Gdybym miał normalną twarz to teraz byłbym czerwony jak burak z zawstydzenia, a oczy miałbym jak po kresce koki z przerażenia.

- A więc to idzie tak, kiedy mama z tatą bardzo się kochają… - uśmiechnęła się do Czeki, próbując zamaskować poprzednią gafę dobrą miną i żartem. Gaidar parsknął wyraźnie nerwowym śmiechem.

- Tja, myślę że to już przerobiliśmy. Jakieś tam podstawy podręcznikowe sobie przyswoiłem.- Siedemnastolatek obiecał sobie w duchu, że będzie trzeba przyswoić trochę wyższej bologii, bo naprawdę wiedział na ten temat niewiele. Nie zorientował się w tym, że kochanka coś pomieszała.

- To dobrze słyszeć, że jestem dobrą nauczycielką.

Kałamarnica pokiwał głową wyraźnie rozluźniony.

- Czyli co? Po prostu spokojnie poczekamy i od teraz będziemy używać gumek?

- Mogę podskoczyć do znajomego doca jeszcze dziś, wiesz, czasami mamy… hmn… mieliśmy, w salonie problemy z klientami. Jakaś pęknięta rękawiczka, brak kasy na odpowiednie zabezpieczenie, a gość nie wyglądał szczególnie. Opinie od wyglądu też miał nielepszą i zawsze warto było sprawdzić czy nic się nie przywlokło z roboty.

- Tak, takich rzeczy zawsze lepiej pilnować. Czyli myślisz że da się zrobić badanie? Rzeczywiście lepiej byłoby mieć jak najszybciej pewność co do sytuacji. Wybacz, że troszkę spanikowałem.

***

Od wspomnienia wcześniej wypartego adrenaliną bitwy o terytorium Strojbatu oderwała go nagła zmiana okolicy. Drastycznego kontrastu niby nie było. Wszechobecny zaduch i szarość wczesnego wieczoru dalej towarzyszyły każdemu jego krokowi. Tym razem jednak zmarznięte błoto pokrywające niskie budyneczki z zadaszeniami zrobionymi z folii, kawałków metalowych arkuszy lub zbutwiałych desek zastąpiły wysokie, betonowe falowce rzucające cień na całą dzielnicę. Dawniej w tym miejscu mieścił się sławny kompleks hotelowy, dziś oddany do użytku klasie robotniczej zasilanej w tym rejonie głownie przez byłych skazańców. Tysiące luksusowych pokoi i małych klitek dla biedoty zmieniono w mieszkania, w których wieloosobowe rodziny żyły oddzielone od siebie jedynie cienkimi sklejkowymi ścianami.
Na otwartej przestrzeni pomiędzy budynkami przewalały się setki ludzi, goniących za swoimi sprawami. Niczym magicznym sposobem, przed wysokim chłopakiem z żarzącymi się implantami oczu, tłum lekko się rozstępował pozostawiając mu miejsce żeby mógł swobodnie przejść. Nie nawykł do tego. Tuż po wypadku wybierał drogi pozwalające mu zostać niezauważonym. Te najciemniejsze, najbardziej zawiłe, te w których ludzie umierali bez najcichszego nawet jęku. Sam wybierał takie ścieżki nie widząc sensu w dalszym swoim istnieniu. Przetrwał jednak stając się kimś więcej niż tylko szarym cieniem człowieka, tak podobnym do tych, które teraz ustępowały mu z drogi. Zaufanie Gierojowi okazywało się najlepszym wyborem w jego życiu, odczuwał to coraz mocniej z każdą chwilą spędzoną w pobliżu matczynego domu.

Doszedł do wejścia dawnego Izmajłowo Afla Hotel i wziął głęboki oddech. Był zmęczony, a musiał, z niedawno nastawionym barkiem, przestawić jeszcze ciężką płytę zastępującą drzwi budynku. Nie oczekiwał pomocy, był teraz sam - zdany tylko na własne siły i chęć przetrwania dla ukochanej matki, zupełnie jak przed dzień spotkania Dimy. Nim szarpnął za taflę, śliskiego od lodu, metalu obijającego drewnianą tarczę zasłony wejścia, ta uchyliła się sama. „Kolejne jebane deja vu” – pomyślał przypominając sobie początek pierwszego jego spotkania oko w oko z Cierep. Tym razem przewidująco odsunął się z przejścia, odwracając się bokiem do wychodzących i tym samym przepuszczając trzech gości w idealnie ciemnych garniturach odcinających się od bezbarwności okolicy we wręcz rażący sposób. Widok go zaskoczył, ale wyczerpany organizm nie dał mu możliwości głębszego przeanalizowania sytuacji. Jedynie poszczególne detale wbiły mu się w pamięć jak to zwykle uporczywie miały w zwyczaju: trzech ludzi w garniturach, szara limuzyna, drzwi na pierwszym piętrze hotelu zamykane ręką wytatuowaną we wzory niezwykle podobne do tych szpecących dłonie Dziatwy… Najważniejsze jednak teraz było szybkie załatwienie sprawy z mamą, nie jacyś obcy goście, którzy nie mieli żadnego znaczenia dla jego życia, choć ich obecność zaburzała odrobinę jego postrzeganie przez samego nettrunnera.

Zanim Czeka wszedł do budynku widział zapalone w rodzinnym domu światło, mniej więcej tam gdzie była kuchnia. Jak każdy Rosjanin wszedł proszony takim znakiem na gościniec. Przywitał się z matką chcąc jedynie szybko wyjaśnić zaistniałą sytuację i wynikającą z niej jego samotną, spóźnioną wizytę. Jednak kobieta wydawała się spokojniejsza i pełna ulgi, że nie przybyło jej dziś więcej gości niż sam syn. Na wszelkie wyjaśnienia swojego pierworodnego kiwała tylko dłonią na znak, że rozumie, i gdy skończył ucałowało jego dłoń. Przykazała mu się rozebrać, na co Kałamarnica, z podobnym, do wcześniejszego zachowania matki, westchnieniem ulgi zdjął nie tylko buty i kurtkę, ale też maskę. W mieszkaniu było dość chłodno i to nawet na tyle, że jego wrażliwa skóra twarzy nie odczuła skoku temperatury, a oswobodzenie się z osłony sprawiło mu niemałą przyjemność. W końcu w bunkrze musiał nosić ją przez cały czas żeby nie straszyćCierep. Poza oczywiście intymnymi chwilami spędzanymi tylko z Dziatwą.
Zjadł z rodzicielką kolację nie wspominając o swoim pełnym emocji dniu ani słowem, ale gdy chciał już się żegnać, matka zatrzymała go stanowczym głosem i prośbą wypisaną na twarzy, której jego miękkie serce nie mogło się oprzeć. Mimo to spróbował, tłumacząc:

- Matulu zrozum, tak samo jak musiałem do ciebie przyjść żeby osobiście się wytłumaczyć z sytuacji i wynagrodzić ci niedotrzymanie obietnicy, tak samo muszę teraz wrócić i pomóc kolegom. Oni też stali się dla mnie rodziną i nie mogę ich tak po prostu zostawić, ale nie chcę żebyś czuła, że cię zaniedbuję…

- Grigorij, matka rozumie, że jesteś dorosły, że wolisz młodą dziewczynę od starej kobiety, ale dawno cię nie było.
– Przygarbiona wiekiem i chorobą kobieta naprawdę czuła, że syn próbuje ją wyprzeć ze swojego życia i zastąpić kimś innym.

- Mamuś tu nie chodzi o Rusłanę tylko o dwie inne chore dziewczyny. Po prostu głupio mi zostawiać ten cały bajzel na głowie Dimitrija, ale jeżeli nie przekonam cię inaczej o tym, że nikt nie zajmie twojego miejsca w moim sercu to zostanę.

Czeka poczuł jak jego wola zaczyna się łamać. Nie potrafił odmówić tej kochanej, schorowanej kobiecinie. W końcu tak niewiele mógł jej dać. Czuł, że jest to sytuacja bez wyjścia, że cokolwiek nie zrobi ktoś na tym ucierpi, ale z dwojga złego sądził, że Geroj poradzi sobie z tym lepiej od Matki. Po za tym już raz dzisiaj przedłożył Strojbat nad rodzinę, więc może teraz zrobić odwrotnie żeby wszystko zostało zachowane w równowadze.

- Zostań, proszę.

- Dobrze, mamo postanowiłem, zostaje. Tylko muszę poprosić kogoś żeby przekazał reszcie informację. Sama wiesz jakie ulice tutaj niebezpieczne po zmroku, nie chcę żeby się martwili. Naprawdę muszę załatwić jakieś komórki albo chociaż krótkofalówki, bo taki brak kontaktu jest nie do zniesienia.

Sprawa została załatwiona, Czeka miał spędzić pierwszą od ponad roku noc w swoim starym domu i pierwszą od trzech miesięcy noc bez Rusłany. Nic się przecież nie mogło złego stać, ponad to, co już było. Wiedział to dobrze znając historię życia Dziatwy.

-Idź, tylko bądź ostrożny. – ostrzegła go w progu matka.

Gdy Kałamarnica wyszedł z klatki, w której mieszkała jego rodzicielka i zobaczył grupę umorusanych szczyli bawiących się za rogiem, w ciemnym kącie tuż koło śmietników, szybko pomacał się po kieszeniach. Doskonale wiedział jak to działa - trzeba dać coś żeby móc o coś poprosić. Mimo tej wiedzy i korzystania nieraz już z metody wypracowanej przez Sikorkę wciąż czuł się spięty i nieswój przy obcych ludziach. Nawet teraz, gdy miał ubraną maskę, o której przestał tak lekkomyślnie zapominać, jak wtedy kiedy był obok swojej kochanki…

Chłopak wcześniej, jeszcze idąc po schodach, nabazgrał na szybko na kawałku papieru pakowego krótką notatkę żeby reszta wiedziała, że to naprawdę od niego. Wziął kilka głębszych oddechów i zawołał:

- Hej dzieciarnia kojarzycie Strojbat? Potrzebuje żeby ktoś przekazał wiadomość Sikorze w zamian dam pisaka.- Głos nawet mu się nie trząsł choć wciąż czuł jakiś irracjonalny strach przed odrzuceniem. Zupełnie niesłuszne. Dzieciaki na dźwięk słowa "Strojbat" zerwały się wszystkie. Chłopak uświadomił sobie, że widać wieści rozchodzą się szybciej niż można by było przypuszczać. Z lekkim strachem wystąpił najwyższy, więc też pewnie najstarszy z wyrostków.

-Ja wezmę. - powiedział z głupią butą, maskującą strach, a właściwą tylko jego wiekowi.

- Dobra, tu masz karteczkę, a tu fanta. Długopis powinien jeszcze pisać dość długo, więc niech ci dobrze służy. Towarzyszu, przekaż Sikorze, że przysyła cię Czeka.

Kałamarnica nie mógł nic poradzić, reakcja dzieciarni po prostu go rozwaliła. Zawsze miał wielką słabość do dzieciaków. Ich było mu zawsze najbardziej żal, choć od Sikorki nauczył się, że trzeba tych emocji pilnować, bo nie jeden przez takie sentymenty skończył bez portfela albo jako przymusowy dawca organów na stole ripperdocktora.

- Widzę, że Czeka. Dobrze strzelasz. Nieźle daliście popalić Agonom.

-Tak, wszystko zasługa Geroja, dobrze mnie wyszkolił. To jak młody, mogę na ciebie liczyć? - Jak zwykle przesadnie skromny chłopak nie umiał przyjąć komplementu.

- Pewnie. Uważaj sprawę za załatwioną.

- Dzięki.

Powiedział, następnie pożegnał się grzecznie z dzieciarnią i wrócił do domu, gdzie po krótkiej rozmowie z matką zapadł na starej, wytartej kanapie w zasłużony, głęboki sen. Sen tym spokojniejszy, że raz na jakiś czas, znów mógł poczuć się dzieckiem, którego los zależy od kogoś innego. Dzieckiem, którym tak naprawdę był, przez co nie umiał stawić czoła odpowiedzialnościom, które na niego spadały... Matka jakby na znak przejęcia wszystkich jego zmartwień na swoją posiwiałą już głowę siedziała przy nim jeszcze dłuższy czas dotykając jego dłoni. Gdy wstawała zawahała się nad pocałowaniem go w czoło i dotknięciem ustami jego spalonej skóry. Nie dała rady, zamiast tego przytuliła swój policzek do rąk syna i ucałowała je. Na szczęście Czeka nie mógł tego widzieć.



Kirył Łukian Jikh, "Wydra"
Dimitrii Kid „Gieroj”


Dziatwa, Gieroj i Wydra wyszli z budynku sami… Pół godziny różnicy miedzy wyprawą netrunnera, a reszty zbieraniny zmieniła jedynie tyle, że szarówka wieczora zaczęła przechodzić w mrok nocy, a temperatura spadła o kilka kolejnych stopni. Na zewnątrz było pusto i cicho. Pobojowisko wyglądało dokładnie tak jak je zostawili, tylko mołotowy przygasły. Na widnokręgu jedynym oświetlonym elementem krajobrazu był drugi stadion – nie wiedzieć czemu nazywany przez miejscowych „Jarmark Europa”. Ten koło bunkra nie nadawał się do niczego, ciężko było przez niego nawet przejść nie zapadając między stelażami dawno zawalonego dachu. Z jednej strony stanowiło to doskonały system wczesnego ostrzegania, z drugiej nie sprawdzało się, aż tak dobrze jak pułapki zastawiane przez przywódcę Strojbatu. Nie wiadomo gdzie i skąd Gieroj naczytał się o sposobach na amerykanów stosowanych w Wietnamie, ale w miarę wiernie odwzorował jamy w ziemi z wystającymi z nich kolcami, kiedyś całkiem zabawnie nazwanymi wietnamskimi pamiątkami. Po dzisiejszych występach Jeża, wzorcowe odsyłanie amputowanych kończyn nieszczęśnikom, którzy w nie wpadli, prawdopodobnie nie stanowiłoby problemu dla młodocianego gangu… W jednej z zapadniętych jamek, do której zajrzeli Strojbatowcy, znaleźli przebity, okrwawiony but i strzępy zielonych spodni, na których dumnie trzymała się jeszcze kieszeń typu cago. W środku nie było wiele – paczka fajek w połowie już pusta, pudełko zapałek, trochę pokruszonych prochów, parę opasek samozaciskowych i dwie zafoliowane prezerwatywy. Lepsze to niż nic, ale pierwsze znalezisko pozbawione chociażby jednej, złamanej kopiejki nie wróżyło interesu życia wśród tego co mogliby znaleźć na pobojowisku. Dima i Dziatwa poczęstowali się szlugami, Wydra odmówił, spieszyło mu się do UAZa, który wyglądał na nieźle pokiereszowanego i nie było pewności czy w ogóle ruszy. Nim jednak złodziej zdążył odejść od reszty podbiegł do nich jakiś umorusany szczyl, mniej więcej w wieku Sikory i zażądał natychmiastowego widzenia się z małą. W pierwszych odruchach: Wydra miał ochotę strzelić go w rozczochrany czerep, Gieroj olać to, że dzieciak właśnie ładował się na jedną z pułapek, a Dziatwa zwyczajnie się roześmiać. Opanowanie poskutkowało tym, że w końcu zainteresowani dostrzegli, że oczy dzieciaka są szeroko otwarte jakby ze strachu, szacunku lub podekscytowania. Widocznie cieszył go wasz widok i bardzo przeżywał to spotkanie, ale nie chciał się zdradzić. Nalegał dalej na spotkanie z Sikorą powtarzając, że ma dla niej wiadomość i nie może przekazać jej nikomu innemu, nawet „Wielkiemu Gierojowi, który tak zajebiście wymiatał łańcuchem”, ani też temu „Wydrze, co jak buldożer rozjechał stado Agonów swoim UAZem, rozpędzając ich prawie w pojedynkę!”. Dziatwa słysząc wywód młodego nie wytrzymała i uśmiechnęła się do chłopaków z rozbawieniem, po czym zaproponowała, że pójdzie po Sikorę. Jednak zanim zdążyła wejść do budynku mała, jak za sprawą telepatii lub innych sobie tylko znanych sztuczek, ze zbolała miną i zaspanymi oczami wyskoczyła z podziemnej siedziby gangu. Wzięła od chłopaczka karteczkę i kazała mu mówić, byle szybko, co miał przekazać. Wieści nie były aż tak szokujące i warte takiego uporu jakim gówniarz się wykazywał, ale dobrze było mieć pewność, że wypracowany przez Sikorę system działa i posłaniec z wieściami nigdy nie rozpuści jęzora dalej niż powinien.

- To od Czeki, a co to macie napisane.

Sikora pokiwała głową i przekazała karteczkę Dimie, jednocześnie puszczając oko chłopaczkowi i odsyłając go ruchem głowy w stronę, z której przyszedł. Gieroj przeczytał świstek papieru pakowego i przekazał reszcie co tam znalazł:

- Czeka nie wraca dzisiaj na noc, więc radzimy sobie bez niego. Nie patrz tak Dziatwa, u matki zostaje, a ty nie usłyszysz za pomoc ode mnie: „a ty co? Nie masz swojego domu?”.

Sikora pokręciła głową na żart dowódcy Strojbatu i pociągnęła go za rękaw żeby zbliżył do niej ucho. Wyszeptała mu, że musi pilnie do niej przyjść na dół, bo strasznie boli ją w boku, a Jeż zamknął się u siebie i nie można się do niego dobić za nic.

- Za chwilę wracam, a wy zerknijcie czy coś wartościowego i w miarę lekkiego tu zostało, takiego żeby wrzucić to do bunkra. Resztę większych gratów wrzucimy na magazyn. Masz tu Wydra krótkofalówkę w razie problemów, ja biorę drugą.

Dima oddalił się od pozostałej dwójki mając w głowie, że małą należy opierdolić raz: za bezmyślne wdanie się w niebezpieczną sytuację, gdy zwyczajnie mogła wcześniej puścić gazrurkę, albo rzucać kamieniami; dwa: za wcześniejsze nie przyznanie się, że coś ją boli. Zgrywanie bohatera Sikorze całkiem wychodziło, nawet przy złamanych trzech żebrach, które chłopak ciasno owinął bandażem. Na słowa reprymendy odpyskowała, że to wszystko przez Gieroja, bo gdyby jej nie powiedział, że Dziatwa jest kimś bardzo ważnym to nie miałaby się przed kim wstydzić, że ją boli.

W tym samym czasie Cierep twardo spała u siebie, a Wydra z Rusłaną zostali na dworze przeglądając wszystkie łupy. Ich rozmowy kręciły się wokół tematu ćwiczenia zdolności manualnych. Ot taka wymiana doświadczeń między dwójką fachowców z zupełnie innych dziedzin, które łączyło tylko to, że zarabiało się w nich dobrze wyćwiczonymi dłońmi. W sumie inne zawody też mieściły się w takiej definicji, ale Kirył nie miał predyspozycji do nich, a Rusłany nie wypadało o to nawet pytać. Dziewczyna była miła i pracowita. Rozmowa toczyła się swoim tempem i pełna była uprzejmych uśmiechów i obustronnego zainteresowania tym co ma do powiedzenia rozmówca. Porównane zostały metody treningów, ich długość i inspiracje do tworzenia nowych arcydzieł. Podobieństwa nie były trudne do odnalezienia – rozciąganie mięśni, wielogodzinne ćwiczenia i pomysły czerpane z codziennych sytuacji oraz okazji jakie się w nich pojawiały. W tak sympatycznej atmosferze przytargali ze sobą do bunkra wszystkie drewniane elementy jakie pozostały na polu (mając w przyszłości nadzieję na odrestaurowanie pieca mogącego stanowić centralne źródło ogrzewania bunkra), dwa najporządniej wyglądające łomy, z których jeden z pewnością był na tyle zabytkowy żeby stanowić robotę dobrego kowala, kilka wygiętych kastetów, różnej długości i masy łańcuchy, ze cztery niewypały mołotowów z nienaruszonymi lontami i benzyną w środku.. Niewiele więcej opłacało się w ogóle ruszać z ziemi, bo to co zostało dodawało jedynie kolorytu i tak celowo zagraconemu przedpolu bunkra.

Wrócił Gieroj koleżeńskie rozmowy zostały ucięte chociaż nawet bez żadnego większego żalu. W końcu nastała noc i być może Dima coś widział dzięki swojemu wbudowanemu w oczy nokto, reszta jednak miała problem ze swobodnym poruszaniem się po terenie, przynajmniej do momentu, kiedy nie odpalili świateł we wszystkim sprawnych maszynach. Zdatne do jazdy okazały się trzy motocykle. Resztę będzie trzeba zaciągnąć do magazynu w celu rozkręcenia lub nawet porozcinania palnikiem wygiętych metalowych elementów konstrukcji żeby w ogóle coś użytecznego z nich wyciągnąć do opchnięcia. UAZ spisał się nad wyraz dobrze – to za jego sprawą dwie z sześciu maszyn nadawały się jedynie na złom. Ostatniej przysłużyła się akcja Sikory, gazrurka wepchnięta w szprychy nie tylko zatrzymała motocykl, ale sprawiła, że sfatygowany przedni widelec maszyny wyłamał się z ramy. Pech… Tak oczywiste uszkodzenia wynikające z wieku i zużycia sprzętu dały wszystkim do myślenia… nie na tyle jednak żeby dokładnie sprawdzić motocykle. Wspólną decyzją chłopaków Wydra miał pojechać przodem, Dziatwa za nim na motorze z bocznym koszem, Dima na końcu na czymś co bardziej przypominało konstrukt rolniczy domorosłego i do tego całkowicie pijanego inżyniera, niż w pełni funkcjonaly środek transportu.

Nie jechali szybko, UAZ ledwo ciągnął. Widać masa wszczepów Skoczka coś wyraźnie naruszyła w silniku. Na całe szczęście droga nie była daleka. Pusty magazyn byłego zakładu przetwórstwa ryb, sprawujący funkcję garażu, mieścił się niedaleko Stawu Sierebriano-Winogradnyjnego, tuż przy Drewnianej Przystani. Poza tym Kirył wybrał drogę na przełaj, omijającą całkowicie wszelkie zamieszkałe w okolicy miejsca, tak żeby nie rzucać się nikomu w oczy z nowymi nabytkami, a przede wszystkim z miejscem ich zeskładowania. Droga była nierówna i ciężka do przebycia. Jesienią rozjeżdżona, zabłocona nawierzchnia, zimą stała się wieczną zmarzliną, której bynajmniej uroku nie dodawały rozpadliny, koleiny i popękane fragmenty asfaltu. Jechało się ciężej i dłużej, niż zwykle. Dopiero w okolicach dawnego dworca autobusowego, którego płyta była w miarę przejezdna, choć zastawiona wybebeszonymi wrakami PAZów, przyspieszyli. Zbliżając się do granicy dawno już rozebranego ogrodzenia, z którego nie zostały nawet słupki... zdarzył się wypadek. Przy prędkości około 50 km na godzinę, Dziatwa wypadła z trasy i stoczył się po nasypie. Maszyna, na której jechała leżała obok niej i niemiłosiernie dymiła, widocznie przegrzał się silnik i coś w środku musiało pęknąć, że ją ściągnęło w bok, a w tym wypadku też w dół. Pozostałe pojazdy z kolumny natychmiast się zatrzymały, obaj chłopcy wyskoczyli z siedzeń i podbiegli do nieprzytomnej dziewczyny. Gieroj obejrzał ją dokładnie sprawdzając czy nie ma połamanych kości i nie trzeba specjalnie uważać przy próbie przetransportowania jej w bardziej dostępne dla ripperdoca miejsce. Wyglądało na to, że niewiele więcej jej dolegało poza zadrapaniami i siniakami.
Właśnie, dokładnie tego im dzisiaj brakowało na dokładkę. Tego żeby Czeka i mafia mieli powód się do nich przypieprzyć. Dowódca zwrócił się do wystraszonego Wydry, którego widać myśli krążyły dokładnie wokół tego samego tematu:

-Ja postaram się ją ocucić, a ty weź odstaw mój motor i zawróć UAZa, trzeba ją odwieźć i… – właśnie co zrobić? „Do jasnej cholery! Budź się dziewczyno!”[/i] – Dima w myślach krzyczał to na siebie to na Dziatwę, klepiąc Rusłane po twarzy.

Wydra zareagował błyskawicznie, za cholerę nie znał się na udzielaniu pierwszej pomocy, ale wykonywanie prostych instrukcji było jak najbardziej w jego zasięgu. Przygotował samochód jak mu kazano i otwierając drzwi od tyłu wozu czekał na Gieroja niosącego na rękach kobietę. Oczy miała otwarte, widać było lepiej. To jednak nie wystarczało młodemu doliniarzowi żeby się uspokoił. W głowie kołatało mu się poczucie winy: „Kto poza mną mógł sprawdzić stan techniczny motorów nim ruszyliśmy? Trzeba było myśleć wcześniej… a teraz, co?”

- Gieroj, teraz co? – powtórzył już na głos.

- Teraz jedziemy do bunkra, sama nie chciała żeby zabierać ją gdzieś indziej. – usłyszał odpowiedź.

Odstawili dziewczynę do pokoju Czeki, w jej własnym nie było przecież nawet miejsca, w którym można by ją komfortowo ułożyć, nie narażając na dalsze obrażenia, gdyby jej organizm wpadł na genialny pomysł dostania drgawek. Dalej trzeba było zebrać sprzęt, ale też ktoś powinien przypilnować Dziatwy. Budzenie Cierep i pokazywanie jej poobijanej opiekunki, mogło skończyć się odwrotnym efektem niż ten zamierzony, więc Wydra wsunął się tak cicho jak tylko on potrafił do pokoju Sikory i zaspaną małą poinstruował na co ma zwracać uwagę, gdy pójdzie spać do kobiety, która miała wypadek. Sam nie miałby o tym pojęcia, ale na szczęście powtarzał tylko słowa Gieroja. Sikora nie protestowała, zabrała swój koc i cicho ułożyła się w przeciwległym kącie łóżka, niż chłopcy zostawili Dziatwę. Chociaż jedna sprawa z głowy.

Do samego rana Gieroj z Wydrą najpierw dokładnie oglądali i oceniali stan techniczny pozostałych maszyn nim, ktoś zdecydował się na nich jechać albo nawet jedynie je prowadzić. I tak było już o jeden wypadek za dużo. O dziwo najlepiej utrzymanym i najsprawniejszym motocyklem okazała się ten przeznaczony do enduro. Stąd za propozycją Dimy, akurat tego sobie mieli zostawić na potrzeby gangu. Na szczęście nie chodził na benzynę, ani też na ropę jak UAZ. Przerobiony był na zasilanie alkoholem metylowym, więc i większych problemów z zatankowaniem pewnie nie będzie sprawiał. Co więcej na jutro zostawili sobie też kwestię zastanowienia się gdzie by go tu ukryć blisko bunkra żeby w razie potrzeby Kirył mógł zawsze szybko wyskoczyć i przyprowadzić UAZa. Na razie i tak wszystko powrzucali na magazyn i dobrze zamknęli, byle tylko nie musieć o tym więcej dzisiaj myśleć.
Jebana karma musiała naprawdę istnieć – za coś dobrego musiało wydarzyć się coś złego… a może była to tylko błędna decyzja przy wyborze motocyklu, który pechowo dostała Dziatwa, bo obaj wybraliście sobie inne. Nie ważne, piechotą do domu i spać.

rudaad 25-06-2014 14:22

(3 stycznia 2021 roku, temp. – 16*C)

Grigorij Iwanowicz Gaidar “Czeka”
(6:25)

Powrót do bunkra Strojbatu dla Czeki nie obfitował w żadne niespodzianki. Ot godzina szósta – dla jednych dzień pracy właśnie się zakończył, dla drugich właśnie się zaczynał. Znów musiał wyminąć tłum szarych twarzy, zbyt zmęczonych walką o przetrwanie kolejnego dnia żeby wyrażać jakiekolwiek emocje.

W posiadłości gangu panowała cisza, wszyscy widać jeszcze spali. Wszedł więc do swojego pokoju z lekkim poczuciem winy, że cała grupa pracowała pewnie do późna żeby usunąć i zabezpieczyć graty, które pozostały po Agonach. Miał nadzieję, że wszyscy słysząc jakie wrażenie wywarli na miejscowych i jaką pozycję wypracowali sobie tą jedną potyczką, zapomną o jego zniknięciu. Miłym zaskoczeniem okazał się fakt, że jego blondwłosa przyjaciółka nawet bez niego postanowiła spędzić ostatnią noc w jego łóżku, o dziwo nawet nie sama. Nie miał jej za złe. Po cichu wziął Sikorkę tylko na ręce i odniósł ją do jej własnego łóżka ciągle owinięta kocem, pod którym spała. Czeka chciał zostać z Dziatwą sam na sam, aby przywitać ją pocałunkiem i kawą, jak zwykle każdego poranka. Choć tym razem chciał zrewanżować się ukochanej za pozostawienie jej samej. Rozebrał się i podszedł do dziewczyny, która spała w kącie łóżka zwinięta w pozycji embrionalnej, z twarzą skierowaną do ściany. Był to pierwszy niepokojący widok jakich całej serii miał dziś być świadkiem. Chłopak nachylił się nad Dziatwą i zrozumiał czemu próbowała się schować – jej twarz pokryta była drobnymi zadrapaniami i wykrzywiona w grymasie bólu. Grigorij nim się odezwał, przysiadł obok dziewczyny z zamiarem przytulenia jej. Koc, którym była przykryta jego kochanka okazał się mokry. Przyłożył do niego dłoń, podniósł do swojej twarzy – krew. Wystraszony odsunął się od dziewczyny i spróbował przebudzić ją stanowczo zadanym pytaniem:

- Co się stało?

Obudziła się, wiedział, bo się poruszyła. Nie odezwała się jednak. Może się bała, może nie chciała go widzieć… Zmusił się żeby znów się do niej przysunąć i powtórzył łagodniej:

- Co się stało?

Jedyną zabawną kwestią w tej całej sytuacji było to jak po raz kolejny kalki poprzednich wydarzeń z jego życiu nakładały się na teraźniejszość.

- Miałam niewielki wypadek, nic mi nie jest. - usłyszał bardzo cichą odpowiedź.


Ludmiilla Orlov "Cierep"
(9:36)

Cierep obudziła się dzięki Sikorze sterczącej przy jej łóżku z mieszaniną uśmiechu, bólu i zmieszania na twarzy. Mała nie miała na sobie koszulki, ale nie miała też czego ukrywać, a co więcej widocznie chciała się pochwalić bandażami na klatce piersiowej.

- Teraz wyglądamy tak samo! – Zaśmiała się na przywitanie do koleżanki i kontynuowała:– Wczoraj Gieroj pokazał mi jak się dokładnie wiąże bandaże w tym miejscu. Wiesz mam pęknięte żebra, ale nic mi nie będzie. Moooooogę teraz spróbować na tobie zrobić opatrunek?

Znając Sikorę przez rok, łatwo było się domyślić, że próbuje komuś kupić trochę więcej czasu. Znając ją zaledwie trzy miesiące zostawało tylko podziwiać hart ducha i chęć do zabawy jaka w niej ciągle istniała.


Kirył Łukian Jikh, „Wydra”
(11:50)

Ból mięśni chyba pierwszy raz nie przyprawiał młodego złodzieja o przyjemne wspomnienie dobrze spożytkowanego czasu na doskonale swoich zdolności czy dochodową pracę. W głowie kołatały mu się myśli odnośnie wczorajszego dnia i wieczora. Był teraz wypoczęty, więc i całość układanki leżała przed nim jak te śmieszne małe kawałki puzzli, których nigdy nie znosił. Nie chciał jeszcze wstawać z łóżka i mierzyć się z wczorajszymi problemami. Był z jednej strony wkurzony na siebie i było mu przykro z powodu wypadku Dziatwy, ale zdecydowanie jej stan nie stanowił teraz jego zmartwienia. „Niech się Czeka martwi, jak poruchał to teraz niech też trochę się wysili.”- przeleciało mu przez myśl. Z drugiej strony był z siebie dumny, że w sumie wybrnął z całej sytuacji i jeszcze udało mu się załatwić za wszystkich kwestie dotyczące zbierania sprzętu.


Dimitrii Kid „Gieroj”
(12:03)

Sikora wpadła do pokoju Gieroja bez pukania, tak jak zawsze jej powtarzał i wciskając mu do ręki kartę sim kazała włożyć ją do telefonu, byle szybko. Nawet tuż po przebudzeniu zareagował natychmiast i wykonując polecenie zapytał tylko:

- Od kogo?

-Od Koszki.

Serce mocniej zabiło chłopcu. "No, no, to już nie ma zaproszeń po uderzeniu pałką w ty głowy i rzucania ładnie proszonych gości na podłogę „U kulawca”? - pomyślał. Coś się działo, problem w tym, że w przeciągu najbliższych 2 minut nie wystarczyło Dimie czasu na uświadomienie sobie w pełni czy działo się dobrze czy też źle. Telefon zadzwonił równo o 12:05:

-Tak?

- Oj tak, pięknie żeście się spisali z Agonami. Mały ptaszek mi powiedział, a miał śliczny piskliwy głosik. –„Pieprzony ornitolog” – przeleciało Gierojowi przez myśl, ale się nie odzywał. – Dlatego mam dla Ciebie zaproszenie, do „Kulawca”, na dzisiaj, na 21. Weź ze sobą kogo chcesz. Trafisz prawda?

-Trafię.

-To jesteśmy umówieni. – Klik, długi sygnał…

rudaad 26-06-2014 21:31

Grigorij Iwanowicz Gaidar “Czeka”
 
Czeka i Dziatwa nie pokazali się cały dzień. Drzwi do pokoju netrunnera były zamknięte, a na wszelkie próby kontaktu z nimi odpowiadała martwa cisza. Przez wytłumione ściany nie dochodził też żaden dźwięk, widać chłopak sobie radził i nie chciał żadnej asysty ze strony przyjaciół, których raz przedłożył już nad matkę, dwa matkę przedłożył nad Rusłanę... Przyszedł czas na rewanż.

Durendal 02-07-2014 21:56

Gieroj po skończonej rozmowie wyjął kartę z aparatu i szybko ją złamał i spalił w popielniczce. Rozmowa z dowódcą żołnierzy Izmaiłowskiej szczególnie w obecnej sytuacji mogła ściągnąć za dużo uwagi żeby ryzykować dłuższe korzystanie z numeru. Przeciągnął się i szybko wykonał serię ćwiczeń rozciągających popartych pięćdziesięcioma pompkami i taka samą porcją tak zwanych "pistoletów" czyli przysiadów na jednej nodze. Dopiero po tym obmył się w wiadrze wody stojącym w kącie pokoju. Błyskawicznie posłał łóżko, z wprawą układając koc idealnie równo, bez choćby cienia zagniecenia. Ubrał się i ruszył na poszukiwanie czegoś do zjedzenia i kawy. Przechodząc przez salon w drodze do spiżarni natknął się na wychodzącego z bunkra Wydrę.

-Idziesz sprawdzić co z wozem? Daj znać gdybyś potrzebował pomocy albo jakiegoś wsparcia finansowego, jak trzeba dysponuj kasą którą dostaniesz za motory. I bądź z powrotem przed dwudziestą, mamy wieczorem ważne spotkanie, chcę żebyś poszedł ze mną.

Rzucił mu na do widzenia i zajął się śniadaniem. Standardowa wojskowa racja żywnościowa według etykietki straciła przydatność do spożycia jakieś półtora roku temu ale dobrze wiedział, że nadal jest jadalna, szkoły kadetów dostawały tylko takie żarcie. Jak człowiek przyzwyczaił się do bezsmakowej proteinowej masy to dawało się to zjeść, było tanie i zawierało wszelkie potrzebne suplementy. Popił syntetycznym wyrobem kawopodobnym zagłuszając jego smak papierosem. W głowie planował sobie rozkład dnia i od razu zajął się jego wykonaniem.Po kilku bezskutecznych próbach dobicia się do pokoju Czeki wsunął mu pod drzwi kartkę:
"O 20 wybywam z Wydrą na ważne spotkanie, ty zajmij się swoją panią i pilnuj, żeby Pająk i dziewczyny za bardzo nie zdemolowały nam chałupy.
Dima"
Potem zamknął drzwi do swojego pokoju i szybko wyczyścił Sajgę po wczorajszej bitwie. Z prawdziwą przyjemnością rozłożył, oczyścił, naoliwił i ponownie złożył strzelbę. Lubił dbać o broń, miał wtedy poczucie, że ona zadba o niego kiedy będzie trzeba. Uzupełnił amunicję w magazynkach i ponownie zamknął skrzynię z ich arsenałem. Potem spędził dwie godziny w sali ćwiczeń na zmianę podciągając się, okładając worek i wykonując podstawowe ćwiczenia techniczne sistemy, całość podsumował zimnym prysznicem. Potem zajął się wplataniem kawałków drutu kolczastego w ogniwa swojego łańcucha przy akompaniamencie dudniącej z głośników muzyki.



[media]http://www.youtube.com/watch?v=gwhGzN23Rjw[/media]


W głowie obracał coraz to nowe scenariusze rozmowy w knajpie starając się opracować jakiś plan działania, ale prognozy nie były zbyt dobre. Był na z góry straconej pozycji i miał za mało informacji żeby zaplanować cokolwiek konkretniejszego.

Azrael1022 02-07-2014 22:11

Przypadek czy niedopatrzenie? Czy przegrzanie się silnika i zablokowanie tylnego koła oraz uszkodzenie wału korbowego było spowodowane dość ciężkimi przejściami spowodowanymi walką? A może po prostu był to zwykły pech? Wydra jakiś czas roztrząsał tą kwestię, a także zastanawiał się, czy gdyby zrobił pobieżny przegląd przed wyjazdem, to czy dałoby się uniknąć wypadku. Prostej odpowiedzi nie było. W zasadzie, nie było żadnej. A Dziatwa i Czeka siedzieli zamknięci w pokoju netrunnera i nie wychylali się stamtąd już od jakiegoś czasu. Kirył podejrzewał, że będzie na niego – w końcu to on zaproponował dziewczynie wspólną jazdę. Chciał dobrze, wyszło mu jak zwykle.
Złodziej zrobił przegląd uszkodzeń uaza i zanotował na kartce co mu będzie potrzebne. Na pewno będzie musiał skombinować nowe drzwi, zlutować pękniętą chłodnicę i wymienić szybę, ale żeby dostać coś takiego trzeba będzie się udać na szrot, a to dość daleko. Wydra wziął motor, sprawdził poziom oleju i ruszył w drogę. Ruch był niewielki. Chłopak mijał po drodze stare samochody, które jeździły tylko na słowo honoru, choć zdarzyło się kilka ładniejszych, nowoczesnych aut. Nawet z daleka widać było, że to bryki mafijne.
Budynki w centrum dzielnicy pamiętały wiele. Były przecież świadkami pierestrojki, zaś widniejące w murach dziury po kulach były dowodami zajść z krwawego tygodnia. Być może stare kamienice i niegdyś urzędowe gmachy znały jeszcze jakieś starsze tajemnice, jednak Wydra o tym nie wiedział, w końcu jego edukacja historyczna pozostawiała wiele do życzenia.

Najpierw chłopak zahaczył o metę Walerija „Borsuka” – pasera, który miał u siebie sporo fantów a wiedział o zatrzęsieniu innych rzeczy znajdujących się u jego ziomali. Wydra zagadnął go o części. Niestety, stary skąpy kutas chciał przysługi za informacje, bo niby wiedział gdzie szukać zarówno szyby jak i drzwi. Kirył szybko odparł, że nie ma teraz czasu na wykonywanie fuch, ale będzie w kontakcie. Z „Borsukiem” nigdy nic nie było wiadomo i wchodzenie z tym człowiekiem w jakiekolwiek niejasne układy było ryzykowne. Co prawda przy robocie, którą kontrolował ktoś „z góry”, czyli przy klasycznym upłynnianiu zrobionych fantów, nigdy problemu nie było. „Borsuk” najwidoczniej się bał. Niewiadomo było kogo, ale ów osobnik musiał być zarówno niebezpieczny, jak i skrupulatny.

Kolejny przystanek na trasie doliniarza stanowił szrot. Kirył zagadnął ciecia i za kilka rubli mógł się rozejrzeć wśród starych rupieci poukładanych w nieregularne stosy. Obejście terenu zajęło mu kilka godzin, przy czym kilka razy się zgubił, ale w końcu znalazł drzwi, które przy odrobinie szczęścia i kilku klepnięciach młotkiem da się wstawić do samochodu. Niestety, szyba pozostawała poza zasięgiem. Po prostu nie było mowy, aby znaleźć tu coś takiego. Pozostawała droga oficjalna – zamówienie w serwisie albo kontakt „Borsuka”. Alternatywą była jazda w zimę w prawdziwie arktycznych warunkach, bo serwis zupełnie nie był dostępny. Albo jeszcze… jakiś szklarz. W końcu uaz miał nieprofilowane panele w oknach. Gdyby dało się skombinować większą szybę samochodową, to ktoś sprytny mógłby wyciąć odpowiedni kształt. Trzeba będzie tylko coś mu odpalić.
Kirył przytroczył drzwi do motoru kawałkiem drutu, który podarował mu wdzięczny cieć.
Dzięki chłopie, że zwróciłeś mi portfel. Nawet nie zauważyłem, kiedy go zgubiłem. Był w alejce z ciężkimi samochodami? Ostatnio coś tam dłubałem, może mi wypadł. Bierz te drzwi i jesteśmy kwita. Nic nie płacisz. No prawie nic, a kwita będziemy za 200 rubli.
- Pewnie jeszcze tu przyjadę, do zobaczenia.
– Kirył z wystudiowaną miną osoby, będącej wcieleniem uczciwości uruchomił motor i ruszył w kierunku hangaru w zakładzie przetwórstwa ryb - lepsze dwieście rubli niż cała kwota. Drzwi wymienił, ale na te stare. Mało szlag go nie trafił gdy zobaczył i w końcu domyślił się, że jedyną rzeczą jaka trzeba było zrobić to wymiana zawiasów, a część jego prywatnej kasy poszła się jebać na zupełnie niepotrzebne kombinowanie. Motory, przynajmniej dwa, przywrócił do jako takiej sprawności operacyjnej, kwestię szyby pozostawił na następny dzień, do bunkra natomiast zabrał wymontowaną z samochodu chłodnicę, która wymagała lutowania.

Dojechał do miejsca będącego jego domem, przywitał się z mieszkańcami, powiedział jak sprawy stoją ze sprzętem i ile to kosztowało, po czym udał się do swojego pomieszczenia. Tam, wyjął chłodnicę uaza, przygotował lutownicę i sprzątnął nieco blat stołu, który służył mu za warsztat. Zanim zabrał się do roboty, pół godziny poświęcił na trening palców – najpierw rozgrzewka, potem praca. Ta maksyma jak na razie się sprawdzała.

Kwadrans po siódmej był gotów. Obejrzał swoje dzieło - wyglądało elegancko. Test szczelności też poszedł dobrze. Teraz mógł iść z Gierojem na umówione spotkanie. Spotkanie z wyjątkowo niebezpiecznymi ludźmi, którzy mogli jednak otworzyć przed gangiem drzwi do świetlanej przyszłości.

Proxy 02-07-2014 23:40

Cierep wyglądała na wyrwaną z mocnego snu. Wtulona do poduszki poruszyła się trochę, by lepiej widzieć stojącą przy niej małą Sikorkę. Zamruczała nisko pod nosem dając głos, że usłyszała. Następnie po nabraniu dużego haustu powietrza i podpierając rękoma usiadła na swoim łóżku. Przetarła oczy ziewając z zamkniętymi oczyma. W końcu przez kolejną chwilę patrzyła się na koleżankę.

- Nie mówiłaś, że tobie coś się stało.

- No wiesz, Dziatwa. Gieroj powiedział, że jest kimś ważnym, przecież nie mogłam przed nią speniać i się zwinąć jak dziecko, bo coś mnie boli. - wydęła usta w minie spod znaku “no jak to ja nie dam rady?!”.

Zaspana, mimo stosownego momentu nie uśmiechnęła się z zadziornym zrozumieniem a pokiwała trochę głową bez większych uczuć, jak to miała w zwyczaju. Sikora spojrzała na nią spode łba, ale z szerokim uśmiechem.

- Ja mam chyba jakieś żebra wycięte - odpowiedziała opuszczając głowę i gładząc się po swoim opatrunku pod koszulką, w której spała.

- No widzisz, jak tobie kilku brakuje, to mnie też te złamane nic nie będą szkodzić!

- Swój opatrunek sama zakładałaś? - zapytała Cierep przyglądając się.

- Nie, Gieroj mnie wczoraj bandażował, ale patrzyłam dokładnie! To co spróbujemy? Najpierw ty mnie, a później ja tobie?

Zanim jeszcze się zgodziła zawahała się kolejną propozycją. Nie miała problemu z tym, żeby Sikora zmieniła jej opatrunki, ale sama Sikorze… W sumie nigdy nikomu nie wiązała opatrunków. Cały czas jedynie sobie. Koncepcja mąciła trochę jej w głowie, ale po dłuższym zamyśleniu pokiwała twierdząco głową.Sikora uśmiechnęła się jeszcze szerzej, tak, że o mało nie zaśliniła sobie uszu i zaczęła zdejmować swoje bandaże. Całe rozplecione podała Cierep w postaci jednej wielkiej kuli. No co? W drugą stronę to ona nie widziała jak to powinno się robić. Sprawa z opatrunkiem powinna być prosta dla Cierep. Wszystko tak samo, tylko w lustrzanym odbiciu. Odsunęła koce i usiadła normalnie na łóżku. Pochyliła się nad Sikorą i przystawiła się do owijania, które niestety tak proste, jak zdawało się na początku, nie było. Ręce były jakby za krótkie w obejmowaniu kogoś innego, niż siebie a obrócenie tego, co potrafiło się robić nie należało do prostych. Rozwiązanie przyszło dopiero po paru próbach. Należało postawić Sikorkę plecami przed sobą i wisząc jej obok głowy zawijać. To okazało się najlepszym dla Cierep rozwiązaniem.Wyszło lepiej niż można się było spodziewać, teraz czas był na popisy manualne Sikory. Ręce miała sprawne, ale ból w boku robił swoje powodując lekki przykurcz. No i te zdolności do nauki… Mała wzięła się z zapałem za owijanie Ludy. Jej praca była pełna skupienia, do tego stopnia, że musiała wytknąć język żeby nie zgubić się w kolejności zakładania kolejnych warstw:

- Tu jedna, tu druga, tu jeszcze jedna, tu druga, tu jedna, jedna, jedna, jedna… hmn… i jeszcze tu jest dziura… Masz jeszcze jeden bandaż, bo tej jest za krótki? - zapytała nawet patrząc na swoje dzieło, które sprawiło, że Cierep wyglądała jak gałgankowa lalka, a do tego, z zawiniętymi oboma ramionami i kawałkiem szyi.

- To chyba nie tak… - odpowiedziała zmieszana przyglądając się mumii, w którą została przebrana. Mimo to ciężko z niej wychodziły słowa, które wchodziły w kompetencje dziewczynki.

- Chcesz jeszcze raz? - Powiedziała dalej się szczerząc i prezentując tym samym dziury po brakujących zębach. Głos miała odrobinę zmieszany, ale pełen determinacji, a sama Cierep nie mogła zrobić nić innego jak zgodzić się kiwając głową. Jednak praktyka nie czyniła mistrza, drugie podejście nie było lepsze od pierwszego, no może poza tym, że bandaż elastyczny nie zaciskał się na szyi dziewczyny.

- Chyba musisz jeszcze poćwiczyć… - odpowiedziała cicho i niepewnie nie chcąc być niegrzeczna - Możesz zawsze poćwiczyć na manekinach u Wydry

- Ale on mi nie powie czy za mocno… właśnie zapomniałam zapytać - za mocno?! To było chyba ważne.

- Wydaje mi się, że musisz na początku spokojnie. Później i tak będzie wystarczająco przylegać - starała się wytłumaczyć sama zastanawiając się nad tym - To ma tylko przykrywać, nie ma ran pod spodem.

- No dobra. - Po odpowiedzi nastała 3 próba, znów nieudana. Tym razem na szczęście ominęła jednak ramiona. Nic nie wskazywało na to, że podejście numer cztery wiele zmieni. Może czas był się pogodzić, że mała raczej pielęgniarką nie zostanie?

- Chyba musisz poprosić Gieroja, by ciebie poinstruował jeszcze raz. - podsumowała patrząc na kolejną próbę , która była raczej związaniem kogoś sznurem, by nie uciekł, niż opatrzeniem.

- Zobacz, to tak się robi

Zaczęła prezentację zwijając wszystko i układając od początku w efekcie doprowadzając się do porzadku samodzielnie. Gdy wszystko było już gotowe Sikora w ramach rewanżu wyciągnęła Cierep do salonu, w sumie wczoraj poszli wszyscy spać bez kolacji. Była godzina 10:30. Najmłodsza członkini Strojbatu zostawiła na chwilę Ludę w salonie i ofiarnie zaproponowała, że przyniesie ze spiżarki coś do żarcia jako zadość uczynienie za zamotanie koleżanki w bandaże prawie od stóp do głów. Niby drzwi do małego pomieszczenia na przeciwko windy amunicyjnej były otwarte, ale czternastolatka i tak została sama.

Grigorij był bardzo niepewny tej rozmowy, ale obiecał Rusłannie i słowa zamierzał dotrzymać, Wychodząc z pokoju oczywiście założył na twarz maskę i zapiął bluzę pod szyje żeby nie razić upośledzonej dziewczynki bliznami. Gdy znalazł ją w salonie samą poczuł jak w gardle staje mu gula ze strachu.

Głośno oczyścił gardło żeby nie zostać oskarżonym o podchodzenie do niej z zaskoczenia, po czym odezwał się przez ściśniętą krtań:

- Cześć Cierep, możemy porozmawiać? - Powstrzymał się przed swoją zwykłą gadaniną nie chcąc wystraszyć “Czaszkowej” dziewuchy.

Na dźwięk czyichś kroków i dźwięków rozmowy Sikorka stanęła w drzwiach prowizorycznej kuchni ciekawie wyglądając za próg, widząc Czeke odetchnęła głębiej i stanęła z boku żeby nie rzucać się w oczy, ani nie przeszkadzać. Gdy etrunner zobaczył młodą wyraźnie się rozluźnił w razie kłopotów wezwie pomoc, a Kałamarnica może jakoś przetrwa do tego czasu dzięki sistemie.

Dziewczyna siedziała na krześle z podsuniętymi nogami i podciągniętymi kolanami prawie pod brodę. Po zauważeniu Czeki jej mina wyglądała na nieprzyjazną. Widać, że chciała uniknać z nim kontaktu… Choć z drugiej strony odrobinę mniej niż było to zazwyczej. Teraz jednak wywołana wyboru nie miała a jej wzrok wbił się w chłopaka na jakiś czas. Czeka miał na tą rozmowę równie mało ochoty co nastolatka, cóż należało wypełnić obowiązki i zacząć od wyjaśnienia o co mu chodzi:

- Słucha, ciocia Dziatwa ma dzisiaj “bardzo” ciężki okres i “nie może” z tobą porozmawiać tak jak zwykle. Ale *bardzo* jej zależy żeby ktoś z tobą porozmawiał. - Siedemnastolatek starał się mówić wolno i wyraźnie podkreślając najważniejsze dla niego słowa.

Dziewczyna patrzyła nieufnie, opuściła wzrok jakby zastanawiając się w milczeniu. W końcu sama ona się odezwała - Też chce z tobą porozmawiać - wycisnęła jakby ta rzecz nie pokrywała się z jej chęciami. Popatrzyła jeszcze przez chwilę na chłopaka, następnie na ziemię a po tym w kierunku Sikory. Wstała w końcu z krzesła i zbliżyła się do Czeki - Chodź ze mną - zaczęła jakby już z mniejszą dozą nielubienia - Nic ci nie zrobię - dopowiedziała na końcu łapiąc lekko chłopaka za rękaw bluzy.

Mimo tego, że był wyczerpany poczuł jak włosy jeżą mu się na karku, gdy dziewczynka do niego podeszła, a wszystkie jego mięśnie spinają się. Tylko poczucie obowiązku pozwoliło mu odrzucić instynktowną reakcje “Walcz lub uciekaj”. Siłą woli zmusił się żeby wziąć głęboki oddech i wypuścić powietrze z płuc. Pokiwał głową.

- Gdzie pójdziemy? Bo ja daleko nie pójdę zmęczony jestem. - W tym momencie olbrzym szczerze żałował że jego implanty nie są zbyt ekspresyjne mimo to zerknął na Sikorę z nad ramienia Cierep w nadziej że dziewczynka załapie o co chodzi. Sikora nie była w ciemię bita, uśmiechnęła się przyjaźnie do dwójki, a na wbity w nią wzrok odpowiedziała lekkim, zupełnie nic nieznaczącym skinieniem głowy, widać miała szczerą nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i w końcu wszyscy się dogadają.

- Chodź - odpowiedziała krótko ciągnąc go lekko za rękaw. Mimo wskazania po chwili kierunku ciągnęła chłopaka dalej, prawie jak małe dziecko, które nie trzymane za rękę zgubi się po drodze. W taki sposób zaciągnęła go do swojego pokoju, na sam środek, obok łóżka. Po tym wróciła się do drzwi, które zamknęła, a na końcu sama usiadła na swoim krześle w podobny sposób jak poprzednio. Między tymi czynnościami mijało parę chwil, jakby dziewczyna musiała się zastanowić, co dalej powinna zrobić.

Czeka pozwolił się prowadzić w myślach powtarzał sobie to jak wyglądały rozmowy Dziatwy z młodą. “Drugi obieg” jego myśli, ten działający pod powierzchnią, przypominał mu jaką pozycje powinien przyjąć gdyby ciągnięcie stało się zbyt agresywne. Na jego szczęście wielokrotnie ćwiczył podobne scenariusze z Gerojem. Gdy weszli do pokoju dziewczyny oparł się o ścianę, młoda po zanużeniu połowy twarzy za kolanami odezwała się tak, jakby miała coś przygotowanego, choć nie przyszło jej to bez wewnętrznej walki:

- Nie lubię cię. Jesteś straszny - otworzyła tymi słowami rozmowę - Ale ciocia cię lubi. Nie wiem czemu, ale tak jest. Lubię ciocię. Nie chce, by było jej przykro a wiem, że tak jest, gdy widzi, że nie ciebie nie lubię. - produkowała się.

Czeke zaskoczyła bezpośredniość, ale postanowił odpowiedzieć tym samym mimo.- Ja się ciebie boję, ale jeżeli nie zrobisz mi krzywdy to jesteś mi obojętna. Nie musisz mnie lubić, ani się ze mną przyjaźnić. Ciocia będzie wystarczająco szczęśliwa jeżeli nie zrobisz mi krzywdy. - Wyjaśnił grzecznie. - Trochę mi szkoda, bo wolałbym być twoim przyjacielem, ale nie będę cię do niczego zmuszać. - Dodał.

- Musze ciebie lubić, by nie robić przykrości cioci, ale nie potrafię. Nie wiem jak ciebie polubić. Musisz mi powiedzieć, jak ciebie polubić. - mówiła cały czas tym samym tonem, który był lekko tłumiony przez lekkie chowanie twarzy. Na co Czeka znów pokiwał głową.

- Dobrze, kiedy chcemy kogoś polubić to rozmawiamy z tą osobą. Może opowiedz mi jak ci minął wczorajszy dzień? - Poprosił spokojnym, stonowanym głosem. Domyślał się, że to jakiś przełom więc może nie zawalił przed chwilą tak bardzo jak się obawiał.

Dziewczyna pomyślała trochę i przeanalizowała to, co zostało jej powiedziane. Nie mniej w dalszym ciągu trzymała się swojego tematu - Co jeszcze robi się prócz rozmawiania? - zapytała ponuro.

- Spędza się wspólnie czas, szuka wspólnych “zainteresowań”… Na przykład Sikorę uczę czytania, z Gerojem trenuje, a [b]Wydrze [\B] pomagam w przygotowaniu naszego Bunkra na zimę. - Trochę żałował, że zajmie to dłużej niż zakładał i nie może szybciej wrócić do chorej Dziatwy, ale nie dał po sobie tego poznać, bo instynkt podpowiadał mu, że dzieje się coś niesamowicie ważnego więc tłumaczył spokojnie.

- A ty masz jakieś “zainteresowania”? Może mógłbym ci pomóc jakieś “znaleźć”? - Zaproponował

- Nie mam zainteresowań - odpowiedziała krótko, ale nie chciała na tym skończyć, zmrużyła lekko oczy i chłodnie zadała kolejne pytanie - Na czym polega kochanie kogoś?

- Kiedy kogoś kochamy to obecność tej osoby jest dla nas najważniejsza, daje nam dużo szczęścia i najmocniej zależy nam na tym żeby ta osoba była szczęśliwa i bezpieczna. Gdy kogoś kochasz jesteś w stanie zrobić niemal wszystko żeby ta osoba była szczęśliwa oraz bezpieczna. No i bardzo chcesz z tą osobą być.- Była to najprostsza odpowiedź na jaką mógł się zdobyć bez cytowania poetów, którzy raczej nie byliby w tej sytuacji bardzo pomocni.

- Kochasz ciocię? - Pytanie zrobiło na Czece wrażenie, zwłaszcza po tym co ostatnio usłyszał.

- Bardzo ją kocham, a ona kocha mnie wczoraj mi to powiedziała - Odpowiedział w nadzei, że Rusłana daruje mu zdradę tej drobnej tajemnicy. W końcu nie robił tego żeby się głupio przechwalać, ale odpowiadając na istotne pytanie. “Z resztą wypełniam jej zalecenia” - uciszał sumienie.

- Tęskniłbyś jakby cioci zabrakło? - zapytała po raz kolejny bez większych emocji.

- Tak. Zależy mi na Dziatwie bardzo, bardzo mocno i byłbym niesamowicie smutny gdyby z jakiegoś powodu odeszła. Nawet gdyby z jakiegoś powodu przestała mnie kochać, ja kochałbym ją nadal. Bo miłość nie zawsze jest odwzajemniona, ale mimo smutku najważniejszy byłoby żeby ona była bezpieczna i szczęśliwa... - Miał wrażenie, że zabrnął w zbyt skomplikowane tłumaczenie, więc powtórzył jeszcze raz prościej:

[i]- Bardzo mi na niej zależy i wygląda na to, że ona czuje to samo, a gdyby jej nie było to byłbym bardzo smutny.[i]

Dziewczyna wpatrywała się beznamiętnie i wnikliwie w ten swój dziwny krępujący sposób. Opuściła wzrok niżej układając w głowie tylko jej znane myśli. Analizowała coś głęboko. Gdzieś w środku swojej głowy była czymś mocno zajęta, ale z zewnątrz… Z zewnątrz zamilkła.

Czeka był z siebie zadwolony, a z powodu braku ciągnięcia, czy podtrzymywania rozmowy dalej przez dziewczynkę, doszedł do wniosku że powinnien wygłosić formułki jakie zawsze zadawała Młodej Rusłana:

- A tak w ogóle, to jak ci minął dzień? Bo Dziatwa się mnie spyta. - Wyszło to nieco drewnianie, ale Czekę to niespecjalnie obchodziło, bo tak naprawdę zaczął się ciut martwić czy nie dał się odciągnąć za daleko od swojego pokoju. - Czy wczoraj albo dziś coś cię martwiło? Ktoś cię przeraził ? Albo był niemiły? - Pytał. - Wybacz, mam nadzieje, że nie pytam za szybko? Mogę zwolnić. Po prostu troszkę się martwię o ciocię, że została tak długo sama. Pewnie spokojnie śpi, ale wolałbym być blisko niej gdyby czegoś potrzebowała. Ale nie martw się, mamy czas, bo wiem, że bardzo jej zależało na tym żeby ktoś z tobą porozmawiał i było jej bardzo przykro, że nie może zrobić tego sama - Zapewnił.

Ponowne wywołanie przyciągnęło raz jeszcze gromny wzrok młodej dziewczyny. Mimo optymizmu, netrunner niestety nie zauważył u niej jakiś zmian od złapania go za rękę i zaciągnięta do jej pokoju. Dziewczyna wpatrywała się w niego trochę czasu jakby starając się wyciągnąć z wypowiedzi cokolwiek dla niej sensownego.

- Jest jeszcze przed śniadaniem - odpowiedziała na tyle lakonicznie, że Czeka na własną rękę musiał dobrać sobie kontekst jej odpowiedzi.

W głowie Czeki zaświtała myśl, że zwyczajnie przytłoczył dziewczynę pytaniami i to, że jemu się spieszy nie oznacza, że ona zrozumie dlaczego... Lepiej przecież żeby nie rozumiała, a na pewno nie próbowała sytuacji interpretować na swój sposób. Spróbował się uspokoić i usystematyzować myśli i przebieg rozmowy. Jeszcze raz bardzo powoli zapytał:

- Jak Ci Cierep minął wczorajszy dzień?

- Mogliśmy rozbić Agonów - odpowiedziała - Ale ściągneli mnie ze Skoczka i gołymi rękoma nie zdążyłam rozbić mu głowy - dopowiedziała niewzruszona tym w żadnym stopniu.

Myślami wróciła do tamtego momentu i intrygującej ją relacji między Skoczkiem a Królową. Takie związki były dla niej całkowicie obce. Wujowie, albo nie mieli swoich kobiet, albo nie pokazywali takiej słabości nikomu. Miała pod nosem związek Dziatwy i Czeki, ale to właśnie para rządząca Agonami spowodowała, że miała materiał porównawczy. Zauważała różnice, które zajmowały jej głowę.

- Zabiłbyś, by ratować życie cioci? - wypaliła po dłuższym milczeniu, akurat przed tym jak Czeka chciał się odezwać w sprawie kolejnego punktu programu standardowej rozmowy Dziatwy z Cierep, która zaczęła się mu coraz bardziej kojarzyć ze składaniem raportów niż z przyjacielską pogawędką. Czeka musiał się chwilę zastanowić jak ująć to wszystko w taki sposób żeby mała zrozumiała.

- Po kolej. Nie mogliśmy ci pozwolić wykończyć Skoczka ani dobić Agonów, bo jakby były trupy to by się Sabaki do nas przyczepili.- Tłumaczył powoli i spokojnie. - Mafia Izmaiłowska ma układ z Milicją, że nie ścigają nas dopóki kończy się na poważnych ranach, ale jak są trupy to są kłopoty. - Wyjaśnił.

- Dlatego właśnie Geroj mówił przed walką, że mamy ich wysłać do Doktora, a nie do kostnicy. - Przypomniał - Jepa i Wydra też chcieli ich wykończyć, ale się powstrzymali, bo taki rozkaz wydał Geroj.- Podał przykład po czym dodał - Z tego samego powodu ja strzelałem gumowymi kulami zamiast normalnych. Geroj jest bardzo mądry i trzeba słuchać jego rozkazów, bo wszystko co robi jest dobre dla Strojbat, czyli dla nas wszystkich.

Odczekał chwilę aż Cierep przyswoi sobie informacje, po czym podjął wątek:

- Odpowiadając na twoje drugie pytanie. Tak, zabiłbym jeżeli byłoby to konieczne. Właśnie po to trenowałem z Gerojem żeby ciocia była ze mną bezpieczna. - Męczyło go powtarzanie ksyw i to czekanie, ale zrozumiał, że jeżeli chcę wykonać zadanie powierzone mu przez Dziatwę skutecznie nie może się więcej spieszyć.

- Ale lepiej unikać morderstw bez wyraźnego rozkazu, bo inaczej można mieć kłopoty z Milicją i zdenerwować Mafię Izmaiłowską. - Przypomniał, nie wdając się w kwestie dylematów moralnych i wartości życia ludzkiego. Byłoby to głupie. Starał się podejść do sytuacji z pragmatycznego punktu widzenia dziewczynki.

Ciężko było powiedzieć, czy dziewczyna go słuchała. Nie mniej jej wymalowana czaszka wpatrywała się w jego osobę nieustannie. Wpatrywała się jak posąg gargulca. Niby nie groźny, ale i tak pozbawiony jakiejkolwiek sympatii.

- Z wujkami nie było z tym takiego problemu. - wymamrotała cicho, jakby do siebie.

Nie minęła długa chwila, kiedy do pokoju wpadła Sikora i albo gumowe uszy dziewczynki wyłowiły coś niepokojącego albo zwyczajnie miała dość oczekiwania na wszystkich zupełnie sama.

- A co to za romanse?! Mnie się wstydzicie, czy mam Dziatwie powiedzieć? - Nim nawet skończyła mówić już się roześmiała. Uspokajając głos dodała - Chodźże na to śniadanie Cierep.

Pokój czternastolatki opustoszała jak za dotknięciem magicznej różdżki. Cierep skierowała się prosto do jadalni, gdzie na stole rozłożone były talerze, a obok nich niedbale, jakby w pośpiechu, skromne produkty żywnościowe jakimi banda jeszcze dysponowała - Chleb, cebula, kawałek słoniny… Szału nie robiło, ale szło się najeść.

W czasie gdy Luda zajmowała się porządkowaniem bałaganu na stole Czeka przydybał Sikorę na korytarzu, mając w głownie jeszcze jedną rzecz do załatwienia, tym ważniejszą, że z poprzednią nie do końca się spisał tak jak powinien:

-Skorka, przepraszam za bałagan w łazience. Potem go posprząta, ale jest padnięty pomaganiem Rusłanie rano i wracam spać. Niech mnie nie budzą jeżeli nie będzie to absolutnie konieczne.

- Ale jaki bałagan w łazience? - Dziewczynka zapytała z udawanym zdziwniem i cwanym uśmieszkiem na ustach.

- [i]Krwawy, nie ważne. Przekaż po prostu Gierojowi jak wstanie. - Netrunner odpowiedział z rozbawieniem widząc co mała kombinuje.
- Ja byłam przed ósmą w łazience, nic tam nie ma. A tobie rosną długi, wiesz? - roześmiała się po cichu.
- [i]Wiem, czy jest coś co chciałabyś żebym dla ciebie zrobił już teraz? Jakieś fanty, które mam zdobyć? Czy wolisz pozbierać na potem? - Teraz już zrozumiał i poczuł się zobligowany do zadania tego pytania. Co prawda chwilę zajęło mu żeby zrozumieć, że to Sikora sprzątnęła. Naprawdę był półprzytomny, ale raczej z nerwów niż z przepracowania. Przygniatał go ciężar odpowiedzialności, własne głupie błędy i cała reszta spraw, które nie chciały za cholerę iść po jego myśli. Sama dziewczynka na pytanie Czeki, machnęła ręką wiedząc, że ma umówiony serwis śniadania i odpowiedziała tylko:

- Później... Chociaż sukienka Dziatwy mi się podobała.

- Hmm, niestety ta sukienka jest tak poplamiona, że raczej się już do niczego nie nada, ale rozejrzę się za podobną na Jarmarku Europa jeżeli chcesz? - Zaoferował. - Albo pogadam z mamą żeby taką dla ciebie zrobiła.

- Później. - Skwitowała propozycję i puściła mu oko odchodząc już przodem do salonu. Przed dziewczyną było ciężkie zadanie zatuszowania całej sprawy przed Cierep, której reakcji nikt nie był w stanie przewidzieć.

- To co chcemy dzisiaj robić, Cierep? - zapytała się wracając do swojej misji. Dziewczyna jak zwykle nie była w stanie wymyślić nic konkretnego, za to "pani reżyser" proponowała - Przejdziemy się po okolicy? Mamy też jeszcze parę odcinków naszej kreskówki - nie było, co odmawiać. Plan był dobry jak każdy inny.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:44.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172