Warkot piły umieszczonej na ramieniu ścinarki był w stanie przebić się nawet przez ochronne nauszniki Dicky’ego, prawie zagłuszając muzykę płynącą z improwizowanego systemu nagłośnienia. Każdy mający chociaż blade pojęcie o elektryce czy BHP widząc luźno wiszącą plątaninę kabli łączącą baterię z przyspawanymi do głównego korpusu głośnikami złapałby się za głowę, jednak Richard nie należał do tych którzy zbytnio się przejmują jeśli chodzi o zasady. A jeśli coś działało i nie zakłócało jego pracy to dlaczego ktoś miałby się czepiać? Był weekend i jedyną osobą w promieniu wielu mil od tartaku był ojciec Richarda a cały okoliczny teren był własnością spółki ‘Felton i synowie’ więc nikt nie miał prawa być świadkiem jak wielkolud wciśnięty w kokpit ścinarki ryczy na całe gardło - I feel so good, I feel so numb, yeah Praca przy wyrębie sprawiała Dicky’emu prawdziwą przyjemność, świadomość kontroli jaką sprawuje nad tym wielotonowym monstrum za pomocą kilku dźwigni i przełączników była równie intensywna jak gdy pierwszy raz zasiadł za sterami kilka lat wcześniej. Kiedyś dochodził do tego element rywalizacji ze starszym bratem, ale skończyło się to odkąd udało mu się załapać do woja jako pilot mecha. Jeśli jednak aplikacja Richarda zostanie rozpatrzona pozytywnie być może w przyszłości będą znowu mogli sprawdzić się kto z nich jest lepszy? Drzewo poddało się pile i runęło na ziemię skąd drugie ramię maszyny uniosło jeden jego koniec odcinając boczne gałęzie i ładując na ciężarówkę. Akurat dochodziła druga, czas na przerwę obiadową więc Richard wyłączył silnik ścinarki i zdjął nauszniki podziwiając swoją pracę. Pomyśleć, że w około sześć godzin wykonał pracę która bez ciężkiego sprzętu zajęłaby grupie wykwalifikowanych drwali cały dzień. Pozostało tylko zawieźć drewno do składu i wracać do domu *** - Dicky, nie wiem czy sprawdzałeś wiadomości. Rozpatrzyli pozytywnie twoją kandydaturę Andreas Felton, ojciec Richarda, nie zdołałby się wyprzeć swoich synów gdyby tylko ktoś zobaczył ich obok siebie. ‘Zdjęcie i odbitki’ jak śmiali się znajomi rodziny widząc tego potężnego, kojarzącego się nieco z niedźwiedziem mężczyznę z dwójką swoich synów: starszym Nicolasem i młodszym Richardem którzy dorównywali mu wzrostem i posturą. Teraz uważnie wpatrywał się w swojego syna przy stole jakby sprawdzając jego reakcją na tą wiadomość - Richie, jesteś pewien że tego właśnie chcesz? W domu byłoby ci lepiej, wystarczy że o Nickiego martwię się odkąd poszedł do tego całego wojska. A jeśli coś się stanie albo wybuchnie jakaś wojna? Matka Richarda, Jolene nie wydawała się zbyt zachwycona perspektywą że drugi z jej synów chce również dołączyć do wojska.Mimo, że sama była wysoka to przy swoim mężu i synu wydawać mogła się drobna i krucha, zwłaszcza gdy na jej twarzy tak wyraźnie rysowało się zmartwienie. Dicky natomiast zamarł z łyżką w połowie drogi do ust i chwilę zajęło mu przetrawienie tego co właśnie usłyszał - Nie no, słuchajcie, rozmawialiśmy o tym już wiele razy. Kocham was, ale pomyślcie, mam szansę pilotować cholernego mecha nie na symulatorach czy na pokazie organizowanym przez wojo gdzie pozwalają tylko wejść do kabiny na chwilę a sam mech nie ma nawet uzbrojenia. Poza tym to nie tak że nas od razu wyślą gdzieś na jakąś wojnę czy coś. - To twoja decyzja synu. Pamiętaj, że niezależnie od wszystkiego będziemy cię wspierać - I bardzo Cię kochamy. Wpadniemy od czasu do czasu cię odwiedzić, przywiozę ci trochę jedzenia jakbyś tam nie dojadał - Mamo, w wojsku z głodu się nie umiera! *** Pokój Richarda dość dobrze odzwierciedlał jego zainteresowania. Pomijając panujący w nim bałagan, nieodłączną część pakowania się na wszelkie wyjazdy nie mówiąc już o przeprowadzce do jednostki większość wyposażenia dało się podzielić na trzy grupy. Pierwszą stanowił sprzęt treningowy: ławka treningowa z wyciągiem, orbitrek i porozrzucane w różnych miejscach obciążniki i hantle. Druga grupa skupiona była wyłącznie na regale i stanowiło ją trochę starych książek SF oraz plastikowe modele robotów do składania, popularnych gunpli, podczas gdy trzecią grupę stanowiły wiszące na ścianach plakaty dzielące się mniej-więcej w połowie pomiędzy ulubione drużyny sportowe i plakaty militarne imitujące styl pin-up. Warto jeszcze wspomnieć o znajdującym się na biurku oprawionym w ramkę zdjęciu Nicolasa wraz z kumplami z oddziału na tle jednego z mechów; Richard przez chwilę zastanawiał się czy nie zabrać zdjęcia ze sobą w trakcie pakowania jednak po chwili wahania zrezygnował Być może jeśli wszystko pójdzie po jego myśli to w nie aż tak odległej przyszłości spotka swojego brata na żywo? *** Przeklinając w duchu korki, awarię czy cokolwiek innego co spowodowało opóźnienia Richard biegł jak nigdy w życiu. Pierwszy dzień i już spóźniony, no po prostu wstyd na całego. Tyle dobrze że nikt nie właził mu pod nogi, być może dlatego że widok ponad dwumetrowego, muskularnego wielkoluda z ogromnym plecakiem sunącego przed siebie jak pociąg pancerny budził jakieś naturalne instynkty mówiące że kolizja z nim nie skończy się dobrze. Koniec końców zdołał dotrzeć do punktu kontroli przed wyznaczoną godziną ale zapłacił za to kolką i rwącym się oddechem. Nie dziwił się więc złośliwości którą usłyszał w głosie wartownika - Lepiej późno niż wcale... nie? Richard odgarnął z oczu zlepioną potem grzywkę jasnych włosów by spojrzeć na swojego rozmówcę i wydyszał, wciąż zgięty w pół i z trudem łapiąc oddech - Cholerne… busy… zawsze… spóźnione Wysłuchał instrukcji wartownika, jednak nie zdołał powstrzymać szerokiego uśmiechu który pojawił się na jego twarzy. To naprawdę się działo. Był tutaj, w piechocie mobilnej tak jak zawsze marzył. Zostanie cholernym pilotem mecha albo zdechnie próbując - Witamy w 555 batalionie piechoty mobilnej. - Dziękuję, ser - odpowiedział szczerząc zęby i ruszył, tym razem truchtem, do wskazanego budynku. Co jak co, ale na kolację nie zamierzał się spóźnić, zwłaszcza że i tak przepadł mu obiad przez spóźnionego busa i od rana był tylko na trzech kanapkach |
|
A więc stało się. Przez pobyt w pierdlu dał się podejść jak dziecko. Nic straconego. Jutro rzuci ten cały sprzęt frajerowi na biurko, spakuje swój mandżur i wróci za kraty. Frajerowi? Chyba w tym całym towarzystwie on tu jest największym frajerem, bo dał się podejść w tak prosty sposób. Wódka w kantynie chyba była tym, czego potrzebował, to postawiło by go do pionu gdyby... Gdyby nie. Fakt posiadania słowiańskiej duszy i to, że po ostrym spożyciu stawał się cholernie melancholijny i romantyczny. Dlatego właśnie i przez wzgląd na bycie lekarzem starał się zachowywać wstrzrmięźliwość. Co innego w stosunkach damska-męskich. Gdy jeszcze był wolny dziwi zaliczał regularnie i hurtem. U Gusa miał przez to rabacik. Uśmie hnal się do swoich myśli. Powrót za kraty nie wydawał się teraz takim dobrym pomysłem. Jeżeli kamery i mikrofony były częścią wyposażenia tego pokoju to zapewne zdemontowanie ich nie zaniepokoi jego tajemniczego opiekuna bo.. Ma jeszcze asa w rękawie. Virus domyśla się już jakiego. Spokojnie siadł do komputera i przeinstalował Matrioszkę zmieniając wszystkie hasła. To jednak był dopiero pierwszy krok. Drugim było postawienie dodatkowych firewall, żeby jeszcze trudniej się było włamać do jego komputera. Trzeci punkt wiązał się z finansami, których jednak jeszcze nie posiadał. Miał już jednak pomysł co i jak zrobić by zarobić za mocno się przy tym nie przepracowując. Cały zebrany sprzęt schował pod łóżko. Teraz dopiero wyłączył komputer wziął tablet i ruszył do stołówki. |
Richard doskonale zdawał sobie sprawę, że dopiero na stołówce przekona się, czy jego wymarzona praca faktycznie będzie w stanie dorównać wyidealizowanemu obrazowi jaki stworzył w swojej głowie. W końcu gdyby okazała się ona miejscem obskurnym czy nieprzyjemnym albo o zgrozo porcje okazałyby się zbyt skromne to czy nie straciłby serca? Oczywiście wiedział, że żołnierzy muszą karmić dobrze a miejscówka na pewno będzie odpowiednio reprezentacyjna ale pewna podświadoma obawa jednak pozostawała - przynajmniej dopóki nie przekroczył jej progu. I znowu wszystko było tak, jak należy *** - Chyba zgłodniałeś wielkoludzie? Dziewczyna stojąca obok w kolejce sprawiała sympatyczne wrażenie a w tonie którym zadała pytanie nie było złośliwości. Warunki panujące w kantynie utrudniały, by nie powiedzieć że niemalże uniemożliwiały prowadzenie normalnej rozmowy, jednak Richard miał na tyle donośny głos że nie uciekając się do krzyku był w stanie odpowiedzieć, nieco tylko podkoloryzowując prawdę - Jeszcze jak! Dwanaście godzin na głodnego potrafi dać w kość Organizacja ruchu i miejsc w pomieszczeniu wyjątkowo mu się spodobała, żadnego chaosu, żadnego łażenia w kółko i szukania wolnego miejsca. Było tak, jak w wojsku być powinno a przynajmniej jak to sobie wyobrażał - wszystko należycie uporządkowane, zorganizowane i takie, takie… wojskowe. Dawało to swego rodzaju poczucie uczestnictwa. Po chwili do stolika Richarda przysiadła się dziewczyna która wydawała - Yen. Też pierwszy dzień? - Richard. Tak, praktycznie dopiero co dotarłem, o mały włos się nie spóźniłem zresztą. Jakiś wypadek na międzystanowej Rozmowa z Yen potwierdziła pierwsze wrażenie, co ucieszyło Richarda. Przywykł że w trakcie posiłków, zwłaszcza kolacji, zawsze miał w kim pogadać bo jedzenie w milczeniu albo samemu zawsze wydawało się jakieś takie smętne -… A Ty skąd jesteś? - Proctor, Kalifornia. Pewnie nie słyszałaś, cztery farmy i nasza wycinka rozrzucone na sporym obszarze. Kiedyś był jeszcze sklepik dla przyjezdnych ale zdechł z braku klientów. A ty? |
|
Yen okazała się miłą rozmówczynią, nawet mimo jej tendencji do filozofowania; Richard uważał się raczej za konkretną osobę i jakoś nie potrafił zrozumieć tej idei samotności w wielkim mieście. W końcu jeśli włoży się trochę wysiłku ze swojej strony to okazje by kogoś poznać są dosłownie wszędzie, jednak może to była po prostu kwestia podejścia i umiejętności przełamania pierwszych lodów. W pewnym momencie trochę zabrakło punktów zaczepienia do dalszej rozmowy, być może nie mieli wystarczająco wiele wspólnych zainteresowań lub po prostu na nie nie natrafili, a może po prostu zmęczenie dniem i wrzuceniem w nową sytuację dało o sobie znać. Posiłek dobiegł końca i wypadało powoli się zbierać, zwłaszcza że ta bardziej 'wojskowa' część grupy już opuściła budynek wywołując swoją dyscypliną przyjemne drgnięcie w duszy Richarda *** - Od dnia jutrzejszego rozpoczynacie Państwo trening na Pilotów Pancerzy wspomaganych! - O kurwa - wyrwało się Richardowi Pancerze wspomagane, wynalazek rodem ze starych SF którymi zaczytywał się w młodości przekuty dzięki ludzkiemu umysłowi w rzeczywistość. Nie tylko stanowiły potężne wsparcie na polu bitwy ale dzięki temu że technologia na której się opierały coraz mocniej wchodziła do cywila wiele osób niepełnosprawnych otrzymało możliwość stanięcia na własnych nogach. Kto by pomyślał że jednego dnia rano będzie jeszcze w rodzinnym domu by następnego rozpocząć trening na pilota? W sumie trudno powiedzieć czego się spodziewał, jakiegoś okresu adaptacyjnego, ogólnorozwojówki czy co, a tutaj wygląda że od razu rozpoczynają od faktycznego mięcha. Stanowczo mu się to podobało; trzeba było zatem dobrze się wyspać by jutro być w pełni sił Znalezienie kwatery nie było trudne, zwłaszcza że zapisał sobie instrukcje. Na miejscu wpadł też od razu na lokatora z naprzeciwka - Serwus - przywitał się szukając w kieszeniach kluczyka od pokoju - Jestem Dicky |
Virus stał pod swoimi drzwiami kiedy na korytarzu pojawił się on - tajemniczy nieznajomy. Szedł wolno w kierunku Virusa i wtedy czas zwolnił. Virus pierwszy raz miał takie wrażenie. By się go pozbyć zamrugal lecz stwierdził że i jego ruchy są dziwnie wolne. Powieki zamknęły się i... Usłyszał muzykę. MUZYKA Nie wiedział czy otworzył oczy czy porostu śnił na jawie. Oboje, on i tajemniczy nieznajomy byli na dworzu. Nieznajomy ubtany w zielony t-shirt sposnie wojskowe i wojskowe buty. Koszulkę miał podwiniętą tak, że było widać jego kaloryfer na brzuchu. Virus nie mógł wprost oderwać od niego wzroku. Nieznajomy w rytm muzyki podszedł do stojącego nieopodal mecha wręku trzymał plastikowe wiadro. Przez ułamek sekundy virus zastanawiał się po co nieznajomemu to wiadro. Odpowiedź jaką zobaczył zaskoczyła go. Nieznajomy wyciągnął z wiadra pieniącąsię gabke i zaczął myć tego wielkiego mecha rytmicznymi kolistymi ruchami pozostawiając na mokrym pancerz pianę. To było fascynujące i... Podniecające. Virus obserwował proces mycia mecha i to jak tajemniczy nieznajomy zaczął również namydlac siebie dotykając w sposób niedwuznaczny. Dreszcz przeszed wzdłuż jego kręgosłupa do miejsca wiadomego. Nieznajomy tym czasem skończył myć mecha i zaczął go podlewać woda z węża ogrodowego mocząc się przy tym dokładnie. Zielony, mokry t-shirt oblepił jego męskie ciało co wywołałoo jeszcze mocniejszą falę podniecenia. Kiedy nieznajomy kończył virus nie wytrzymał i explodowal rozkoszą. ---—------------------------ Ile to trwało? Sekundę? Minutę? A może całą wieczność, kiedy wreszcie Virus zamrugal a nieznajomy przeszedł przez korytarz i stanął przy drzwiach na przeciw. Serwus - usłyszał Rosjanin - Jestem Dicky. Wtedy zdał sobie sprawę z dziwnej plamy wilgoci w okolicach swojego rozpirka. Mokry sen na jawie? Przecież to fizycznie nie możliwe. Virus nigdy nie był gejem jednak po pobycie w pierdlu i tym cotamwidzial... Nie to nie było możliwe że spuścił się w gacie na widok nieznajomego. Jednak tamten zdawał sobie nic nie robić z wewnętrznych rozterek ruska. - A ja jestem Misza ale wołają na mnie Virus odpowiedzieli pospiesznie wyciągając z kieszeni klucz od pokoju i otwierając drzwi. Chciał jak najszybciej znaleźć się w swoim małym azylu pośrodku bazy wojskowej USA. |
|
Virus cieszył się, że ten cały materiał się nagrywa. Będzie to bardzo potrzebny materiał. Słuchał pilnie a gdy przyszła kolej zadawania pytań podniósł rękę. - Jakie są dokładne parametry czasowe akumulatora i reaktora. Jaki typ reaktora lub akumulatora zasila te cudeńka. Powinniśmy wiedzieć dokładnie z czym mamy do czynienia. - zadał nurtujące go i nie tylko jego pytanie. Od odpowiedzi może sporo zależeć bo jeśli odpowiedź będzie szczera i otwarta to znaczy że współpraca będzie przebiegać w miarę znośnie. Wprzypadku lakonicznej odpowiedzi lub zbycia pytania Virus złożyłby chętnie rezygnację bo w żadne większe gówno spakować się nie da. Już i tak wdepnal w ogromne. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:16. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0