- Taki mam plan.- Billy uśmiechnął się do Cathy.- Zamierzam go znaleźć i uratować. I nie martw się. Nie sądzę by Will był w jakimś niebezpieczeństwie. Nie zabili nikogo w klinice, więc chyba nie planują skrzywdzić Willa. Cathy widząc Idola wyciągnęła zdrowe ramię do najemnika. Gest był dość oczywisty. Szykował się gorączkowy tulas. Co zresztą Billy ostrożnie zrobił, obejmując dziewczynę delikatnie, jakby była porcelanową figurką. - Martwiłam się o ciebie - wyszeptała wtulona w mężczyznę. - Jeszcze ta pluskwa i klinika Willa… Dobrze, że jesteś cały, wiesz? - Nie tak łatwo mnie zabić. Powinnaś o tym już wiedzieć.- mruknął Idol całując ją w czoło. - No wiem - obruszyła się mała - Ale i tak się martwię - dodała buńczucznie uspokajając się w uścisku Billy’ego. I słysząc jego zapewnienia. Odetchnęła głębiej i opadła na oparcie fotela. “Dee” jak nazywała ją Cathy podała Idolowi kubek z herbatą, a małej jakiś napar. Na ten widok Cathy zmarszczyła nosek. - Pij, pij nie marudź. - Cathy nawet nie pisnęła słówkiem na nakazujący ton hakerki. Gdy buzia Cathy zniknęła w kubku, Dee mrugnęła do Billy’ego po czym natychmiast na powrót zrobiła surową minkę. Cathy właśnie z westchnieniem odstawiała kubeczek od ust nabierając oddechu. - To od czego zaczynamy? Cortez? -spytała. - Cortez…- rzekł w odpowiedzi Billy,po czym przesłał info Clemensowi. Cytat:
Nie miał zbyt wiele czasu obecnie na marnowanie go. - Ok… - Dakota założyła ramiona na piersi - … więc tak koleś ostatnie dwa lata dość często podróżuje. Mój kontakt potwierdził, że owszem są to podróże na zlecenia WeGuard ale w każdej podróży można zauważyć pewne… objazdy. Zazwyczaj trwają one jeden, dwa dni, podczas których Cortez pojawiał się w dziwnych miejscach. O, na przykład trzy miesiące temu, był w Wenezueli, Caracas z przydziałem. Szczegółów nie znam tak w ogóle, utajnione, musiałaby bić czarny lód, na tę chwilę nie sądzę, że potrzeba. - Dakota wypruwała z siebie informacje. - Potem wrócił do Ameryki, był w Detroit, znów z przydziałem. I teraz w tym miesiącu też jest z przydziałem tym razem w nNJ. Tyle tylko, że między dniówkami i Wenezueli i Detroit i tu pojawia się w dzielnicach biedoty. Nic z tego nie rozumiem. Po cholerę super spec WeGuard ładuje się do nCatserajów? Robi za osiołka czy podbiera zlecenia? Tego nie wiem, szukam dojścia w Wenezueli, które mogłoby coś dać, nooo… w sensie informacji. To samo w Detroit. - zatchnęła się i przerwała na chwilę swoją słowną rejteradę. - Hmmm… sprząta po innych. Naprawia błędy zrobione przez inne osiołki. Odzyskuje zagubiony towar.- stwierdził po namyśle Billy.- Tą dziewczyną, którą zgarnął wraz z Willem interesowało się wiele osób. Lady J., Yakuza… diabli wiedzą kto jeszcze, ale pewnie parę bogatych korporacji. - Ale… sprząta w dzielnicy biedoty? - Dee miała powątpiewającą minkę. - Fakt.. myślisz, że pojawi się wiec w dzielnicy biedoty wkrótce? Mogłabyś go zlokalizować przez system kamer kontroli ruchu drogowego?- zamyślił się Idol. Możliwe że Dakota miała rację i działaniach Corteza były bardziej osobiste. - Ok, mogę spróbować. Ty w między czasie możesz obejrzeć nagrania z kamerek. - Chodź pokażę Ci - stwierdziła Cathy i pokierowała wózek do swojej pracowni. - Zgoda…- odparł Idol podążając za nimi. Miał wrażenie, że Cortez jest duchem którego ścigają w labiryncie. Nieuchwytnym widmem. Cathy puściła krótkie nagranie z kilku kamer jednocześnie. Faktycznie było tak jak Will opowiadał, gdy jeszcze był w kontakcie z Billym. Do kliniki wszedł Cortez z dwoma innymi mężczyznami. Nie przejmowali się specjalnie system kamer czy nagrań. Wyglądało to tak, jakby czuli się ponadto, ponad reguły i zasady. Billy to rozumiał. Sam niedawno był ponad wszystkie prawa. Sam był prawem. W końcu istniejący system kar i zakazów miał spętać tych, którzy istnieli poza urzędniczymi molochami korporacji. Ci którzy byli jej członkami, jej własności… Ci ludzie nie podlegali prawom państw i miast, chronieni bowiem byli legionem dobrze opłacanych prawników, którzy potrafili nawet udowodnić że śnieg jest czarny… choćby za pomocą łapówek. A wykonujący polecenie szefów Cortez był w swoim mniemaniu poza prawem, wszak tylko wykonywał rozkazy i wszelkie roszczenia nie powinny być zgłaszane do niego, a do firmy która go wynajęła. Mężczyźni weszli do kliniki. Cortez porozmawiał chwilę z recepcjonistką, która wezwała Willa. Gdy tylko drzwi do części, w której pracował Will się otworzyły dwójka wspierającą Corteza ruszyła w głąb. Jeden z mężczyzn “zajął” się Willem, który protestował. Drugi zaczął sprawdzać gabinet i ruszył ku pokojowi intensywnej terapii. Cortez stał mając na oku recepcjonistkę i wejście do gabinetu. Mężczyzna, który przejął Willa nie dotykał go, pogroził jedynie bronią. Will ruszył ku swojemu panelowi. Idol mógł się domyślać, że to wtedy wywołał połączenie z nim. Mężczyzna, który otworzył drzwi do intensywnej terapii spojrzał przez chwilę na postać Vondy. Will rzucił się ku niemu, ale mierzący w niego mężczyzna tylko pogroził mu palcem? Will był spięty i bardzo, bardzo wściekły. Mężczyzna podszedł do Vondy i niemalże czułym gestem pogładził ją po głowie, odsuwając kosmyki włosów z twarzy. Will ponownie zaczął protestować. Pilnujący go facet uderzył błyskawicznie - znany Billy’emu płynny ruch. Will osunął się, facet go złapał by nie padł bezwładnie na podłogę. Koleś przy nieprzytomnej kobiecie zaczął powoli odpinać elektrody, wsuwając po jej kark prawą dłoń. Po chwili sygnały na urządzeniach wypłaszczyły się, gdy wszystkie nalepki zostały zdjęte. Recepcjonistka w między czasie próbowała ruszyć ku wyjściu. Cortez jednak zobaczył jej ruch. Kobieta zamarła, gdy Diego ruszył w jej kierunku. Próbowała się odsunąć od niego i akcie desperacji kopnęła fotel w jego kierunku chcąc się zasłonić meblem i wcisnęła jak najgłębiej pod biurko. Cortez nie przejmując się wysiłkami kobiety sięgnął dłonią pod biurko. Wierzgania kobiety ustały, gdy zamarła. Cortez i pozostali wyszli: jeden niósł Vondę piastując ją jak dziecko, drugi przewiesił sobie Willa przez ramię. -Profesjonalne… dobrze, że nie bawi ich rozlew krwi.- mruknął pod nosem Billy i przewinął obraz wstecz. Zatrzymał przy widoku z bronią, po czym kazał przewinąć i powiększyć wielokrotnie. Możliwe że to kodowana broń, a co za tym idzie, podłączona do sieci. A więc można było ją namierzyć… chyba. Broń była standardową bronią BlackOps - Heckler&Koch USP12mm. Nie dostrzegł sprzęgnięcia. Raczej nie chcieli zostawiać po sobie śladów, nawet tych hipotetycznych. Jakkolwiek paranoicznie to brzmiało. Cóż… warto było spróbować. Nawet jeżeli nic to nie dało. Billy przewinął nagranie… i spowolnił je, by dostrzec jakieś ciekawe i może przydatne szczegóły. Mała szansa była na to, ale też Idol nie miał czasu na analizę filmu klatka po klatce… ani też wiedzy, by elektronicznie przeanalizować nagranie. Jedyne co rzuciło się w oczy to dziwne zachowanie mężczyzny zgarniającego kurierkę. Czułe i niemalże delikatne. To również było pocieszające. Jakaś osobista relacja? Pozwalało to być… bardziej spokojnym o jej los. Z pewnością była bezpieczna, tak jak lekarz który się nią opiekował. Idol wstał do nagrania i ruszył do Dakoty, by sprawdzić co się jej udało wyszukać, a potem… chyba trzeba było pojechać po recepcjonistkę. - Już? - Dee podniosła głowę - To dość bezczelny typek wiesz? Nawet niespecjalnie się kryje czy coś. - fuknęła lekko. - Szczególnie w okolicach kliniki Willa był wyluzowany. Wyświetliła mapkę ulic i wskazała trasę: - Tutaj jechał - przesunęła palcem po trasie jaką przemierzył Cortez ze swym niewielkim oddziałem - bez żadnych spin, ani pośpiechu. Ale tutaj - wskazała jakąś przełączkę - pojawia się problem. Bo dwa takie same pojazdy wyjechały spod tego mostu, z takimi samymi blachami. Nie mam jak sprawdzić kto jest gdzie. - Aaaaale, mam coś innego. Hotel, w którym prawdopodobnie się zatrzymał. Może… może go można też ściągnąć do tego motelu? - główkowała Dakota. - Co myślisz? Znasz go w końcu osobiście, nie? - Osobiście? Nie. Nauczyciel ma być wieżą z kości słoniowej. Nieskazitelnym monumentem, któremu należy próbować dorównać. Fraternizowanie się z uczniami było zabronione.- zamyślił się Billy.- Dasz radę podejrzeć ich listę gości? Tego hotelu? Dakota i Cathy słuchały wywodu Idola spoglądając to na siebie to na niego. - Nieskazitelnym monumentem? To jak się uczyliście? - spytała zaskoczona Cathy. Dee w między czasie grzebała po bazie hotelu. - Nie ma nikogo pod nazwiskiem Cortez. Ale w terminie jego przybycia do miasta jest …. 3 mężczyzn rejestrujących się w hotelu. - Hmm… trzech? Trochę prostacki błąd by to był - rzuciła spojrzenie Idolowi. - Szkolił nas w sztuce walki, to było trochę bardziej hurtowe i oparte na przygotowanych schematach. Cortez był surowym nauczycielem i oschłym.- wyjaśnił Billy pocierając podbródek.- Możliwe że hotel to zmyłka. Ale i tak nie mamy wyboru… Trzeba go będzie sprawdzić. - Aha… - stwierdziły hurtowo dziewczyny. - Dziwne trochę - mruknęła Kicia. - Ten hotel to kiedy byś chciał sprawdzać, co, Billy? Dakota wysłała dane hotelu oraz trzy nazwiska podejrzanych gości. - Jutro… jak się uporam z zadaniem Tonga, będę mógł wynająć jakieś wsparcie. Szarżowanie samotnie na Corteza to szaleństwo.- odparł z kwaśnym uśmiechem Billy. - Dobra… wiesz co… - Dakota skrobała się po nosie - może ja poszukam jeszcze czegoś więcej o tej kurierce. Bo mnie ten kolo jakoś dziwnie męczy. - Nie przesadzajcie z… wysiłkiem. Nadmierny wysiłek szkodzi efektywności.- mruknął cicho Idol i pogłaskał po głowie zarówno Dakotę, jak i Cathy.- Dobra… jadę do Clemensa coś załatwić i parę innych spraw później… dam znać jakby coś odkrył. - Odprowadzę Cię - wymruczała cicho Dee. - Czekamy! - pisnęła Cathy z uśmiechem. Dakota zdreptała na dół po schodach. - Wiesz… jak już się tu uspokoi - odwróciła się do Billy’ego - to mam do pogadania z tobą o takiej jednej no… sprawce… - Brzmi poważnie.- mruknął Billy obejmując w pasie dziewczynę i tuląc do siebie.- Wiesz… jeśli potrzebujesz się wypłakać i wyżalić, to będę później udawał że nic takiego się nie zdarzyło. Wtuliła się ufnie, kładąc dłonie płasko na piersi Idola: - Nieee… płakać? Czemu? Nie nie - wyglądała na zaaferowaną. - A coś się stało?- mruknął głaszcząc Dakotę po włosach delikatnie. - Noooo tak jakby - uniosła głowę z błyszczącymi oczami - dokonałam przełomu w takim jednym czymś i chciałam protestować. Ale to nie pali się. Po prostu… noo… nie mogę się doczekać - uśmiechnęła się. - Acha… już się martwiłem.- znów pogłaskał ją po włosach dodając z uśmiechem.- Tooo może będzie okazja sprawdzić dziś w nocy przy okazji skoku na bazę z nagraniami hotelu. Dakota nie była pewna: - To jeszcze nietestowany prototyp. I nie wiem czy to nie za koronkowa robota na wyciąganie nagrań - wtuliła się mocniej i objęła szyję Idola ramionami. - Ok... wezmę jednak, tak na wszelki wypadek.- mruknął Idol nie mogąc się oprzeć pokusie objęcia dłońmi pośladków dziewczyny i masowaniu ich. - No, dobrze - Dee jakoś szybko uległa. Masaż najwyraźniej miał magiczne działanie. - To pokażę Ci później. - wspięła się na palce nadstawiając buzię do pocałunku. Pocałunek miał być czuły, ale gdzieś tak w połowie… przemienił się w dzikie i namiętne zetknięcie warg dwojga kochanków. Po nim, Billy odsunął się od dziewczyny i mruknął.- Muszę jechać… skontaktuję się wkrótce. Dakota przesunęła opuszkami palców po swoich ustach jakby smakując pocałunek i pokiwała głową bez słowa. Odprowadziła najemnika na dół wtulona i dopiero przy karawanie się odsunęła od mężczyzny. Wypuściła Idola i zamknęła za nim hangar. |
Billy po przybyciu czekał w milczeniu, aż dziewczyna będzie gotowa do podróży, a Henceworth ewentualnie dokończy wszelkie medyczne sprawy. - Hej… jestem Billy Idol, co zresztą pewnie wiesz.- rzekł na powitanie uśmiechając się delikatnie. Kobieta spoglądała uważnie na Idola i po chwili mrużenia oczu pokiwała głową: - Taaak, pamiętam Cię. Jesteś pacjentem Willa. - zacisnęła nieco wargi - Doktor Henceworth mówił, że mnie tu przywiozłeś. Co z Willem? - Szukamy go… Liczyłem, że może twoje słowa w czymś tu pomogą.- odparł spokojnie Idol. - Co potrzebujesz? - spytała, i usiadła prostując się na leżance. Zamotała wysuwające się z fryzury kosmyki za ucho i zamarła w oczekiwaniu na pytania. - Zacznijmy od twego imienia. A potem adresu… pozwolisz że odwiozę cię do domu?- zaproponował Billy.- Porozmawiamy w drodze. Na dziś już chyba dość stresu, więc nie róbmy z tego policyjnego przesłuchania. - Karoline - przedstawiła się z niejaką ulgą i przytrzymując się leżanki zeskoczyła na podłogę. Wyciągnęła dłoń do Idola - A adres to 49 Cooper street. Była niziutka. Na bosaka ledwo sięgała Idolowi czubkiem głowy pod pachę. Musiała zadzierać głowę, by spojrzeć mu w twarz. - Billy.- rzekł mężczyzna witając się z nią bardzo delikatnym uściskiem dłoni. I zwrócił się do Hencewortha.- Miała na sobie buty? Czy może zapomniałem je wziąć? - Miała, miała… - Hej, nie rozmawiajcie o mnie jakby mnie tu nie było. - rzuciła upartym tonem Karoline. - Oh pardons, moja miła - mruknął Clemense w głupawym uśmiechem. - Oto buty. Podał obuwie kobiecie, która wsunęła w nie szybko stopy. Henceworth przyglądał się temu z cygarem w dłoni. - Wybacz… i pozwól za mną.- po tych słowach Idol ruszył przodem kierując się do wyjścia.- Długo już pracujesz u Willa? - Nie, nie wszystko w porządku. Po prostu - ruszyła za najemnikiem - jestem trochę wrażliwa na tym punkcie. Ludzie mają tendencję … z powodu mojego wzrostu… - starała się wyjaśnić w miarę przystępnie. - Tak. - zasępiła się na chwilkę - Jakieś 4 lata. - Niski wzrost ma też swoje zalety, a tobie dodaje uroku.- odparł uprzejmie Billy, po czym spytał.- Jak zazwyczaj szukacie krewnych waszych pacjentów, jak ich identyfikujecie… jaka standardowa procedura? - Zazwyczaj prosimy o wypełnianie informacji na temat osoby do powiadomienia w razie nagłej potrzeby. To pierwszy krok. Drugi, jeśli pacjent jest nieprzytomny i bez żadnej dokumentacji potwierdzającej tożsamość sprawdzamy numery np. wszczepów, sprawdźmy czy mają jakieś ubytki dentystyczne i jeśli tak nr plomb, implantów itd. Jeżeli i to nie jest możliwe, wysyłamy informację na policję. Oficjalnie. Nieoficjalnie, sprawdzamy jeszcze na sieci. - wyjaśniała spokojnie. - Jeżeli nikt się nie zgłasza po pacjenta, a stan pacjenta nie ulega poprawie, szukamy miejsca w placówkach, które mają miejsca i możliwość przetrzymywania pacjentów. U nas raczej taka opcja nie wchodzi w grę. - I za kogo podały się osoby przybywające po Vondę?- zapytał po chwili, zdając sobie sprawę, że po zgłoszeniu każdy kto szukał aktywnie kurierki w sieci mógł ją namierzyć u Willa. - Za nikogo. Trzej mężczyźni przyszli, z czego tylko jeden ze mną mówił. Taki z bródką. Powiedział, że ma umówione spotkanie z Willem. Nic nie było w kalendarzu, ale on naciskał.Pomyślałam, że może Zelda, druga recepcjonistka, nie wpisała. Poprosiłam Willa. - - I co wtedy…- zaczął Billy, ale przerwał. Wyszli bowiem ze szpitala Clemensa i Karoline stanęła oko w oko z karawanem.- Tym pojedziemy. Tylko tak ponuro wygląda. - Hmmm - kobietę nieco zatchnęło. Po wydarzeniach dzisiejszego dnia szczególnie. - Mam nadzieję, że to nie jest zły omen. - popatrzyła na Idola, w oczach skrzyła się ironia, ale grymas ust był oszczędny. - Prowadzi się przyjemnie.- stwierdził Billy idąc w kierunku wozu.- Masz ochotę coś zjeść? Możemy kupić po drodze coś w barze dla zmotoryzowanych. - To … dość nietypowy zawód. Jakoś nie wyglądasz na “karawaniarza” - dreptała obok, kierując się do miejsca pasażera - Możemy. - zgodziła się ze spokojnym uśmiechem. - Myślisz, że Will jest w niebezpieczeństwie? - sięgnęła by otworzyć drzwiczki. - A na kogo wyglądam?- zapytał zaciekawiony Idol siadając za kierownicą wozu.- Myślę że zabrali Willa, by dopilnował rekonwalescencji Vondy. - Na wojownika. - stwierdziła Karoline czekając na zapięcie pasów. - Takiego, który bierze się z życiem za bary. A nie chowa za kierownicą karawanu. Zamyśliła się nad teorią Idola. - To możliwe. Czyli póki Vonda nie wydobrzeje, powinien być bezpieczny. Pytanie co potem. - Nikogo nie pozabijali w klinice. Możliwe że Willowi też nic nie zrobią, a poza tym...- wzruszył ramionami ze śmiechem.- Takie chucherko jak ja… wojownikiem? I ruszył karawanem na ulice. - Chucherko? - spytała jakoś nie rozumiejąc żartu. Karoline przez chwilę się zamyśliła - Z tego co pamiętam to masz 182 cm wzrostu oraz 71 kg wagi. To nie są wymiary chucherek. -Nie wiem czy warto ryzykować na tej podstawie. Może powinnam zgłosić kwestię na policję? - spojrzała na Idola z wahaniem. Widać było, że policja to dla niej ostateczność. - Nie wiem czy by to coś pomogło. Nie dbali specjalnie o to czy ktoś ich rozpozna… pewnie mają ochronny parasol jakiejś korporacji.- stwierdził po namyśle Billy i dodał z uśmiechem.- Jestem chłopcem do wynajęcia… tak ogólnie. Obecnie, prowadzę karawan. A ty… - spojrzał na dziewczynę.- … tobie dam zniżkę na wynajęcie, jakbyś potrzebowała z czymś pomocy. Kranu nie naprawię, ale meble mogę poprzesuwać. - Chłopcem do wynajęcia? - zaśmiała się lekko - Będę pamiętać. Choć meble na razie poustawiane należycie - dodała z lekkim przekąsem. Nawinęła wysupłane z upięcia pasmo włosów na palec i założyła za ucho. - Jadłeś już w tym barze? - Zdradzę ci tajemnicę… to nie jest moja bryka.- wyjaśnił cicho Idol jakby zdradzał jakiś sekret. I przy okazji ciepłym oddechem ogrzewał jej ucho, bo przecież sekrety się do uszka szepcze.- I nie miałem okazji korzystać z driveIN, ale ponoć tu żarcie mają zjadliwe. Jakoś przełkniemy proste przekąski. Idol z pewnością przełknąłby cokolwiek. Głodny był coraz bardziej. Zaś Karoline z początku nachyliła się, by usłyszeć sekret a potem odsunęła. - Widziałam to zagranie już - uśmiechnęła się lekko z zadowoleniem jakby rozgryzła Idola. - No cóż…- zaśmiał się Idol kierując samochód w kierunku okienka z zamówieniami.- Nie powiem, żebym był zdziwiony. Jesteś atrakcyjną kobietą, toteż z pewnością… byłaś wiele razy podrywana. Postaram się być grzeczny, ale niczego nie obiecuję. - Ale… - zaczęła ale przerwała dając Idolowi czas na złożenie zamówienia po czym kontynuowała - … to oznacza, że zakładasz, że jestem singielką. - zawiesiła głos. - Wybacz.. nie zauważyłem czy masz obrączkę.- stwierdził Billy i wzruszając ramionami dodał.- Poza tym… mężatki też są podrywane, więc z pewnością ty miałaś okazje zbywać takich natrętnych podrywaczy. Zatrzymali się przy okienku.- Sojaburger plus cola-delicht deluxe. Po czym uśmiechnął się dodając.- A ty na co masz ochotę? Ja stawiam. -Sojaburger brzmi nieźle, ale z tonikiem zamiast coli. - odpowiedziała nie komentując wypowiedzi Idola. Po zamówieniu jedzenia Billy podjechał do drugiego okienka i odebrał towar, zapłacił zbliżeniowo chipem i ruszyli dalej już jedząc. Między jednym przeżutym kęsem a drugim Idol spytał.- To ta trójka wpada do kliniki, spotyka się z Willem i co się dzieje dalej? - Pytał o kobietę, że chce ją zabrać. Will się oburzył, że kim on jest i na jakiej podstawie chce odbierać pacjentkę, która jest nieprzytomna. Dwójka ruszyła do gabinetu, jeden poszedł na IT, drugi pilnował by Will mu nie przeszkadzał. Ten z bródką nic nie mówił, czekał w przejściu tylko. Robił dziwne wrażenie. Niebezpieczny. - Dlaczego sądzisz że był niebezpieczny?- zapytał Idol prowadząc samochód w kierunku domu Karoline. - Takie robił wrażenie. To nie jest osoba, której mówi się nie. Albo która jest nawykła by słyszeć nie. Był groźny, taki… hm… przygotowany, prężący się. - popijała napój łyk za łykiem - Nie wiem jak to opisać. -Rozumiem… było coś charakterystycznego w tej całej trójce… ubranie, buty… cokolwiek?- spytał Billy. - Nie wiem jak się komunikowali. Ale działali bardzo sprawnie. Jakby byli… połączeni, zsynchronizowani. To ma jakiś sens? - spytała niepewnie. - Tak. I to ten najmniej przyjemny.- stwierdził Idol.- Że byli dobrze wyszkoleni, albo połączeni umysłami bezprzewodowo. Ale to drugie rzadko działa poprawnie, więc zostaje porządne wyszkolenie ala WeGuard. Karoline lekko zbladła. - To … jeśli to WeGuard… to Will nie będzie bezpieczny. Zabiją go. - zdenerwowała się natychmiast i wyprostowała w fotelu. - Jeśli to oni… ale to tylko może być ten sam poziom wyszkolenia.- rzekł Idol uspokajającym tonem głosu.- Nie ma się co denerwować na zapas. Poza tym… znajdę Willa całego i zdrowego. - Brzmisz na bardzo pewnego siebie. - mruknęła taksując Idola wzrokiem - Dlaczego? - Taki ze mnie karawaniarz…- odparł z bezczelnym uśmiechem Idol i wzruszając ramionami dodał.- ...i chłopiec do wynajęcia. A poza tym… dlaczego miałbym brzmieć inaczej? Nie podjąłbym się tej sprawy, gdybym nie wierzył w sukces mych działań. Karoline potoczyła spojrzeniem po Idolu. - A gdybyś nie wierzył w sukces to nie próbowałbyś go szukać? - zapytała z ciekawością. - Z pewnością. Nie tracę czasu na działania, które są z góry skazane na porażkę. Utrata…- uniósł dłoń protezy, by Karoline jej się przyjrzała.- ...ręki zadziwiająco szybko porządkuje priorytety w życiu. Nie mam czasu w moim żywocie, by marnować go na sprawy które na pewno zakończą się porażką. - Bardzo kliniczne podejście. W każdym aspekcie tak działasz? Nie krytykuję, - zastrzegła się - po prostu musi być to trudne, dzielić wszystko na czarne i białe. - Bez przesady z tym dzieleniem. Wolę po prostu być optymistą.- stwierdził z uśmiechem Idol i zamyślił się.- Wracając zaś do wydarzeń z kliniki, co się wydarzyło… później. Tak po prostu zabrali ją? - Tak. Jeden z nich ją zabrał i wyniósł. Ale wcześniej ten, który pilnował Willa, coś zrobił, ogłuszył go. Will bardzo się starał powstrzymać napastników, wiesz? - głos jej lekko zadrżał. - Gdy zaczął krzyczeć i protestować. Drugi zabrał go, musiał mieć jakieś wszczepy bo dźwignął ciało bez problemów. A ja… - pochyliła lekko głowę. - Jesteś tylko drobną kobietą bez militarnego wyszkolenia… nie musisz się wstydzić, że się przestraszyłaś. Na twoim miejscu też bym się spietrał.- rzekł ciepłym tonem głosu Billy starając się ją pocieszyć. - Powinnam była inaczej zareagować. Wiesz, głupio mi strasznie. Ale nie spotykamy się co dzień z takimi … atakami. - Nie masz powodu czuć się głupio.- wzruszył ramionami Billy.- Postąpiłaś tak jak ci podpowiadał instynkt. W takich sytuacjach powinno się go słuchać i…- spojrzał w kierunku pasażerki.-... nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia. Nie daliby ci wezwać policji, a nawet gdyby ci się udało, to i tak oddaliliby się zanim by się mundurowi zjawili. Karoline kiwała głową słuchając tłumaczenia Idola. - Teraz, czuję się jak te głupie blondynki w horrorach, co uciekają na sam szczyt budynku do łazienki bez okien. Takie sytuacje rewidują własne wyobrażenia o sobie. Ciężko stawić prawdzie czoła. Ale… dziękuję - uśmiechnęła się smętnie. - Jesteś recepcjonistką… a nie zadrutowanym solosem z miotaczem ognia w miejscu dłoni.- przypomniał jej Billy.- Nie musisz wykazywać się odwagą przed zimnokrwistymi najemnikami z bronią przy pasie… więc co się stało dalej? - Potem ten z bródką poprosił bym mu podała dłoń. Odmówiłam i chciałam się schować. Weszłam pod biurko, ale widziałam jak się zbliża. Złapał mnie, a potem obudziłam się doktora Hencewortha. - wzruszyła ramionami - Nie zabili mnie, nie byłam im potrzebna. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, że nie bali się zostawić świadków.- - Prawie dojeżdżamy… odprowadzić cię do drzwi? Tak na wszelki wypadek.- Billy też nie potrafił odpowiedzieć na tą kwestię. Chyba dobrze jednak… niepotrzebny rozlew krwi mierził, gdy patrzyło się na świat z jego dna, zamiast z jego szczytów. - Jeśli możesz zaczekać aż wejdę, to wystarczy. - uśmiechnęła się, ale widać, że była jakaś przybita, zmęczona. Wydarzenia dnia jednak odcisnęły swoje piętno. - Zaczekam.- taki miał zresztą zamiar. Zaczekać z dwie trzy minuty pod jej drzwiami na wypadek, gdyby życie miało dla Karoline kolejną paskudną niespodziankę. Zaparkował pod niewielką kamieniczką, którą wskazała dziewczyna. Nie wysiadła od razu. Przez chwilę siedziała w ciszy i wpatrywała się przed siebie. Po chwili odwróciła się do Idola: - Jeśli jakoś mogę pomóc jeszcze… obojętne jak w odnalezieniu Willa, nie krępuj się do mnie dzwonić. Możesz mnie wywołać pod tym numerem - podała mu dane - Naprawdę chciałabym jakoś… się zrehabilitować. Sięgnęła, by otworzyć drzwiczki: - Dziękuję za podwiezienie i za kolację. - uśmiechnęła się raz jeszcze i ruszyła do budynku. - Nie ma sprawy. -Billy zarejestrował numer otwierając drzwi po drugiej stronie, by odprowadzić ją do drzwi jej domu.- Dam znać jakbyś mogła pomóc w czymś. A i dam ci swój, tak na wszelki wypadek. - Dobrze, dziękuję. - kiwnęła głową zatrzymując się w pół kroku by nie musiał jej gonić. - Dasz mi znać jak będziesz wiedział coś więcej, proszę - Dam znać. Nie martw się. Zresztą sam Will da znać jak wróci do pracy.- stwierdził z uśmiechem Idol. Karoline uśmiechnęła się: - Czuję się spokojniejsza, jak tam mówisz. - wcisnęła kod do bramy. - To dobrze… Przyda ci się spokojny wieczór i noc.- stwierdził Billy czekając, aż kobieta wejdzie do mieszkania. - Zdecydowanie. Kąpiel i spać. Mam nadzieję, że gdy się obudzę to Will już będzie z powrotem. Wiem, wiem. - uniosła dłoń zanim Billy miał czas zaprotestować - Pobożne życzenia. Ale może pobożne życzenia i Twój optymizm coś dadzą? - Może… miłych snów więc życzę. Bo kąpiel… z pewnością będzie miła.- stwierdził żartobliwym tonem Idol taksując dziewczynę wzrokiem. - Dziękuję i wzajemnie, spokojnej nocy - lekko się zaczerwieniła i otworzyła drzwi do mieszkania. Zrobiła krok do przodu. Zawahała się na ułamek sekundy. - Coś się stało?- mruknął Billy odruchowo sięgając pod płaszcz, po broń. - Nie, nie. Nic. Wszystko w porządku. Dobranoc. - powoli zamykała drzwi. Zamknęła je z cichym kliknięciem za sobą. -Dobranoc.- Billy oparł się plecami o drzwi patrząc na swój karawan. 1… 2… 3… Dał sobie z trzy minuty czekania. O wiele za długo w sumie. Jeśli nie usłyszy krzyków, ani żadnych podejrzanych dźwięków, Idol planował odejść uznając że nikt wrogi nie czai się w jej domu. Po kilku sekundach drzwi się otworzyły ponownie. Karoline wystawiła głowę i się rozejrzała. Podeszła do Idola: - A… możesz masz ochotę wejść na kawę? - spytała podnosząc głowę. - Z chęcią.- rzekł wyraźnie speszony przyłapaniem Billy, opuszczając nisko głowę.- Dzięki. - To zapraszam. - poprowadziła mężczyznę ponownie do mieszkania. Weszła i przytrzymała chwilę drzwi by zamknąć je gdy był już w środku. - Wejdź rozgość się. - zaprosiła go gestem do niewielkiego mieszkania. |
Billy zrobił parę kroków ale zanim zdążył wejść dalej pod jego nogi wybiegł niewielki kot. Zaczął się łasić. - Cześć, Molly. - zamruczała Karoline. - To Billy. Przepraszam, zaraz ja zabiorę. - sięgnęła by schwytać zwierzaka. Mieszkanko było tak naprawdę jednopokojową klitką z salonem połączonym z kuchnią. Ale i tak w porównaniu do obecnej posiadłości Idola wyglądało bajkowo. - Kawy czy coś innego? - dopytywała się Karoline z kociakiem w ramionach. - Kawy… choć ty się nie krępuj. Na twoim miejscu napiłbym się czegoś mocniejszego.- mruknął Billy nachylając się ku zwierzakowi i uśmiechając.- Ładniutki. Dziki… czy zaprojektowany na zamówienie? - Już nastawiam - odstawiła kociaka na podłogę i przedreptała do części kuchennej, już ponownie na bosaka. - Dziki. Przypałętała się jeszcze jak malutka była. Musiała jakoś się komuś urwać. -Karoline pogłaskała zwierzaczka i wsypała nieco karmy do miseczki. - Jaką kawę lubisz? Z mlekiem sojowym? Czy czarną? Wyciągnęła niewielki ekspresik przepływowy i ustawiła do rozgrzania. - Mocną… bardzo mocną.- stwierdził Idol, któremu sen nie był obecnie na rękę. - Dobrze. W pomieszczeniu rozniósł się wkrótce zapach kawy, którą Karoline zaserwowała w filiżance z prawdziwej porcelany. - Proszę. - podała cukier i mleko sojowe. - Mam tylko ciasteczka ryżowe, jeśli masz ochotę. - Z chęcią. To bardzo ładne mieszkanie.- ocenił Idol rozglądając się i spróbował napoju.- I świetna kawa. - Mieszkanie mam jeszcze po mojej mamie. Sama nie wierzę w to, że udało się je utrzymać. - nalała sobie wody i usiadła na kanapie - A ty gdzie mieszkasz, jeśli mogę spytać? - Wynajmuję klitkę w Clockwork Rosebud, na specjalnych zasadach. Trochę mała i trochę głośna, ale własna.- rzekł w odpowiedzi Idol.- Więc… dobrze że jesteśmy u ciebie, niż u mnie. Niestety gotowanie to też nie jest moja specjalność. - Jesteś głodny? - zrobiła ruch jakby chciała wstać. - Mam trochę makaronu, mogę coś przygotować. - Nie…- powstrzymał ją kładąc dłoń na jej udzie. I szybko odsuwając ją, by jej nie obrazić.- Ciasteczka wystarczą. Może następnym ra… Zaśmiał się cicho.- Mam wrażenie, że za bardzo jesteś spięta. Nie przyjmujesz pewnie zbyt wielu gości? To zrozumiałe, czasy są niebezpieczne. - Nie, to prawda. Wyszło szydło z worka - lekko się zdziwiła ale nie odsunęła - głównie pracuję. Najczęściej jestem u Willa albo w drugiej klinice. Ciężko znaleźć czas na prywatne życie. A jak to u ciebie? Godzisz jakoś bycie chłopcem do wynajęcia z życiem towarzyskim? - Łapię okazję gdy się nadarzy, to trochę stąd ten cały flirt w karawanie.- uśmiechnął się Idol i wzruszył ramionami. - A bycie chłopcem do wynajęcia sprzyja nawiązywaniu znajomości w zaskakujących miejscach. - Chyba nie masz problemu z tym nawiązywaniem - zaśmiała się po raz pierwszy tego wieczoru. - To prawda…- uśmiechnął się Idol i spytał.- To jak trafiłaś w objęcia Willa i jego kliniki? Wiesz chyba że to nie jest standardowa Trauma Team. - Zelda mnie wciągnęła. To druga recepcjonistka. Obie uczyłyśmy się razem w szkole pielęgniarek. Po szkole utrzymywałyśmy kontakt, a gdy Will zaczął potrzebować pomocy, poleciła mnie. I tak już zostało. - tłumaczyła spokojnie popijając wodę. Przypomniała sobie też po niewczasie - Aaa ciasteczka. - pacnęła się w czoło - Już, już. Zakręciła się i po chwili Idol otrzymał talerzyk z niewielkimi ciasteczkami do kawy. - Jeszcze kawy? - Dzięki.. z chęcią.- odparł z uśmiechem Idol.- I… podoba ci się ta praca u Willa? Dolała parującej kawy do filiżanki. - Tak, nigdy nie jest nudno. Dużo się uczę. A Will jest cierpliwym nauczycielem, pomimo opinią jaką ma. - uśmiechnęła się lekko. - A ty czym zajmowałeś się przed karawanem? - Siły specjalne…- stwierdził krótko Idol.- Moja w nich kariera była krótka i wybuchowa. Wskazała lekko na ramię: - I to ta pamiątka? - W sumie tak… żebyś widziała jak skończyła strona przeciwna.- spróbował zażartować, ale minę miał kiepską. Uśmiechnął się mizernie.-Lepiej niestety. W końcu wygrali. Tym razem to ona sięgnęła i pogładziła go udzie na wysokości kolana. Dotyk lekki, na zasadzie pocieszenia. - A jakie wyniki dała terapia? Pomogła? - Nie martw się… pomogła. Ręka sprawna. Głowa… też.- uśmiechnął się Idol zerkając na kobietę zadziornie.- Wszystko inne też sprawne. Nie lubię się użalać nad sobą i nad błędami przeszłości. Ty też nie powinnaś… to ślepy zaułek. - Noooo nie chodziło mi o użalanie. Ale wiesz… przepracowanie przeszłości i wyciągnięcie lekcji. - brzmiała bardzo medycznie i poważnie. - Hmm… cóż… nauczyłem się dość dużo, a przede wszystkim, zdjąłem obrożę z szyi.- odparł enigmatycznie Idol i uśmiechnął się rozglądając dookoła i mówiąc żartobliwym tonem.- A więc jednak niezamężna… mam szansę? - Obrożę? - zmarszczyła brwi - Pracowałeś dla corpsów? - odruchowo zapytała. - Nie… niezamężna… Myślę, że wiesz, że masz szanse u większości kobiet. Prawda? - Naprawdę jestem taki przystojny?- dodał z przesadnie fałszywą skromnością Idol, dodatkowo machając powiekami jak damulka. Po czym rzekł.- Jak większość sił specjalnych… dla corpsów. Bardzo długo… słyszałaś plotki o dzieciach korporacji? - To chyba nie tylko plotki. - kiwnęła głową uśmiechnięta obserwując wygłupy Idola, zawiesiła głos zachęcając mężczyznę do kontynuowania. - To prawda. To nie plotki.- potwierdził Billy klepiąc dłonią kanapę.- Usiądź wygodnie, jeśli chcesz tego wszystkiego słuchać. Podwinęła nogi pod siebie i oparła się bokiem o kanapę, podparła głowę na ręce. - Opowiadaj… - rzuciła zachęcającym tonem, z lekkim uśmiechem. - Urodziłem się…- zaczął Billy opowiadając wszystko powoli i bez upiększania. O idealnych rodzicach, o idyllicznym… wtedy według niego dzieciństwie, o dziwnych naukach pobieranych w klasie… o wymuszanej przez nauczycieli bezlitosnej rywalizacji. I.. co jakiś czas Idol delikatnie przysuwał się bliżej Karoline. Karoline słuchała uważnie i nie przerywała. Od czasu do czasu zaznaczała, że uważa kiwnięciem głową lub cichym przytaknięciem. Gdy przerwał spytała: - I w ogóle nie tęsknisz za rodzicami? - Bardziej… się boję. -wzruszył ramionami Idol na moment poważniejąc.- Boję się spotkać ich i… przekonać, że to co wiem jest prawdą. Że nie jestem ich dzieckiem, a produktem który przygotowali. Wiesz… idealni rodzice w tamtej mentalności są spokojni i opanowani. I tacy byli moi, cierpliwi i stanowczy, łagodni ale… teraz wydają mi się oschli. - A może też tak być, że Cię kochali. Mimo, że nie byłeś ich. Dopuszczasz taką opcję? - spytała cicho. - To miło mieć taką wizję… przyznaję. Dopuszczam.- mruknął będąc bardzo bardzo blisko jej twarzy.- I może nawet trochę tęsknię, ale nie mam zbyt wielu czasu na wspominki. Uśmiechnął się łobuzersko.- A ty masz bardzo piękne oczy, wiesz? Westchnęła cichutko. Pokręciła głową. Leciutko pogładziła Idola po bardzo, bardzo, bardzo blisko znajdującym się policzku. - Zawsze tak robisz? - starała się być twarda i profesjonalna ale gdzieś na dnie oczu błysnął ten szczególny blask, znany Billy’emu doskonale. - To silniejsze ode mnie… Zresztą…- mruknął przybliżając twarz ku obliczu Karoline.-... przecież nie kłamię. Masz śliczne oczy. - Chodzi mi o to… - zaczęła ale nie dokończyła, gdy ich usta się złączyły. Jakoś tak. Automatycznie wskoczyły na odgórnie ustalone miejsca, jak elementy układanki. Karoline leciutko poruszyła wargami drażniąc usta Idola i jeszcze ciszej sapnęła. Idol rozkoszował się wspólnym pocałunkiem delikatnie smakując nowe doznanie. Delikatnie głaszcząc po głowie dziewczynę. Nie spieszył się z tym pocałunkiem, acz w końcu ich usta się oderwały, a on mruknął.- Co mówiłaś? - Nie pamiętam - zaśmiała się cicho i potarła policzkiem o policzek Billy’ego. Po kociemu. - Zrobiłeś to specjalnie - odsunęła się i lekko pokiwała palcem z udawanie oskarżycielską miną. - Masz rację… ale warto było…- ujął podbródek Karoline i znów pocałował jej usta delikatnie i czule, acz z nutką namiętności, potem pocałował jej szyję delikatnie pieszcząc jej skórę. Położyła dłoń na jego policzku, gładząc go leniwie i delikatnie oddawała pocałunki. A potem odgięła głowę do tyłu z lekko uchylonymi ustami delektując się finezyjnymi pieszczotami ust mężczyzny. Zsunęła dłoń na kark Idola drażniąc krótkie włoski i skórę. Idol nie spieszył się z tym, rozkoszował się sytuacją i ustami wodził po jej szyi zataczając czubkiem języka kółeczka na jej skórze. Jego dłoń grzecznie gładziła jej udo… niespiesznie i powoli. Pozwalał jej wybrać tempo pieszczot i rozwoju sytuacji. W końcu powinna się zrelaksować dziś. Przysunęła się, wtulając się lekko w ciało mężczyzny. Złożyła głowę na jego ramieniu z lekkim westchnieniem. Wciągnęła zapach trącając nosem ucho i pocałowała jego płatek. Po czym odsunęła się. - Jesteś w tym dobry. - mruknęła z lekko przymkniętymi powiekami. - Cieszy mnie to…- mruknął Billy nieco bardziej zaborczo tuląc dziewczynę do siebie i delikatnie masując jej pośladek dłonią.- Nie bierz tego zbyt dosłownie, ale masz smakowite ciało.- i na dowód tego musnął językiem jej szyję, od podstawy karku wędrując wyżej aż do płatka ucha. Dłonie Karoline ujęły twarz Idola w delikatne łódeczki. Odchyliła się nieco na oparcie kanapy i pociągnęła go za sobą, układając się nieco wygodniej. Sięgnęła ust mężczyzny, i po chwili drażniącego muskania, poczuł delikatne muśnięcie jej języka, sondującego powolutku jego usta. - Mmm - mruknęła i odsunęła się na parę milimetrów - smakujesz jak kawa… - uśmiechnęła się. - To dziwne… bo ty smakujesz bardziej słodko.- mruknął w odpowiedzi Idol przyglądając się dziewczynie i głaszcząc ją czule po włosach. Uśmiechnęła się i ponownie przyciągnęła Idola do siebie. Pocałunki zaczęły nabierać na intensywności, gdy Karoline nabrała odwagi i gdy żar jaki rozpalał w niej Idol zaczął żarzyć się coraz jaśniej. Idol całując ją namiętnie i rozkoszując się tymi pieszczotami jej języka splecionego z własnym, odważył się nieco dalej posunąć sytuację. Wodząc dłońmi po brzuchu dotarł do piersi Karoline delikatnie i pieszczotliwie je masując. Niczym jubiler oglądający rzadki klejnot, który trzymał w dłoniach. Karoline powolutku zaczęła rozpinać koszulę Idola. Guzik za guzikiem by w końcu wysupłać jej poły zza paska spodni. Wsunęła miękkie dłonie pod materiał koszuli i przesunęła po bokach, lekkim jak piórko dotykiem drażniąc skórę na żebrach. Przesunęła dłonie dalej, ciaśniej przytulając się do Billy’ego i zsuwając opuszki palców od łopatek do linii bioder wzdłuż linii kręgosłupa. I w górę. Tym razem drażniąc skórę lekkimi drapnięciami paznokci. Drażniła Idola na przemian delikatnym dotykiem i odrobiną “pazurka”. Nie odrywała się od ust mężczyzny, rozkoszując się powolnymi, głębokimi pocałunkami. Billy delikatnie zabrał się za podwijanie bluzki Karoline i muskanie opuszkami palców jej nagiego brzucha. Nie przestawał przy tym namiętnie całować ust Karoline, jakby był spragniony jej pocałunków. Po szaleńczych wyczynach z Kirą, drżących i niedoświadczonych pieszczotach Dakoty, Karoline wydawała się być najbardziej wysublimowaną kochanką. Przynajmniej do tej pory. Nie przyspieszała tempa spraw, rozkoszowała się dotykiem i pocałunkami. Mimo przyspieszonego oddechu, mimo odczuwalnego napięcia między nimi, które wyraźnie odczuwali oboje. Gdy Billy sięgnął ku piersiom kobiety, Karoline przerwała pocałunek i odsunęła głowę by wpatrzona w oczy Idola obserwować jego poczynania i reakcję na jej ciało. Dłonie przesunęły się w dół pleców mężczyzny, a ciekawskie palce wsunęły się pod pasek spodni i lekko wbiły w ciało, zaciskając się. Idol z nabożną niemal czcią odsłonił obie półkule piersi Karoline. Po czym nachylił się i zacząć wodzić ustami po nich… niespiesznie i ostrożnie, delikatnie muskając skórę ustami i językiem. Wygięła się z najcichszym z westchnień, a ciało pokryła lekka “gęsia skórka”. Szczyty powolutku stwardniały zmieniając się w ciasne, ciemno- różowe pączki przypominające nierozwinięte pąki kwiatów. Kobieta wciągnęła powietrze i wplotła jedną dłoń we włosy Idola, leciutko dając mu znak, że jest gotowa na nieco silniejsze doznania. Oddychała szybciej, drżąc w oczekiwaniu. Składała pocałunki na głowie pochylonego nad nią Billy’ego. Toteż Idol powoli zabrał się za uwalnianie Karoline od spodni, nie przerywając pieszczot piersi i delikatnie smyrając czubkiem języka po ich stwardniałych szczytach. Niczym saper powoli zsuwał spodnie z dziewczyny by odsłonić najbardziej intymne sekrety jej ciała. - Poczekaj… - szepnęła mu do ucha unosząc się nieco. Uniosła się delikatnym gestem odsuwając gorące ciało Idola od siebie. Wstała z kanapy i przyciemniła światło na nieco bardziej romantyczne. Zapaliła świecę - a w zasadzie niewielki jej ogarek i w powietrzu zapachniało jakimś ziołowym zapachem. Odwróciła się do Idola i powoli zsunęła z siebie koszulkę. Powolnym ruchem osunęła ramiączka stanika i ten też odrzuciła po chwili. Uśmiechnęła się ni to nieśmiało, ni to kokieteryjnie i zaczęła zsuwać z siebie spodnie. Została w samych majteczkach. Rozpuściła włosy i podeszła do Billy’ego stając między jego nogami. Sięgnęła po dłonie Idola i poprowadziła je na swoje biodra. Podświetlona od tyłu przez ulotny płomyk świecy, otulający jej ciało ciepłym blaskiem. Billy, zsunął nieco majteczki z jej bioder by capnąć je zębami… po czym tak trzymając zsuwał je w dół powoli. Jednocześnie zaś jego dłonie pochwyciły za jej pupę masując ją. Gdy już odkrył jej intymny skarb pocałunkami i pieszczotami znaczył jej łono, wielbiąc ją niczym jakąś królową. Złożyła ponownie dłonie na głowie Idola, pieszcząc płatki uszu i skórę głowy. Drżała w jego ramionach. Gdy poczuła pocałunki znaczące jej kobiecość jęknęła cichutko i wciągnęła powietrze. Pozwalała Idolowi bawić się jej ciałem tam jak chciał, stojąc przed nim z jednej strony dumnie wyprostowana, z drugiej drżąca. Całkowicie w niewoli jego pieszczot. A Billy skorzystał z tego zaproszenia i po kilku chwilach muskania jej prztyczka rozkoszy, zszedł niżej i językiem sforsował drzwi jej windy, by sięgając w niej wyżej i głębiej powoli rozpalać przyjemność, aż do rozkosznie agonalnego finału. Dla pewności delikatnie, acz stanowczo zacisnął dłonie na pośladkach dziewczyny, by nie wierzgała za bardzo w tej pozycji… gdy kolejne impulsy rozkoszy przepływać zaczną przez jej ciało. Nie była w stanie powstrzymać jęku, oznajmiając Billy’emu, że jego poczynania przyniosły oczekiwany skutek. Jej ciało drżało i spinało się pod wprawnymi pieszczotami kochanka. Oddychając ciężko po przeżytej rozkoszy otworzyła kurczowo zaciśnięte powieki i spojrzała w dół. Lekko popchnęła Idola by oparł się o kanapę. Bez słów. Jej spojrzenie było pełne obietnic i pokusy. Pochyliła się nad mężczyzną i pocałowała go smakując go ponownie i spijając z jego warg własną rozkosz. Piersi kusząco zakołysały się blisko, bliziutko, ocierając się szczytami o pierś mężczyzny. Sięgnęła dłońmi by usunąć barierę ubrania, jakie ich oddzielało. Poczekała aż Idol uniesie lekko biodra by mogła go rozebrać i usłużnie zabrała wierzchni strój i bieliznę. Odwróciła się by omieść ciało Billy’ego gorącym spojrzeniem, które zawisło nieco dłużej na jego umięśnionym torsie i gotowym i uzbrojonym shotgunie. Z uśmiechem westalki, szykującej się do tajemnego rytuału powoli uklękła na kanapie i wspięła się na kolana Idola. Pochyliła się do pocałunku by jeszcze bardziej podgrzać, podkręcić napięcie iskrzące między ich ciałami. Teraz to Idol był jej poddanym, teraz to on pozwalał jej na badanie i zapoznawanie się z jego ciałem, w dowolny sposób jaki… wydawał się jej intrygujący i przyjemny. Był cierpliwy, a ona umiejętnie podgrzewała się w nim. Zaczęła wielbić jego ciało. Muśnięciami ust, ukąszeniami, pieszczotą dłoni rozpalając w nim pragnienia i żądzę by gdy spodziewał się, że pieszczoty sięgną jego męskości, zmienić kapryśnie zdanie i powrócić do jego szyi, płatków uszu. Doprowadzała go do szaleństwa odmawiając dotyku, pieszczoty w tym jednym miejscu, które z premedytacja omijała. Była niemalże okrutna w tej odmowie i muśnięciach dłoni. Czułych, lekkich zmieszanych z bardziej drapieżnymi ukąszeniami i znaczeniem jego skóry lekkimi ugryzieniami. W końcu uniosła się klęcząc nad nim i z trudem łapiąc oddech. Ujęła go dłonią wywołując jęk ulgi i opadła na spragnioną dotyku męskość. Przez chwilkę zastygła w bezruchu z jękiem na ustach. Spojrzała na Billy’ego i trzymając się mocno jego ramion, zaczęła dziko ujeżdzać. Mocno, głęboko, szybko. Unosiła się i opadała w szalonym rytmie a spazmatyczne drżenie i skurcze jej ciała to uwalniały to łapały Idola w swą pułapkę. Bily przyglądał się w zachwycie tej niczym nie ujarzmionej i dzikiej Karoline, jego dłonie pochwyciły ja delikatnie w pasie, ale nie zrobił nic poza tym… czując rozkosz jaką mu dawała pozwalał ruchom jej bioder zabrać się obojgu tam gdzie ich prowadziła. Karoline była zbyt piękna w tej chwili, by zakłócać rytm jej ruchów. Wpatrywała się głodnym wzrokiem w jego twarz. Od czasu do czasu odchylała głowę do tyłu gdy doznania przechwytywały kontrolę nad jej ciałem. Ruchy jej ciała stawały się coraz mocniejsze, coraz dziksze i mniej kontrolowane gdy pierwsze spazmy rozkoszy budowały się raptownie w jej ciele. W jego ciele. Czuła to głęboko w sobie i nie przestawała wysiłków choć ich ciała zraszał pot a oddechy były krótkie i urywane. Pocałowała go mocno gdy sięgnęła szczytu, drżała spazmatycznie tak blisko, nie ustając w wysiłkach póki nie poczuła, że i on dołączył do niej. Przeprowadziła go gwałtownie na szczyt i nie pozwoliła złapać oddechu przez dłuższą chwilę kontynuując taniec swych bioder i kurczowe, spazmatyczne drżenie swego ciała zaciśniętego na jego męskości. Billy delikatnie pochwycił za jej kark i przyciągnął jej usta do swoich całując zachłannie i drapieżnie, palce zdrowej dłoni pieściły pierś ujeżdżającej go dzikiej jak burza kochanki. Drapieżnie i zachłannie… był równie spocony jak ona i równie rozpalony zarazem. Bardzo powoli zwalniała tempo, jeszcze wolniej wracając do rzeczywistości. Opadła na Idola zmęczona i zdyszana. Nie mogła oderwać się jednak od jego ust, wciąż całując je zachłannie, skubiąc opuchnięte wargi zębami. - Mmmm - mruknęła rozleniwiona i zaspokojona. Gładziła zdyszanego Billy’ego miękkimi dłońmi. - To teraz… mam cię wykąpać?- wymruczał Billy wodząc dłońmi po jej plecach i pupie. - A może chcesz też skorzystać? - skubnęła płatek jego ucha. - Skoro jestem już golutki?- mruknął Idol tuląc mocniej do siebie Karoline.- Ale uprzedzam, że nie wiem czy zdołam utrzymać rączki przy sobie. Karoline trąciła ucho jak kot, nosem, i wyszeptała zadziornie: - A ja Cię proszę byś trzymał je przy sobie? - zarzuciła przy tym ramiona na szyję Billy’ego. -Skoro tak mówisz.- mruknął Billy chwytając obiema dłońmi za pupę Karoline i tak trzymając ją wstał. Była malutka i drobniutka więc nie było z tym problemu.- Gdzie teraz ? - Prosto - mruknęła zajęta skubaniem jego szyi i ponownym rozpalaniem jego zmysłów. Łazieneczka była maluśka ale królował w niej wielki prysznic deszczowy, kabina którego była przeszklona. Pachniało tu kobieco, jakimiś specyfikami, które w umyśle Idola pachniały Karoline. Billy skorzystał z sytuacji, że oboje nadal byli ze sobą połączeni, co odczuwał ocierając się jej rozkosznej jamce co kilka kroków… coraz bardziej pobudzony. Wszedł z Karoline pod prysznic, oparł ją plecami o ściankę i trzymając za pupę, powoli zaczął poruszać biodrami… jednocześnie pocałował wpierw jej usta i mruknął. -Jak się go włącza? Karoline po omacku sięgnęła dłonią i wcisnęła czujnik. Z prysznica poleciała ciepła woda dostosowana do temperatury ich ciał. Karoline mocniej zacisnęła nogi na biodrach Billy’ego. - Tak - mruknęła z pełnym podniecenia uśmiechem. Krople wody osiadły na jej rzęsach i spływały szybko po twarzy szyi, piersiach. Zlizała kilka pierwszych banieczek wody z twarzy Idola. - Jesteś taka zmysłowa… -wymruczał Billy rozkoszując się sytuacją i kochanką. Powoli zwiększał tempo ruchów bioder i ich siłę. Powoli pieścił jej szyję muśnięciami języka, a usta pocałunkami. Stracił poczucie czasu. Oboje stracili… Ciepła woda odbijała się od ich nagich ciał splecionych w miłosnym uścisku, a przez szum wody przebijały się tylko ich jęki i zdyszane oddechy, gdy kolejna fala przyjemności zalała obydwoje. Drżąc z przyjemności, Billy czuł, że nogi niemalże się pod nim uginają. Przyjemność kolejna w tak krótkim czasie była intensywna. Niewielka recepcjonistka wisiała na nim przez chwilę rozkoszując się jego obecnością w niej i obok niej. - Jesteś leciutka jak piórko i bardzo rozkoszna, ale muszę cię już wytrzeć i grzecznie położyć do łóżeczka.- cmoknął czule ucho Karoline. - Karawan czeka? - spytała osuwając się wzdłuż ciała Billy’ego i ścierając kciukiem krople wody z jego brwi. Uśmiechnęła się z zadowoleniem kotki. Wyłączyła wodę i sięgnęła po ręcznik starając się nie odsuwać zbyt daleko od mężczyzny. - Niestety… robota…-westchnął smutno Billy i cmoknął czubek nosa Karoline.- Poza tym… potrzebujesz relaksu, a nie kolejnego wysiłku. Poddała się suszeniu i sama wytarła Idola. - Billy… Wiesz, że mówiłam poważnie gdy mówiłam o chęci pomocy. To nie była próba ściągnięcia cię tu. Jeśli tylko mogę, to chcę. - zawinęła się ręcznikiem prowadząc nagiego kochanka ku drzwiom łazieneczki. - Wiem wiem… jeśli będziesz mogła pomóc, to się do ciebie zwrócę.- mruknął Idol obejmując nagle dziewczynę w pasie.- Możesz być tego pewna. Wtuliła się z cichym śmiechem w Idola i położyła swoje dłonie na obejmujących ją ramionach mężczyzny. - Dobrze, trzymam za słowo, Ty uwodzicielu. - mruknęła unosząc odwróconą ku Billy’emu twarz. Kot przemknął koło ich nóg i otarł się miękko, gdy Karoline sięgnęła ust kochanka. - Bądź ostrożny. Chciałabym spotkać cię w jednym, rozkosznym kawałku. - wypowiedziała życzenie wprost w usta Billy’ego. - Będę… skoro… tak słodka nagroda mnie czeka.- cmoknął delikatnie usta Karoline w odpowiedzi. Sięgnęła ku ścianie i przełączyła przycisk w ścianie. Sofa cofnęła się w głąb ściany a w jej miejsce opadło wysuwane łóżko. Spore jak na wielkość mieszkanka. Z kusząco grubym materacem i kolorową pościelą zachęcającą do zanurzenia się w nią. Karoline odsunęła się jeden kroczek, dwa, trzy ...rozsupłując ręcznik i porzucając go na podłodze. Opadła powoli na łóżko z lekkim uśmiechem, który sprawił, że Idol zaczął gwałtownie kalkulować czy już wyjść czy może jednak jeszcze chwilę zostać. Było przytulnie i miło. - Kusicielka… - mruknął Billy podchodząc stanowczo do łóżka klękając przy dziewczynie i nachylając się do jej oblicza, by całować namiętnie jej usta. Protezą pieszczotliwie przesunął po piersiach, potem brzuchu, by dotrzeć do podbrzusza dziewczyny i sięgnąć między jej uda. Przygotować ją namiętnej napaści na jej kobiecość. -Uczę się od… - nie zdążyła dokończyć gdy poczuła sztywne, twarde palce sztucznej ręki pieszczące ją tak intymnie. Odwzajemniała pocałunki a Billy czuł na nowo budzącą się w niej dziką i nieujarzmioną namiętność. Przyciągnęła go bliżej siebie, wyginając ciało w rozkoszny łuk i prężąc piersi głodne dotyku i pieszczot. Włosy, wciąż wilgotne, rozsypały się na poduszce, obramowując jej rozjaśnioną pożądaniem twarz. Usta mężczyzny zsunęły się niżej, na krągłe piersi drobniutkiej dziewczyny, całując je i kąsając. Kolanem ostrożnie acz stanowczo zaczął rozsuwać jej nogi na boki. Wiedziała po co.. chciał zastąpić pieszczące ją palce, czymś bardziej stanowczym w sytuacji. Billy nie miał zbyt wiele czasu by rozkoszować się grą wstępną. Nie w tej chwili. Postawił więc na dziki i namiętny, lecz dość prosty w podstawach akt miłosny. Karoline posłusznie otworzyła się na kochanka, unosząc zgięte w kolanach nogi. Oparła stopy na materacu i wypchnęła zapraszająco biodra ku górze. Jej dłoń po omacku sięgnęła ku podbrzuszu Idola. Karoline przebiegła rozbieganymi palcami po biodrze i podbrzuszu próbując uchwycić i uwięzić oręż kochanka. Wiedziała gdzie szukać i z satysfakcją zacisnęła paluszki na drążku sterowniczym Idola. Czuła pod opuszkami palców jego gotowość do podboju… przyjemnie było czuć się pożądaną. Zresztą… nie tylko pod palcami to czuła, mężczyzna zajmował odpowiednią pozycję między jej nogami, by po ją posiąść. A jego usta wielbiły jej poruszany gwałtownym oddechem, dumnie prężący się biust. Pociągnęła go na siebie, wbiła dłonie w pośladki kochanka. Nie zamknęła oczu, spoglądając Billy’emu w oczy, hipnotyzując i zachęcając do oglądania własnej przyjemności odzwierciedlonej w oczach. Oczekując aż ją posiądzie, zagryzła lekko wargę i uniosła wysoko biodra, ułatwiając kochankowi w ten sposób zadanie. Drobne ciało drżało z niecierpliwości i napięcia. Nie musiała długo czekać. Oczy Idola były rozpalone pożądaniem i niecierpliwe. Palce mężczyzny uchwyciły uniesione pośladki dziewczyny i Karolina poczuła pierwszy sztych, gwałtowny i dziki… przeszywający jej zmysły niczym dzida rozkoszy...od podbrzusza, przez plecy do samej głowy. Kolejne ruchy bioder, gwałtowne namiętne i pospieszne, wprawiały ich ciała w drżenie... i samo łóżko też. Kochali się zapalczywie, szaleńczo, wpatrzeni w siebie i nakręcający się wzajemnie odzwierciedleniem swej rozkoszy w twarzy partnera. Szybciej, szybciej, mocniej. Nie było miejsca na wysublimowane pieszczoty. Z resztą ani Billy ani Karoline nie byli już w stanie myśleć o subtelności. Ekstaza rozbłysła przed oczami Idola i przejęła jego zmysły na krótką chwilę. Gdzieś z dala dobiegł go jęk Karoline potwierdzający, że i ona dobiegła do mety. Różową mgłę i chwilowe otępienie przerwał sygnał przychodzącej wiadomości. W tym momencie, gdy Billy opadał na Karolinę, drżąc z wysiłku i rozładowanego gwałtownie napięcia. Jej drobne ciało ugięło się pod nim zatapiając w gruby materac. Idol ostrożnie zsunął się z kochanki, cmokając ją czule w policzek i uruchomił odczyt wiadomości zaczynając się ubierać. Poczuł, że w odpowiedzi na pocałunek pogładziła go po policzku. Nie widział już tego zajęty odczytywaniem ukrytych informacji. Wiadomość była od Mr. Tonga: Cytat:
Cytat:
W ciągu kilku sekund dostał odpowiedź. Cytat:
Karoline przetoczyła się na brzuch i podłożyła ramiona pod policzek, obserwowała spokojnie Idola. Kot wskoczył na łóżko ostrożnie obwąchując ich niedawne pole podbojów miłosnych. - Mhm… wiesz, gdzie mnie znaleźć - wymruczała leniwie, odgarniając włosy za ucho. - Znów w kusisz.- nachylił się już ubrany i cmoknął czule… kusząco wyeksponowany pośladek Karoline. Po czym udał się do wyjścia. Uśmiechnęła się cichutko mrucząc… całkiem jak kot. Drzwi za Idol zatrzasnęły się i wychodząc z bramy usłyszał jeszcze dźwięk uzbrajanych zamków. Pozostawił za sobą kolejną zdobycz. Przed nim zaś stało kolejne działanie tego dnia. |
Clockwork Rosebud był… porażką. Nie liczył że uda mu się pofiglować z Kirą na zapleczu, choć taka możliwość pewnie istniała. A dziewczyna mogła wszak go sprowokować do tego swoim zachowaniem. Co jak co, ale kusić to potrafiła. Niemniej z pewnością byłby to przyjemnie spędzony czas. Byłby, gdyby nie jakiś rudy brzytworęki zazdrośnik. Billy nie uważał że ma prawo do wyłączności na Kirę. Przy własnym hedonistycznym podejściu do spraw seksu i swobodzie miał jak najmniej praw, by zgłaszać pretensje do innych, że podrywają barmankę. Ale do cholery… są granice. A ten typ je przekroczył. Wyskoczył niczym Filip z konopii i rzucał się do niego bez powodu. Przecież ledwie sobie Billy z Kirą pożartowali! Cały nastrój poszedł w kanał, Kira była zła… Idol w agresywnym nastroju. Jak tak dalej rozwinęłaby się sytuacji, ktoś w klubie potrzebowałby drugiej sztucznej kończyny. Na szczęście kumpel rudego czubka miał trochę rozsądku, acz… Idolowi ta sytuacja się nie podobała. Nie miał nic przeciwko amantom, próbującym zdobyć śliczną barmankę z którą spędzał miłe chwile… niemniej ten brzytworęki miał według Billy’ego zbyt nierówno pod sufitem. Mógł ją skrzywdzić, a Billy tego nie chciał. Dał kredyt zaufania kumplowi tego niechcianego amanta, ale tylko ze względu na Kirę właśnie. W innym przypadku musiałby wejść do klubu i sprawa zakończyłaby się jatką. Więc odpuścił sobie ClockworkRosebud i zajął się swoimi sprawami. - Jesteś tam koteczku?- zapytał w cybersieci Billy podczas powolnej jazdy karawanem w kierunku parkingu, na którym czekała na niego panna Black. Koteczek nie odpowiadał jednak. Za to na łączu pojawiła się Dakota. - Hej Billy. Cathy śpi. Chciałam, żeby odpoczęła przez wieczorem. Co tam? Coś ci pomóc? - Wygląda na to, że oddam wóz wcześniej i pod hotel będę musiał się udać na piechotę. To nie problem jeśli chodzi o nany? Zdołasz nimi operować zdalnie przez sieć?- zapytał Idol. - Żaden. Możesz też odebrać wózek od nas. Podjechać pod motel i go tam zostawić. I tak na chwilę obecną jest trefny przecież. - Nie było żadnych nowych odwiedzin na szczęście?- zaśmiał się cicho Idol i dodał.- Co u ciebie księżniczko? - Nie, póki co cisza i spokój. U mnie? Pracowałam nieco nad rozwiązaniem dla Cathy. Wiesz takim egzoszkieletem, żeby mogła się sama poruszać. Akurat dorwałam potrzebne komponenty. I… może się uda dać jej w prezencie przed maratonem. - ucieszyła się Dakota. - Tylko nic jej jeszcze nie mów- zastrzegła się. - Jeszcze przy nim dłubię. A co u ciebie? Zmęczony pewnie co? - zatroskała się młoda. - Możliwe że będę musiał się zdrzemnąć po wszystkim.- mruknął Billy odruchowo sięgając po podarek od Kiry.- Ale poza tym… jeszcze się trzymam w kupie. Takie akcje to była część rutyny… kiedyś. Nie martw się, jestem twardy. - Pamiętam… - mruknęła cichusieńko chichocząc. - A teraz gdzie? - pokryła wcześniejszy “niegrzeczny” komentarz “profesjonalnym” pytaniem. - Parking przy Siamese Avenue, 1587… tam ma się spotkać z kontaktem od Tonga i otrzymać potwierdzenie zapłaty.- rzekł w odpowiedzi Idol. - Aha… wiadomo, czemu zmienili termin? - dociekała Dee. - W zasadzie to nie… Mogę ci przesłać dane sygnału nadawczego, a ty sprawdź czy to rzeczywiście Tong.- Billy też zaczął coś podejrzewać. - Daj, czekam. - stwierdziła krótko Dakota. - Ok… - Billy przesłał Dakocie linki i dane przesyłowe informacji które otrzymał i czekał na wynik. - Billy… - odezwała się Dakota po chwili - … wiadomość została wysłana z klub “21”, wygląda to też na kanał Tonga. Jeszcze sprawdzam to Sonię. Daj mi chwilkę. Przez chwilę w eterze trwała cisza. - Billy… - Dee miała niepewny głos - … ta laska... i Sonia Black to … dwie różne osoby. - słychać było, że wciąż szuka, że wciąż pracuje. - Z pewnością jej imię jest fałszywe.- mruknął w odpowiedzi Billy i spróbował się znów skontaktować z panem Tongiem. Tym razem zdecydował się skorzystać z połączenia głosowego ze swoim szefem. Połączenie zostało odebrane po trzech sygnałach. Na ekranie gogli pojawiała się ponownie gejsza, która odprawiła znany już Billy’emu ceremoniał. - Jak mogę pomóc Idol-san? - Proszę połączyć mnie z panem Tongiem. To ważne.- rzekł Billy z szacunkiem. - Niestety pan Tong jest w tej chwili na spotkaniu. Czy zechce pan zostawić wiadomość? - Nie… ale może pani jest w stanie pomóc. Czy pan Tong wysyłał mi dziś jakieś dodatkowe informacje później? -zapytał Idol. - Nie posiadam wglądu do prywatnych akt pana Tonga, Idol-san. - To nie była prywatna wiadomość tylko biznesowa… wysłana z konta pana Tonga, tyle że zaistniało podejrzenie, że bez jego wiedzy.- mruknął ponuro Idol. To był ułamek sekundy. Moment krótszy niż mrugnięcie. Dla osoby nie wychowanej od niemowlęctwa w kulturze Azji, nie miałoby to żadnego znaczenia. Więcej, nie zostałoby zauważone. To lekkie zawahanie, chwilowe wstrzymanie ruchu i oddechu. - To niemożliwe. Pan Tong jest jedyną osobą, która ma dostęp do jego kanału, Idol-san. - Skoro pani tak twierdzi to nie będę oponował. Nie odpowiadam za błędy klienta… ale jeśli rzeczywiście zostałem źle poinformowany, to ktoś za to odpowie.- z wyraźną sugestią że to jej głowa potoczy się po dywaniku. Choć oczywiście honorowe samobójstwa kobiet tak nie wyglądały. - Su desu ne! (Tak jest) - gejsza pochyliła się nisko i pozostała w ukłonie. Billy jednak zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Kobieta była przestraszona. Dakota miała rację, coś tu śmierdziało coraz bardziej. Idol odetchnął głęboko i spytał uprzejmie.-Honkidesu ka (Jesteś pewna)? Gejsza pogłębiła ukłon leciutko kręcąc głową, pokrywając ten gest pobrzękiwaniem ozdób wpiętych we włosy. - Hai! - No skoro tak pani twierdzi.- Idol się poddał nagrywając przy tym całą rozmowę. Nie mógł wszak działać wbrew oficjalnej woli pana Tonga, nawet jeśli podejrzewał że to nie jest wola pana Tonga. Nie miał wszak żadnych powodów na swe podejrzenia. Żadnych poza własnym nosem i sprytem Dakoty. Rozłączył się rozmyślając nad tym co czynić dalej. Pozostawało mu się zjawić z karawanem na miejscu, choć bardzo bardzo nie chciał tego robić. Niestety podejrzenia to za mało. Wszak mógł się mylić. Wskazany parking był miejscem jak najbardziej publicznym, docelowo przeznaczonym dla pomniejszych pracowników megacorps i średnich firemek “niezależnych”. O tej porze jednak nie był on przeładowany i Billy nie musiał czekać w zbyt długiej kolejce do wjazdu. Idol jednak zaparkował w bocznej uliczce i polecił Dakocie pilnować ładunku. Włączył wszystkie blokady pojazdu i ruszył samotnie niepewny co zastanie na miejscu, kogo. - Dasz radę podłączyć się do kamer parkingu i… sprawdzić czy nie ma tam jakichś podejrzanych typków?- zapytał Idol Dakotę. - Daj mi chwilkę. Kto to ma być, Billy? Jakieś podejrzenia o co chodzi? - Dakota dopytywała cichutko. - Aż tak chcą to cargo? - Triady… lub ktoś inny…- wzruszył ramionami Idol idąc na parking.- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Nie mieszałem się w to co pilnowałem, bo to nieprofesjonalne… ale może to był błąd. - Sprawdzam, Billy. - wymruczała niewyraźnie Dee - Ok, jesteś na poziomie 0. Tutaj nie widać nic podejrzanego. - dziewczyna mamrotała grzebiąc ewidentnie dalej - Same auta, zero pieszych oprócz ciebie. Na poziomie 1 jest parę osób, wszyscy idą do samochodów… nikogo, kto by przypominał tę dziewczynę z opisu… Poziom 2… - głos zawisł przez chwilę - ...są dwie osoby, mężczyźni. Nie wyglądają na … to jacyś korpsi… Billy nie widzę nic …. czekaj chwilę… kto… Ktoś jest przy karawanie! - Szlag!- syknął gniewnie Idol i pognał w kierunku wozu najszybciej jak potrafił.- Jak długo wytrzymają zabezpieczenia? Zdołasz zdalnie wyłączyć silnik całkowicie? - Powinno utrzymać jakieś 13 minut. Zostawiłeś ważki w środku? Tak już wbijam do systemu auta! - Dakota raportowała na bieżąco. Billy zaś biegł w kierunku pojazdu rozmyślając gorączkowo nad planem działania. - Tak... ważki są w środku.- rzekł w odpowiedzi Billy sięgając po pistolety. Niewiele mógł w tej chwili zrobić, a nie chciał przeszkadzać dziewczynie w działaniu kolejnymi pytaniami. Gnał przed siebie chcąc dopaść do karawanu nim napastnicy, kimkolwiek byli, zdołają go przejąć. Rozglądał się wokół szukając zagrożenia i starając się ocenić sytuację. Faktycznie koło karawanu ktoś się kręcił. Idol przyspieszył i…. poczuł jak ziemia usuwa się mu spod nóg. W zwolnionym tempie widział zbliżającą się powierzchnię ulicy, ostatnie co zapamiętał to szorstka nawierzchnia… zapadł w ciemność. “- Szlag… wolałbym umierać za lepszą sprawę.-”była ostatnią myślą Billego zanim upadł na ziemię. |
- Xǐng lái zang gǒu!* – policzek zapiekł od siarczystego uderzenia; odrzuciło mu bezwładnie głowę w tył. Ciążyła mu... Głooooooowaaaaaa... ciążyła... Przed oczami widział ciemność. Nie... To... zamknięte powieki. Skoncentrował się i najwyższym wysiłkiem woli spróbował otworzyć oczy. Kroki? - Wǒ shuō xǐng lái!**– kolejny policzek rozległ się echem w jego głowie. Wiedział, że powinien jakoś zareagować ale czuł się jakby pływał w kisielu. Myśli były niezborne, kobiecy głos dochodził przez grubą watę. - Zuò yīxiē shìqing, wǒ kěyǐ bù zhèyang de.*** - Wǒ kěyǐ gèng gěi tā, dan wǒ wúfǎ yùcè jiéguǒ.**** - Wǒ bùzaihū, zuò dao zhè yīdiǎn.***** Wymiana zdań spowolniona i jakby rozmywana przez jego ociężały umysł. Poruszył się. Niewiele. Coś go trzymało w miejscu. Żołądek ścisnął się w ciasny węzeł. Ciało spięło się kurczowo. Szarpnęło nim do wymiotów, ale zamiast kwaśnej treści poczuł palącą suchość w ustach. - Děng děng, wǒ juédé tā hualáile! ****** - Ah! W końcu – stwierdził radośnie kobiecy głos. Billy’m szarpnął kolejny cios. Poczuł na siłę unoszone powieki i ujrzał zamgloną twarz kobiety wypełniającą całe pole widzenia. Pachniała słodko. - Zmęczony? – spytała sarkastycznie z udawanym wyrazem zmartwienia na twarzy. - Nie martw się. Zaraz Ci pomożemy. Ktoś gwałtownie odgiął go do tyłu, stracił poczucie stabilności, głowa poleciała w tył. Ręcę chwytające mocno głowę. Coś plastikowego wciskanego głęboko w usta. Woda... Pierwszy chlust przyniósł ukojenie wyschniętemu na wiór przełykowi. Kolejne nadchodziły jednak zbyt szybko by nadążał przełykać. Zaczął się dusić, szarpać... czyjeś dłonie trzymały go twardo... Panika... Oczy wychodzące z orbit... Nie wiedział ile to trwało, ale wkrótce zaczął znowu odpływać, dławiąc się napływającą cieczą... "Pomoc" skończyła się tak szybko jak się zaczęła. Krzesło? opadło z konwulsyjnie dławiącym się i odkaszlującym Idolem. Woda wypływała ustami... nosem... spazmatycznie łapał powietrze... w końcu miał też czym zwrócić... - Już lepiej? - kobieta ujęła go pod podbródek by spojrzeć mu w oczy. - Porozmawiamy? *Obudź się, psie ** Powiedziałam, obudź się! *** Zrób coś, nie mogę tak pracować. **** Mogę podać mu więcej, ale nie gwarantuję rezultatów ***** Nie obchodzi mnie to, zrób to. ****** Czekaj, chyba się ocknął. |
|
|
|
… Weapon 1 activation mode… searching... … Weapon 2 activation mode… searching... Głowa bolała, ciało mdliło. Ale Idol nie zamierzał się poddawać chwilowej słabości. Z pewnością odcięli go od sieci. Tego się spodziewał. Ale broń która była połączona z jego elektroniką i zarejestrowana pod jego kod genetyczny łączyła się bezprzewodowo. Mógł ją namierzyć, jeśli była w pobliżu. Na widok ładnej buźki, Idol się uśmiechnął lekko i zawadiacko. - Któż mógłby odmówić tak intrygującej propozycji?- na krzyki pozostałych nie reagował udając że ich nie rozumie, choć język chiński dla kogoś urodzonego i wychowanego na Tajwanie był językiem rodzimym. Niemniej Idol pozwalał by europejska fizjonomia jaką mu nadali jego projektanci, myliła przeciwników. Wymierzyła mu kolejny policzek. Kolejny raz poleciał do tyłu i próba wody zaczęła się ponownie. Dusił się pod ilością chlustającej wokół wody, plastikowa rura w usta nie pozwalała na nabranie oddechu. Na to wszystko dobiegał go jej głos. Obchodzący go jakby wokół, lekko sarkastyczny: - Jeszcze masz energię… dobrze… - stwierdziła z satysfakcją, gdy Idol wił się i szarpał by uwolnić się i złapać choćby odrobinę powietrza. Wypuszczony na moment z pułapki oddychając rozejrzał się miejscu w którym się znalazł by zorientować się gdzie jest. I w jak licznym towarzystwie. … Weapon 1 activation mode… searching... … Weapon 2 activation mode… searching... Uśmiechnął się zawadiacko… w myślach przynajmniej. Bo uśmiech na twarzy łapczywie łapiącej powietrze wyglądał raczej blado. - No… mam... jeszcze… Ale macie czas… okazję… w końcu przestanę mieć.- dodał ironicznie. Przysunęła sobie krzesło na przeciwko niego. Usiadła okrakiem wspierając się przedramionami o oparcie. - Billy, Billy, Billy… - cmoknęła - zapomniałeś jak naprawdę się nazywasz? - spytała cicho. - Imiona to nalepki. Jedną przyklejam drugą odlepiam.- wzruszył ramionami Idol.- Nie przywiązuję się do nich. Spojrzał wprost w oczy kobiety.- Więc… jestem obiektem twojego zainteresowania? Ja właśnie? Pochlebia mi to… przyznaję, że wpaść w oko takiej piękności to przyjemność sama w sobie. Szkoda tylko, że miejsce takie nieciekawe, a towarzystwo zbyt liczne. “Sonia” uśmiechnęła się kącikiem ust: - To chyba ten wpływ życia na ulicy… bezdomne psy zazwyczaj dużo szczekają. - bo wiedziała, że nawet słowami szarżuje. Znajdowali się w bezosobowym apartamencie. Jeszcze nie wykończonym. Gdzieś wysoko w drapaczu chmur. Oprócz Sonii było jeszcze 3 mężczyzn w garniturach. A przynajmniej tylu widział kątem oka Billy.. Trzy garniturki...z wyższej półki. Mało wszczepów, ale wszystkie eleganckie i lepszej jakości pewnie. Idol uśmiechnął się kwaśno i mruknął.- Ale przynajmniej żyję jeszcze. Pozostali nie mieli tyle szczęścia. Poza tym… czuję się obrażony... ja szczekam? … Weapon 1 activation mode… searching... … Weapon 2 activation mode… searching… Uśmiechnął się zawadiacko.- Co najwyżej się łaszę. - I merdasz ogonkiem… tak. W oczekiwaniu na przysmak. Ale piesek się zgubił troszeczkę. - pogładziła Idola czułym gestem po twarzy. - I jest już stęskniony za domkiem i swoim jedynym właścicielem… prawda? - szarpnęła gwałtownie, podciągając twarz Billy’ego do góry. Ostre paznokcie...wpiły się w skórę podbródka nacinając ją. - Zgubił? Raczej uciekł spod strzykawki rakarza…-mruknął ponuro Idol mrużąc oczy.- O ile dobrze pamiętam, kochana firma-matka dla której przelewaliśmy krew wyrzuciła nas na śmietnik, więc… skąd ten nagły przypływ nostalgii u zarządu? - Nagły? - podciągnęła twarz Idola jeszcze kilka centymetrów, nie odrywając wpitych w skórę paznokci.- Myślałeś, że … - spojrzała niedowierzająco na mężczyznę - ...ty naprawdę sądziłeś, że spuszczono cię ze łańcucha, Aaaaaaa - zaczęła - zorku? - Powiedziałbym, że wykopano… za drzwi. Pół godziny po tej parszywej akcji, wszystkie karty unieważnione, tożsamość wykasowana, łącze komunikacyjne nie istniało… jest Adam Black i… puff… nie ma Adama.- odparł sarkastycznie Idol. - Ojej i Azorek teraz będzie skomlał i piszczał? - odsunęła dłoń, a miejsca, w których przed chwilą były jej paznokcie zapiekły ostro jak przecięcie papierem albo czymś równie ostrym. Poczuł ciepłą ciesz płynącą po szyi. - Tłumacz sobie swoją porażkę jak chcesz. - wzruszyła ramionami przyglądając się swej lekko zakrwawionej dłoni. - W każdym bądź razie. Zostajesz reaktywowany. - Masz ciekawy sposób werbunku kwiatuszku, nie uważasz że wspólna kolacja mogła by być bardziej… skuteczna?- zapytał ironicznie Billy. - I co wam po jednym okaleczonym Adamie? Przecież mieliście jeszcze kilka składów SPARTAN. Zrobiła lekki gest dłonią i Billy… Adam… Spartanin… poleciał w tyłu by znowu zażyć wodnej kąpieli. Tym razem dołożyli bonus: cios w splot słoneczny, który dodatkowo zblokował mięśnie, sprawił, że najemnik zatchnął się jeszcze zanim pierwsza porcji zaczęła spływać w dół jego gardła i przykurczonego przełyku. -Pogo...rr.. pog… Pogorszenie stanu mmego zdrowia… rrraczej...nie przyda... przyda... przydatności mi przyda.- uśmiechnął się z trudem podczas kolejnej chwili przerwy między torturami. - To mnie nie interesuje. Interesuje mnie coś innego. - znowu gest dłonią i Idol znowu poleciał do tyłu spinając się w oczekiwaniu kolejnej porcji radosnej twórczości katów. Tym razem jednak tylko zawisł w powietrzu. Gdy go opuszczona Sonia podsunęła mu pod usta szklaneczkę z sake. Podsunęła pod nos by mógł powąchać. - Otwórz pyszczek, Azorku. - Hej… nie na pierwsz..ej randc..- mruknął z trudem Idol próbując rozpoznać… zapach. … Weapon 1 activation mode… searching... … Weapon 2 activation mode… searching… ...no results, sygnal jammed... ...no results, sygnal jammed... Szlag… a sprzętu nadal nie mógł zlokalizować. Uniosła jego głowę i wlała sake w usta. Podobnie jak przed chwilą garnitury wlewały mu do żołądka wodę. Włączyła niewielki holoprojektor wielkości krążka ułożonego na dłoni. Ukazał się niewielki wizerunek jakiegoś budynku. Billy zupełnie go nie kojarzył. Zrobiła zbliżenie i dopiero wtedy zobaczył logo CNS. - Kilka dni temu, pewna grupa dokonała napadu terrorystycznego na tę placówką medyczną. Oprócz szkód doprowadzili również do precedensu. Wykradając pewne dane. Chcemy byś spenetrował organizację, odzyskał dane i wskazał miejsce ich siedziby oraz przywódców.- założyła nogę na nogę, spoglądając na Idola. - Ja?- westchnął ironicznie Idol zerkając na kobietę.- Pozbawiony zasobów, pozbawiony całego oddziału, pozbawiony ręki… miałbym sobie poradzić tam, gdzie nie może cała potężna korporacja? Pochlebia mi wasze zaufanie, ale… wiesz kotku, nie jestem cudotwórcą.- wzruszył ramionami wskazując za siebie.- Gdybym był … to ci kolesie byli martwi… a ty… golutka prężyła się na tamtym łóżku.- Black zignorowała przemówienie: - Znajdziesz sposób. W przeciwnym wypadku niejaka Cathy… cóż… nie będzie miała świetlistej przyszłości przed sobą.- Idol zacisnął gniewnie zęby spoglądając wprost w oczy kobiety.- Ach… szantaż, ładniutko. To jednak niewiele zmienia. Potrzebuję zasobów, potrzebuję informacji, potrzebuję wsparcia przy tej akcji… Nie jestem szpiegiem, powinnaś to wiedzieć, skoro znasz przebieg szkolenia. Masz moje zainteresowanie cukiereczku, ale nadal niewiele mam możliwości jeśli chodzi o działanie.- - Będziesz musiał się wykazać, Azorku. Byśmy wiedzieli, że szczerze pragniesz powrócić na łono firmy. - westchnęła znudzona - Zasoby dostaniesz niewielki przydział, wsparcia nie. Inaczej istnieje ryzyko, że przejrzą twa grę. Będziesz mieć jeden kontakt, w tej chwili instalowany w organizacji. Będziesz też mieć kontakt na zewnątrz. Oraz mnie. Będę monitorować twe postępy. Broń… z tego co widzę powinno wystarczyć z nadwyżką na twoje potrzeby. Terroryści mają spore poparcie wśród klasy biedoty - niemal wypluła to słowo z obrzydzeniem - więc nie możesz opływać w luksusy. Dostarczysz w zębach wymagane dane, pomyślimy o luksusach. A może i o bonusie dla Cathy? - uśmiechnęła się zimno. - Pomyślcie o bonusie dla Cathy i… możesz wyprowadzić swoich bulterierków.- skinął głową Billy.- I mnie rozwiązać. Chyba, że kręci cię bezbronny facet na twej łasce. Sonia odwróciła się do by spytać jednego z garniaków: - Shénme shì zhua-ngta-i? (Jaki status?) - Xia-nza-i wǔzhuāng (Uzbrojony). Kiwnęła głową. Garniak podał jej broń pneumatyczną: Sonia wstała i podeszła do Idola. Przyłożyła mu pistolet do karku i nacisnęła spust. Leciutkie ukłucie i nieprzyjemne uczucie rozpychania między kręgami. Po chwili odsunęła guna i uczucie powoli się rozeszło. - Masz 4 dni na znalezienie sposobu na dostanie się w kręgi organizacji. - wyszeptała mu do ucha, niemalże muskając je wargami. - Zacznij od dzielnicy szczurów. Zbierz informacje, ile osób i kto dla nich pracuje. Zyskaj ich zaufanie i znajdź dojście. Zgłoś się pod te dane, gdy będziesz coś miał. Osoba pod tym adresem przekaże Ci dane do dalszego kontaktu. Jeśli będziesz coś potrzebować, też przekaż na ten adres.- Przesunęła palcami po miejscu “wstrzelenia”: - A to mała asekuracja z naszej strony. Dla twego bezpieczeństwa oczywiście. - Pytania? - Dla waszego bezpieczeństwa bardziej… a pytań jest sporo. Po pierwsze… jaka to niby organizacja tak was nastraszyła, skoro zwróciliście uwagę na porzucone odpady?- mruknął Idol przyglądając się kobiecie z ukosa. - Nazywają siebie Matrix - prychnęła Sonia - podobno był jakiś film o tym tytule. Nie znam szczegółów skąd taki pomysł na nazwanie się. A odpady...cóż… działają i mają duże wsparcie brudastwa więc szukaliśmy kogoś kto się wpasuje. Padło na Ciebie. - uśmiechnęła się ironicznie. - Wiesz.. zawsze mogłaś mnie odwiedzić w mieszkaniu. Mimo wszystko można mnie wynająć bez… tego całego cyrku.- wzruszył ramionami Idol i skupił się na zadaniu.- A czym się tym zajmują ci z Matrix? Neokomuniści? Anarchia? Cyberpunki? - Ale tak było zabawniej i płacimy odpowiednią cenę… nic. - uśmiechnęła się Sonia. W oczach zalśniły lekkie iskierki - Cyberterroryzm, powstrzymywanie postępu, chaos, infiltracja korporacyjna, szpiegostwo przemysłowe. Wiele rzeczy ich interesuje i wielu ludziom zaczyna to przeszkadzać. - Doprawdy ? Ganianie za mną, ten budynek, drażnienie yakuzy za wąsy. Zastrzyki… rzeczywiście nic.- odparł kwaśno Idol. Sonia nie skomentowała. Billy zdał sobie sprawę, że ganianie, zastrzyki, sondy to były naprawdę niewielkie nakłady. Kobieta pochyliła się i przesunęła dłonią po wiążących go kajdankach i klamrach. Rozkodowała je i Idol w końcu mógł poruszyć rękoma. Więzy przy kostkach, Sonia przecięła długimi, wysuwającymi się spod paznokci ostrzami. Z niejakim zainteresowaniem obserwowała jego reakcję w chwili gdy przykucnęła obok. Idol leniwie poruszył dłońmi uwolnionymi z więzów, przyjrzał się ustawieniu mężczyzn i samej kobiety. Była blisko była ciekawa co zrobi, a on… nagle zaatakował, by pochwycić jej dłonie z pazurkami i przyciągnąć do siebie. By zdobyć przewagę w tej sytuacji… taka mała kropelka miodu na jego urażoną dumę. Rzucił się, złapał jej dłonie i mocno przyciągnął Sonię do siebie. Słodki zapach znowu podrażnił mu nozdrza. Zadowolenie z tego faktu byłoby pełne, gdy nie to, że ona w ogóle się nie opierała. Spoglądała za to na Idola z uśmieszkiem satysfakcji. Jakby Billy był poddawany jakiemuś testowi. Przyciągnął dziewczynę do siebie mocno przyciskając jej ciało. - A więc.. sytuacja się deczko zmieniła. Teraz… ja mam ciebie w garści. Skoro się zgodziłem na pracę… ja staję się niezbędnym ogniwem, czyż nie?- mruknął z ironicznym uśmieszkiem spoglądając w jej twarz. - Dobrze, że można liczyć na twą ambicję. - trwała w uścisku całkiem … zrelaksowana. - Mam wrażenie, że moglibyśmy negocjować to wszystko w bardziej miłej atmosferze… - uśmiechnął ironicznie mężczyzna, starając się panować nad swym ciałem i instynktami. Z pożałowania godnym skutkiem. Nauczony hedonizmu, a może z wczepionym nim w we własne DNA mógł, i przyciśnięta do niego Sonia coraz bardziej to odczuwała. - Co teraz?- zapytał. Planem jego wszak było pokazanie dziewczynie, że sytuacja jest bardziej po jego stronie. A jej potulna reakcja… trochę mu pomieszała plany.Nie wiedział zresztą co dalej. Niewątpliwie firma matka jakoś zadbała o jego lojalność. Bomby w pniu mózgu nigdy wszak nie wychodzą z mody. - Noooooo… wszak to Ty jesteś na górze… - zakpiła - … Ty mi powiedz. - osunęła się na kolana wciąż przytrzymywana w mocnym uścisku Idola. Gdyby chciała jej ostre pazurki już zatopiłyby się w jego ciele. Uniosła jedną brew z cynizmem patrząc w twarz Billy’ego. Mogła być modelem APHRODITE. Te były bowiem różnorodne anatomicznie, bo klienci wszak mieli różne gusta. APHRODITE były pozbawione hamulców moralnych i z wbudowaną w kod DNA nimfomanią. Idealne kochanki, zawsze chętne i… bezpruderyjne. Ponoć dobrze się sprzedawały. - Tak przy nich?- spojrzał na goryli w garniturach… ocierając się prowokacyjnie kroczem o twarz Sonii. - Ty mi powiedz - mruknęła - wszak masz mnie w garści. - ewidentnie kpiła w żywe oczy. - Za dużo im płacą… by mieli pokaz na żywo. Odpraw ich… bo przecież się mnie nie boisz.- mruknął przyglądając się im. - Xa-nza-i gěi wǒmen! (zostawcie nas) - powiedziała twardo Sonia i ochroniarze jeden w drugiego opuścili pomieszczenie. Mimo, że nie było słychać otwieranych czy zamykanych drzwi. Możliwe, że odeszli jedynie za róg pomieszczenia, dając im “prywatność”. |
- Skoro już jesteś na kolanach… to…- puścił jej dłonie spoglądając w dół na kobietę.- To domyślasz się co… możesz zrobić. Teraz zajmij się mną.- Idol nie był też zbyt pruderyjny, w końcu… kiedyś żył jak król, pozbawiony jakichkolwiek hamulców. Błyskawicznym ruchem rozpięła spodnie Idola i mocno, bezpardonowo schwyciła jego męskość. Nie spuszczała spojrzenia, które nie miało wiele z potulnością. Zaczęła poruszać dłonią, mocno zaciśniętą na budzącej się broni Idola. Łokciami niemalże brutalnie rozsunęła szeroko jego uda i przytuliła się bliżej do krocza Billy’ego. Druga dłoń zaczęła eksplorować jego brzuch pod ubraniem, na oślep muskając skórę. Pikanterii mógł dodawać fakt, że jeden jej gest mógł oznaczać pazurki wbite głęboko we wnętrzności najemnika. Idol uśmiechał się władczo zerkając na klęczącą przed nim kobietę o dzikim spojrzeniu pełnym drapieżności. Jego oddech przyspieszał, a drżenie ciała stawało się silniejsze…ta pieszczota jej palców była intensywna i szybko stawiała jego spluwę w pełnej gotowości do użycia. Sonia nakierowała dłoń i jego oręż w zagłębienie swego dekoltu. Za każdym jej ruchem w górę i dół, Billy ocierał się również o jej pełne piersi, które przy okazji falowały apetycznie. Black lekko przechyliła głowę na bok przyglądając się napiętemu i podnieconemu mężczyźnie, który próbował udowadniać jej swą przewagę dosłownie kilka sekund temu. - I kto… ma… kogo … w garści? - wystawiła czubek języczka i leciuteńko musnęła nim męskość Idola. - Tyy?- jęknął czując jej pieszczotę i zerkając z góry na Sonię i jej dwie krągłości. Oddychając szybko zdołał jakoś wydusić.- Alllee… ja dużą konntro..lę… to zależy … od tego co czu...jesz… sama… mię...dzy.. udami.- Miała go w garści… to prawda. W rozkosznej garści. Drżąc pod jej pieszczotą, musiał pogratulować firmie-matce… wiedzieli kogo po niego wysłać. Nie odpowiedziała kontynuując pieszczenie Idola. Teraz już obiema dłońmi, do których dołączyła również jej pełne, ślicznie wykrojone usta i ciepły, miękki język otulający i drażniący czubek jego oręża. Tylko na tyle by drażnić i pobudzać jeszcze bardziej. Tylko na tyle, by zmusić go poruszania biodrami by uzyskać to czego pragnął. By wzięła go całego w usta, by poczuć ciepłą miękkość na całej swej długości. W oczach widział kpiącą satysfakcję, gdy wciąż obserwowała jego instynktowną reakcję na swój dotyk. Idol nie miał wyboru. Musiał ulec. Rozkosz jaką obiecywały te delikatne w dotyku usteczka była zbyt duża, by móc się nie poddać jej prowokacji. Pochwycił dłońmi jej głowę i zaczął poruszać udami w szturmach mających zdobyć ten bastion przyjemności. Poddała się jak poprzednio i Billy jęknął gdy w końcu uzyskał to do czego go prowokowała. Niemal się zakrztusiła gdy pchnął mocniej ale w tej chwili nie zważał na to, pragnąc spełnienia. Jej usta pracowały wytrwale wygrywając coraz to nowe nuty rozkoszy na jego broni. Aż do wybuchowego końca … prawie… bo dziewczyna wyczuła zbliżający się kres wytrzymałości i odsunęła gwałtownie. Zostawiając Idola dyszącego i drżącego. - Ty mała… złośnico…- mruknął drżący mężczyzna delikatnie chwytając ją za włosy i ciągnąc je w górę. Niezbyt silnie... tylko tyle by pojęła polecenie iż ma wstać, za to stanowczo. Uśmieszek wykwitł na jej twarzy. Nie protestowała, podniosła się posłusznie. Kombinacja, która zaczynała doprowadzać Idola do szaleństwa. - I co teraz? - zacytowała samego najemnika. - Mogę rozerwać te ciuszki na tobie, a możesz je sama zdjąć.- mruknął Idol całując zachłannie je usta i przesuwając protezą po jej ubraniu w dół, do skarbu ukrytego między jej udami. Drgnęła czując jego dotyk pomiędzy udami. - Och to jednak dajesz mi wybór? - wyszeptała ironicznie z wargami na jego wargach i ocierając się całym ciałem o rozpalone ciało Idola. - Póki jeszcze jestem w stanie…- wydyszał Billy odsuwając się od niej i dając jej klapsa w pośladek. - A co jeśli powiem NIE? - oczy błysnęły lekką złośliwością. Dłoń zaś wsunęła między ich wtulona ciała i znowu zamknęła na nim. Tym razem delikatnie i ledwo wyczuwalnie. - Sama tego… chciałaś.- chwycił zdrową dłonią za jej włosy i delikatnie szarpnął znów zmuszając do wygięcia głowy do tyłu. Jego usta zachłannie pieściły jej szyję. A palce protezy pochwyciły za dekolt króciutkiej sukienki szarpnęły z dużą siłą. Materiał opierał się trochę… a potem pękał w szwach z głośnym trzaskiem odsłaniając to co okrywał. Gładka leciutko smagła skóra Ciało o ładnej muskulaturze Pełne piersi z kuszącym dołeczkiem między nimi Biała bielizna Pończochy samonośne Wąska talia Krągłe biodra Idol rejestrował poszczególne elementy widoku pomiędzy jednym pocałunkiem a drugim. Ciało wygięte w lekki łuk, opatulone w resztki tkanin eleganckiej sukienki Szczegóły jednak wciąż ukryte pod bielizną Popchnęła go mocno na oparcie fotela i usiadła na nim okrakiem. Tak, jak wcześniej na krześle. Schwyciła go za szyję, zaciskając mocno dłoń i lekko podduszając mężczyznę. Przybliżyła twarz do twarzy Idola i ponownie zdecydowanym gestem poprowadziła jego męskość między swe uda. Opadła powoli na niego, a Idol poczuł ciepło, żar i miękkość otaczającą go szczelnie. Sonia ugryzła łapczywie dolną wargę Billy’ego. Dłonie mężczyzny chwyciły za krągłe piersi drapieżnej aż sadyzmu kochanki. Zacisnął mocno i gwałtownie dłonie nie dbając o delikatność. Miętosząc je biust, zerwał i fragment bielizny.. który je okrywał. Majtki… były następne… pękły z trzaskiem. Teraz nic nie przeszkadzało opadającym w dół i unoszącym się biodrom kochanki, ani doznaniom jakie przynosiło zdobywanie ciała Sonii. Trochę go ćmiło od wcześniejszego podduszania, ale… miał coraz większą pewność, że to właśnie rozpaliło zmysły kobiety. Była więc kochanką z niebezpiecznymi pragnieniami. Ujeżdżała go dziko. Bez pardonu zapewniając sobie rozkosz z każdym poruszeniem bioder. Fotel lekko poruszał się od gwałtowności jej ruchów. Całowała Idola równie gwałtownie, pazernie jak jej kobiecość pochłaniała jego broń. Góra, dół, unoszenie, opadanie i co chwila lekki przebłysk bólu, gdy kąsała go wcale nie lekko. Przytrzymała się mocno karku Idola wyginając ciało, opierając druga dłoń na jego udzie za sobą. Dążyła do zaspokojenia, egoistycznie wykorzystując Billy’ego jako narzędzie do osiągnięcia celu. Mocno, szybko, boleśnie. Billy mógłby na to narzekać… gdyby nie fakt, że kilka minut wcześniej doprowadziła go do wrzenia. Pośpiech był więc wskazany. Mechaniczną ręką trzymając za pośladek kochanki, nadawał ich ruchom ów gwałtowny rytm, pieszcząc jej piersi dłonią równie namiętnie i drapieżnie… bez żadnych czułości. Kąsał nawet zębami ów biust, gdy nadarzała się okazja… równie egoistyczny w tych dążeniach co ona. Rozkosz przyszła nagle, eksplodowała pod zamkniętymi powiekami. Sonia ogłosiła ją głośnym krzykiem i przez chwilę wciąż poruszała się na kochanku, powoli, powoli zwalniając prędkość. Otworzyła oczy i spojrzała na Idola, jakby oczekując kolejnych “rozkazów”. Kpiący uśmieszek nie schodził z jej ust. A pełne piersi wciąż ocierały się twardymi szczytami o jego ciało. - Na czworaka…- wydyszał spoglądając jej wprost w oczy Idol. To wyzwanie sprawiło, że chciał, że pragnął ją okiełznać, zdominować… sprowadzić do tej roli kochanki, która na niego czekała. Mogło to być użyteczne później. Ale w tej chwili, po prostu jego męska duma się tego domagała. - Zmuś mnie - rzuciła mu kolejne wyzwanie i zacisnęła mocniej ramiona na jego karku. Znowu szarpnął ją za włosy odciągając od siebie… zepchnął na ziemię i rozejrzał się. Rozerwane fikuśne majteczki… Billy chwycił je z wyraźnym zamiarem uczynienia z nich sznura do związania Sonii. Tym razem podjęła walkę, nie zamierzała poddać się łatwo. Odepchnęła go mocno i zaczęła podnosić się z podłogi. Idol wpierw oswobodził się od spodni spoglądając na tą dziką nagą amazonkę. Zaatakował, trzymając jej bieliznę w swojej dłoni. Pozorowany atak na szyję, miał być zmyłką. Zamierzał chwycić dziewczynę za nadgarstek, przyciągnąć do siebie.. chwycić za drugą dłoń i obie skrępować za jej plecami… jej własną bielizną na nadgarstkach. Tak by nie mogła się uwolnić pazurkami. Podnosząc ją musiał wygiąć się nieco do tyłu gdy głowa Sonii prawie wypłaciła mi uderzenie w szczękę. Syknęła wściekła, że nie trafiła i mocno ugryzła go w bark szamocząc się w jego ramionach a przy okazji dolewając oliwy do ognia. Ocierała się nagim ciałem o Idola. Napięła ramiona próbując wyszarpnąć dłonie z uścisku mężczyzny. Tu jednak proteza niczym kleszcze.. zablokowała te możliwości. Na takim krótkim dystansie, siła mężczyzny dała w mu przewagę nad jej zwinnością. A ocierające się krągłości pośladków robiły… swoje. Jednak Idol skupiał się na owijaniu nadgarstków dziewczyny jej własną bielizną i wiązaniu ich razem… by była całkowicie na jego łasce. - Teraz… zrobię z tobą wszystko... na co mam ochotę.- mruknął jej triumfalnym tonem do ucha. - Zobaczymy - przydeptała stopę Idola swoją, obutą w szpilkę. Zabolało. Sonia zrobiła szybki krok do przodu by się odwrócić i wymierzyć kopniaka w krocze Idola. Nie cofnął się, za to jego dłoń osłoniła wrażliwy obszar przed jej atakiem, po czym podbiła stopę celującą wyżej i wyżej by zmusić ją do utraty równowagi. Przewróciła się lądując na plecy. Idol nie powiedział tego na głos, ale gorącokrwista Sonia zaimponowała mu. Była lepsza niż się spodziewał. Tym razem kucnął i wykorzystując oszołomie po upadku, pozbawił ją owej groźnej broni… szpilek które nosiła. Po czym obrócił ją na brzuchu, wsuwają się brutalnie między jej nogi by uniemożliwić jej kopanie. Syknęła jak wściekła kotka. Próbowała zebrać się podciągając zgięte w kolanach nogi ale to sprawiło, że jej tyłeczek wygiął się kusząco, gdy ona sama wspierała się na związanych rękach. Napięła mięśnie by odsunąć się od Idola. Sytuacja była zbyt kusząca, by z niej nie skorzystać. Zwykle… z innymi kobietami byłby bardziej delikatny i ostrożny i subtelny. Ale Sonia… go podtapiała. A to… likwidowało wszelkie skrupuły. Idol pochwycił za jej wypięte pośladki i delikatnie… acz stanowczo zdobył jej wrota perwersyjnych rozkoszy. Nie zastanawiał się czy był tu pierwszy… acz nie potrafił być na tyle brutalny, by nie przejmować się jej doznaniami. Trzymał więc jej pupę mocno i stanowczo… gdy ją zdobywał. Sonia jęknęła czując jego szturm. Odwróciła się nieco bardziej i spojrzała na niego wściekle. Kolejne uderzenie jego bioder i zagryzła wargę, wyginając się niemal zwierzęco i poddając się jego chwilowej dominacji. Drżała, napięte mięśnie wskazywały na chwilowy ból. Kolejne uderzenie i krzyknęła głośno. Dyszała ciężko przyjmując w siebie Idola. I wkrótce jej krzyk zmienił się w jęk przyjemności. Sama zaczęła napierać biodrami mocniej na kochanka z każdym ruchem jęcząc i mrucząc. Delikatny klaps w pośladek od czasu do czasu zdrową dłonią i stanowczy chwyt jej bioder. Billy każdym pchnięciem i całą swą stanowczą obecnością dawał znak swej dominacji na kochanką. No i czerpał z tego przyjemność, wszak te wysportowane gibkie ciało… było wszak pokusą, która buzowała rozkoszą wzbierającą falą w dolnych partiach ciała i oznajmianą poprzez przyspieszenie tempa i zanik delikatności. Był drapieżnym i nieustępliwym zdobywcą… tak jak w sumie sama chciała. Czuł też żar bijący od jej kobiecości, przy każdym ruchu zbliżający i oddalający się. Sonia próbowała się unieść na rękach ale to nie była wygodna pozycja. Zamiast tego oparła się na łokciach i schowała głowę między ramionami. Przez to pośladki powędrowały w górę i napięły się jeszcze bardziej. Postękiwała cichutko zdana na łaskę Billy’ego. Chwilowo poddała się jego i swojej żądzy. Rezultat, której obwieściła wkrótce przeciągłym, uroczym jękiem. Także i Idol długo nie mógł wytrzymać napierając gwałtownie i brutalnie na kochankę, drżąc wraz z nią i dochodząc na szczyt, by oddać jej to co niemal wydusiła z jego ciała. Także jęknął i potem dał klapsa w pośladek Sonii.- Na dziś chyba… wystarczy… Chciałbym, żebyś nabrała apetyt na kolejny raz. - Jesteś pewien, że będzie kolejny raz? - spytała, ale w głos jej lekko drżał, nie zdołała opanować go po przeżytej rozkoszy. - Potrafię być przekonujący…- delikatnie muskał dłonią Sonię pomiędzy udami, nie dając chwili spokoju jej ciału. Zadrżała zaciskając mocno zęby. Napięła się cała, znowu próbując się odsunąć. I w ten sposób kusiła Billy’ego do droczenia się z nią, sięgnął więc palcami i na razie pieszczotliwie błądził nimi po jej łonie i krążył wrażliwym punkciki rozkoszy mówiąc z ironiczną satysfakcją.- Mówiłaś coś? Sapnęła głośniej ale nie odpowiedziała. Osunęła się z kolan by się położyć na brzuchu i spróbowała zacisnąć uda i odsunąć od jego palców. Drżała. Idol nie pozwolił jej jednak zrobić tego… stanowczo zanurzył palce zdobywając jej rozpalony doznaniami zakątek i sugestywnie nimi poruszając, mocno i dość brutalnie. Tak jak chyba lubiła. Mimo subtelnej urody modelki, Sonia zdecydowania gustowała w bardziej zwierzęcym podejściu do łóżkowych przyjemności. Krzyknęła… z przyjemności. Nie potrafiła zaprotestować, gdy dłoń Idola przynosiła jej kolejne rozkoszne doznania. Zagryzła dolną wargę i ciężko oddychając wiła się całym ciałem pod jego rozpalonym wzrokiem. Sam Idol nie potrafił zdecydować czy jest widok bardziej podniecający, czy bardziej zabawny. Była to rozkoszna i przyjemna zmiana ról, z bardzo pięknymi widokami. Jego dłoń poruszała się szybciej i gwałtowniej między jej udami. Jego palce muskały wnętrze dziewczyny nie dając jej chwili wypoczynku w drodze na szczyt… rozkoszy. Billy uśmiechał się, ale też i widoki te w nim budził chęć na więcej… bał się jednak ulegać tej pokusie. Musiał wyjść z tej konfrontacji charakterów zwycięsko. Kolejna ekstaza przyszła szybko. Pobudzone ciało kobiety mogło znieść ograniczoną ilość podniet. Sonia napięła się jak struna i znowu krzyknęła by opaść zdyszana. Jej ciało wciąż pulsowało na palcach Idola, gdy dziewczyna powoli wracała do rzeczywistości. Ostatni spazm wywołał drżenie… lekkie jak echo. Zapadła cisza przerywana jedynie uspokajającymi się oddechami Sonii. Idol tymczasem zabrał się za ubieranie z satysfakcją obserwując nagie ciało wysłanniczki jego rodzimej firmy… z dłońmi związanymi jej własną bielizną. Była w tym jakaś satysfakcja, jak i urok. Bo co jak co… ale ciała to im wychodziły. - Właściwie to gdzie teraz jesteśmy? I gdzie jest mój karawan? I… która jest właściwie pora dnia?- pytał obojętnym tonem zapinając pas. Sonia usiadła szybko, po czym wstała bez pomocy rąk. Stanęła przed nim bez wstydu patrząc mu w twarz. - Karawan? Karawanem zajęto się już. - Xianzai jǐ dianle? (która godzina?) - rzuciła w powietrze. - 22:14 - odpowiedział głos z dala. - Jesteśmy na Staten Island. W apartamentowcu “Saber”. - Sonia udzieliła odpowiedzi. - Gěi wǒ de xīn yīfú! (Przynieście mi nowe ubranie) - rzuciła w powietrze. Nadal stała przed Idolem z uśmiechem na twarzy. - To znaczy... co zrobiliście? Jak będę mógł się zająć waszą misją, jeśli mafiosi yakuzy będą mi wisieć na karku? - westchnął przeciągle Billy wodząc wzrokiem mimowolnie po nagim i idealnym w każdy calu ciele Sonii. - Zlecenie zostało zrealizowane. - obojętnym tonem stwierdziła dziewczyna i… rozerwała krępującą ją resztkę bielizny. - To dobrze… a co z moim ekwipunkiem, bo zakładam że informacje kontaktowe wgraliście mi, gdy byłem nieprzytomny.- uśmiechnął się Idol starając się nie myśleć nad tym jak tu jeszcze docisnąć tą kobietę do łóżka następnym razem. Sonia poklepała Idola protekcjonalnie po … pośladku. - Masz wszystko co potrzeba - mruknęła - ekwipunek dostaniesz z powrotem przy wyjściu. - Nie myśl sobie, że to nasze ostatnie spotkanie… więc mam nadzieję, że masz jeszcze parę sukienek do rozdarcia. - odparł z ironicznym uśmiechem Idol obrzucając ją spojrzeniem, którym zwykle “rozbierał kobiety”, ale akurat Sonia niewiele miała na sobie. Tylko pończochy ocalały. Billy ruszył do wyjścia wsuwając dłonie w kieszenie. Znów miał jakieś cholerstwo wszczepione, ale nie martwił się tym. Przeżył większość życia z takim wyrokiem śmierci na karku i nauczył się wyciskać soki z każdej przeżytej godziny. Po wyjściu z apartamentu zobaczył drzwi windy. Podjechała bez specjalnego wywoływania. 67 piętro… Zjeżdżał bezszelestnie w przeszklonej windzie, ukazującej widok na zewnątrz, ale nie przepuszczającej natrętnych spojrzeń z zewnątrz. Cały kompleks apartamentowca wołał “PIENIĄDZE”. Nic nowego dla Idola. Lecz po skosztowaniu wolności, czy było to coś co wciąż przemawiało do niego? Niespecjalnie… już nie. Jedzenie na górze było smaczniej, prostytutki były jak modelki z wybiegu i idealne w proporcjach, alkohol lepiej uderzał do głowy… prochy… to jakoś nie smakowało Idolowi. Niemniej żarcie może i na dole było gorsze, ale tak samo pożywne. Kira nie miała idealnego ciała… proteza i drobne piersi, ale kasowała entuzjazmem i energią wszystkie dziwki dostępne dla szych. Oparł się plecami o zimną szybę zamyślony. Kira to było coś niesamowitego, tak jak Dakota czy Karoline… czy nawet Sonia. O wiele przyjemniejsze okazało się dla Idola przeżywanie tych doznań z takimi jak one. Opłacane prostytutki… były jak cola bez cukru. Słodkie ale puste. Billy zaczął odkrywać, że w łóżku od idealnych proporcji ważniejszy jest cukier. A Kira miała go w nadmiarze. Jadąc w dół po swój sprzęt Idol próbował łapać zasięg cybersieci przez swój wszczep. Tak rozmyślając zjechał na parter. Zasięg pojawił się już od pierwszego piętra i natychmiast też pojawiło mi się kilkanaście powiadomień o przychodzących wiadomościach. “Uszereguj według nadawców.” Idol nie był zdziwiony, wszak zaginął na dość długo. Cathy z Dakotą pewnie się martwiły, pan Tong raczył pewnie potwierdzić zapłatę… skośnooki sukinsyn musiał go sprzedać Sonii, dwa ptaszki za jednym kamieniem. Może jeszcze Kira? Kilkanaście wiadomości było od Cathy, potwierdzenie zapłaty na nazwisko Sonia Black. Kira zostawiła jedną wiadomość. Jedna była od nieznanego nadawcy. Trochę spamu też się pojawiło. Usunięcie spamu zajęło chwilkę, najpierw wiadomość od Kiry, Cathy na końcu… bo musiał się z dziewczynami rozmówić i ich trochę uspokoić. “Hej, Odezwij się jak skończysz pracę. ;* Kira” Potem przeskoczył do nieznanego nadawcy, ciekaw co to za wiadomość. “Spotkanie piątek, 22:00, Venom.” Cudnie… westchnął Idol i skontaktował się się z Cathy. - Kociczko jesteś tam?- zapytał. -BILLLLLLLLLLLLLLLYYYYYYYYYYYY!!!!!!! - radość, ulga, zachłyśnięcie się niemalże słyszalne nawet w przetworzonym głosie. - GDZIE TY JESTEŚ? CO SIĘ Z TOBĄ DZIAŁO?! - Została mi złożona propozycja nie do odrzucenia, ale jestem cały i zdrowy.- odparł Idol z uśmiechem. -Już wam mówiłem. Nie tak łatwo mnie ubić. Nic mi nie jest.-... prawie, ale o tym nie wspomniał. - Kiedy przyjeżdżasz? - padło natychmiast pytanie. - Wkrótce, wkrótce… chyba się nie stęskniłyście, co?- odparł czule.- Jestem cały… nie martwcie się. - No zamartwiałyśmy się. Jak cię ten snajper ciachnął...myślałyśmy…. no wiesz… - Żyję, żyję.. wpadnę z rana… a wy postarajcie się przespać, bo pewnie szukałyście mnie bez wytchnienia, prawda?- zapytał Idol cicho. - No… - potwierdziła Cathy -... dobrze, to czekamy na Ciebie jutro zaraz z rana. Przekażę info dalej. - dodała z ulgą i pomachała łapką na pożegnanie. A nad samym Billym wisiały pytania niczym miecz Damoklesa: co dalej… i komu mógł zaufać. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:06. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0