lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Star Wars; Storytelling] Knights of the Old Republic 3: The New Academy part II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/15900-star-wars-storytelling-knights-of-the-old-republic-3-the-new-academy-part-ii.html)

Ravage 15-04-2016 22:15

Rzuciła się długim susem po karabin odstrzelonego żołnierza. Potrzebowała czegoś konkretniejszego, niż jej spluwa. Wiedziała, że teraz może się wystawić na strzał, ale była na to przygotowana.
Zresztą, miała wsparcie, jeśli któryś z tych hardych gości się wychyli, zostanie odstrzelony przez Karellena.
Nie było czasu na to, by chociaż na chwilę przystanąć i pomyśleć. Nie mogła już ich więcej żałować. Jeśli zacznie- umrze. Musiała się zmusić do tego, by potraktować ich jak cel, jak wrogów tylko po to, żeby samej móc przeżyć.
Zamierzała odstrzelić ich dowódcę. To zawsze działało na morale. Choćby go trafić i będzie po zawodach, wycofają się.
Trochę odpuszczą, będzie mogła wskoczyć na statek i odlecieć.
Sięgnęła po broń i schowała się za pierwszą bardziej konkretną zasłoną. Nie zamierzała popełniać tego błędu jak ten oprych w bazie "Horn". Nie da sobie zrobić krzywdy.
Oblizała nerwowo usta, sprawdzając broń i ustawiając się do strzału.
No, proszę. Dajcie znać o sobie. Niech któryś kutasiarz się wychyli.
Musiała działać szybko. Nie mogła się tak bawić w chowanego. Nie da im rzucić granatem i rozjebać silniki.
Muszą stąd odlecieć. Potem zmienią statek. Opracują nowy plan działania.
Ale najpierw muszą z tego wyjść cało.
Trochę żałowała, że wtedy, zepsuła Karellenowi kolano. No ale cóż. Mógł być mniej uparty. Kaylara miała tylko nadzieję, że tenże nie da z siebie zrobić mielonego.

Krzat 16-04-2016 16:26

- Kaylara!- przedarł się jego krzyk przez wrzawę i poniósł się echem po procie. Każda chwila zwłoki działał na ich niekorzyść. Nie było na co czekać, bo lepsza okazja się nie nadarzy. Musiała się ruszyć nim się tamci pozbierają.
Nie miał ochoty specjalnie się angażować w cała tą zabawę w strzelanie. Nic to nie przyniesie, a udowadniać że jest groźny też nie było mu potrzebne. On sam i każdy kto powinien, wiedział na co go stać. Jednak jeśli dziewczynie się nie uda dostać na statek. To w zamian pofatyguje się do nich. Przy czym mógł im zagwarantować, że to nie będzie przyjemne doświadczenie.
Zrobi cokolwiek, tylko żeby udało im się z tego wyjść. Choćby musiał zabić wszystkich.
Na razie chroniły ich rozkazy wydane przez dowództwo Quest. I póki nie otrzymają autoryzowanej anulacji tegoż mieli pełne prawo na użycie siły w celu jego realizacji. A po jego wykonaniu mogą ich sądzić, jeśli w ogóle znajdzie się jakiś oskarżyciel. W co szczerze wątpił. To by mogło przynieś niepowołane skutki rozgłosu, czemuś co nie powinno zobaczyć światła dziennego. Nie wspominając co bym mogło przy okazji całego śledztwa wypłynąć. Nawet jak do czegoś dojdzie to zwolnią ich z braku dowodów. Jak wojsko się ich nie wyprze, to z czysto prawnych powodów nic im nie groziło. A to było mało prawdopodobne, bo te należały do wspólnot, które u swoich podstaw zakładały, że jego członkowie kładą życie jeden za drugiego.
Kiwanie palcem i irytacja już niedługo zmieni się w gniew, który w dużej mierzę skupi się na żołnierzu go eskortującym. Także kilka trupów wywiadu w tą czy tam tą stronę nic nie zmieni.

Turin Turambar 17-04-2016 21:03

Iridonia, Miasto Stołeczne, kosmoport
Jeden granat mógł drastycznie zmienić przebieg potyczki. Shaft wiedział o tym doskonale. Wybuch w silnikach rozniósł by frachtowiec na strzępy a spadające odłamki mogłyby wyeliminować będącą na ziemi komandos. Tylko to było proste jedynie w teorii. Zarówno komandor jak i ostatni z jego ludzi byli pod ostrzałem. Szansa powodzenia była niewarta podjęcia takiego ryzyka. Poza tym totalny rozpierdol zupełnie rozmijał się z treścią zadania mu powierzonego. Puścił sygnał o wycofaniu się. Strzelił jeszcze kilka razy na ślepo i pozostało mu poczekać.
Brock ciągle wsiał w powietrzu, a jego pracujące silniki zagłuszały wszelką komunikację werbalną. Quest szybko zareagowała na chaotyczny ostrzał przeciwników. Przełączyła zdobyczny karabin na ogień ciągły i zasypała tamtą pozycję długa serią. Przebiegła kilka kroków i wpadła za poprzewracane skrzynie tuż pod otwartym włazem frachtowca, z którego sterczał Karellen. Strzeliła jeszcze kilkakrotnie i skoczyła chwytając się ostatniego szczebla. Podciągnęła się w górę i wreszcie mogła odetchnąć, kiedy swoim zasięgiem objęły ją tarcze statku.
Karellen jeszcze powiódł lufą karabinu po okolicy, ale wszystko wskazywało na to, że oddział wysłany by ich przejąć oddał pole. Podniósł się i mógł zamknąć za sobą śluzę. Tymczasem kobieta dopadła sterów. Odwróciła Brocka i gwałtownie przesunęła dźwignię mocy silników. Wystrzelili w górę opalając mocno fragment kosmoportu.
Kilka minut później byli na orbicie. Radiokomunikator piszczał wściekle informując o nieodebranych przekazach od kontroli lotów. Pewnie opierdol za to co się stało i żądanie natychmiastowego powrotu w celu złożenia wyjaśnień.
Z drugiej strony mieli teraz w pełni sprawny statek gotowy do podróży w jakikolwiek zakątek galaktyki będą chcieli się udać.

Dxun, bezkresna dżungla
Zeskoczył na ziemię i przeturlał się w miarę łagodząc uderzenie. Wstał otrzepując się z liści i mchu. Nie licząc wiszącego mu ciagle nad głową wraku jachtu gwiezdnego to wokół rozciągała się nieskażona ludzkim dotykiem dzika przyroda.
Krzyknął kilka razy nawołując J’jeana, ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi oprócz skrzeku ptactwa. Nie marnując czasu wspiął się powoli na wyglądające na najwyższe z drzew. Rozejrzenie się w okolicy było w tym momencie najbardziej rozsądnym wyjściem. Chwilę mu to wszak zajęło. W pewnym momencie o mało co nie spadł, kiedy oparł swój ciężar na zbyt wątłej gałęzi. W końcu jednak wszedł na szczyt i się rozejrzał.
Jak okiem sięgnąć otaczała go puszcza. Dalej na północ były góry skąpane w chmurach, ale to było prawie na granicy horyzontu. Przeszedł na drugą stronę drzewa i tutaj poszukiwania były bardziej owocne. Z dżungli wybijała się spora formacja skalna, a pośród niej znajdowała się budowla.
Było to może kilka kilometrów od jego pozycji. Nie widział żadnych oznak ludzkiej bytności w tamtym miejscu, ale na pewno było to lepsze niż nic.
Schodził szybko. Wkrótce się ściemni i noc w dżungli nie była zbyt kuszącą opcją. Zeskoczył na ziemię z ostatnich gałęzi by szybko ruszyć na południe i wtedy zrozumiał swój błąd. Powinien wziąć pod uwagę, że rozbicie się statku, a nawet jego nawoływania mogą zwrócić uwagę niezbyt proszonych gości. Za bardzo się podpalił swoim szybkim odkryciem i teraz stał otoczony czterema bestiami boma.

Telos, ruiny opuszczonego kompleksu
- Kolejny niewypał! - krzyknęła ze złością Emily a jej głos długo niósł się echem przez olbrzymią przestrzeń rozpościerającą się przed nią. Wyglądało na to że była tu kiedyś linia produkcyjna, ale dawno temu została przeniesiona. Wszystko co mogło mieć wartość było wyczyszczone, więc nie było mowy by po prostu fabryka została porzucona lub przez kogoś celowo zniszczona. Teraz pozostały tu tylko elementy konstrukcji samej hali jak i śmieci przywleczone tu przez poszukiwaczy złomu. Gdzieniegdzie widać było ślady działalności złomiarzy którzy mocno naruszyli konstrukcję budynku.
- Spostrzeżenie: Pani, miejsce grozi zawaleniem.
- Tyle stało i akurat dziś ma się zawalić, co?! - warknęła do droida Hayes. - To musi być tu!
- Stwierdzenie: Dane ze skanowania terenu jednoznacznie wskazują brak podpiwniczenia w tym rejonie.
Emily ukucnęła by wziąć do ręki kawałek gruzu i cisnęła nim w przestrzeń przed siebie ze złością wspominając ile jej poszukiwania pochłonęły już funduszy. Jeśli prędko nie znajdzie czegoś konkretnego to zacznie dokładać do interesu. A wtedy będzie musiała pożyczyć kredyty, a na to nikt, nawet z szarej strefy, może nie zechcieć zrobić. Pozostanie prosić Laurie, ale od niej nie chciała pieniędzy, wystarczyło, że zasponsorowała jej licencję i … I w sumie wszystko.
Ta myśl nie poprawiła jej nastroju.
- I tak to przeszukamy. Może przy wyprowadzce o czymś zapomnieli i teraz… - Hayes ruszyła przed siebie po chrupiącym jej pod nogami gruzie. Zamierzała przejść przez kładkę i następnie po pozostałościach schodów zejść w dół prosto do tunelu który upatrzyła wcześniej.
Kolejny krok i straciła grunt pod nogami.
Z wrzaskiem zaczęła spadać w dół razem z kładką która pod nią się zarwała. Krzyknęła jeszcze raz gdy poczuła palący ból lewego nadgarstka. Spojrzała w górę i dostrzegła, że metaliczna dłoń chwyciła ją w nie delikatnym uścisku. Już cieszyła się z ratunku gdy rozległ się odgłos trzasku i również pod droidem zarwała się podłoga. HK zdążył już tylko pociągnąć ją w górę i wrzucić na stabilny grunt samemu jednak nie mogąc już się przed tym uchronić. Droid razem z elementami konstrukcji spadł w odchłań.
Emily jęknęła podnosząc się z podłogi. Bark bolał ją niesamowicie i nie mogła się przez to wyprostować. Huk walącego gruzu ucichł a kurz zaczynał opadać. Hayes rozkaszlała się. Spojrzała w kierunku gdzie prawie straciła życie przez nierozwagę. I straciła HK. Bała się zbliżyć do krawędzi i spojrzeć w dół. Odsunęła się jeszcze bardziej idąć na czworaka w kierunku wejścia, którym tu przybyła z droidem.

Korriban, dolina Lordów Mroku
Wiatr zadął omiatając wszystkich piaskowym pyłem. Strix widząc jak Martell opatrzył Rohena odpowiedziała Slevinowi krótko:
- Kogokolwiek byśmy tu nie znaleźli, to już więcej dla tego dzieciaka nie zrobi. Jeśli dalej chcesz ruszać – zwróciła się do Aarona teraz – to dla mnie kurwa może być – splunęła. – Tylko trzymaj tą pierdolną pukawkę w pogotowi – wskazała na jego działo szturmowe. – Tylko co z tobą? – kiwnęła na Morlana.
Tymczasem padawana opanowała nagła złość. Przyleciał na to totalne zadupie, ponieważ Alkes nie mógł dać sobie rady. Pieprzony lata już od trzech lat po galaktyce i nadal trzeba mu dupę ratować. Gdyby nie cerean to Rohen dawno odwiózłby Kelevrę na Coruscant i miałby czas dla siebie. Teraz wszystko się spierdoliło bo tamtemu się zachciało samotnie podróżować. Mirialan miał teraz ochotę ruszyć w dalsze poszukiwania tylko po to, by odczuć zadowolenie po znalezieniu trupa byłego towarzysza z Akademii.

Iridonia, Miasto Stołeczne, kosmoport, dwa tygodnie później
System wyświetlił szereg informacji, które spełniały kryteria narzucone przez Sola. Wśród zwykłych dat oraz kilku raportów z sprzątania uwagę najemnika przykuły zdjęcia z kamer. Powtarzała się na nich kobieta w krótkich włosach. O ile jej twarz była zupełnie mu nieznana, to ciężki pancerz który nosiła przywracał wspomnienia z Ilum. Mrożonki na zdjęciach nie było nigdzie widać, wszystko wskazywało na to, że to właśnie on pilotował statek, którym odlecieli. Odnośnie frachtowca niestety dużo się nie dowiedział. Kontakt się urwał po gwałtowny starcie i skoku w nadprzestrzeń.
Ostatnie były dane o komandosach rannych w tej potyczce, ale te były zaszyfrowane. Z tym musiał zwrócić się do Zero, inaczej utknie w martwym punkcie.

Corelia, Tyrena, kosmoport
Żadne z trójki operatorów Lekkoducha nie miało żadnych pytań, prócz jednego – ile i czy mają na nią czekać. Po potwierdzeniu, że nadal jest chętna by z nimi współpracować Lyn zamówiła dla niej taksówkę i Lana mogła ruszyć w miasto.
Tyrena było największym turystycznym miastem na Korelli. Położona bardzo blisko Złotych Plaż była permanentnie oblężona przez turystów. Praktycznie wszystkie drapacze chmur były tutaj luksusowymi hotelami, przyjmującymi gości z całej Galaktyki. Tłumy odwiedzające to miejsce były tak olbrzymie, że było to najlepsze miejsce na planecie, by się w nich zgubić.
Ktoś kto dołożyłby wielkich starań mógłby wyśledzić pokoje, który Laurienn wynajęła na kompletnie anonimowe dane osobowe. Tylko dużo by z tego by nie przyszło. Była tu kompletnie bezpieczna i licząc czas na podróż powrotną miała trzy pełne dni dla siebie. A raczej dla niego.
W recepcji hotelu powitano ją z standardową grzecznością, a droid protokolorany obsługujący gości poinformował, że jej współtowarzysz już czeka w apartamencie. Hayes poczuła ukłucie dziwnej tremy jadąc turbowindą na osiemdziesiąte piętro. Pogrążona w oczekiwaniu nawet nie zwróciła uwagi na piękny zachód słońca widoczny zza przeszkolonej ściany windy.
Podeszła do pokoju prowadząc za sobą nieduży bagaż podręczny. Sięgnęła elektronicznej klamce, ale drzwi otworzyły się od środka.
Blondwłosy mężczyzna chwycił ją w ramiona, wciągnął do pokoju i bardzo mocno pocałował. Jakby czekał na to całą wieczność. Drzwi zamknęły się automatycznie.

Zaalaos 17-04-2016 22:02

Sol podpiął swój datapad pod terminal i skopiował zaszyfrowane dane do części pamięci objętej kwarantanną. Ostatni raz spojrzał na leżącego urzędnika i opuścił biuro zdecydowanym krokiem. Załatwił wszystko co musiał, skierował się więc do swojego środka transportu, skąd miał zamiar skontaktować się z Zero.
Najemnik przeszedł jakieś trzy kilometry zanim zapakował się do taksówki, chciał by jego punkt początkowy nie był położony blisko biura. Przypuszczał że mniej więcej teraz urzędnik powinien się obudzić i wszcząć alarm. Podał taksówkarzowi adres pod który chciał dojechać i rozsiadł się wygodnie na tylnym siedzeniu.
Jego statek był po drugiej stronie miasta, ale podróż minęła nadspodziewanie szybko. Taksiarz jeździł, delikatnie mówiąc, brawurowo i nie omieszkał przy tym skakać między ulicami by omijać korki. Sol uregulował swój rachunek i dorzucił małe ekstra za pośpiech. Kosmoport do którego dotarł wyglądał jak setki innych które widział w swoim życiu. Małym łukiem ominął rozstawione pod nim stragany z upominkami i wszedł do środka. Szybko namierzył czekający na niego statek i skierował doń swe kroki.


- IG-7002, otwórz właz. - rzucił do nadajnika - Od razu połącz mnie z Zero, chyba załatwiliśmy wszystko co było trzeba.
Pokrywa kokpitu podniosła się i Sol mógł wskoczyć do środka. Droid odwrócił swoją głowę i poinformował:
- Sugeruję by nadać rozmowę z przestrzeni, większy stopień trudności zhakowania połączenia.
- To miałem na myśli. Spinguj go tylko żeby był gotowy. - dodał rozsiadając się wygodnie. - Płatność za lądowisko uregulowana będzie automatycznie z tego co kojarzę?
- Zająłem się już tym.
- Wyśmienicie. - skwitował to Sol i zdjął okulary. - Daj znać jak będziemy mieli połączenie.

Droid z mechaniczną precyzją poderwał statek i już po chwili byli w przestrzeni. Jak na tak małą jednostkę mieli absurdalne przyspieszenie i zwrotność, ale z drugiej strony mieli nieprzeciętnie słabe tarcze i specyficzne uzbrojenie. Działa laserowe były za duże jak na taki typ statku i były na “twardo” związane z kadłubem, nie można było więc niezależnie latać i celować, ale były za to wstanie wybić dziurę nawet w sporo większym celu. Jeśli uda się trafić. Kolejną wadą był brak zintegrowanego napędu nadprzestrzennego, ale statek był sprzedawany w zestawie z zewnętrznym napędem do którego właśnie się podpinali.

Droid wreszcie się odezwał.
- Zero w tej chwili jest niedostępny. Co mam przekazać?
- Powiedz że mam dane których potrzebował, tyle że wymagają obróbki. - mruknął i wyjął swój datapad. Szybko odnalazł skopiowane dane i wyrzucił do nich skrót na ekran powitalny. - Możesz mu je przesłać, będę czekał na odpowiedź. - dodał wręczając datapad droidowi. Ostatnio wyczyścił z niego wszystkie prywatne dane, wliczając w to wiadomość Brianny, nie bał się więc że Zero zobaczy coś czego nie powinien.
- Zrozumiałem - rozpoczął przekaz. - Dalsze instrukcje? - zapytał po chwili.
- Upewnij się że połączenie jest szyfrowane i czekamy na Zero. Jeśli nie da odpowiedzi w przeciągu ćwierci standardowej doby skaczemy na Kiffu. Mam tam sprawę do załatwienia.

Kolejny 19-04-2016 21:22

Było tu jednocześnie pięknie, tajemniczo i niebezpiecznie. Choć nigdzie nie było żadnego człowieka, to dżungla tętniła życiem. Zewsząd dobiegały go odgłosy ptactwa, widok dziewiczej puszczy zapierał dech w piersiach. To miejsce było zdecydowanie czymś specjalnym.
Nie miał żadnego zamiaru zostawać na noc w lesie. Na jego szczęście nie tak daleko była jakaś duża budowla. Zdziwił się mocno, gdy zobaczył coś na kształt świątyni w środku bezkresnej dżungli. Czy była zamieszkana? Może spotka tam kogoś, kto udzieli mu informacji lub jego wujka i kuzynkę we własnej osobie? Nie było innego sposobu by to sprawdzić niż się tam przedostać. Ale gdy stanął na ziemi, zdał sobie sprawę, że bestie boma, zapewne zbawione jego krzykami, upatrzyły go sobie na smaczną kolację. Nie spodziewały się, że stoi przed nimi raczej drapieżnik niż bezbronna ofiara. Powinienem był się tego spodziewać...
Nie wiedział, jak z tymi bestiami walczyć, ale odruchowo chciał jak najszybciej uciec z zamkniętego kręgu. Odpalił miecz i tym samym ruchem ciął oburącz bestię po swojej prawej, chcąc przejść w tamto miejsce i odwrócić się przodem do całej reszty. Końcówką ostrza rozciął bestii czaszkę i ta padła martwa. Pozostałe natychmiast rzuciły się w jego kierunku. Jon na nieszczęście potknął się o korzeń i przewrócił. Pierwsza z bestii skoczyła mu na pierś i wgryzła się w rękę trzymającą miecz świetlny, druga zatopiła zęby w jego łydce. Ostatnia obchodziła dookoła by mieć otwartą drogę do jego krtani. Warknął. Nie mogąc operować mieczem zdecydował się sięgnąć po inne środki. Wyrzucił wolną rękę przed siebie, chcąc pozbyć się bestii która go przygniatała. Boma przy nodze była najmniej ważna, zawsze mógł spróbować ją odkopać lub przytrzymać drugą stopą. Na tą trzecią uważał najbardziej, ale jeśli zauważy, że ta nie zamierza atakować chciał szybko zabić tą przy nodze i spróbować wstać. Bestia pchnięta Mocą poleciała gwałtownie do tyłu, uderzając o drzewo z którego zeskoczył Jon. Na szczęście pancerz Jedi wytrzymał i na karwaszu miał jedynie rysy po kłach stwora. Ta na łydce szarpnęła i mężczyzna poczuł jak się wgryza w jego ciało. Obchodząca boma skoczyła, ale tutaj Jon załatwił to jednym płaskim cięciem. Wygiął się mimowolnie z bólu, gdy kły wgryzione w łydkę szarpnęły. Zaciskając zęby zebrał się w sobie i wyprowadził pchnięcie w stwora, uważając przy tym bardzo na nogę. Wraz ze śmiercią bestii mógł trochę odetchnąć.
Spędził chwilę na ziemi, oglądając nogę i zbroję, po czym podniósł się do góry. Mógł chodzić, tylko lekko kulał i musiał uważać, żeby nie przenosić za dużo ciężaru na zranioną kończynę. Wykończył jeszcze bez słowa wcześniej odepchniętą Mocą bestię przy drzewie i wyłączył miecz, lokalizując znowu kierunek, w którym chciał się udać. Miał zamiar się pośpieszyć, nie chciał trafić na kolejne drapieżniki zwabione przez statek lub jego nawoływania.

Ramp 22-04-2016 19:27

Sytuacja w miarę się uspokoiła. Martell nie był do końca pewien, ale zdawało mu się że jego podopieczny ma już tego dość. Akcja poszukiwawcza która miał przeprowadzić na Korriban zmieniła się w ratunkowa i to jego samego.
Wiatrem powiewało coraz bardziej, im dłużej będą czekali tym więcej dziwnych stworzeń moze ich zaskoczyć.
-Dobra, nie ma co czekać - przemyślał na chwilę sprawę - Slevin, bierz padawana i idziemy, ja pójdę przodem. Nie żebym Ci nie ufał, ale lepiej znam moja broń niż miałbym Tobie ją podarować - uśmiechnął się.
-Strix, zastanów się gdzie możemy znaleźć tego gnojka i ruszamy.

SWAT 23-04-2016 14:35

- Spoko - mruknął Slevin. - Jestem zadowolony z mojego penisa, nie muszę go przedłużać jakiś fikuśnym działkiem. - również się uśmiechnął do żołnierza.
Slevin odłożył karabin i wziął ostrożnie rannego, przewieszając go sobie przez ramię.
- Będziesz musiał to przecierpieć, inaczej Cię niósł nie będę. - zwrócił się do Jedi. - Tylko trzymaj bebechy przy sobie i nie wykrwaw się na mnie, to nowy pancerz.

Kiedy ironiczne drwinki zostały rozdzielone pomiędzy towarzyszy, był gotów do drogi. Mimo trzymania na ramieniu Jedi, który okazał się niewiele cięższy niż sprzęt który nosił za dni swej świetności, celowania z karabinu mogło być nieco utrudnione.
- Strix, będziesz tak dobra i łaskawa, że odstrzelisz cokolwiek będzie chciało mnie chwycić za dupsko od tyłu? Bo nasz żołnierz chyba nie planuje powrotu na statek...

Mu tam było wszystko jedno, jak znowu ich zaatakują nie będzie specjalnie brał udziału w walce, bo i po co? Przeszło mu przez myśl że w tym całym zgiełku jak coś zje Jedi, a jakaś zbłądzona kula trafi żołnierza nikt by za bardzo nie rozpaczał, a tym bardziej wiedział co tu się stało. Ale postanowił nie obnosić się ze swoimi planami, które dopiero były w powijakach. Nie podobała mu się ta dwójka, ale płacili, a klient był święty. Przynajmniej do czasu aż nie skończą mu się kredyty. Slevin chętnie przygarnąłby ich sprzęt, statek i kredyty, ale złodziejem nie był. Czym innym było okradanie ciał poległych w boju. Nie wiedział tylko po której stronie stanie Strix, jakby doszło do takiej oto szamotaniny. A może pozwoli żyć obojgu? Ochota na niańczenie nie potrafiących sobie poradzić dzieciaczków skończyła mu się dawno tamu i nie miał zbyt ochoty znowu wdeptywać w to samo łajno. Kochał pracować samodzielnie, nie przywykł do prac w grupach większych niż dwu osobowe.

Mag 23-04-2016 16:02

Zawsze ciągnęło ją na Korellię i nie potrzebowała dużego pretekstu by zawitać na swej rodzinnej planecie. Najłatwiej było zniknąć w tłumie, więc region Tyreny będący najbardziej obleganym kurortem wypoczynkowym tej części galaktyki był nadzwyczaj właściwym miejscem by spędzić bezpiecznie i prawie beztrosko czas jaki miała. Całe trzy dni to było dużo zważywszy na natłok pracy jaki zawsze miała i zarazem tak bardzo mało biorąc pod uwagę tęsknotę jaką odczuwała.
Niestety nie wszystko było takie różowe. Odkąd Lekkoduch wylądował w porcie kosmicznym Lana czuła tremę jakiej nie miała nawet rozmawiając z Huttami. Przez cały lot w to miejsce wręcz nie mogła doczekać się, aż zobaczy się z Micalem, jednak teraz w jej serce wkradło się zwątpienie. O ile powiedzenie o ciąży Yuthurze czy nawet Sladkowi nie stanowiło większego problemu i tak naprawdę nie ciągnęło za sobą żadnych konsekwencji to teraz już nie zapowiadało się tak dobrze.
Derei, a raczej Hayes, miała opinię że potrafiła przekonać głaz by ustąpił jej z drogi. Sama Laurienn było pewna swych umiejętności negocjatorskich. Nie miała żadnego problemu z kłamaniem prosto w oczy każdemu począwszy od obcego przechodnia i na własnej siostrze kończąc. I co prawda urodziła się z predyspozycjami ku temu jednak ostateczny szlif jej umiejętnościom dał jej Mistrz, który nauczył jej wszystkiego co potrafiła. A tym Mistrzem był mężczyzna, którego dziecko nosiła.
Poważnie martwiła się jego reakcją. I to bardziej niż faktem, że Zero mógł nasłać za nią szpiegów.

Mical mówił całkiem poważnie, że teraz nie był najlepszy moment by starać się o potomka. Ona jednak… Sama nie wiedziała co wtedy sobie myślała. Stała tamtego wieczoru w łazience przed lustrem patrząc na swoje odbicie i nie mogła się powstrzymać przed wysypaniem wszystkich pigułek do zlewu. Po prostu nie zważając na konsekwencje trzy miesiące temu odstawiła antykoncepcję i nie poinformowała go o tym. Czuła się jakby go oszukała, choć praktycznie patrząc na sytuację to nie okłamała go przecież… Jednak poczucie winy utrudniało jej trwanie w tym przekonaniu.
Za każdym razem, gdy czuła się niepewnie czy nawet zagrożona to natychmiast zaczynała rozważać różne wersje wydarzeń. To już był jej odruch obronny na stres.
W zamyśleniu więc przemierzała pełen radosnych wczasowiczów deptak kierując się do hotelu. Kazała taksówce zatrzymać się wcześniej, bo chciała się przejść i ochłonąć. Zastanawiała się nawet czy lepiej, żeby już był na miejscu czy jednak, żeby sama czekała na jego przybycie do pokoju. Nie, zdecydowanie nie chciała czekać, bo nerwy zjadłyby ją bez reszty.

Derei zatrzymała się przed witryną sklepową. Poczuła wielką potrzebę zakupienia sobie odpowiedniej garderoby dla tego miejsca. Obiecała sobie, że jutrzejszego dnia koniecznie będzie chciała przejść się po Złocistych Plażach. Weszła do sklepu i bez przymierzania zakupiła kilka sukienek i innych dodatków.
Nieprzemyślane wydatki poprawiły jej nastrój.
Czując już tylko lekką tremę dotarła do hotelu. Z ulgą ale i stłumioną ekscytacją przyjęła informację, że jej partner już zameldował się w pokoju. Wsiadła do windy gdzie czekało ją jeszcze kilka minut samotności nim dojedzie na właściwe piętro. Laurie oparła się o ścianę i rozluźniła się odpuszczając sobie utrzymywanie Zasłony Mocy.
Westchnęła rozmyślając nad możliwymi reakcjami Micala na wieści jakie dla niego miała. Była duża szansa, że gdy o tym się dowie to niezależnie od jej argumentów, odsunie ją od wszystkiego i nakaże powrót do Akademii. Ale czy to byłoby takie złe?
Hayes uśmiechnęła się do siebie. “Wtedy nie musiałabym tęsknić” pomyślała krzyżyjąc przed sobą ręce. Byliby razem i z pewnością nie pozwoliłby jej być samej. Laurie rozmarzyła się.

Nie cieszyła się za długo swoimi beztroskimi rozmyśleniami. Hayes zawsze uwielbiała dzieci, a one lubiły ją. W Akademii pierwsza była by zajmować się najmłodszymi padawanami mimo, że i sama nie była wtedy jeszcze dorosła. No i dla swojej młodszej siostry porzuciła Akademię. Mistrzowie to oczywiście obrócili na jej korzyść i dali szansę wrócić. Za to była im wszystkim niezmiernie wdzięczna. W każdym razie to były czasy kiedy bycie opiekunką do dzieci, może nawet matką, było celem jej życia. Ale od tamtego czasu sporo się zmieniło, ona się zmieniła, jej ambicje urosły. Teraz, po tych dwóch latach, była przekonana, że z niczego nie musi rezygnować i ze wszystkim sobie poradzi. I z tego właśnie powodu, przez ambicję, nie chciała dać się zamknąć w areszcie domowym by stracić wszystko to na co zapracowała.

Spochmurniała wychodząc z windy, bo wiedziała, że stanęła teraz przed poważnym dylematem: powiedzieć mu czy przemilczeć? Pragnęła cieszyć się z tego razem z nim, ale w ostatnich tygodniach otworzyły się przed nią tak wielkie możliwości o jakich nawet nie marzyła…
Z tym dylematem kołatającym się w jej myślach zatrzymała się przed drzwiami pokoju, albo apartamentu - nie pamiętała już co zarezerwowała. Ostatnie rozmyślania strasznie ją zmęczyły.
Jak raz chciała żeby problem sam się rozwiązał. Sięgnęła do klamki, ale ku jej zaskoczeniu drzwi rozsunęły się same.
W przejściu stał Mical, który musiał wyczuć przez Moc, że się zbliża. Mężczyzna bez słowa objął ją czule i wciągnął do środka. Pocałował Laurie tak, że natychmiast zapomniała o wszelkich problemach, a nawet o całym wszechświecie. Objęła go za szyję, gdy ten wziął ją w swe silne ramiona i przeniósł przez hol do sypialni. Mieli tak dużo do nadrobienia.

***

Zgodnie zadecydowali by resztę dnia spędzić na wylegiwaniu się w pościeli. I było to bardzo dobrym pomysłem, bo przecież nie przyleciała tu by spacerować po plaży tylko spędzić czas z najbliższą jej osobą. No i nie było też sensu zmieniać przyzwyczajeń, bo najczęściej ich spotkania właśnie tak kończyły się. Po tym długim i bardzo intensywnym powitaniu oboje leżeli bez sił. Mical obejmował ją czule, a Laurie leżąc na jego piersi tuliła się do niego chcąć na zapas nacieszyć się jego obecnością. W tym momencie decyzja jaką powinna podjąć była tak bardzo dla niej oczywista. Nie musiałaby już nigdy się z nim rozstawać i tęsknić. Mogłaby pomóc w Akademi, może nawet uczyć dzieciaki, bo kiedyś przecież tak właśnie widziała swoją przyszłość jako Jedi.
“Ale czemu się waham?” westchnęła ciężko i wtuliła się mocniej w ukochanego. Zamknęła oczy i przez Moc sięgnęła do łączącej ich więzi, jak zawsze wtedy, gdy brakowało jej pewności i miała za dużo czasu na rozmyślenia. Więź ta wytworzyła się między nimi jeszcze za czasów, gdy była jego uczennicą, z czasem robiła się silniejsza, by teraz być dla Hayes solidną podporą w najtrudniejszych chwilach, bo nawet gdy nie było go przy niej to nigdy nie miała poczucia, że jest sama. A to dodawało jej sił.
- Kolację pewnie zamówimy do pokoju - mruknęła z lekkim rozbawieniem Laurie otwierając oczy i sięgając dłonią do jego policzka. - Musimy dobrze wykorzystać te trzy dni - dodała z pełnym oddania spojrzeniem.
- Mhm… - przytaknął jej. Wpatrywał się w nią błogo rozluźniony. - Każdą minutę. Długo kazałaś mi na siebie czekać.
- Taka praca - westchnęła i natychmiast przypomniała sobie oficjalny powód spotkania z nim. Nie chciała psuć nastroju w jakim byli, ale niestety było to nieuniknione. - A ostatnio dużo, bardzo dużo się działo. Poznałam nawet członków Krayta. Wszystkich - ale powiedziała to bez entuzjazmu jaki miała chociażby wtedy, gdy wspomniała o tym fakcie Yuthurze.
Brwi Micala powędrowały do góry. Zaskoczyła go. Chciał coś powiedzieć, ale zamilkł na chwilę. Myślał chwilę intensywnie i z poważną miną, ale zaraz się rozpogodził.
- Pewnie masz mi dużo do powiedzenia, ale zostawmy to sobie na później. Nie chcę się teraz rozpraszać - pocałował ją w usta po czym podniósł kołdrę i zanurkował pod nią.

***

- Ale jestem głodna... - mruknęła, gdy zaburczało jej w brzuchu. Leniwie przekręciła się na plecy i okryła szczelnie kołdrą aż pod szyję. Odwróciła głowę by spojrzeć na Micala. - Nie mam siły wstać. Ty będziesz musiał zamówić - stwierdziła radośnie zrzucając na niego obowiązek zapewnienia by nie umarli z głodu.
- Phi - mruknął i wyciągnął dłoń przed siebie. Podręczny terminal podniósł się z półki i przeleciał przez cały pokój lądując w jego ręce. - Chciałbym zamówić kolację, pokój… - odezwał się patrząc na nią pożądliwie.
- Tym razem najpierw jedzenie - odparła stanowczym tonem w odpowiedzi na to w jaki sposób na nią patrzył. Zaraz jednak roześmiała się radośnie i przysunęła do niego by zacząć całować go po szyi.
- Podać za godzinę - zdążył tylko dodać do terminalu zanim się rozłączył.

***

Regenerowanie sił poprzez Moc było zawsze bardzo przydatne. Szczególnie gdy było się osobą o słabych cechach fizycznych.
- Chyba już wiem czemu po każdym naszym spotkaniu co raz lepiej idzie mi regeneracja Mocą - Laurie mówiąc to uśmiechała się szeroko, gdy po przywróceniu sobie części sił, oparta na jednym łokciu, przyglądała się jak Mical odpoczywa po ich kolejnych igraszkach. - Zawsze bawi mnie używanie Mocy w takich okolicznościach, może skusisz się, żebym i na tobie użyła tego? - po tych słowach spojrzała w kierunku holu. - Jedzenie nam wystygło - dodała ze śmiechem.
Mężczyzna przeciągnął się i wstał z łóżka.
- Myśl najpierw o sobie, czy aby dasz radę wstać - mrugnął. - Hmm, a tutaj same pyszności - zaczął podbierać z kilku talerzy ustawionych na stoliku.
Hayes podniosła się na łokciach i zaraz zapragnęła położyć się znów na łóżku.
Powoli usiadła na podkulonych nogach i owinęła się kołdrą. Spojrzała w kierunku stolika zastanawiając się co ją zmęczy bardziej: podejście tam czy próba użycia telekinezy.
- Gdyby nie to, że mam tak słabą kondycję... - jęknęła dziewczyna. - To miałbyś ze mnie więcej pożytku - mówiąc to wstała nieśpiesznie. Wzięła z podłogi szlafrok, który leżał tam w towarzystwie garderoby zarówno jej jak i Micala. Owinęła się nim i podeszła do stołu. Nogi jej drżały i musiała się podeprzeć o ścianę. Była tak głodna, że nawet nie zamierzała przebierać w potrawach.
Przez chwilę było tylko słychać ich przysłowiowe mlaskanie. Naprawdę zgłodnieli. Z racji tego, że dosłownie niczego sobie nie ograniczali, chwilę później siedzieli blisko siebie w fotelach z pełnymi brzuchami. W sumie to była dobra pora na drzemkę, ale Mical zapytał.
- Jakieś pierwsze wrażenia po tym Kraycie? Ilu ich w ogóle było ostatecznie?
- Zorganizowani są lepiej niż Republikański senat - zażartowała. - Dziewięcioro ich jest z czego jeden wyraźnie im przewodzi, co więcej jest też założycielem Krayta - łapczywie spoglądała na słodkości, które jeszcze zostały nieruszone, zastanawiając się na ile złym pomysłem będzie zjedzenie tego teraz. - I niestety jest też szpiegiem. Nawet nie wiesz jak ciśnienie mi podskoczyło, jak wziął mnie na rozmowę w cztery oczy - westchnęła na to wspomnienie.
- Może coś podejrzewać?
Wzruszyła ramionami w geście niepewności co do swoich przeczuć.
- No cóż, równie dobrze może sprawdzać lojalność przydupasa Sladka co i moją - zaraz jednak się zawstydziła się, gdy zorientowała się, że zaczęła używać języka, który zwykle zarezerwowany był dla rozmów z najemnikami, którzy kulturalnej mowy nie rozumieli. By jej słownictwo nie zostało skomentowane przez Micala postanowiła od razu dokładnie opowiedzieć mu to co usłyszała od Zero.
Mężczyzna pokiwał głową.
- Tradycyjne uwiarygodnienie w obie strony i przy użyciu sporych zasobów - w jego słowach był cień podziwu. - Mamy godnego przeciwnika. Dobrze, że nie zareagowałaś pochopnie.
- Możesz sobie tylko wyobrazić jak się poczułam, gdy tamten bez emocji oznajmił, że przy Żelaznym jest zdrajca - wciąż trochę odczuwała stres na wspomnienie tego wydarzenia. - To jest mocno ponad moje możliwości. Ale jeśli rzeczywiście to Shawn jest podejrzanym to wychodzi na to, że nawet Zero widzi jak bardzo Sladek polega na mnie. Mi to pochlebia, bo przecież o to chodziło z imponowaniem mu i wyręczaniem go przez te ostatnie lata.
- Pozycja jaką osiągnęłaś to olbrzymia przewaga Laurienn - wstał choć też mu było teraz nieco ciężko po jedzeniu. Sięgnął pod stolik i wyciągnął tam wino i dwa kieliszki. - Za twój sukces! - otworzył go i rozlał do kieliszków podając jej jeden.
Ucieszyła się na tą pochwałę. Na alkohol już mniej, w sumie to nawet wcale. Serce zabiło jej szybciej, gdy gorączkowo zaczęła szukać wiarygodnej wymówki. Przyjęła kieliszek rozważając wypicie wina. Wpatrując się w nie intensywnie zaczęła wspominać wszystkie za i przeciw. Choć niektóre źródła podawały, że nic nie zaszkodzi lampka wina to mimo wszystko wolała nie ryzykować. Mogła też mu po prostu powiedzieć. Jęknęła w duchu.
Podniósł do ust, ale widząc jej wahanie zapytał:
- Coś nie tak?
- Chyba się przejadłam - odparła Laurie nie podnosząc wzroku znad kieliszka. - A co w Akademii słychać? - starała się dyskretnie zmienić temat. - Nowe dzieciaki nie migają się od nauki? - odstawiła kieliszek i oparła się łokciami o blat spoglądając mu w oczy.
- Wręcz palą się do chłonięcia wiedzy. Choć i tak zawsze najwięcej ich ciągnie do Visas i Brianny. A ty tym bardziej powinnaś się napić, pomoże na trawienie.
Hayes powąchała trunek. Było dokładnie takie jakie lubiła najbardziej. Tyle pokus.
- Małe naiwne duszyczki jeszcze nie wiedzą co Brianna dla nich szykuje - skomentowała z rozbawieniem i nostalgią słowa Micala. Tyle ją omijało. Nawet nie miała okazji poznać najnowszych uczniów Akademii, bo odkąd była szpiegiem to musiała trzymać się z dala od swojego domu by jej tożsamość pozostawała ukryta. - Po rozmowie z Zero zwiększyłam środki ostrożności. Nie mam pojęcia czy przypadkiem nie zechce prześledzić mojego życiorysu i tego co robię - stwierdziła z nagłą powagą. Uznała, że zwyczajnie zignoruje jego namowy i zarzuci go całą resztą nie mniej ciekawych informacji jakie miała. - Ah, i właśnie wracam z rozmów z Huttami... Skończyłam je o cały tydzień wcześniej niż planowałam, więc mam wymówkę, żeby tu się obijać - uśmiechnęła się lekko do niego.
- Jak nic zmuszasz mnie, żebym zajął się pracą - pokręcił głową, ale był z niej dumny. Odstawił wino i sięgnął po swój datapad. - Opowiadaj wszystko po kolei.
- Przepraszam... - mruknęła udając oburzenie i zaczęła opowiadać o wszystkim. O tym czym zajmują się członkowie Krayta i kim są, o celu i wyniku rozmów z Huttami

***

Łazienka, tak jak i wszystko inne w tym apartamencie, była obszerna i urządzona w dobrym guście. Duże zlewy, wielkie lustra sięgające od wysokiego sufitu po podłogę i obszerna wanna, która była idealna dla pary. Z każdego miejsca w tym pomieszczeniu można było się przeglądać w tych wielkich lustrach. Hayes nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo polubiła luksus. Nie szczędziła sobie na to kredytów bo przecież wszystko było na koszt Krayta. Nie miała przez to najmniejszych oporów by zadbać o swoją wygodę.
- Ostatnio dowiedziałam się, że Sladek już kiedyś próbował zrobić sobie z jednej twileczki taką asystentkę jak jaką teraz ja jestem - powiedziała Laurie.
Zaraz po zdaniu raportu zdecydowali się wziąć gorącą kąpiel dla relaksu, bo tematy jakie poruszali były bardzo poważne i trudne.
- Ale tamta się wycofała, a Żelazny się wściekł i nasłał na nią ludzi, którzy pokazali jej jak kończy się wystawianie Sladka - opowiadała to w tonie anegdoty. Z jakiegoś powodu wspominając tego członka Krayta to w jej głosie brzmiało to jakby mówiła o znajomym, a nie groźnym przestępcy lubującym się w brutalnym mordowaniu swoich przeciwników.
- Dlatego jeśli podejmiemy decyzję o wycofaniu cię, to zrobi się to pozorując śmierć Lany Derei - odpowiedział poważnie.
Hayes pokiwała głową w zamyśleniu.
- Ale ja nawet nie myślę, żeby iść w jej ślady... Znaczy brać przykład z tamtej twileczki - poprawiła się, bo wydało jej się, że za pierwszym razem zabrzmiało to jakby znała tą osobę... Bo przecież znała. Oparła głowę o brzeg wanny. - Jestem w samym centrum wydarzeń, praktycznie zarządzam zasobami Żelaznego. Nie stać nas na to, żebym się wycofała, bo drugiej takiej okazji już nie będziemy mieli.
Uśmiechnął się.
- Masz oczywiście rację na temat twojej pozycji, ale w zawodzie szpiega najważniejsze jest szybkie dostosowanie się do różnych sytuacji. Nie wiadomo co przyniesie przyszłość.
- Pewnie muszę się z tobą zgodzić - powiedziała uśmiechając się do niego zadziornie. Tak naprawdę to nie miała nawet najmniejszych wątpliwości co do słuszności jego słów. Problem był tylko taki, że lubiła być Laną Derei i myśl o tym, że kiedyś przyjdzie konieczność uśmiercić ją... Chyba nie miała za dobrego charakteru na szpiega.
Szczególnie z pomysłami jakie miała w głowie.
- Wiesz, nigdy nie byłam w tej części Korelli - zmieniła temat. - Od małego dziecka chciałam spędzić tu wakacje, ale rodzice zawsze byli zapracowani i ciągle odkładali to w czasie. Poźniej dostałam się do Akademii i... już nie było na to okazji - wspominając to nie czuła smutku, raczej zadowolenie, że w końcu udało jej się spełnić to małe marzenie. - Jutro koniecznie pójdziemy na Złociste Plaże - dodała z entuzjazmem.

***

Noc przyszła niespodziewanie szybko. Apartament znajdował się na jednym ze szczytowych pięter wieżowca jakim był ten hotel przez co zgiełk nocnego imprezowania nie miał szans do nich dotrzeć. Była cisza, spokój i piękne widoki na rozświetloną neonami okolicę.
Laurienn podziwiała je stojąc oparta o szybę. Mimo zmęczenia, poczucia sytości, pełnego zaspokojenia i ogólnego zrelaksowania to i tak nie mogła zasnąć. Mical spał nie świadom jej wewnętrznych rozterek. Tego, że właśnie zżerało ją ogromne poczucie winy, że nie jest z nim szczera. Ale bała się też, że przez tą szczerość narazi na problemy tych z którymi współpracowała do tej pory. Zabicie Lany Derei nie koniecznie musiało przejść bez echa. Z ambicją podsyconą jej wewnętrznym egocentryzmem, myślała, że ktoś mógłby zacząć szukać mordercy “prawej” ręki Sladka.
“Jestem tak bardzo beznadziejna…” jęknęła w duchu i objęła się ramionami. Od tego stania nago w oknie mocno zmarzła. Zdecydowała… Wróciła do łóżka i przytuliła się do niego by się ogrzać w cieple jego ciała.

***

Od poranka Laurienn nie była w sosie. Nawet sukienki, które dnia poprzedniego kupiła, teraz wydawały jej się źle na niej leżeć. Prychała przy tym z dezaprobatą do swojego odbicia w lustrach. "Trzeba było przymierzyć najpierw" i dopiero czwarta z kolei, biała zwiewna sukienka sięgająca jej do połowy ud, jako tako jej podpasowała.
- Dobra, wystarczy. Co się dzieje? - Mical oderwał się od śniadania. Jej humor był zbyt widoczny. Jedi przypatrywał się jej przez chwilę. - Dużo z ludźmi obcowałem i uczyłem się rozpoznawać nastroje innych. Widzę, że coś w sobie tłumisz. Przede mną nie musisz, wiesz o tym, prawda?
- Wiem - odparła starając w sobie stłumić jęknięcie, by nie wyglądać jeszcze bardziej żałośnie niż do tej pory. Przysunęła krzesło by usiąść obok niego siadając naprzeciw niego.
Położyła dłoń na jego udzie.
- Zrobiłam coś z czego nie jestem dumna - powiedziała spuszczając głowę.
Westchnął.
- Powiedz mi proszę, na pewno ci ulży.
Nie była co do tego pewna, ale była już zbyt zdesperowana przez to, że całą noc myślała o tym. Ale chciała mu o tym powiedzieć i było to silniejsze od tego co dyktował jej rozsądek.
- Przez ostatnie półtora roku nic się nie działo... Znaczy nie tak do końca nic, ale panowanie nad tym co się działo nie stanowiło dla mnie większego problemu, więc pomyślałam sobie, że dam radę zająć się czymś dodatkowym... - skrzywiła się jakby oczekując reprymendy. - I dlatego podjęłam decyzję bez czekania na twoją zgodę - spojrzała na niego z pełnym winy spojrzeniem.
Chwyciła jego dłoń.
- Mical, ja... My... - irytowała się, że nie mogła tego wykrztusić z siebie.
Zamknęła oczy.
- Jestem w trzecim miesiącu. Będziemy mieć dziecko - wyrzuciła z siebie. Ani trochę nie była przekonana że dobrze robi. Bała się otworzyć oczy, by zobaczyć jego reakcję.

Krzat 23-04-2016 18:05

Siedział na zimnej stalowej podłodze, zbierając się na to aby wstać. Nie wiedział co tak naprawdę myśleć. Był rozczarowany działaniem wywiadu. Chaosem który powodowali, brakiem skuteczności. Miał wiele teorii, ale to co do tej pory go spotkało upewniało go w tym, że są słabi. Poczynając od tego że mają problem z kontrolą informacji. Mają kreta, prawdopodobnie nie tylko w wywiadzie i nie tylko jednego, bo to by wyjaśniało wiele. Między innymi to skąd się wzięła konkurencja na Ilum. Nie widział tu spójności, gdzieś ktoś coś wygrzebał i każdy chciał zgarnąć nagrodę dla siebie. Nikt tak naprawdę nie wiedział czym ona jest. Za to on widział kim oni są. Armia która bezmyślnie wtykała patyk w każde mrowisko. Wywiad który był w beznadziejnej rozsypce oraz cień który wszędzie węszył i stał za każdym rogiem. Połączone naczynia. Ktoś szepnął i plotka się rozniosła. Jeśli wojsko coś usłyszy z pewnymi kluczowymi słowami, jak "tajna niebezpieczna broń" reagują bez większego namysłu. Wywiad pewnie sprawdził źródło i zdobył lepsze informacje, a skoro oni to zrobili to ich skryty przyjaciel już nie musiał.
Do tej pory pewnie nie wiedzieli co tak naprawdę od niego chcą. Jeśli tak jest to szybko przejmie inicjatywę i nim się zorientują będą mu jeść z ręki. Uzależnieni od niego za ich pełną zgodą.
Podszedł do kokpitu przy którym siedziała kobieta. Dopiero gdy chciał spocząć obok zorientował się że wciąż trzyma broń. Nie śpiesząc się oparł ją z boku. Przejrzał konsole z wbitym kierunkiem do centrum. A następnie zwrócił się do kompanki.
- Cała jesteś?- i chyba nie pytał o to czy ma jakieś obrażenia, bo te i bez pytania by zauważył.
Przyglądając się jej chwilę stwierdził że nawet ją podziwia. Wątpiła, był o tym przekonany, ale pomimo tych nie pewności wciąż mu wierzyła. Nie oszukał jej, czuł jednak że mógł działać kierując się obawą że może pozostać sam.
- Przed nami smocze leże- odwrócił wzrok. Może po części w końcu coś się wyjaśni- Będzie dobrze- pocieszył bez strapienia. Był bardzo spokojny. Między innymi dlatego, że to było jego leże- Wracamy do domu.

Icarius 23-04-2016 18:22

Rohen wpadł w poważne kłopoty. Nie zwykł jednak załamywać rąk.

- Zabierzcie mnie na statek. To trzydzieści minut stąd. Potem ruszycie wykonać zadanie.- on dowodził i/lub płacił więc nie spodziewał się sprzeciwu w tak banalnej kwestii- Będę wam tylko zawadzał, Slevin przyda się z karabinem w ręku a nie nosząc mnie jak jakiś worek. Byłby zresztą najdroższym tragarzem w historii galaktyki. Im szybciej wykonamy zadanie, tym lepiej. Strix jeśli namierzysz naszą zgubę stówka była tylko zaliczką. Akademia Jedi płaci dobrze i jest rzetelnym płatnikiem. - w przeciwieństwie do sporej części galaktyki która płaci frazesami i pustymi obietnicami. Ewentualnie promieniem blastera zamiast kredytów po wykonanym zadaniu. Czego nie powiedzieć o Jedni czy ktoś ich lubił czy nimi gardził... Byli grupą dotrzymującą słowa i płacącą godziwie. Najlepsza możliwa rekomendacja, zwłaszcza dla najemników. - Możesz się załapać na więcej niż jedno zadanie.- zakończył słowa do Strix. Uważał to za dobrą zachętę dla kogoś kto utkwił na takim zadupiu. A miał umiejętności i celował wyżej. Rohen nie był pewien ani Slevina ani Strix. Do tej pory panowała równowaga sił, jednak rany padawana mogły to wszystko zburzyć. Miał nadzieję, że Aron w razie walki tanio skóry nie sprzeda. Najbardziej jednak liczył, że decydującą siłą będzie siła kredytów. Te najemnicy mogli od niego otrzymać. Gdyby jednak chcieli ich wykończyć lub okraść i uciec... Ruszyłaby za nimi pogoń republiki. Ciekawe ile gość pokroju Slevina byłby w stanie wytrzymać, ścigany już nie tylko prze kartel gangsterów ale również Jedi i Republikę. Miał cichą nadzieję, że nie będzie musiał tego sprawdzać a najemnik nie okaże się zdradzieckim śmieciem. Miał swoją renomę o której Morlan czytał w raportach. Sam miał zamiar trafić na statek, tam odpocząć i podleczyć się. Wyśle z grupą Med-1 gdy ten zakończy na nim podstawowe zabiegi regeneracyjne. Będzie miał wtedy widok na to co się dzieje.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:30.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172