Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-02-2016, 21:51   #1
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
[Star Wars; Storytelling] Knights of the Old Republic 3: The New Academy part II

Coruscant, Akademia Jedi, gabinet Wielkiego Mistrza
Od kiedy zaczął pracować cień jego fotela wydłużał się wraz z zachodzącym słońcem. Wreszcie zapadł zmrok, a w pokoju zapaliły się lampy dające ciepłe i przyjemne światło. W zasadzie nie musiał tego robić na jutro, ale i tak nie miał nic innego do roboty. Nie miał do kogo wracać, nikt na niego nie czekał.
Był już środek nocy, kiedy Mical skończył czytać ostatni z raportów. Spojrzał na zegarek. Wypadałoby się położyć spać. Jutro rano czekał go wykład z Ran w Mocy. Musi być gotowy na trudne pytania uczniów. W końcu znów będzie miał sporą gromadkę przed sobą. Ostatni raz miał dwunastu słuchaczy dobre pięć lat wcześniej.
Wyłączył system i wstał.
Dużo od tamtego czasu się pozmieniało. Senat ledwo dyszał. Przedwczesne wybory były tylko kwestią czasu. Niepokój budziła popularność skrajnych ugrupowań. Temu nie można się było dziwić. Obywatele oczekiwali wreszcie jakichś konkretnych zmian, a najbardziej skłonne ku temu były frakcje radykałów. Trzeba będzie się odnaleźć w nowej rzeczywistości.
Wśród tego wszystkiego jego uczniowie podróżowali po Galaktyce wykonując w jego imieniu misje. Samotnie bądź z zaufanymi towarzyszami. Niektóre zadania bardziej niebezpieczne od innych.
Wszyscy prowadzili swoje małe krucjaty współpracując z jednostkami, którym również na sercu leżał los Republiki, niezależnie od poglądów politycznych.
Tymczasem jego myśli krążyły wokół tej jednej osoby, która była najbliższa jego sercu.

Vorzyd V, slumsy sektoru 4G
Oświetlenie drogi szwankowało. Do dzielnicy leżącej u podstaw wszędobylskich kompleksów mieszkalnych i sięgających chmur wieżowców docierało niewiele naturalnego światła. Przysłowiowe ciemne alejki zdarzały się tutaj nagminnie. Jeśli zawodziło sztuczne oświetlenie to w mroku pogrążały się całe ulice. Migoczące okresowo neony nad opuszczonymi knajpami tylko przeszkadzały w skupieniu spojrzenia. Mimowolnie przykuwały uwagę i kłuły oczy przyzwyczajone wcześniej do ciemności.
Na to właśnie w tej chwili musiał liczyć Slevin Kelevra. Dyszał ciężko ukryty w bocznej, ślepej alejce. Jednej z wielu. Wokół było kilka stosów śmieci. Ich zrzut był tuż obok. Trafiały prosto na ulice, ktoś musiał przywłaszczyć sobie kontener na nie przeznaczony. Tymczasem on starał się uspokoić oddech. Musiał pozostać w całkowitej ciszy, żeby uniknąć pościgu. Nie miał co liczyć na bezpośrednie starcie. Wyrwali go w samej koszuli i spodniach. Dobrze, że do spania nie ściągał butów, bo nie zdążyłby ich z powrotem założyć. W ręce trzymał prosty republikański blaster. W dodatku naładowany do jednej trzeciej mocy.
Jeszcze wczoraj był pewny, że udało mu się zapaść odpowiednio głęboko pod ziemię. Wynajmowany pokój w zamian za fizyczną pracę był tego czego na tą chwilę potrzebował. Żadnego rozgłosu, żadnych śladów jego istnienia. Ktoś jednak musiał rozpoznać jego paskudną mordę. W końcu ostatnio była bardzo popularna na listach gildii łowców nagród. Ponownie musiał się zmyć. Jak przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Nic nowego.
Problemem byli ci, którzy go ścigali. Gandowie nigdy nie należeli do elity w tym fachu. Ich licha fizjonomia, słaby charakter i niska inteligencja czyniły z nich raczej ofiary niż tropicieli. Jednak wyróżniało ich jedno – działanie niczym rój insektów, z których ta rasa wyewoluowała. Kiedy polowali zawsze robili to w sporej liczbie. I każdy jeden bez większego wahania poświęcał się dla innych. W normalnych warunkach Kelevra wyszedłby im naprzeciw robiąc rzeź wśród ich szeregów. Teraz sytuacja była zupełnie inna. Teraz byli najgorszym przeciwnikiem na jakiego mógł trafić. Gdyby to był jeden łowca, to mógłby się po prostu ukryć i zagrać na czas. Tymczasem nagroda za jego głowę nawet w przypadku podziału wśród ich roju była znaczna. Dlatego tak intensywnie przeszukiwały każdy zaułek.
Slevin mógł liczyć na szczęście i przeczekać w tym zaułku, aż ci kurduplowaci łowcy nagród przejdą dalej. Mógł też zawierzyć swoim zdolnościom i spróbować uciec. Miał zdecydowanie dłuższe nogi i jeśli utrzyma odpowiednie tempo to da dyla. Byle by się dostać do jakiegoś środka transportu. I do innej dzielnicy. By przeżyć kolejny dzień.

Nazywane przez wielu „Światem Hazardzistów” ekumenopolis oferowało dużo. Jeśli czyjeś szczęście dorównywało jego odwadze to każde drzwi stały tu otworem. Na hazardzie opierała się spora część gospodarki rodzimy Vorzydiaków. Zakładać można się tu było o wszystko. Nawet o własne życie. Dlatego zupełnie naturalne było istnienie niewolnictwa, chociaż oficjalnie było potępiane.
Rohen Morlan mógłby spędzić tutaj kilka naprawdę miłych chwil. W przeciwieństwie do kolegów i koleżanek z Akademii on miał całkiem niezłe zaplecze finansowe. Z jego uniwersalnie pociągającą aparycją miał predyspozycje do brylowania wśród tutejszej arystokracji. Zdobywając informacje przez ostatnie dwa tygodnie wielokrotnie był obiektem westchnień samic różnych ras.
Teraz jednak zaklął cicho pod nosem. Wszystko wskazywało na to, że jego praca poszła na marne. Obiekt został przepłoszony przez gondański rój łowców nagród. Mirialan spóźnił się dosłownie o kilkanaście minut. Był bardzo bliski od zgarnięcia celu. Teraz znów będzie musiał zaczynać od nowa.
Już miał się zbierać ze swojego punktu obserwacyjnego, kiedy zauważył ruch swoich konkurentów. Ruszyli wzdłuż jednej z ulic. Była ona zupełnie pusta, ale gandowie przeszukiwali każdy jej zakamarek. Prawdopodobnie wciąż byli na tropie. Jeśli padawan dobrze to rozegra, to nadal będzie miał szansę do zgarnięcia najemnika przed tymi insektoidami. Zerknął na towarzyszącego mu żołnierza.
Aaron Martell zacisnął pięść by po chwili ją rozluźnić. Zaczynał się trochę irytować. Dwa tygodnie podążał za padawanem z Akademii Jedi. Kolejnym padawanem. Mężczyzna zaczynał się czuć jak niańka dla tych dzieciaków. A to była przecież robota dla ich mistrzów! Jednak dwa fakty sprawiały, że dalej trzymał się tej roboty. Po pierwsze zajebiście płacili, a po drugie był w tym dobry. Nie licząc jednego przypadku, to zawsze wyciągał ich żywych z wszelkich kłopotów. Teraz zanosiło się na kolejne. Pewności dodawał mu centymetr pancerza na jego piersi oraz ciężar broni w dłoniach. Był gotów wykonać rozkaz mirialańskiego użytkownika mocy.

Orbita Baroondy, Nilus
Dziewczyna z długimi blond włosami z uwagą wpatrywała się w odczyty pokładowego skanera. Jak na razie nie miała nic co by ją przybliżyło do planety, której szukała i wszystko wskazyłało na to, że Baroonda również nie jest tą właściwą.
- Spostrzeżenie: Skanery mogą być zagłuszane przez powłoki, którymi pokryte mogą być zabudowania - odezwał się stojący za nią HK-50. Przez ostatnie lata uległ kilku modyfikacjom jakim poddała go właścicielka, ale poza mieniącym się srebrzyście pancerzem to nic nie wskazywało na zmiany jakie zaszły w jego wnętrzu.
- Tak, tak. Za każdym razem to powtarzasz - westchnęła dziewczyna i przełączyła monitory. Teraz na holoprojekcjach przedstawione były statystyki trzech innych statków. Staktów, które należały do Emily Hayes. Według nich Nefaren lada chwila miał zejść z prac okresowych, natomiast Andariel oraz Rafael były w trasie, jeden bliżej swojego celu niż drugi. Sprawdziła jeszcze oczekujące zlecenia i uśmiechnęła się zadowolona. Sięgnęła po puszkę by się napić, ale okazała się być pusta. Wstała więc z fotelu i przechodząc obok droida przeciągnęła się ziewając przeciągle.
- Wylądujemy w kosmoporcie stolicy Baroondy i będziesz mógł sprawdzić na własne oczy, że to nie to miejsce - powiedziała idąc przez korytarz do kajuty kapitańskiej. HK spojrzał za nią po czym wrócił do przyglądania się w holoprojekcje. Zbliżył się do panelu i przełączył na podgląd skanera. Gdyby był organikiem napewno zacząłby się teraz irytować. Może nawet ze złości strzeliłby w ten głupi interfejs Nilusa.

Ilum, opuszczona baza wywiadu Republiki „Horn”
Nastąpił impas. Korytarz do windy prowadzącej na powierzchnię znajdował się w polu rażenia obu stron potyczki. Identycznie miała się sytuacja z komorą hibernacyjną. Po odsłonięciu zasłony, była ona otwarta na ostrzał zarówno z messy oficerskiej zajmowanej przez najemnika Czerwonego Krayta jak i z laboratorium dającego schronienie ostatniemu z agentów Republiki. Strzały ustały. Obu stronom skończyły się już granaty. W przejściu pomiędzy dwoma pomieszczeniami leżało siedem trupów. Została już tylko ostatnia dwójka. Baterie ich pancerzy były solidarnie na wyczerpaniu. W trybie bojowym za kilkanaście minut przestanie działać ogrzewanie i zrobi im się nieprzyjemnie zimno.
Kaylara Quest nie miała żadnych powodów do optymizmu. Nawet jeśli ostatecznie uda się jej zakończyć misję sukcesem, to będzie on bardzo pyrrusowy. Nie była dowódcą tej jednostki, komandor Hien leżał teraz w korytarzu. Nie miała pewności czym oberwał, choć podejrzewała, że wykończyło go zwarcie pancerza po wybuchu granatu jonowego. Później będzie się nad tym zastanawiać. Pozostała dwójka kompanów z jej oddziału wyzionęła ducha zaraz przy wejściu na ten poziom kompleksu. Najemnicy Krayta podkładali ładunki, którymi pewnie chcieli zatrzeć za sobą ślady. Dobrze, że odpalili tylko część z nich. W innym wypadku wszystkich ich by tu pogrzebali żywcem.
Kobieta spojrzała na komorę hibernacyjną. Według informacji z odprawy to celem była jej zawartość. Kaylara domyślała się, że armia potrzebowała każdego zasobu jaki mogą zdobyć. W tym zbiorniku pływał teraz jakiś mniej bądź bardziej udany eksperyment. Wywiad chciał odzyskać wszelkie dane badawcze jakie w sobie zawierał. Nie było żadnej wzmianki o tym, że jest potrzebny żywy. Najwyraźniej z trupa też dużo się dowiedzą. Teraz jednak to było sprawą drugorzędną. Została sama. Ich statek nada automatyczny sygnał SOS za niecałą godzinę. Zanim dotrze odsiecz może minąć kilkanaście dni. Do tego czasu ma inny palącym problem.
Jej myśli ponownie powędrowały do będącego w messie Zhar-kan Sola. Mężczyzna jeszcze raz zrobił szybki przegląd sprzętu. Pancerz ciągnął na oparach, w jego arkanianskim karabinie zostało amunicji na kilka krótkich serii. Przydzielone mu wsparcie było teraz dwoma wystygłymi dawno trupami. Miała to być taka prosta misja… Odnaleźć zamrożonego wojownika. Wybudzić. Przywieźć do bazy. Odebrać premię.
Fakty wyglądały jednak tak, że Czerwony Krayt nie wysyłał Sola na proste misje. Zbyt dużo było do robienia, żeby w ten sposób marnować jego potencjał. Arkanianin wiedział o tym dobrze. Nie był zaskoczony, kiedy podczas uruchamiania systemów napotkali siły republikańskie. Inaczej się miała sprawa z ostatnim z żołnierzy, który stał na jego drodze.
Ten przeciwnik był na tyle zorientowany, że nie dał się nabrać na żadną z podpuch doświadczonego weterana. Jednocześnie na tyle twardy by wytrzymać granat ogłuszający. Chcąc skrócić dystans Zhar-kan prawie nie stracił wtedy głowy. Powoli rósł jego szacunek dla tego żołnierza.
Jednak ta misja była w pewien sposób sentymentalna dla Sola. Spojrzał ponownie na komorę hibernacyjną. Tam w środku znajdował się zapomniany przez świat wynik modyfikacji genetycznych. I jego rozkaz brzmiał jasno – przywieźć go żywego.
Uwagę obu ludzi przykuła zielona dioda i krótki sygnał dźwiękowy świadczące o zakończeniu sekwencji wybudzania z hibernacji pacjenta komory. Jej wrota otworzyły się i na zimną durastalową podłogę upadł nagi mężczyzna.
Karellen złapał pierwszy oddech lodowatego powietrza. Jego ciałem wstrząsały kolejne dreszcze. Systemy jego ciała załączały się powoli, ale systematycznie.
Niech nikt nie porównuje hibernacji do snu. Sen jest doświadczeniem przyjemny, podczas którego fazy REM mózg wytwarza projekcje obrazów oraz dźwięków. Istoty regenerują się podczas bycia w tym stanie i budzą się wypoczęte. Tymczasem on był świadomy przez każdą sekundę. Każdą pieprzoną sekundę na tej zapomnianej przez świat lodowej planecie. To nie była komora hibernacyjna. To był więzienie.
Dzięki temu jednak był świadom ostatnich wydarzeń. Żył, choć jeśli nie podejmie odpowiednich kroków, to ten stan może się nader szybko zmienić.

Kessel, Kessendra, kosmoport
Kopalnie na tej przypominającej asteroidę planetę owiane były już legendą w całej Galaktyce. Nierzadko w przekleństwach wypominano „obyś trafił do kopalni na Kessel!”. Los górników był nie do pozazdroszczenia. Oprócz kilku nadzorców nie było tutaj żadnych wolnych ludzi. Całość najgorszej roboty odwalali więźniowie. Ktoś nieobeznany z sytuacją mógłby się mocno zdziwić, przecież przestępczość na planecie była znikoma z racji na aktywnie działający apart policyjny. Polityka monarchii z Kessendry była jednak nastawiona na pozyskiwanie taniej siły roboczej w sposób olśniewający – oferowali miejsca w więzieniach na wszelkich skazańców. Jeśli tylko ktoś opłacił lot, to przyjmowano tutaj każdego skazańca, oferując mu wikt i opierunek. To, że więźniowie musieli pracować na swoje utrzymanie? Standardowa procedura. To, że umierali przy wdychaniu surowej Przyprawy? Na pewno specjalnie się truli, „narkomany jebane”.
Wszystko w majestacie prawa. Dopóki był popyt będzie podaż.
Rycerz Jedi nie przybył tutaj wyzwalać niewolników. W ich miejsce przywiozą nowych. Nie przybył tutaj obalić rządu. Pojawią się kolejni watażkowie. To była walka z wiatrakami.
Jednak każdy działający mechanizm ma swój słaby punkt. Miejsce, w którym spotykają punkty przełomu całego systemu. Złącza, których przerwanie może posypać całą organizację.
Dla przemytu przyprawy tym kimś był Famon Rea, niewysoki jak na standardy swojej rasy Pyke.
Zajmował się on dysponowaniem dostaw wśród przemytników oraz planowaniem ich terminów odbiorów. Siedział w tym od dwunastu lat i ciągle narzekał na swoją pozycję. Z racji znikomej przebojowości i słabego charakteru nie był w stanie wymusić odpowiednio dużych łapówek od przewoźników. Nikt tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy z jego znaczenia.
Zbadanie całej struktury i wyśledzenie tego osobnika zajęło Jonowi Baelish ponad cztery miesiące. Wiedział, że Rea posiada listy przemytników i kontakty do ich odbiorców w różnych częściach nie tylko Republiki. Uderzenie w ten punkt mogło poważnie zachwiać całym handlem przyprawą.
Tylko przejęcie go nie miało być proste. Famon zawsze przemieszczał z dwoma ochroniarzami. Jego goryle byli dobrze opłacani, dlatego stać ich było na sprzęt. Decyzję jaką Jedi musiał podjąć była następująca: Dorwać Pyke’a gdy będzie wracał do domu – co wiąże się walką jedynie z dwoma najemnikami, czy dorwanie go w miejscu pracy. Wtedy może na siebie ściągnąć znacznie większe siły, gdyż w budynkach obok często przechodziły typy spod ciemnej gwiazdy, których przynależność trudno określić. Jednak tam Baelish będzie miał okazję zdobyć także listy kontaktowe do handlarzy przyprawą. Miał jeszcze czas na decyzję, ale oczekiwanie nie mogło przynieść już niczego lepszego.
W dodatku ciągle miał te niejasne uczucie, że on sam również jest obserwowany…

Manaan, Ahto City
Ich statek osiadł na wcześniej zarezerwowanym lądowisku. Kiedy zeszła po rampie na zewnątrz, owiała ją przyjemna bryza. Miała okazję być przelotem na Kamino i wprost niewyobrażalna była różnica pomiędzy tymi dwoma wodnymi światami. Planeta Selkathów była wręcz stworzona do tego, by przylecieć tutaj na długie wakacje.
Teraz jednak nie było na to czasu. Terminarz był bardzo napięty. O swoim wylocie dowiedziała się zupełnie w ostatniej chwili. Jej szef bardzo pokrętnie wyjaśnił, dlaczego sam nie może, tudzież nie chce lecieć. Lana Derei została postawiona przed faktem dokonanym. To ona będzie reprezentować Tony’ego Sladka na spotkaniu liderów organizacji Czerwony Krayt.
Trzymała w ręku archaiczną broń miażdżoną – buławę. Był to symbol władzy w historii jednej z ludzkich planet. I właśnie stąd zapożyczyli go sobie najemnicy zrzeszeni w najgroźniejszej obecnie bandy najemników w Galaktyce.
Spotkanie jak wyjaśniał jej szef, odbywało się właśnie na tej zachowującej od wieków neutralność planecie z kilku powodów. Najważniejszym była oczywiście wspomniany wcześniej brak zaangażowania w galaktyczną politykę, a w związku z tym znikome wpływy Republiki. Drugi był równie oczywisty co pierwszy – kolto. Krayt miał zamiar wynegocjować dobrą cenę na spore dostawy, co sugerowało konflikt zbrojny w najbliższej przyszłości.
Przeprowadzono ją przez punkt kontrolny i razem ze swoim ochroniarzem udali się na miejsce spotkania. Był to hotel tuż komendzie policji. Zawsze najciemniej jest pod latarnią.
Shawn skinął jej głową i przepuścił ją w drzwiach. Stało tam dwóch ochroniarzy, którzy dyskretnie zeskanowali jej buławę. Kiedy wszystko było w porządku przeszła dalej. Wyglądało to wszystko bardzo skromnie, ale wiedziała, że ta dwójka to nie wszystkie podjęte zabezpieczenia. Hotel zapewne został zamieniony w małą twierdzę.
Przeszli przez hol do krótkiego korytarza, kończącego się drzwiami do sali konferencyjnej. Przed drzwiami stały trzy osoby. Strażnik ubrany podobnie jak ci przed wejściem oraz kobieta z bronią automatyczną i dopalający cygaro cyborg.
Wszyscy spojrzeli w kierunku nadchodzących. Mężczyzna z stalową szczęką wypuścił z ust kłąb dymu i powiedział sztywno.
- Shawn. Kopę lat – i wyciągnął w jego kierunku rękę.
- Schurig – wymieniony uścisnął dłoń. – Wszyscy są?
- Ta – ten sztywny sposób mówienia musiał być pochodną modyfikacji narządu mowy najemnika. On sam wydawał się raczej rozluźniony. – Co to za laska? Gdzie Tony?
- Pilne sprawy. A ona niech się sama przedstawia – mruknął Shawn niezbyt skory do rozmowy.
- Heh, maniery jak u gamorreanina… - odparł karcąco cyborg. – Klonnet Schurig, do usług – skinął Lanie głową. – Z kim mam przyjemność?
Kobieta teraz zauważyła przy jego pasie buławę, identyczną jak ta, którą dostała od Sladka. Wpatrywała się chwilę w tego mężczyznę. Znajomości, które wkrótce zawrze będą miały wielkie znaczenie. I dla niej i dla dziecka, które od dwóch miesięcy nosiła w swoim łonie.
 

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 14-02-2016 o 22:54.
Turin Turambar jest offline  
Stary 14-02-2016, 23:27   #2
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Los nigdy się do niego nie uśmiechał. Konserwa mogła sobie jeszcze z dziesięć minut posiedzieć w lodóweczce, ale nie. Został zmuszony do działania. Sol uruchomił swój generator pola maskującego i podpełzł do jednego ze stołów w mesie. Tak jak pozostałe był dość duży i wykonany z nierdzewnej stali. Nada się. Postawił go na krótszej krawędzi i podciągnął do korytarza. Teraz miał prowizoryczną pawęż. Nie powstrzyma strzału z porządnej broni, ale zużyje przynajmniej część jej energii.
- Przyjaciele możemy tutaj siedzieć do zasranej śmierci! - krzyknął najemnik zza węgła. - Jesteś dobry, muszę ci to przyznać. Ale nie na tyle dobry by odebrać Mrożonkę. Musiałbyś wyjść na otwartą przestrzeń, a wtedy w chwilę rozsmaruję cię po podłodze. Tyle że to działa w obie strony i oboje zdajemy sobie z tego sprawę. Szacuje że zostało ci 20, góra 30 minut mocy w pancerzu. Potem zaczniesz zamarzać. Dlatego proponuję kompromis. - Sol pozwolił by na kilka sekund zapadła cisza, które wykorzystał by wziąć kilka głębokich wdechów.
- Mrożonka idzie do mnie, ty wychodzisz za Mrożonką. Posłuży ci wtedy za tarczę przed moim ogniem, a nie mam najmniejszego zamiaru go uszkodzić. Idziesz to windy, jedziesz gdzie chcesz, Mrożonka zakłada sprzęt naszych poległych. Potem ja ładuje się do windy z Mrożonką. Mrożonka służy mi za tarczę przed twoim ogniem. Oboje wychodzimy cali, szczęśliwi, bez utraconych kończyn, z relatywnie wysokim poziomem płynów ustrojowych. Ty przekazujesz przełożonym że sytuacja zmusiła cię do wysadzenia kompleksu i zatarcia śladów. Ja odbieram czek za uratowanie naszego przyjaciela z opresji i odpalam ci uczciwe 60%. Za okazanie zaufania. No i wiem że w wojsku płacą psie pieniądze. - arkanianin złapał solidnie pawęż. Możliwe że zaraz będzie musiał wyskoczyć by kryć Mrożonkę przed ogniem. Mężczyzna który wypadł z komory hibernacyjnej wyglądał tak jakby miał zaraz znowu wejść w stan hibernacji. Tym razem na zawsze. Nie mieli czasu na gadanie.
- Nasz przyjaciel zamarznie w trzy minuty jeśli czegoś nie zrobimy. Jeśli umrze to gwarantuje że wysadzę cały zasrany kompleks razem z nami w środku i wtedy nikt niczego nie dostanie. To moja jedyna oferta.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 15-02-2016, 21:40   #3
 
Ramp's Avatar
 
Reputacja: 1 Ramp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumnyRamp ma z czego być dumny
Kolejny padawan do opieki. Da się do tego przywyknąć. Robota jak każda inna. Dobrze pamięta jak ratował ostatniego swojego podopiecznego. Młody robił takie głupoty, których nie da się opisać. Ale teraz jest już mądrzejszy i wie jak o siebie zadbać.
Na tą chwile musi zając się kolejnym.
Razem z młodym Jedi ‘polowali’ na łowcę nagród, Kelevre. W miejscu gdzie się aktualnie znajdowali miał być obiekt ich ‘polowania’. Może nie do końca polowanie, jak tylko złapanie i przetransportowanie innym ważnym osobistościom.
Czekali skryci przed insektoidami. Te małe stworki były dość wredne. Pojedyncze nie stanowią zagrożenia, ale cała grupka narobiłaby sporych problemów. A obiekt ich poszukiwań był gdzieś niedaleko, tylko jak prześlizgnąć się obok łowców insektoidów.
Zerknął na towarzysza Jedi, który najwidoczniej miał plan.
Przybliżył się aby nic ich nie usłyszało.
 
Ramp jest offline  
Stary 15-02-2016, 23:46   #4
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Rohen był młody. Młodość natomiast miała swoje prawa. Od zawsze jednak uważał się za dorosłego. W takim duchu wychowywali go rodzice i takiej zasadzie hołdował w akademii. Nie oznaczało to wcale, że był nudziarzem. Wręcz przeciwnie gdy miał wolne korzystał z życia garściami. Gdy jednak był na misji podporządkowywał jej wszystko. Wiedział, że skupienie, koncentracja i czujność to klucze do sukcesu. Dlatego wykorzystywał swój urok i względy kobiet by zdobywać informacje. Nie musiał wcale się wykorzystywać mocy. No może prawie wcale czasami trzeba było gdzieś pchnąć, gdzieś pociągnąć. By sprawy nabrały odpowiedniego biegu. Kto powiedział, że jedi walczą tylko mieczami świetlnymi? On walczy sobą na innej płaszczyźnie. Wcale nie musiał nawet żadnej zaciągać do łóżka. Chętnie by tam wskoczyły ale nie miał na to czasu. Kobiety potrzebują uwagi. Komplementów obecności i empatii. To klucz do ich zrozumienia. Oczywiście to wciąż inny i nieprzewidywalny gatunek. Podlega jednak pewnym prawom i zasadom. W większości....

Los dał mu szanse na kontynuowanie pogoni. Rój ruszył za swoim celem. Młody padawan postanowił wyczekać właściwego momentu. Przemówił szybko do towarzyszącego mu żołnierza.
- Nasz cel łatwo się nie podda. Proponuję się zaczaić, podążać za nim i insektoidami. Oni go nam wypłoszą, on ich pewnie trochę poharata. Wtedy go przechwycimy. Wystrzegamy się wchodzenia "za wcześnie". Niech się chwilę postrzelają i poganiają. Zmęczą się pokrwawią. Żeby po przejęciu celu, nie trzeba było walczyć z całą chmarą... Ostatecznie poczekamy nawet tak długo, aż sami go capną a my go tylko przechwycimy.
- Jeśli bez zabijania to mam granaty ogłuszające. - odpowiedział Aron.
- Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie. Pochwycimy go lub pomożemy uciec. Nas interesują tylko informacje które ma. Z najemnikami nigdy nic nie wiadomo. Więc lepiej byłoby nie ryzykować. Nie wiesz nigdy czy taki nie strzeli ci w plecy. Choć ten akurat ponoć ma jakieś zasady. Słyszałem to i owo. Zaoferujemy mu wyjście z tego gówna, jeśli będzie czas pogadać. Jakby znalazł się w zasięgu granatu ogłuszającego... to nie krępuj się. Założymy mu kajdanki i zabierzemy na statek. Potem wysadzimy gdzie będzie chciał.

Założył okularki w których miał kilka podstawowych funkcji. Nagrywanie, termowizja i połączenie wizualne z kamerą w swoim "Zdalniaku" medycznym.
Powinien zobaczyć w trybie termo która sygnatura unika spotkania roju. To będzie ich cel. Zdalniak będzie obserwował sytuację z powietrza.




Był cały wymalowany tak by z daleka zaznaczać jego medyczną i niebojową funkcję. Dzięki czemu mógł się nawet rzucać w oczy. Jednak wszyscy będą myśleli, że wykonuje jakąś medyczną misję. Szuka adresu pacjenta czy do niego leci. Ułatwi im robotę i pomoże opracować trasę ucieczki bez insektów. Plan był elastyczny wiele zależało od sytuacji na linii roju i najemnika.
 
Icarius jest offline  
Stary 15-02-2016, 23:47   #5
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Kessel miało swój specyficzny klimat. Rycerz wiedział o problemie niewolnictwa, ale nie wyobrażał sobie wcześniej, że może to istnieć na taką skalę. Cała planeta... Z początku nie mógł w to uwierzyć. Ale teraz, gdy siedział w swoim wynajętym pokoju i rozmyślał, zdążył już się do tego przyzwyczaić. Cztery miesiące. Aż tyle zajęło mu jego śledztwo. Żałował, że Akademia nie przydzieliła mu jakiegoś rodzaju pomocnika. Jasne, był już Rycerzem i wierzył we własne umiejętności i to, że bez problemu sobie poradzi, ale i tak miło wspominał czasy, gdy na każdą misję wyruszał z własnym statkiem i pełną obsadą. Z drugiej strony, teraz nie było szansy, że ktoś wykonujący jego rozkazy zginie. Wszystkie sukcesy i porażki były zależne tylko od niego. A na kogo możesz liczyć bardziej, niż na siebie samego?
Podjął już decyzję. Dosyć miał siedzenia w tym pokoju, na tej przeklętej planecie, zbierając tropy po kryjomu. Wykona zadanie i wylatuje stąd najszybciej, jak będzie mógł. Miał już spakowane wszystkie swoje rzeczy do jednej torby, żeby w razie czego móc szybko je zabrać i wyjść. Teraz, zakładając ubranie myślał o tym jak to rozegra. Listy kontaktowe wszystkich handlarzy przyprawą były zbyt dużą gratką, żeby ją odpuścić. Spróbuje załatwić wszystko bez zbędnego hałasu, dlatego też nie zakładał swojej wysłużonej już zbroi, a broni miał zamiar użyć tylko w ostateczności. Wejść, zabić Mocą, szybko znaleźć dane i natychmiastowo się zmyć. Tak to wyglądało wstępnie, w razie potrzeby zamierzał improwizować. Pogładził znajomą rękojeść miecza świetlnego. Wiele razy myślał o tym, żeby go wymienić, głównie ze względu na kolor, ale koniec końców nie mógł się na to zdobyć. Był z nim we wszystkich najcięższych sytuacjach i choć na pewno nie przyniósł mu samego szczęścia, to koniec końców w walce zawsze się sprawdzał i Jon się do niego po prostu przyzwyczaił. Wychodząc z pomieszczenia znów poczuł to dziwne uczucie, że ktoś na niego patrzy. Powstrzymywał odruch, by rozejrzeć się dookoła, bo wiedział, że to nic mu nie da. Pewnie to tylko złudzenie. Za dużo czasu spędziłem na niepewnym terenie i dostaję paranoi. Kolejny powód, żeby stąd jak najszybciej uciekać.
 
Kolejny jest offline  
Stary 16-02-2016, 01:54   #6
 
SWAT's Avatar
 
Reputacja: 1 SWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputacjęSWAT ma wspaniałą reputację
Przeklinał dzień w którym wypadł z obiegu jako łowca nagród z renomą i zamiast kontynuować swój sen o bogactwie, sławie i założeniu gildii najemników, teraz każdy dzień był walką o życie. Parał się nawet takimi zajęciami, na jakie wcześniej by mógł tylko splunąć. W dodatku ta gęba, była aż zbyt bardzo charakterystyczna, ktoś z jego aktualnej pracy lub nawet z ulicy musiał donieść, a co za tym szło pewnie go nie polubił. Gdyby Slevin tylko pamiętał jak to się robi, normalnie uroniłby łzę.

Ale nie czas teraz było na mazanie się. Kelevra był zmęczony ciągłymi ucieczkami, ale nie miał zamiaru tanio oddać skóry. Musiał biec, musiał nie dać się złapać. Był szybszy, mimo że spadł z rowerka nie miał podstaw by zaniedbać codzienny trening albo żeby zapomnieć jak walczyć. Brakowało mu teraz jego sprzętu, gdyby miał swoją kochaną strzelbę po tym roju zostałyby tylko szczątki. Cholerna Vao… Że też dał się jej w to wszystko wtedy wciągnąć. Do tej pory potrafił splunąć sobie w mordę kiedy zobaczył ją w lustrze.

Zacisnął dłoń na rękojeści blastera, aż zbielała mu ręka. Złapał kilka głębszych oddechów i wystartował. Mieszkał i pracował tu już jakiś czas, nie był świeżakiem. Sprawdził i poznał okolicę o tyle, o ile mógł. Mogli go uważać za głupka, za łatwą zdobycz ale bynajmniej on się za takiego uważał, a jak mawiała jego matka ”Jesteśmy warci tyle, na ile sami się wyceniamy.” Slevin nie był pyszny czy też nie zadzierał nosa, ale wiedział na ile go stać i że teraz nie umrze. Biegł przed siebie rozglądając się po bokach, uważnie wypatrując wejścia do jednego z budynków. Na wyższe poziomy robale pewnie by się nie odważyły wejść obawiając się ochrony jednego z lokali. To był świat uciechy, zabawy i zakładów, pieprzony Świat Hazardzistów.

Szukał lokalu o pewnej renomie, który wpuściłby do środka człowieka i miałby problemy z wpuszczeniem robali, bo i takie lokale się tu znajdowały. Zapewne czekali by za nim i nie prędko znaleźli zaułek na który wychodziło tylne wejście przybytku. Stamtąd już tylko musiał pośpiesznie udać się do portu i znaleźć kogoś gotowego przyjąć go na pokład w zamian za odpracowanie podróży. Takie miał przynajmniej plany, ale z jego planami zawsze było raczej do dupy i miały tendencję do notorycznego pieprzenia się.
 
__________________
Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być.
SWAT jest offline  
Stary 17-02-2016, 17:01   #7
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Shawn był naprawdę beznadziejnym towarzyszem podróży. Mrukliwy i nieskory do rozmów. Najgorsze co mogło się takiej gadule jak ona trafić. Znała go już trochę i wiedziała przez to, że nawet największe starania by prowadzić z nim konwersacje zawsze kończyły się niepowodzeniem. Pod tym względem wolała Sladka. Tamten co prawda miał specyficzne poczucie humoru, ale potrafiła z tematem rozmowy trafić w jego gust. Dlatego też całą drogę spędziła zaczytując się informacjami zgranymi na jej datapad: trochę polityki, trochę finansów i ekonomii oraz skrót tego co ją będzie czekało w najbliższych tygodniach by mogła zaplanować w którym momencie konieczne już będzie dla niej wycofanie się z akcji i zaszycia się na ten czas gdzieś daleko od wszystkiego...

Minęły jej już ponad dwa lata kiedy wkręciła się w łaski Tonego. W tym czasie okazało się, że tak naprawdę Kryatem była tylko grupa zarządzająca działaniami organizacji, a nie wszyscy w niej pracujący. Reszta tylko pracowała dla Czerwonego Kryata. Taka nic nie znacząca ciekawostka, którą usilnie starał się jej wytłumaczyć Sladek, gdy któregoś razu podkusiło ją, by z nim wypić. Wdzięczna była Mocy, że wytrwała tamten dzień, a i posiadanie wątroby zawdzięczała chyba tylko swoim nie małym zdolnościom leczniczym.

Westchnęła z nostalgią, gdy szła hotelowym korytarzem. Mając wciąż nie za wielkie pojęcie o organizacji, którą infiltrowała spodziewała się jakiejś speluny jak ta, w której zrekrutowała się u Morna i trafiła na Sladka. Tak czy inaczej w jej guście zdecydowanie bardziej był ten hotel. Lubiła od czasu do czasu odrobinę luksusu.
Shawn jak zawsze szarmancki wyraźnie dał jej do zrozumienia, że sama ma się przedstawiać. Nie zrażona zachowaniem swojego ochroniarza wyciągnęła rękę do Schuriga.

Nie spodziewała się, że do tego dojdzie. Decyzja Sladka zaskoczyła ją na tyle, że ledwo udało jej się skryć zdumienie jakie miało po tym zagościć na jej twarzy. Gdyby tylko wiedziała o tym wcześniej to z podjęciem pewnych decyzji poczekała by jeszcze chwilę. Chociaż... Nie. Nie mogła tak myśleć, bo ciągłe przekładanie tego w czasie sprawiło by tylko tyle, że byłaby już na to albo za stara albo co gorsze sama by w końcu odpuściła. Nie istnieje coś takiego jak “odpowiedni czas”, do którego on ciągle nawiązywał. Sama miała przeczucie, że nie należy dłużej czekać, bo lepszego czasu nie będzie. Najchętniej wytłumaczyłaby się z tego tym, że przemawia przez nią przeczucie, które w jej przypadku wspierane było przez Moc. Ale nie oznaczało to, że nie było to tylko jej samolubne pragnienie, któremu nie potrafiła się oprzeć...

- Lana Derei - przedstawiła się pewnym siebie głosem co pasowało do jej nieskrępowanej postawy. - Z decyzji Tonego Sladka zastępuję go - dodała w tonie wyjaśnienia. Odsłoniła połę białego płaszcza, pod którym skryta byla buława uczepiona przy pasie.
Jeśli oczekiwała, że te słowa go w jakiś sposób zaskoczą, to się zawiodła. Spokojnie się jej przypatrywał. Zaciągnął się cygarem po czym spojrzał na Shawna. Ten skinął głową. Schurig wypuścił dym z płuc.
- Co tam u tego krzykacza? Nadal ma do mnie żal za rękę?
Kobieta uniosła brew w zdziwieniu na jego słowa.
- Szef nie uskarżał się, więc pewnie nie żywi już urazy - odparła z dyplomatyczną poprawnością, ale uśmiechnęła się lekko po tych słowach. - W ostatnim czasie na brak zajęć nie może narzekać - dodała by podtrzymać konwersację.
Cyborg strącił popiół na podłogę, brudząc bardzo drogi zapewne dywan.
- Ja mu szczeny nie zapomnę - odparł. Jego sztywny głos sprawiał, że zabrzmiało to jak groźba. Kontrastowało to jednak z jego ogólną postawą ciała. Klonnet był spokojny, a nawet znudzony. Zdanie “miejmy to już za sobą” opisywałoby go teraz najtrafniej. - Zrobisz mi przysługę i znajdziesz mu kilka dni wolnego? Napiłbym się ze starym capem dobrej berbeluchy.
Mina jaką zrobiła Lana po tym jak wyznał kto mu załatwił facjatę dawała do zrozumienia, że wcale mu się nie dziwi.
- Zobaczę co da się w tej sprawie zrobić - odparła. - Szef na pewno nie odmówi okazji do zalania się w trupa - zapewniła Schuriga.
Ten się jej przypatrywał przez chwilę, jakby nagle coś mu się przypomniało.
- Moment… Czy to ona nie jest tą, która się nie pierdoli? Sladkowa Żelazna Dziewica? - zapytał nagle Shawna. Mężczyzna ponownie ograniczył się do skinięcia głową. Irytował się, że zmuszano go do brania udziału w tej rozmowie.

Lana starała się nie okazywać swojego zażenowania tym "przydomkiem" jaki niekiedy słyszała za plecami. Ale cóż, z dwojga złego już lepiej "dziewica" niż inne określenia jakie mogłyby wykwitnąć w wyobraźni tego typu ludzi co do jej osoby.
- Może nie każmy już dłużej czekać zebranym - powiedziała zmieniając temat.
- Mhm - zgodził się z nią Schurig. Być może dlatego, że właśnie kończył dopalać cygaro. - Panie przodem - powiedział i otworzył jej drzwi do sali konferencyjnej.
Kobieta spojrzała w kierunku przejścia. Lada chwila miała poznać wszystkich członków Kryata. Osiągnąć cel swojej misji danej jej wiele, wiele miesięcy temu przez Mistrzów Akademii Jedi. Nadal było to dla niej nieco nierealne. Uśmiechnęła się w lekkim i nieco oziębłym uśmiechu. Nieśpiesznym krokiem przekroczyła próg i weszła na salę konferencyjną.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 17-02-2016, 18:42   #8
 
Ravage's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwuRavage jest godny podziwu
Sytuacja jak zwykle była beznadziejna. Tak beznadziejna, że tylko usiąść i płakać. Można było się zesrać, a lepiej nie będzie.
Niby przestępca miał rację, ale chciała się mu zaśmiać w twarz.
Nie miała wiele do stracenia, i tak nie wyglądało, że wyjdzie z tego cało. Trudno, zginie w takich a nie innych okolicznościach, może po śmierci będą tak łaskaw jej matce wysłać jakiś order za zasługi.
Chociaż jak na razie tych zasług za wiele nie było. Westchnęła cicho.
Co za śmieć. Myślał że ją zastraszy? To był z jego strony piękny blef, wiedziała, że nie wysadzi. Chyba, że wolał zginąć, niż pojawić się bez zdobyczy u swojego szefa. No, to wtedy wszyscy będą mieli przesrane, ale przynajmniej śmierć nie będzie zbyt bolesna.
Do tego "mrożonka", jak to ironicznie stwierdził śmieć, właśnie dochodził do siebie. No pięknie.
Trudno było jej powiedzieć, co zadecyduje ów eksperyment. Mógł być wściekły. Chociaż, wyglądał słabo, był nagi i w obecnych warunkach sam miał przesrane.
Czy warto ryzykować dwóch przeciwników na ją jedną? Była niezła, ale pancerz był na wyczerpaniu.
Ale jak będzie się czuć, na wszelki wypadek zabijając rozumną istotę? Ah te dylematy, decyzje, decyzje...
-To jest obywatel republiki.-Odpowiedziała twardo, jednocześnie wyjmując dodatkowy blaster ze schowka swojej cybernetycznej ręki. Była gotowa.- A twoja oferta jest gówniana!-
Wychynęła, by oddać strzały w stronę lichej zasłony przeciwnika. Nie chciała zostać trafiona, więc wyjrzała ostrożnie. Miała misję i była absolutnie zdeterminowana, by ją wypełnić. Nie da się zastraszyć żadnemu bandycie ani nie zejdzie ze swojej ścieżki, jeśli tylko starczy jej sił.
Nie mogła się poddać. Komandor Hien i inni żołnierze nie mogli tak po prostu umrzeć bezsensownie. Znaczy, niby mogli, ale ona nie chciała na to pozwolić. Miała tym razem się wykazać, a nie dać dupy po całości. Musiała wygrać, tak czy inaczej. Wygrać znaczyło żyć.
 

Ostatnio edytowane przez Ravage : 17-02-2016 o 18:50.
Ravage jest offline  
Stary 17-02-2016, 20:14   #9
 
Krzat's Avatar
 
Reputacja: 1 Krzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znanyKrzat wkrótce będzie znany
Każdy centymetr kwadratowy jego ciała był przebijany setkami mikroskopijnych igieł rozgrzanych do białości. Impulsy elektryczne pobudziły jego organizm. Końskie dawki adrenaliny i polimerów zaaplikowanych w każdy mięsień, odżywiły go i nawodniły. Jego płuca wypełnił ochronny płyn aby pierwszy haust powietrza nie uszkodził ich. I o dziwo po całych dekadach w niebycie przyjemnie było coś czuć, nawet jeśli był to ból. Rezurekcja przeszła bez problemów.
Podciągnął nogi do góry. Przyciskał kolana do klatki piersiowej. Wykrztusił nadmiar płynów z płuc i ustabilizował oddech.
Trochę został niedoceniony przez nieznajomego. Skąd miał jednak wiedzieć że ma do dyspozycji małą elektrownie. Jego komórki były wstanie zakumulować pokaźne ilości energii i teraz miały okazje ją wykorzystać. Maszyneria poszła w ruch.
Podparł się rękoma i dźwignął, zmuszając do pracy zastane kości w przeproście pleców. Powierzchnia jego ciała parowała. To że nie zamarznie w przeciągu kilku chwili nie znaczyło że będzie tak stał w negliżu cały dzień.
Tyle jeśli chodziło o to co cielesne, nie odczuwał jakiś zmian, a nawet jak coś zaszło niekorzystnego to nie był w stanie tego stwierdzić. Jego organizm jeszcze nie rozpoznawał swojego stanu w stu procentach.
Za to myśli miał jak zawsze, maksymalnie skoncentrowane na celu. Umysł jego nie doznał żadnych uszkodzeń i przypominał krajobraz planety na której się znajdowali. I zapewne w brew oczekiwaniom ludzi którzy zgotowali mu przywitanie miał całkiem konkretny plan. Na początek nie dać się jak ostatnim razem. Co zakładało, że nie wraca do republiki. Przynajmniej na razie.
- Żołnierzu wstrzymaj ogień- zwrócił się do kobiety z wyczuwalną prośbą w głosie.
Pomimo tego, że w walce był bezwzględną bestią. To po tym jak obydwie strony wykazały się zaangażowaniem nie miał zamiaru się wtrącać ale również zależało mu aby wszyscy z tego wyszli cało. Nie wliczając tego że ich potrzebował. Może z tych słów jeszcze nic nie wynikało, ale już zaczął werbować agenta.
 

Ostatnio edytowane przez Krzat : 17-02-2016 o 21:31.
Krzat jest offline  
Stary 18-02-2016, 14:44   #10
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Ilum, opuszczona baza wywiadu Republiki „Horn”
Komandos nie patyczkowała się. Raz po raz naciskała spusty obu broni. Z takiej odległości mogła bez problemu strzelać z biodra. Bolty przepalały się przez prowizoryczną tarczę arkanianina robiąc z niej sito o szerokich oczkach. Tarcze energetyczne wytrzymały chwilę dłużej, ale w końcu i one się rozładowały.
Życie Sola uratował pancerz, który nabył tuż przed misją za uzbierane pieczołowicie kredyty oraz zapewne prośba Karellena. Upadł na ziemię z przepalonymi prawie do kości prawym ramieniem, biodrem i łydką nogi po tej samej stronie ciała. Przytomność zachował jedynie dzięki pompowanej przez nadnercza do krwi adrenalinie. Czaszkę wypełniał mu jednak piorunujący ból.
Kaylara stała wyprostowana z stygnącymi szybko lufami pistoletu i karabinu. Impas został przełamany zdecydowanie na niekorzyść najemnika Czerwonego Krayta.
 
Turin Turambar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172