|
Plan był prosty. Opal zagadała do kelnerki i po dłuższych pertraktacjach wyciągnęła przebranie kelnerki. Dopiero później zdała sobie sprawę, że w zasadzie wystarczyło jej znaleźć pattern w meshu, a jej smarthcloth zrobiłby resztę. Swoje gapiostwo dziennikarka starała się wytłumaczyć autentycznością. Przecież kelnerka powinna mieć swoje własne ubrania. Kto każe dziewczynom w mieszkaniu się przebierać?? Zostawiając jednak za sobą tę idiotyczną sytuację Opal znalazła miejsce bez kamer i przebrała się. W tym samym czasie jej skóra zmieniła kolor na zdrowy odcień opalonej kaukaskiej karnacji. Twarz została trochę niemodnie wykonturowana makijażem, aby ukryć typowo neo-afrykański nos morfa. Całość ostatecznie przypominała nieco mieszankę neo-azjatki z neo-afrykaninem. Peruka niestety musiała zostać. |
Drugi proces przygotował morpha i boty do drogi aby znaleźć się w klubie lub przynajmniej jego okolicach najszybciej jak to możliwe. kierowca komercyjny nie wchodził grę tak więc skontaktował się z portiernią i zamówił korporacyjnego kierowcę i służbowy samochód - wysoka pozycja w korporacji ma swoje plusy. “Twój personalny szofer” - ETA 5 min. Taka informacja pojawiła się na insertach Ramireza. Szybki czas reakcji oznaczał wyjątkowe szczęście. Nie można się było spodziewać, że w budynku tego zdalnego laboratorium będzie akurat czekał kierowca. Mimo to… musiał być na miejscu i zapewne właśnie szykował auto. Ramirez zebrał swoje rzeczy i razem z botami ruszył na parking. Jeden proces zajmował się poruszaniem ciała pozostałe skupiły się wydarzeniach w klubie. Gdyby teorie spiskowe traktował jako coś więcej niż hobby po godzinach doszukiwałby się jakiegoś złego omenu w tym, że samochód akurat był na miejscu… - Moross - odezwał się muzy - sprawdź dane szofera i porównaj z lista pracowników firmy. - Tak jest sir. W pewnym sensie rozwój wydarzeń był stabilny… jeśli tylko Opal nawiąże kontakt z morphem celu będzie jak trzeba… oby tylko nie skończyło się źle dla dziennikarki. Wystarczy chwila na iniekcję, nie można jej przegapić. Moross bez trudu wykonał powierzone mu zadanie. Okazało się, że szofer w istocie występuje na liście pracowników i został zatrudniony dobre kilka miesięcy temu. Na parkingu już czekał na Ramireza. Był ubrany w długi płaszcz oraz elegancką czapkę z daszkiem. Oszczędnie skinął głową i otworzył drzwi na tylne siedzenia. Samochód był pusty. Nikt nie czekał w zasadzce… coś jednak nie dawało spokoju. Jakiś drobny szczegół który, pomimo bardzo prostego i liniowego rozwoju sytuacji, nie dawał spokoju. Jak cząsteczka niewidzialnego gazu zamknięta w pojemniku i podgrzana, miotająca się i bijąca o ścianki - próbująca dać o sobie znać, a jednocześnie niewidoczna, niezauważalna, łatwo zbywalna. Wtedy też odezwał się Smith. - Chyba nadchodzi czas rozpylania. Typki przy maszynie zrobili się bardziej aktywni. Boty wsiadły jako pierwsze i otrzymały rozkaz pilnego obserwowania kierowcy. Ramirez zaś przeskanował cały samochód… wzdłuż i wszerz: radar, lidar, fale elektromagnetyczne… Wsiadł dopiero kiedy poczuł się usatysfakcjonowany skanowaniem...Elegancka czapka z daszkiem. Czego to nie wymyślą korporacyjne standardy. - Do klubu D.R.E.A.M. - rzucił krótko. Żeby do końca zadowolić swoją paranoję włączył dodatkowy firewall dla komunikacji które obecnie prowadził i upewnił się aby nie mówić na głos tego co jest tylko wysyłane. -Przyjąłem Smith, obserwuj Opal, żeby w razie czego reagować. Z mojej strony jestem gotowy wysłać co trzeba kiedy nawiąże kontakt. Ja właśnie wyjeżdżam do klubu mam wszystko na ekranach więc będę działał zgodnie z potrzebami. Ramirez spróbował wyłapać rozmowę ochroniarzy z poziomu pobliskiej kamery... jeśli głos nie był osiągalny można zgadywać z ruchu warg choć nie było to jego specjalnością. Samochód ruszył. Kierowca rzucił tylko jedno krótkie spojrzenie w lusterko, gdy padła lokalizacja, zapewne oceniając jak szybko pasażer chce się tam znaleźć. Santana musiał najwidoczniej zdradzać oznaki pośpiechu, bo pojazd gwałtownie nabrał prędkości oraz wysokości, wznosząc się w przestrzeń pomiędzy wieżowcami i dołączając do ruchu powietrznego. Kierunek który obrał zgadzał się z tym co podpowiadała nawigacja. Nie próbował wywieźć w pole. Jednak kilka głośniejszych trąbnięć sugerowało że naraża innych uczestników ruchu swoją brawurą. Na dodatek komunikat z meshu sygnalizował, że utracili połączenie z Opal. - Doceniam umiejętności i zrozumienie mojego pośpiechu ale muszę nalegać na przestrzeganie przepisów bezpieczeństwa. Ramirez nie silił się na dalsze komentarze wobec kierowcy w szczególności jeśli ten zwolnił. Jeden proces nadal monitorował trasę. Było źle, ale jeszcze nie fatalnie. przynajmniej tym razem cel był bardziej jasny… spróbował namierzyć czy Opal ma cokolwiek co nadal jest połączone z meshem, że stworzyć sobie zastępcza bramkę. Dodatkowo osobny proces zapuścił komendę na system aby w pełni przejąć system kamer, w szczególności kamery w pokoju Mahakaviego. Jeśli mogą być dostępne z poziomu sieci muszą mieć jakiś nadajnik/odbiornik lub punkt wejścia, a z tego poziomu można już improwizować. - Oczywiście Sir - odpowiedział kierowca i zwolnił. Przeszukiwanie systemu nie zwróciło więcej informacji niż to co Ramirez już wiedział. Wszystko co znajdowało się w pomieszczeniu było odcięte od sieci. Wszystko oprócz kamery. Ta oczywiście stanowiła punkt redystrybucji sygnału meshowego, ale na nic na miejscu nie działało jako odbiornik - włączając w to Petro, jego ochroniarzy, a teraz też Opal. Niestety cały jej dobytek został w rękach Billa, gdy dziennikarz przyjęła rolę “kelnerki”. Doświadczenie podpowiadało jednak naukowcowi, że nawet gdyby zabrała torebkę ze sobą, albo znalazłaby się w polu zakłóceń sygnału, albo interfejsy meshowe czegokolwiek co mogłoby być w torebce miałyby ten sam potencjał sieciowy co kamera. Jednocześnie w pomieszczeniu pozostawało kilka innych urządzeń, które powinny być podłączone do sieci, a nie były. Interaktywny stolik, głośniki, a nawet rolety przy oknie, czy też drzwi. Jeśli nie były wykrywalne, to oznaczało że były połączone na sztywno w wewnętrzną sieć - bardzo niecodzienne, ale równie bezpieczne. - Ramirez… będę potrzebował drogę ucieczki. Przygotuj ją dla mnie i prześlij plan ewakuacji Katonowi.- odezwał się nagle Smith. - Zaraz ją dostaniesz Smith. Próbuję się włamać jeszcze głębiej w ich systemy więc mów kiedy zaczynasz działać. Ramirez oddelegował jeden z procesów. Do pomocy, posiadając plany klubu wyznaczenie kilku prawdopodobnych ścieżek nie było problemem. Nawet dodanie zmiennych w trasie na wypadek nieoczekiwanego problemu… Cóż… jeśli mesh nie dawał wejścia to pozostaje tylko jedno - pełen włam do systemów klubu, znalezienie wiązki danych prowadzących do nie meshowych zabezpieczeń pokoju Petro Mahakaviego. Musiało być coś co powoli my ingerować w ten pokój… nie ma zabezpieczeń idealnych! Ramirez wiedział, że nie ma wiele czasu dlatego jeśli tylko udało mu się przeprowadzić kolejny atak dał znać towarzyszom co uzyskał. Jeśli nie osiągnął sukcesu do czasu akcji Smitha znaczyło tylko jedno - czas porzucić bezpieczeństwo ostrożnego ‘kodowania’ i przypuścić brutalny atak który musiał się przebić. Oznaczało to pewne wykrycie ale dostęp do pokoju był kluczowy, chociażby po to aby na spokojnie otworzyć drzwi żeby umożliwić ucieczkę Opal lub możliwość wyniesienia ciała Petra jeśli Smith go zabije. Starania Ramireza niestety nie przyniosły pożądanych skutków. Wewnętrzna sieć pokoju nie miała ani jednego otwartego punktu dostępowego. W żaden znany hakerowi sposób nie łączyła się ze światem zewnętrznym. Jedynie połączenie “na sztywno” otworzyłoby jakiekolwiek opcje. Nagły komunikat z meshu odwrócił uwagę Ramireza. Opal ponownie dołączyła do sieci. Ikona transmisji jarzyła się i migotała sygnalizując aktywny transfer danych. To zaś oznaczało… tak. Szybki skan wokół Opal pozwolił odkryć kolejne trzy punkty dostępowe - zapewne Petra i jego dwóch ochroniarzy. - Powiedz… - usłyszał na kanale Opal - kiedy tak naprawdę *śniłaś*? |
|
Spojrzenie dziennikarki skoncentrowało się na stojącym przed nią mężczyzną. Gabriel Graad. Szef komisariatu. Wiedziała po co tutaj przybyła. Nagle jej cel się wyklarował całkowicie. |
Jeden strzał. I nastały rządy chaosu. Smith nie zwracał większej uwagi na nożowniczkę. Miał własne kłopoty. |
Ramirez otworzył drzwi aby wypuścić Anioła Stróża. - Moross, kieruj strażnika na miejsce akcji. - Tak jest sir. Drzwi zostały tak samo szybko zamknięte a Ramirez zastanawiał się tylko chwilę. - Podnieść samochód ale nie odlatuj stąd i czekaj na dalsze instrukcje. Wiem, że ta prośba może być się nieco ekscentryczna ale proszę o jej dokładne wypełnienie tak samo jak kolejnych poleceń. Ramirez nie zamierzał ignorować położenia swojego morpha więc jeden proces czuwał nad tym w pełni. Dwa pozostałe zajęły się problemami w środku… Trup Mahakaviego stygł, trup zawsze lepszy niż nic. - Opal bierz ciało zmywajcie się stamtąd. Postaram się zająć chociaż jednego z nich. Posiadanie połączenia dawało wiele korzyści... na przykład brutalny włam na instery po którym następuje wgranie programu mieszającego w zmysłach, nie było czasu na subtelności do których uciekł sie haker włamujący się wcześniej do Ramireza. Jeden z ochroniarzy został szybko i brutalnie zbombardowany pakietami i śmieciowym kodem aby ogłupić i następnie przełamać jego zabezpieczenia. - Dziękuję, nie trzeba. Nie wiem czy dam radę z ciałem... - Opal odpowiedziała słabym głosem na komunikatorze. Włamanie na inserty meshowe było piekielnie trudne i pierwsze próby Ramireza spełzły na niczym. Musieli mieć dobre zabezpieczenia, co nie mogło dziwić biorąc pod uwagę jak ogromnym zagrożeniem był dla nich cyberatak. Ramirez był świadom że nawet stockowe zabezpieczenia, które producenci synthmorfów implementowali na insertach i w cybermózgach, były bardzo stabilne i odporne. Co nie oznaczało że niemożliwe do zhakowania. Naukowiec miał świadomość, że przy jego umiejętnościach wszystko było kwestią wystarczającej ilości prób. Tymczasem samochód uniósł się ponad wejście, które otworzyło się gwałtownie wypluwając tłum ludzi. Bot przefrunął ponad ich głowami przedostając się do wnętrza hali. Moros zameldował o tym, czego Ramirez i tak był świadom. Walka nożowniczki z ochroną przy maszynie. Smith na chodniku rewizyjnym wymieniający ogień z jednym z ochroniarzy. Strzelanina wewnątrz pokoju VIP. - Bill ci pomoże Czas… Potrzeba więcej czasu… Ramirez rozłączył implant multi-task robiąc zrzuty procesów i powrócił na dwie sekundy do jednej osoby… tylko po to aby uruchomić implant mentalne-szybkości. Jeden spójny proces szybciej złamie zabezpieczenia niż dwa inne. - Moross pilnuj i prowadź Smitha. Melduj o wszystkim. Wszystko.Jest.Wolniejsze.Od.Myśli. Wspierany implantami i presją czasu Ramirez wznowił atak. Każde zabezpieczenie lukę… nawet jeśli trzeba się pomóc jej ujawnić bardzo natarczywym nazwałem pakietów. Zmultiplikowany, wielopoziomowy atak zaczął przeciążać systemy bezpieczeństwa synthmorfa. Bombardowanie pseudo-danymi zaczęło przynosić efekty i komunikaty zwrotne w końcu przyniosły ze sobą szczątkową informację świadczącą o znalezieniu luki. Utworzenie odpowiedniego przyczółka było już proste. Teraz należało przypuścić atak na konkretne systemy. Na tą chwilę ochroniarz z pewnością był zdezorientowany i próbował powstrzymać atak, ale wciąż pozostawał operatywny. W tym czasie bot wleciał do pokoju VIP i otworzył ogień siekąc po synthmorfie, ale nie uszkadzając go zbytnio. Żadna z kul nie spenetrowała pancerza. - Bill! ZbierajKobietyICiałoMahakaviego! Słowa były napisane jednym ciągiem poniżej sekundy… szybko jak na zwykłego człowieka ale nie było czasu na interpunkcje komunikatu. Ramirez był za bardzo skupiony na podtrzymaniu ataku na cybermózg ochroniarza. Kilka pomysłów przeszło przez myśl doktora/hakera ale ta najbardziej sensowna była jedna - wyłączyć systemy. Bot uruchomi się ponownie ale zajmie mu to trochę czasu który pozwoli reszcie na bezpieczną ucieczkę. Brutalny atak unieruchomił synthmorfa. Ramirez widział na kamerze jak ochroniarz nieruchomieje. Wszystkie systemy zastygły w tym stanie, w którym były ułamek sekundy temu. Wyglądało to tak, jakby jego ciało zdjął paraliż. Bill w tym czasie rzucił się w kierunku Opal i zaczął z nią zabierać ciało Petro. - Niestety musi Pan tu wysiąść - ktoś nagle oznajmił i sekundę zajęło Ramirezowi zrozumienie, że to właśnie kierowca do niego mówi. Powrót do rzeczywistości przyniósł też jedną niepokojącą informację. Samochód zaczynał się wznosić coraz bardziej ku górze oraz przechylać na bok. Naukowiec usłyszał szczęk otwieranego zamka w drzwiach przy których siedział. Na podsufitce tuż nad głową ukazał się czerwony neonowy napis “Your permissions has been revoked”. - WolneŻarty. Ramirez upewnił się, że ma zapięte pasy i zaparł się w miejscu aby nie wypaść. Dotknął ręką drzwi i wykorzystując implanty do wykrywania elektroniki namierzył mechanizm sterowania i zablokował drzwi. - Samochód i ja zostajemy tutaj, skontaktuj się z numerem firmowym w celu potwierdzenia uprawnień, wewnętrzny 333. Kod 485. Ramirez starał się mówić powoli.Wszystko co się działo było nie takie jak powinno.. Drzwi zostały zablokowane. Samochód jednak wciąż się przechylał i robił to coraz szybciej. Siła odśrodkowa oraz pasy trzymały wszystkich trzech Ramirezów w miejscu. - Przepraszam. Zaszła pomyłka - odezwał się kierowca. - Oczywiście może pan tu zostać. REGUŁY nie pozwalają mi pana do niczego zmusić. Kabina samochodu była jakby trochę większa. Chyba po to by pomieścić wszystkie trzy morfy. Ramirez przyglądając się swoim współpasażerom, których nagłe pojawienie się było zaskoczeniem, nie mógł nie dostrzec ich podobieństwa między sobą i do siebie samego. Nie wydawali się być jednak tak samo zaskoczeni jak on. - Moross, zaplanuj mi wizytę według wcześniejszej rozmowy. Najlepiej na jutro. I dodatkowe spotkanie z firmowym sieciowcem. - Tak jest sir. Ramirez był zdziwiony. Nie było to najdziwniejsze co się do tej pory stało, ale absurd był tym razem zbyt oczywisty. Miał plan sofcie zostawił by tym samym towarzyszy bez wsparcia na jakiś czas… - Stracicie na chwilę feed, mam problemy. Zaraz wracam Po nadaniu tych słów Ramirez rozłaczył się z siecią mesh. Żałował, że nie ma cyber-mózgu jak synth bo to wszystko byłoby prostsze. Rzucił okiem bez wsparcia AR i jeśli wnętrze pojazdu ciągle zawierało trzy wersje jego wzruszył ramionami i zapytał - Co panów tu sprowadza? Czy to na pewno zgodne z REGUŁAMI? Niestety postrzeganie Ramireza nie zmieniło się. Nie licząc braku użytecznych pluginów ARowych, bez których można było czuć się “nagim”. Jeden z obecnych rozparł się na kanapie przyjmując zamyśloną minę. - Nie jestem do końca pewien. Mam wrażenie że jestem tobą… lub tobą - zwrócił się do trzeciego - Lecz nie potrafię tego do końca wyjaśnić…. - Ponieważ to wy jesteście moimi kopiami - rzekł trzeci z wielką pewnością siebie - Najzwyczajniej w świecie doszło do zakrzywienia krzywej Plancka, co w bezpośredniej styczności z wirusem… - ...Doprowadziło do wypaczenia jaźni naszego EGO - dokończył drugi. - Mojego EGO - poprawił ten trzeci. - Proszę Pana - wtrącił się kierowca - REGUŁY z natury są zgodne same ze sobą, więc potwierdzam, że w zgodzie z nimi nie mogę Pana do niczego zmusić. To Pana wolny wybór. A samochód wciąż kręcił się i zaczął powoli przyśpieszać. W przedniej szybie majaczyła się sylwetka wieżowca. - Zatem zgodnie z REGUŁAMI samochód powinien się zatrzymać bo nie chcę się kręcić i uderzyć w wieżowiec. Jednocześnie nie powinien też spaść na ziemię. Wniosek do którego dochodził Ramirez wydawał się w być w pełni logiczny choć zdecydowanie idiotyczny. - Chciałbym zakończyć tę symulację - Oświadczył - I jest to zgodny wniosek każdej wersji mojego EGO. Od czego to wszystko się zaczęło… pamięć bywa zwodnicza ale biologię ciężko oszukać. Nie odwołując się do zapisu przeszłości i implantów wspomagających Ramirez postarał się po prostu przypomnieć sobie ostatnie co pamięta sprzed całego tego bałaganu… ciąg zdarzeń. Bez pauzy. Bez przerwy. Wszystko co się do tej pory wydarzyło wydawało się być poukładanym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Była kilka punktów, które mogły zastanawiać naukowy umysł Ramireza. Na przykład fakt, że do tej pory wszystko szło po ich myśli. Nawet gdy z pozoru robiło się gorąco, wychodzili z ambarasu obronną ręką. To było jednak za mało by zarzucić ostatnim 48 godzinom fałsz. Analityczny umysł Santany wychwycił jednak coś jeszcze. Rzeczywistość wypaczyła się chwilę po jego ataku na synthmorfa. To oraz wspomnienie wniosku, że wirus mógł się przemieszczać zarówno drogą elektroczniczną, jak i biologiczną, prowadziło do pesymistycznej konkluzji. Uchwycił spojrzenie pozostałych Ramirezów, a ich kiwanie głowami sugerowało, że doszli do tych samych spostrzeżeń. Plan był dobry, ale nie uwzględniał scenariusza, w którym Petro i/lub jego ochrona byli zarażeni. Ta ostatnia myśl towarzyszyła naukowcowi, gdy pojazd uderzał w wieżowiec. |
|
Inicjalizacja.... Przywracanie.... Wizualizacja.... Gotowe Witaj Opal! Dziennikarka otworzyła oczy czując przyjemny wiatr na swojej skórze. Siedziała pod zielonym, liściastym drzewem, którego liście kołysały się przy każdym podmuchu. Biały koc w czerwoną kratę oddzielał ją od gęstej zielonej trawy. Poza tym było tylko piękne błękitne niebo. - To takie obce... – wyszeptała. - Abyś wiedziała, że to nie rzeczywistość. Witaj wśród żywych Opal. - Jesteśmy przy tobie – obok dziennikarki zmaterializował się mężczyzna i kobieta. Oboje w marsjańskich morfach jakże dobrze znanych dla jej oczu. Rodzice. Ci którzy zaczęli to wszystko. Ją, Marsa. Bezkreśnie lojalni wobec siebie i planety – ich wizji tej planety. Mark Opal zamrugała zaskoczona. Pamiętała cos czego według niej nie powinna. Łzy od razu popłynęły z jej oczu zalewając strugami jej policzki. - Dlaczego..? - Musisz być silniejsza kochanie. To co ci zrobili... To na co się zgodziłaś. Wiesz jaki mieliśmy do tego stosunek. A teraz... Teraz musisz być ostrożniejsza – matka jak zwykle przejmowała inicjatywę i podejmowała decyzje za innych. Opal gniewnie spojrzała na swoją rodzicielkę. - Dostałaś od nas prezent kochanie. Wzmocniliśmy cię. Poradzisz sobie ze wspomnieniami. Poradzisz sobie z tym co przyniesie też świat rzeczywisty – wtrącił się łagodnym tonem ojciec. Zawsze stał po stronie matki choć wykazywał znacznie większą empatię niż ona. - ... Co się dzieje? – zapytała w końcu dziennikarka. Firewall - Pokażemy ci. Bądź silna córko. Pandora Opal złapała się za głowę kiedy kolejne wspomnienia do niej powracały. Nie na raz. Kaskadowo. Tak aby nie przeciążyć systemu. Nie przeciążyły. Strach i smutek ogarnęły umysł kobiety ale nie zdominowały go. Powoli radziła sobie z traumą jakiej doznała na jednym ze swoich śledztw. Straciła mężczyznę, którego pokochała bezpowrotnie. Sama została okaleczona. Fizycznie jak i mentalnie. Przypomniała sobie, że zgodziła się na wymazanie tych wspomnień w zamian za dalszą możliwość pracy w korporacji i dalszej kariery. Dług u przełożonych. Potem był Upadek. Poznała Billa. Szukali Elektry. Firewall. Co było potem..? Nie pamiętała. Kiedy jednak się obudziła z simulspacea dostrzegła ekrany informacji. Sięgnęła ręką aby powiększyć obraz. Jej dłoń była czerwona. Wsadzili ją do Rustera? Nie... To był TEN morf. Wyczyn matki i pewnie nie do końca legalna obróbka ojca. Ich dzieło. To którego odmówiła tak wiele lat temu. Powinna być zła, ale nie mogła zebrać w sobie tej emocji. Po prostu zaczęła czytać. Wirus. Setki, a może i tysiące zarażonych. Ogólna panika i gniew. Hiperkorporacje chcące poświęcić ludzi i burzący się na to ludzie. Co się stało? Jak do tego doszło? Czy to ma związek z tą cholerną puszką Pandory, którą wzięła od hakera w barze? Czy to jej wina? Co się stało ze Smithem? Bill? Zobaczyła własne imię wśród ofiar. - To chyba nielegalne że mnie ściągnęliście – zauważyła chłodno. - Jesteś teraz bardzo nielegalna córeczko. Ale tak trzeba. Pomożesz nam – słowa ojca były takie niepasujące do niego. Ale ciężko było nie zrozumieć. To był idealny czas aby działać. Idealny moment dla Barsomian. |
Pamiętał opowieść z dawnej Ziemi. Nie pamiętał co prawda kto mu ją opowiedział, ani tego jak się kończyła. O wiecznym wojowników, który przemierzał pola bitew w kolejnych wojnach walcząc po różnych stronach i z różnym przeciwnikami. Ale jego ostatecznym wrogiem była ścigająca go śmierć, które awatary pokonywał raz po raz nie mogąc umrzeć. I choć robił się coraz bardziej zmęczony życiem ten wojowników odmawiał poddania się słodkiemu uściskowi śmierci bez walki. Wieczny wojownik. Obecnie Smith czuł się taką istotą. Znowu przeżył, podczas gdy tak wielu innych zginęło lub zostało pochłoniętych przez obłęd wywołany wirusem. Twarz w lustrze była… znajoma. Pamiętał ją, mimo że czuł się dziwnie w tym ciele. Co akurat nie dziwiło Smitha. To było normalne w tej sytuacji. Umysł oddzielony od ciała musiał sobie przypominać czym jest fizyczność. Że ciało ma wagę, pęd, bezwładność… że nie rusza się z prędkością myśli. Że trzeba zachowywać równowagę. To wszystko jego umysł musiał sobie przypomnieć. Spoglądają w odbicie Smith próbował sobie przypomnieć twarz, tą pierwszą twarz jaką miał. Za każdym razem przychodził mu to z coraz większym. Za każdym razem twarz w lustrze była coraz bardziej obca. I coraz mniej było z Erica w Smithcie. A może się tylko łudził? Może prawdziwy Eric umarł lata temu, a on był tylko złudzeniem. Odbiciem odbicia. Pamiętał każdy ze swoich zgonów, każdy z rebootów swojej osobowości. Każdy kolejny był coraz mniejszym szokiem. Śmierć stała się tylko małą niedogodnością, mającą swój koszt… trochę zagubionych plików wspomnień wywołanych częstą zmianą rękawa. Smith… uważał się więc za kolejnego ze Smithów. Bytem uciekającym przed śmiercią w kolejne wcielenia i przenoszącym pamięć i wspomnienia wszystkich poprzednich wcieleń. Smith nie miał złudzeń. Przed śmiercią nie da się uciekać wiecznie. Kiedyś jego zgon okaże się ostatni, a kolejny reboot jego osobowości nieudany lub… nieopłacalny. Kiedyś umrze, ale już dawno przestał się bać ostatecznego końca. Kiedyś… ale nie teraz. Smith uniósł w dłoni maskę którą zamówił tutaj. Smith uznał bowiem że nie powinien być kojarzony z Firewallem. O wiele wygodniej będzie dla niego i dla organizacji, by Smith nadal był samodzielną jednostką bez widocznych więzów. Najemnik pracujący za pieniądze i bez ideałów oraz większych skrupułów. Teraz jednak sytuacja i w Małego Szanghaju i jego się zmieniła. Być może przyjdzie mu bardziej otwarcie współpracować z Firewallem. Ale w takim przypadku nie mógł być “Smithem”. Potrzebował więc nowej osobowości na takie misje. Założył więc pancerz, kaptur i zakrył twarz metalową maską. - Reaper. Taki pseudonim pasuje dla agenta firewallu, prawda?- zapytał poprzez szyfrowane łącze Vertigo. - Zamierzam też nosić tą maskę przez resztę pobytu na stacji. Jestem zdecydowanie za tym, by nikt nie mógł skojarzyć Smitha z tobą czy organizacją. Jako Reaper mogę działać swobodnie jeśli będzie to konieczne. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:38. |
|
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0