lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [solo/SavageStarWars]Star Wars Opowieść Łowcy Nagród (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/17737-solo-savagestarwars-star-wars-opowiesc-lowcy-nagrod.html)

Prince_Iktorn 30-05-2018 22:41

Agent ISB przyglądał się Łowcy z nieprzeniknioną twarzą.
- Oczywiście ku chwale Imperium i dla bezpieczeństwa jego obywateli. Widzisz Lyrio, przyszło nam żyć w czasach, w których konieczne są drastyczne środki, inaczej wszystko może ogarnąć chaos. Opracowaliśmy sposób na pacyfikację niepożądanych elementów przy zachowaniu nietkniętej infrastruktury. A dzięki tobie, mogliśmy przetestować inne wersje wirusa. Okazało się, że chociaż twój lek działa na zarazę, to na jej drugą wersję już nie. Teraz pozostało jedynie sprawdzić jej działanie. Niedługo rozpylimy ją z najwyższej wieży w Tel Bollin tak, abyśmy mogli zbadać dokładnie jej działanie na wszystkie zgromadzone tu gatunki. Nawet jeśli jakimś cudem przeżyją, to pozostanie nam manewr Baza Delta Zero. Cała populacja planety nie jest obywatelami Imperium, więc nasze prawa ich nie dotyczą. Tak czy inaczej, już są martwi. A ponieważ nasi ludzie także będą na planecie, to osobiście uruchomię systemy rozpylaczy, aby zginąć razem z nimi jeśli nasze szczepionki nie zadziałają. To jest to czego nie zrozumiesz, Lyrio. Nie zrozumiesz jak to jest służyć czemuś lepszemu, większemu dobru.
A na wypadek gdybyś zastanawiał się dlaczego ci to wszystko mówię, to cóż, jest kilka przyczyn. Po pierwsze, Siły Sektora Korporacyjnego. Oni naprawdę byli tu aby pomóc. Ich bezowocne wysiłki w poszukiwaniu leku pokazały nam jego skuteczność. Oczywiście gdyby podejrzewali nasz udział w epidemii, wiele rzeczy mogłoby potoczyć się inaczej, ale element zaskoczenia był po naszej stronie i wszystko poszło tak, jak powinno. Po drugie, chciałbym, żebyś zrozumiał, że każdy z naszych ludzi biorących udział w akcji znał ryzyko, przynajmniej na tyle, na ile pozwalają procedury, a ponieważ nie będę się chował za innymi, gdy trzeba podejmować działania ku chwale Imperatora, osobiście rozpylę wirusa. Będziemy obserwować jego działanie, dopóki populacja nie zostanie zneutralizowana. Po trzecie, dzięki temu moi slicerzy mają czas na skasowanie plików w komputerach które znaleźliście.
- Karabast! – wściekły Sane rzucił się do konsolety, jego palce błyskawicznie uderzały w klawiaturę.
- Po czwarte – Blaise był nieporuszony- być może zastanawiałeś się, po co szykowałem wojska naziemne na pokładzie „Vengeance”? Otóż w podziemiach tego kompleksu jest cały magazyn wirusa pierwszej generacji, a że łatwo go ulepszyć to szkoda byłoby go tracić w ataku orbitalnym. Oddziały już powinny być na miejscu. Żegnaj, Lyrio. Szkoda, byłeś użyteczny.

Hologram zniknął, a w tym momencie Sane z rezygnacją opuścił ręce.
- Nie zdążyłem. Skasowali wszystko.
Nagle rozległy się krzyki z komunikatora Miki.
- Szefie! Szefie! Mamy problem! Mamy problem jak stąd do hezmany! Natychmiast chodźcie na górę!
Kiedy całą grupą znaleźli się na parterze kompleksu, zobaczyli, że cały teren jest otoczony. Imperialne promy desantowe właśnie startowały, a ich ładunek, co najmniej dwie kompanie żołnierzy, swoopy zwiadowców i maszyny kroczące AT-AT i AT-ST, otaczali wzgórza i kompleks jak na razie luźnym, ale powoli zaciskającym się pierścieniem.




- Panie Lyrio, nasze szanse na wyjście z tej sytuacji z życiem oceniam na 1 do 3,720.
Ziggy nie byłby sobą gdyby nie przeliczył szans.
- Kapitanie Khort, mamy jeden sprawny myśliwiec i pańską ciężarówkę. – Niski, głęboki głos hutta Miki był zadziwiająco spokojny - Na ciężarówkę nie zmieścimy się wszyscy. Weźcie ją i uciekajcie. Ja… nie zostawię moich ludzi. Zostaniemy tutaj i spróbujemy bronić się wewnątrz tuneli kompleksu. Proponowałbym abyście spróbowali dostać się do Tel Bollin i powstrzymali tego człowieka przed wypuszczeniem drugiej wersji wirusa.
- W razie czego dasz radę dolecieć do Tel Bollin sam, twój plecak ma dość mocy.Sane sprawdził odczyty na panelu serwisowym jetpacka Łowcy.
- Mogę wziąć myśliwiec. – głos Navy zaskoczył wszystkich – ale nie pomogę w walce. On ma hipernapęd, prawda? Znam różnych ludzi, niektórzy… mogą być niedaleko Endregaadu. Może uda mi się sprowadzić pomoc…

- Panie Lyrio, proszę spojrzeć. – Ziggy wskazał na niebo, jego oczodół wysunął się nieco, gdy próbował rozpoznać obraz na zbliżeniu - To chyba „Resolute”.
Widoczny na niebie kształt ciągnął za sobą grubą smugę czarnego dymu. Lyrio zbliżył obraz w hełmie i dostrzegł zarysy. Stary Republikański Venator w barwach Sił Sektora Korporacyjnego, postrzelany i rozrywany kolejnymi mikroeksplozjami, opadał w stronę powierzchni planety. Ktoś za sterami rozpaczliwie próbował wyrównać lot wielkiego statku, ciągnącego za sobą ogon dymu i ognia.


- Zaatakowali ich na orbicie. – Mika popatrzył na Navę – Dasz radę odlecieć?
- Jestem pewna że tak. – stanowczo odparła Zabraczka.
- To jak robimy? – Sane zwrócił się do Łowcy.

Pinn 02-06-2018 10:58


Większe dobro. Czym one do diaska jest? Khort zastanawiał się przez dłuższa chwilę, gdy w zewnętrznym świecie pętle Imperialnego uścisku zaciskały się wokół ich pozycji. Mieli mało czasu, gdy padną trupem. Łowca nie był pewien czy należy oddać się przypadkowemu bohaterstwu czy zwiać Headhunterem z planety. Zdecydował po kilku ciągnących się sekundach, nie zamierzając zostać tchórzem. Mógł pozornie uratować całe Tel Bollin. Pozostawało pytanie czy jeśli powstrzyma Blaise’a, nie nadejdzie ludobójczy atak z orbity o którym wspominał. W ciągu kilku długich sekund nadeszła pewna, solidna fala determinacji.

-Załatwię Blaise’a, Ty z Ziggim zostaniecie tutaj. Będziecie częściowo bezpieczni. Spróbujcie zniszczyć pozostałe części wirusa.

Khort szykował się do wyjścia, awaryjnym przejściem- jeśli takie znajdzie. Po chwili odwrócił się bokiem i popatrzył na Nave.

-Ufam Ci Nav. Możemy odkupić swoje grzechy, nie ważne jak pompatycznie to brzmi- odrzekł Lyrio i odszedł.

Zamierzał popędzić ile się da, do miasta, a potem używając plecaka skokowego wspiąć się na wieże i usmażyć łeb Imperialnemu Agentowi. Może nie chodziło o poświęcenie a zwykłą antypatię do tego cholernego pyszałka. Tak, to było coś osobistego...

Prince_Iktorn 07-06-2018 21:42


Nie było potrzeby dłuższych rozmów, wszyscy wiedzieli co mają robić. Sane i Nava uścisnęli się z Lyriem, bez słów życząc sobie powodzenia, tym długim uściskiem przekazując sobie wszystko to, co tak trudno można wyrazić słowami. Nawet Ziggy wydawał się być poruszony.
- Panno Navo, polecę z panią. Będzie pani potrzebować dobrego nawigatora aby zwiększyć swoje szanse szybkiego przeliczenia skoku.

W odpowiedzi zabraczka jedynie skinęła głową. Po chwili potrząsnęła włosami i na jej twarzy Lyrio ujrzał znów dobrze znany mu wyraz zadziornego cynizmu. Gdy dziewczyna ruszyła biegiem do myśliwca, Lyrio skierował się do ciężarówki.

Odjeżdżając, na wstecznym monitorze dostrzegł, jak najemnicy Miki ustawiają stanowiska ciężkich blasterów w ruinach kompleksu, zapewne planując kilka linii swojej obrony. Łowca ruszył z wizgiem repulsorów, lawirując pojazdem pomiędzy ścianami kanionu. Nie minęło więcej niż kilkanaście uderzeń serca, gdy skalna ściana wokół niego eksplodowała. Odłamki skalne uderzały w pojazd, gdy Lyrio w ostatniej chwili skręcił, ratując ciężarówkę przed zniszczeniem. Przyspieszając ile tylko mógł, Lyrio kierował pojazdem wśród eksplozji ścian i czerwonych wiązek energii, które usiłowały trafić uwijającego się w unikach Łowcę. Siły Imperium ruszyły do natarcia.


Ostrzał z maszyn kroczących spadł na kompleks, niszcząc stare ściany, wybijając kolejne wyłomy w murach, wznosząc tumany dymu i pyłu. W odpowiedzi w stronę nacierających poleciały pojedyncze strzały, nieliczne, ale nieustające, pomimo tak miażdżacej przewagi wroga. Pojedyńcza biała smuga wystrzeliła niemal pionowo w górę, po chwili niknąc w chmurach Endregaadu. Nava odleciała.
Lyrio nie widział dokładnie komu udało się trafić w jego ciężarówkę. W jednej chwili uciekał prowadząc ją poprzez kanion, a w drugiej eksplozja rozerwała naczepę i wyrzuciła Łowcę do przodu wraz z kabiną kierowcy. Ten w ostatnim momencie zdołał włączyć plecak i wyleciał z rozpadającej się konstrukcji na chwilę przed tym, jak rozbiła się o ścianę kanionu. Lekko skołowany, zdołał jednak skierować się na pełnej predkości w stronę Tel Bollin i choć poleciało za nim kilka wystrzałów, to widocznie nacierający skupili się na kompleksie.
Pędząc w stronę stolicy, po mniej niż godzinie lotu, Lyrio dostrzegł kolejne ponure świadectwo Imperialnej siły. Daleko od miasta, otoczony kłębami dymu spoczywał wrak „Resolute”.


Przed lecącym Łowcą rozciągał się widok na pokryte słupami dymu miasto.
Nad nim, na niewielkiej wysokości, unosił się ISD „Vengeance”.


Lyrio pędził w stronę wieży, gdzie wcześniej zaginęli zwiadowcy Gubernatora, ale nikt nie miał czasu aby to sprawdzić... teraz promy kursowały z Gwiezdnego Niszczyciela na szczyt konstrukcji, niewątpliwie dostarczając więcej wirusa, lub sprzęt, konieczny do jego rozpylenia. Nie było wiele czasu. Na komunikatorach cały czas trwało zagłuszanie, przelatując nad murem Łowca widział na ulicach sylwetki żołnierzy w białych pancerzach. Było ich jednak mało. Widocznie Blaise nie chciał ryzykować życia zbyt wielu swoich szturmowców. Przelatując nad postrzelanymi budynkami, Łowca widział ludzi wyganianych na place i ulice. Wszystko po to, aby ułatwić zarażenie...wieża wznosiła się ponad nim. Gładkie kamienne ściany i martwe gniazda broni przeciwlotniczej i artylerii, wyłączone systemy sensorów. Ponad wznoszącym się w górę Lyriem widać było odległe szare płyty pancerza Gwiezdnego Niszczyciela, przesłaniające niebo. Ostatni z serii promów Lambda właśnie startował z platformy na samym szczycie wieży. Łowca na skanerach hełmu odbierał liczne zakłócenia, ale widział jedno wyraźne echo cieplne, wyświetlane na mapie (otrzymanej w pakiecie z danymi od Gubernatora) gdzieś przy Procesorach Atmosferycznych, przy południowej stronie platformy. Dopóki nie wyleci ponad platformę mógł polegać tylko na czujnikach hełmu, ale te zakłócenia mogły oznaczać kłopoty. Jak dotąd nikt nie zauważył samotnego mężczyzny lecącego w górę wieży...

Pinn 08-06-2018 17:43

Imperium oznaczyło swoje wpływy na Tel Bollin niczym żar na skórze Banthy. Na niebie złowieszczo wisiał Gwiezdny Niszczyciel, gotowy w razie kłopotów ostrzelać całe umierające miasto. Lyrio usiadł pod wspornikami platformy czując jak adrenalina pali mu wnętrzności, pulsując nagląco. Łowca wyczuwał swoją śmierć, zbliżającą się nieubłaganie.

Pomyślał o Sanie, Navie i Ziggym, życząc im jak najlepszego losu. Kiedy się żegnali czuł pewność, że widzą się po raz ostatni. Zastanawiał się dokąd zwiała Zabraczka, czy skoczy z orbity planety oraz czy Sane leży już martwy w niszczonym ciężką artylerią kompleksie oczyszczalni. Lyrio mógłby przysiąc, że czuje smutek, który kłębił się w nim od wielu lat. Nigdy nie znalazł swojego miejsca, ale teraz mógł zrobić coś należnego. Przynajmniej tak mu się wydawało, nie było już czasu rozprawiać się nad motywacją swoich działań. Spojrzał na dwa blastery, które służyły mu tyle lat. Potem rozejrzał się po panoramie miasta, próbując pojmać i pojąc chwilę- zawsze nieuchwytną- po raz ostatni.

Był gotowy.

Aktywował dopalacz refleksu. Igły płynnego chromu rozeszły się wzdłuż kręgosłupa, kończąc swoje natarcie wielkim rozbłyskiem w głowie. Momentalnie zwolnił czas, wszystko wydało mu się nieskończenie piękne i choć nikt nie mógł tego potwierdzić, istniała szansa, że drobne kropelki łez zebrały się jak rosa pod okiem Khorta.

Zamierzał zakraść się, wspinając się koło procesorów atmosferycznych, skąd pochodziła jedyna widoczna sygnatura cieplna. Cały czas był gotowy do skoku plecakiem, w razie czego chcą wykorzystać przewagę jaką dawał mu lot. Cel był prosty, miał zabić Blaise’a i nie pozwolić mu rozprzestrzenić wirusa, jak i dać rozkaz bombardowania planety. Niszczyciel wisiał nad Tel Bollin; z tej odległości z miasta zostałby tylko ponury krater.

Lyrio zamierzał złapać się wystających śrub i wspiąć się po platformie. Rekonesans był najważniejszy, następnie identyfikacja Agenta ISB i jak najszybsza jego eliminacja.

Młody mężczyzna skoczył, podniósł się, by po chwili znaleźć się na platformie. Apokalipsa wisiała w powietrzu.

Prince_Iktorn 08-06-2018 23:43


Soundtrack
Lyrio Khort, łowca nagród z Nar Shaddaa, wspinał się po rusztowaniu, kierując się w stronę jedynego echa cieplnego jakie odbierały jego czujniki. Chwytając się wystających wielkich śrub, mocujących platformę do szczytu wieży, podciągnął się w górę i znalazł się za wielkim korpusem jednego z przetworników atmosferycznych. Przez chwilę widział całe miasto, pełne ludzi. W powietrzu przelatywały Imperialne maszyny, zaś na ziemi nawet z tej wysokości udawało mu się dostrzec odległe wystrzały przy dzielnicy doków. A więc ktoś nadal stawiał opór. Pułkownik? Gubernator i jego ludzie? Nagle usłyszał głos, który jedynie utwierdził go w swoich zamiarach.

- Tu Blaise. Załadunek wirusa kompletny, jesteśmy gotowi do kontaminacji. Przygotujcie się. Włączam rozpylanie za 5, 4, 3...

Lyrio nie dał mu dokończyć. Wyskoczył zza metalowej konstrukcji, obracając się w locie tak, aby natychmiast wziąć na cel swego przeciwnika. Jego przyspieszone odruchy nadawały całemu zdarzeniu odrealnienia, jakby uczestniczył w tańcu, tańcu który musiał zakończyć się śmiercią. I wtedy ich zobaczył.


Blaise był tam, we własnej osobie, ubrany zgodnie ze swoim zwyczajem w barwioną na niebiesko zbroję Imperialnego Zwiadowcy. Na hełmie wymalowana była rozdziawiona paszcza. Agent nie był jednak sam. Dwie postacie odziane w czarne pancerze elitarnych szturmowców flankowały agenta ISB.


Jeden z żołnierzy zaczął unosić broń do strzału, zaś drugi, stojący bardziej bokiem, zareagował niemal tak szybko jak Łowca. Rzucił się do przodu, zasłaniając agenta własnym ciałem. Lyrio strzelił. Dwie serie z robionych na zamówienie pistoletów blasterowych pomknęły w stronę zaskoczonego Blaise'a i trafiły w pierś i głowę odzianego w czerń żołnierza. Gdy ciało szturmowca upadało, agent udowodnił, że nie spędzał swojej pracy za biurkiem. Natychmiast ruszył biegiem do osłony, ostrzeliwując się przez ramię z karabinka blasterowego. Strzały wypalały głębokie bruzdy w metalowych płytach platformy, gdy Lyrio kontynuował ruch w przód, samemu starając się zejść z linii strzału drugiego z Imperialnych Komandosów. Jego pistolety nadal strzelały, jednak żołnierz był już przygotowany i sam w mgnieniu oka skoczył za osłonę. Na chwilę zapadła cisza, gdy obie strony próbowały ocenić sytuację, ale Lyrio zdawał sobie sprawę, że posiłki dla agenta na pewno są już w drodze, a jeśli nawet nie, to za chwilę będą. Zrozumiał też, że jego hełm nie wykrywał komandosów, choć nadal widział Blaise'a. Nie mogąc dłużej czekać, uruchomił plecak i wystrzelił w górę. Ujrzał ich od razu, gdy agent i żołnierz próbowali zajść go z dwóch stron. Systemy celownicze hełmu od razu oznaczyły obu jako wrogów i Lyrio w zwolnionym przez swoje przyspieszone reakcje tempie obserwował, niemal jakby patrzył z boku, jak dwa pistolety przemieszczają się, a każdy szuka swojego celu. Nie mógł chybić. Eksplozja rozrywanego plecaka rakietowego niespodziewanie rzuciła Łowcą niczym szmacianą lalką. Spadając, ujrzał za plecami trzeciego przeciwnika, kolejnego komandosa. Upadając, grzmotnął o dach windy prowadzącej w głąb wieży i przeturlał się, z powrotem trafiając w okolice przetworników atmosferycznych.

- Zatrzymajcie go! - Krzyk Blaise'a dało się słyszeć na całej platformie.

Lyrio z uśmiechem, krzywiąc się z bólu poranionych pleców, puścił długą serię prosto w mechanizm sterujący przetworników. Urządzenie pokryło się siatką wypalonych otworów, po czym ekrany zgasły, gdy jego boczna część eksplodowała.

-NIE!!! - Wściekły głos Agenta był niczym balsam na walczącą z bólem duszę Lyria.

Najbliższy z żołnierzy wpadł na Łowcę całym ciałem, na wpół powalając go na ziemię. Choć Lyrio intensywnie ćwiczył walkę wręcz z Navą, to teraz boleśnie przekonał się, że do jej poziomu bardzo mu daleko. Komandos odbił obie ręce Łowcy i wytrącił mu broń. Pistolety potoczyły się po platformie, a pochwycony w bezlitosny uścisk Lyrio, trafił rozpaczliwie machającą wolną ręką na ostatnią pamiątkę od zabraczki. Niewielki wibronóż wbił się pod pachę zaskoczonego komandosa, a karabin żołnierza trafił w ręce Łowcy. Półleżąc, z ciałem wroga służącym mu za osłonę, Lyrio otworzył ogień ciągły. Długa seria trafiła ostatniego ze szturmowców, gdy jego własne strzały oddane w kierunku Łowcy trafiły jedynie jego zabitego towarzysza. Nagle obok Lyria wylądowała mała metalowa kula. Granat! Zdołał jedynie obrócić się aby spróbować osłonić głowę przed odłamkami, ale nic to nie dało. Eksplozja błękitnej energii była wręcz łagodna dla otoczenia. Nie było odłamków, ognia, jedynie zapach ozonu. I ból, agonia, którą Lyrio czuł każdym nerwem, każdym wzmocnionym cybernetyką nerwem, który właśnie palił się, będąc porażonym i przeciążonym na skutek eksplozji granatu jonowego. Nie poczuł, jedynie usłyszał, jak jego zęby łamią się w zaciśniętej szczęce. Jego ciało dygotało jak w talasiańkiej febrze, kończyny kompletnie odmawiały posłuszeństwa.

Jak przez mgłę dostrzegł zbliżającą się postać. Wyszczerzona na hełmie paszcza zbliżała się w jego stronę. Blaise podchodził bliżej, z karabinkiem cały czas wycelowanym w Łowcę.

- A jednak mnie zaskoczyłeś. Czułem, że ten granat się przyda...- w jego głosie nie było już gniewu, jedynie znużenie.
- I cóż osiągnąłeś? Zniszczyłeś system dystrybucji, brawo. Zbudujemy nowy w mniej niż trzy godziny. Oddałeś życie... i za co? Za bandę wyrzutków, śmieci, nieludzi?! Miałeś taki potencjał, Lyrio. Szkoda.


Soundtrack

Łowca nie mógł mówić. Nawet wydanie z siebie jęku było ponad jego siły. Jedyne co mógł robić to patrzeć. Lufa karabinka uniosła się do oka Blaise'a. Czarny tunel spoglądał prosto w twarz Lyria. Nagle wieża zaczęła się poruszać. Nie, zrozumiał Lyrio, nie wieża, a statek! Gwiezdny Niszczyciel ruszał! Gdy wieżą zatrzęsła potężna eksplozja, Łowca poczuł przeszywający ból w piersi, bowiem dosięgła go ostatnia seria z karabinka agenta, po czym Lyrio zatonął w ciemności. Już bez bólu. Jedynie z radością, bowiem ostatnim co miał przed oczami, były smukłe sylwetki myśliwców Rebelii prowadzonych w locie przez starego Z95 Headhuntera.


***

- NIE POZWALAM CI UMRZEĆ! - głos w ciemności przedzierał się przez otchłań pustki kosmosu do Lyrio Khorta.
***

-NIE POZWALAM CI UMRZEĆ! - głos pojawiał się raz po raz, szarpiąc i trzymając tą ostanią, wątłą nić życia, która trzymałą Lyria na tym świecie.


***

-NIE POZWALAM CI UMRZEĆ!
-On nie żyje...
-Proszę pana, obrażenia pana Lyria są śmiertelne..
Inne głosy zaczęły docierać do Łowcy.

***
- Co ty robisz?!
- NIE POZWALAM MU UMRZEĆ! - siła która pojawiła się nagle w głosie mężczyzny pociągnęła Lyria z otchłani niczym tonącego z topieli. Gdy mrok ogarnął go ponownie, był to tylko sen.

Soundtrack



Lyrio ocknął się na łóżku szpitalnym. Samo pomieszczenie nie było duże, większość powierzchni zajmowało łóżko i aparatura medyczna. Ziggy nachylał się właśnie nad aparaturą. Przy stoliku obok łóżka leżał pistolet Lyria. Nie żeby to coś pomogło, bowiem gdy Łowca uniósł rękę, drżała ona tak, że nie byłby w stanie utrzymać w ręce łyżki.

- Panie Lyrio, proszę o ostrożność. - głos droida był uprzejmy.
- Przeżył pan wypalenie układu nerwowego. Miał pan wiele szczęścia. Przy długiej rekonwalescencji i rechabilitacji ma pan niezerową sznasę powrócić do normalnego funkcjonowania.
- Ma pan także gości. Wszyscy prosili aby powiadomić ich, gdy zacznie się pan budzić.

***
Do pokoju weszła Nava Norgito. Zabraczka wyglądała jak zwykle, z jednym wyjątkiem. Na ramionach miała mundurową kurtke Rebelii. Zblizywszy się do Lyria, spojrzała mu głęboko w oczy i pocałowała. Długo. Mocno.
-Udało ci się. Powstrzymałeś rozpylenie wirusa. Byłeś... w paskudnym stanie, gdy cię znaleźliśmy. Myśleliśmy, że nie żyjesz. To Sane, to on cię uratował. Nie wiem jak, nawet Ziggy myślał, że z toba już koniec.

Zabraczka pogładziła rękaw kurtki, przez chwilę unikając spojrzenia Lyria.
- Chyba nie o wszystkim sobie mówiliśmy. - parsknęła.
- Może więc ja zacznę. Nazywam się Nava Norgito. Moja rodzina żyła na Aldeeranie, w małej zbarackiej enklawie. Dla Sojuszu Rebeliantów pracowałam od początku, moi rodzice wspierali senatora Baila Organę...


***
Do pokoju wszedł Sane. Technik przytulił Lyria i spojrzał mu głęboko w oczy.
- Udało ci się. Na szczęście, mi też się udało. Ja... dawno, bardzo dawno tego nie robiłem. Widzisz, są rzeczy których nikomu nie mówiłem.

Technik wyjął z kieszeni kurtki długi, lśniący cylinder. Wcisnął przełącznik i długi na około metr promień żółtej energii rozbłysł i ustalił się. Lyrio wiedział, co to za broń. Miecz świetlny.

- Należał do mojego mistrza i opiekuna. Gdy Imperium zniszczyło świątynię Jedi na Coruscant, miałem zaledwie kilka lat. On zabrał mnie, opiekował się mną jak mógł, ale w końcu go dopadli. Tylko to mi po nim zostało. Nigdy nie umiałem się tym dobrze posługiwać, zawsze lepiej przychodziło mi naprawianie. Maszyn i ludzi. Dość już uciekalem. Podobno Luke Skywalker, bohater Rebelii jest Rycerzem Jedi. Podobno na Bespin walczył z Darthem Vaderem i przeżył. Chcę go odnaleźć. Chcę nauczyć się, jak być Jedi. Może wtedy będę mógł lepiej ci pomóc. Ale choć niewiele mogłem zrobić, to jednak coś mi się udało.

Postawił na stoliku obok Lyria pojemniczek z narkotykiem. O dziwo, Lyrio nie poczuł żądzy, łaknienia, niczego, do czego był tak przyzwyczajony. Myślał trzeźwo, po raz pierwszy od lat, widział w narkotyku jedynie biały proszek.

- Nie będziesz już tego potrzebował. A co zrobisz dalej to Twoja decyzja...Acha, możesz zatrzymać moją część wypłaty – uśmiechnął się.


***
Gdy do pokoju wszedł (wpełzł) Mika, Lyrio ujrzał na ciele hutta liczne opatrunki. Niektóre były już zdjęte i świeża skóra odznaczała się jaśniejszą barwą. W przeblysku intuicji Łowca zauważył, że kształt blizn po postrzałach z blastera u hutta był taki sam, jak kształt płatów suchej skóry u Popary, którego widział jeszcze na Nar Shaddaa. Czy tamte ślady to też były blizny? Jeśli tak, to Mika wyraźnie szedł w ślady ojca...
- Kapitanie Khort, niezmiernie cieszę się z pańskiego sukcesu. Ocalił pan przynajmniej wszystkich obywateli Tel Bollin i zapewne całego Endregaadu. Ucieszy pana wiadomość, że Gubernator przeżył i powiadomił władze Sektora Korporacyjnego. O ile nie wystąpią oni zbrojnie przeciw Imperium, o tyle wieść o zdarzeniach na planecie zatacza coraz szersze kręgi. Imperium nie ma zasobów aby zabić wszystkich którzy o tym mówią, a boją się podjudzania do Rebelii, więc, obecna wersja wydarzeń jest następująca. Blaise był agentem renegatem, który samowolnie wykorzystał materiały Imperium aby pomóc Rebelianckim terrorystom. Oczywiście nikt tu w to nie wierzy, ale ta wersja zapewnia bezpieczeństwo planecie...Niestety ISD Vengeance zdołał uciec, z Blaisem na pokładzie.
- Co do pańskiej nagrody to wywiązał się pan ze swojego zadania z nawiązką. Dopilnuję, aby otrzymał pan wynagrodzenie obiecane przez mojego ojca jak i bonus ode mnie za pomoc. Nie będzie pan już musiał pracować. Mam nadzieję, że uda się panu wrócić do zdrowia, jeśli tak, to zawsze znajdę dla pana zajęcie. Muszę zając się sprawą mojego brata...

Pinn 09-06-2018 16:55

[media]http://www.youtube.com/watch?v=_O5QDU--qpw[/media]



Minęły trzy tygodnie od kiedy Lyrio prawie nie zmarł na platformie przy najwyższej wieży Tel Bollin. Siedział w wózku inwalidzkim patrząc na szare skały Endergaadika. Jak się szybko dowiedział, była tu baza Sojuszu Rebelianckiego. Całkiem spora, pełna niespotykanego wcześniej ruchu. Każdy z żołnierzy Rebelii pędził, ale z poczuciem celu. Tego, że ma ważne zadanie do wykonania. Trochę go to śmieszyło, ale zaczynał czuć się częścią tej drużyny. Wzbudził spore zainteresowanie wśród załogi bazy. Ciężko to do Lyria dochodziło, ale w końcu zrozumiał, że gdyby nie on, Nava, Sane oraz nawet stary, zardzewiały Ziggy baza straciłaby na znaczeniu, bo w Tel Bollin i mniejszych osadach Endergraadu nie zostałaby żywa istota. Prawdopodobnie nawet te śmieszne sygnaturki małych pustynnych zwierzątek.

Khort próbował wstać, ale jego drgające jak szalone ręce ledwo trzymały poręczy wózka. Całe ciało bolało. Przeszczepiono mu jego własną skórę tworząc pomarszczoną karykaturę pleców i prawej części twarzy. Niestety stan Łowcy był krytyczny i nie było czasu na wyhodowanie tkanek skóry.

Dochodził do tego prawie całkiem wypalony układ nerwowy. Gdyby dopalacz refleksu nie był wojskowej klasy pewnie, by zmarł. Tylko solidne zabezpieczenia przeciw-obciążeniowe sprawiły, że teraz pomimo drobnych ataków padaczki i migren miał szansę wrócić do zdrowia. Na efekty należało jednak czekać. Przynajmniej trzy lata rehabilitacji wisiały w powietrzu. Niemniej główny chirurg pobawił się również z wątrobą Khorta prawie całkowicie eliminując uzależnienie od przyprawy. Nareszcie mógł poczuć się wolny. Przy całej tej sytuacji o dziwo znikły koszmary. Nie widział już odtwarzanych od nowa scen z dzieciństwa. Mundorot podobno całkiem wymarł po brutalnym złupieniu przez piratów Nikto. Matka Lyrio jednak zmarła dwa lata przed tym na jakąś chorobę zakaźną przewleczoną z innego układu. Tak przynajmniej powiedział jeden z zaprzyjaźnionych szpiegów Navy. Lyrio zamyślony zobaczył, że idzie. Miała na sobie grubo uszyty mundur Rebeliantów, jednak jej włosy były jak zawsze zadbane. Dziwnie się mu na nią patrzyło, ale zaczynał powoli rozumieć jak jest mu bliska.

-Jak tam dzień Lyrio… czy jak mówi część bazy- popatrzyła w górę i wywróciła figlarnie oczami- Wybawicielu Spod Tel Bollin. Jak czujesz się jako figura religijna?

-Moc jest we mnie silna. Jestem silny mocą- dwójka wybuchnęła śmiechem, bo od kiedy Sane okazał się ocalałym uczniem Jedi, rzucił nawet bliską sobie piersiówkę i z znanym wszystkim entuzjazmem planował znaleźć jakiś innych pobratymców. Coś go jednak trzymało w bazie i każdy wiedział o co chodzi.

-Kiedy wyruszamy? Znaczy wyruszacie… znaczy do diabła, kiedy każdy z nas ruszy w inną stronę- powiedział Lyrio starając się zachować poważną twarz. Nie wiedział jednak na ile mu to wychodzi z paskudną, leczącą się blizną.

Nava popatrzyła mu prosto w oczy, zrzucając maskę, wydawała się lekko smutna i niepewna.

-Zrobiłeś dużo dobrego, potrzebujesz odpoczynku. Podziemny Szpital Rebelii na Coruscant, jest sprawdzony oraz bezpieczny. Nawet dostaniesz zniżkę za swoje czyny. Jesteś bogaty- Norgito zamyśliła się po czym bardziej rozpromieniona odrzekła z dumą patrząc na Lyrio- Sto tysięcy na przytułek dla sierot to ładny gest. Jesteśmy kwita, jeśli idzie o wypłatę, bo zrobiłeś dużo więcej niż mogłaby wyrazić cała forsa w Galaktyce.

-Nadal przyzwyczajam się do sztucznej szczęki. Powiecc seplenie czasem?

-Niemniej tak ja zwykle- Nava walnęła go w ramię.

-Rozumiem, że nie złapiesz się na miesiąc miodowy na PROROKU? Oferta cały czas aktualna.

-Przykro mi statek jest za bardzo poszukiwany i…

Lyrio wzruszył ramionami.

-I od tego są Zewnętrzne Rubieże.

Nava spojrzała na niego tak jak wtedy, gdy żegnali się w zrujnowanej oczyszczalni. To zmroziło nieco Łowcę, jednocześnie wywołując spodziewaną akceptację.

-Misja- stwierdził.

-Misja, tak.

-Powodzenia… ale poleć mnie temu Ackbarowi czy jak nazywa się ten gość. Wiele osób o nim mówi, a ja lubię owoce morza- powiedział pół poważnym tonem mężczyzna.

-Podobno lubi słowo “niesubordynacja” i muszę stwierdzić, że przejawiasz jest niesamowite pokłady…

Pocałowali się nagle, mówiąc to na co nie było słów. Tych chcianych i tych niechcianych. Nava odleciała następnego dnia.

***

-Ostatnia szklanka Lyrio. I moja również- Sane chwiał się w cieniu wąskiej kantyny na Endergaadiku.

-Zaa środki przeciwbólowe, które nie są narkotyczne… chociaż Kajdan był całkiem uroczy- zakpił z siebie Khort.

-Mówię Ci to było złe. Masz nową wątrobę. Mnóstwo kredytów.

Lyrio machnął ręką i przerwał przyjacielowi.

-I potrzebuje mechanika. PROROK go potrzebuje. Nie możesz mi odmówić czyż nie?

Sane wydawał się zmieszany, patrzył w zawartość szklanki z whisky na lodzie.

-Chcę znaleźć jakiś Jedi. Bez obrazy, ale nie wiem… stary, nie wiem…- Sane’owi zaczął trześć się głos, a na oliwkowych policzkach pojawił się rumieniec. Był słodki.

-Wiesz i ja wiem, że lecę z tobą. Nie ma innej opcji. Przemyśl to Sane. To jak górska wycieczka. Co może stać się poszukując rycerzy.

-Wszystko Lyrio.

Łowca kiwnął głową i stuknęli się drinkami.

-Za wszystko i do dna.

Sane przetrawił alkohol i podjął decyzję, o której powiedział mu dopiero tydzień po odlocie Navy. PROROK po raz kolejny zaszumiał ogłuszająco w hangarze.

Prince_Iktorn 09-06-2018 23:09


Soundtrack


Baza Sojuszu Rebeliantów


Lyrio siedział za sterami PROROKA, kolejne systemy uruchamiał drżącymi lekko rękami. Na szczęście Ziggy pomagał jako nawigator, ale rekonwalescencja będzie długa. Przy biodrze spoczywał jego jedyny ocalały ciężki pistolet blasterowy KSM-18 „Justus”. W sumie to nawet dobrze, że jedyny, bo i tak na strzelnicy potrzebował obu rąk, aby w cokolwiek trafić. Humor poprawił mu się natychmiast, gdy z komunikatora dobiegł go głos mechanika.
- Mam namiary na Flotę Rebelii. Skywalker na pewno tam będzie, a poza tym, może powiedzą nam coś o Navie...

Łowca uruchomił silniki skokowe, czekając na sygnał od Sane'a.
- Wszystkie pola zielone, wbijaj! Przesunięcie dźwigni, światło gwiazd rozciągnięte w nieskończone linie, gdy PROROK skakał w nadprzestrzeń, ku kolejnym przygodom...






***


Kwatera Główna Imperialnej Służby Bezpieczeństwa, Coruscant.




Kobieta siedząca za stołem w sali konferencyjnej przyglądała się skutemu mężczyźnie. Jej dwukolorowe oczy patrzyły z pogardą na więźnia.
- Zawiodłeś.
Agent Blaise, w więziennym uniformie, uniósł głowę. Jego myśli były czyste niczym kryształ khyber. Musiały takie być, bowiem stał przed obliczem Dyrektor Imperialnej Służby Bezpieczeństwa, Ysanne Isard, która zabiła własnego ojca, aby zająć jego miejsce. Ona nie tolerowała porażek.
- Wszystko opisałem w raporcie, ja...
- Milcz. - głos kobiety ciął niczym bicz. Agent zamknął usta wpół słowa.
- Kosztowałeś nas tak wiele. Masz pojęcie, ile wydaliśmy na akcję dezinformacyjną? Gdy Rebelianci zniszczyli Gwiazdę Śmierci, wszystkie pieniądze włożone w jej budowę przepadły! Generał Tagge miał rację! Gdybyśmy za te kredyty zbudowali flotyllę Gwiezdnych Niszczycieli, Rebelii już by nie było. Teraz nie możemy pozwolić sobie na większe straty. Musimy odbudować wizerunek, rozumiesz?

Ciarki przeszły po plecach agenta. Całe życie służby, wyrzeczeń. I tak miał skończyć? Wściekłość zwyciężyła nad rozsądkiem.
- Spierdalaj. - Isard zaniemówiła.
- Wszystko co robiłem, robiłem dla Imperium i Imperatora. Poświęciłem życie dla obywateli Imperium i jeśli będzie trzeba to dla dobra Imperium zginę. Tylko przestań pierdolić, bo się porzygam.

Nie wiedział, czego się spodziewać. Ysanne Isard patrzyła na niego i widział wzbierającą furię. Nie powinien był się odzywać. Mundury ISB były czerwone. Jak mówiono, dlatego aby nie było widać na nich cudzej krwi. Blaise wiedział, że są tu tacy, dla których to stwierdzenie było w pełni prawdziwe.

- Doskonale. - Nowy głos odezwał się za plecami agenta. Isard otworzyła usta, ale mężczyzna nie czekał.
- Zgodnie z Imperialnym Dekretem 387-23, powołuję agenta Blaise'a do mojej służby.
Obok więźnia przeszła lekko przygarbiona postać. Obcy, z jakiejś nieznanej agentowi gadziej rasy. Położył datapad na stole przed panią Dyrektor. Ta uruchomiła urządzenie i przez chwilę odczytywała dane. Pokręciła głową.
- Jest pan pewien? Mam wielu lepszych agentów.
- Jestem pewien że ich umiejętności są wybitne, ale pan Blaise wydaje się być wyjątkową osobą.
- Obraził mnie. Mogę podważyć zasadność zastosowania dekretu w jego sytuacji. - Isard nie lubiła jak zdobycz wymyka się jej z rąk.
- Mogę odwołać się do samego Imperatora. - głos mężczyzny cały czas był spokojny, nieporuszony.

Po chwili milczenia Ysanne Isard skapitulowała.
- Jest pański. - z tymi słowami wyszła z sali.

Obcy podszedł od tyłu do więźnia i zdjął mu kajdanki. Gdy agentowi wróciło czucie w rękach, gad podał mu pas z bronią. Ciężki pistolet blasterowy KSM-18 „Justus” przyjemnie obciążył biodro.
- Przywiózł go pan z Endregaadu. Pamiątka? - w głosie mężczyzny słychać było uprzejme zaciekawienie.
- Tak. Oraz obietnica załatwienia niedokończonych spraw. - Przed oczami Blaise'a stanął obraz Lyrio Khorta.
- Te sprawy będą musiały poczekać. Wypełniam misję najwyższej wagi z polecenia samego Imperatora, a Pan stał się jej częścią. Jak zawsze, jest dużo do zrobienia. Nie możemy tracić czasu. Proszę się przygotować, kolejne zadanie otrzyma pan wkrótce. Rukh pana odprowadzi.

Blaise skinął głową, po czym przypiął pas z pistoletem i ruszył za gadzim ochroniarzem.

Gdy wyszli, Wielki Admirał Thrawn obrócił się, studiując mapę gwiezdną, rozważając strategie i snując plany na przyszłość...









Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172