lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Shadowrun] Ojczyzna (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/18245-shadowrun-ojczyzna.html)

Plomiennoluski 25-06-2019 01:07

Pozbycie się leśnego kompleksu, było sporym sukcesem, jego neutralizacja i całkowite zniszczenie, gigantycznym. Chociaż miał dziwne wrażenie, że obaj czarodzieje musieli sięgnąć po coś naprawdę mocnego. Czy było to otwarcie wrót do astralnych płaszczyzn ziemi, czy sprowadzenie żywiołaka, które zaczepili o sadzawki krwi, by to ich mocy użyć do podtrzymania zaklęcia, nie miał pojęcia. Na wojnie nie było świętych, więc wolał nie wnikać. Im mniej wiedział, tym lepiej spał w tym wypadku, a i tak miał z tym problemy.


Kiedy przysłuchiwał się tłumaczeniom odnośnie tego, co zastali pod spodem, dorzucił własne pytanko. - To gdzie się podział uran czy pluton, też go wygasiliście, czy było tam jakimś cudem samo promieniowanie? - Nie miał zamiaru babrać się w krwawej magii, ale sposób na dezaktywowanie wzbogaconych pierwiastków radioaktywnych, byłby co najmniej ciekawy. Był w stanie sobie wyobrazić, że już w miarę niedługo zaczną się kolejne fale ataków na elektrownie, zawsze były doskonałym celem dla eko aktywnych. Za to miejsca takie jak SOX, mogłyby na tym sporo zyskać. Tylko nie był pewien, czy nawet jeśli ktoś znałby taki sposób, ktoś inny pozwoliłby na jego użycie. Ostatnio uświadamiał sobie, że bardzo wielu ludzi czerpie zyski na nieszczęściu innych.


Pojawienie się Lubomirskiego, zaraz po uspokojeniu się lasu, było mieszanym błogosławieństwem. Co prawda wolałby zostać na dłużej pod uspokajającą aurą lasu a na dodatek każdy kolejny szybki rajd wyczerpywał zapasy jak i siły towarzyszy, to jednak teoretycznie przesuwał linię frontu i przybliżał zwycięstwo. Ciężko było się nie zgodzić, że pośpiech był wskazany, zwłaszcza ze względu na psychozę z Pomoryi. Nie wiedział nadal czyja to była zagrywka. Mógł mieć jedynie nadzieję, że kiedyś się dowie i nic z tych osób nie zostanie.


Zbyszkowi udało się nieco zdrzemnąć, chociaż nie był to sen ani spokojny, ani długi. Pobudka zastała go przy mechanicznym przeżuwaniu porcji żywnościowych. Przysłuchiwał się odprawie ze stoickim spokojem, kiedy jego umysł, zazwyczaj nastawiony na maszyny, starał się przetrawić przedstawiane mu informacje. - Ktoś wziął pod uwagę tych kultystów ognia? Na kogo oni się rzucą, kiedy zacznie się jatka? Ta dywersja na Warcie, to będzie duża, mała? Ma ich rozproszyć, czy ogłupić? Może wysłać tam puste kajaki sterowane wydrami, albo rybami? Niech się wstrzelają w wodę bez konkretnego powodu. Siły zawsze przydadzą się gdzie indziej, ale ja tam się znam na maszynach i agregatach, nie na taktyce. O, właśnie, skąd zasilają ten cały pociąg? Z lokalnej elektrowni, czy osobna linia? Bo jak tak patrze, to elektrownia zdaje się być na obrzeżach, mimo że pewnie będzie solidnie strzeżona, jak całe miasto. Eeee, dupa, mieliby nas jak na widelcu, a tracąc miasto, pewnie zrównaliby i elektrownię z ziemią, za to można trakcję rozwalić, tak dla zasady. - Wyrzucił z siebie mechanicznie Kowalik i wrócił do opróżniania swojego kufla kawy. Nie podobał mu się plan dzisiejszego dnia.

JohnyTRS 26-06-2019 19:57

Kocur


Kocur wolał nie wiedzieć, co leśni czarodzieje zrobią z tamtym, który połamanymi dłońmi próbował się za coś złapać. Na pewno nic przyjemnego. Minus i minus dają plus, więc trochę krwi się poleje
- Z tamtego to niewiele pozostanie – rzucił do Wysockiego.
Atmosfera miejsca nadal ciążyła, Kocur miał do magii rozsądne podejście: Nie znaleźć się na jej celowniku, zejść z drogi i i zajść gościa od tyłu.

Grupa ruszyła prowadzać rannych i jeńców. Kocur jak zwykle prowadził, lufa jego kałacha co rusz niknęła w rozgałęzieniach. Ten kto się tam ukrywał wystrzelił, kula odłupała kawałek betonu obok Kocura. Kapral AK był skuteczniejszy, skosił tamtego serią. Walka zaczęła się na nowo, co rusz natrafiali kolejne grupki, nieliczne się poddawały.

Neutralizację tego ruskiego syfu poczuli nieliczny, Kocur miał tylko lekkie wrażenie, że jest mu lżej. Wraz z Wysockim wrócili z odnogi do głównych sił
-Czysto – zameldował, czarodzieje już tam byli, zadowoleni z roboty. I nie do końca wiedzieli jak tamci połączyli reaktor atomowy (!) kamienne kręgi i aztlański syf. Kocur tym bardziej.
-Kurwa – skwitował – za taką stratę komuś w Moskwie urwą jaja.
Miał ochotę na odpoczynek, te podziemia zaczęły działać mu na nerwy.

Huk eksplozji dochodzących z tuneli utwierdził ich, że robota skończona. Omiótł ich jeszcze pył wyrzucony z najbliższego wejścia. Odeszli dalej i ostatnia eksplozja zawaliła i ten wlot.
W bazie leśnych czekały na nich kolejne rozkazy, atmosfera była taka jak po obronie Stawów Krośnickich. Coś się ruszyło, mieli zneutralizować Gorzów. Ten Gorzów, ten wrzód na dupie z artylerią. Wyższe szarże dyskutowały ze sobą, Kocur wykorzystał moment na zmycie szlauchem krwi ze swojego munduru. Nie swojej oczywiście.
Po chwili zebrali drużyny, wyświetlono mapę, wyznaczono cele. Kocur prześledził te wszystkie strzałki.
- Walimy prosto na Gorzów, rozbijamy posterunek, robimy wyłom w ogrodzeniu i ruszamy dalej. Rozwijamy linię i lecimy cele po kolei czy wbijamy najgłębiej jak się da i przebijamy na Manhattan nie rozglądając na boki? Drugie to kto będzie się posuwał po drugiej stronie rzeki? I… Jakie siły ma przeciwnik poza Gorzowem? O tam – wskazał na granicę z Landami Niemieckimi – Słubice i Kostrzyn, jest tam ktoś liczący się czy tylko WOPiści? Będą idealnie na naszych tyłach - miał na myśli wszystkie oddziały, nie tylko „Wierzbę”.

TomBurgle 01-07-2019 21:05

Las - po zakończeniu operacji oczyszczania całego syfu z podziemnego kompleksu - zaczął być o wiele przyjemniejszy. Nie był to poziom komfortu korporacyjnych kwater dla resortu siłowego, ale względem okopów pod Wrocławiem, tuneli MRU, wkurzonego lasu czy sowieckich krwawomagicznych kaplic uspokojony las był całkiem spoko.

Dalej miał tendencję do celowania ci gałęzią w głowę kiedy jechałeś zbyt szybko (głośno) na quadzie, ale chyba Zieloni byli świadomi udziału Beboka w wysadzaniu tego syfu i przynajmniej nie groziło to już utratą życia.

Do ataku Bebok przyłożył się na swój ulubiony sposób - a więc zwiadem za pomocą dronów. Lockheed Optic-X2, przezwany "Lockim" przelatywał nad płotem daleko o posterunków, nagrywał nocny Gorzów z bezpiecznie wysokiego pułapu i uciekał przy nawet krótkotrwałym oświetleniu namierzaczami. Rozpoznanie było stricte wizyjne, bez żadnej zaawansowanej elektroniki i z ekranem przed nosem, by wskazując malutkiej sojuszniczej baterii artyleryjskiej cele samemu nie paść ofiarą tych podchodów.

Na nieco więcej śmiałości pozwolił sobie wobec łagru i posterunków po drodze - po pierwszych kwadransach podchodów i badania zdolności przeciwlotniczych wiedział już na ile może sobie bezpiecznie pozwolić. Nie była to sztuka dla sztuki, tylko poszukiwanie sygnałów świadczących o przegapionych do tej pory umocnieniach - sygnatur cieplnych podziemnych umocnień, elektrycznych sygnałów zdalnych pól minowych, checkpointów na drogach transportowych.

Na naradzie był równie aktywny - nakładał na mapy sztabowe coraz to kolejne warstwy informacji, a i zapytany o zdanie miał co nieco do wtrącenia.
- Można powiedzieć naszym żeby się pokryli, kropnąć artylerią w Zakanale S3, ciąć płoty w Jeżach i rozjechać posiłki z posterunku w Wieprzycach idące do Zakanala tam gdzie się nas nie spodziewają, głębiej za ich liniami. Albo, jeżeli się nie ruszą, wjechać od tyłu w posterunek w Wieprzycach S3 i otworzyć drogę wyjścia ofiarom z KSSSE - Rudy popierał swoje pomysły danymi które zebrał w czasie zwiadu, dodając znacznie większą szczegółowość do obecnie posiadanych danych.
- Na pewno przy tak dużej sile ognia w mieście nie możemy dać się zatrzymać; jeżeli zmacają nas artylerią, to z niczego mniejszego od entów nie zostanie za dużo -

- Dobrą dywersją byłoby zagłuszenie jednego z posterunków i nadanie stamtąd czegoś na naszych kanałach po dłuższej chwili; jeżeli to się nabiorą, to przeniosą ogień miejskiej artylerii z naszych na swoich-

- I czy na pewno nie chcemy się rozmówić z Bundeswerą i S-K?- ostatnie pytanie było dyskusyjne, mocno dyskusyjne, znając profil polityczno-ideologiczny kapitan
- Co najmniej na tyle że nie utkwić razem na ciasnej dojazdówce-


Micas 02-07-2019 13:36

Extra post konsultowany z MG.
 
Odprawa toczyła się dalej. Oczy Zawady skakały po papierach, wyświetlaczu i twarzach zgromadzonych. Mózg pracował na najwyższych obrotach. Coraz bardziej była przekonana, że atak od południa po wschodniej stronie Warty był pozbawiony sensu. Myślała jeszcze, że korzystając z mocny Leśnych udałoby im się rozwalić rybokratów w Zakanale-S3, zająć stadion żużlowy i przekroczyć rzekę... ale ostatni etap tego planu był zbyt ryzykowny, a podejście zbyt długie i narażone na ostrzał. Nie. Karnin i Zakanale musieli zostawić Lubomirskiemu, podobnie jak Wawrów i resztę wschodniego podejścia tym z Santoka.

Północ wydawała się lepsza. Mniejsza urbanizacja, więcej dzielnic anarchistycznych, więcej parków. Te ostatnie w sam raz dla Leśnych. Ale droga daleka, a ostatni pas dzielący garnizon od anarcholi i parków był strefą śmierci.

Stricte zachód pasowałby, ale walka o KSSSE i zamieszanie z tego wynikające zabrałoby im zbyt wiele czasu i wcale nie zlikwidowałoby zagrożenia, jakie stwarzała artyleria na pociągu pancernym.

W międzyczasie, Kuklicki odpowiedział na pytanie Zbigniewa - reaktor miał materiały rozszczepialne, które były w jakiś sposób podpięte pod ten cały rytuał. Dzięki ich wysiłkom, zostały wygaszone. Zawada tutaj spojrzała na druida w zamyśleniu. Jeśli takie coś można by było powtórzyć, to byłoby niebywałe narzędzie, zdolne do usuwania radioaktywnych odpadów... albo nawet cofnięcia tragedii SOX. Ale to była myśl na przyszłość. Trzeba było się skupić na Gorzowie.

Na pytanie o sekciarzach ognia, Zawada zamyśliła się ponownie. Zapomniała o nich. I, szczerze powiedziawszy, nie wiedziała co z nimi. Na pewno nie byli przyjaciółmi, ale nie byli też bezpośrednim wrogiem. Uderzenie na nich byłoby konieczne, ale już niekoniecznie teraz. Skontaktowała się z anarcholami by wywiedzieć się czegoś więcej i uczulić ich, aby ich poblokowali... albo napuścili na garnizon.

Co do pytania o elektrociepłownię, to już wypowiedziała się pewniej:

- Pewnie i dałoby radę zająć tą elektrownię i odciąć miasto od prądu, ale obiekty wojskowe będą miały zapasowe generatory, choćby na diesel. Nie załatwimy ich tym sposobem, a walki o tą miejscówę mogą ją poważnie uszkodzić. Ja bym ją zajęła jak już zakopiemy Pawulickiego i jego przydupasów.

Spojrzała na Artura, kiwając głową.

- Na Manhattan nie, nie od tej strony, jak widzisz. Jesteśmy na południu to walimy od południa. Anarchole z Manhattanu pomogą nacierającym z Santoka. Nie nasza bajka. Nie bezpośrednio. A co do sił wroga poza Gorzowem... na zachód są tylko WOPiści, głównie w Słubicach, Kostrzyniu i tak dalej. Na północy tylko checkpointy, aż po Szczecin. Na wschodzie zaś cała linia frontu... ale raczej nie przerzucą nic wystarczająco ciężkiego by nas powstrzymać, jeśli szybko zamieciemy temat z Gorzowem. Na pewno jakiś kontratak ze wschodu albo Szczecina zmaterializują, ale myślę, że będziemy go w stanie odeprzeć. Mamy tu dużo przyjaciół. Po załatwieniu kacapów i rybokratów będziemy jak u siebie. A WOPistami zajmą się nasi towarzysze z AK. Nie dopuszczą by poszli na odsiecz Garnizonowi.

Przeszła do wynurzeń Jana.

- Zenit może przywalić w Zakanale-S3, Karnin-S3, Wieprzyce-S3. Wedle potrzeb. I tak, też tak myślę. Przedrzeć się po zachodnim brzegu Warty. Leśni mogą stamtąd czerpać moc. Przebić Kordon Miejski pod Jeżami. Zenit wali w Wieprzyce-S3 i albo szturmujemy posterunek od dupy strony, czyli od strony miasta, wjeżdżając im w plecy, albo lecimy od razu na Dworzec gdy Zenit przyszpili tych frajerów. I dobry pomysł z tym zagłuszaniem, możemy się tym zająć poprzez Matrix.

Na wzmiankę o Bundeswehrę i Saeder-Krupp skrzywiła się.

- Niemieccy kapitaliści jeszcze nie są w tej grze i nie mam zamiaru ich do niej zapraszać. Cały ten myk z AKowcami bijącymi WOPistów jest po to, byśmy przywitali Niemców u siebie. Nawet jeśli zdecydują się na interwencję, to nie będą chcieli na raz lać się z PRN i WRP. I nie będą kraść Ziem Odzyskanych... bo coś czuję, że mogą chcieć. Jako "kordon sanitarny" czy inna "antyterrorystyczna strefa bezpieczeństwa".

Wysłuchała słów o KSSSE. Zastanawiała się dłuższą chwilę. Spojrzała na Kuklickiego.

- Muszę prosić was o inny plan. Nie będziecie nas bezpośrednio wspierać. Uderzcie z zachodu na KSSSE. Na łagr. Pod osłoną leśnych mocy możecie nieźle namieszać. Wszcząć bunt, zablokować ruską załogę. Skontaktuję się ze swojakami, pomogą wam od strony miasta. Musimy zapewnić natomiast choć trochę broni dla więźniów, by byli w stanie dołączyć do naszej rewolucji. - zaraz potem wydała stosowne dyspozycje i nadała komunikat do sztabu, nakreślając plan działania. Do Lubomirskiego też... jakkolwiek by jej to nie mierziło. I mieli to zaakceptować. Jeszcze brakowałoby, żeby rzucali jej kłody pod nogi...

Stalowy 08-07-2019 20:21

Plan został nakreślony i było niewiele czasu na przygotowania. Przerzucenie drużyny druidów na wschodnią część frontu wymagało wygospodarowania na szybko przez Zawadzkiego kilku jeepów co oczywiście mogło ściągnąć na niego gniew Lubomirskiego, ale chyba tylko najgłupszy dowódca by odmówił mocnego wsparcia magicznego. Przeprawa przez rzekę też trochę zajęła, więc siły Zawady ledwie się wyrobiły z rozstawieniem zanim nadszedł rozkaz do ataku.

Lubomirski uderzył lekkimi pojazdami na Santok i po rozgromieniu tamtejszych sił porządkowych od razu wysłał je w kierunku Czechowa. Druidzi jechali za nimi i dobrze, bo dzięki nim atak na posterunek na skraju lasu był istną bułką z masłem. Czerpiąc moc z drzew czarodzieje zdołali osłonić maszyny i wybić obronę wroga bez większych strat. Zajęło im to niewiele czasu, ale pułkownik Pawulicki został poinformowany. Kiedy dywersja przejeżdżała przez teren posterunku spadły pierwsze pociski artylerii z garnizonu. Łaziki i transportery musiały wjechać do parku Czechówek, ale zaraz druidzi znów zabrali się do roboty rytualną magią powodując gwałtowny rozrost wschodniej granicy parku pchając ją ku osiedlu Widok i Stilonowi.

W międzyczasie nastąpił drugi dywersyjny atak. Ten wyszedł ze strony Kuklickiego. Po całonocnym szprycowaniu się magicznymi wywarami arcydruid stanął na czele doborowego oddziału, który zinfiltrował zachodnie lasy Gorzowa przechodząc niezauważony przez płot. Zebrali się między KSSSE, a posterunkiem Wieprzyce, a w pobliżu S3. Entowie wraz z uczniami Kuklickiego rozpoczęli rytuał, który w krótkim czasie wyzwolił wielką ilość magicznej energii.
Cała okolica poczuła przechodzący przez ciała dreszcz. Mieszkańcy, żołnierze i atakujący mogli zobaczyć jak znad Łupowa i okolic w powietrze wznosi się zielono-brunatna chmura, która powoli rozprzestrzenia się po okolicy, kierując się głównie w stronę posterunku i łagru. W ciągu kilkudziesięciu minut obłok przykrył oba te miejsca wywołując panikę.
Kiedy arcydruid z Kęszycy robił swoje Zawada powiodła resztę sił Leśnych wraz ze swoją świtą przez Jeże. Mieli upóźnienie, ponieważ przeprawa przez rzekę trochę potrwała, jednak brak sprzętu pancernego sprzyjał - entowie pomogli przenieść większość lekkiej piechoty i sprzętu nieodpornego na wodę. Skromne siły porządkowe w Jeżach podobnie jak w Santoku nie były w stanie oprzeć się zorganizowanemu atakowi i przedzierając się przez polne drogi, resztki po ogrodach działkowych i gospodarstwach rolnych uderzyli na posterunek Wieprzyce-S3.
Lubomirski też nie próżnował. Podzielił swoje siły na trzy części. Zaatakował na raz posterunki Zakanale S3, Karnin S3 i Ciecierzyce. Pojazdy z potężną siłą ognia prawie zrównały umocnienia z ziemią, a z bliska wykończyły piechotę miotaczami ognia i z granatników. Piechota szybko zabezpieczyła ruiny i wysprzątała je z ocaleńców. Pojazdy ruszyły naprzód.

Dzięki zwiadowi ze strony Beboka Zenit dostał odpowiednie koordynaty na dworzec, wyjazd z tunelu i pociąg. Kiedy tylko rozpoczął się atak rządowi odpalili maszynę i szykowali się do wprowadzenia jej w tunel. Skoncentrowany ostrzał artylerii zdołał uszkodzić tory, budynki dworca i tymczasowo unieruchomić pancernego potwora.

Atak z jednej strony zaskoczył obrońców Gorzowa. Z drugiej wiedzieli o tym że wrogie siły gromadzą się na południu. Pawulicki przyszykował się i na reakcję z jego strony nie trzeba było długo czekać.

Z garnizonu na wzgórzu i paru posterunków poderwało się kilkadziesiąt tanich i niezbyt skomplikowanych dronów, które szybko rozleciały się nad miasto i okolicę. Uprzedzeni mieszkańcy próbowali zestrzelić jak najwięcej z nich, jednak wysłane en masse były zbyt liczne do wyeliminowania ich. Miały dostarczać koordynaty - zrobić to co też uczynił Bebok względem rządowych. Kiedy tylko w pole widzenia maszynek dostały się oddziały atakujących Wzgórze grzmotnęło z pełną mocą ogniem dziesiątek armat i hałbic zasypując szrapnelami i grudami ziemi zarówno zgrupowanie Zawady, jak i Lubomirskiego. Część ognia skierowano również za Zenit, który natychmiast po ostrzale dworca zaczął się przemieszczać.

W odpowiedzi major wyznaczył część maszyn i ludzi do strącania dronów przeciwnika. Musiał się spieszyć - każda sekunda dana rządowym na namierzanie mogła się skończyć utratą bezcennych dla Powstańców maszyn pancernych i żołnierzy.

Leśni natomiast zajęli posterunek Wieprzyce S3 i mogli okazję zobaczyć co czary Kuklickiego zrobiły z jego obrońcami. Pyłki i nasiona które składały się na obłok wdarły się do budynków i osiadły na ludziach gwałtownie kiełkując i rozrastając się. Powstańcy zobaczyli powykręcane przez spazmy ciała z których wyrastały teraz kwitnące bluszcze, sadzonki, drzewka i krzewy, o soczyście zielonych barwach. Leśnych widok ten w ogóle nie poruszył. Czatująca na skraju posterunku bestia - jedno z przebudzonych zwierząt Kuklickiego też nie zaniepokoiła ich. Istota - przerośnięty, odmieniony wilk patrzył na tamtych niepokojąco inteligentnym spojrzeniem. Chwilę potem dało się słyszeć wizg i pierwsze eksplozje. Zawada poprowadziła Leśnych szybko do Rezerwatu Gorzowskie Murawy, niedużego kompleksu leśnego na południe od Wieprzyc by tam się schronić przed ostrzałem artyleryjskim. Leśni przy pomocy magii postrącali trochę dronów ale i tak utracono trochę sił. Artyleria Pawulickiego była bezlitosna. Schroniwszy się druidzi przywołali duchy lasu i powietrza które zaatakowały upierdliwe latadła.

Zawada dostała w tym czasie meldunki od innych. Czarna Wołga ruszyła z cmentarza na Żwirowej jadąc w kierunku centrum i przystanęła na skrzyżowaniu koło Parku Słowiańskiego. W końcu konwój ruszył ku Stilonowi, aby napotkać zasadzkę ze strony powstańców z okolicznych osiedli. Ci chociaż nie mieli wiele sprzętu nadrabiali liczebnością i szybko zaczęli za cenę wielu ofiar, ściągać obstawę czarnych ciężarówek, jednak wyglądało, że właśnie one dostaną się do miejsca w którym CzK dokonuje swój podły proceder.

Kolejny meldunek nadszedł od powstańców z Małyszyna. Próbowali wedrzeć się do Łagru, jednak widzieli tam straszliwe rzeczy - drzewa wyrosłe na trupach ludzi. Meldował przerażony człowiek, ale nie był w stanie opisać czy wszyscy znajdujący się tam ludzie zostali potraktowani zabójczym obłokiem, czy tylko ruscy. Tak czy inaczej Kuklicki nie próżnował… a może miał być to pokaz siły - ostrzeżenie dla sojuszników?

Dywersja ze Wschodu przystopowana ogniem artylerii dzięki zielonej osłonie zdołała nie tylko podjechać praktycznie pod Stilon, ale także wziąć wraz z powstańcami w dwa ognie posterunek Wawrów. Połączone siły dokonały szturmu na kompleks Stilon wraz Ustronie zaatakowało elektrociepłownię, a Górczyn i Manhattan Szpital Wojewódzki. Dywersja jednak napotkała ze strony obrońców CzK w dawnym kompleksie przemysłowym znaczący opór i ugrzęzła tam na dobre. Druidzi oddzielili się i wdarli do Parku Kopernika z którego czerpiąc moc zdołali zablokować nadciągającą z odsieczą Stilonowi Czarną Wołgę. Z ciężarówek musiały wysypać się siły wroga, które w starciu z magami na “ich terytorium” mogły nie podołać…

Lubomirski w międzyczasie z rozpędu zajął zarówno Zakanale jak i Zawarcie. Broń dalekosiężna zaczęła ostrzeliwać dworzec, a część oddziałów poszła przez most lubuski. Przez staromiejski nie zdołali się przebić. Drużyna zwiadu przeszła, jednak wpadła w strefę dookoła jażącej się niczym rozpalone węgle katedry. Oddziałek od razu wyrwał się, ale połowa jego stanu pozostała w strefie. Przez lornetki widziano jak padali wycieńczeni… po czym podnosili się by powlec się do samej katedry niczym w jakimś dziwnym amoku.

Zenit oberwał parę razy, ale odgryzł się jeszcze raz kąsając dworzec na którym pociąg pancerny utkwił na dobre i załoga starająca się na szybko zmontować szyny do tunelu padła niedokończywszy swojego zadania. Po tym ze wzgórza uderzono w artylerię powstańców ze zdwojoną siłą i dowódca zadecydował o wycofaniu maszyn na bezpieczną odległość.

W międzyczasie Zawada zdołała się przedrzeć się przez laski, wykończyć dronowych spotterów i dostać się na osiedle Słoneczne. Do jej sił dołączyli powstańcy z Wieprzyc i Słonecznego i kryjąc się pod ostrzałem pośród skwerów i budynków dotarli praktycznie pod sam dworzec. Unieruchomiony pociąg pancerny wciąż pozostawał groźny - żelazne monstrum, choć się nie ruszało, to jej zęby pozostawały ostre i chętne do gryzienia. Klucząc między budynkami piechociarze nie mieli jak się zbliżyć do kolosa. W końcu sprawy w swoje ręce postanowili wziąć entowie. Pół jednej z drużyn przeszło nad brzeg rzeki i ściągnęło na siebie ogień potwora, by pozostali - prawie dwudziestu w pełni sprawnych entów zaszarżowało na maszynę. W walce wręcz drzewoludzie z potworną siłą przy pewnych stratach własnych nie tylko zdołali potwora wykoleić i przewrócić, ale także wyrwać włazy i wyrżnąć znajdującą się w środku załogę. Kiedy tylko sytuacja pociągi stała się tragiczna ze wzgórza dużą część ognia skierowano na dworzec i okolice.

Nie było wiele czasu. Zawada, jej świta i część oddziałów dostała się do kompleksu dworcowego i odkryła tunel tranzytowy prowadzący na wzgórze.

Bitwa o Gorzów trwała w najlepsze.

A przed Kapitan Zawadą i jej towarzyszami stała niepowtarzalna okazja - dostać się bezpośrednio do garnizonu Gorzów.


Micas 12-07-2019 17:14

W ostatniej chwili, już praktycznie po zakończeniu narady, wprowadzono poprawki wynikłe z sugestii chłopaków z „Wierzby”. Zawada na niektóre kręciła nosem, inne wydawały się być całkowicie poza jej tokiem rozumowania... ale właśnie po to propagowała tego typu „demokratyczne” wybiegi, nawet na wojskowych naradach, aby z takiej burzy mózgów wyciągać lepsze wnioski. Mimo wątpliwości, zaufała swoim podkomendnym – i nie przejechała się.

Last minute przekierowanie druidów do grupy Zawadzkiego i ich udział w szturmach na Santok i Gorzów od wschodniej strony były strzałem w dziesiątkę. Jej siłom nie było potrzeba tak wielu magików, a jego siły ocaliły przed zniszczeniem i sprawiły, że z grupy dywersyjnej stała się liczącą siłą w tej rozgrywce. Siły Lubomirskiego natomiast postąpiły bez żadnej finezji, za to z pełną poprawnością. Cieszył ją też fakt, że anarchiści i inni tubylcy porwali się na siły reżimowców i okupanta. Praktycznie całe miasto zawrzało. Wkrótce, konwój „Czarna Wołga” został przechwycony i zablokowany, a cała wschodnia strona Warty (pomijając niedobitki w odizolowanych gniazdach oporu) była w rękach Armii Wyzwoleńczej i powstańców. Grupa artylerii samobieżnej „Zenit” celnie przywaliła w obręb Dworca Głównego, paraliżując ruch pociągu pancernego i – tym samym – jego ucieczkę i w pełni efektywne wykorzystanie.

Pawulicki dostał pigułą własnego pomysłu.

Natomiast potęga Kuklickiego i jego ludzi była wprost przerażająca. Pal licho ilość i natężenie przygotowań – sama możliwość wyzwolenia tak niszczycielskich mocy przez „pokojowo nastawionych” drzewolubów i odarty z mistyfikacji fakt, że tak przecież „dobra” energia „matki Ziemi” mogła poczynić takie spustoszenia przyprawiały o zawrót głowy... i strach. Kiedy ze swoimi ludźmi przerwała Kordon Miejski w Jeżach i przywaliła od tyłu w Wieprzyce-S3... z tamtejszej obsady nie było w zasadzie co zbierać. Czterdziestu martwych. Zginęli w agonii, bez szans, zostawiając za sobą chore połączenie „estetycznej” zieleniny i zbezczeszczonych zwłok. Martyna widziała wiele paskudnych rzeczy, ale to przechodziło jej metaludzkie pojęcie. Jeśli w podobny sposób zmasakrowało ludzi w łagrze KSSSE...

Nie odeszła pół kroku na stronę, jak zwymiotowała.

Niestety, zaskoczenie wywołane pierwszymi uderzeniami szybko wyparowało. Pawulicki dobrze wykorzystał głębię strategiczną i niezakłóconą komunikację, przehandlowując zewnętrzne fortyfikacje i życie ich obsad w zamian za informację – jedną z najpotężniejszych broni w modern warfare. Roju dronów należało się spodziewać, podobnie jak późniejszego precyzyjnego ostrzału artylerii. Pomimo działań prewencyjnych, sytuacja gwałtownie się pogarszała i nadeszły pierwsze poważne straty w zgrupowaniach jej i Lubomirskiego. Przynajmniej siły Zawadzkiego były jako tako bezpieczne. Ratunkiem dla jej grupy była dopiero ucieczka do lasu i kolejny popis Leśnych. Byli uratowani... ale ugrzęźli.

W międzyczasie z eteru zaczęły napływać raporty. Anarchole mocno przyjebali w Czarną Wołgę. Dzięki specjalnemu łączu w Matrixie (ustanowionemu i rozprowadzonemu przed bitwą, a nieco tylko zakłóconemu przez warunki) dostawała meldunki i audiovideo o kasacji kolejnych pojazdów i drużyn uznawanych za „elitarne”. Uzbrojone po zęby technicale, doposażone w rakiety ppk; silnie opancerzone krasnoludy z erpegami; sekcja elfich strzelców wyborowych z Dragunowami; mieszana ekipa orczych erkaemistów i ludzkich strzelców z kałachami; wreszcie cały assault team ludzi z Armii Czerwonej z Kałasznikowami, granatnikiem automatycznym i wyrzutnią rakiet termobarycznych. To, plus ciężarówka wypchana po brzegi CzeKistami z czarciopyłową bronią rodem z... Drugiej Wojny Światowej (i jeszcze dwie takie bandy, w tym jedna już z nowocześniejszym orężem, plus gniazda broni ciężkiej i zautomatyzowane wieżyczki obronne oraz pillboxes, w akompaniamencie metaludzi z granatnikami, anihilowane na perymetrze Stilonu). Dobrze. Każda taka „doborowa” sekcja mniej oznaczała mniej potencjalnych posiłków dla obrońców Wzgórza Garnizonowego. Wkrótce potem padł Wawrów, a siły Zawadzkiego i lokalsów przywaliły w bazę Czarnej Kompanii, Stilon. Na południu rzeczywiście padło Zakanale i Zawarcie, w tym stadion żużlowy. Pierwsze pociski i oddziały wpadały na drugą stronę rzeki. Teraz, albo nigdy. Zawada wydała rozkaz – wziąć Dworzec, zniszczyć pociąg.

Nadszedł jeden z najważniejszych momentów operacji. Dworzec Główny był drugim co do wielkości punktem oporu w Gorzowie Wielkopolskim. Silnie ufortyfikowany, obsadzony liczną załogą i z wciąż funkcjonującym pociągiem pancernym (i jego ciężką bronią + artylerią) nie mógł zostać zignorowany. Zebrali więc wszystkich okolicznych tubylców, skoordynowali działania z drugim brzegiem Warty i przyjebali weń najmocniej jak potrafili, licząc na to, że łut szczęścia i siła momentum wystarczą.

Wystarczyły.

Wprawdzie początek szturmu zdechł szybciej niźli się zaczął, gdyż wróg był gotowy i uzbrojony po zęby, to dzięki poświęceniu entów sytuacja po raz kolejny tego dnia zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Za cenę kilku swoich żyć i wielu ran u ocalałych, brutalną siłą wzięli torowisko, rozpędzili obrońców, roznieśli rogatki i... obalili stalowego kolosa, po czym go rozpruli. W międzyczasie reszta Leśnych i AWowców pod jej komendą natarła, nie dając regularnej obsadzie Dworca przyjść z pomocą „konduktorom”. Ci ostatni próbowali walczyć, ale oprócz broni pistoletowej i paralizatorów nie mieli nic, co mogłoby się nadać do walki bezpośredniej – a to było stanowczo zbyt mało.

Mimo to, czyszczenie Dworca pogrążonego w dymie, płomieniach, smrodzie kordytu, krwi i budowlanego pyłu, trwało ponad pół godziny. Nawet po tym jak ostatni granat pękł i ostatnia kula przecięła powietrze, w uszach Martyny dzwoniło od echa huków wewnątrz pomieszczeń. Osiągnęli wstępne cele. Zachodni, południowy i wschodni perymetr miasta był skruszony, tamtejsze strongpoints – łagr KSSSE (prawdopodobnie), posterunki Wieprzyce-S3, Jeże, Zakanale-S3, Karnin-S3, Ciecierzyce, Czechów i Wawrów zlikwidowane. Całe południe miasta było w rękach AW, m.in. Karnin, Zakanale, Zawarcie i stadion. Wewnętrzne pozycje obrońców były już gniecione i w zasadzie tylko Stilon trzymał się mocno, podczas gdy Szpital Wojewódzki, Elektrociepłownia i okolice osiedla Zacisze były praktycznie w rękach powstańców. Czarna Wołga przedarła się do Stilonu, ale była poważnie przetrzebiona. Generalnie szło nieźle! Jedynym na serio poważnym zgrzytem, którego jednak Zawada się spodziewała, była Katedra i ci pierdoleni sekciarze i ich magiczne sztuczki. Nie mogli jednak nic z tym zrobić... na razie.

Odciągnęli też uwagę pawulickiej artylerii od Lubomirskiego, Zawadzkiego i Tworka. Teraz orały budynki Dworca. Mieli mało czasu, ale musieli się na parę chwil wstrzymać. Obecna grupa uderzeniowa straciła sens. Trzeba było się przegrupować. Ze wszystkich sił starała się uspokoić, łykając prochy i myśląc nad logiką bitwy, za wszelką cenę odżegnując napad PTSD, potęgowany przez flashbacks z Wieprzyc-S3 i wrażą artylerię (pierwszy raz w życiu była pod takim ostrzałem). I przegrywała tą walkę, czując wzbierającą falę paniki i niemocy. W tym morzu negatywnych emocji była tylko jedna trzeźwa myśl. Myśl, która uratowała ją... i jej ludzi.

Podpięła się do Matrixa. Szybkie podłączenie i ciągły napór danych z „serwera bitewnego” oszołomił ją na chwilę... ale o to chodziło. Jak już pozbierała się do kupy, była znacznie spokojniejsza. Uczucie podłączenia stabilizowało jej rozedrgany umysł. Poza tym, zaczęły działać prochy. Albo tak sobie wmawiała.

Zaczęła wydawać rozkazy i „prośby”. Z Matrixa na eter. Pokrętne, ale w tym momencie konieczne.

Po pierwsze, część jej ludzi miała natychmiast sprawdzić sprzęt po poległych obrońcach. Podejrzany o czarci pył miał być odrzucony, reszta zaś zagrabiona. Łupów nie było dużo – głównie pistolety i rewolwery, w tym całkiem mocne, oraz nieco strzelb, karabinów szturmowych i pistoletów maszynowych. Sporo amunicji. Dała ludziom z „Wierzby” pierwszeństwo wyboru w łupach (acz zadbała wpierw o to, by zgarnąć zdobyczny Semopal, w zamian rzucając swojego starego kałacha na stos).

Po drugie, poprosiła Kuklickiego, entów (w tym Dobroleszego) i innych Leśnych „nie nadających się” do walk w podziemiach o wsparcie przeprawy sił Lubomirskiego i koordynację z poczynaniami majora. Ci zaś, którzy byli zbyt poważnie ranni mieli zostać w Dworcu i zabezpieczać tyły.

Po trzecie, tubylcy i grupa z Santoka miały nadal walić w Stilon, z pełnym zamiarem zdobycia tego obiektu, a nie tylko blokowania go. CzeKę należało rozwalić bez względu na inne cele operacyjne. No, chyba, że majorek będzie miał inne widzimisię...

Po czwarte, pozostałe siły tubylców w innych dzielnicach miały uprzątnąć lub zablokować odizolowane punkty oporu i uniemożliwić obsadom północnych posterunków na wycofanie się do Garnizonu (mowa o Różankach-Szklarni, Kłodawie, Chwalęcicach, Baczynie i czymkolwiek, co mogło zostać z obsady łagru).

Po piąte, poleciała sugestia by wszelkie siły sprzymierzone powstrzymały się od dalszego bicia w Kordon Miejski lub północne posterunki. Ich niszczenie nie było już kluczowe dla powodzenia operacji oraz narażało na stratę czasu, ludzi i sprzętu. Ponadto, kiedy zajmą już Gorzów... to przecież będą musieli go jakoś obronić – najlepiej z pomocą przejętej infrastruktury obronnej.

Po szóste, poleciła tubylcom podtrzymać blokadę rejonu Katedry, a majorowi zaleciła omijać temat na czas tej operacji.

Po siódme, sądząc po natężeniu raportów z Matrixa o bardzo konkretnym profilu, nieprzyjaciel miał w terenie jeszcze kilka, albo i więcej, sekcji snajperskich i/lub specjalnych. Trzeba było mieć się na baczności... i wykurzyć tych jebanych gołębiarzy.

Po ósme, „Wierzba” i chętni Leśni oraz tubylcy mieli wraz z nią spenetrować podziemny tunel i wykorzystać go do rajdu na gorzowskie Wzgórze. Cel: eliminacja pułkownika Pawulickiego i jego artylerii. Za wszelką cenę. Oczywiste było, że pchali się w pułapkę... ale nie było innej drogi do Garnizonu, która nie byłaby narażona na deszcz śmierci i zajadłą obronę.

Pozostawało mieć nadzieję, że momentum, morale i kompetencje AWowców i przyjaciół przeważą szalę.

Zanim odpięła się od decku, dostała jeszcze paczkę raportów, solidnie opóźnionych lagiem na łączu. To było zrozumiałe, kiedy spojrzała na nadawców. Partyzanci z Armii Krajowej. Jej kontakty w Lubuskiem. Raportowali, że na wieść o szturmie na Gorzów, siły PRN próbowały przemknąć z rejonu szczecińskiego blisko granicy, ale AKowcy ich zablokowali. WOPiści natomiast się sypali. Rosła ilość dezercji, a ataki hit&run AKowców uniemożliwiały pogranicznikom wzięcie udziału w bitwie. To dobrze. Tak, jak sobie zaplanowała. Nie będą mieli nieproszonych gości. A przynajmniej nie przedtem, jak w Gorzowie przebrzmią ostatnie wystrzały.

JohnyTRS 14-07-2019 12:47

Kocur


To była szybka akcja. Kocur w kontakcie tylko z Wierzbą, o innych wiedział tylko że są. Ale w tych nielicznych chwilach natarcia, kiedy przegrupowywali się lub mieli te kilka minut spokoju, partyzant dowiadywał się o skali ataku i sukcesów. Wszystko poszło błyskawicznie. Posterunek Wieprzyce został przenicowany przez Magów, żołnierze musieli jedynie pozbierać broń i amunicję. Potem jazda do centrum, skąd roztaczały się grzmoty artylerii Pawulickiego.

Kocur dowodził małym (razem z nim 3 osoby), prowadząc zwiad i podając pozycję nielicznych wrogów, w Wieprzycach były to nieliczne pojedyncze patrole, związane walką z powstańcami, Na Słonecznym i coraz bliżej centrum było ich już coraz więcej. Klucząc po tyłach przekradali się na tyły wroga, meldowali jego pozycje i albo szli dalej albo atakowali.

Parli naprzód. Nie oszczędzali amunicji, braki ją z poległych. Ciągle naprzód, bez wytchnienia.

Po rozpoznaniu przedpola dworca połączyli się z głównym oddziałem, potrojonym liczebnie o powstańców. Na wprost mieli zlokalizowany wcześniej pociąg, na prawo dworzec. Kiedy Enci natarli na pociąg, Kocur poderwał swoich ludzi i wraz z kilkoma powstańcami natarł na nastawnię. Zajęli obiekt i oflankowali pociąg, czyszcząc zaplecze pociągu z rybokratów i innej gadziny. Musiał przyznać, że Orkowie są twardzi, zużywając na jednego kompletny magazynek.

Wierzba wraz z Leśnymi unieszkodliwili pociąg, z marszu wyczyścili lokomotywownię i natarli na pociąg, Kocur zabezpieczał lewą flankę, poruszając się krzakami między stacją a szeroką ulicą. Zdobycznym erpegiem (miał go jeden z powstańców) zniszczyli domniemane stanowisko snajpera, skitranego po drugiej stronie ulicy / placu.

Strzał musiał być celny, bo snajper już się nie odezwał.

W budynku dworca oczekiwali czegoś więcej, tamci tymi kilkoma pistoletami mogli im co najwyżej pogrozić. Kocur szybko i zręcznie (jeszcze przed innymi) znalazł się na piętrze i zaszedł wycofujących się wrogów od tyłu. Kilka serii z kałacha sprawiło, że obrońcy bronili się tylko na parterze. Przeszukano piętro, znajdując kilku kolejnych.
-Piętro czyste - rzucił w eter.

Parter dosłownie spływał krwią. Poleciały granaty, epicentrum wybuchu znaczyły poodrywane kończyny. Na peronach trwały jeszcze walki, ale i tam się uspokoiło. Było po wszystkim. Zdobyli ten jebany dworzec!

Kocurowi kończyło się paliwo, pracował na wysokich obrotach od początku ataku, biegając z całym ekwipunkiem. Był wykończony. Panował rozgardiasz, kilku żołnierzy ściągało trupy w w jedno miejsce, w pomieszczeniu obok zbierano całą bezpańską broń i amunicję.

Wyrzucił puste magazynki wziął nowe. W plecaku miał jeszcze kilka pełnych. W czasie ataku nie musiał jeszcze z nich korzystać, uzupełniał na bieżąco te znikające z oporządzenia. Zapasu jeszcze nie ruszał. W kieszeniach kamizelki pojawiły się kolejne granaty, zwyczajne zaczepne. Robił to automatycznie.

Podczas przeszukiwania znaleźli kompletne racje, wszystko w oryginalnych kartonach. Plus kilka pudeł z dodatkową zawartością, jak pudełko batoników marsowej korporacji. Nawet w tym ogarniętym wojną zakątku Europy można było na to natrafić. Kocur się nie ograniczał, musiał uzupełnić zużytą energię. Reszta trafiła do plecaka. Taka okazja może się już nie trafić.

***

Zawada zebrała ich wszystkich (poza tymi na straży) w głównej hali dworca, przekazując plan wejścia odkrytym tunelem do gorzowskiego garnizonu. Kocur nie dowierzał. Mieli okazję bezpośrednio i błyskawicznie zlikwidować garnizon. To było jak wygrana w Mega-Euro-Totka.

Ponownie dało się znać jego lekko krytyczne myślenie, tak samo jak przed atakiem na Gorzów, które jak na razie szło jak z bajki:
-Mają tunel prowadzący do garnizonu i mimo to jego wejścia bronią jakieś niedobitki i my mamy teraz czyste wejście do tuneli? To mi śmierdzi pułapką.

Plomiennoluski 15-07-2019 13:21

Ofensywa miała być szybka i brutalna, w tym nie zawiedli ani odrobinę. Była też cholernie krwawa. Zbyszek miał tylko nadzieję, że jeśli na terenie miasta był wpleciony czar podobny dk tego, który zniszczyli w tunelach pod puszczą, to ingerencja leśnych uchroni ich przed zgubnymi skutkami hekatomby. Nie dało się ukryć, że każda śmierć dodatkowo wzbudzała w astralu kolejne fale, które mogły ściągnąć tamtejsze drapieżniki. Z jednej strony czuło się oczekiwanie i nadzieję ze strony miasta, z drugiej falę śmierci. Te przemyślenia były nieco na jałowym biegu w głowie Zbyszka.

Cała uwaga była skupiona na małych fragmentach rzeczywistości, z jakich składał się ten dzień. Bieg, skok, pad, strzał, seria, strzał, przeładowanie, czołganie i tak w kółko. Dookoła rozbrzmiewała symfonia kordytu i stali, a wśród niej Kowalik upewniał się, że każdy powalony rybokrata nie będzie miał szans na strzelenie mu w plecy. Kiedy tylko miał.okazję, objawiało się to kilkoma dodatkowymi strzałami w głowę potencjalnego trupa, lub rozdeptaniem czaszki, czy tvhawicy. Jego okute buty zrobiły się po jakimś czasie mokre od mózgu i krwi, ale nie przejmował się tym zbytnio. Nawet mimo tego, że stabilne zazwyczaj buty, doprowadziły do jednego czy dwóch poślizgnięć, a nawet upadku. Adrenalina w połączeniu , ostatnimi tygodniami sprawiła, że przedzierał się przez miasto ze swoim małym oddziałem prawie całkiem wyprany z emocji. Świat był niczym zalany szarością, delikatnie podbarwioną wściekłością i szałem.

Gdy skończyli z pociągiem i dworcem, zorientował się, że ma na sobie kilka draśnięć. Nic poważnego dla niego, ot pamiątki nadmiernej brawury, gdzie ktoś miał farta, celując spory kawałek od miejsca, gdzie akurat znajdował się rozpędzający się adept. Bolały go nogi od nagłych przyśpieszeń i cuchnął od potu bardziej niż autobus pracowniczy po skończonej zmianie. Najważniejsze jednak, że żył. Kiedy adrenalina na chwilę go puściła, niemalże się zachwiał i sięgnął po racje żywnościowe. Przeżuwając mechanicznie, nie czując praktycznie smaku. Gdy już prawie nie mógł i odkładał żarcie na bok, ktoś wyczulony mógłby usłyszeć ciche - Jedz jedz wnusiu, potrzebujesz mnóstwo sił na później. - Po czym Zbyszek kiwał głową i kontynuował przeżuwanie. Nie miał ochoty się odwracać i patrzeć w zakrwawiony, pełen rekinich zębów uśmiech babci.

Dopiero, kiedy był pełen, zerknął na stos broni i amunicji, uzupełniając swoje zapasy i dobierając Silverguna na pociski flachette. Nie był to standard, ale jak dobrze kojarzył, powinien dobrze radzić sobie z pancerzem, a mieli schodzić do tunelu, nie miał pojęcia co ich czekało. Obwiesił się też granatami jak choinka na święta. - Oby ten tunel nie był napiętnowany krwawą magią. - Rzucił ponuro Kowalik i oparł się o ścianę, czekając na rozkaz do wymarszu.

TomBurgle 20-07-2019 13:18

Robota riggera na froncie okazywała się być bardziej wyczerpująca niż można się tego było spodziewać. Autopilot quada podążał za pozostałymi, na pace jechały zapasy które miały pozwolić im utrzymać zdolność bojową przez wiele godzin szturmu, a sam krasnolud bezwiednie siedział w siodle, wracając do rzeczywistości tylko kiedy towarzysze dali mu online znak że przed nimi przeszkoda którą trzeba pokonać w realu.

Ledwie zakończył zwiad O-X2 dla Zenitu, Bebok przesiadł się w rolę obrony powietrznej. Jego dron był do tego przystosowany - wszak UZI III na dziobie było po coś - ale nie do walki na froncie. Podwójny magazynek pistoletu maszynowego w walce powietrznej wystarczał na zestrzelenie jednego...drugiego... i uszkodzenie trzeciego rządowego drona i trzeba było wracać na jakiś powstańczy checkpoint po przeładowanie. Kilkuminutowy powrót w chwilach gdzie liczyły się sekundy dłużył się niemiłosiernie.

Momentem kiedy trzeba było już na stałe wrócić do rzeczywistości był atak na dworzec. Quad ze swoim UKM-2000C robił za ruchomą platformę ogniową, a dwa rotodrony z odpowiednio FN HAR'em i Mossbergiem CMDT pracowały jak dwójka strzelców, co komendę przesuwając się zza osłony za osłonę przez całe podejście tak by przez cały czas osłaniać drużynę sztabową. Tyle że nie musząc ograniczać się do sztampowego człapania po ziemi, raz czy dwa udało się zaskoczyć przeciwnika i zdobyć kolejny metr frontu. Sam Bebok rozsądnie trzymał się nieco z tyłu, punktując co bardziej wystających przeciwników którzy mieli zapędy ukatrupienia Zawady z swojego malutkiego smartguna. Bądź co bądź, to że miał jeden z cięższych pancerzy w oddziale nie oznaczało że ochroniłoby go to przed wszystkimi pociskami kalibru latającego obecnie w powietrzu.

Walki w budynku...trochę nie pamiętał. Umysł krasnoluda na co dzień działał jak wiewiórka na speedzie. W matrixie czas liczył się x3, kod powstawał w myślach a nie przez powolne meatspace.
No to do tego wszystkiego Bebok dopalił się Jazzem, korpo-stymulantem bojowym. Dragi, dym, bitewny pył i intensywność zdarzeń zlały mu się w zapętloną sekwencję podejść, szturmów, zabezpieczeń, wstawania po wybuchu pocisku artyleryjskiego gdzieś nie dość daleko i kolejnych podejść.

Oddech złapał dopiero kiedy uprzątali pobojowisko. Tak jak wszyscy sprawdził stan amunicji - i dobrze, bo gdyby teraz nie skorzystał z okazji na jej uzupełnienie to brakłoby mu nawet tego co jechało na quadzie. Dobrał sobie Steyer'a - bo w tym ataku po raz kolejny odczuwał brak długiej broni we własnych rękach.

- Znowu te ... - wiązanka krasnoludzkich przekleństw jasno wyrażała umiarkowaną miłość krasnoluda do walk w tunelach, jeszcze wyraźniejszą po przeprawach przez MRU. -...tunele- dokończył.

Korzystając z chwili oddechu i przyciśnięty potrzebą chwili, Bebok zmajstrował małe techniczne cudo - wciął dwie nieduże puszki i obkleił je zestawem sensor-tagów. Utradźwięki, mikrofon, detekcja energii i ciepła. Słowem, puszka oklejona elektroniką za 40$. Tyle że rzucona odpowiednio daleko przez osobę na szpicy, za róg czy też za osłonę, mogła uratować im tyłki jeżeli pozwoliłaby na wykrycie wrogów. A rzucać można było do skutku. I o to właśnie poprosił chłopaków na szpicy. Plan był taki żeby 95% czasu walić w tunel przed sobą kierunkowym zagłuszaczem Beboka, a pozostałe 5% skanować jak opętani z quada i puszek. W nieregularnych interwałach, rzecz jasna.

- Niby mogli po prostu nie zdążyć wzmocnić załogi, poszło nam naprawdę dobrze.. - krasnolud czekał na rozkaz do wymarszu czyszcząc google hełmu żeby znowu było cokolwiek widać - ale taak, jestem z wami. To wygląda za dobrze żeby było prawdziwe. Znaleźliście jakieś karty dostępu, chipy autoryzujące, coś dzięki czemu nie wyłapie nas każdy jeden alarm i każda jedna automatyczna mina? - krasnolud szukał też ich sam, ale sam to mógł sobie szukać do jutra rana. To że on miał tanią podróbkę SINu z PRN którą właśnie aktywował mogło pomóc. Albo i nie, w końcu to było cywilne ID.

- No i jak mamy jakieś sensowne plany terenu dookoła tego tunelu to możemy wysadzić sobie przejście na skróty do góry...w każdym razie inną drogą niż się nas spodziewają -


Stalowy 24-07-2019 23:10

Najprościej rzecz ujmując:
Ryzyko było wielkie, ale gra była warta świeczki.

Wszyscy w drużynie dowodzenia zdawali sobie sprawę, że ten tunel to ewidentna pułapka – ale korzyść, bezpośredni szturm od środka na umocnioną fortecę była zbyt kusząca. No i możliwość z marszu dobrania się do Pawulickiego.
Zbyt dobre aby przepuścić.

Z frontów nadchodziły różne meldunki. Lubomirski zdołał przejąć cały południowy brzeg Warty, ale natrafił na wąskie gardło – jedynym bezpiecznym przejściem był wschodni most, który teraz był ostrzeliwany ze wzgórza z pojedynczej haubicy. Czym prędzej przeprawili się na drugą stronę i nie zajeżdżając w okolice piekielnej Katedry... ruszyli na Stilon. Zawada szybko zdała sobie sprawę, że jeżeli ona ubije Pawulickiego to zwycięskie laury przypadną jej... chyba, że Lubomirski zajmie ośrodek CzKi i przedstawi jakiemu to nieludzki proceder ukrócił. Pieprzony polityk, tyle można było sobie tylko pomyśleć na to.

Zawada szybko dozbroiła swoją drużynę i wsparła paroma Leśnymi... jednym z nich był sam Dobroleszy, który gotów był pomścić swojego ubitego bombardowaniami Opiekuna – Bukowca. Jego determinacja była tak duża, że nie bał się zejść pod ziemię. Reszta ( w tym wszyscy pozostali entowie) została bronić przedsionka tunelu... bo dworzec w parę minut z pewnością zamieni się w gruzowisko.
Ze strony Kuklickiego natomiast nadeszła odpowiedź, najwyraźniej nadesłana przez jednego z jego uczniów. Drużyna arcydruida była zbyt zajęta zachodnim obrzeżem miasta by móc napierać do środka. Co to mogło oznaczać w zestawieniu z makabrycznym atakiem na kołchoz? Nadwrężona psychika Zawady podsuwała tylko najczarniejsze scenariusze.

Reszta sił skupiła się na szturmowaniu miasta i blokowaniu obsad posterunków. Te nie były dość liczebna, aby się przebić do garnizonu. Z resztą kiedy tylko dworzec został zrównany z ziemią ogień artylerii ze wzgórza został natychmiast przeniesiony na okolice gdzie działy się walki. Albo było podejrzenie obecności wroga. Jeżeli potrwało by to jakiś czas to miasto zostanie zrównane z ziemią.

Nadszedł jeszcze jeden meldunek. Tym razem od AK. Wermacht... znaczy siły po drugiej stronie Odry zaczęły szturmować rzekę wiążąc graniczne siły.

Czasu było naprawdę niewiele na pozbycie się Pawulickiego i zajęcie miasta.

Trzeba było rozpocząć szturm.


https://www.youtube.com/watch?v=O5ZV...B8E8&index= 5

Kart dostępu nie było, ani innych tego typu rzeczy. Był za to rozkład pomieszczeń. Patrząc że obszerny, prosty tunel (wysoki na sześć metrów i szeroki na dziesięć) i brak nachylenia można było opracować mniej więcej jak rozmieszczone są pod wzgórzem korytarze i pomieszczenia. Po środku tunelu szły obok siebie dwa tory na półtorametrowym podwyższeniu. Po obliczeniach Bebok doszedł do wniosku że nie ma szans na przebicie się materiałami wybuchowymi w bezpośrednim obrębie garnizonu. Zdołał za to ustalić, że pod wzgórzem są cztery poziomy.
Tunel prowadził do poziomu 2, który był poziomem rozładunkowo-transportowym. Stąd wiodły windy do poziomu 1, 3 i 4, gdzie 1 był mieszkalny (i najpłytszy), a 3 i 4 magazynowymi. Bebok po wielkości tych poziomów mógł stwierdzić, że pod garnizonem znajdują się naprawdę spore zasoby. No i masa wind, które pozwalają sprawnie rozmieścić przywożone przez tunel towary. Wszak spokojnie mieściły się w nim wagony towarowe.
Była też jeszcze jedna winda, w samym centrum poziomu 2. Zapewne pozwalała wywozić ciężki sprzęt na sam szczyt wzgórza.
Inną sprawą było to że poziom mieszkalny był jakieś 20 metrów pod warstwą gleby tworzącą szczyt wzgórza.

W końcu oddział Zawady z pełną ostrożnością zagłębił się w przejście prowadzące do Ganizonu Gorzów.

Szybko okazało się, że Pawulicki z pewnością był jakiegoś rodzaju wariatem. Z resztą pisano już o tym w matrixie nie raz.

Bebok wjechał do środka swoim quadem i władował dwa roto-droidy. Odpalił zagłuszanie, a potem przystępował do szaleńczego skanu. Póki co tunel był prosty jak strzała i nie było potrzeby używania skan-puchy. Skany doszły też prawie na koniec tunelu wykrywając tam jakąś wielką ilość metalu. Najpewniej barykada patrząc na nieregularności. Skany wykryły jednak też coś innego.

Krasnolud słusznie przewidział, że będą miny. Zamurowane głęboko w betonowych ścianach w których pozostawiono malutkie otworki z których biła cieniutka laserowa wiązka. W dzisiejszych czasach prymitywne rozwiązanie, ale ładunki były ładunkami. Trzeba było coś z nimi zrobić. Ostatecznie rozwiązanie okazało się dość proste – seria pocisków z nowoczesnej broni naruszała strukturę i powodowała detonację typu przeciw-piechotnego z masą paskudnych szrapneli.
Tylko że było to piekielnie męczące... i był to dopiero początek atrakcji.
Wkrótce Bebok wykrył zbliżający się sporej wielkości metalowy obiekt. Z ciemności w głębi tunelu wynurzył się niewielki wózek kolejowy wiozący pękaty pocisk artyleryjski. Kiedy tylko zidentyfikowano co to było każdy kto miał ciężką broń zaczął w niego walić. Ci z lżejszą po prostu cofnęli się i padli na ziemię. Eksplozja wstrząsnęła tunelem, rozszarpała tory i naruszyła gunnerów. Mocno naruszyła. Dobroleszy użył swoich mocy by podreperować towarzystwo na zdrowiu, jednak w betonowym tunelu jego czary działały naprawdę słabo... przejął więc jeden z ckmów od jednego ze strzelców który padł od głowy przebitej długim odłamkiem.

Wkrótce do pułapek zaczęły dochodzić ostrza wyskakujące ze ścian, jeszcze więcej ładunków przeciwpiechotnych... i kolejne wózki z pociskami.
Wszystko ewidentnie widoczne... i wszystko praktycznie nie do obejścia, wymagające jakiś dzikich uników albo marnowania na to amunicji.
Jak w jakiejś pieprzonej grze.

Kiedy w końcu znaleźli się jakieś sto metrów od wykrytej przez Beboka barykady byli zmęczeni, w niektórych wypadkach ostro poranieni i z nadwrężonymi zapasami amunicji. Przeszkoda przed którą się znajdowali była najwyraźniej przenośną wersją, bo nie była tak ciężka jak się spodziewano. Ale była obsadzona i teraz walono do nich ze wszystkich karabinów jakimi ją obłożono Znajdował się z niej również wyjazd przez który właśnie wypchnięto kolejny wózeczek z pociskiem. Tym razem zareagowano natychmiast waląc ze wszystkiego co Powstańcy mieli pod ręką. Pocisk eksplodował rozsadzając barykadę wraz z obsługą. Wraz z usunięciem przeszkody rozległ się alarm. Po durnym i pochłaniającym zasoby szturmowaniu tunelu trzeba było teraz zabrać się za podziemia bazy...

Powstańcy natarli przebiegając ostatnie sto metrów w relatywnym spokoju. Przez obłok pyłu i dymu unoszący się w powietrzu wdarli się w obręb podziemi bazy. Prym wiedli Hipolit i Zbyszek który w pełni mogli wykorzystać swoje potężne fizjonomie miotając jak lalkami wysypującymi się z bocznych korytarzy żołnierzami WP. Reszta powstańców uzupełniała szybko amunicję lub podnosiła nowe spluwy po poległych żołnierzach, ale każdy taki moment przestoju drogo ich kosztował. Kolejni stronnicy Powstania padali pod naporem kul lub zdesperowanych żołnierzy uzbrojonych w saperki i bagnety.
Kiedy ta fala szarańczy się skończyła Powstańcy i Leśni rzucili się w poszukiwaniu medykamentów i środków medycznych by połatać się po wyczerpującym szturmie. Łącznie z pięciu dziesiątek zostały tylko dwie sprawne i jedna ostro pokiereszowana. Wszyscy żywi jednak byli wymęczeni – może i zasadzki Pawulickiego były prostackie, ale spełniły jakiś cel. Zawada zastanawiając się jak ściągnąć posiłki zdała sobie sprawę, że zmasakrowany dworzec był łatwym polem do ostrzału ze wzgórza i ktokolwiek chciałby im przyjść z pomocą dostanie ogniem z garnizonu. Co gorsza cofanie się po zapasy oznaczało utratę czasu – i coraz większe straty w ludziach na powierzchni.
Mogli się tylko dozbroić na trupach żołnierzy i tym co znaleźli w strefie przeładunkowej, lecz brakowało medykamentów. Starczyło na przywrócenie do sprawności rannych i zatamowanie krwawień u tych lepiej się trzymających. Dobroleszy i Kocięba robili co mogli by połatać metaludzi i jednocześnie za bardzo nie nadwrężyć swoich mocy przed decydującą walką.
Poza tym zwrócili uwagę na zamknięte na głucho włazy prowadzące na pozostałe poziomy. Windy też zablokowano. Pozostała tylko główna winda towarowa do transportowania ciężkich pojazdów na szczyt wzgórza.
Znaleźli za to zapas wózków i pocisków artyleryjskich. Znajdowały się akurat na platformie głównej windy. Po szybkim przejrzeniu przez Beboka okazało się, że nie są zdalnie detonowane.
Co jednak Powstańcy mieli zamiar z nimi zrobić?


Właz rozsunął się wysuwając platformę głównej windy na środek placu garnizonu Gorzów. Plac był całkiem spory, otoczony przez garnizonowe masywne budynki zapewniające sporą wartość obronną. Pod tymi budynkami stały pojazdy – w większości zdolne do prowadzenia ognia artyleryjskiego i teraz wesoło walące w otaczające wzgórze miasto.

Gorzów płonął. Wszędzie wokół widać było czarne słupy dymu i ziemiste grzyby eksplozji. Od północnego-zachodu nadciągała potężna chmura o brązowo-żółtej barwie.
Wojsko wydało się nie zauważyć ich przybycia. Może poza jedną osobą.

- Witajcie. Czekałem na was. - rozległ się głos.

Po środku placu zaraz obok platformy, która wyrównała się już z placem, stało pancerne bydle. Inaczej nie można było określić super-ciężkiego czołgu z zamontowaną na wieży wielkokalibrową haubicą i kilkoma ciężkimi karabinami maszynowymi.


Stojący we włazie Pułkownik Pawulicki uśmiechał się niczym dobry wujek do przybyłych Powstańców. Nie uszło ich uwadze, że z włazów zaczęli wychodzić żołnierze by zająć miejsca przy stanowiskach karabinów maszynowych.

- Mam nadzieję, że zapewnicie nam.. należytą rozrywkę.
- zaśmiał się.

https://www.youtube.com/watch?v=zcZi4COlVJ4

Silnik stalowego kolosa zaryczał i machina ożyła.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172