Dolna Marina, 5 listopada 2021, 14:43
Przywódca zbrojnej grupy znieruchomiał na kilka sekund, być może rozważając słowa Rosjanina. Potem wyciągnął w bok prawą dłoń w geście zrozumiałym wyłącznie dla jego towarzyszy. Obserwujący jego poczynania z wysokości klęczek Sidney domyślił się natychmiast, że facet używał mowy tylko na użytek więźniów, z resztą zespołu najpewniej komunikując się bezprzewodowo po szynie neuralnego procesora i w aplikacji łączności cyfrowej.
Wykonując wydane poprzez komunikator polecenie, stojący obok przywódcy mężczyzna zdjął z pasa jakiś przypominający futurystyczną broń przedmiot i podał go zwierzchnikowi.
Dowódca grupy interwencyjnej podniósł ten obiekt zdecydowanym ruchem, po czym strzelił bez dalszego ostrzeżenia prosto w pierś fiksera. Dwie ciągnące za sobą przewody masywne igły wbiły się w ciało Vadima, a płynący przez nie potężny elektryczny ładunek dosłownie złamał wpół zaskoczonego Rosjanina.
- Wy skurwy...! - zdążył wrzasnąć na całe gardło Dick, zanim inny z operatorów nie strzelił z tasera w szerokie bary czarnoskórego olbrzyma.
Trzymani w szachu lufami pistoletów maszynowych, zaskoczeni we wnętrzu pływalni ludzie zostali błyskawicznie pozbawieni broni, przewróceni na plecy i skrępowani plastikowymi samozaciskowymi paskami. Cała pacyfikacja zajęła zaledwie kilkanaście sekund, przeprowadzona z ogromną wprawą i szybkością świadczącą o wysokim poziomie wyszkolenia napastników. Overdrive została odciągnięta od basenu, Fatherboard dostał kolbą w potylicę i zwiotczał na betonie.
Sidney rozpoznał z miejsca broń prześladowców, ale pistolety maszynowe marki Mustang Arms nie pozwalały w żaden sposób powiązać obcych z jakąkolwiek organizacją paramilitarną; tym bardziej, że były to wprowadzone stosunkowo niedawno na rynek modele Ars-5C. Jedno było dla Maya pewne - ludzie w czarnych pancerzach taktycznych nie mieli nic wspólnego z preferującą niemal wyłącznie uzbrojenie Militechu metropolitalną policją.
Jeden z napastników upewnił się badawczym spojrzeniem, że wszyscy pojmani więźniowie zostali obezwładnieni, po czym przywołał innego napastnika, trzymającego w dłoni urządzenie przypominające krzyżówkę jakiegoś skanera i kamery telewizyjnej. Panująca w pomieszczeniu cisza zakłócana była jedynie pojękiwaniem niektórych jeńców i chrzęstem deptanego butami gruzu. Sidney nie wątpił, że intruzi przez cały czas komunikowali się ze sobą za pomocą wbudowanych w hełmy modułów łączności, ale do uszu więźniów nie dobiegał najmniejszy odgłos ich konwersacji.
Człowiek ze skanerem zaczął omiatać obiektywem urządzenia twarze pojmanych ludzi, poświęcając każdemu zaledwie kilka sekund. W reakcji na niesłyszane sugestie inni napastnicy podnosili skontrolowanych nieszczęśników dzieląc ich na dwie oddzielone od siebie kordonem strażników grupy. Pociągnięty w górę za ramiona May dołączył do przestraszonego Lee i starającego się odzyskać władzę w członkach Żyłę. Dwóch czarnych podniosło z podłogi oszołomionego Dickensa.
Dowódca grupy uniósł w górę srebrzysty neseser, przycisnął go do boku.
- Coście za jedni, gościu?! - krzyknął skanowany urządzeniem przywódca Szczurów - Czego od nas chcecie, faszystowskie świnie?!