lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Gasnące Słońca] Odkupienie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/7057-gasnace-slonca-odkupienie.html)

QuartZ 02-04-2009 18:23

Bru zaczynał już czytać książkę, kiedy przerwało mu pytanie inżyniera. Trochę wybiło go to z rytmu i niemal stracił z oczu fragment na którym skończył. Założył prowizoryczną zakładkę z tego, co akurat zdołał znaleźć w pobliżu, po czym zamocował książkę jednym z mocnych skórzanych pasów do uprzęży. Lektura nie wyglądała zbyt bojowo w miejscu, gdzie na ogół mocuje się bukłaki z wodą i jeszcze kilka takich atrybutów, a mogli by go wziąć za ochroniarza jakiegoś szalonego i bogatego bibliotekarza, który po zbyt dużej ilości teksty czytanego poważnie sfiksował. Na szczęście książka była porządnie oprawiona i pogoda na tej planecie nie powinna wywrzeń na niej większego wrażenia.

- Nie chce mi się, jeśli ktoś ma ochotę poznać moje zdanie. Szczerze powiedziawszy bardziej jestem ciekawy co kryje się na trzecim pokładzie i dlaczego tak szczelnie to tam zamknęli. - Była to tylko w połowie prawda, druga sprawa to fakt, że czuł przez skórę iż zostanie wykorzystany jako tragarz tak czy siak. - Ale zdaje się, że nie ma tutaj nikogo, kto lepiej by się do tego nadawał, a skoro tak, to chyba nie trzeba mnie było nawet o to pytać. Nie mam zamiaru robić Duncanowi zbędnego problemu z szukaniem przewodnika.

Wiedział, że na trzecim poziomie statku jest coś, co lepiej będzie zobaczyć na własne oczy, niż słuchać później podekscytowanych towarzyszy opowiadających czego to nie znaleźli na górze. Był niemal całkowicie pewien, że właśnie tak będzie. Cicho liczył na to, że nie zdołają się dostać na najwyższy pokład przed ich powrotem z zakupów.

Myślał sobie: "Jak zwykle ominie mnie cała zabawa. Przynieś, wynieś, pozabijaj. To się chyba nigdy nie zmieni" - Spojrzał na książkę. - "Ci przynajmniej nie mają mnie za tak durnego że aż nie potrafię czytać. Zawsze jakaś z tego pociecha. Cóż, może po prostu ludzie na prawdę są lepsi od wszystkich obcych, albo to my mamy w sobie coś beznadziejnego, czego nie potrafimy naprawić. Beznadziejne przypadki." - Wyraźnie odczuwał na sobie piętno stereotypów. Myśli takie męczyły go od czasu, kiedy opuścił ojczystą planetę i zaczął obracać się w znacznej mierze wśród innych ras. Można by to nawet nazwać kompleksem niższości, chociaż nauczył się cenić się wyżej i wierzyć w siebie dzięki właśnie jednemu z ludzi. - "Chociaż ... Chyba są jeszcze ludzie, którzy obcych traktują jak braci. No trudno, zobaczymy co z nich za jedni. W dodatku niewiele się ten Duncan do mnie odzywa. Dziwny..."

Po chwili przemyśleń doszedł do wniosku, że powinien bardziej wierzyć w to zbiegowisko z którym przyszło mu podejmować zlecenie. Złapał jedną z flaszek stojących na stole, była do połowy opróżniona. Nie czekał na akompaniament pozostałych, jedynie unosząc ją nad ich głowy powiedział:
- No to toast i bierzmy się do roboty.
To powiedziawszy wychylił zawartość swojej butelki.
- Daj znać kiedy będziesz gotów. - Powiedział do baroneta.

NHunter 02-04-2009 22:42

Sunne stał przy wejsciu z rękami skrzyżowanymi na piersi. Teoretycznie zachowywał powagę, chociaż w jego oczach wciąż można było zobaczyć, jak bardzo dobry ma humor.
W końcu doszli do podziału na grupy i tu Hawkwood stanął przed dylematem. Chciał pomóc w noszeniu zakupów i jednoczesnie ciekawiło go, co jest na trzecim pokładnie, o którym tyle ostatnio słyszał. Poza tym wolał, żeby grupy były zawsze trzyosobowe, kiedy będą się rozdzielali. W ten sposób mieli większe szanse przy ewentualnych problemach. I chociaż nie bardzo mu się to podobało sądził, że jego decyzja będzie dobra.

- Ja idę z Andi i Amxem - Sunne powiedział to tonem nie znoszącym sprzeciwu, obserwując uważnie wyraz twarzy pani komandor. - Raz, że w trzyosobowa grupa ma większe szanse na przetrwanie wszelkich możliwych kłopotów. Dwa, że będę wiedział gdzie jest statek. Trzy, że wreszcie zaspokoję swoją ciekawosć i może dowiem się o co chodzi z tym "Trzecim Pokładem".

Po chwili zastanowienia podszedł do Duncana.
- Chciałbym, żebys do listy zakupów dodał rapier dla mnie. Wolę mieć własne ostrze. I do rapiera jestem bardziej przyzwyczajony - Sunne wręczył Duncanowi dwiescie feniksów. Mówił stanowczo i spokojnie, żeby Masseri nie miał wątpliwosci, że musi zrobić to koniecznie. - Najlepszy jaki znajdziesz, jesli to nie problem. Jesli cena będzie wyższa, to pokryję różnicę.

Hawkwood usmiechnął się nieznacznie. Niech teraz ktos inny robi za posłańca. On miał dosć.
Po skończonym przemówieniu, chłopak rozsiadł się na jednym z wolnych krzeseł czekając, aż jego towarzysze zdecydują się wyruszyć.

Eleanor 04-04-2009 00:08

Andiomene wysłuchała wszystkich do końca. Wyglądało na to, że mieli sporo do powiedzenia, szkoda, że o niczym konstruktywnym. Zgarnęła trzy tysiące feniksów do czarnego woreczka i rzuciła go Amxowi, który złapał go zręcznie i schował pod płaszcz, do jednej ze swych przepastnych kieszeni. Tylko Wszechstwórca raczył wiedzieć czego on w nich nie nosił.
Skoro ostatecznie zdecydowali, co kto będzie robić wstała i ruszyła do wyjścia. Kategoryczne oświadczenie Hawkwooda wywołało uśmiech na jej twarzy. W dzieciaku najwyraźniej zaczynał budzić się mężczyzna. Zawsze lepiej późno niż wcale. Jego słowa przypomniały jej o jeszcze jednej kwestii:
- Co do nazywania się nawzajem, niektórzy może lubią spoufalanie, ja nie! Zostaliśmy skazani na swe towarzystwo przez te obrączki, to jednak nie oznacza, że możecie mnie tykać jak byle kogo. Nie przypominam sobie bym komuś pozwoliła mówić do siebie po imieniu. Nazywam się Valentine i tak możecie się do mnie zwracać. Przez komunikator najlepiej poruczniku – uśmiechnęła się lekko – i to już nie jest żart, naprawdę mam stopień porucznika gildii Przewoźników, jak mogliście się już domyślać. Teraz zaś dość gadania, mamy sporo do roboty.

Wyszła na zewnątrz nie czekając na komentarze i nie oglądając się za siebie. Amx podążył za nią, a później reszta zainteresowana oglądaniem statku. Do kwatery nie było daleko, a Andi nie miała wiele dobytku. Trochę ubrań i zapasowe ładunki do broni wrzuciła do niewielkiego worka, rapier przypasała do boku i była gotowa. Amx miał sporo więcej rupieci, więc musieli trochę na niego poczekać. W końcu i inżynier był gotów. Ruszyli szybko po drodze zahaczając o znachora.
Jak wcześniej przypuszczała nie dowiedzieli się od niego nic szczególnego:
- Niestety nie mamy tu zbyt nowoczesnego wyposażenia - mężczyzna pokazał ruchem ręki skromne laboratorium - jednak nie udało nam się wykryć żadnych toksyn w waszych próbkach - Zastanowił się chwilę - Trochę inaczej było z próbką voroksa - w jego krwi wykryliśmy śladowe ilości ponad dziesięciu różnych jadów i toksyn. Najwyraźniej jednak nie wpływają negatywnie na jego organizm - rozłożył bezradnie ręce - Nie jestem specjalistą od ksenobiologii.

Gdy dotarli do statku ludzie Berta już zakładali liny na dach hangaru, by go móc w każdej chwili otworzyć. Andiomene ruszyła prostu do barmana i podała mu cztery papiery i sakiewkę z monetami.
- Proszę, oto umówiona kwota.
- No no dziecinko. Już myślałem, że do nas nie wrócicie
- przyjął podaną pieniądze - Nawet nie chcę wiedzieć skąd to macie, ale cieszę się. Naprawdę się cieszę! Niech to szlag! - rozpromienił się - chłopaki! nareszcie nam się udało - klasnął w dłonie i uniósł zapłatę pokazując ją kompanom.
Cała grupa zaczęła się radośnie śmiać. Bert podszedł do matki i uścisnął ją serdecznie. Ona lekko się zdziwiła jakby nie doszło do niej jeszcze, co tu się dzieje. Po chwili widząc radość pozostałej grupy nieśmiało się do nich przyłączyła obejmując syna.
- Może twoja matka zechciałaby posprzątać co nieco na statku? Najchętniej zabrałabym ją ze sobą, by o niego dbała, ale pewnie nie będzie się chciała z tobą rozstać...? - Przewoźniczka popatrzyła z uwaga na oboje.
Bert spojrzał krzywo na Andiomene:
- Chcecie zabrać moją starą matkę na tę samobójczą misję w kosmos? Dziecinko, czy ty się czegoś nachlałaś na mieście?
- Naprawdę mam szczerą nadzieję, że przeżyjemy. Zapłacę uczciwie...
- To moja matka
- Powiedział to z wyraźnym akcentem na "moja" - Nie ma mowy.
Kobieta najwyraźniej chciała coś powiedzieć, uniosła już rękę i nabrała powietrza, ale chyba zrezygnowała.
- No to chociaż może pomoże mi teraz? - Adni nigdy nie należała do tych, którzy szybko rezygnują z pomysłu, który wbili sobie do głowy, a wizja latania tym szambem jakim teraz był statek, przyprawiała ja o mdłości.
- I tak bym wam się nie przydała dzieweczeczko - wyznała w końcu krotko Agatha
- Myli się pani. Bardzo przydałaby mi się osoba lubiąca czystość i szanująca porządek.
- Możemy wam wszyscy pomóc
- odparł Bert - Im szybciej się was pozbędziemy tym lepiej. Bez obrazy oczywiście – roześmiał się krótko.
- Dziękuję - Andiomene uśmiechnęła się także.
- No to do roboty! - Klasnął w dłonie - Chłopaki... już mi ciurkiem za jaśnie panią do stateczku i robić co każe!
Andi pokręciła głową:
- Myślę, ze twoja matka powinna nimi pokierować, ja muszę się zająć przygotowaniem statku do lotu.
- Mama?
- Zmarszczył czoło - No dobra. Mamo nareszcie możesz wysprzątać ten śmierdzący wrak.
Matka westchnęła ciężko i wstała odkładając prawię pustą butelkę - Tedy robicie co ja mówię. Szczoty i szmaty w garść i za mną - ruszyła chwiejnym żołnierskim krokiem w stronę statku. Dziewczyna ruszyła w ślad za nią, a potem skierowała się prosto do pomieszczenia pilotów. Musiała wprowadzić koordynaty z pamięci i przetestować system. Miała naprawdę sporo roboty.

Sekal 06-04-2009 12:33

Amx nie bardzo już słuchał Andiomene, jemu zwisało jak kto do siebie mówił. Inna sprawa, że nie chciałby, by jakiś obcy człowiek mówił mu zdrobniale, a przecież słowo Andi było dość, a może nawet bardzo, prywatne. Nie pamiętał ile czasu minęło, gdy już przestał się bać pani porucznik i zaczął mówić do niej zdrobniale, zresztą całkiem bezwiednie, ale z tego co kojarzył, to przynajmniej kilka ładnych miesięcy.
Bez słowa już dotarli do ich kwatery, w której Amx zaczął wrzucać część walającego się wszędzie żelastwa do dużego plecaka. Gdy skończył, jęknął, podnosząc go. Na spojrzenia pozostałych, spróbował tylko wzruszyć ramionami, z marnym raczej skutkiem.
-Nigdy nie wiadomo co może się przydać.
Podszedł do Dinksa, kilkoma ruchami zdejmując mu pokrywę z czegoś, co można było nazwać głową. Wsadził tam płytkę, którą bawił się w barze i zamknął robocika, poklepując go czule. Dinks wydał kilka "Pii, piii piii!" i posłusznie ruszył za swoim twórcą.
-Widzisz Andi, już umie za mną jeździć. Niedługo będzie tak samo użyteczny jak poprzednio!
Uśmiechnął się z zadowoleniem do pilotki, po czym już nic nie mówiąc ruszył w drogę. Nie był typem siłacza, a do statku było daleko, podejrzewał, że jak już dojdą do frachtowca to będzie mu potrzebny solidny masaż.

***

Gdy już wrzucił swoje manele do mieszkalnego pomieszczenia, które sobie wybrał i zabrał do roboty, szybko zapomniał o jakiś masażach i obolałych plecach. Sprawdzał wszystkie systemy, po kolei włączając i wyłączając każdy z nich, badając podzespoły i odkurzając stare reaktory. Gdy cała ta Walkiria właziła na pokład, zatrzymał ją na chwilę.
-Pomieszczeń z maszynerią nie ruszajcie.
Zanim odpowiedziała już go nie było. Okazało się, że główne systemy miały na szczęście tylko drobne, nie przeszkadzające w niczym usterki. Wystarczało, by dolecieć na księżyc tej planety, ale Amx bałby się bez napraw wybierać gdzieś dalej. Problem był też z drugorzędnymi, które wymagały dłuższych napraw i wymiany podzespołów.
Spróbował też dostać się na trzeci poziom, ale było zaspawane nawet w tunelu serwisowym. To sprawiało, że miał coraz mniejszą ochotę się tam dostawać. Ostatecznie wrócił do kabiny pilotów, myśląc o tysiącu spraw na raz. Potknął się na wejściu i wpadł prosto na Andi, siłą grawitacji przytulając się do niej w mocno dwuznacznej pozie. Szybko odepchnął się i cały czerwony zająknął się.
-Erm... wybacz, ja nie chciałem, znaczy się... mam tu spis wszystkich usterek.
Dał je jakieś papiery, trzęsącą się ręką. Nie był bojaźliwy, ale pewne sytuacje sprawiały, że czuł się mocno niepewnie. Potem przełknął jeszcze ślinę.
-Musiałbym mieć więcej czasu by dostać się na trzeci pokład z poziomu komputera. zwykłe wejścia zaspawane. Statek jednak nadaje się do lotu. Obecne nazwa wywoławcza to CX37, sprawdź w papierach czy się zgadza z tym, co tam napisali. Jak nie to zmienimy.
Wycofał się dość pospiesznie, odnajdując pozostałych. Miał im coś do przekazania. Gdy wszyscy się zebrali, odchrząknął, przywołując ich uwagę.
-Trzeci pokład jest niedostępny i zaspawany. Nie próbujcie się tam dostawać na swoją rękę, nie wiadomo czy nie zachwieje to równowagi systemów frachtowca. Jak będę miał więcej czasu to przywrócę dostępy komputerowe i spróbuję sprawdzić co się tam dzieje. Wolałbym również, by nikt niepotrzebnie nie wchodził do maszynowni, pomieszczeń z systemami i reaktorami. Nie wiem jak będą pracować z pełną mocą i zachowywać się w dłuższym okresie czasu, może to być niebezpieczne. Zna ktoś z was symbole kościelne? Jeśli tak to pokażę tunel serwisowy, zaspawany jest płytą z jakimiś nieznanymi mi oznaczeniami, warto by dowiedzieć się, czego dotyczą. To chyba wszystko na razie, statek doleci na planetę więzienną. Dalej wolałbym nie latać bez pełnych napraw.

deMaus 06-04-2009 23:12

Mesto został zaprowadzony najpierw do kwatery pani pilot i prawdopodobnie jej mechanika. Ci pozbierawszy swoje rzeczy ruszyli dalej, tym razem do jakiegoś lekarza, choć z tym Mesto łączył najmniejsze nadzieje. To było by po prostu zbyt proste. Na koniec udali się wreszcie do hangaru z ich nowym statkiem, W środku było kilku ludzi w tym barman, który wcześniej wskazał Mestowi zaplecze, gdzie czekała na niego reszta. W hangarze był także statek, niestety Mesto nie był pewien czy uda mu się na głos bez ironii nazwać to statkiem kosmicznym, dlatego postanowił się nie wypowiadać na jego temat. Wszedł natomiast na pokład i rozejrzał się, odnalazł pomieszczenia mieszkalne, i na jednym z łóżek położył swoją torbę. Pozwiedzał przez chwilę statek, ale kiedy odkrył, że w większości przypadków tylko wchodzi innym w drogę, postanowił wyjść i poczekać, aż reszta się zorganizuje i wtedy pewnie dadzą mu jakieś sensowne zadanie. Wiedział doskonale, że teraz czas na popisy jedynej kobiety w ich drużynie i jej kolegi, sam nie znał się na statkach na tyle, żeby pchać się do działania. Miał tylko nadzieję, że reszta kiedyś postąpi tak samo, kiedy to nie ich domeny będą potrzebne.

Na okazję do wykazania się nie musiał czekać długo. Mechanik wyszedł, zebrał wszystkich i powiedział.
-Trzeci pokład jest niedostępny i zaspawany. Nie próbujcie się tam dostawać na swoją rękę, nie wiadomo czy nie zachwieje to równowagi systemów frachtowca. Jak będę miał więcej czasu to przywrócę dostępy komputerowe i spróbuję sprawdzić co się tam dzieje. Wolałbym również, by nikt niepotrzebnie nie wchodził do maszynowni, pomieszczeń z systemami i reaktorami. Nie wiem jak będą pracować z pełną mocą i zachowywać się w dłuższym okresie czasu, może to być niebezpieczne. Zna ktoś z was symbole kościelne? Jeśli tak to pokażę tunel serwisowy, zaspawany jest płytą z jakimiś nieznanymi mi oznaczeniami, warto by dowiedzieć się, czego dotyczą. To chyba wszystko na razie, statek doleci na planetę więzienną. Dalej wolałbym nie latać bez pełnych napraw.-

- Ja znam się trochę na symbolach kościoła, pracowałem kiedyś dla kilku kapłanów jako ochroniarz. Badali jakieś stare ruiny, a ja miałem wtedy okazję poznać symbolikę i znaczenie części znaków i symboli, które badali. Prowadź -
powiedział ruszając za mechanikiem - Przypomnij mi jak mam się do ciebie zwracać? Do imion mam dość kiepską pamięć, ale po kilku przypomnieniach powinienem zapamiętać już na stałe - Uśmiechnął się przyjaźnie. Kiedy dotarli do zaspawanej płyty ze znakami, przyjrzał się jej uważnie i powiedział z całkowitą pewnością - To symbole ochrony przed demonami, nakreślone bardzo nieudolnie. Najprostsza Teurgia, ale nakreślona tak, że prawdopodobnie nie ma żadnej mocy. Widziałem jak chłopi pańszczyźniani kreślili podobne próbując naśladować znaki kapłanów. Mają chronić przed złem i demonami, tak ogólnie, nie przed niczym konkretnym. - Zastanowił się przez chwilę i dodał - Choć jeśli ktoś zaspawał te przejścia i nakreślił takie znaki to pewnie miał jakiś konkretny powód, nawet jeśli nie znał żadnych konkretnych znaków. Lepiej by było nie otwierać tych drzwi, dopóki nie będziemy w komplecie i nie załatwimy jakiegoś lepszego sprzętu. -

Gantolandon 06-04-2009 23:38

Szczęśliwie Mesto okazał się nie być wymoczkiem. W sumie z całej tej grupy to właśnie on był tym, którego szanował najbardziej. Z drugiej strony, szkoda, że nie było z nimi voroxa - walka dzikiej bestii z komandosem była czymś, co Duncan bardzo chciałby obejrzeć. No ale cóż, to też było warte popatrzenia.

Na odchodnym szlachcic uśmiechnął się złośliwie w stronę odchodzącego markiza, a następnie szybkim ruchem położył urzędnikowi na kontuarze kilka feniksów.

- Za fatygę - powiedział.

Teraz przyszła pora na mniej zabawną część podróży, czyli spotkanie z towarzyszami niedoli. Słoneczko, kupcy i vorox czekali już w barze. Duncan przeciągnął się i pozostawił Mesto zrelacjonowanie szczegółów. Zmęczyło go trochę to zadanie.

Na nieszczęście już po chwili musiał opuścić bar z nieco podwyższonym ciśnieniem. Przewoźniczka kazała się tytułować "Panią porucznik" i odeszła za szybko, żeby mógł wydobyć z siebie coś poza pogardliwym parsknięciem. Na domiar złego Inżynier wysłał go na zakupy, jak na jakiegoś sługę. Jedynie fakt, że w zasadzie tylko on był w stanie załatwić wyrobników, powstrzymał go przed ciśnięciem listą o podłogę. Odburknął tylko coś niezbyt miłego i ruszył przyspieszonym krokiem, zanim trafi go cholera.

**

Trzy godziny później użerał się z jakimś podstarzałym dozorcą magazynu.

- Gówno mnie obchodzi, że właściciela nie ma. Znajdź go. - warczał na stojącego w bramie chudzielca, ostatkiem sił powstrzymując się przed zdzieleniem go pięścią w twarz.
- Ale panie, ja tu tylko pilnuję...
- Za dziesięć minut chcę go tu widzieć. Won.

Zdołał do tej pory załatwić kilku wyrobników do rozładunku i kupić połowę rzeczy z listy Amx-Rota. Włącznie z odrobiną kiepskiej jakości tytoniu i masą bimbru, który mogła przeżreć człowiekowi jelita. Jakieś środki odurzające byłyby znacznie lepsze, ale trudno było dostać je na Malignatiusie. Tu mało co rosło.

Zdołał też zasięgnąć nieco języka o kolonii na górze. Nawet jak na jego kiepskie pojęcie o interesach, brzmiało nieźle. Na powierzchni była mała stacja nadzorcza, a pod nią rządzili się sami więźniowie. Dlatego właśnie Duncan zaryzykował i wziął znacznie więcej berbeluchy, niż chciał tego Inżynier. Niech go demony porwą, jeżeli więźniowie nie rzucą się na nią, niczym muchy na gnój...

Pozostało mu jeszcze zakupienie tych przeklętych koców, a wcale mu się nie chciało. Było zimno, a licznik tej przeklętej bransolety nie przestawał działać. Ostateczności - ucięcia przedramienia - Duncan na razie nie miał najmniejszego zamiaru rozważać. Bał się jednak, że jeśli minie jeszcze trochę czasu, okaże się to koniecznością.

- Szybciej z tym - ryknął do idącego kupca.

**

Wreszcie dał się zaprowadzić voroxowi do hangaru, bogatszy o kilka ton całkowicie bezużytecznego towaru. Prawdopodobnie trochę stracił na kocach, ale nie miał już siły kłócić się ze sprzedawcą. W sumie, to oni chyba tam nawet nie lecą handlować.

Miał tylko wielką nadzieję, że po tym wszystkim zdoła dorwać dziada, który go w to wpakował...

QuartZ 07-04-2009 10:02

Vorox był całkiem zadowolony ze swojej roli. W zasadzie był to dla niego tylko przyjemny spacerek i mógł skupić się na bardzo powolnym czytaniu otrzymanej książki. Jak się szybko okazało była to książka o wszechstwórcy i wielu rzeczach z nim związanych, jednak nic więcej Bru nie był w stanie powiedzieć. Posługiwanie się pisanym językiem ludzi nie było dla niego aż tak proste, jak dla nich samych, mimo to uparcie brnął dalej linijka po linijce. Kilka razy zdarzyło się, że musiał stanąć obok towarzysza tylko po to, aby "wyglądać groźnie" dla podkreślenia tego z jakim pośpiechem trzeba się brać do roboty.

Bruggbuhr nie chciał niczego ani ze sklepu z bronią, ani z żadnego innego miejsca. Cieszył się za to z faktu, że ktoś pomyślał dokładnie tak sako jak on. "Od początku uważałem, że trzeba tam zawieźć sporo gorzałki. Na całe szczęście są tutaj jeszcze rozsądni ludzie." - myślał sobie.

Pogoda o dziwo nie sprawiła większych problemów i nie zmusiła go do krycia książki przed śniegiem, więc droga powrotna do hangaru również płynęła leniwie na czytaniu książki w momentach, kiedy nie musiał szukać akurat odpowiedniego kierunku i zapamiętanych charakterystycznych punktów.

Kiedy dotarli do hangaru praca paliła się wsystkim w rękach. "Kto by pomyślał, że z tego statku można wynosić śmieci i brud wiadrami! Mam nadzieję, że niespodzianka jeszcze tam na mnie czeka." - Nie wypowiedział ejdnak tych myśli na głos. Podszedł jedynie do pierwszej napotkanej osoby z ich prowizorycznego oddziału i zapytał:
- No i co jest na górze? Gdyby nie lektura ciekawość zjadła by mnie już w połowie drogi tutaj. Ktokolwiek zdołał otworzyć przejścia?

Tadeus 07-04-2009 21:06

Po paru godzinach pracy, opłaceni tragarze upchali wreszcie towar w ładowniach statku i ruszyli z powrotem w stronę miasta. Nadal trwało jednak sprzątanie i kontrola systemów. Andiomene, siedząc w kokpicie nagle zauważyła przez szybę dziwne zachowanie Berta. Ten chwycił leżącą na stole lunetę i wyraźnie zaniepokojony wybiegł z magazynu. Po paru chwilach wrócił wymachując dziko rękami. Pokazał coś swoim ludziom, a ci zaczęli otwierać dach, wpuszczając do środka tumany śniegu. Wbiegł do kokpitu i wyraźnie zdyszany odparł:

- Jadą tu… co najmniej trzy pojazdy u wejścia do kotliny. Musicie ruszać, teraz! My z chłopakami uciekniemy w góry.

Andi, która po jego zachowaniu nie spodziewała się w sumie niczego innego, natychmiast dokończyła wprowadzenie koordynatów i rozpoczęła procedurę startową:
- Dzięki Bert, jak będziesz wychodził, zamknij drzwi - powiedziała do mężczyzny i uśmiechnęła się lekko - jak mówiłam obyśmy się jeszcze kiedyś mieli okazję spotkać i to w lepszych okolicznościach...

Bert opuszczając już kabinę odwrócił sie i uśmiechnął ciepło. Odszedł prędko bez dalszych słów.

Andiomene włączyła system komunikacyjny i przekazała przez interkom:
- Odlatujemy natychmiast. Proponuję zająć jakieś bezpieczne pozycje. Nie mam pojęcia jak ten gruchot zachowa się podczas startu.

Po chwili, do kabiny wbiegł Amx, zajmując miejsce u boku pani kapitan. Zastałe silniki z trudem udźwignęły ciężar statku. Unieśliście się nad hangar i od razu uderzył w was mroźny wiatr Malignatiusa. Zatrzęsło całym statkiem... coś w ładowni się poprzewracało, otworzyły się niektóre stare schowki, wysypując swoją brzęczącą zawartość. Andiomene starała się zapanować nad statkiem, wyrównując stery.

Statek ciskany jak liść na wichurze, w końcu uniósł się w białe niebo mroźnej planety. Lecz spokój nie trwał długo. Czujniki wykryły wyładowania energii na powierzchni za wami. Kamera przybliżyła obraz dwóch bojowych wozów gąsienicowych, zbliżających się do pozycji grupy Berta. On i jego chłopaki starali się odpowiedzieć ogniem ale nie wyrządzali szkód opancerzonym pojazdom.

"Biedny Bert! mam nadzieję, ze się z tego wykręci"- pomyślała Andi. Po krótkim zastanowieniu, przekierowała sterowanie ogniem do konsoli Amxa i mocnym szarpnięciem sterów zapikowała w śnieżyce pod wami. Uruchomiły się systemy bojowe. Wszystkie pokłady zalane zostały czerwonym światłem. Z głośnym zgrzytem pokładowe działo załadowało masywny pocisk. Statek, niczym anioł śmierci, z dzikim pędem wleciał w białą wichurę, wylatując po chwili nad głowami zaskoczonych walczących. Działo zagrzmiało, wstrząsając całym pokładem. Trafiony pojazd natychmiast wybuchnął jasnym płomieniem. Chmura odłamków posypała się we wszystkie strony. Wtedy drugi z pojazdów otworzył do was ogień. Pociski ciężkiego karabinu zadudniły o poszycie statku. Według systemów nie doszło jednak do przebicia.

Pokładowe działo zgrzytając niemiłosiernie, załadowało następny pocisk. Andiomene nawróciła, szykując się do następnego nalotu. Znów zabębniło działo. Drugi pojazd, trafiony w gąsienice, zaczął kręcić się wokół własnej osi. Gdy z szoferki buchnęły płomienie, zaczęli z niego wyskakiwać poparzeni żołnierze. Po chwili Bert i jego ludzie, korzystając z zamieszania, dobiegli wreszcie do zbawiennych skał. Trzy pozostałe pojazdy skierowały broń w waszą stronę. Powietrze wokół statku stało się gęste od ołowiu. Coś wstrząsnęło kadłubem... przez chwile Andiomene utraciła panowanie nad instrumentami.

Po chwili udało wam się jednak wzbić w niebo. Statek zanurzył się w mlecznej, gęstej warstwie chmur, zostawiając pole bitwy daleko pod sobą.


Zadziwiające jaka piękna i spokojna była ta planeta, tu nad chmurami. Nie wiał tu żaden wiatr. Statek, ogrzewany przez słońce, dostojnie i stabilnie wznosił się ku przestworzom. Na pokładach słychać było tylko równomierne mruczenie reaktora i cichy szmer wentylatorów.


Gdy opuściliście atmosferę, Andiomeme przeskanowała pobliski obszar, lecz nie wykryła niczego ciekawego. Gdzieś daleko czujniki wskazywały słabe echo jakiegoś małego, szybkiego statku, zmierzającego do wrót. Pewnie jakiś kurier.

W tym momencie, na ekranie sensorów pojawił się tajemniczy, niewyraźny punkt zaraz za wami. Po chwili zniknął. Po skalibrowaniu czujników został zidentyfikowany jako skupisko kosmicznych śmieci. Nagle „kosmiczne śmieci” zaczęły was namierzać. Na pokładach rozbrzmiała syrena alarmu bojowego. Kamera przybliżyła obraz, ukazując masywną sylwetkę nowoczesnego niszczyciela.


Nikt poza Mestem wcześniej nie widział statku tego typu. Kapłan pamiętał go ze swojego pobytu na stacji orbitalnej Stygmatu trzy lata temu. Zamknięto wtedy cały kwadrant stacji i odwołano wszystkie loty, by przeprowadzić testy prototypu. Projekt miał najwyższy stopień tajności. Roiło się wtedy na stacji od Cesarskich. Jedyne czego udało się Mestowi dowiedzieć, to to że projekt bazował ponoć na technologii obcych. Których? Nie wiadomo. Po paru godzinach testów, statek odleciał i kapłan nie ujrzał go już nigdy więcej.

Nagle rozbłysła kontrolka na panelu komunikacyjnym. Na ekranach pojawił się obraz starszego mężczyzny o żołnierskich rysach.


- Mówi kapitan Gregorius Hawkwood z pokładu niszczyciela Erynia – w jego głosie słychać było stanowczość i nieukrywany gniew - Macie dwie minuty na wyłączenie wszystkich systemów i bezwarunkową kapitulację. W przeciwnym razie zostaniecie zniszczeni.

System statku poinformował was o potężnym ładunku energetycznym zbierającym się na pokładzie niszczyciela. Masywne lufy plazmowej artylerii wysunęły się z jego kadłuba i obróciły w waszą stronę.

Wtedy na skanerach pojawiły się trzy nowe punkty. Grupa korwet wyrwała się z atmosfery planety i ruszyła w stronę zagrażającego wam statku. Wyłapaliście transmisje skierowaną do niszczyciela.
- Tu Admirał Stefania Decados, dowódca Szmaragdowej Floty. Natychmiast opuśćcie obszar Dominium Rodu Decados.

- Kapitanie jeśli teraz odlecimy, zostawimy naszych ludzi na planecie – usłyszeliście niepewny głos załoganta na niszczycielu.

Szlachcic gniewnie zmarszczył czoło, spuścił wzrok sprawdzając zapewne coś na instrumentach, po czym odparł z rezygnacją – Wycofujemy się – Uniósł wzrok spoglądając na was – Jeszcze porozmawiamy – Obraz na ekranach zamigotał i zgasł. Transmisja została przerwana.

Po chwili korwety otworzyły ogień. Wybuchy energii rozbłysły na tarczach ochronnych niszczyciela. Ten obrócił się wokół własnej osi i wystartował z miejsca z zadziwiającą prędkością. Korwety ruszyły za nim, rozświetlając przestrzeń pasmami laserów. Po paru chwilach wszystkie statki opuściły zasięg waszych taktycznych sensorów, kierując się w stronę wrót.

Nagle na ich pozycji doszło do potężnego wybuchu energii elektromagnetycznej. Niszczyciel zniknął z ekranów czujników. Fala energii dotarła do was, restartując wszystkie systemy. Gdy udało wam się przywrócić ich działanie, sensory pokazywały już tylko trzy unieruchomione korwety. Po niszczycielu nie było śladu.

QuartZ 07-04-2009 23:29

Vorox już podczas startu pozostawał w jedynej wystarczająco wysokiej dla niego ładowni trzymając się wszystkimi czterema ramionami wszystkiego, co nie przypominało przewodów lub rur za których złapanie mógłby później dostać ochrzan. Podczas walki jednak zaczęło się robić wyjątkowo gorąco. Ładunek przemieszczał się i przesuwał. Bru w desperacji korzystał ze swojej nadnaturalnej dla ludzi ilości kończyn i łapał wszystkie skrzynie z trunkami, którym akurat przyszło do głowy się poruszyć. Najgorzej było podczas pikowania.

"Co to to nie!" - Myślał - "Wszystko musi być przymocowane, a te skrzynie akurat chcą sobie bez pozwolenia poobijać się o ściany! Ta dziewucha mogłaby mieć na względzie fakt, że jeśli tego nie sprzedamy to w zasadzie utopiliśmy większość pozostałych pieniędzy! W dodatku szkoda tej całej wódki." - Przeklinał przy okazji w myślach moment, gdy po raz pierwszy w życiu zdecydował się wsiąść do czegokolwiek co odrywało się od powierzchni planety. Wtedy wywieźli go na gigantyczną kostkę lodu, a teraz wcale nie zapowiadało się to lepiej.

Gdyby tylko ktoś akurat mu się przyglądał mógłby uznać miotającą się stertę kłaków wymachującą aż szóstką kończyn za wybitnie zabawną, jednak Bruggbuhr ewidentnie nie był sytuacją zachwycony. Na pewno wielu cyrkowych żonglerów znało ten ból, który przeżywał Bru, jednak zdecydowanie nie mieli namiotu szybującego gdzieś na orbicie. W dodatku, gdy wysiadły wszystkie systemy na krótką chwilę cały ładunek zaczął się unosić w powietrze. Równie powoli i karykaturalnie otwierały się coraz szerzej oczy i usta Voroxa. Jeśli tylko ktoś znalazł chwilę na wyjrzenie z kabiny pilotów lub w jakikolwiek inny sposób podejrzał Bru, to zdecydowanie był to widok niemal równie ciekawy jak przestrzeń za oknami.

Nie wytrzymał.
- Niech mi ktoś do jasnej cholery powie o co tutaj chodzi! Na dole do nas strzelają, na górze wszystko wysiada. Może i marny ze mnie inżynier, ale potrafię powiedzieć kiedy coś po prostu nie działa.
Wtem wszystko wróciło do normy, a grawitacja narastając powoli przyciągnęła wszystko na swoje miejsce.
- No dobra, działa, ale nadal nie wiem za co do mnie strzelali! Ktoś ma jakiś dobry pomysł? Hawkwood! To Twój wujaszek był i na pewno będziesz wiedział o co chodziło! Gadaj natychmiast! Ukradłeś jakąś rodzinną pamiątkę i wymieniłeś na bilet do tego lodowego pustkowia? - Wrzeszczał na cały statek, a bas jego głosu jeszcze długo odbijał się echem w metalu.

Był to jeden z tych momentów, kiedy lodowa pustynia i zero żywych dusz dookoła zdawały mu się niemal przytulnym kącikiem. Nie wiedział co się działo na zewnątrz, ale czuł uderzenia pocisków o kadłub podczas startu i słyszał dość niewyraźnie rozmowę w kabinie. Na całe szczęście był to ten sam pokład, a jego słuch wyostrzył się jeszcze bardziej w reakcji na zagrożenie, więc zrozumiał prawie wszystko. Nadal jednak coś go niepokoiło.

- Zanim polecimy dalej i cokolwiek zrobimy, chcę wiedzieć co jest na trzecim pokładzie! Nie ma tutaj absolutnie niczego o czym bym wiedział, a co mogło by ich zainteresować. Zostało nam w takim razie tylko to, czego nie wiemy ...

Myśli obijały mu się o skronie o wiele bardziej chaotycznie, niż ładunek obijał się o ładownię podczas manewrów nad powierzchnią. "Jeśli zaraz ktoś mi tutaj nie wytłumaczy chociaż części tego całego zamieszania, to przysięgam że wysiadam! Niech mnie cholera pochłonie w tym całym ich kosmosie, ale wysiadam!" - Najwyraźniej był wściekły - "Jak zaraz czegoś z tym nie zrobię, to źle się to wszystko skończy". Nie panował nad nerwami. To miała być miła wycieczka na stały ląd. Był już wystarczająco poirytowany faktem, że zmuszono go do lotu statkiem kosmicznym, czego przecież nienawidził. W dodatku jeszcze było tutaj za mało miejsca żeby w ogóle mógł porządnie rozprostować nogi.

Bru dla wyładowania złości zaczął uderzać pięścią w niegroźnie wyglądający płaski kawałek blachy stanowiący zarazem sufit drugiej ładowni i podłogę trzeciego pokładu. Nie myślał o tym, co może się stać ...

NHunter 07-04-2009 23:33

Droga na statek nie była zbyt ciekawa, toteż Sunne nie zamierzał o tym pamiętać, a już na pewno nie miał ochoty o tym myśleć.

W końcu doszli do statku. Jeśli w ogóle można to było nazwać statkiem. Młody Hawkwood spojrzał wymownie na stertę żelastwa i powiedział:
- No... Jeśli Andiomene to wybierała, to naprawdę zazdroszczę gustu.

Po statku kręcili się jacyś ludzie, sprzątając kurz i brud nagromadzony przez lata. W międzyczasie Amx zebrał wszystkich, żeby im coś ogłosić, ale Hawkwooda wcale to nie obchodziło, bo i tak nie znał się na obsługiwaniu statków kosmicznych. Już naprawdę wolał od tego dyplomację.

Przy okazji wpadł także Masseri z nowym rapierem dla chłopaka, którego Sunne przyjął z wyraźną ulgą. Co prawda był wdzięczny za glankesh otrzymany od Mesto, ale wolał broń do której był przyzwyczajony. Przechodząc koło Andiomene, zauważył, że ona także posiada rapier, a skoro już i tak byli zmuszeni do podróżowania razem, to przynajmniej postanowił zacząć jakoś rozmowę.
- Hej, pani porucznik wybaczy mi moją śmiałość, ale zauważyłem, że masz całkiem ładne ostrze. Ładna robota, gdzie zdobyłaś takie cudo?
Andiomene popatrzyła na chłopaka. Mogła zrozumieć, że dla szlachcica taka broń jak jej była czymś interesującym, Uśmiechnęła się i odpowiedziała bez pytowego u niej zazwyczaj wyniosłego tonu:
- To pamiątka rodzinna - Jest przekazywana w naszej rodzinie od wielu pokoleń. Ponieważ mojemu ojcu urodziła się tylko córka... Dostał się w moje ręce.
Sunne uśmiechnął się pogodnie.
- W takim razie pilnuj go jak oka w głowie. Nie ma nic ważniejszego, niż pamiątki rodzinne, gdyż te właśnie sprawiają, że wciąż pamiętamy, co to znaczy mieć kogoś bliskiego, a co za tym idzie, pamiętam jak być ludźmi.

Po krótkiej wymianie zdań zajrzał także do Mesta i oddał mu jego miecz, po czym poszedł poszukać sobie jakiejś kabiny do przespania podróży.
Kiedy w końcu znalazł niezajętą jeszcze kabinę, szybko rozłożył swoje rzeczy, zamknął drzwi i położył się na łóżku, czekając na start.

Nie wiedział, co działo się potem. Był bardzo zmęczony i zasnął niemal natychmiast.
W pewnym momencie obudziły go odgłosy walki. Młody Hawkwood usiadł na łóżku, przetarł twarz rękoma i rozejrzał się. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien coś zrobić, ale nie mógł się zdecydować. Wiedział, że nie pomoże zbytnio chyba, że ktoś wedrze się na pokład, ale to było raczej mało prawdopodobne. Siedział na łóżku nie wiedząc co robić. Czekał, aż stanie się coś, żeby mógł się przydać.

W pewnym momencie światło w pokoju zgasło i chłopak poczuł, że zaczyna unosić się w powietrzu. Odruchowo złapał się czegoś, żeby zbytnio nie odlecieć, ale już po chwili wszystko wróciło do normy. Wtedy Hawkwood usłyszał wrzask voroxa dobiegający gdzieś z okolic ładowni.
Sunne wstał niechętnie i powoli ruszył w stronę wydzierającego się Bru. Kiedy doszedł, zobaczył voroxa, który najwyraźniej zamierzał przebić się na trzeci pokład. Chłopak skrzyżował ręce na piersi i westchnął.
- Wołałeś mnie, czy to tylko moja wyobraźnia? - spojrzał wymownie na wygięty metal w suficie. - Zdaje mi się, że Amx wspominał coś o próbach dostania się wyżej. Pomóc Ci w czymś, czy poradzisz sobie sam? - dodał po chwili z wyraźnym rozbawieniem.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172