lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [WH 40k/Storytelling] Corodia' (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/9751-wh-40k-storytelling-corodia.html)

-2- 10-06-2011 19:58

“Nie ręce!” - Kaus miał zamiar ostrzec Lindeo który najwidoczniej za nic miał bezpieczeństwo rodowych klejnotów, jednak fascynacja perwersją psionika sprawiła że milczał i pilnie obserwował.
- Chodziło o przesłuchanie?? - zdumieniu Golema nie było granic, gdy w końcu dotarło do niego że chyba miał zupełnie co innego na myśli niż Mordolph...

Psionik zarejestrował słowa techkapłana, ale zostały zepchnięte gdzieś dalej wgłąb jego umysłu. Rozważał implikacje, a pewne obrazy, które spodziewał się dostrzec ale i tak były dla niego niebezpieczne - niebezpieczniejsze niż kogokolwiek ze zgromadzonych - odcisnęły piętno na jego psychice. Zachłysnął się powietrzem ze złapanego oddechu, który przyśpieszył, zatoczył i złapał dłońmi o maskę. Paznokieć z jedynego nie obandażowanego palca rozkrawiony został, gdy ten zaskrobał o metaliczną powierzchnię maski. Kilkunastu sekund wymagało od niego uspokojenie się.
- Jeżeli przestaniesz się obwiniać... zaakceptujesz, że służymy Imperatorowi i będziesz się trzymać blisko porucznika, pominiemy kwestię kajdanek. Musisz jednak dać słowo, że nie będziesz sprawiać kłopotów. I tak wszyscy tu obecni mamy ich pod dostatkiem... Mirio...

Spoglądała przed siebie z miną zagubionego dziecka. Pokiwała powoli głową, cokolwiek miało to znaczyć. Zagryzła mocno dolną wargę i wydawało się, że walczy sama z myślami.
- Tylko trzymajcie tego pojeba z dala. - mruknęła cicho, zwieszając głowę.

- Dziękuję, że mi zaufałaś. Słuchaj się porucznika, a nie będzie problemu. - wyszeptał psionik, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w stronę ciała Nocariona.
- Co miałeś na myśli? - rzucił przechodząc obok Kausa, ale skupiony był już na czymś innym. Zamierzał odnaleźć emblemat świadczący o jego szczególnej funkcji w Oficjum... musiał mieć pewność. I dowody, jeżeli jakiekolwiek by były, dokumentacja, wszystko. W tej materii nie był w stanie zaufać nawet swojemu darowi.
- W tej placówce dokonaliście wiwisekcji kilkunastu osobników i gatunków Xenos. - stwierdził, zwracając się znowu do zabójczyni, ale nie przerywając przeszukiwania ciała. - Niektóre są inteligentne i samoświadome. Wiesz, gdzie zabrano ich rzeczy?

- Mogę podciągnąć spodnie? - obejrzała się za siebie spoglądając na Haxtesa wymownie. To infantylne zagubienie zniknęło z jej twarzy. Powrócił chłodny dystans i spora część pewności siebie.
- Możesz - łaskawie zgodził się Golem - Zgrabna dupcia, tak przy okazji. Ubieraj się szybko bo jeszcze dostaniesz zapalenia pęcherza moczowego, a tutaj to wyleczyć... - zacmokał ze smutkiem.

- Wszystko co znaleźliśmy w bazie zostało przeniesione na “Pochodnię”. Nikt z nas nie dokonywał sekcji. - zwróciła się do Lindeo.

- Prawda... - odparł, podnosząc i chowając interesujący go emblemat.

Sirion 10-06-2011 20:26

-Nie zapominaj się Lindeo, o ile mnie pamięć nie myli nie ty dowodzisz naszą misją. Co więcej szopka z nakładaniem rąk bez żadnych wyjaśnień raczej nie skłania mnie do rozkuwania jej… Z resztą słyszałeś oskarżenia, raczej wątpię aby w okolicy mieli narzędzia do dokonania arco-flagellacji, dlatego zgodnie z literą Lex Imperialis powinna zostać rostrzelana.- Zuriel spojrzał wymownie na kobietę -Możesz, jeśli dasz sobie sama radę

Westchnęła ciężko zaciskając zęby i wychyliła się jak najmocniej sięgając spętanymi dłońmi krańca spodni. Podciągnęła je najwyżej jak mogła. Pozbawiona złudzeń co do swojego losu i w dość upokarzającym stanie pragnęła być rozstrzelana jak najszybciej.

- Nasz problem leży w tym, że nikt nami nie dowodzi. Co do sztuczki z nakładaniem dłoni, pozwól mi dotknąć Twojego karku, a zrobię co w mojej mocy, żeby cię przekonać.

-Nasz problem polega na tym że jesteśmy bandą indywiduów która głęboko w dupie ma zjebany i tak łańcuch dowodzenia, a od karku mojego trzymaj się z daleka. Nie mamy czasu na sztuczki, jeśli jest jakiś powód dla którego niby miałbym uwolnić niebezpiecznego więźnia to możesz podzielić się nim z nami wszystkimi zamiast bawić się w swoje gierki.
- Sam twierdzisz, że mi nie ufasz. Jakie znaczenie będą mieć zatem dla Ciebie moje słowa? - zapytał równie obojętnym tonem co zazwyczaj psionik.
Przeklęci psionicy… -To się okaże, zgodnie ze złożonymi przysięgami powinienem teraz rozstrzelać zdrajczynię, jednak ty twierdzisz że mam ją rozkuć wolno i pozwolić jej łazić luzem oraz prawdopodobnie przeszkadzać nam w wykonywaniu powierzonego zadania. – Zuriel spojrzał się na Simona –Zdaje się że ta decyzja należy do ciebie… koordynatorze
Zgodnie ze swoimi przysięgami, powinieneś zastrzelić nas wszystkich poza nią i na końcu palnąć sobie w łeb. Jeszcze o tym porozmawiamy na osobności. przekazał Zurielowi jego rozmówca, odwróciwszy się do porucznika.

Simon podszedł do Lindeo.
- Dziękuję - Powiedział cicho i odwrócił się do reszty - Wszyscy zapoznali się z decyzją Inkwizytora i mnie ona satysfakcjonuje. Ale dobra, czas ruszyć dupy - im szybciej się wyniesiemy tym lepiej. Kaus, Marcus - przygotujcie pochówek dla Ragnara, Imperator stracił dzisiaj dzielnego sługę i należy urządzić mu godne pożegnanie.

- Transporter Nocariona nie będzie czekał wiecznie... - skomentował chłodno Lindeo, nie reagując na słowa porucznika.
Myśląc o niej myśl o czymś więcej niż o rozpłodzie, Simonie Albriecht. Podejmuję za duże ryzyko, by tracić czas na zabawkę.

- Dobra, wszyscy rozejść się - zbierać broń i przygotować się do wyruszenia - opuścimy to miejsce jak najszybciej się da.
Pokazał Lindeo gestem głowy ustronne miejsce i niespiesznym krokiem się tam udał.

Potwór 10-06-2011 20:35

- Zanim, dziewczynki, zaczniemy się stąd ewakuować, to muszę naprawić pancerz i mechadendryt - wycedził Kaus - I wyleczyć siebie i innych rannych. Może nie zauważyliście, ale z Ragnarem walczyłem z Szarymi Rycerzami, czy jak się tam zwali. Poza tym większość zapasów przepadła - materiały wybuchowe, amunicja, narzędzia. Muszę je zgromadzić, pozbierać z zapasów bazy. A trzy godziny drogi stąd znajduje się Thuderhawk - wymagający naprawy, ale zdatny do wyniesienia nas na orbitę gdyby zaszła taka konieczność. Bez przygotowania go do lotu nie zamierzam się nigdzie stąd ruszać.
- Mimo wszystko fascynuje mnie, jak we dwóch mimo wspomnianych ran Ragnara pokonaliście oddział uderzeniowy Rycerzy, ale jest inna kwestia. W dżungli znajduje się transporter Nocariona... to znaczy... - przez chwilę nie mogąc znaleźć słów, wskazał ciało wrogiego Inkwizytora.
- W każdym razie na planecie znajduje się także ich w pełni sprawny wahadłowiec. Nie jest silnie broniony.

- Chyba znajdował - warknął Golem, bowiem poraniona twarz bolała jak diabli - bo daliście spierdolić jednemu!
- Co? - zapytał nie bez dziwienia w głosie psionik, gwałtownym ruchem obracając twarz... maskę w stronę szturmowca i Astartesa.
- Rozmawiaj z porucznikiem psioniku. - Odparł chłodno Astarte wzruszając ramionami.
- Inkwizytorze... - wysyczał Lindeo.
- Dość! - warknął Debonair - Co się stało to się chyba nie odstanie. Jak daleko jest ten pojazd którym grupa tego złamasa - wskazał Lindeo Nocariona - dostała się w pobliże? Może Marcus jeszcze by go dopadł.
- Naprawdę niedaleko stąd. Obawiam się, że sprawny człowiek już by tam dotarł, więc chyba jesteśmy zdani na Thunderhawka. Tym niemniej warto by spróbować...
Kaus odwrócił się bez słowa i ruszył w kierunku ambulatorium bazy. Marine nie podlegał mu, nie było więc o czym więcej gadać.
- Nie omówiliśmy jeszcze wszelkich kwestii. Miała dostęp do ważnych informacji Nocariona... jako najbardziej zaufany ochroniarz i nie tylko... Nie jesteś ciekaw?
- Poradzicie sobie beze mnie. A ja mam co robić - rzucił Mistyk - Ale później chętnie posłucham - przyznał niechętnie, bowiem wiedza to życie.
Oby tym razem bez udziału broni... odparł wyłącznie do niego psionik.
- A więc czego się dowiedziałeś? - Odparł porucznik siląc się na obojętność.
Kwestią zainteresowania renegata była świątynia Mrocznych Potęg zlokalizowana na tym świecie. - przekazał telepatycznie zgromadzonym, jeszcze także Kausowi. Nie dowiedziałem się niestety, jakie miało to znaczenie dla Aureliusa Verna, ale jestem pewien, iż ostatecznie było związane z jego badaniami. przekazał myślom tylko otaczających go Marine’owi, Inkwizytorowi i Szturmowcowi.
-Dowiedziałeś się również czy znalazł to czego szukał?
Aurelius Vern, czy Nocarion Sverte? - zapytał myślami psionik, zdając się preferować tę opcję komunikacji.
-Nocarion, po nagraniach z Vittorii zakładam że Aurelius dostał czego chciał.
Myślę, że Aurelius nie żyje, ale ciężko to stwierdzić. Tutaj moja i jej wiedza się urywa. To kwestia obsesji, zbyt radykalnych metod i... w tym momencie musimy porozmawiać na osobności, Inkwizytorze. Jak uprzednio, zważaj na myśli, nie słowa.
- To właśnie musimy zbadać. - wypowiedział się na głos, tym razem do wszystkich, a nie jedynie Arbitratora.
-A więc chodźmy, równie dobrze możemy w czasie rozmowy zebrać pożywienie i amunicję. Wątpię abyśmy mogli dalej liczyć na gościnność pozostałych przy życiu tubylców
Oczywiście. A teraz ją rozkujesz?
Zuriel wzruszył ramionami i rozpiął kajdanki, w razie czego Marcus powinien ją bez problemu wytropić zanim oddali się za daleko.

Romulus 12-06-2011 22:41

Debonair był cholernie nie w humorze. Wraz z przejściem ze stadium szoku do stadium przeciwdziałania szokowi, a następnie do fazy odporności - tak, tak, gramotny jest - wszystko to co w czasie walki ignorował, napompowany po czubek mięsistych uszu stymulantami, hormonami i innymi środkami od których odwróciłby się ze wstrętem każdy średnio inteligentny mieszkaniec Imperium, wróciło. Tak więc ból ran objawił się z pełną siłą, tudzież ból serducha, tłukącego się w klatce piersiowej zdecydowanie zbyt długo i zbyt mocno. No i wyczerpanie, gdy krwiobieg przestał przenosić różne ustrojstwa wprost do komórek. Nawet gorzała nie pomagała.

Świeżo nałożona na pysk syntskóra zamieniła policzek i skroń w jakąś niekształtną bryłę. Debonair do przystojniaków nigdy nie należał, teraz jednak nie można było na niego patrzeć nie zerkając odruchowo na zmasakrowaną część twarzy. Że jednak syntskóra dawała szansę doczekania implantacji i dalszego dążenia do doskonałości ucieleśnianą przez Boga-Maszynę, Kaus nie krzywdował sobie za bardzo. Ku jego zdumieniu - nigdy nie był socjopatą czy jak tam to zwać, nie znał się na sposobie rozumowania tłumu - autochtoni pospiesznie gromadzili rannych, gary i kobity i szykowali się do nawiania z bazy. O co trudno było mieć do nich pretensje, dlaczego jednak w rzucanych kill-teamowi spojrzeniach dostrzegał gniew i zawód - nawet maszyna logiczna nie była w stanie wydedukować. Szkoda - co prawda wczoraj sobie pociupciał, ale ochota mu znowu bulgotała w jajach.

Miał się zająć sprzętem i naprawami - i miał zamiar to zrobić jak najszybciej, bowiem bez zdatnego do użytku hełmu, pancerza czy mechadendrytu jego sprawność działania spadała znacznie (maszyna logiczna jest w stanie dostarczyć zainteresowanym stosowne i dokładne zestawienia), a po eksplozji Mućka - i dzięki niech będą Omnisjaszowi za to że reaktor nie eksplodował zalewając plazmą okolicę - zapasy drastycznie się skurczyły niczym, nie przymierzając, fiutek na mrozie. Jedna rzecz jednak nie dawała mu spokoju, a że spokój ducha ważnym jest, wybrał się na poszukiwanie jedynej pozostałej w bazie zgrabnej dupci. Gdzie ją odnalazł - nie było to tak ważne jak to że ją w ogóle znalazł. Pozbawioną broni rzecz jasna, chyba że któremuś z drużynowych lowelasów sufit był się na łeb spadł i ją w takową zaopatrzył. W każdym bądź razie jej karabin, pozbawiony zamka, leżał sobie beztrosko wraz z ocalałymi rzeczami Kausa.
- Pozwól na słówko, laska - rzucił do Mirii, oparł się o ścianę i poczekał aż ta znajdzie się blisko niego.
Oddaliła się od Porucznika z niechęcią mimo, że najwyraźniej nie chciał jej widzieć ani rozmawiać. Co było boleśniejsze od rany, której nie zdążyła jeszcze należycie opatrzeć. Ruszyła za Kausem, stając w zaułku między zrujnowanymi budynkami.
- Czego chcesz mistyku? - rzuciła chłodno do opierającego się Golema. Widział, że jest cała spięta. Przylegający skafander oddawał naprężone ciało.

- Lubię takie bezpośrednie babeczki, nie odstawiają jakiegoś pitu-pitu, tylko od razu dobierają się do interesu faceta - powiedział z uśmiechem wykrzywiającym zmasakrowaną twarz gdy gapił się na podkreślone przez skafander cycuszki.
- No ale na przyjemności musisz sobie zasłużyć. Przy okazji - podniósł rękę i wskazał jej ranę - opatrzyłbym to na twoim miejscu trochę lepiej, bo w ciągu paru godzin wda się zakażenie - powiedział bardziej poważnym tonem.
Kobieta sięgnęła wtedy odruchowo do nadszarpniętego boku. Skrzywiła lekko usta z bólu.
- Nie musisz się martwić, ale doceniam troskę. - powiedziała z lekką kpiną. Wszak to on był odpowiedzialny za ranę.
- Pierwsza sprawa: jeśli zobaczę że masz przy sobie broń albo się przy niej kręcisz, odstrzelę ci łeb. A zaraz potem temu twojemu chłopaczkowi, bo pewnie by podskakiwał. Więc nie prowokuj mnie - mruknął.
Uśmiechnęła się w sposób, który sam w sobie wydał się prowokacją.

Golem oderwał się od ściany i podszedł bliżej do Mirii. Hełmu nie miał, ale i tak sporo górował nad zabójczynią. Przyglądał się jej twarzy, rejestrując ciepłotę ciała i perspirację, mimikę i odruchy.
- Główny serwer bazy. Co z informacjami które w nim były? - zapytał łagodnym, jak na niego, tonem.
Uniosła podbródek tak, że znajdowali się teraz niezwykle blisko. Spoglądała wprost w jego oczy swoim chłodnym, czarnym spojrzeniem. Odezwała się równie łagodnie. teraz mógł czuć ciepło oddechu na swoich wargach.
- Lord nakazał zabranie wszystkiego, co nie powinno być pozostawione w bazie. Serwer został wyjęty i zabrany na statek. Nasi logistycy mieli szukać podejrzanych rzeczy. Nie znam raportów …- ramiona drgnęły lekko jakby chciała nimi wzruszyć.

- Swoją drogą... też nie wyglądasz najlepiej. - dodała z nieskrywaną nutą satysfakcji.
Teraz przyszła pora na jego uśmiech. Podobała mu się, kocica, i miał coraz większą ochotę na dyskusję z nią o teologii, jeśli można tak to określić. Przypominała mu Colette. Że jednak nie pora jeszcze była na miłe spędzanie czasu, na razie skupił się na rozmowie.
- Ty uszkodziłaś Thunderhawka? - zapytał.
Pokręciła głową.
- Znaleźliśmy jedynie ten złom pod wodospadem. Był już uszkodzony.
“Marnych macie techkapłanów skoro dla was to złom” - pomyślał Golem.
- W czym przeszłaś szkolenie?
- Nie uwierzysz - w strzelaniu. Zmrużyła lekko oczy. - Czemu pytasz? Szukasz chirurga?
Wypowiadała złośliwości bez rozbawienia w głosie.
Rozbawiła z kolei jego, ale z namaszczeniem skinął głową. On również zaczął wyliczać poważnym tonem:
- Chirurgia to moja działka. Strzelać nie będziesz miała okazji, to już wiesz. Zostaje więc gotowanie i ciupcianie. Jeśli kiepsko gotujesz pozostaje jedno. A do wieczora niedaleko. Zapytam więc jeszcze raz - na czym się znasz?
- Umiem tylko zabijać. Rozumiem, że czujesz się rozczarowany?
- W żadnym przypadku - do ciupciania nie potrzeba szczególnych umiejętności - odpowiedział grobowym głosem, choć w duchu chichotał.
- Uderzyłabym cię w policzek. Gdybyś go miał...
- Lubię też inne zabawy, a na wszystko nadejdzie pora - wyszczerzył zęby - Nie każdy lubi tak jak psionik, na oczach wszystkich.

Zastanowił się nad tym co najważniejsze.
- Nekroni - trafiliście na nich na planecie?
- Nie. Żadnego śladu. Zadajesz bardzo dziwne pytania...
- To się jeszcze okaże czy dziwne - mruknął zastanawiając się ile racji miał Lindeo.
- Dobra, dość tych pieszczot, laska. Ale wieczorem będziesz pewnie samotna, to zapraszam na mój wał korbowy. Szkoda żeby takie nogi się marnowały bez ruchu.
- Doceniam komplement. Nie zmarnują się, bo jeśli jeszcze raz złożysz mi propozycję, lub dotkniesz, kopnę cię w dupę.
- Jeszcze za mną zatęsknisz - powiedział Golem z uśmiechem - tak przy okazji, nie ostrz sobie pazurów, lala, na porucznika - woli chłopców - rzucił odchodząc w kierunku magazynu. W miłości, jak i na wojnie, wszystkie chwyty są przecież dozwolone.

Romulus 16-06-2011 21:39

Późno już było gry Mistyk Maszyn wykolebał się z magazynów i pomieszczeń technicznych bazy. Dużo czasu mu zeszło z uruchomieniem generatorów i skompletowaniem porządnego warsztatu, ale wysiłek się opłacił. Istniała spora szansa że naprawi większość sprzętu na stanie kill-teamu i zgromadzi części potrzebne do zreperowania Thunderhawka czy drony zwiadowczej. Będzie to wymagało czasu i główkowania, ale z pomocą Omnisjasza jeszcze podupczy sobie na Victorii. A skoro o dupczeniu mowa...
- Poruczniku - powiedział przystając koło Simona. Nawet gdyby ten chciał ignorować jego nadejście byłoby to trudne, bowiem zbroja Kausa nie należała do najcichszych, a i głos Techkapłana dawno temu wziął rozbrat z szeptaniem. Pancerne rękawice przyklejone miał do magnetycznych zaczepów zbroi, a dłonie metodycznie wycierał w szmatę, kontemplując oleisty połysk na powierzchni metalu i skóry - nie wiem kto z was upadł na głowę i rozkuł tę cipkę - wskazał kciukiem Mirię na wypadek gdyby porucznik nie wiedział o kogo chodzi - ale lepiej niech się nie zbliża do broni - rzucił konwersacyjnym tonem, nie dbając czy zabójczyni go usłyszy. - Uprzedzam na wypadek gdybym o czymś nie wiedział, o czym wiedzieć powinienem.
Simon spojrzał na kapłana chłodno i zwrócił się do Mirii.
- Poczekaj proszę, zdaję się, że nasz znajomy chce o czymś porozmawiać - Powiedział i nakazał kapłanowi ruchem ręki pójść za nim. Gdy uznał, że są poza zasięgiem słuchu ich towarzyszki, zatrzymał się i odwrócił się w stronę Kausa. - Zanim cokolwiek powiecie Kapłanie - tak, ufam jej na tyle, żeby zostawiać ją samą. Możecie mi powiedzieć o co dokładnie wam chodzi?

Debonair łaskawie zdecydował się pójść za Albriechtem, teraz zaś niespiesznie wycierał ręce w szmatę, paluch po paluchu, skoncentrowany na tej prostej czynności. Zastanawiał się nad czymś i dopiero po chwili skupił spojrzenie na poruczniku.
- Można wiedzieć skąd te … zaufanie? - zapytał łagodnie.
- Po pierwsze - gdyby nie ona, mnie by tutaj już nie było. I gdyby lepiej przymierzyła także was - nie zapominajcie o tym - Uśmiechnął się lekko - A po drugie, tak jak się domyślacie to nie jest nasze pierwsze spotkanie. Natknąłem się na nią przed samym atakiem i nie było czasu nikogo poinformować.
- Radia nie nosicie, poruczniku? - zatroskał się Kaus nie wiedzieć czemu kiwając się na piętach. - Radziłbym następnym razem nosić je ciągle przy sobie, łączność to podstawa, czego Mordolph nawet chyba się nauczył. A co do przymierzania to dziwi mnie że kiedy ją … pierwszy raz spotkaliście, jak to określiliście - nie próbowaliście jej, dajmy na to - powstrzymać, wziąć do niewoli czy coś w tym stylu, wy na pewno lepiej wiecie co robić w takich przypadkach - Debonair pokiwał głową frasobliwie.

Sirion 16-06-2011 21:54

- Sygnały radiowe mogą być przechwycone, a co do Inkwizytora... Wolałbym, żeby nie gościł w moim umyśle dłużej niż to jest potrzebne, mam nadzieję, że doskonale mnie rozumiecie. A co do obezwładnienia, sądzę, że to nastąpiło akurat nader sprawnie... - Uśmiechnął się lekko. - Powiem tak. Gdyby Miria nie zachowała się tak jak się zachowała, to dzisiaj nie my byśmy martwili się o pochówek Kapłanie. Doceńcie to. Rozumiem, że jesteście poruszeni stratą towarzysza, ale jednak trzeba na nowo zweryfikować całą sytuację. Ona jest jedyną osobą, która cokolwiek wie o tej planecie, no może teraz jeszcze poza Inkwizytorem Mordolphem i raczej wątpię, żeby wasze postępowanie mogło jakkolwiek skłonić ją do współpracy. Pomijając fakt, że było nadwyraz brutalne i niepotrzebne moim zdaniem.
Debonair podszedł nieco bliżej i uśmiechnął się swą zmasakrowaną twarzą.
- No, poruczniku, nie ma się o co obrażać, kobicie nie stała się wielka krzywda, w końcu do czego baba może służyć.
Wytarł do końca ręce, obejrzał pod światło i rozejrzał się jakby szukał kosza na śmieci by wyrzucić szmatę.
- Zweryfikować całą sytuację, powiadacie. A jak wy na nią spoglądacie, po tym całym - rozejrzał się naokoło i pokazał ręką - incydencie?
Zamyślił się.
- Ja ją postrzegam tak - wdepnęliśmy w niezłe gówno i teraz musimy znaleźć kogoś kto nas z niego wydostanie. Nocarion to początek naszych problemów i nie odrzucę niczyjej pomocy. Wy też nie powinniście. Mogę wam powiedzieć tylko jedno - będę starał się, aby ta misja skończyła się sukcesem, ale nie zrobię tego za wszelką cenę. Najpierw wolałbym się zorientować o co w tym wszystkim biega.
Kaus podszedł jeszcze kroczek. Lewa ręka śmignęła niczym atakujący wąż i chwyciła Simona za bambetle, a palce prawej dłoni zwinęły się w pięść i łupnęły porucznika prosto w zęby. Krew trysnęła.
- ZWERYFIKOWAĆ SYTUACJĘ?! - ryknął - SPRAWNE OBEZWŁADNIANIE?! Posłuchaj mnie ty dupku - powiedział do zaskoczonego Albriechta - Nie wiem czy zauważyłeś ale Ragnar był po naszej stronie a ta dziwka go zraniła, poważnie go zraniła!
Simon pochylił głowę i otarł krew z twarzy ręką.
- Tak, też uważam, że to był świetny strzał - Uśmiechnął się lekko - I jeśli chciałeś mnie zastraszyć to powiem Ci, że miewałem się gorzej. Znaaaacznie gorzej... Ból jest pojęciem względnym i może kiedyś Ci to zaprezentuje, ale nie dzisiaj - nieco mi się spieszy. Jednak podnieś rękę na mnie bądź na Mirię jeszcze raz... - Spojrzał mu hardo w oczy.
- Radziłbym ci bardziej pamiętać o własnych ludziach niż cipkach pozbieranych po drodze. Gdyby nie ona może Ragnar by teraz żył. I ostatni raz wyciągnąłeś na mnie bezkarnie broń - warknął Kaus, ledwo się hamując by nie przylać porucznikowi raz jeszcze. Splunął Albriechtowi na buta, odwrócił się i odszedł.
- Ostatni raz zorientowałeś się, że ją wyciągnąłem, uwierz mi - następnym razem się nie zawaham - Powiedział na tyle głośno, żeby usłyszał go odchodzący kapłan. Rozmasował szczękę i wrócił do Mirii.
Mistyk maszerował ignorując słowa porucznika. Granica została wyznaczona. Nie było nic więcej do dodania.

Araks3 19-06-2011 13:34

- Jest ranna i przerażona... jednak nie powinniśmy jej nie doceniać. Wystawimy warty, żeby ktoś ją pilnował i sprawdzał obecność wrogich sił, bądź też plugastwa, które przedostało się tutaj według słów psionika. Ja... zajmę się Ragnarem. I bronią Szarych Rycerzy. - Rzucił chłodno, chowając pistolet bolterowy i ruszając w kierunku pobojowiska. Był pełen podziwu dla kapłana maszyn i Kosmicznego Wilka, który przed wszystkim oberwał przeciwpancernym pociskiem od zdradzieckiej snajperki. Kapłan wciąż był jednak psychicznie człowiekiem... a ludzka psychika była nader kruchym tworem.
Kiedy dotarł na miejsce walki powiódł swymi ciemnymi oczyma po ciałach poległych rycerzy i Kosmicznego Wilka. Dlaczego musiało się tak stać? Brat występował przeciw bratu. Jeden z najsmutniejszych widoków jakie mógł ujrzeć każdy Space Marine. Najpierw Urallio, teraz Ragnar. Kiedy Imperator wezwie jego? Z rozmyślań wyrwało go wspomnienie o Beatrycze. Tak, duch który uratował go od śmierci. Tylko jak znów ją obudzić? Dobył piłomiecza ustawiając go pionowo do siebie.
- Beatrycze. - Wyszeptał spokojnie imię, która usłyszał w czasie walki.
- Nigdy więcej... - Znów zanucił słowa pieśni Kruków, oczekując jakieś reakcji.
- Jestem Marcus Scipionus z Kruczej Gwardii, wierny Adeptus Astarte, syn Coraxa i Imperatora, zólnierz Szwadronu Śmierci w służbie Ordo Xenos. Kim, albo czym jesteś... Beatrycze? -
Płaz miecza zamigotał słabym blaskiem uwalniając przyjemne, nieznane dotąd Marcusowi ciepło. Głos, zgrzytliwy, stłumiony i nieco mechaniczny, wydawał się zupełnie nieporadny. Nie słyszalny dla nikogo przez millenia. Aż do tego dnia. Tylko dla niego.
- U-mysł...w cie-le. Jak... du-ch w ma-szynie. Kre-w... z k-rwi Co-raxa.
Marcus aż zaniemówił z wrażenia, przyglądając się w spokoju migoczącemu piłomieczowymi o wdzięcznym imieniu Beatrycze. Jeśli była z krwi Coraxa... nie, to nie możliwe. Dlaczego teraz? W Zakonie walczyło wielu braci, znacznie bardziej potężnych od Marcusa, dlaczego więc wybrano jego?
- Dlaczego nosisz imię Beatrycze i kto ci je nadał? Corax? Co znaczy, że jesteś z jego krwi? - Zapytał po chwili, ruszając spokojnym krokiem w kierunku ciała Kosmicznego Wilka.
- Co-rax mi rzekł:Noś i-mię. Be-a-trycze. By Kruk pa-mię-tał. To- co wy-darzyło się tu. Je-stem pa-mię-cią... je-stem przy-sięgą. Krew Kruka i krew Be-atrycze. We mnie...
Im więcej mówiła tym głos stawał się mniej mechaniczny.
- Więc duchu, powiedz kim była Beatrycze. O kim i o czym Kruk ma pamiętać? Jak potrafisz go wesprzeć w boju? - Zapytał po chwili ostrożnie dobierając słowa i starając się jej... nie urazić?
- Kró-lowa. Co-rodia. Przed zdra-dą Syna Świa-tła w Ciem-ności. Ona-ye-fethon. Pro-wadził Stra-żnika Ta-jemnic. Gwa-rdia Kruków w wal-ce o Sy-stem. Victoria aut Motris ma-wiał. Dużo śmierci...
Wiedział,że to nie mówienie sprawiało trudność, lecz raczej pamięć minionych dni, które Duch trzymał w sobie.
- Za-mknę go, Co-rax. To ko-niec. Nie mo-żna inaczej. Sześć pie-częci. Je-den umysł. Stal to za mało Corax. Saint Beatrice .Uciekaj.
- W następnych dniach System upadł, ale Corax powrócił. Victoria. Śpij Beatrycze, śpij wraz z Nim.
- Ja... chonię i służę. Jak nakazał. Ma...Marcus. Ktoś go budzi. Wiem to. Trzy pieczęcie...
Marcus przez cały czas próbował zrozumieć słowa, które z trudem wydobywały się z Beatrycze. Cóż, przynajmniej wiedział, że imię piłomiecza pochodzi od królowej Corodii, a przynajmniej tak to zrozumiał. Pieczęcie... musiały przed czymś chronić system. Musiały coś uwięzić... na Imperatora, czy naprawdę było to, o czym myślał?
- Z kim Corax walczył w tym systemie? Kogo uwięził? - Zapytał niepewnie, starając się powstrzymać nerwy na wodzy. Jeśli mieli do czynienia ze skażeniem chaosu... cholera, wszystko się układało w całość. Świątynia i Nocarion. Musiał koniecznie porozmawić z psionikiem.
- Drugi z panteonu Starych Książąt, a Strażnik jego wiernym psem.Plugawe imię, Onayefethon.
Wydobyła z siebie słabe westchnięcie. Wydawała się bardzo zmęczona. Zaczęła nucić cicho, a głos oddalał się coraz bardziej, jakby znów zasypiała.

- ....Lecz Kruk z pochyloną głową wyrzekł tylko jedno słowo,
Jakby duszę w nim wylewał, jakby mi ją dawał w ręce.
Więcej nie miał rzec ochoty, nawet skrzydłem nie trzepotał -
Rzekłam jemu: "Opuścili cię odmieńcy -
Druhy - jutro ty opuścisz, jak nadziei rój chłopięcych.."
Na to ptak rzekł: "Nigdy więcej."

Zaskoczona, że w tej ciszy takie smutne słowa słyszę:
"Bez wątpienia” - rzekłam - przejął straszny los, nic więcej,
Od Światłości - swego pana, i przez żalu szept ścigany,
(Los dogoni - rzecz to znana ), poniósł brzemię swe w udręce,
Swoim synom śpiewał, refren - w melancholii, w strasznej męce -
Ale o tym "Nigdy więcej".

Umilkła...



Marcus wiedziony dziwnym przeczuciem, że tak naprawdę znów przyjdzie im mierzyć się z siłami, których nie rozumieją i które mają nad nimi ogromną przewagę. Na dodatek słowa Beatrycze... nie wiedział na ile mógł zaufać duszy uwięzionej w piłomieczu, jednakże jeśli połowa z tego co mówiła było prawdą szykował im się paskudna bitwa. Corodia była spaczonym miejscem... po prostu przez długi czas była pogrążona w uśpieniu, jednakże teraz wszystko odżywało na nowo. Niech Imperator ich broni. Musieli jednak zgromadzić zapasy i oddać honory Ragnarowi, toteż Kruk przejął broń szarych, sprawdzając co jest jeszcze zdatne do użycia, po czym umieścił wszystko w ambulatorium kapłana maszyn ogłaszając wszystkim, że jeśli tylko chcą mogą się dozbroić. Potem zajął się Kosmicznym Wilkiem, wyciągając go spod ciał poległych i zmywając krew z jego świętego pancerza. Smutnym było to, że genoziarno Ragnara zmarnuje się na tej przeklętej planecie. Byłoby z niego jeszcze wielu dobrych Space Marine.

W końcu jednak Marcus ruszył przez obóz w poszukiwaniu psionika, który być może rozjaśni nieco jego wątpliwości... albo narobi ich jeszcze więcej.
- Psioniku... mój piłomiecz, który otrzymałem od zakonu wydaje się być duchem zaklętym w przedmiocie przez samego Coraxa. Ochroniła mnie w bitwie i każe nazywać się Beatrycze. Imię pochodzi zapewne od księżniczki Corodii żyjącej jeszcze w czasach herezji Horusa. Beatrycze opowiada, iż Corax stoczył w tym systemie walkę z Onayefethon`em oraz jego Strażnikiem, wiążąc ich sześcioma pieczęciami. Trzy z nich upadły. - Rzekł spokojnie, chociaż w jego głosie mógł wyczuć dużą niepewność, wszak jeśli okaże się to prawdą... cały sektor mógł zostać zmieciony, a planety wymazane z wszelkich kart historii.
- Na ile możemy temu wierzyć? Mam podejrzenia, że świątynia ma coś wspólnego z tą sprawą i działaniami wrogiego Inkwizytora, jak i Lady Octavii. Wiadomo ci może, co tak naprawdę wydarzyło się w tym sektorze? Nasze zakonne kroniki... cóż, nikt z nas nie wie co stało się z Coraxem po jego upadku.
Mordolph siedział bez słowa ze skrzyżowanymi nogami tuż obok ciał Szarych Rycerzy. Nie odwrócił się słuchając Marcusa, dostrzegając powieki chorobliwie bladej skóry przez oczy maski można było dostrzec, że odpoczywa z zamkniętymi oczyma.
Nie wiem nic o sektorze. Wiem, że oni powinni być teraz z nami. spojrzał beznamiętnie na Astartesa. Nie chcę się z wami dzielić moimi niepotwierdzonymi tezami tworzonymi na podstawie moich informacji, nie chcąc zaszczepić fałszywych tropów, ale chyba jako dojrzali mężczyźni będziecie sobie musieli poradzić z tym, prawda? Inkwizytor Nocarion był purytaninem badającym lojalność Octavii wobec Inkwizycji i Imperium. Może być ona powiązana z kultami mrocznych potęg, zwłaszcza związanymi z bóstwem identyfikowanym z przyjemnością i bólem, tytułowanym przez wyznawców Mrocznym Księciem. Nie wiem, na ile sięgają twoje doświadczenia z Eldarami, ale to właśnie jestestwo określają mianem Wielkiego Nieprzyjaciela... Co potwierdza jego prawdziwość i istnienie... wyjął jedną ręką z pokrowca przy pasie emblemat Sverte i podał go górującemu nad nim rycerzowi. To poświadcza jego status jako inkwizytora badającego jej sprawę.
Marcus kiwnął tylko lekko głową w zrozumieniu dla martwych szaraków, po czym uśmiechnął się nieprzyjemnie na samą wzmiankę o Eldarach. Rasie, z którą toczył tak zaciekłe boje na chwałę Imperatora i Coraxa. Widział jak wielu z jego braci ginęło pod ostrzami Banshee, widział do czego są zdolni w tych swoich tajemniczych działaniach i chorobliwej pogardzie dla człowieka. W końcu jednak zwycięzył... ale czy na pewno? Czy nie przypominał sobie czasem na samotnych wartach słów prorokini? Bluźnierstwo. Nigdy nie wolno było wierzyć w słowa Xeno.
- Znam eldarów, aż za dobrze. Wygląda na to, że przez cały czas walczą z tym... Mrocznym Księciem, w przeciwieństwie do swoich mrocznych krewniaków. A może wszyscy właśnie tacy są? Nieważne, zarzucamy Lady Octavii zdradę i herezję. To powazne oskarżenia. - Rzekł spokojnie obracając w silnych palcach emblemat Inkwizytora. Cóż, minę miał niezbyt zadowoloną. Jak zwykle okazywało się, że zostali zdradzeni. Ironia losu.
- Jeszcze jedno psioniku. Wiesz może dlaczego Porucznik tak chroni naszego jeńca? Ten drugi Inkwizytor... był za jej rozstrzelaniem jako zdrajcę. Moje zdanie nie jest inne. Masz jakieś argumenty na jej obronę, hę? - Dodał po chwili oddając psionikowi emblemat inkwizycji.
Psionik schował emblemat, skinieniem głowy dziękując Astartesowi za jego zwrócenie.
Nie chcę niczego zarzucać Lady Octavii przedwcześnie. Nie mamy dowodów. Chciałem wybrać się do światyni, aby ich poszukać - nie mam pojęcia, gdzie może się podziewać Aurelius Vern, Nocarion przez pewien czas z powodu śledztwa był... w... zażyłych... - psionikowi jakby z pewnym trudem przychodziła komunikacja myślowi, resztę kwestii wypowiedział więc na głos - Stosunkach z Lady Octavią. Nic nie jest pewne poza tym, że jej zainteresowanie tymi akurat kultami było wielkie, może we wcale radykalnym celu. Poza tym służę jej od pięciu lat... nie wiem, czy posiada innych podwładnych starszych rangą, ale nie chciałbym, aby uznano mnie za osobę motywowaną żądzą władzy jeżeli chodzi o zajęcie jej stanowiska, a wiem, że nie macie do mnie zaufania. Nic nie jest pewne, dlatego chcę tego oszczędzić innym, ale chyba czas zagrać w otwarte karty.
Przez chwilę siedział w milczeniu, spoglądając w oczy Astartesowi.
- Jeżeli chodzi o kobietę... - zawahał się, przemówiwszy na głos, jeszcze bardziej zachrypnięty niż wcześniej.
- Zdajesz sobie jednak sprawę psioniku, że w tej świątyni możemy znaleźć coś co przerośnie nasze siły? Nie bez powodu Inkwizytor poruszał się tutaj w obstawie Szarych Rycerzy. Nie potrafię zrozumieć co nimi kierowało... jak mogli nie dostrzec herezji? - Rzucił spokojnie krzyżując potężne dłonie na piersi. Niezbyt zrozumiał, co psionik miał na myśli mówiąc o “zażyłych stosunkach” z Lady, jednak dalszych słów wysłuchał z cichą zadumą.
- Zaufanie zdobywa się w walce i dzięki wiernej służbie Imperatorowi. - Odparł spokojnie, jak gdyby wyuczonej formułki, jednak czy Astarte mógł wierzyć inaczej?
- Kapłan Maszyn wspominał o uszkodzonym Thunderhawku. Poprowadzę go, jednak to od decyzji Porucznika zleży czy udamy się do świątyni. Dla tego też muszę wiedzieć czy jest ciągle zdolny do dowodzenia i jaki wpływ ma na niego ta mała zdradziecka suka, która trafiła Ragnara. Gdyby nie to może miałby znacznie większe szanse w starciu z Szarymi. -
- Raz odnosisz się do Szarych Rycerzy z szacunkiem, a teraz wspominasz, że zabili Ragnara... dlaczego nie spojrzysz przez ten pryzmat n nią? Twierdzisz, że go nie zabiła, rycerzu. - odparł Lindeo.
- Ta cała walka to wielka tragedia. Widziałem świat jej oczyma, poznałem jej umysł. Mam na sumieniu wiele osób, które powinny żyć w moje miejsce, ale los zadecydował inaczej. Nie chcę pozbawiać świata lojalnego sługi Imperatora tylko dlatego, że znalazł się po drugiej stronie barykady... i ostatecznie kwestionował rozkazy tego, kto za tę sytuację odpowiada. Nigdy nie czułeś wątpliwości po wykonywaniu swoich zadań, rycerzu Scipionis?
- Astartes nie mają wątpliwości. - Odparł chłodno znów tym swoim wyuczono-regułkowym tonem głosu.
- Nie widziałem świata przez jej oczy, a Rycerze zabili Ragnara gdyż wzięli go za heretyka. Pewnie postąpiłbym tak samo. Kto zdradził raz, nie będzie się wahał przed następną zdradą. - Rzucił spokojnie i już odwracał się w kierunku ambulatorium, by jednak po chwili przystanąć.
- Walczyłeś z eldarami prawda? - Zapytał.
Po raz pierwszy podczas trwania misji można było ze strony psionika usłyszeć coś pokroju rozweselonego parsknięcia.
- Nie raz.
- Gdzie i kiedy? Z ich mrocznymi braćmi również? - Zapytał po raz kolejny, wyraźnie ożywiając się z zaciekawienia.
- Z jednymi i drugimi. Najważniejszy raz przeszło dwadzieścia lat temu, z lordem inkwizytorem Aramanem Urtado i jego oddziałami szturmowców imperialnych. Jest to dla mnie najważniejsze o tyle, że tamtym wydarzeniom zawdzięczam maskę. - odparł inkwizytor.
- Co się stało? - Zapytał najzwyczajniej w świecie, tak jak żołnierz żołnierza, wszak rany odniesione dla Imperatora były tymi najlepszymi.
- Ich psionicy są znacznie bardziej uzdolnieni od Imperialnych... - wyszeptał inkwizytor. - Tego samego dnia latorośl Osnowy nieomal skonsumowała moją duszę. Od tamtej pory maska jest niezbędna.
- Kilkadziesiąt lat walczyłem w Segmentum Tempestum z Biel-Tan, by ostatecznie pokonać ich prorokinię Ulinere i jedynym czego nie mogę im odmówić to fakt, że psioników mają niezrównanych. My mamy jednak Imperatora. - Odparł psionikowi żegnając go głębokim skinięciem głowy, po czym ruszył do ambulatorium aby znaleźć jedną z broni Szarych Rycerzy.

Sirion 24-06-2011 23:59

Czekała na powracającego z rozmowy z Kausem porucznika. Nie spodziewała się po tym pierwszym niczego miłego. Jej intuicja i tym razem okazała się niezawodna.
Gdy Simon zbliżył się do siedzącej przy drzwiach ambulatorium kobiety, ta wstała przyglądając mu się badawczo.
Nadal rozmasowywał nieco obalałą twarz. Trzeba przyznać, że Kapłan wyprowadził dość dobry cios.
Pokręciła głową widząc ślad po uderzeniu.
- Widzę, że nie klepaliście się przyjacielsko po ramieniu... - pomimo pozornie pewnej postawy podeszła ostrożnie. Nie miała pojęcia jak powinna zachować się w takiej sytuacji. Jeszcze niedawno trwały tu walki, a ona miała go na celowniku. Powinni sobie wzajemnie podziękować? Wszystkie słowa grzęzły w gardle i wydawały się zupełnie bez sensu.
- A jak twoja rana? Nic Ci nie jest? - Przypomniał sobie nagle.
Na szczęście to on się odezwał przerywając chaos kłebiących się myśli.
- Nie. To bzdura. - Uśmiechnęła się, choć raczej krzywo. Spojrzała w stronę ambulatorium. - Muszę jednak coś z tym zrobić.
Podszedł do niej bliżej.
- Bzdura nie bzdura, pokaż to. Jeszcze tego mi brakuje, żebyś się mi tutaj wykrwawiła. Chociaż nie powiem - kapłan byłby bardzo zadowolony z takiego przebiegu sytuacji.
Rozsunęła nacięty wcześniej kombinezon, pod którym założyła prowizoryczny opatrunek. Rana postrzałowa znów się otworzyła plamiąc już i tak brunatny bandaż.
- Nie dam mu tej satysfakcji.
- Mam nadzieję - Zaśmiał się. - Chodź, musimy szybko to opatrzyć. Nie chciałbym, żeby jeszcze bardziej się pogorszyło. Spróbujemy coś na to zaradzić, ale przewiduje, że będziesz się musiała oszczędzać przez jakiś czas... Żadnych bójek z kapłanem i tym podobnych. No chyba, że sam się będzie prosił - Uśmiechnął się znowu.
- Żadnych bójek ?- spojrzała kpiąco na powoli siniejący podbródek porucznika. - Poza tym, nie musisz traktować mnie jak dziecko. Jestem dużą dziewczynką.
Ruszyła do budynku ambulatorium. Szczęściem nie było w środku Debonaira. Zebrała niezbędne narzędzia i usiadła na pokrytym metale stole zsuwając kombinezon do bioder. Delikatnie oderwała materiał. Spryskała ranę płynem oczyszczającym i usunęła miejscami zaskrzepłą krew. Po kilkunastu minutach rana była gotowa do zaszycia. W aplikatorze zostało jeszcze trochę środka znieczulającego. Wstrzyknęła go tuż obok rany.
- Co właściwie zamierzacie... zamierzasz teraz poruczniku? - zapytała sterylizując odnalezioną igłę do zakładania szwów.
Porucznik pytająco zmarszczył brwi.
- Nie za bardzo rozumiem pytanie... Jeśli chodzi o naszą misję, to po prostu będziemy szli dalej... Nie odkryliśmy jeszcze niczego, a wręcz przeciwnie - pojawiło się jeszcze więcej niewiadomych.
- Dalej? Dokąd? - zaszywała sprawnie ranę zastanawiając się nad swoim dalszym losem.
Porucznik spuścił głowę nieco zawstydzony.
- Szczerze to... Nie wiem. Decyzję podejmiemy razem, gdy ze wszystkim się uwiniemy. Ale prawdopodobnie udamy się w stronę transportera - jednak decydujący głos będzie miał zapewne Inkwizytor Lindeo, którego już zdołałaś poznać, gdyż oprócz Ciebie wie najwięcej o tej okolicy.
Pokiwała głową w zastanowieniu kończąc oporządzać opatrunek. Wsunęła kombinezon zapinając go pod szyję i spojrzała na porucznika. Nie potrafiła odgadnąć jego myśli. Zsunęła się ze stołu ruszając w stronę wyjścia, lecz przystanęła po drodze obok mężczyzny.
- Pomogę w miarę możliwości... - wychyliła się niepewnie cmokając go w policzek, co zapewne miało być formą podziękowania i szybko zniknęła na zewnątrz.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:50.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172