lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP II ed] Bestia z Ostermak (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/10355-wfrp-ii-ed-bestia-z-ostermak.html)

Komtur 14-11-2011 21:05

Gislan spojrzał na Bruna i od razu wyczuł do kogo celuje, był w końcu ochroniarzem i znał się na tej robocie. Nie zastanawiając się wiele ruszył do ataku. Kastety złowrogo zabłyszczały na jego pięściach. Wiedział że łatwo nie będzie, ale nie miał zamiaru przypadkowo zabijać któregoś z biedaków, a poza tym w tłoku była to znakomita broń. Najważniejsze dla niego było teraz przebić się do Iskarioty i wziąć skurwiela na zakładnika. Za dużo było ludzi wokół niego by pokusić się na jego eliminację, ci biedacy po prostu rozerwali by ich na strzępy.

Krasnolud usłyszał brzdęk zwalnianej cięciwy, a po chwili był już przy grupce pseudo-proroka. W ruch poszły pięści, kolana i łokcie.

AJT 15-11-2011 08:59

Moperiol tylko kątem oka dostrzegł śmierć kolejnego towarzysza. Wykruszają się, jeden po drugim. Śmierć nie opuszcza ich, ani o krok. Będąc w ferworze walki nie myślał nad tym długo. Kolejny raz przymierzył, tym razem w Rogatego i puścił cięciwę. Ta bardzo zgrabnie przeszyła tchawicę mutanta. Parę ciosów od towarzyszy i ostatni przeciwnik znajdujący się na placu boju leżał już bez ruchu.

Zauważył, że uciekający Herszt z świniakiem na plecach praktycznie był już na linii lasu. Elf ruszył więc czym prędzej za nim. Był szybki, nawet bardzo, jednak szansa, że go dogoni była bardzo nikła. Miał jednak nadzieję, że towarzyszom będącym bliżej niego ta sztuka się uda, szczególnie że tamten ucieka z dziewką. Moperiol przybył tutaj, by przy pomocy tejże dziewczyny dostać się na zamek i cały czas uważał, że będzie ona przydatna w ten lub tamten sposób.

dambibi 15-11-2011 17:04

Sytuacja potoczyła się po myśli Dirka , mutant z dziewka kierował się prosto na nich , w dodatku Gottri wplatał się w walkę z nim , okazje wykorzystał Leo koncertowo wykańczając " rączkę". Tauermann też trafił.

Potem nie było już tak dobrze , Linus upadł na ziemię z rozwaloną głową , a Herszt pognał za Gustawem i tą dziewką , którzy tak się składa biegną w stronę lasu...

Po kolei w gęstwinę wpadła dziewczyna , potem Gustaw , Dirk próbował strzelić do mutanta ale przez tą dwójkę nie mógł zrobić za wiele. W końcu i Herszt wparował do lasu , a porywacz zwłok musiał się natrudzić by od niego nie oberwać. Z odsieczą przybył Mierzwa , który stoczył z wielkoludem nierówną walkę i wylądował na plecach , a jego przeciwnik ponownie kontynuował pogoń za dwójka kochanków.

-Byyywaaaj tuu! Ucieka nam skurwiel!
- Zakrzyknął kislevita , a Dirk uważał tak samo , wiec bez słowa pobiegł za mutantem.

Matyjasz 15-11-2011 23:35

Nie mógł powiedzieć, że źle wykonywał swoje obowiązki. Co więcej z zadowoleniem zauważył, że szło mu trochę lepiej od Siegfrieda w używaniu magii w obecnej potyczce. Jednak najbardziej był zadowolony z swojego miejsca w walce, na tyłach.

Następnie wszystko się zmieniło. Poległ jeden z nich przez głupotę kogoś kogo nie znał i wszystko się posypało. Jakaś kobieta pobiegła w las a za nią reszta towarzystwa. On sam zastanawiał się co ma robić. Z jednej strony zamek był dalej i to był ich cel a reszta nie powinna być ważna. Jakie znaczenie ma jeden mutant? Z drugiej strony to jeden pomiot chaosu mniej i nie godzi się zostawić tego kogoś kto tak głupio umknął w las.
Mimo wszystko zdecydował za niego Felix ruszając w pogoń.
Zaklął pod nosem i też ruszył w pościg zauważając stojącego konia.
-Niech ktoś kto umie wskoczy na tą bestię!
Wykrzyczał w biegu, koń był szybszy od ludzi to było pewne, tylko trzeba nad nim panować. On sam potrafił się najwyżej utrzymać w siodle.

malahaj 16-11-2011 21:32

Zgliszcza obozu uchodźców. Ostermak.

Gislan, Bruno


- ... zabić wszystkich! Tego właśnie chcieli. Spalić w ich heretyckim ogniu, naszą prawdziwą wiarę! Ukryć swoje grzechy przed światem! Ci, którzy nazywali się wysłannikami bogów, Ci, którzy mieli was uzdrawiać i bronić! Oni przyszli do was z ogniem! Chcieli spalić żywcem! Jakim trzeba być złym i bezdusznym, aby skazać swoich współbraci na śmierć w ogniu! I po co? Dlaczego? Żeby ukryć prawdę! Aby was uciszyć! Aby prawdziwa wiara nie mogła was uratować! Chcieli was wszystkich zabić! ZAMORDOWAĆ!!! Aby nikt nie mógł poświadczyć ich zepsucia i skażenia złem! Czy tego dla siebie chcecie? Czy na to zasłużyliście? Czy mało was spotkało zła, że jeszcze zasługujecie na coś takiego? Rozejrzycie się? Chcecie tak skończyć? CZY TEGO CHCECIE?!

- Ja też nie. Bogowie też tego nie chcą. Nie dla swych wiernych, nie dla wiernych ich nauką. Powiem wam czego ONI chcą. Powiem, jeśli jeszcze tego nie wiecie, mimo wszystkich znaków, które nam zsyłają. ONI chcą abyście żyli. Najedzeni, ubrani i mający gdzie mieszkać. W zgodzie z wiarą. Tak, tego chcą! A WY? Czy też tego chcecie? CZY TEGO CHCECIE?! -

- Więc co musicie zrobić? Kto jest temu winien? Kto sprawdził na was te wszystkie nieszczęścia? Kto chciał was spalić żywcem? Kto chciał spalić wasze kobiety i dzieci? KTO PYTAM?! -

- Tak, moje dzieci. Macie racje. Wiecie co należy zrobić. Co MUSI zostać zrobione, aby skończyć z tą zarazą, grzechem, zepsuciem i złem. Ten cuchnący od ropy i zgnilizny czyrak, trzeba przebić i... Hę! -


Rozbryzgany mózg jego pomocnika obficie „przyozdobił” Iskariote, kiedy wystrzelony przez Bruna bełt, rozwalił czaszkę fanatyka, masakrując ją jak ciężki młot arbuza. Zaraz za nim w tłum wpadł rozdając naokoło razy i kopniaki Gislan. Krasnolud był niski, ale z tej pozycji też można było dobrze wybrać odpowiednie miejsca na uderzenie. Brodacz przeszedł przez mały tłumek zebrany wokół Iskarioty, jak kula przez kręgle. Upadające i roztrącane ciała znaczyły jego drogę. Na sam koniec waląc stalowym kastetem w jaja drugiego z pomocników kapłana. Mężczyzna upadł na ziemie kwicząc jak zarzynana świnia. Której ktoś wyciął migdałki i wykastrował za młodu.

Szybki cios pod kolano zrównał Iskariotę do wysokości Gislana a sztylet w dłoni krasnoluda, dotknął krtani kapłana.

- Wypierdalać, albo utnę mu łeb. Już! -

Spory już tłumek gapiów, był wyraźnie zaskoczony obrotem sprawy i faktycznie cofnął się kilka kroków, ale rozejść się nie miał zamiaru. Tak, jak Iskariota nie miał zamiaru milczeć.

- Nie wiesz co uczyniłeś karle. - fanatyk syczał jak wąż do ucha Gislana a potem zwrócił się do ludzi, nie bacząc na strużkę szkarłatnej krwi płynącej po ostrzu sztyletu.

- Bracia moi. Nie zważacie na los uniżonego sługi bożego, ba Ja zawierzam swe życie Bogom i ich ochronie. Uczyńcie co trzeba. W imię prawdziwej wiary i Bogów, wzywam was! -
Kapłan zrobił teatralną przerwę, delektując się skupioną na sobie uwagę tłumu i jego złowrogą cisze.

- Zabić niewiernych! Zabić ich obu! -

Wnerwik 17-11-2011 22:15

Skrzywił się. Choć pierwszy czar mu się udał, to niestety drugi już mu nie wyszedł. Nie lubił takich sytuacji, każda utrata kontroli nad wiatrami magii mogła się skończyć czymś czego wolałby uniknąć - obłędem.

Nie było mu żal z powodu śmierci sojusznika (tak właściwie to skąd on się tu wziął?) w walce. Zbyt wiele już dziś widział, by się tym przejąć. Nie będzie mu go brakowało - nawet go nie znał. To był zwykły najemnik (przynajmniej tak się czarodziejowi zdawało), to była jego praca - pewnie był świadom ryzyka i się na nie zgodził. Jego sprawa, Siegfrieda w najmniejszym stopniu to nie obeszło. Choć z drugiej strony szkoda trochę, że zginął - im mniej żywych uczestników misji tym mniejsza szansa na jej powodzenie, prawda?

Nie mając zbytnio wielkiego wyboru (zostać samemu? Lepiej nie, nie wiadomo co się w tych krzakach kryło) Mag podążył za resztą bandy. Tak, podążył to dobre słowo. Trzymał się z tyłu, nie wyrywał się na przód, gdyż nie zamierzał stawać do walki wręcz z czymś co rozwaliło łeb wyszkolonemu wojakowi.
W przeciwieństwie do niektórych nie wydawał żadnych dziwnych dźwięków, ale też ich nie potępiał - rozumiał, że ułatwiały one namierzenie ściganego mutanta.

Nefarius 18-11-2011 16:19

Bruno wartko przewiesił kuszę przez ramię na jej skórzanym pasku, jak miał to w zwyczaju robić, gdy nadchodził moment zmiany oręża. Dobrze wiedział, że będzie mu się niezbyt dobrze walczyło wręcz, młotem, z przeszkadzającą na plecach kuszą, jednak porzucenie tak cennej broni po prostu na ziemi, podczas gdy wokoło pałętała się masa rządnych rozbojów osobników, byłoby głupotą. Łowca nagród trzymał swój młot, który ktoś kiedyś nazwał Orczym łbem nie wiedzieć zresztą czemu. Grupa gapiów w całości skupiła swoja uwagę na krasnoludzie, który choć nie w pełni sił, poradził sobie całkiem szybko i zwinnie z czarnym pajacem i jego przydupasem. Bruno był pod wrażeniem zwinności khazada. Podburzana gawiedź miała chyba ochotę rozszarpać zarówno karłowatego bojownika, jak i znacznie wyższego kusznika. Takie bywało to życie. Kiedy Gislan przystawił sztylet Iskariocie do gardła, Bruno korzystając z konsternacji potencjalnych przeciwników zbliżył się nieco, by być bliżej całego zgiełku, by w razie czego móc szybko doskoczyć do kompana i walczyć z nim ramię w ramię.


Iskariota postradał zmysły, nie wierzył w to, że dwójka awanturników może go zabić, lub faktycznie był fanatycznie oddany boskim bytom, wierząc ślepo, że jego życie spoczywa w ich rękach. Bruno nie czekał ani chwili dłużej, bo zaszło to już za daleko. Prędko przebiegł między grupą podburzonych obserwatorów posyłając kapłanowi solidnego kopniaka prosto w twarz, miażdżąc mu przy tym nos i pozbawiając przytomności. Człek padł nieprzytomny na plecy. Łowca nagród spojrzał na nieco zdziwionego Gislana i odwrócił się w stronę ludu.
-Dwunastu!- krzyknął niespodziewanie człek -Dwunastu dorosłych, uzbrojonych mężczyzn wykończył w czasie jednej bitki mój kompan, będąc pod wpływem alkoholu!- dodał po chwili -Dwunastu mężów w ciągu kilku minut straciło życie wchodząc w drogę temu wojakowi! Odejdzie, póki życie wam miłe! Kamrat mój nie bez powodu jest nazywany pomazańcem demonów!-

Jeśli to nie podziała, to pozostanie tylko walka, jednak, dlaczego nie miałby spróbować?
-Sześciu orków wymordował samotnie, dzierżąc w ręku topór! A ilu z was dałoby radę zabić samotnie chociażby jednego, zielonoskórego?!- krzyknął zaciskając pięści -Ja może jednego, jeśli Sigmar czuwałby nade mną... Odejdzie, gdyż dość tego dnia straciliście! Domy odbudujecie a miastowi i tak w końcu otworzą dla was bramy. Bestia wymordowała masę rzemieślników, już niebawem będą tam potrzebni ludzie do pracy! Odejdźcie w spokoju i pokoju a nic więcej tego dnia nie stracicie! Przemawiam do waszych rozsądków, odejdźcie bo nie mam zamiaru stawać na drodze memu kompanowi podczas gdy całkiem straci cierpliwość... Odejdźcie.- zakończył kręcąc głową jakby faktycznie chciał uniknąć rzezi. Miał tylko nadzieję, że to coś da.

Noraku 19-11-2011 10:29

Kolejny dzień, przypominał poprzedni. Do późnych godzin przygotowywała maści, które potem nałożyła na rany Gislan’a by przyspieszyć ich gojenie. Następnie przygotowała mniejszą ilość łagodzącej skutki działania kwasu. Niektórzy jej towarzysze nadali mieli nieprzyjemnie wyglądające zaczerwienienia. Zaaplikowała je jednak dopiero rano. Sama nie wiedziała jak to się stało, ale zasnęła na krześle w komnacie w której leżał krasnolud. Pobudka nie należała do miłych. Bolały ją wszystkie stawy oraz głowa, a tego dnia mieli spore plany. Przed wyjściem sprawdziła jeszcze tylko stan swojego podopiecznego. Wyglądało na to, że operacja udała się nadzwyczaj dobrze. Może było to zasługą czuwającego nad Gislan’em losu niż jej umiejętności ale mimo to poczuła zadowolenie. W lepszym nastroju ruszyła z towarzyszami na schadzkę. Po drodze zajrzeli jeszcze do lekarza u którego uzupełniła zapasy oraz otrzymała flakonik z miksturą dla rannego towarzysza. Przy okazji przyjrzała się pracowni medyka. Może uda się ją jakoś wykorzystać w przyszłości bo doktor najwyraźniej również wynosił się z miasta.

Podróż minęła spokojnie. Za blankami miasta poczuła wreszcie, że się budzi. Radośnie kroczyła obok swoich towarzyszy, żując miętę, która była błogosławieństwem na wszelkie bóle głowy. Jasno świecące słońce i dźwięki natury zapowiadały miły dzień. Oby taki właśnie był.
Schadzka nie była może najromantyczniejsza ale miała w sobie coś z tajemnicy i ryzyka. Teraz pozostało jedynie czekać na wybrankę Gustawa. A czekali długo, ukryci w krzakach. Trochę rozmawiali, więcej milczeli. Klara nawet nie zorientowała się, kiedy opuściła głowę na miękki mech zasypiając. Obudził ją Linus, kiedy tylko usłyszał tętent konia. Próbując oprzytomnieć, dziewczyna poczuła że coś jest nie tak. Marzenie o miłym dniu prysło jak bańka mydlana…

Znowu była bezużyteczna. Znowu mogła się tylko przyglądać. Niesamowicie drażniła ją jej bezsilność. Klęła teraz na siebie, że w młodości nie posłuchała rad ojca i nie ćwiczyła się w łucznictwie. Z pewnością mogła by się tak bardziej przydać niż poprzez obserwację. Elf i gladiator bez namysłu ruszyli wspomóc Gustawa. Ona spanikowała. Gdy tylko wyszarpnęła miecz, kiedy poczuła jego ciężar ciągnący ku ziemi, stanęła jak zamurowana. Szanse były wyrównane, musiała by walczyć z mutantem sam na sam. Zginęła by zanim powiedziała „Felis silvestris familiaris”. Postanowiła obejść polanę. Mogła by wtedy podkraść się do więzionej Moniki, zabić jej oprawcę i razem ukryć się w gęstwinie. Zanim jednak do tego doszło, nastąpiła następna niespodzianka. Na szczęście tym razem cholernie dobra. W sukurs walczącym przybyli ich towarzysze, którzy wyruszyli rankiem po tropach Bestii, ale oprócz nich zauważyła jeszcze Felix’a oraz czarodziei. Ich obecność tutaj była największą zagadką, ale teraz mieli przynajmniej miażdżącą przewagę. Biorąc to pod uwagę, Klara przyczaiła się w krzakach, gotowa do interwencji w razie potrzeby.

- Nie! – krzyknęła cicho, patrząc na upadające ciało gladiatora. Walki na polanie wygasały. Pozostał jedynie herszt, który to potężnym ciosem powalił Linus’a i rzucił się teraz w pogoń za dziewczyną i jej wybranym. Klara natomiast podbiegła do leżącego towarzysza. Myślała że jeszcze uda jej się jakoś pomóc, ale jeszcze zanim dotarła na miejsce, straciła nadzieje. Cios był śmiertelny. Tylko magia albo cud mogłyby teraz przywrócić gladiatora do życia. Poczuła żal i rozpacz. Kolejny towarzysz padł. Zostaje ich coraz mniej. Nie był to jednak jedyny powód. Ze wszystkich najemników to właśnie z tym miała najlepszy kontakt, złapała pewną nic porozumienia. On jako jedyny traktował ją jako osobę, nie jak balast. Dlatego tak ucierpiała na tej stracie. Zaczynało do niej dochodzić że popełniła wielki błąd przyjeżdżając tutaj. Była zbyt słaba by sobie z tym wszystkim poradzić. Za dużo śmierci było dookoła. Życie w stolicy, wśród bezpiecznych murów zmiękczyło ją. Teraz to dopiero odkryła.
- Dlaczego zawsze giną Ci najszlachetniejsi? – spytała samą siebie i uzyskała odpowiedź.
bo są głupcami poświęcającymi się za innych” – syknął głosik w jej głowie. Nie uwierzyła mu. Nie chciała wierzyć.

Została na polanie sama wśród trupów, nie licząc wierzgającego konia. Spojrzała na niego i otarła strużki łez z policzków. Dopiero po chwili zastanowienia, zdecydowała się na to co powinna zrobić od razu. Ruszyła w stronę konia, z rękoma uniesionymi wysoko, przemawiając do niego łagodnym głosem. Nigdy nie jeździła na niczym poza jej ukochaną klaczą. Nie była w tym mistrzem, ale musiała spróbować. Lepsze to było niż zostawać w tym przeklętym miejscu pełnym śmierci.

Komtur 20-11-2011 00:03

Gislan starał się robić groźną minę. Bruno gadał bzdury, ale ci wieśniacy o tym nie wiedzieli.

-Spokój ludzie! - dodał gdy łowca nagród skończył przemowę - Ubiliśmy jedną bestię, ubijemy i tę co gnębi to miasto! Pokój nastanie, będzie robota i do gara będzie co włożyć! A o Iskariotę się nie obawiajcie, jeśli z niego prawy człek, to żyw będzie, a jak kłamca i oszust to stryk go czeka, albo stos!

Krasnolud nie wiedział czy to coś da w każdym bądź razie cały czas był gotów poczęstować Iskariotę nożem, gdyby tłum na nich ruszył.

malahaj 23-11-2011 00:05

Zgliszcza obozu uchodźców. Ostermak.
Bruno, Gislan

Po słowach kusznika i krasnoluda, tłum wokół dwójki awanturników zawrzał.

- A ilu zabiliście dzisiaj w tym ogniu?! -
- Mordercy! -
- Wszystkich chcecie nas zabić, kurwie syny! -
Motłoch wnosił wrogie okrzyki, nie przebierając w słowach. Obszarpańcy grozili im nadpalonymi kijami i pięściami, bo nic innego nie mieli. Kilku z nich pomogło dojść do siebie drugiemu pomocnikowi Iskarioty.
- Czym ty chcesz mi grozić synu? -
Przed tłum wyszedł wychudzony, paskudnie poparzony starzec. A przynamniej tak się im zdawało, bo człowiek był w takim stanie, że trudno było określić jego wiek. Resztki popalonych łachmanów ledwo co zakrywały w większości nagą skórę, spod której wyraźnie wystawały kości.
- Zabijesz mnie, tak? Na co więc czekasz? Do dzisiaj została mi tylko córka i jej dziecko. Hanna musiała oddawać się tym waszym staruchom w mundurach, żebyśmy mieli co jeść. A dziś ona i Olaf... Oni.... Spalili się żywcem!!! Na moich oczach! Nie mogłem nic zrobić, słyszałem tylko krzyk dziecka! On nie maił jeszcze roku... Czym mi wiec grozisz MORDERCO! No uderz tym żelastwem! Zabij! Na co czekasz! NO UDERZ!!! -

Rozdygotany starzec, z szaleństwem w oczach rzucił się na Burna z gołymi pięściami.

Las. Nieopodal opuszczonej chaty

- Co jest do cholery? -

Przewodzący pościgowi Mierzwa, zaklął pod nosem, kiedy zgubił krwawy ślad, za którym do tej pory podążał. Widać herszt mutantów musiał jakoś zatamować krwawienie. Trzeba przyznać, ze zarówno uciekająca para jaki goniący ich mutant przemieszczali się nadzwyczaj szybko. Zmuszeni do tropienia awanturnicy zostali trochę w tyle, choć nadal dla fachowców w rodzaju Leo wytropienie ich zwierzyny nie było trudne. Dodatkowym efektem było to, że teraz przemieszczali się razem, po ci z nich, którzy na początku zostali trochę z tyłu, wykorzystali swój czas, aby dołączyć do reszty. Łącznie z Klarą, której udało się obłaskawić konia należącego do Moniki. Koń posłusznie dreptał przez las, niosąc ją na grzbiecie. Na ile młoda szlachcianka mógł to ocenić, to zwierze było dobrze ułożone i wytresowane, po kilku minutach nie miało też oporów względem nowej pasażerki.

Nagle z oddali leśne echo przyniosło krzyki i chrzęst oręża. Pościg musiał się właśnie skończyć. Z odgłosów dało się słyszeć krzyki bólu Gustawa i takież same Moniki, ale te drugie urwały się zaraz, podczas gdy syn Larsa darł się prawie cały czas. Teraz nie potrzeba było już tropić, wystarczył podążać za dźwiękiem, co też wszyscy uczynili. Gdy wypadli na mała polankę, ich oczom ukazał się zaskakujący widok.

Polana powstała w miejscu, gdzie las przecinał szlak do zamku von Kytke. Musiała już wcześniej służyć za doraźne obozowisko, bo widać było stare ślady ognisk. Awanturnicy wypadli z południowego końca, podczas gdy na drugim, jakieś pięćdziesiąt kroków przed nimi, zobaczyli trzy postacie.

Na dorodnym ogierze siedziała postać okrytym ciemnym, grubym płaszczem, z wysokim, postawionym na sztorc kołnierzem, tak, że było spod niego widać tylko oczy. Nieznajomy miał do kompletu trójkątny kapelusz zasłaniający resztę głowy. Na jego widok serca magików i Falixa zabiły mocniej. To prawie na pewno była ta sama postać, którą widzieli na pobojowisku, przed wkroczenia do miasta.

Przed nim, przerzucona przez koński grzbiet leżała nieprzytomna Monika. Obok konia, częściowo zasłaniając go z ich perspektyw, stał herszt mutantów, długim ostrzem grzebiąc w rozoranym policzku, klęczącego obok Gustawa. Młody łowczy miał ręce związany z tyłu i był całkowicie bezbronny. Na policzku miał już paskudną ranę, która wyjaśniała jego wrzaski. Herszt w jednej dłoni trzymał sztylet - narzędzie tortur - w drugiej topór, podczas gdy postać na koniu, w jednej dłoni miała lejce w drugiej pistolet, wycelowany prosto w głowę Gustawa. Niektórzy z ludzi von Antary widzieli a nawet mieli okazje używać takiej broni. Inni o niej słyszeli. Dla wszystkich było jasne, że jeśli nieznajomy pociągnie za spust, to z tej odległości, z głowy Gustawa zostanie zmasakrowany arbuz.

- Wyłaźcie wszyscy z tych krzaków, wiem ilu was jest. Wyłazić, jeśli chcecie jeszcze zobaczyć żywego młodego Pana Vida! -

Glos należał do mężczyzny i to takiego, który nawykł do wydawania rozkazów. Nie młody i nie stary, ale wystudiowany i jakby dystyngowany. Charakterystyczny dla szlachty.

- Wiem ilu was, dzięki zabawie przy chacie, wiem, że są wśród was szacowni magistrowie, więc żadnych sztuczek proszę. Jak wyczuje magie rozwalę mu łeb!
- Macie coś, co należy do mnie i chce to z powrotem. Goście nieodżałowanego, jak sądze, Pana Protta wiedzą co. Oddajcie mi to a w zamian przyjmijcie życie tego dandysa. Inaczej będziecie zbierać jego mózg z trawy. Już! -


Postać przez chwilę jakby zastanawiała się nad czymś, po czym mówiła dalej.

- Wiem kim jesteście, wiem kto was przysłał i po co przybyliście. Dzięki waszym działaniom, wiem o was całkiem sporo. Wiedzcie tedy i wy, że mam w głębokim poważaniu was, tego durnia von Antare, całe to parszywe miasto i resztę tego zadupia. Oddajcie mi czego chce a spora część waszych problemów zniknie wraz ze mną. Inaczej będziecie odliczać kolejne trupy i nie dalej jak za trzy księżyce wszyscy będziecie martwi! Jeden z was ją tu przyniesie i przekaże mojemu przyjacielowi. Potem odjedziemy i nigdy więcej nas nie zobaczycie. Tylko szybko, cierpliwość nie jest moją największą cnotą! -


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:30.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172