lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP II ed] Bestia z Ostermak (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/10355-wfrp-ii-ed-bestia-z-ostermak.html)

kymil 18-09-2011 08:39

Mierzwa na wzmiankę o von Kytke i jego zatargu z miasteczkiem zabębnił podekscytowany placami po blacie stołu:

- O! I widzicie Panie Burmistrzu - zaśmiał się ochryple "Dmuch". - Niby z pozoru Ostermak to takie spokojne sioło, ale w jakich bólach się narodziło, ho, ho. Powiedzcie jeszcze, coście zrobili z tym całym Shumem jakżeście mu wymierzali sprawiedliwość dziejową. Żyje aby? Bo jeśli to on był taki sprytny, że trząsł całą okolicą... To może wrócił? A jeśli nie on, to może jego bachor? Nie pałętał tu się gdzieś u drzwi zamtuza podobny do niego chłopiec?

Wpatrywał się w Lipkego uważnie chcąc wycisnąć z niego jak najwięcej.

- A i sam von Knypke, tfu... von Knytke? Wybaczcie, ale te wasze cesarskie barbarzyńskie nazwiska... język sobie człowiek z Północy może na nich połamać. Stary Ci on, może też ma syna, siostrzeńca, kuzyna czy pociotka? Może wilczek dorósł i pragnie Was stąd wykurzyć i odzyskać ojcowiznę - zerknął wymownie na Larsa. - Mówcie co wiecie Panowie, to szybciej ich wszystkich Wam ubijut - zachęcił obydwu mężczyzn.

Niedźwiedzi krzyż Ursuna drapał Mierzwę pod koszulą. Zapowiadało się coraz ciekawiej.

malahaj 18-09-2011 10:44

U burmistrza

- Shum, jako rzekłem uciekł nam w ostatniej chwili, wiec żadna kara go nie spotkała. Stracił jeno cały swój majątek a przynajmniej ten, który miał tu w Ostermak. Jeśli wrócił, to może być tylko na zamku von Kytkego. Kytke nie jest stary, ma może ze trzydzieści wiosen. Za młodu odziedziczył ojcowiznę i to w niejasnych okolicznościach. Z tego co wiem to dzieci nie ma, a przynajmniej takich, do których się przyznaje. Ojciec ponoć planował dla niego dobry mariaż, ale po tych wydarzeniach stał się, że tak powiem, kiepską partią. O potomkach Shuma też mi nic nie wiadomo. W Ostermak w każdym razie o żadnych nie słyszeliśmy. Jego „pracownice” wyniosły się krótko po nim, więc żaden ślad nie pozostał. Sam Shum był już wtedy po czterdziestce, więc żyć może jak najbardziej, ale znikł jak kamień w wodę, mimo że Magnus wykorzystywał swoje znajomości i wpływy aby go odszukać. -

dambibi 18-09-2011 11:52

No to mamy kolejnych podejrzanych. W końcu trudno pogodzić się ze stratą majątku i ziemi , także von Kytke i Shum pewnie mają konszachty z prorokami. Tylko skąd wytrzasnęli to stworzenie które terroryzuje wszystkich dookoła?

-A wie może Burmistrz , skoro ten Shum się kupcem mianował , czy podróżował gdzie daleko , mógł jakieś egzotyczne stworzenie przywieźć ze sobą? Albo może ten Kytke ma z chaosem jakiś kontakt?

Cała sprawa śmierdziała na kilometr , a podejrzanych już jest trzech.

-Burmistrz sugeruje że na zamek można by się dostać "pod przykrywką"?- Dirk zamierza dowiedzieć się jak najwięcej , nawet najmniejsze szczegóły mogą być ważne dla śledztwa.

malahaj 18-09-2011 12:05

U burmistrza

- Sam Shum raczej nigdzie nie wyjeżdżał, odkąd przybył do Ostermak, ale bywali u niego ludzi z dalekich stron, to wszystko możliwe. Na czas, kiedy to się działo, Kytke raczej nie miał nic wspólnego z kultystami, jeśli o to pytasz. Wiedzielibyśmy o tym, bo akurat jemu udało nam się dobrać do skóry i jeśli by tak było, to i zamku by nie zachował a pewnikiem na stosie skończył. Jednak od tamtego czasu, nikt z miasta na zamek wstępu nie ma a i sam Kytke nauczył się chronić swoje tajemnice, więc nic wie wiemy. Jak na zamek chcecie się dostać to już wasza rzecz. Ja mówię jeno, że nijak w tym wam pomóc nie mogę. Pamiętajcie też, że nie będę mógł wam pomóc się z niego się wydostać...

Luffy 18-09-2011 12:26

Prott się boi. Nie będzie dużo opowiadał na ich temat. No trudno, trzeba jutro będzie się przejść do tych proroków, posłuchać. Może uda nam się do nich dołączyć, zyskać jakoś ich zaufanie? Tak, brzmi prosto choć ciekawe jak z wykonaniem nam pójdzie.

Karczmarzu, powiedz chociaż gdzie można spotkać głównego proroka? Czy Ci ludzie zbierają się w ustalonych miejscach?Przypomniał sobie jeszcze o czymś o czym myślał po walce z Bestią-Czy w mieście jest może zakład garbarza?

malahaj 18-09-2011 15:39

U Protta

- Fred, garbarz ma swój zakład w mieście, ale nie dostaniecie się tam, puki rano nie otworzą bramy. Czarni zbierają się gdzie popadnie, ale łatwo ich znajdziesz, bo tam jest najgłośniej i największe zbiegowisko. Zresztą Iskariota, główny prorok, drze się tak, że go w mieście słychać. Pewnie jutro rano, wygłosi kolejne kazanie. -

Nefarius 18-09-2011 21:54

Łowca nagród siedział nieruchomo ze spokojem wysłuchując wymiany zdań pomiędzy burmistrzem a jego przyszłymi towarzysza i niedoli. Wzrokiem badał każdego z osobników, z którymi przyszło mu współpracować. Miał złe przeczucia. Więcej osób, oznaczało więcej zdań. Więcej zdań oznaczało kłótnie i podziały. To wszystko mogło prowadzić do jakiś wewnętrznych sporów, które z kolei nie miały prawa dobrze wpłynąć na całą misję.
Ubrań do prania dać nie chciał. Od wielu lat sam o siebie dbał i wolał zająć się swoimi rzeczami osobiście tylko i wyłącznie z tego względu, że był przyzwyczajony do bycia samowystarczalnym.
Na temat podejrzanych w całej sprawie również wolał się nie wypowiadać. Wszak nie był do końca poinformowany, nie wiedział tyle, co pozostali.

Na szczęście nigdy nie był jakimś wstydliwym osobnikiem, żeby mieć problemy z zaaklimatyzowaniem się, mimo iż nie znał żadnego z nowych kompanów czuł się w miarę swobodnie. Jak na razie.
Zamek człeka, który niegdyś był właścicielem tych ziem, był według niego ciekawym celem, ale zdecydowanie praktyczniejszym byłoby zajęcie się całym tym prorokiem i dwójką jego przydupasów. Przynajmniej w jego uznaniu. Nie wiedzieć czemu pomysł z zatłuczeniem skurwieli wydawał mu się dość racjonalny i ciekawy. Milczał jednak. Póki wiedział niewiele nie chciał brać głosu w sprawie, wolał czekać aż dowie się czegoś więcej.

Komtur 18-09-2011 21:56

- Ja to widzę tak - odezwał się ponownie krasnolud - Kytke i Shum postanowili się zemścić, ale żeby nie padły oskarżenia na nich to obmyślili, że wykorzystają do tego strach zwykłych ludzi. Do realizacji planu potrzebny był im szarlatan, czyli Iskariota i czarownik, czyli ktoś kto przyzwie bestię i będzie wstanie ją kontrolować. Choć z tą bestią to nie wiem czy to nie czasem tylko jakiś omam, a resztę czyli trupy, załatwiają pomagierzy tych skurwysynów, przy pomocy metalowych odpowiedników szponów, świadczyło by na to regularność ran zdanych przez stwora. Pozostaje jednak pytanie dlaczego wy w takim razie jeszcze żyjecie? - tu Gislan spojrzał na Larsa i burmistrza - Odpowiedź nasuwa mi się jedna, oni chcą dopaść was wszystkich czyli von Antarę też, no i chcą w majestacie prawa odzyskać władzę nad miastem.

kymil 20-09-2011 20:09

Mierzwa po wywodzie Gislana nie mógł się nie zgodzić się z tokiem rozumowania krasnoluda.
- Pod jednym warunkiem - dodał. - Pod warunkiem, że chcemy, aby wszystkie kukiełki wrzucić do jednego worka.

Zerknął na milczącego dotąd Bruna i zagaił. Zawsze wolał wiedzieć z kim ma do czynienia.

- Mości spóźnialski. Powiedzcie nam. Ktoś zacz? Coś tak późno do nas dołączył? Masz może jakieś nowe wieści od von Antary? Może stary sęp przesyła nam przez ciebie jakiś dwójniak lub trójniak za trudy? - zasypał przybyłego pytaniami.
- Mi się widzi, że z całej naszej watachy Ty jedyny nadajesz się na neofitę Iskarioty. Nie masz nic przeciwko, aby posłuchać jego kazań? Nas już poznał, he, he, że tak powiem od dupy strony, he, he - zarechotał.

malahaj 20-09-2011 21:18

U Protta

Rozmowy z gospodarzem trwały jeszcze chwile, ale trudy podróży coraz bardziej dawały się trójce awanturników we znaki. Po dopiciu cienkusza Prott wysłał ich na górę, gdzie zdecydowali się nocować w dużym pokoju, który z powodzeniem pomieścił ich wszystkich. Pomni obaw Protta, zdecydowali się wystawić straże. Pierwszy w kolejce był Felix...

Noc mijała spokojnie i łowca nagród musiał się mocno pilnować, aby nie zasnąć. Powoli zbliżała się północ i zaczął już myśleć o zbudzeniu któregoś z magików, gdy usłyszał jakieś dźwięki z dołu, z głównej sali. Niby nic, ot jakieś szuranie, przyciszone głosy, nic na co zwróciłby uwagę w czasie nocowania w karczmie. Tym razem jednak to była typowa karczma i typowa sytuacja, więc kiedy upewnił się, że to nie omamy, ostrożnie obudził resztę i pokazał im na migi, że coś się dzieje. Po krótkiej chwili cała trójka, ruszyła korytarzem, w kierunku schodów. Na jego końcu była balustrada, za która skryli się, obserwując sale na dole. Gospodarz miał kolejnego gościa, ale tym razem nie był z niego zadowolony.

- Masz coś, co nie należy do Ciebie. Wiesz o czym mówię prawda? -

Prot czołgał się po podłodze. Krew lała się z rozbitych warg i nosa, lewą nogę ciągnął za sobą, wykręconą pod nienaturalnym kątem.

- Błagam, nie... nie wiem o czym mówisz... -

Nad nim stał mężczyzna szczelnie owinięty czarnym płaszczem. Twarz skrywał mu kaptur. Na oko był postury Felixa, ale w tym ubraniu, trudno było to ocenić. Zwłaszcza, że jedynym oświetleniem sali było dogasające palenisko. W prawej dłoni trzymał miecz, którym celował w Protta, drugą miał schowaną pod płaszczem.

- Wiesz doskonale. Oddaj to, póki jeszcze możesz. Inaczej... -

W tej chwili od strony miasta rozległo się gwałtowne bicie dzwonu. Mężczyzna najwyraźniej niezadowolony z takiego obrotu sprawy, kopniakiem posłał Protta na ziemie a sam ruszył ku wyjściu z karczmy. Nie widział schowanej za balustradą i skrytej w ciemności trójki, ale żeby wyjść z karczmy musiał przejść pod nimi, bo drzwi wyjściowe były dokładnie pod schodami.

U burmistrza

Dyskusja trwała jeszcze jakiś czas, ale nie wniosła już wiele nowego. Awanturnicy omawiali między sobą możliwości dalszego działania, Lars i Burmistrz jedynie rzucali swoje komentarze. Po godzinie do domu przyszedł Gustaw, syn Larsa, jednak nie uczestniczył w rozmowie, bo i ta miała się ku końcowi.

Dom burmistrza był sporym, dwu piętrowym budynkiem. Musiał, bo oprócz funkcji mieszkalnej, Lipke sprawował tu też swój urząd. Ostermak nie dorobiło się jeszcze ratusza. Lipke miał swój pokuj na dole, podobnie jego córka, Lars i Gustaw też byli zakwaterowani na parterze, tylko w jednym pokoju. Gości zakwaterowano na górze. Klara dostała osobny pokój, reszta musiał się rozlokować w trzech pozostałych. Krasnaludy zajęły jednej, ten najbliżej schodów na piętro, Dirk, Mierzwa, Leo i Bruno dostali największy, po środku korytarza a trzeci, będący najbliżej wejścia na poddasze dostał się Linusowi, Moperiolowi i Draugowi. Agnes, jak obiecała, zabrała brudne ubranie od wszystkich chętnych i zabrała je na poddasze, gdzie była pralnia i suszarnia. Znużeni drogą, walką i emocjami dzisiejszego dnia zasnęli niemal natychmiast.

*****

- A masz podła bestio! Giń od mego miecza potworze przebrzydły! Ja, Agnes, pogromczyni potworów i bestii, rozplatam cię na dzwonka! A masz. Hihihihihi –

Agnes paradowała po suszarni, z drewnianą łyżką do mieszani prania, rozdając ciosy wyimaginowanym potworą. Na sobie miała nie uprane jeszcze ubranie Klary. Odwlekała ten monet do ostatka, wiedząc, że jak już je upierze, to nie będzie mogła go założyć. Nie szkodzi, że było przyduże i wisiało na niej jak na wieszaku, zwłaszcza w pewnych strategicznych pozycjach. Nie ważne, że ubłocone i śmierdzące drogą i krwią rannych towarzyszy. Teraz byłą Pogromczynią potworów, jak ONA. Podpatrywała ją przez szparę w drzwiach przy kolacji. Wszyscy ją podziwiali, zabójczynie Bestii. Samego Iskariote uciszyła jednym słowem. Tak mówili. Cały orszak wojowników za nią podążał, starając się o jej względy. Pewnie przebiera w nich jak w ulęgałkach! Ludzie, krasnoludy a nawet ten piękny elf... Ładny jest. Choć ten dziki tez był niczego sobie. I tak na nią spoglądał przy kolacji... Ehhhh....

A teraz, jeszcze przez chwile, ona nią będzie i pozabija te wszystkie potwory, a co! Musi tylko uważać, żeby się nie potknąć w przydużych spodniach...

*****

Gislan, Gotri, Pypeć

- Cicho Spąg... Co się stało piesku? -

Pies Gotriego warczał cicho, chowając się pod łóżkiem swego właściciela.

- Ucisz tego kundla do cholery... -

Jotun, jak każdy wojak, chciał wykorzystać każdą chwile na sen, wiedząc, że potem może nie mieć ku temu okazji. Swenson wiedział jednak lepiej i nie jedno już przeszedł ze swoim czworonożnym towarzyszem. Nauczył się polegać na jego nosie. I jego instynkcie. Szczurołap zlazł ze swego leża i ukląkł przy psie.

- O co chodzi mały przyjacielu? Szczury? Wyczułeś je. Chwilowo się tym nie zajmujemy Spąg... -

To nie szczur. Mimo swych słów, krasnolud był pewien. Spong warczał, szczerzył zęby, położył uszy po sobie, ale jednocześnie przywarł do niego, szukając bezpieczeństwa. Bał się. Nie, to nie strach. Jego pies był przerażony. Swenson rzadko widywał swego pupila w takim stanie. Pies wyrażenie odsuwał się od drzwi, do ich pokoju, więc krasnolud postanowił je sprawdzić.

- Zostań Spąg. Pójdę sprawdzić. -

Gislan i Pypeć, na dobre już obudzeni, klnąc pod nosem coś o skundlonych pchlarzach, też wstali i ruszyli ku drzwiom. Jakież było ich zdziwienie, kiedy po ich otwarciu ukazał się wchodzący po schodach Lars. Łowca trzymał w dłoniach miecz, za nim zaś, równie cicho jak ojciec i podobnie uzbrojony stąpał Gustaw.

W pieszej chwili trójka krasnoludów zacisnęła ręce na broni, sądząc, że ludzie zamierzają ich zabić we śnie. Po tym wszystkim co ich spotkało i co usłyszeli po przybyciu w to przeklęte miejsce, jakoś bardzo by ich to nie zdziwiło. Lars jednak nie miał zamiaru ich atakować. Zamiast tego przyłożył palec do ust, każąc im być cicho i stanął tuż koło krasnoludów, nasłuchując. Nie wiedząc o co chodzi i oni nadstawili uszu.

Usłyszeli to po chwili. Czyjeś kroki na górze. Lars też wskazał palcem sufit. Oczy brodaczy o wiele lepiej radziły sobie w mroku korytarza, toteż po chwili zobaczyli to, co dla ludzi było niewidoczne. Nad ich głowami wygięła się deska. Potem druga, kawałek dalej. I trzecia. Przez szpary miedzy deskami sufitu, posypał się kurz, tworząc charakterystyczne kolumny, posuwające się w stronę schodów na poddasze. Coś szło w tamta stronę. Coś ciężkiego...

- ONA tu jest. -

Słowa starego łowcy, choć wypowiedziane szeptem, przecinały ciszę jak sztyletem. Stojący za ojcem Gustaw nerwowo przełknął ślinę. Brodaczom, choć nie sposób było odmówić im odwagi, włos zjeżył się na głowie i zrobi się dziwnie zimo w okolicy pleców.
- Co tam jest? -
Jotun wskazał sufit, ściskając w łapie to, co zostało z jego halabardy.
- Nic. Strych, balia. Teraz pewnie wiszą tam wasze gacie... –
- O Boże. – Gustaw zbladł jeszcze bardzie a nogi niemal ugięły się pod młodym łowczym. - Agnes... -
Krew odpłynęła z głowy Larsa, jednak zaraz wydarł się na całe gardło.

- ALARM!!! -

Wszyscy u Burmistrza

Wszystko potoczyło się błyskawicznie. Krzyk Larsa obudził wszystkich bez wyjątku. Ci, którzy jeszcze się nie pobudzili, teraz zrywali się na równe nogi i wypadali na korytarz. Niektórzy w samych gaciach, tak jak spali. Jak się okazało to był kiepski pomysł, bo wpadli wprost pod nogi pędzących ku schodem na poddasze ludziom i krasnoludom. Świadoma niebezpieczeństwa piątka, próbowała się przebić przez te ciżbę, tratując wszystkich po kolei, jednak korytarz był dość ciasny i nie za bardzo można było to zrobić. Krzyczeli wszyscy, bez wyjątku.

- Co się dzieje! -
- Co jest Kurwa! -
- Bestia! Ona tu jest!-
- Na poddaszu! Szybko! -
- Do broni chłopy! -
- Agnes! -
- Z drogi kurwa, po was też pozabijam! -
- Auuuu! Moja stopa! -
- Ratujcie ją! Szybko! -
- Agnes! -

Nagle wszystko inne zagłuszył potężny ryk, rozlegający się na poddaszu. Dom aż zatrząsł się do tego głosu. Musiał też być słyszalny w sporej części miasta. Kotłujący się na dole wojownicy, zamarli jakby nie wiedząc co zrobić. Zaraz potem do ryków bestii dołączył dziewczęcy krzyk.

- Aauuuuuuuuuu! Pomo... Nie!!!! AAAAAAAAAAAAAAA!!! -

Najbliżej schodów na poddasze stał Rainhold. Do tej pory udało mu się utrzymać na nogach i miał w dłoni miecz. Zareagował instynktownie. Wbiegł po schodach na górę i zniknął w ciemności poddasza. Zaraz po nim do schodów dopadł Laras i Yotunem. Za nim biegła reszta.

- Uwaga! -

Klapa, zamykająca drogę na poddasze, do tej pory otwarta, opadła z hukiem, uderzając człowieka w głowę. Łowca przewrócił się i poleciał w duł schodów, roztrącając tłoczących się za nim najemników. Zaraz potem z góry dało się słyszeć huk przewracanych mebli, łamane i miażdżone drewno, krzyk Rainholda i odgłosy walki. Wojownik początków dodawał sobie wigoru okrzykami przy każdym ciosie, zaraz jednak jego krzyki, przeszły w skowyt bólu i cierpienia. Deski nad stłoczonym głowami awanturników idealnie przepuszczały odgłosy rzezi rozgrywającej się na górze.

Stojący obok Larsa Pypeć zdołał utrzymać się na nogach i naprał na kapę. Nawet nie drgnęła, przygnieciona od góry czymś ciężkim.

- Pomóżta chłopy, coś ją przycisnęło od góry. Razem! -

Wszyscy zebrali się na schodach i naparli na klapę. Raz, drugi, trzeci. Powoli zaczęła ustępować.

- Słuchajcie! -

Wszyscy na chwile zamarli w bezruchu, nasłuchując. Odgłosy walki z góry ustały. Nic nie było słychać. Stojąca z tyłu Klara, krzyknęła nagle. Wszyscy odwrócili się w jej kierunku i zobaczyli jak ze szpary pomiędzy deskami sufitu kapie krew. Kilka kropel spadło dziewczynie na twarz. Była jeszcze ciepła...

- Razem! -

Po kilku kojonych próbach klapa ustąpiła i cala banda wpadł na poddasze. Niektórzy od razu tego pożałowali.

Aż trudno uwierzyć, że w jednym ludzki ciele może być tyle krwi i wnętrzności. Rainhold był wszędzie. Dosłownie. Pomieszanie wyglądało jak rzeźnia. Kotłujące się, obryzgane krwią i posoką ubrania walały się po podłodze, ścianach i krokwiach dachowych. Wszędzie pełno było szczątków połamanych mebli, skrzyń i konstrukcji dachu, w którym też ziała spora dziura. Tuż koło schodów znaleźli odgryzioną rękę, kończącą się tuż za łokciem. Ciało Drauga, a w zasadzie największy jego kawałek, leżał na samym środku pomieszczenia. W klatce wojownika wydarta była ogromna dziura, z której wypływała krew i flaki. Wyglądało jakby coś wyrwało kawałek jego ciała i odrzuciło resztę jak zbędnego śmiecia na podłogę. Została mu jedna noga i jedna ręka. Głowa przypominała rozgniecionego ciężkim buciorem arbuza.

Najwięcej zimnej krwi zachował Lars, który ruszył przez te scenę z rodem z umysłu szaleńca, ku suszarni. Drzwi, o dziwo ocalały. Nadal trzymały się na jednym zawiasie. Łowczy wpadł do środka, za nim z mniejszym lub większym ociąganiem pobiegła reszta, uważając aby nie poślizgnąć się na wnętrznościach towarzysza, z którym jeszcze przed paroma godzinami jedli kolacje. Swoja drogą było to ewidentne marnotrawstwo tak cennego w Ostermak jedzenia, bo nie strawione jeszcze dania też wypływały z wypatroszonego najemnika.

- Na Sigmara! Miej nas w swej opiece... –

Jeśli scena w pierwszym pomieszczeniu wydała się komuś przerażająca, brutalna i makabryczna, to po wejściu tutaj musiał zmienić zdanie. Na małą, nieuzbrojoną dziewczynkę Bestia miała sporo więcej czasu niż, na uzbrojonego wojownika, czego efekty było widać. Obrazek tym bardziej przerażający, że twarz i głowa Agnes były nietknięte i można ja było rozpoznać bez problemów.

- Spójrzcie... -

Mierzwa zwrócił uwagę na zakrwawione ubranie dziewczynki. Choć w zasadzie to było ubranie Klary, to samo, które kilka godzin temu, po naleganiach Agnes oddała do prania.

- Bestia myślała, że to Ty? -

Pytanie zawisł w powietrzu, kiedy wszyscy najemnicy, jak jedne mąż spojrzeli w stronę Klary. Cisze przerwały dopiero okrzyki burmistrza, który z płaczem wspinał się po schodach. Kiedy udało mu się dostać na poddasze, zamarł z przerażenia i zwymiotował pod siebie. Nic nadzwyczajnego, wielu z tu obecnych miało ochotę na to samo, lub już to zrobiło.
W końcu jednak podniósł się i ruszył w kierunku suszarni, do której wejście zagradzała mu cała grupa.

- Agnes! Moja Agnes! Gdzie ona jest! Lars, musze ją znaleźć! Agnes! -
- Gustaw, zatrzymaj go! Nie pozwól mu tu wejść! -

Syn posłuchał ojca i zatrzymał Lipnego w żelaznym uścisku, nie pozwalając mu zobaczyć, co zostało z jego ukochanego dziecka.

- Co ty robisz? Puść mnie! Musze ją zobaczyć! Lars, gdzie ona jest! AGNES?! -

Zamiast córki, na wołanie Lipkego odpowiedział ryk bestii, gdzieś z zewnątrz.

- Tam! Ona tam jest! –

Lars wskazał na przeciwległą ścianę pomieszczenia, lub na to co z niej zostało. Tam gdzie kiedyś musiała być okno, w ścianie budynku ziała dziura, przez którą bez trudu wjechałby rumak bojowy. Pod ta ścianą biegła ulica, niezbyt szeroka, może ze cztery metry do następnego domu. Budynek na przeciwko był niższy o jedno piętro a w jego dachu, dokładnie naprzeciw nich była podobna dziura, jak ta przez którą teraz spoglądali. Stamtąd też dochodziły ryki Bestii i ludzkie krzyki.

- Zabijcie ją! Natychmiast! No zróbcie coś do cholery! -

Oczekiwania łowczego, co do gości burmistrza były wysokie. Jakby się dobrze rozpędzić, to szerokość ulicy można było spokojnie przeskoczyć, zwłaszcza, że drugi dom był sporo niżej. Tyle tylko, że oni wszyscy byli tu tak jak wstali z łóżek, bez pancerzy, niektórzy niemal nadzy. Ich założenie będzie kosztować cenny czas, który potwór z pewnością dobrze wykorzysta. Z drugiej strony Bestia pokazała już, że ściany nie stanowią dla niej problemu, więc ten drugi dom i jego mieszkańcy też jej nie zatrzymają.

W tym właśnie momencie w mieści zabiły dzwony i rozległy się świstałki straży. Wszystkie te hałasy, całkowicie stłumiły dźwięk gwizdka, dochodzący gdzieś z daleka...

Draugdin proszony o niepostowanie. Więcej info dla wszystkich w komentarzach.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:08.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172