lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 1 ed] Wsi spokojna, wsi wesoła (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/11104-wfrp-1-ed-wsi-spokojna-wsi-wesola.html)

Tom Atos 12-06-2012 08:18

Wieloletnia mądrość przemawiała przez Imraka. Choć Magnar nie był do końca przekonany czy dobrze robią zaufał starszemu towarzyszowi. W końcu to Druzd był wojownikiem. Mieli małe szanse na odnalezienie swych braci w tym labiryncie. Jednak wychodzenie spomiędzy skał bez wsparcia brodatych towarzyszy było jak loteria. Mogli wyjść od niestrzeżonej strony, ale równie dobrze mogli znów się wpakować na gobliny. Tym niemniej los im sprzyjał, więc może się uda, a kto wie może dzięki opatrzności spotkają inne krasnoludy.
Magnar kiwnął głową na znak zgody.
- Dobrze. Zatem chodźmy do wyjścia.
Ścisnął mocniej w garści topór. Ostrze wciąż było ciemne od wrażej krwi.

kymil 22-06-2012 20:42

Ivein

Wyczekali właściwego momentu. Miarowe chrapania strażników z Kurtwallen były prawdziwe.

- Chamy się pospały po orce i znoju
- zawyrokował obeznany z rolą niziołek.

- Graj nam muzyko - mruknął aprobująco Ivein.

Aldsburczyk zsunął się płynnie przez otwarte okno stodoły i cicho opadł na wilgotną od rosy trawę. Rozejrzał szybko wokół i nie widząc ani nie słysząc kroków wartowników skinął głową Vooksowi. Halfling bez namysłu wyskoczył przez okno... prosto w łapy najemnika.

Byli wolni.

Zgarbieni popędzili przez cichą i ciemną wioską w kierunku do chaty, gdzie przetrzymywany był plugawiec Marius.
Zatoczyli szerokie koło, aby nie zbudzić śpiącego u drzwi "więzienia" Mariusa wartownika i podleźli pod zamknięte drewnianą futryną okna. Vooks sprawnie podważył drewniany skobel i po chwili okno stał otworem.

- Dawaj - popędzął najemnika niziołek. - W każdej chwili ktoś może podleźć. Nieprzyjemnie będzie, Ivein.

- Dobra, nie zwlekajmy. Zło nie śpi, nie?
- przytaknął mu krępy najmita i bezszelestnie wszedł do pomieszczenia. Chata, jak przypuszczał Aldsburczyk, składała się z dwóch komór i przygasłego paleniska na środku. Marius spał jak gołąbeczek i drzemał lekko powarkując przez sen.

Ivein usłyszał stąpniecie bosych stóp Vooksa, gdy ten podkradał się do wilkołka. Parokrotnie rozprostował palce, wyjął nóż z bandoletu.

Byli gotowi.

Pierwszy przysunął się do śpiącego Vooks i drążącymi dłońmi zarzucił Mariusowi siennik na twarz. Wilkołak zerwał się momentalnie, ale Ivein już na nim siedział dociskając stalowe ostrze noża do gardła.

- Ygghryy... - rzęził Marius podrygując kończynami. Szkarłatna krew plamiła posłanie i dłonie obu awanturników przesiąkając na glinianą polepę.

- Giń odmieńcze - sapał najmita piłując wyjątkowo twardą szyję wilkołaka, nie dając mu żadnych szans.

Marius szarpnął się raz i drugi. Bez rezultatu. Żelazne dłonie Iveina zrobiły swoje.
Po paru uderzeniach serca było po sprawie.

Ivein, cały zakrwawiony niewidzącym wzrokiem rozejrzał się po izbie.

- Stało się - wyszeptał.


Imrak

Wiosenne słońce zachodziło bardzo szybko. Już po parunastu krokach labirynt szarozielonych skałek zamienił się w ciemny tunel tchnąc zimną wilgocią. Spod żelaznych krasnoludzkich buciorów zaczęły podnosić się strzępki sinej mgły. Dwaj towarzysze poruszali się ostrożnie w całkowitej ciszy, ostrożnie badając każdą piędź terenu. Ich uszu nie dochodziły wizgi goblińskiej mowy czy dumna "brodata" mowa, co jeszcze pogłębiało dezorientację.

Jedynie chrzęst żwiru mógł zdradzić ich obecność w skalnym korytarzu. Jednak i tak ciche echo ich kroków niosło się za nimi i przed nimi plącząc krasnoludzkie zmysły - mamiąc i tak nadszarpniętą orientację w terenie.

- Byle do przodu, Magnarze... - prawił Druzd swemu młodszemu towarzyszowi.

- Taak - mruczał raz po raz młodzik.

Wtem parę metrów przed sobą usłyszeli krasnoludzki głos.

- A Wy... bracia... skąd to? - ich oczom ukazał się siwy krasnolud z kilofem w dłoniach. Za nim zaś stało czterech krzepkich, brodatych pobratymców z orężem w dłoniach.

Miny mieli harde, a twarze kaprawe jak na niski lud z Gór Środkowych przystało.

- H'agarha odstąpił... na razie jesteśmy bezpieczni - oznajmił niższy krasnolud.

- Na razie. Zawrócił po posiłki z głębi lasu, ale wróci - dopowiedział stary.
- Jam jest Gvvidon. Zmierzaliśmy do Kurtwallen na ślub syna sołtysa Edgara Stocka, drapichrusta jednego, horyłkę ślubną obiecał gdy nas opadły te zielone skurwysyny...

Ulli 23-06-2012 10:58

- Chwała Grungniemu- odezwał się Imrak zobaczywszy pobratymców.

Był nie lada zaskoczony widząc ich tutaj bo wydawało mu się, że zmierzają w przeciwną stronę niż jaskinie w których ukryły się krasnoludy.

- Jam jest Imrak Druzd z Karak Azul a ten młodzik to Magnar Gimbrinson. Prawie postradaliśmy życie próbując odciągnąć H'agarhe od was. Rzucił w pościg za nami połowę swych sił.
-Wy do Kurtwallen? - ciągnął swój wywód Imrak- my z Kurtwallen. Również przybyliśmy na wesele z zaproszenia Edgara Stocka. Dobrze by było się jakoś tam przedostać. Razem z ludźmi z wioski mielibyśmy większe szanse w walce z H'agarhą.

- Zostawił jakieś straże, czy całkiem się wycofał? Jeśli tak to można by się wymknąć. Warto według mnie zaryzykować.

Yzurmir 24-06-2012 23:28

A więc stało się. Tak jakby dopiero teraz naprawdę dotarło do Iveina, co takiego uczynił. Wcześniej był także rzecz jasna świadom swoich działań, ale miał jakby mgłę w głowie i konsekwencje, choć widoczne w pejzażu jego myśli, zdawały się małe i odległe. Teraz srebrzysta zasłona opadła i Alsburgczyk ujrzał wyraźnie swój czyn: zamordował człowieka z zimną krwią. Co więcej, to był tylko gołowąs. Jeśli faktycznie był wilkołakiem — w tej chwili łowca już nie wiedział, co ma myśleć o ostatnich wydarzeniach — to go może moralnie oczyścić. Ale przecież mieszkańcy wioski mu nie uwierzą... Co się z nim teraz stanie?

Gdy krew z gardła chłopaka spływała mu po rękach, Ivein cofnął się pamięcią do tych odległych czasów, kiedy nie parał się jeszcze najemnictwem. Przez chwilę zapomniał, gdzie się znajdował, i poczuł się znowu tak, jak wtedy, gdy wracał do rodzinnego Öldhorst po długiej nieobecności. Trzy ostatnie lata spędził w wojsku, spodziewając się, iż w domu powita go jego dziewczyna, Elena. Jakież było jego zaskoczenie, gdy okazało się, że niewiasta wyszła już za młynarza z Blütstein! Za młynarza! Zdjęty gniewem, młody Ivein natychmiast pognał do pobliskiego sioła i sapiąc, wpadł do domu człowieka, z którym zdradziła go jego narzeczona.

Ty śmierdzący bękarcie! — wykrzyknął, czerwony i oszalały. — Ty psie!
Co? Kimże ty... — odparł zaskoczony młynarz, któremu Alsburgczyk przerwał pracę, ale żołnierz nie dał mu dokończyć, chwycił go za koszulę i uderzył nim o ścianę.
Jam jest twej kobiety narzeczonym!
Co? — zdziwił się chłop. — Zaraz... zaraz, tyś jest ten chłopak, co to poszedł do wojska? Myśmy... myśmy myśleli, że ty może... zabity...
Ja zabity? Zabity?! Ciebie zabiję! — ryknął w odpowiedzi wojak i rozkwasił młynarzowi nos...

Ivein puścił Mariusa i spojrzał na swego towarzysza szeroko rozwartymi oczami.
Krew... — wyszeptał. — Krew. Musimy ją zmyć z siebie!

Odskoczył od posłania i rozejrzał się spanikowany.
Oknem... Idziemy, Vooks! — polecił, po czym wyskoczył na zewnątrz. — Musimy znaleźć wodę... Gdzieś niedaleko musi być rzeka albo potok, ale gdzie? Vooks! Pamiętasz, czy gdzieś tutaj jest rzeka?

Morderca myślał gorączkowo, a jeśli nic mu się nie przypomniało, to po prostu rzucił się w las na oślep.

kymil 25-06-2012 20:12

Imrak

Sędziwy Gvvidon wsunął koniuszek swej imponującej brody za szeroki skórzany pas i odparł ponuro:

- Odeszli w knieję, ale... - głos krzepkiego starca wyraźnie się załamał - zabrali ze sobą ciała naszych braci i ścierwa swych pobratymców.

Młodszy krasnolud wyraźnie zazgrzytał zębami.

- Ba! Nic do żarcia nie może się zmarnować. To jego stara dewiza. Ale Grungni wszystko pamięta.

- Skurwiel - dorzucił inny brodacz kopiąc płaski kamyk, który powędrował do strumyka. Na zdumione spojrzenia towarzyszy szybko dodał. - Yhm.. Znaczy przebóg... myślałem... H'agarha nie Grungni..

- Nie mamy siły by uderzyć teraz - ciągnął dalej Gvvidon. - To byłoby samobójstwo. Spójrzmy prawdzie w oczy. Szczęśliwie jednak... nasi krewniacy w Miedzianej Żyle są bezpieczni. To mocna, dumna fortalicja. Dopóki ogień płonie w Wieży Murrina, dopóty kopalni nie zdobędzie zielona szarańcza... Trzeba jednak ostrzec mieszkańców sioła.

- Ciekawe czy inni goście weselni są bezpieczni na trakcie? - dorzucił swoje trzy grosze Magnar.

Wszyscy skinęli głowami.

- Tedy uradziliśmy - odparł Gvvidon. - Czem prędzej nam do Kurtwallen. Baruk khazad. Stąd będzie nie więcej niż dwie godziny drogi krasnoludzkiego marszu. Ludziny takiego nie ździerżą, ha!

- Rozzuchwaliły się goblińskie plemiona, że napadają na podróżnych tak blisko ludzkich sadyb - mruknął Imrak.

- Chodźmy.

Siedmiu krzepkich piechurów wyruszyło prędkim marszem ku leśnej wiosce.

Otto

Był późny wieczór. Kapral siedział wraz Gottem w chacie Edgara i z niedowierzaniem słuchał przedziwnej relacji sołtysa. Słuchał pilnie, bo po prawdzie sam nie miał nic do opowiadania. "Cicho wszędzie, głucho wszędzie" - oznajmił Stockowi po powrocie ze zwiadu. Nie napotkali nic podejrzanego, tedy wrócili. Nic podejrzanego, nie licząc kąpiącego się nago w strumyku wiejskiego głupka Węglika, ale o tym Otto starał się usilnie zapomnieć.

Edgar pociągnął łyk krowiego mleka z drewnianego kubka, aż umoczył w nim długie wąsy.

- Dziewczyna... Karmelia... zniknęła jak kamień w wodę. Iv z niziołkiem mieli się do niej ponoć dobierać. Marius stanął jej w obronie i zarobił w głowę. Twoi Chłopcy oczywiście zaprzeczają. Rozsądziłem na razie tyle, że jedni mają się do drugich nie zbliżać... Radźcie coś, moi piękni, bo krucho Wasz los w Kurtwallen widze...


Nie dokończył, gdy przez wiosce rozległy się gromkie krzyki.

- Orkowie! H'agarha wrócił! - darł się zdyszany i przerażony nielicho gajowy Liszka, bo i on to był. - Opadli nas na skałkach! Brodacze z Miedzianej Żyły osaczeni!

Wieś ożyła. Kmiecie zapalali łuczywa i nieśmiało wychodzili na spotkanie leśnikowi.

Ivein

Wyszli cichcem przez okno i prędko pognali w kierunku strumyka. Byle dalej od miejsce mordu i kaźni odmieńca Mariusa. Nie uszli jednak daleko, gdy z przeciwnej strony dały się słyszeć rozpaczliwe okrzyki Liszki.

"Zwiad wreszcie wrócił" - przebiegło przez głowę najmity. "Nasi Chłopcy wrócili".

Ulli 26-06-2012 14:52

Droga przebiegała spokojnie, piechurzy szybko pokonywali dystans do wioski.
Imrak nie mówił wiele bo i nie było o czym. Gvvidon powiedział wszystko co należało. Istotnie na rzucenie wyzwania H'agarsze nie mieli dość sił. Nie zapobiegną zbezczeszczeniu ciał poległych krasnoludów. Może przynajmniej wzmocnią obronę wioski i kto wie może w połączeniu z chłopami nadarzy się okazja do wyrównania rachunków z orkiem.

Oddając się takim rozmyślaniom dotarł z resztą krasnoludów do wioski. Słysząc że Liszka zdaje relacje wtrącił w jego ostatnie słowa.

- Żyjemy, chwała Grungniemu. H'agarha uniósł ciała zabitych i zaszył się gdzieś. Dobrze by było drania ubić. Póki co należałoby uzbroić ludzi i wystawić warty. Ja jestem potłuczony i zmęczony idę się zdrzemnąć.

kymil 26-06-2012 19:54

Na słowa Imraka Druzda Edgar zacisnął pięści i z ogniem w oczach zakomenderował.

- Mówcie krasnoludzie, coście widzieli. Ilu ich było...? Damy im radę? Czy...

Niespodziewanie sołtysowi w słowo wszedł rozdygotany Liszka.

- Edgarze, czy to prawda? Co z Karmelią? Gdzie moje dziecko? Co oni narobili? - powiódł ciężkim wzrokiem po najemnikach. -Gdzie Marius, gadajże?

Stock zgarbił się i szepnął w odpowiedzi, lecz i tak wszyscy zgromadzeni wkoło słyszeli.

- Widzisz, to nie jest takie proste...
- zaczął, ale zagłuszyli go mieszkańcy sioła.
Wieśniacy skupieni przy chacie sołtysa poczęli głośno deliberować. Każdy miał lepszy pomysł od drugiego. Nieliczne w Kurtwallen psy jazgotały.

Yzurmir 27-06-2012 02:31

Ivein chwycił się za przetarte knykcie na zakrwawionych dłoniach, gdy ciężko łapiąc oddech, siedział na obalonym na ziemię młynarzu. Mężczyzna już dawno przestał się opierać, a jego twarz była teraz tak zmasakrowana, że ciężko go było rozpoznać. Alsburgczyk powoli się uspokajał; podniósł się i stanął na uginających się nogach. Nagle zrozumiał, co zrobił.

Był środek lata, ciepły, jasny wieczór. Młyn zewsząd otaczały złote łany zboża, na których, w promieniach pomarańczowego, chylącego się ku zachodowi słońca, pracowali mieszkańcy wsi Blütstein. Krew pokrywająca jego dłonie kapała na ziemię, gdy powoli brnął przed siebie, oszołomiony. Ktoś go dojrzał i wkrótce zbiegli się wszyscy chłopi z okolicy. Była tam także Elena, która wciągnęła gwałtownie powietrze, po czym pobiegła za jego plecami do budynku, z którego wyszedł. Rozległ się stamtąd wrzask, a następnie głośne zawodzenie. Inni ludzie odstępowali od niego, gdy zbliżył się za bardzo, i modlili się cicho. Ivein stanął w miejscu.

Nagle coś świsnęło i zanim zdołał zareagować, kamień uderzył go w twarz i poczuł na języku krew z rozciętej wargi. Niektórzy wieśniacy uciekali, inni także chwytali za kamienie, jeszcze inni wyciągnęli kosy i sierpy, których przed chwilą używali do ścinania kłosów. Żołnierz miał ochotę coś powiedzieć — że miał prawo, że młynarz sobie na to zasłużył, zabierając to, co jemu się należało z racji bycia pierwszym — ale nie wiedział, jak ubrać te myśli w słowa. Kolejne pociski poleciały w jego stronę, a jeden starszy mężczyzna coś do niego mówił, zbliżając się z groźnie podniesionym ostrzem. Ivein nagle odwrócił się i pobiegł przed siebie, przez pola, aż dotarł do lasu, daleko od rozgniewanych chłopów i miejsca jego zbrodni.

Lata później Ivein uciekał z innej wioski, znowuż znacząc ziemię, po której biegł, kroplami nieswojej krwi. Wraz z Vooksem zbliżali się już do niedużego strumyka, który płynął niedaleko wioski, przy drodze.
Zmywamy krew — polecił — pozbywamy się brudnych ubrań i zakradamy się z powrotem do…

Przerwał, gdyż w tym momencie od strony wsi dobiegły ich nieco niewyraźne, ale niewątpliwie należące do Liszki okrzyki. Brzmiało to tak, jakby leśnik chciał postawić całą wioskę na nogi.
Niedobrze — stwierdził łowca głów ze zmartwieniem, zatrzymując się. — Jak on nie przestanie, to nie będziemy mogli wrócić do stajni niezauważeni. Odnajdą Mariusa… — Zacisnął zęby, rozmyślając przez dłuższą chwilę. — Vooks, jeśli tam teraz wrócimy, to nas zabiją. Musimy zaszyć się w lesie. Jak Otto i reszta wróci, to pójdą nas szukać… tak myślę. Albo może chłopi zrobią obławę, żeby nas złapać. Nieważne. Jak tylko przypadkiem spotkamy się z którymś z naszych, to wytłumaczymy im wszystko i zabierzemy się z tego grajdołu.

Ulli 27-06-2012 10:37

Na słowa Edgara Imrak zatrzymał się wpół obrotu.

- Ilu ich było? Około dziesięciu. Powinniśmy sobie wszyscy razem poradzić tylko trzeba być uważnym żeby nas nie zaskoczyli. A teraz wybaczcie, udam się na spoczynek.

Campo Viejo 28-06-2012 06:06

Otto siedział przy stole wsparty na łokciu. Palcami bębnił w blat rozważając słowa Edgara. Tajemnicza maska nagle ciężą się wydała, jakby ciężarem uwiązanym do szyi a nie pakunkiem zatkniętym za pazuchę. Ważyć słowa zamierzał przed dawnym kompanem zważywszy, że okazał sie być teraz co najmniej spolegliwym kmiotem ze wsi jeśli nie zwyczajnym durniem. Może i Iven chutliwie łypał na smarkatego rudzielca ale od tego do gwałtu czy łomotania gówniarza co juz baty dostał droga daleka i do prawdy w zgoła przeciwnym kierunku wiodąca. Z takim zarzutem temperamentu i głupoty nie Łowcą Nagród lecz przedmiotem ścigania i banitą byłby Algsburczyk. Nie, kurwa, Edgar sprzeciwiać się woli motłochu nie chce, bo żyjąc we wsi krakać musi jak wszyscy, a przynajmniej nie piać inaczej. Kogutem we wsi on nie jest, a jak się okazało stary Crystian, za słowem którego, lód prosty idzie. Stary znachor i mędrek Kurtwallen więcej wiedział niźli mu w karczmie powiedział. Instynkt kaprala jednak go nie oszukał. Widać maska znaczenie kluczowe miała i teraz tylko jakie zostawało odkryć. Nie znał się Normalverbraucher na sektach Urykańskich za bardzo, ale z tego co każdy wiedział, że nie zwierzoludzie co przemieniać się na powrót w ludzi nie mogli, lecz ci, co w postać wilczą byli w stanie przybrać wybrani w sposób szczególny przez boga byli. Znaków kultu Ulryka nie widział jednak we wsi a po reakcji pospólstwa wnioskował, ze droga daleką od Ulryka nauki idą. A tu chyba gorliwego a przez co mnie żarliwych nazwanego fanatykiem szukać by we wsi trzeba... I Otto nie do końca wierzył w głębi ducha w to, że człek może się w wilka zmienić a i w historii zapisało się tylko kilku takich gorliwych wyznawców co Normalverbrachuer i tak za mit raczej poczytywał sobie. Podstaw, żeby łgać jednak Iven nie miał, bo na bogów, gdyby chciał szczyla z żelazem ożenić to by go do wsi na powrót nie ciągnął jak ciul jakiś głupi.

- Taaaak. Co tu radzić jak już jest uradzone Edgar... Sędziom tu nie trze być objazdowym, żeby zobaczyć, że ta historia z gwałtem dziewki jest dziurawa jak wypierdziane kalesony Crystiana...
– powiedział ciszej oglądając się przez ramię, czy jacy miejscowi nie zawieruszyli się przypadkiem w izbie. Wstał i podszedł do okna siadając na framudze i nawet wychylił się zerkając czy nikt nie nastawia ucha. – Cos mi sie widzi, ze we na albo chłopak jest przez Ulryka wybrany w boga zamyśle wielkim raczej jak kaprysie albo we wsi sekta się gnieździ boga nieznanego. Pradawnego a może i przeklętego... Ty nie zapominaj, ze kapłana niby basior poszarpał. A jak maskę chciał tylko od kapłana wydrzeć a nie życie jego? Wszak ja jej znaleźć nie mogłem a szukałem przecie. Maska w nasze ręce trafiła i jeszcze tej samej nocy złodziejstwa się zachciało podrostkowi praktykować na najemnikach? – wymawiając ostatnie zdanie postukał się brudnym paluchem w czoło. – Ty się Edgar na mnie nie oglądaj, bo to ty ludziom prędzej do rozumu przemówisz jak ja. – zamilkł na chwilę. – Crystian więcej wie niźli mówi. Może nawet pomóc z dobroci serca chłopakowi chce ufając, że poradzi sobie z problemem.

Miał Otto jeszcze jedną teorię, która już się z Edgarem ani Gottem na razie dzielić nie zamierzał.

Słysząc wrzawę o napadzie na Khazadów zerwał się na równe nogi poprawiając pas i chowając nóż do pochwy, którym sie bawił wydłubując zaschnięte błoto z podeszwy kamasza.

- No to tymczasem problem się rozwiązał na moje rozumowanie, a ty teraz podumaj pracodawco czy z odsieczą z rozkazu twego idę zostawiając wioskę, czy raczej rzucam robotą dla ciebie, bo wiesz, że po nich pójdę tak czy inaczej po drodze biorąc ze sobą tych cos aresztował. – a nie patrząc już na Edgara rzucił do Gotte. – Idziemy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172