-Spokój!-ryknął Carl na całe gardło. -Na to czekaliśmy! Na prawdziwą bitwę. Dziś pokonamy te pomioty, będziemy pławić się w krwi wroga i chwale! To zwierzęta i tak jak zwierzęta możemy je zranić. Pierwszy rząd, szykować piki! Łucznicy, puszczajcie dwie salwy i też wyciągajcie piki! Nie pozwolimy im nas oskrzydlić! Wciąż krzycząc, dodając otuchy i wydając rozkazy począł ładować kuszę. Mimo, że pierwszy raz spotykał się z tak jawną oznaką istnienia chaosu nie pozwolił by można to było po nim poznać. Wiedział że mają szansę. Musieli tylko trzymać szyku. Puścił bełt w jednego z największych potworów i zaczął szykować miecz i tarczę. Nie zamierzał dawać złego przykładu ludziom. -Żołnierze, za mną! Dźgać skurwieli jak leci, za Imperium!! |
„No i kurwa się posrało!” - pomyślał Matt, po czym splunął w rękę by lepiej chwycić kiścień. Wysforował się do pierwszego szeregu stając ramię w ramię z Górą. Góra wyszczerzył zęby we wściekłym grymasie. Matt odwzajemnił uśmiech. Reszcie nie było do śmiechu. - Dobra skurwysyny! Czas pokazać wszystkim, że trzynastka to największe chuje w okolicy. Trzymamy równą linię. Łucznicy strzelać bez rozkazu, a w zwarciu oszczepy w łapę. I zapamiętajcie, te kurwy nie biorą jeńców. Nie wahajcie się do kurwy. Śmierć i chwała!! - Matt ryknął zataczając kiścieniem coraz szybsze kręgi. Łucznicy już rozpoczęli ostrzał a ich strzały szybowały nad głowami ustawionego szeregu. Grzeczny czuł kurwę rozpierającą mu pierś, krew napływała mu do głowy. Góra ryknął a Grzeczny ryknął jeszcze głośniej. Matt odczekał do chwili, kiedy bestie były o kilkanaście kroków po czym ryknął wściekle do swoich. - Trzysnasty!! Naprzód!! - po czym skoczył wściekle z Górą u boku na spotkanie zezwierzęconej śmierci. Kontruderzenie na ulicach sprawdzało się zawsze a z Góra u boku Grzeczny miał w dupie wszystko. - Na pohybel skurwysynom!! - krzyczał atakując. Jeśli Johan miał choć odrobinę oleju w głowie też uderzy i wspólnie odrzucą skurwieli dając łucznikom więcej czasu na ostrzał. Jak nie... będzie w swoim żywiole... . |
Leo spojrzał na swoich chłopaków. - Dziś udowodniliście, że prawdziwym oddziałem zwać się możecie. Mimo strachu, mimo lęków, atak ten przetrwaliście. Staliście, walczyliście! Przeżyliście! To najważniejsze! - Wejrzał też na dwóch martwych. Chantala, którego jeszcze niedawno ratował z opresji. Widać śmierć pisana była mu, ale przynajmniej w walce zginął. Jak mężczyzna. Zginął też Prause. ~ Najsłabsze ogniwa muszą odpaść~ pomyślał, jednak nie ważył się tego powiedzieć na głos. - Pochowamy naszych poległych braci. Odpoczniemy moment, by zebrać siły. Ustawimy się w szyk i ruszymy dokończyć dzieła. Do osady! |
-Gratuluje wam chłopcy. Widzę, że kilku z was dalej jest w szoku, rozumiem. Ale pamiętajcie, że na tym polega wojsko! Nie na chlaniu, nie na grze w karty. Na walce. Dziś nam się udało. Choć jestem pewien, że w przyszłości będzie coraz lepiej. Jesteście na najlepszej drodze by stać się Wojownikami, pogromcami wrogów imperium! Niewielu odparłoby taki atak, niewielu! - Lecz to niestety nie pora na płacz! Musimy się uwijać jak możemy. Theo i Axel, migiem macie zobaczyć czy poradzicie coś na zranienia towarzyszy. Hans i Otto, zbieracie broń poległych i strzały jeśli się rzucą w oczy. Reszta niech wykopie trzy groby. Raz dwa! Potem idziemy do osady gdzie będzie chwila na odpoczynek. |
-Rudiger! Zajmijcie się rannymi! Reszta z was niech się mnie słucha psie syny! Fulko, Leopold i Bart! Wiecie kto ich zabił? Wyście to kurwa zrobili, każda odrzucona włócznia, każda niewypuszczona jebana strzała mogła trafić kozojebce który zabił jednego z nich! Odnieśliście zwycięstwo, przeżyliście ale nie macie jebańce być z czego dumnymi! Następnym razem kiedy któryś z was nie posłucha rozkazów wróg będzie waszym najmniejszym zmartwieniem, to ja będę was ścigał! Dorwę i zabiję każdego który opuści pole walki i każdego przez kogo zginą towarzysze broni!- Najchętniej zlazłby z konia i sprał tych którzy pierwsi zaczęli uciekać ale bał się że to tylko zaostrzyłoby sytuację w oddziale. Johann zszedł z konia, odpiął topór przypięty do tej pory do siodła i odrąbał rogi trójki zabitych przez niego monstrów. Odkąd siedem lat temu zwierzoludzie zabili Gereona Kaestnera i wielu towarzyszy broni Eberhardta ten zbierał trofea z każdej podobnej im istoty. –Podnieście zabitych i broń. Nie czas na żegnanie zmarłych i świętowanie zwycięstwa, jeszcze nie wykonaliśmy roboty! Musimy zająć miejsce łatwiejsze do obrony zanim przeciwnik się zregrupuje! |
- Brawo kurwie syny!! - ryknął Matt ścierając krwawą posokę z twarzy. Ciążący mu w rękach kiścień wetknął za pas rzutem oka oceniając pole walki. Poległych było wielu. Zbyt wielu. Grzeczny uzmysłowił sobie, że stracił właśnie trzech łuczników. Trzech ludzi. Ludzi którzy mieli rodziny. Żony i dzieci. Marzenia. - Kuśka! Widziałeś tych skurwieli? Każdy miał topór w łapie. Bierz ludzi i zbierz co się da. Pancerze, i oręż. Każdy chuj ma mieć topór w garści, jasne? Uzupełnić strzały w kołczanach a naszych … obrać z oręża. Tylko mi kurwa nie ruszać ich przyodziewku i sakiewek! Caspar! Weź dwóch ludzi i wykopcie trzy dziur, trza chłopaków pochować. Należy im się. Grzeczny sam ruszył przez pole bitwy obserwując pobojowisko. Szukał czegoś szczególnego mając jednocześnie baczenie na swoich ludzi i okolicę. Nie podobało mu się to wszystko. W osadzie wciąż mogli być dalsi wrogowie. Matt wiedział, że musi to omówić z pozostałymi dowódcami. Musieli jak najszybciej zająć osadę. Burgen ruszył ku pozostałym dowódcom. - Panowie musimy jak najszybciej zająć osadę. Tych kurwich synów może tam być więcej a jak nie, to wioska lepszym jest miejscem do odparcia natarcia, gdyby z lasu wyleźć mieli. Liczył, że opłakiwanie zmarłych nie zajmie im zbyt wiele czasu. Musieli zająć wioskę. Taki mieli rozkaz. . |
-Też tak myślę Matt, gdy tylko moi ludzie skończą kopać będziemy gotowi do wymarszu. Ciekaw jestem co zastaniemy w wiosce. |
- Chowając zmarłych tracimy tylko czas, powinniśmy ich zabrać bliżej wioski i od niej wkroczyć. Jeśli wróg tam jest dajemy mu czas na przygotowania i możemy przez to stracić więcej ludzi. Jeśli nikogo tam nie ma to będziemy mogli w spokoju pochować ciała będąc na bezpieczniejszej pozycji. Nie wspominając już że groby będą w godniejszym miejscu, wojna się skończy i nowi rolnicy przeorają te pola wykopując naszych. |
Carl słuchał Johanna otępiały. Widocznie zwierzoludzie pożądnie dali Miczowi po głowie bo nie pomyślał o tym. Niechętnie musiał pokazać reszcie swoje chwilowe zagubienie. -Muszę przyznać Ci rację, wybaczcie. Widocznie jestem w szoku. Eh, przynajmniej wygraliśmy. -Chłopcy, pochowamy naszych przyjaciół godnie, we wsi! Wyruszamy najszybciej jak możemy! |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:41. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0