lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed.] Za garść złotych koron - II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/11411-wfrp-2ed-za-garsc-zlotych-koron-ii.html)

Kerm 11-06-2012 17:45

- Dzięki za pomoc - powiedział Alex, gdy ocalony człowiek opatrzył jego rany. - Alexander Ranelf, miło mi. I równocześnie przykro, że nie zjawiliśmy się wcześniej.
- Jedziemy do Saltkalten - potwierdził przypuszczenia swego rozmówcy. - Jeśli pan chce, może się pan z nami zabrać - dodał. Nie tylko z tego powodu, że warto mieć pod ręką cyrulika. Nie wypadało nikogo zostawiać na takim pustkowiu.
- Tylko najpierw powinniśmy coś zrobić z tymi zwłokami. - Wskazał na ciała podróżnych, którzy niestety nie przeżyli napadu. - Zwierzoludzi wystarczy rzucić w krzaki.

***

Samotny powóz na drodze raczej nie był czymś optymistycznym. Stan, w jakim znajdował się samotny podróżny - tym bardziej.
Z treści znajdującej się w powozie kartki wynikało, że chodziło raczej o jakieś porachunki osobiste. O zemstę zapewne. Na dodatek wyglądało na to, że truposz nie miał być jedyną ofiarą, że w perspektywie szykowały się następne.
- Chyba by trzeba zabrać cały powóz do Salzkalten - powiedział. - Zapewne tam go znają i ktoś zdoła wyjaśnić, o co chodzi. A może się okaże, że ktoś będzie potrzebować ochrony, a my jesteśmy w stanie ją zapewnić.
Koni mieli dosyć. Wystarczyłoby zaprząc i wsadzić trupa woźnicy do środka.
- Anzelmie, nie zachowuj się jak sroka - powiedział, widząc poczynania ‘Wujaszka’. - Zostaw te błyskotki. Ktoś je zauważy i będziemy mieli kłopoty.
Niczym hiena cmentarna. Jego sympatia do Anzelma obniżyła się o kilka stopni.
- A to powinni dostać spadkobiercy.

JanPolak 11-06-2012 18:38

~Po walce~

Aaron nie czuł potrzeby grzebania zwłok. Właściwie los doczesnych szczątek jego niedawnych towarzyszy był mu całkiem obojętny. Po skończonym opatrywaniu żywych zaczął nawet przeszukiwać trupy, ale niczego ciekawego nie znalazł. I nie było w tym złośliwości, czy bezwzględności - po prostu zmarli wydawali się nie zaprzątać jego myśli. Choć, jeśli drużyna zacznie ich chować, pomoże - co mu szkodzi?

~Przy dyliżansie~

Cyrulik patrzył na trupy z chłodną obojętnością. Jak rzemieślnik oglądający zepsute urządzenie. Naoglądał się już dość zepsutych ludzi i czuł, że zobaczy jeszcze więcej.

- Gdyby każdego, kto nie dostrzega cudzej krzywdy, zabijać, to ta kraina niebawem by się wyludniłaby - skomentował kartkę.

Tymczasem spostrzegł Anzelma przeszukującego zwłoki.

- Wujaszku, niech wujaszek uważa z szabrem. Ci tutaj wyglądają na wpływowych, ich fanty mogą być rozpoznawalne. A złodziejom w Salkalten ucinają ręce.

Przyjrzał się powozowi i kontynuował:

- Słuchajcie, dla mnie najbezpieczniej będzie zapomnieć o sprawie i udawać, że niczego nie widzieliśmy. Nie wiemy, co tu jest grane i w jaką aferę możemy się wplątać. A jeśli już mamy się mieszać, to najgrzeczniej w świecie odwieźmy powóz w nienaruszonym stanie i cały czas grajmy praworządnych obywateli, którzy chcieli dobrze. A i tak pewnie wdepniemy tym samym w gówno.

Nefarius 11-06-2012 21:07

Gdy walka dobiegła końca kozak wytarł żelezieniec topora o szmaty jednego ze zwierzoludzi. Wołodia omiótł wzrokiem pobojowisko. Było sporo trupów. Zdecydowanie za dużo. Człek, któremu udało się wytrwać do czasu odsieczy najwyraźniej musiał mieć jakieś przywileje u imperialnych bogów. Był to nie lada wyczyn, tym bardziej, że na wspaniałego wojownika nie wyglądał, który to radzi sobie z każdym przeciwnikiem. Zarubiev wziął głęboki wdech. Wujaszek plądrował ciała, a kozakowi to nie przeszkadzało. Potrzebne było im złoto czy to z trupów, czy pokonanych przeciwników a martwym kosztowności potrzebne już nie były. Wołodia pochylił się nad ciałem bestii, którą osobiście wysłał w otchłań. Stwór miał na włochatym karku srebrny naszyjnik, na którym zawieszony był srebrny wisior w kształcie półksiężyca. Kozak zmrużył oczy ściągając błyskotkę z szyi bestii. Widział kiedyś bardzo podobny u pewnego magnata w Kislevie.
-Szlag by ciję paskudny skurwijelcu...- pokręcił głową posyłając kopniaka zabitemu zwierzoludziowi.

-Wołodija towarzyszu nijedoli.- kozak machnął energicznie ręką w stronę nowo poznanego osobnika -Dobryś wojak, jak żeś tyle czasu wytrwał żyw.- dodał po chwili. Miał charakterystyczny dla swoich regionów akcent i mówił nie do końca poprawną mową Starego Świata. Był wysokim, szczupłym człekiem odzianym w futro i futrzastą czapę. Kozak ściskał w dłoniach wielki topór, którym zabił stwora. Łuk miał opleciony szmatami, wciśnięty do plecaka. U pasa zaś spoczywała mu w pochwie szabla, na którą co jakiś czas zerkał.
- Dzięki za miłe słowa - Aaron odparł smutno - Ale dobrym wojakiem to ja byłem... 10 lat i 20 kilo temu - wskazał na swój opięty mieszczańskim ubraniem brzuszek - Przeżyłem fartem i tyle.
-E tam...- kozak machnął ręką -Khaldijin też ma brzuszysko a patrzaj jak młotem wywija...- zażartował, poklepując krasnoluda w ramię. -Jakiś z tych tu...- wskazał ręką trupy -to twój znajomek? Trza by było pochować, co by zwijerzaki nije posijilić...- dodał po chwili.

- Chcecie to chowajcie. W sumie ich nie znałem. To nieboraki z jakiejś wiochy, wzięli mnie do karawany, bo myśleli, że się cyrulik przyda. I gówno się przydałem. - odrzekł cierpko.
-Nam siję przyda. Hę?- wejrzał kątem oka na Eryka -A w mijeścije. Jakije cele ma?- spytał.
Stolzmann przewrócił oczami i zaklął cicho.
- Nie zdechnąć? Coś zarobić? Psiakrew... co można robić w tym całym burdelu? - zamiótł ręką dookoła, jakby chciał pokazać cały otaczający świat - Może w Salkalten będą potrzebowali felczera? Albo, cholera, zostanę poszukiwaczem przygód.
-Gorzałke pije?- spytał uśmiechając się tajemniczo.
- Bezustannie - cyrulik odwzajemnił uśmiech.
-Mhm... My to siję chyba dogadamy bez problema...- poczęstował osobnika zawartością flaszki.

- Zdrawie, jak to mawiają u was na północy. A w Salkalten macie nagraną jakąś robotę, że spytam?
-A ja wijem?- wzruszył ramionami -Ja to na głowije swój interes z Wujaszkijem mamy. Ostatnijimi dni myślijim tylko o sobije...- zażartował -Ale skoro tam jedzijem to pewnije tak.- dodał po chwili.
- Interes? Handel, rzemiosło, najemnictwo, kurestwo? - zainteresował się mieszczanin.
-Gospodę z Wujaszkijem otwijerać chcem. Da. Trza nam pozwoleń i papijerków.- wzruszył ramionami -Cijekawe, jak mijasto siję trzyma.-
- Karczma. Dobry interes. Ale na spokojniejsze czasy i miejsce. Nie chcę deptać twych marzeń, kozaku, ale jeszcze jedna wojna taka jak ostatnio i twoja karczma i wszystko wkoło idzie z dymem. Wiem coś o tym.
-Da. Pewnije ma rację, ale co mnije tam? Tak przynajmnijej zdechnę z celem.- zaśmiał się upijając łyk gorzały.

~***~

-Eryk. Czasu każdego z nijich chować nije mamy. Ułożyć na stos i spalijić co by cijała nije gnijiły na trakcije, ani ludzi nije straszyły szto?- zwrócił się do najbardziej religijnego i uduchowionego członka drużyny. Kozak religijny nie był, lecz szanował uczucia religijne innych. Mieli dość czasu by pogrzebać zwłoki, jeśli Eryk by się uparł.
Gdy ruszyli dalej kozak miał wyśmienity humor. Wódka wesoło krążyła po jego żyłach, zaś zamordowany stwór uświadomił go iż od czasu opuszczenia Altdorfu stał się dużo lepszym wojakiem niż był niegdyś. Był silniejszy i wytrzymalszy. Nie męczył go chwilowy bieg ani dłuższa walka. Wymachiwał toporem wcale nie gorzej niż jego krasnoludzcy kompani a do tego czuł się ogólnie lepiej, jakby wyprawa go zahartowała. Przemyślenia przerwało zamieszanie związane z znalezionym wozem. Wołodia słuchał kompanów i ich propozycji.

-Da, Anzelmie. Lepijej ostawijić te zabaweczki. A jak woza pociągnijem do mijasta i zgłosijim komu trza to może jeszcze jaka rodzijina siję odwdzijęczy i sama złotem sypnie za sprowadzenije truposza. Mamy kapłana waszego najważnijejszego boga, da?- spojrzał na Eryka -O mord nas nije oskarżą. Moje zdanije.- wzruszył ramionami.

valtharys 12-06-2012 12:23

Wujaszek pokręcił smutno głową lecz zostawił fanty truposza. Fakt w jego mniemaniu nie było nic w tym złego, lecz cóż rzec jeśli kompania mówi co innego. Nie chcąc kłótni, waśni czy sporów Wujaszek średnio zadowolony zostawił przedmioty. Do trupa rzekł:

- No bratku masz szczęście.. - zamilkł patrząc w jego martwe oczy - choć ja mam większe

Wujaszek wrócił do wózeczka i tam zajął się układaniem przedmiotów.

Aeshadiv 12-06-2012 22:01

Eryk widząc, ze kurz zawieruchy opadł zerknął na poległych. Wszyscy towarztsze Aarona polegli. Akolita przeszedł się przez chwilę po pobojowisku. Krew i trupy... trzeba było po uprzatnąć.

Podszedł do nowego członka ich nietypowej drużyny. Wypadałoby się przedstawić. Wyciągnął rękę do Aarona.
- Eryk Weiß. Akolita Sigmara z ramienia zakonu oczyszczającego płomienia. Mam nadzieję, że odnadziesz się między nami. – powiedział spokojnie.

Usłyszał propozycję spalenia ciał. Zmrużył nieco oczy.
- Dobrze, jednak ludzi pochowamy z należną czcią. Prawda, nie możemy sobie pozwolić na kopanie każdemu z osobna grobu. Jednak możemy szybko ułożyć ... mały stos pogrzebowy, tak jak chowano dawnych wojowników. Zginęli przecież śmiercią w walce. Co do zwierzoludzi... Polać oliwą, podpalić, futro się spali, a niech resztę kruki dokończą...
Po tych słowach począł ludzi układać drewno w jednym miejscu tak, aby utworzyć niewielki, ale wystarczający stos. Każde ciało przeniósł tak, jakby ta osoba nadal żyła. Z szacunkiem, uważając aby nikt nie powklelał ręką czy nogą po ziemii.
Ze zwierzoludźmi nie obchodził się tak delikatnie. Sięgnął po zakrzywiony toporek jednego z nich i wbijając go pod żebra mutantów ciągnął ich w jedno miejsce. Bez żadnej troski ani czułości.
Sięgnął po pochodnie gdy już wszystko było gotowe.

- Idźcie do waszego ojca dzieci Imperium. Polegliście w walce z pomiotami Chaosu. Teraz ucztujcie razem z Sigmarem w jego chwale, tak samo jak on przed bitwą w czasie swojego życia. Spoczywajcie w pokoju..
Odmówił krótką modliwtę aby uczcić zmarłych. Nie był kapłanem boga śmierci, jednak trzeba było się czasem zachować jak ten, który odprowadza dusze do zaświatów. Po tych słowach podłożył ogień pod ciała poległych.

Następnie podszedł do miejsca gdzie leżały zwłoki zwierzoludzi.
- Obyście nigdy nie zastali spokoju. Przeklinam was w imieniu świętego kościoła Sigmara. Oczyszczający ogień pochłonie plugawe ciała którymi wyrządziliście jedynie cierpienie. Tymi słowami odprawiam was w otchłań. Przepadnijcie.

Rzucił pochodnię pomiędzy ciała... smród spalonego mięsa i futra wypełnił okolicę.

- Ruszajmy dalej... – powiedział do drużyny stając przodem do nich i po chwili dosiadając swojego konia.

* * *

Przy powozie ...


” Na cóż mu oczy, gdy krzywd nie dostrzega.
Dziś jego życie kresu dobiega.

Sam nie odejdzie, z nim przyjaciele.
Waszego czasu jest już niewiele.”

Eryk przeczytał na głos...
- Wygląda mi to na jakiś samosąd. Jednak na pewno nie zrobili tego chłopi, ani banici. Czyżby porachunki szlachty? Jakiś magnata?

Gdy tylko drużyna głośno zastanawiała się co zrobić z powozem Eryk zaproponował:
- A co możemy... po prostu tak samo jak ostatnio. Jeśli był złym człowiekiem ogień wymarze jego zbrodnie. Jest to przecież też dopuszczalna forma grzebania ciał. Wymogów Morra nie znam aż tak dokładnie...

JanPolak 12-06-2012 22:21

- Była to niewątpliwie jakaś forma samosądu - odparł Aaron lubującemu się w stosach kapłanowi - Zastanówmy się, co chciał osiągnąć morderca? Nie chciał tylko zabić - do tego przedsięwziąłby prostsze środki. Chciał przekazać wiadomość. Komu? Wspólnikom zabitego? Ludziom w Salkalten, którym wędrowcy tacy jak my zaniosą wieści o trupach? Jeśli spalimy dyliżans, pokrzyżujemy więc plany zabójców - Stolzmann uśmiechał się krzywo - Ci tutaj będą wyglądali na ofiary zwykłego napadu.

Wyjął z kieszeni chustkę i przetarł spoconą twarz. Podróż i walka zmęczyły odwykłego od takiego życia mieszczanina.

- Zignorować, odwieźć, czy spalić? Która z opcji jest dla nas najbardziej zyskowna? A która wiąże się z najmniejszym ryzykiem?

Kerm 12-06-2012 23:17

- Nazwałbym to zemstą - powiedział Alex wskazując na powóz. - A wiadomość to ostrzeżenie dla wspólników zabitego. Sądziłbym, że wyrządzili krzywdę komuś, za co ten się teraz odpłaca. I uprzejmie uprzedza innych winowajców, że ich również dosięgnie ręka sprawiedliwości.
- Zostawić go tu nie możemy - mówił dalej. - Jeśli pojawi się kolejna grupa, to gdy dotrze do miasta podejrzenia mogą paść na nas. Zresztą jak go przywieziemy to i tak będą się nas czepiać. Strażnicy miejscy są często niezbyt rozgarnięcie, ale mniejsza z tym.
- Jeśli go zawieziemy i ktoś się poczuje zagrożony, to może nas najmie do ochrony. Za wikt i garść złotych koron.

AJT 14-06-2012 20:27

Po krótkiej naradzie postanowili zabrać wóz z tragicznie zmarłymi ze sobą do miasta. Zdjęli woźnicę z kozła i umieścili go w karecie. Zdecydowali się dotrzeć do Salkalten i zgłosić śmierć jednego z arystokratów. Aaron zasiadł na miejscu w którym jeszcze nie dawno spoczywał trup, chwycił za lejce i ruszył wraz z pozostałymi w dalszą drogę. Razem z Alexem ustalili, że do samego miasta pozostała jakaś godzina drogi. Jadąc południowym szlakiem powinni być w stolicy nim nastanie wieczór.

***

Tak też było. Okazało się jednak, że szlak ten wiedzie przez żołnierski obóz, który po zakończonej wojnie powstał pod murami miasta. W tym momencie zaczęły im kołatać się w głowie myśli, czy aby na pewno dobrze uczynili decydując się na transport nieboszczyków do miasta. Zawrócić jednak było już za późno. Z pewnością zostali już zauważeni, a porzucić wóz, czy wykonać odwrót mogło sugerować, że są winni śmierci tych dwóch ludzi. Poruszali się więc wciąż w kierunku obozu, mieli nadzieję że z założenia zostaną uznanymi niewinnym, wszak któż winny sam pchał był się ręce wojskowych.

Obóz miał kształt prostokąta otoczonego drewnianą palisadą. Stacjonowali w nim żołnierze Księcia-Elektora, co mogło też świadczyć o jego aktualnym pobycie w Stolicy. Już z daleka dostrzegli odbywające się na zachód od palisady ćwiczenia i musztrę. Dotarli do jego południowej bramy, ta północna była położona przy bramie miejskiej. Jedynym więc sposobem dostania się do stolicy było droga przez wojskowych.

- Stać! - zatrzymał ich jeden ze strażników przy bramie. - Skąd przybywacie? I co wwozicie? - zapytał szorstko żołnierz trzymając dłonie na rękojeści swojej broni.
Nie chcąc wpakować się w większe kłopoty, niż prawdopodobnie to już zrobili, postępowali zgodnie z każdym poleceniem żołnierza. Opowiedzieli co napotkali na trakcie i uprzedzili strażnika o tym, cóż zaraz znajdzie w wozie. Nie trzeba było też długo czekać, aż zostali otoczeni przez grupkę weteranów spod Wolfenburga.

***

- Biegnij prędko po hrabiego von Viehmanna! Prędko! - Strażnik przy bramie wydał polecenie jednemu z żołnierzy. - To chyba z jego rodu… – dodał ciszej, jakby mówił do siebie. Obrońcy z Vogelsang poczuli się w końcu trochę pewniej. Wyjaśnienia akolity Sigmara, czy zresztą sam fakt, że przybyli z martwymi wprost w ręce wojskowych, odsunął od nich podejrzenia. Grupka żołnierzy, która ich otaczała, większą uwagę kładła na wóz i makabrycznie wyglądające zwłoki, niż na tych żywych przybyszów.

Po kilkunastu minutach zjawił się sam hrabia. Po tym jak rozpoznał zwłoki polecił swej służbie odprowadzić w nienaruszonym stanie wóz i martwego kuzyna do straży miejskiej. A następnie po wszystkich niezbędnych czynnościach niezwłocznie do świątyni Morra w celu dokonania pochówku.

Pożegnawszy się z martwym kuzynem podszedł do podróżników i łamiącym głosem rzekł.
- Hrabia Lasse von Viehmann – przedstawił się. - Dziękuje za to iż nie zostawiliście go na trakcie. Wdzięczny za to jestem bardzo. Z pewnością strudzeni po podróży jesteście. Pozwólcie zatem, że zaproszę was do mej posiadłości. Moi słudzy zaprowadzą was. - Nie czekając za bardzo na akceptację zaproszenia odwrócił się i powolnym krokiem, z opuszczoną zatroskaną głową odszedł. - Wpuście ich już. - Dodał na odchodne strażnikowi.

***

Takiego zaproszenia nie odrzuca się, szczególnie iż na coś takiego liczyli. Ruszyli więc za służącymi hrabiego. Przeszli cały obóz, po prawej i lewej stronie rozstawione były namioty żołnierskie. Koszar jeszcze nie było, ale widać było miejsce w którym miały powstać. Duże, murowane, pewnie przygotowywane na zimę.

Gdy tylko przekroczyli właściwą bramę miasta, uderzyła ich od razu różnorodność mieszkańców. Poza tutejszymi dało się zauważyć ludzi ubranych w stroje wskazujące, że są spoza granic Imperium. Dało się także posłyszeć wszelakie języki, tileański, bretoński, a i nader dość często kislevski. Niziołki, krasnoludy, również w sporej ilości przemierzały ulice miasta. Wołodia od razu zwracał uwagę na swoich rodaków, jednak na razie nie nawiązywał kontaktu, szedł do posiadłości hrabiego, za jego sługami. W końcu i dotarli na miejsce. Była to bogato urządzona nieopodal rynku.

***

Od razu zostało im podany kielich wina, a także bogaty poczęstunek. Chwilę później przybył i sam hrabia.
- Opowiedzcie dokładnie o tym co zastaliście na trakcie – zapytał w pewnym momencie głośnym, władczym tonem, po czym uważnie wysłuchał gości. Teraz też mogli mu się przyjrzeć dokładniej. Był średniego wzrostu mężczyzną w wieku około 45 lat. Poza bogatym ubiorem i złotą, mocno wyeksponowaną biżuterią o jego majętności mógł świadczyć także brzuch. Był on zdecydowanie większy od tego wyhodowanego przez Aarona. Jego bujna broda skrywała dwa, może nawet trzy podbródki. Niedomiar włosów był natomiast wyżej, gdzie znajdowały się zakola sięgające połowy głowy. Na pulchnej twarzy umieszczone były głęboko osadzone oczy oraz wydatny, czerwony nos.

Gdy tylko skończyli przemówił ponownie.
- Dobrze, zatem mam pewną propozycję dla was. Bardzo zależy mi na tym by wyjaśnić sprawę śmierci mego kuzyna. A jeszcze bardziej zależy mi na tym by ustalić tożsamość mordercy. - Rzekł donośnie, a z jego twarzy pałała rządza zemsty. – Dla hrabiego rodu von Viehmann, członka Gildii kupieckiej, właściciela trzech statków podróżujących na trasie Marenburg-Salkalten-Erengrad - mówił stanowczo, wyraźnie podkreślając swe bogactwo oraz pozycję – nie godzi się by zbrodnia taka pozostała bez kary. Zaoferuję Wam dwieście złotych koron za rozwiązanie tej sprawy. Nie muszę też chyba dodawać ile da wam w mieście przychylność takiej persony… jak ja - kolejny raz zakończył dumnie. Po chwili dodał. – Sprawą zajmą się też miejscowi i będą prowadzić równoległe dochodzenie. Ale ci miejscowi nie potrafią znaleźć, jak to mawiają, igły w stogu siana. To morderstwo z pewnością ich przerośnie. Możecie się jednak skontaktować z sierżantem Slavko Ponomarevem ze straży. To mój dobry znajomy, powołajcie się na mnie, a z pewnością przekaże wam garść informacji. – Spojrzał na gości czekając na ich reakcję.

Wujaszek przez drogę milczał, dość smętny był lecz nie skarżył się. To nie było w jego stylu, a gdy zaczęła się ta cała “awantura” lekko skulił się i dziękował Ranaldowi, że jego towarzysze wykazali się większą inteligencją i roztropnością niż biedny Wujaszek. Siedział więc cichutko, niczym myszka pod miotłą i obserwował. Bogowie jednak mieli inne plany niż więzienie i cała grupa stawiła się przed członkiem Gildii kupieckiej. Hrabia von Viehmann, gdy tylko złożył im propozycję i w dodatku wymienił te wszystkie swoje tytułu, od razu spodobał się przedsiębiorczemu Wujaszkowi. Oczy Anzelma, od razu zaczęły błyszczeć się, a wizjonerski umysł jego zaczął kreować dziwne obrazy; a to Wujaszek śpi na górze złota, a to ludzie kłaniają mu się w pas. No..tak czy inaczej Wujaszek skupił teraz swoją uwagę na nowym “pracodawcy”, bowiem nie sądził że ktoś odmówi robocie za dwieście złotych koron. Anzelm więc podniósł się i uważnie dobierając słowa rzekł:
- Panie, nie chcę wypowiadać się za moich towarzyszy, lecz zapewne nim się zgodzimy chcielibyśmy poznać kilka faktów na temat waszmości kuzyna. Czym się nieboszczyk zajmował ? Czy miał jakiś wrogów ? a także czym się tutaj zajmował i od jak dawna się znacie ?
- Panie skoro miejscowi będą zajmować się tą sprawą czy możesz poręczyć, że nie dojdzie do zgrzytów, my prości ludzie i nie chcemy z nikim zwady - Wujaszek to jednak dykcję miał i gładko umiał mówić
- No i na koniec sprawa naszego zakwaterowania, bo od wielu dni jesteśmy na szlaku i zarówno my jak i konie potrzebują odpoczynku i dobrego jadła..bo w gębach to już nam zaschło, a ile wodę można pić - uśmiechnął się przyjaźnie - rad byśmy też byli za informacje czy macie tu kowala lub ino jakiego zbrojmistrza, bo akurat mam na zbyciu pewne.. - nastąpiła przerwa - wyjątkowej urody przedmioty, których wartości wstyd mi oceniać samemu.. ?

Hrabia przeczesał pacami swą długą brodę. - August był raczej odludkiem prowadzącym spokojny tryb życia. W gruncie rzeczy nawet ze mną niewiele kontaktów utrzymywał, więcej za młodu. Dlatego też nie sądzę, by wrogów posiadał. - odparł po chwili zastanowienia. - Co do miejscowych, zgrzytów być w tej sytuacji nie może. Oni, że tak powiem, z urzędu tą sprawą się zajmą. Wy dodatkowo dla mnie. Poza tym, jak wspomniałem, sierżant Ponomarev znajomym mym jest. A jeśli o twe pozostałe pytania chodzi, to oczywistym jest, że zmęczeni jesteście po podróży. Udajcie się do jednej z karczm, pobyt w nich opłacę wam dodatkowo, jeśli sprawę śmierci rozwiążecie. Jeśli lubicie opowieści morskie, to karczma ‘U Kulawego’ wam spasuje. Ale - spojrzał na Wołodię - tobie pewnie spodoba się bardziej w ‘Słonej’. Wiele towarzyszy z kislevu tam bawi i prowadzona ona również przez kislevitę jest. Możecie spróbować też w ‘Wielkim Kuflu’ się zatrzymać. Ta pewnie najspokojniejsza, ale zarazem i najdroższa. - Gdy wymienił karczmy chyba zgłodniał, gdyż wziął od razu wielki kawał mięsa, ugryzł go, zapił winem i dopiero po tym kontynuował dalej. - Teraz już późno, ale udaj się z rana na targowisko, znajdź Erica Stefana, on obejrzy twe przedmioty. Powołaj się na mnie, a ceną dobrą z pewnością otrzymasz. Powinien tam być do drugiej, trzeciej godziny po południu, później już nie. - Zaraz jak odpowiedział zabrał się za kolejny kawał mięsa, nie przejmując się tym, że resztki poprzedniego zostały jeszcze na brodzie.

Wujaszek słuchał i podniósł rękę, niczym dziecko w jakiejś akademii, i odczekawszy na znak że może mówić rzekł:
- Czy ostatnim czasem zdarzyły się podobne, dziwne morderstwa ? - zapytał nie licząc że a nuż.. może.. będzie kolejny punkt zaczepienia..
- Ponomarev z pewnością na to pytanie ci odpowie. Pójdź do niego i powiedz, że ja przysyłam. Wtedy z pewnością powie wszystko co wie. - Zasugerował hrabia.

- Mości hrabio - rzekł Aaron - Jestem cyrulikiem z zawodu i od kilkunastu lat badam funkcjonowanie ludzkiego ciała. Stąd, chcąc jak najlepiej wykorzystać moje umiejętności w śledztwie, zwracam się do was z prośbą. Otóż przez szacunek dla doczesnych szczątków waszego szlachetnego krewnego, nie dotykałem póki co zwłok. Lecz teraz proszę was o umożliwienie mi przeprowadzenia sekcji, nim morryci przystąpią do obrzędów pogrzebowych.
- Jeśli tylko to pozwoli odnaleźć sprawcę, to oczywiście. Dam pismo z pozwoleniem, albo... albo pójdziemy razem, wtedy udostępnią ciało z pewnością.- Odrzekł hrabia, po chwili jednak powiększyły mu się bardziej źrenice i dodał -Ale sekcję mam rozumieć jako oględziny, tak?

- Nowoczesna medycyna, mości hrabio, zna szereg metod pozwalających badać zwłoki. Już same oględziny pozwalają z rozmieszczenia obrażeń, stężenia pośmiertnego, oraz innych szczegółów, które pominę przy posiłku, określić możliwy przebieg morderstwa. Jednak, gdy sama obserwacja zewnętrzna nie wystarcza, dokonujący badania przechodzi do metod chirurgicznych. Niezwykle ważne jest tu badanie widocznych ran. Czy wiesz, hrabio, że tą metodą można nawet stwierdzić kształt ostrza, jakim zadano śmiertelny cios? W ostateczności chirurg posuwa się do badania organów wewnętrznych, co jest niezwykle pomocne w określeniu na przykład, czy ofiara została otruta. Rzecz jasna, wszystkie badania wykonywane są z szacunkiem dla doczesnych szczątków i jako takie nie są zakazane przez żadną ze znaczących religii. Właściwie wiele z ich elementów nijak nie różni się od praktyk stosowanych przy balsamowaniu zwłok przed pogrzebem. Na koniec sekcji wszelkie otwarte rany zostają zaszyte, a ciało umyte - finalnie nic nie szkodzi na przeszkodzie, by nieboszczykowi sprawić pogrzeb z otwartą trumną. Choć obawiam się, że w przypadku waszego nieszczęśliwie zmarłego kuzyna i tak nie będzie on możliwy.
Aaron miał nadzieję, że arystokrata nie ma nazbyt słabego żołądka i da się przekonać profesjonalnemu tonowi.
- Ja tam ledwo, co z tego zrozumiałem, ale brzmi ciekawie tak czy siak! - Wtrącił sie Aliq. - Chętnie bym się przyłączył jeśli mogę.] - Dodał ostrożnie.
Zdecydowanie zagadany hrabia odłożył kawał mięsa, jeszcze przez moment siedząc z rozdziawionymi ustami. Chwile nie wiedział co powiedzieć, co pewnie nie było normalne dla niego - Yyy, to ja pójdę jednak z wami i zobaczymy ciało. Jutro z rana tu przybądź i od razu tam pójdziemy.- Zakomunikował. - Albercie - zwrócił się do jednego ze służących - biegnij prędko i powiedz, że ciało ma pozostać do jutra nienaruszone.

Nefarius 15-06-2012 15:50

Wołodia jechał na grzbiecie swego konia tuż obok powozu. Kozak zdążył przez czas podróży nauczyć się wyczulenia na niebezpieczeństwa i ze zwyczajnej zapobiegliwości regularnie rozglądał się dookoła. Toporzysko, którym władał na co dzień czekało w ręku, w pogotowiu, wszak schowanie tak wielkiej broni było niemal niemożliwe i choć nieporęczne dawało atut nie możności w zaskoczeniu kozaka. Wołodia podejrzewał, że sprawa będzie głębsza i z całą pewnością nikt nie zabił jakiego szlachcica na trakcie z błahego powodu.
Gdy kompani zajęci byli rozmowami na temat wiezionego trupa, przybysz z Kislevu sięgnął dłonią do kieszeni spodni, skąd wyciągnął srebrny wisior. Był delikatnie grawerowany by jak najbardziej przypominać księżyc. Wymagał czyszczenia i to solidnego ale Wołodia wiedział, że kiedy w końcu się nim zajmie, będzie on piękną ozdobą.

Zarubiev nikomu nie powiedział, dlaczego tak bardzo zainteresował się wisiorem. Przypominał mu ten z opowieści z jego rodzinnych stron. Ponoć dzikich stepów i lasów Kislevu pilnowali ludzie – wilki, zwane w Imperium Likantropami, a ich charakterystycznym symbolem był wisior w kształcie półksiężyca. Stwory według legend miały strzec natury przed bestiami z odległych pustkowi chaosu.
Dość długi okres rozmyślań przerwało kozakowi dotarcie do cywilizacji. Rozejrzał się po obozie żołnierzy u podnóża miasta. Wydął usta wiedząc, że teraz czeka ich najtrudniejsze zadanie, jakim będzie przeprawienie się pomiędzy strażnikami z trupami na wozie. Na szczęście, jego podejrzenia się sprawdziły i obecność Eryka wspomogła ich zeznania, kiedy żołnierze w końcu ich zatrzymali i zaczęli zadawać pytania.

Milczał większość drogi. Wolał oddać inicjatywę Kasimirowi, czy nawet Wujaszkowi, którzy to mieli zdecydowanie lepszą dykcję od niego. Kozak od czasu tylko potakiwał głową na znak, że wszystko o czym mówią towarzysze się zgadza.
Kiedy grupa przejeżdżała przez miasto, do posiadłości nowopoznanego szlachcica Wołodia rozglądał się i dziwił, widząc masę przybyszów z całego Imperium oraz spoza jego granic. Szczególnie dziwiła go obecność tak sporej liczby jego rodaków z dala od domu. Długaśne, zakręcane pod nosem wąsy, charakterystyczny ubiór, wysokie buty, szable, czapy futrzane zdobione pawimi piórami. Ten widok po tak długim czasie dziwił Wołodię. Mimo wszystko podchodził do sprawy z dystansem. Wiedział, że tutaj jego rodacy są innymi ludźmi. Są ludźmi na obczyźnie, walczącymi każdego dnia by przeżyć, tak jak on sam zresztą niedawno.

Gdy dotarli do domu szlachcica Wołodia stanął z boku wsłuchując się w słowa człeka. Nie spodziewał się, by ten osobnik powierzył kompletnie nie znajomej grupce śledztwo w sprawie śmierci jego kuzyna. Na szczęście człek wyglądał na wpływową osobę i płacił szczerym złotem, a skoro miał wtyki jak to Anzelm mawia, w gildii kupieckiej Wołodia mógł na tym tylko skorzystać. Wszak, skąd brać towary do swej karczmy jak nie po upustowych cenach u znajomego członka gildii.
Wołodia nie myślał, że pójdzie tak łatwo, a na chwilę obecną zapowiadało się całkiem dobrze.
-Gospoda rodaka Wołodiji?- podrapał się po podbródku -Jak wy chceta to i ja pójdzijem. Ale jak wolą pójść do gospody miejscowych to siję nije obrażę.- wzruszył ramionami. Szanował zdanie i wybory kamratów i wiedział, że nie może od nich wymagać nie wiadomo czego.

-Wołodija też zna historyjki, da, też może opowijadać.- dodał po chwili zamyślenia -A i Ignatz potrafi ładne opowiastki przytaczać.- dodał z przekąsem nie mogąc zapomnieć o tym jak przyjaciel akolity opowiadał o tym jak to sługa Sigmara spalił zaklęciem całą przydrożną karczmę, pełną mutantów.

Kerm 15-06-2012 17:52

Tak jak Alex się spodziewał, do Saltzkalten daleko nie było. Cóż to jest bowiem godzina drogi. Tyle co nic, szczególnie gdy ktoś się w siodle tłucze ładny kawałek dzionka. Nie było dla niego niespodzianką, że nim czas ten minął ujrzeli mury miasta. Niespodzianką za to było to, iż przed murami wojskowy obóz się rozłożył. I wyglądało na to, że na stałe nawet.
Jak wnet się okazało, truposz znany był tutejszym, za życia oczywiście, i wnet przywołano personę znaczną, bo samego hrabiego von Viehmanna, który w zabitym swego kuzyna rozpoznał. No i nie dość, że tym, co ciało przywieźli, posiłkiem poczęstować kazał, ale i zadanie do wykonania przedstawił.
To ostatnie mniej się nieco Alexowi podobało. Prawdę mówiąc miał nadzieję, że hrabia zaproponuje im, iżby straż jego stanowili, przed zabójcami kuzyna go chroniącą. Bo że następne ofiary będą, to było jasne dla każdego, kto kartkę ową przeczytał. A to, co rzekł hrabia, że jego kuzyn, wielce szlachetny pan August, był uosobieniem cnót wszelakich, co to nikomu krzywdy zrobić nie mógł, wielce wątpliwą rzeczą było. Zemsta niczym za zgwałcenie córki, wysłanie kogoś na pewną śmierć czy też wyrzucenie z uprawianej od wieków ziemi. A jeśli nie kuzyn to uczynił, to któryś z jego przyjaciół, zaś August na czyn ów nie zareagował, wspólnikiem zbrodni się stając.
Oj, zdecydowanie bardziej wolał Alex czuwanie po nocach i czekanie na morderców, niźli łażenie po ludziach i wypytywanie. Przyjaciele Augusta byli z pewnością szlachtą lub też możnymi kupcami. Z kim innym zadawałby się kuzyn hrabiego. Chyba że cichą wodą był, nie spokojnym odludkiem i z podejrzanymi ludźmi się związał. Niejeden szlachcic podwójne życie prowadził. I nie tylko szlachcic zresztą.
- Mości hrabio - spytał Alex - jak zwał się pan August?
- Von Viehmann - odparł hrabia, na moment odrywając się od trzymanego w dłoni kawałka mięsiwa. Tak jak i ja - dodał z wyraźną dumą.
- Kuzyn pana hrabiego - kontynuował Alex - zginął, jak z kartki dołączonej wynika - z zemsty. Za czyn swój, lub jego przyjaciół. Dlatego też, jeśli można prosić, chciałbym dostać listę przyjaciół pana Augusta. Z pewnością zna ich pan lepiej, niż sierżant Ponomarev. No i zdałoby się nam zlecenie na piśmie, żeby każdy wiedział, że z polecenia pana hrabiego działamy. Bez tego nawet służby nie zdołamy przepytać.
A przyjaciele Augusta drzwi nam przed nosem zatrzasną, jeśli psami nie poszczują, dodał w myślach.
- Tak, tak, napiszę Wam, że prowadzicie śledztwo dla mnie. Przydać się może to z pewnością. Ważne jest byście złapali tego co to uczynił! I to prędko, nim ucieknie! - Podkreślił hrabia. - O ile już nie uciekł. Jak wspomniałem, ostatnimi laty wiele kontaktów z Augustem nie miałem. Samotnik to był, bez przyjaciół znanych mi.
Ty pewnie nie wiesz, ale znajdą się tacy, co wiedzą. Służba na przykład. Albo sąsiedzi, bo ci wszędzie swoje nochale wsadzą. A to sprawia, że kolejne pytanie trzeba zadać.
- Gdzie mieszkał pan August?
- Na końcu miasta - odparł hrabia. - Sierżant Ponomarev was zaprowadzi.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172