lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WH II ed] Wieże Altdorfu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12638-wh-ii-ed-wieze-altdorfu.html)

Kerm 13-05-2013 23:31

Na Myrmidię...
Chybił.
Cel wielki jak stodoła, a bełt ledwo musnął wielkiego zwierzoludzia. Ale tak to jest - człowiek strzela, a bogowie bełty noszą. Jak pech, to pech.
Ale najlepiej było o tym natychmiast zapomnieć i jak najszybciej zabrać za poprawki. Czyli za trafienie i posłanie do piachu jakiegoś gora.

Gotfryd nie miał zamiaru tracić czasu na ponowne ładowanie kuszy, zwłaszcza w sytuacji, gdy zwierzoludzie byli o krok. A do walki wręcz miecz nadawał się dużo lepiej, niż coś do strzelania.
Rzucił kuszę na wóz, chwycił miecz i tarczę i zaatakował najbliższego wroga.

kymil 14-05-2013 13:16

- Auuu! - zawrzasnął Markus, gdy szpony kotoczłeka przejechały mu po nodze - Jego mać!

Ciepła krew z uda kapała do buta. Nie odczuwał jeszcze bólu, adrenalina robiła swoje. Gorzej było ze smrodem. Stwór śmierdział stęchlizną, zgnilizną i czymś jeszcze. Oppel wolał nie dochodzić czym jeszcze.

Bez zastanowienia zamachnął się ponownie celując w mordę bestigora.

Gob1in 14-05-2013 16:11

Mimo pozornie beznadziejnego przypadku głupoty zwierzoludzi, jakoś nie chciały one po dobroci dać się pozarzynać obrońcom skromnej karawany. Bywa i tak - wtedy trzeba usilnie starać się naprawić niedostatek skuteczności, by właściwy porządek rzeczy zachować.

Zadowolony z faktu, że dotąd umykał uwadze bestiom, ponownie uniósł w górę łuk posyłając kolejny pocisk w najbliższego przeciwnika. Wciąż przeczucie co do nieprzypadkowego ataku nie pozwalało mu opuścić w miarę bezpiecznego schronienia na wozie, który jednocześnie dawał możliwość obserwowania okolicy.

Komtur 14-05-2013 22:01

Pierwszy strzał wyszedł do kitu, a nawet bardzo do kitu. Bełt poleciał gdzieś w krzaki i tyle go widzieli. Gaston jednak nie miał zamiaru nad tym płakać. Głośno zaklął i korzystając z osłony jaką zapewnił "nowy", począł znowu napinać kuszę. Tym razem miał zamiar bardziej skupić się i strzelić po dokładniejszym wycelowaniu.

wysłannik 14-05-2013 22:12

Magnusowi nie udało się nikogo trafić ale przynajmniej przedarł się przez zwierzoludzi na początek karawany. Sytuacja była dokładnie taka jaką chciał widzieć. Jeden na jeden w takiej sytuacji wydawało się dość sprawiedliwą walką i dzięki temu nie dało się też stwierdzić kto wygrywa po pierwszej wymianie ciosów, kto ma większe szczęście albo umiejętności.

Magnus z grzbietu konia miał dobrą miejscówkę i mógł bardzo dobrze obserwować pole walki, jednak nie na tym był skupiony, tylko na walce, na jak najszybszym powaleniu przeciwnika. To że Raufer siedział na koniu dawało pewne przewagi w walce. Dzięki temu był wyższy od przeciwnika i więcej ciosów leciało w głowę i ręce niż w nogi, w nogi z takiej pozycji i to mieczem raczej trafić się nie dało. Magnus ustawił konia bokiem w razie czego by zrobić szybki unik i zaatakował od góry mieczem by móc go jeszcze cofnąć z dołu i zaatakować ponownie.

SyskaXIII 15-05-2013 00:37

Dieter widząc sytuację jaka w chwili obecnej nastała na polu walki stwierdził, że czas zmienić swoje dotychczasowe zachowanie. Bogowie się zezłościli za zlekceważenie przeciwników. Wypowiadając jedną z krótkich modlitw bitewnych zawartych w modlitewniku zwisającym mu przy pasie chwycił swą nową broń i ruszył do boju. Jego celem był potwór zarzynający świnie i zwykłych ludzi. Kapłan miał zamiar odbić święty symbol Sigmara na ciele każdego plugawego stworzenia stąpającego po tym świecie.

Sierak 15-05-2013 12:06

Walka, jak to walka miała do siebie to, że toczyła się dużo szybciej niż mogli sobie tego życzyć główni zainteresowani. Dla Magnusa jednak charakterystyczny pośpiech zwolnił jako, że on sam nie stał się celem dla żadnego ze zwierzoludzi. Poprawił tarczę na ramieniu i chwycił mocniej miecz.
- Celuj w najbliższego, biegnę zaraz po twoim strzale i postaram się odciągnąć jego uwagę i odsłonić mu plecy - powiedział, po czym przygotował się do szybkiego zeskoku z wozu.
- Aha i rzuć mi okiem na psa, nie powinien się wyrywać - wskazał kciukiem na leżącego i powarkującego co chwila Lupusa, mimo wszystko leżącego w miejscu jak nakazał mu właściciel.

AJT 15-05-2013 16:38

Nowy łuk, rzeczywiście był przedniej klasy. Engelbert czuł, jakby mógł wszystko z niego trafić. Rewelacyjne robota, dzięki której strzała znalazła się wprost między oczyma jakiejś paskudy.

Zbroja też solidna, jak się okazało. Choć zbroi akurat wolałby już więcej nie testować. To już bolało! Lepiej, ponownie jej nie testować, tyle wystarczy. Krwi nie było, jest dobra..

Ból był przeszywające, ale Engelbert dobył miecz i starał się zrewanżować zwierzoczłekowi pięknym za nadobne. Miał też nadzieję, że ktoś go wspomoże. Zawsze raźniej w kupie.

xeper 15-05-2013 21:41

Walka rozgorzała na dobre. Większość z awanturników porzuciła niezbyt przydatną jak do tej pory broń strzelecką, zawierzając swoim szermierczym umiejętnościom. Gotfryd wychodząc z uniku, miał już w ręku miecz, którym szybko zamłócił wokoło potwora. Jeden z ciosów zazgrzytał tylko na łańcuchach, jakimi zwierzoczłek był obwieszony. Drugi wniknął głębokim sztychem w ramię stwora, które zwisło bezwładnie. O dziwo, gor nie wypuscił sporych rozmiarów oręża na ziemię. Teraz posługiwał się nim z pomocą jednej, sprawnej ręki.

Zraniony Markus starał się trafić w kocią mordę zwierzoczłeka. Trafił, ale nie tam gdzie zamierzał. Długa, głęboka rana przyozdobiła tors potwora, rozcinając i tak rozpadającą się skórzaną zbroję, jaką ten miał na sobie. Kotoczłek miałknął przeraźliwie, a jego żółte oczy rozszerzyły się z bólu jaki zadał mu cyrulik.

Wolmar znów wystrzelił z łuku, celując w tego samego zwierzoczłeka co poprzednio. I tym razem nie trafił. Strzała przeleciała między walczącymi i niegroźnie utkwiła w pniu przydrożnego drzewa.

Gaston również pozostał wierny broni strzeleckiej, ale on miał znacznie więcej szczęścia. Chwilę zajęło mu ponowne naciągnięcie kuszy. Kolejną chwilę poświęcił na przycelowanie i w końcu nacisnął język spustowy. Cięciwa jęknęła i bełt wbił się w ciało kotoczłeka, z którym walczył Markus. Potworem szarpnęło i odskoczył od uczonego chłopaka.

Tymczasem Magnus z grzbietu swojego wierzchowca, uderzył w atakującego go zwierzoczłeka. Siła ciosu zadanego z góry była bardzo silna, niemal rozłupała głowę gora na dwie części. Jednak bestia nadal stała na nogach, wiec Raufer poprawił po raz drugi celując niżej, w obojczyk, który pękł z głośnym trzaskiem. Dopiero wtedy zwierzoczłek padł martwy na ziemię, a ułamana włócznia wypadła mu z łap.

Kapłan zwinnie zeskoczył z wozu i pokonał odległość dzielącą go od zwierzoczłeka w dwóch susach. Olbrzymi gor pastwił się nad zwłokami świni i z lubością wsłuchiwał w przerażone wrzaski znajdujących się tuż obok ludzi. Dietera zobaczył dopiero wtedy, gdy bojowy młot zgruchotał mu kilka żeber, odciskając w zmutowanym ciele pieczęć Sigmara.

Również Magnus zeskoczył z wozu i włączył się do walki. Miał zamiar odwrócić uwagę zwierzoczłeka, ale cios mieczem jaki wyprowadził w poranionego już gora, spowodował, że ten z głośnym, przeraźliwym miałknięciem osunął się martwy na ziemię.

Engi odpłacił zwierzoczłekowi, swoim mieczem trafiając niemal w to samo miejcse, w które przed chwilą otrzymał cios. Z tym, że skórznia okrywająca zmutowane ciało nie stanowiła poważnej przeszkody dla zaostrzonego miecza. Ostrze zgrzytnęło na kości. Krew z rany buchnęła na rękę strzyganina.

I znów zwierzoludzie wykazali się zupełnie niestandardowym zachowaniem. Zamiast walczyć nadal i zginąć, poświęcając swe marne życia któremuś z Mrocznych Bogów, ci odstąpili nagle i rzucili się do ucieczki. Strażnicy dróg, korzystając z przewagi prędkości, jaką zapewniały im wierzchowce, przed linią drzew dopadli jeszcze dwóch.



- Trzeba wyciągnąć wóz z rowu i w te pędy wynosić się stąd. Te maszkary gotowe jeszcze sprowadzić co gorszego na nas. Ulryku strzeż! – powiedział Ulric, gdy już wraz z Sigfridem wrócili z krótkiego pościgu.

- Taalowi dziękować, że waszmoście z nami byli – jeden z uchodźców, Pieter giął się w ukłonach. – Gdyby nie Wy, z pewnością by już nas kruki tu dziobały... A za jakiś czas podróżny nad naszymi szkieletami przy drodze leżącymi, jeno by modlitwę do Morra odmówił...

- Dziękuję – powiedział krótko Wolfgang Frugel, gramoląc się spomiędzy beczek. Słowo „dziękuję” brzmiało w jego ustach nieco sztucznie, jakby wymuszenie.

- Trzeba, trzeba! Szybciuchno! Hop! Hop! – jednooki niziołek odzyskał swój naturalny animusz i biegał wokoło wozu, zaglądając pod spód, sprawdzając osie i orczycę. – No dalej! Cóż no tak sobie stoicie, niby kuśki w bordelu Madame Pombergabel? Jechać to by się chciało na wozie, ale wyciągać nie ma komu...



Minęło kilka godzin od dziwnego ataku zwierzoludzi na jadące leśną drogą wozy. Z prowadzonych ze strażnikami dróg, którzy parę razy pokonywali trasę między Middenheim a Delberz, rozmów wynikało, że wieczorem powinni dotrzeć do sporego zajazdu, który znajdował się jeden dzień drogi od miasta. Pod warunkiem, że nic im w podróży nie przeszkodzi. W świetle ostatnich wydarzeń wszyscy uznali, że jest to bardzo dobry pomysł, na który nalegał szczególnie kupiec Appelbaum, tęskniący do wygodnego łóżka, ciepłej kąpieli i sutej kolacji. Poganiali więc zwierzęta ile się dało, brnąc przez zabłoconą, w obecnych czasach niezbyt dobrze utrzymaną drogę. Ale przeszkoda się pojawiła...

Najpierw Engelbert poczuł jak skóra na karku zaczyna go swędzieć, niechybny znak, że gdzieś w pobliżu czaiło się niebezpieczeństwo. Strzyganin jednak nie zdążył podzielić się swoimi przeczuciami z nikim innym, gdy z lasu po lewej stronie traktu dał się słyszeć głośny trzask. Ktoś lub coś nadepnęło na suchy konar lub gałąź, która złamała się pod ciężarem.

Kerm 16-05-2013 14:51

- Zmutowały, czy co? - mruknął Gotfryd, widząc uciekających zwierzoludzi.

Najpierw zaatakowały, nie mając liczebnej przewagi, a potem uciekły, zamiast walczyć do śmierci. Swojej.
Dziwne jakoś. Bardzo dziwne.
Ktoś je nauczył czegoś nowego? Wlał nieco rozsądku do pustych czerepów? Zawołał może, gdy zaczęły przegrywać, a oni nic nie słyszeli?
Rozejrzał się dokoła w poszukiwaniu jakiegoś, ukrytego gdzieś w krzakach, przywódcy zwierzoludzi.

- Nie marudź tyle, panie Buchwald - Gotfryd warknął na niziołka. - Jechaliśmy na wozie, to i dupę ci ocaliliśmy. I łeb przy okazji też. Chcesz tu zostać sam i poczekać, aż wrócą? Jedno słowo i masz to załatwione. Posiedzisz sobie na wozie, sam jak palec. Może ktoś będzie przejeżdżać i cię poratuje. Może. A nam nie płacisz, wiec nie pyskuj, tylko najwyżej poproś.
Kretyn jakiś. Zero odwagi, zero wdzięczności, za to pysk jak wrota.

Ruch w zaroślach mógł oznaczać tylko jedno. Ktoś lub coś kryło się w pobliżu. Zapewne coś nieco większego od królika.
A jeśli ten hałas był wywołany naumyślnie? Może więcej 'cosiów' kryło się po drugiej stronie drogi?
Z gotową do strzału kuszą Gotfryd zaczął lustrować zarośla.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:02.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172