- Niech to diabli! - zaklął. Wyglądało na to, że nie było szans, żeby dobrali się do skrzynki Frugela. A przynajmniej nie teraz. - Widzisz, przyjacielu, to dla mnie ważna sprawa i dlatego tak mi zależy. Rodzina w potrzebie. - Wzruszając ramionami wytłumaczył Fleckowi. - Daj mi znać, kiedy Helsig znowu będzie potrzebował twoich usług. - Rzekł do niego, wręczając mu tuzin srebrnych monet. - To na szczęście. Będę tutaj co wieczór zaraz po wieczerzy. - Dodał wychodząc. Było późno. Altdorf był za duży, by włóczyć się o tej porze samotnie po zanurzonych w lepkich mroku uliczkach, których ciemność raczej nieśmiale próbowały rozświetlić z rzadka porozmieszczane latarnie. Na szczęście tam, gdzie było naprawdę niebezpiecznie było też najciemniej, toteż za namową zdrowego rozsądku Wolmar lgnął do świateł. Już wcześniej obiecał sobie, że nie wróci w gościnę do domu szalonego, a najpewniej spiskującego w celu zdobycia sztyletu Frugela. Czy też Helsiga, co udało się wywiedzieć. Ognisty czarodziej był żywo zainteresowany artefaktem, a także próbował przeszukać ich rzeczy - wtedy, kiedy zrobił awanturę Markusowi. Co ciekawe, jakoś dotąd nie zlecił im żadnej pracy, a właściwie nie robił żadnych przeszkód, by załatwiali swoje sprawy, miast czekać na polecenia maga. Może chodziło o to, żeby poszukiwacze sztyletu przebywali blisko czarodzieja, by natychmiast mógł się dowiedzieć o wszystkim, co zdołają odkryć? Klemperer, będący przecież ich miejscowym kontaktem zleconym przez magistrów i sigmarytów z Middenheim nawet nie znał nikogo o tym nazwisku, a przecież mimo wielkości stolicy ilość magistrów musiała być ograniczona. Klemperer polecił im za to kontakt z Deschampsem i ametystową czarodziejką, dlatego to im Klein gotów był zaufać. Bo jeśli któreś z nich spiskowało z kultystami, to sprawa była przegrana i nie mieli komu zawierzyć. Deschamps potrzebował ofiary do przeprowadzenia rytuału, a czarodziejka o tym nie wspominała. Może istniały różne rytuały i każde z nich mogło mieć rację? Z oczywistych względów łatwiejszy w realizacji miał być rytuał przeprowadzony przez tajemniczą adeptkę, pozostawało jeszcze przekonać jakoś krasnoludzkiego tępiciela Chaosu, by odpuścił Messnerowi i pozwolił na przekazanie przez niego sztyletu. Może dałoby się go namówić, by pomógł w jego zniszczeniu - może misja polegająca na eskortowaniu artefaktu i dopilnowaniu jego zniszczenia podczas rytuału byłaby czymś, co ten brodaty pokurcz mógłby zaakceptować? Rozmyślając na temat kolejnych poczynań skierował się w stronę Płonącego Stołu. Była to ta sama gospoda, gdzie demon ukryty w liście niemal odgryzł mu rękę, ale nie znał miasta, a przecież musiał gdzieś przenocować. Przynajmniej karczmarz nie próbował zrobić im krzywdy - może nawet udzieli rabatu w zamian za nową renomę przybytku, w którym można spotkać demona? Kolejnego dnia zamierzał spotkać się z Klepererem i porozmawiać o Frugelu, a raczej Helsigu. Może to nazwisko będzie znane czarodziejowi. Kolejna sprawa do niego to krasnolud - może będzie w stanie pośredniczyć w jego obłaskawieniu lub poleci kogoś, kto mógłby to zrobić? Może ametystowa czarodziejka pracowała kiedyś z tym brodaczem? Zamierzał też podzielić się dotychczasowymi ustaleniami w sprawie artefaktu i sposobu jego zniszczenia. Był ciekaw, co na ten temat powie doświadczony mag. Może Klemperer, czarodziejka i Deschamps zgodziliby się wspólnie przeprowadzić rytuał, na co zgodzi się zarówno Messner jak i krasnolud? Pozostawała też kwestia porozmawiania z resztą towarzyszy. Podejrzewał, że mogli udać się na nocleg do Frugela, toteż planował udać się pod posiadłość maga wcześnie rano i poczekać na nich w pobliżu bramy. |
Prawdziwy babochłop, pomyślał rozeźlony Gotfryd, nic a nic nie zachwycony bojową postawą ich przeciwniczki. Oczywiście nie liczył na to, że baba da się zatłuc bez walki, ale mogłaby stawiać mniej zacięty opór. - Ty z lewej, ja z prawej - zaproponował Markusowi. Wzięta w dwa ognie baba powinna być łatwiejsza do pokonania. |
Tak jak można było się spodziewać, pogoń za informacjami na temat Frugela zdała się na nic, a Gotfryd i Markus zapadli się pod ziemię. Z każdą kolejną chwilą Dieter zaczynał żałować, że w ogóle w tym czasie był w obleganej wiosce i tak się potoczyły jego losy. Tak czy inaczej nie mógł po prostu usiąść i czekać aż świat zacznie stawać w plugawych płomieniach. Szukając dwójki towarzyszy w środku nocy w mieście tak wielkim jak Altdorf raczej na nic by się zdało. Jedyne co mógł znaleźć to powybijane przez rzezimieszków lub kultystów zęby w jednej z ciemnych alejek. Nie dawał mu jednak spokoju fakt, że co chwila grupa się rozdziela i każdy jej członek po kolei umiera lub znika bez śladu. Pozostały mu więc jedynie dwie opcje. Pierwsza, udać się do Engelberta, może ten dusigrosz rzeczywiście coś tam potrafi i będzie w stanie znaleźć Gotfryda i Markusa. Druga opcja to udać się do świątyni i jak normalny, nudny kapłan, modlić się do Sigmara o powodzenie. Tak też postanowił zrobić, najpierw udać się do Engelberta i poprosić go o to aby odszukał dwójkę zaginionych, był nawet w stanie zapłacić temu draniowi. Jeśli jego umiejętności podołały by tak ciężkiej próbie miał zamiar namówić go aby udał się do nich razem z Dieterem. Jeśli jednak nawet talenty wróżbity na nic się zdadzą to nie zostaje nic innego jak modły w największej świątyni Sigmara jaką kiedykolwiek widział. |
Okolice domu Deschampsa Nuda i zastój. Nie działo się nic ciekawego. Brodacz pojawił się w oknie jeszcze raz, wypuszczając kolejnego gołębia. Ten z kolei poleciał na południe. Gaston ziewał przeraźliwie i chyba nawet sobie na chwilę przysnął, starając się prowadzić obserwację zrujnowanego domu czarodzieja. Po paru godzinach z komina przestał unosić się dym, a odblaski światła rozjaśniające jedno z okien na piętrze przeszły w całkowitą ciemność. Najwyraźniej gospodarz udał się na spoczynek. Pod Płonącym Stołem Dieter zjawił się w gospodzie i od razu przystąpił do wypytywania o Hoefa. Ogłoszenia na drzwiach już nie było, a na schodach prowadzących na piętro nie kłębił się tłum klientów chcących poznać swoją przyszłość. Nad kominkiem zawieszony był stół, z wyrytymi na nim szramami, jakie pozostawił demon. W poprzek stołu wisiał dwuręczny miecz – broń, którą ponoć zabito demona. - Wielebny do kompana? – zapytał karczmarz, a gdy Dieter potwierdził, zrobił smutną minę. – Interes zamknął. Na Ranalda, przeklęta biurokracja. Z torbami chcieli go puścić. A mi nieco obroty spadły... Na górze jest, w pokoju siedzi, nie wyłazi. Rzeczywiście, strzyganin siedział u siebie w pokoju i miał podły nastrój. Nieco się ożywił, gdy zobaczył kapłana, a gdy usłyszał co od niego chce, od razu sięgnął po kryształową kulę. - Widzę... ciemność widzę – szepnął Engi, obracając kulę w dłoniach. – A nie! Jest i światełko. Podziemia znaczy są. Nasi kompani są w jakiejś piwnicy. Ale co tam robią? Przetworów szukają... Nie, potworów! Walczą! Oni tam walczą! Widzę, że ich przeciwnik nie jest mężem... Nie mąż, a baba odburknęła coś do Markusa, ale ten nie zrozumiał co. Sądząc jednak po intunacji, raczej nie było to nic przyjemnego. Kultystka została niemal wzięta w dwa ognie. Polała się pierwsza krew. Zaatakowana z dwóch stron, zdołała obronić się skutecznie przez niezbyt sobie radzącym z orężem Markusem, wystawiając się na cios Gotfryda. Syknęłą z bólu. Rana na ramieniu krwawiła. - Ku chwale boga krwi! – wrzasnęła, nie wiadomo czy po to aby dodać sobie animuszu, czy aby tą swoją przelaną krwią zyskać sobie błogosławieństwo chaotycznego patrona. Zignorowała Gotfryda i z furią skoczyła na Oppela, który po raz kolejny został zepchnięty z jej drogi. Zacięcie na piersi piekło jak cholera. Kultystka wskoczyła na łóżko. Z góry, z magazynu słychać było harmider czyniony przez gramolących się w dół mężczyzn. Pod Płonącym Stołem – Wolmar Mag zaszedł do znanej sobie gospody i został, już w drzwiach okrzyknięty przez karczmarza. - Cóż to za dzień szczęśliwy! Cała bohaterska drużyna mi się w przybytku pojawia! Już wina leję szanownemu panu. To jeden z tych, co demona posiekali! – ostatnie słowa skierował do klienteli. – Panie szanowny, pan usiądzie i opowie jak to było. Zdziwiony Wolmar zdołał jeszcze tylko dowiedzieć się, że nieco wcześniej do gospody zawitał Dieter, który szukał Engelberta i teraz obaj znajdują się w pokoju wróża. Potem musiał opowiadać jak to było przed paroma dniami, gdy w karczmie niespodziewanie pojawił się demon. |
- No i wtedy jak nie huknie, mówię wam ludzie, dymem i siarką zaśmierdziało okrutnie i z obłoku gryzącego skoczył na mnie demon pokryty twardą jak stal łuską. Zębiska miał straszne, długie na dłoń dorosłego mężczyzny, a ślepiami pełnymi nienawiści do nas, bogobojnych wyznawców Sigmara, łypał wokół. Pewnikiem koncypował, kogo wpierw temi zębiskami capnąć. Powiadam wam - okropny to był widok! - wbrew temu co mówił, twarz Wolmara rozjaśnił uśmiech bowiem usłużny gospodarz kufel pienistego piwa przed nim postawił. Wszak zaschnięte gardło mogło zepsuć najlepszą opowieść. - Jako, żem czytać potrafił i za otwieranie koperty się wzionłem, to paskuda rzuciła się wpierw na mnie. A może mnie za najbardziej smakowitego uznała, bo reszta mych kompanów to znane łotry i szubrawce, co nic cały dzień nie robią, jeno miód i inne trunki żłopią, a wieczerzać lubią, głównie mięsiwem się racząc i gorzałką zapijają. Ja zaś skromnym będąc ot kaszy z omastą spróbuję, to kurzego udka skubnę i chlebem zagryzę. Nie dziwota, że gad mnie właśnie upatrzył i od szlachetnego dania zacząć chciał. - perorował Klein, dając karczmarzowi do zrozumienia, że ciekawa opowieść poza zwilżeniem gardła napełnienia brzucha też wymaga. I oto wkrótce patrzył na dumiącą miskę kaszy, której skwarków gospodarz nieco odżałował, ale woń unosiła się taka, że gęba sama w uśmiech się układała. - I widzicie, jeno dzięki mej czujności tej oto ręki nie straciłem - uniósł w górę ramię zbrojne w drewnianą łyżkę, a kilka ziaren rozgotowanej kaszy spadło na poplamiony trunkami stół. - Zabrałem dłoń, a demon tylko kłapnął tuż przede mną, aż mi w uszach dzwon rozbrzmiał. Towarzysze moi trwogą zdjęci, zastygli w przerażeniu mnie samego na pastwę stwora ostawiając. Zdzieliłem ohydny pysk pięścią, ale tylkom dłoń poharatał o ostre łuski. Uderzony okrutnie wpadłem na tamtą ścianę, stoły łamiąc i ławy przewracając. Widziałem, że jeszcze jeno chwila żywota mi została i niechybnie w bezlitosnych zębach śmierć znajdę, ale w tej rozpaczy wspomniałem pana naszego Sigmara. - Chwyciłem za oręż i z całych sił zdzieliłem bydlę między ślepia, aż pod stół wpadło. Pobożnym będąc nie dalej jak kilka dni wcześniej sowity datek wpłaciłem i oręż swój pobłogosławić dałem. Widać bestyja nie miała się co równać z po wsze czasy panującym nam Sigmarem i jego chwale ulec musiała. Jeden z moich towarzyszy przykład z mojego bohaterstwa wzienoł, ruszył na zdychającego potwora i mieczem go był rozpłatał. Cuchnące truchło demona rozwiało się w dym i w szlam zmieniło, a on sam unicestwiony został dopisując kolejne chwalebne zwycięstwo ludzi nad zrodzonymi z Chaosu wynaturzeniami. - Zakończył opowieść. - A o prawdziwości mych słów zaręczy sam gospodarz i inni mieszczanie, co tego wieczora tutaj gościli. - Dodał jeszcze. - I powiem wam jeszcze w największej tajemnicy... - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - że znikawszy bestyja wycharczała diabelskim głosem, że wróci tu i znów nas, bogobojnych mieszkańców wypróbować zechce. Ale nie lękajcie się, jestem pewien, że każdy z was postąpi tak samo odważnie jako ja i demona Chaosu precz odeśle. Wolmar bez mrugnięcia okiem nadał sobie tytuł mieszczanina, jak i opisał swe heroiczne zmagania z zębatym demonem. Tego wymagała opowieść i adept wiedział, jak zapewnić sobie darmowe piwo i miskę jadła. Gdy jednak skończył, zawitał w przybytku Engelberta. - Co to za nielegalne praktyki tu się odbywają!? - zapytał surowym tonem, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. - Wiesz Dieterze, co porabia reszta? Mam kilka pomysłów na jutrzejszy dzień, ale rad bym wiedzieć, czy ktoś zdołał coś odkryć. Czas nam ucieka, to pewne. |
Oppel zasyczał z bólu. Rana piekła żywym ogniem. - Gamratko chędożona - wyszczerzył zęby. - Nie będziemy z Tobą igrać w alkowie. Złaź albo Cię zakujemy jak borsuka w jamie - nie czekał na efekt groźby. Słysząc, że czasu z Gotfrydem mają coraz mniej, rzucił się na kobietę z mieczem wskakując na rozchwierutane łóżko. |
Gotfryd, podobnie jak jego kompan, nie miał zamiaru czekać, aż w pokoju zjawią się kolejni, z pewnością niezbyt pozytywnie nastawieni goście i również zaatakował. Łoże co prawda było dość duże, ale nie sądził, by trójkącik to w tym wypadku byłoby coś stosownego, szczególnie z niewiastą takich rozmiarów. Dlatego też nie poszedł w ślady Markusa, tylko zaatakował babsztyla z poziomu podłogi. W końcu baba nie mogła w nieskończoność odpierać ataków prowadzonych z dwóch stron. |
Gaston postanowił wrócić do siedziby Frugela, pogadać z kompanami o tym co zaobserwował u Deszampsa i ogólnie ustalić plan działania. W zasadzie powinni już wybrać odpowiedniego czarodzieja i przeprowadzić rytuał zniszczenia przeklętego przedmiotu, ale nikt nie był pewny który z magów jest wiarygodny. Gaston stwierdził że gdyby nie udało mu się spotkać z kumplami to będzie kontynuował inwigilację Deszampsa i może spróbuje przechwycić któregoś z jego gołębi. Precyzyjny strzał z kuszy z dachu mieszkania czarownika i mogłoby się udać o ile właściciel niczego nie zauważy. |
-Jesteś w stanie określić gdzie Oni są ? Musimy im pomóc zanim będzie za późno ... Co też im przyszło do głowy żeby atakować ją we dwójkę. Ona też może zmienić się w demona ... - Kapłan prawie, że krzyknął na wróżbitę. W tym momencie drzwi się otworzyły a ich oczom ukazał się Wolmar. -Jest źle, wręcz bardzo źle ... Gotfryd i Markus właśnie walczą gdzieś z jakąś kobietą. Prawdopodobnie tym babochłopem, który na nas poluje. Musimy jak najszybciej ich znaleźć i im pomóc. Prawdopodobnie są teraz w siedzibie kultystów a nie uwierzę w to, że w siedzibie jest sama potworna baba i nie ma jakiś plugawych sztuczek w rękawach. Nie ma czasu do stracenia. Prędzej Engelbercie dowiedz się gdzie są i ruszajmy |
Piwnica - Takich jak Ty mam na raz – odpowiedziała Markusowi kultystka, uśmiechając się bezczelnie. Łóżko zatrzeszczało i zachybotało się. Siennik, na który wskoczył Oppel zapadł się pod jego ciężarem i cyrulik tylko cudem uniknął sztychu, jaki wyprowadziła kobieta. Gotfryd zaszedł ją z boku. Nie zdążyła zejść z lini ciosu i krzyknęła przeszywająco. Rozorane mieczem udo tryskało krwią, wprost na Gotfryda. Kultystka jednak nie poddawała się. Skoczyła nad Markusem i upadła na podłogę znacząc ją krwawą barwą. Od strony schodów zamigotały cienie. Ci z góry, już byli niemal w piwnicy. - Co tu się dzieje? Wołałaś? – krzyknął pierwszy z nich, stając zaskoczony w progu. Za nim kłębiło się kolejnych trzech. - Zabijcie ich! – krzyknęła ranna kultystka. – Za co wam płacę? Dwóch mężczyzn nie wahało się i wyciągnęło noże, kierując się ku rozpadającemu się łożu. Trzeci, który teraz stał w progu, spojrzał na ścianę, tam gdzie Oppel przed chwilą wywrócił bluźnierczy ołtarz. Na ścianie widniała runa Khorne’a. - Sigmarze święty! – natychmiast wykonał znak komety, odpędzając się od złego. Potem wskazał palcem na ścianę. – Schatzi, Helmut! Tam! Bijcie kultystkę! Zapanowała chwilowa konsternacja. Pod Płonącym Stołem - Obraz znika... – powiedział Engi, pocierając kulę i wypowiadając jakieś gusła. – Nie widzę dobrze... Są w mieście, no ale to jasne. W jakimś magazynie... O święty Belizeuszu od Toporów! Zniknęło! Niestety wróżbicie nie udało się ponownie uzyskać wizji walczących kompanów. Kula pozostawała zamglona. Posiadłość magistra Frugla Gaston spiesznie wrócił do rezydencji. W przybudówce, którą czarodziej dał im do dyspozycji było ciemno. Najwidoczniej jego towarzysze porozłazili się, lub wyprowadzili w ogóle, jak to sugerował Wolmar. Gaston wszedł do budynku i rozglądnął się po wnętrzu. Rzeczywiście, rzeczy Kleina brakowało, ale sprzęt pozostałych członków drużyny był na swoim miejscu. Gdy wychodził realizować swój plan polowania na pocztowe gołębie wysyłane przez Deschampsa, z głównego budynku na jego spotkanie wyszedł sam właściciel. - Co się dzieje? Gdzie wy się podziewacie? I czy macie już ten sztylet? Jeśli tak, to mam dla was zadanie – oznajmił Czarnemu. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:55. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0