lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WH II ed] Wieże Altdorfu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12638-wh-ii-ed-wieze-altdorfu.html)

Gob1in 06-01-2014 22:20

- Niech to diabli! - zaklął. Wyglądało na to, że nie było szans, żeby dobrali się do skrzynki Frugela. A przynajmniej nie teraz.

- Widzisz, przyjacielu, to dla mnie ważna sprawa i dlatego tak mi zależy. Rodzina w potrzebie. - Wzruszając ramionami wytłumaczył Fleckowi. - Daj mi znać, kiedy Helsig znowu będzie potrzebował twoich usług. - Rzekł do niego, wręczając mu tuzin srebrnych monet. - To na szczęście. Będę tutaj co wieczór zaraz po wieczerzy. - Dodał wychodząc.

Było późno. Altdorf był za duży, by włóczyć się o tej porze samotnie po zanurzonych w lepkich mroku uliczkach, których ciemność raczej nieśmiale próbowały rozświetlić z rzadka porozmieszczane latarnie. Na szczęście tam, gdzie było naprawdę niebezpiecznie było też najciemniej, toteż za namową zdrowego rozsądku Wolmar lgnął do świateł.

Już wcześniej obiecał sobie, że nie wróci w gościnę do domu szalonego, a najpewniej spiskującego w celu zdobycia sztyletu Frugela. Czy też Helsiga, co udało się wywiedzieć. Ognisty czarodziej był żywo zainteresowany artefaktem, a także próbował przeszukać ich rzeczy - wtedy, kiedy zrobił awanturę Markusowi. Co ciekawe, jakoś dotąd nie zlecił im żadnej pracy, a właściwie nie robił żadnych przeszkód, by załatwiali swoje sprawy, miast czekać na polecenia maga. Może chodziło o to, żeby poszukiwacze sztyletu przebywali blisko czarodzieja, by natychmiast mógł się dowiedzieć o wszystkim, co zdołają odkryć? Klemperer, będący przecież ich miejscowym kontaktem zleconym przez magistrów i sigmarytów z Middenheim nawet nie znał nikogo o tym nazwisku, a przecież mimo wielkości stolicy ilość magistrów musiała być ograniczona. Klemperer polecił im za to kontakt z Deschampsem i ametystową czarodziejką, dlatego to im Klein gotów był zaufać.

Bo jeśli któreś z nich spiskowało z kultystami, to sprawa była przegrana i nie mieli komu zawierzyć. Deschamps potrzebował ofiary do przeprowadzenia rytuału, a czarodziejka o tym nie wspominała. Może istniały różne rytuały i każde z nich mogło mieć rację? Z oczywistych względów łatwiejszy w realizacji miał być rytuał przeprowadzony przez tajemniczą adeptkę, pozostawało jeszcze przekonać jakoś krasnoludzkiego tępiciela Chaosu, by odpuścił Messnerowi i pozwolił na przekazanie przez niego sztyletu. Może dałoby się go namówić, by pomógł w jego zniszczeniu - może misja polegająca na eskortowaniu artefaktu i dopilnowaniu jego zniszczenia podczas rytuału byłaby czymś, co ten brodaty pokurcz mógłby zaakceptować?

Rozmyślając na temat kolejnych poczynań skierował się w stronę Płonącego Stołu. Była to ta sama gospoda, gdzie demon ukryty w liście niemal odgryzł mu rękę, ale nie znał miasta, a przecież musiał gdzieś przenocować. Przynajmniej karczmarz nie próbował zrobić im krzywdy - może nawet udzieli rabatu w zamian za nową renomę przybytku, w którym można spotkać demona?

Kolejnego dnia zamierzał spotkać się z Klepererem i porozmawiać o Frugelu, a raczej Helsigu. Może to nazwisko będzie znane czarodziejowi. Kolejna sprawa do niego to krasnolud - może będzie w stanie pośredniczyć w jego obłaskawieniu lub poleci kogoś, kto mógłby to zrobić? Może ametystowa czarodziejka pracowała kiedyś z tym brodaczem? Zamierzał też podzielić się dotychczasowymi ustaleniami w sprawie artefaktu i sposobu jego zniszczenia. Był ciekaw, co na ten temat powie doświadczony mag. Może Klemperer, czarodziejka i Deschamps zgodziliby się wspólnie przeprowadzić rytuał, na co zgodzi się zarówno Messner jak i krasnolud?

Pozostawała też kwestia porozmawiania z resztą towarzyszy. Podejrzewał, że mogli udać się na nocleg do Frugela, toteż planował udać się pod posiadłość maga wcześnie rano i poczekać na nich w pobliżu bramy.

Kerm 06-01-2014 23:10

Prawdziwy babochłop, pomyślał rozeźlony Gotfryd, nic a nic nie zachwycony bojową postawą ich przeciwniczki.
Oczywiście nie liczył na to, że baba da się zatłuc bez walki, ale mogłaby stawiać mniej zacięty opór.

- Ty z lewej, ja z prawej - zaproponował Markusowi.

Wzięta w dwa ognie baba powinna być łatwiejsza do pokonania.

SyskaXIII 07-01-2014 18:30

Tak jak można było się spodziewać, pogoń za informacjami na temat Frugela zdała się na nic, a Gotfryd i Markus zapadli się pod ziemię. Z każdą kolejną chwilą Dieter zaczynał żałować, że w ogóle w tym czasie był w obleganej wiosce i tak się potoczyły jego losy. Tak czy inaczej nie mógł po prostu usiąść i czekać aż świat zacznie stawać w plugawych płomieniach. Szukając dwójki towarzyszy w środku nocy w mieście tak wielkim jak Altdorf raczej na nic by się zdało. Jedyne co mógł znaleźć to powybijane przez rzezimieszków lub kultystów zęby w jednej z ciemnych alejek.

Nie dawał mu jednak spokoju fakt, że co chwila grupa się rozdziela i każdy jej członek po kolei umiera lub znika bez śladu. Pozostały mu więc jedynie dwie opcje. Pierwsza, udać się do Engelberta, może ten dusigrosz rzeczywiście coś tam potrafi i będzie w stanie znaleźć Gotfryda i Markusa. Druga opcja to udać się do świątyni i jak normalny, nudny kapłan, modlić się do Sigmara o powodzenie.

Tak też postanowił zrobić, najpierw udać się do Engelberta i poprosić go o to aby odszukał dwójkę zaginionych, był nawet w stanie zapłacić temu draniowi. Jeśli jego umiejętności podołały by tak ciężkiej próbie miał zamiar namówić go aby udał się do nich razem z Dieterem. Jeśli jednak nawet talenty wróżbity na nic się zdadzą to nie zostaje nic innego jak modły w największej świątyni Sigmara jaką kiedykolwiek widział.

xeper 08-01-2014 22:00

Okolice domu Deschampsa

Nuda i zastój. Nie działo się nic ciekawego. Brodacz pojawił się w oknie jeszcze raz, wypuszczając kolejnego gołębia. Ten z kolei poleciał na południe. Gaston ziewał przeraźliwie i chyba nawet sobie na chwilę przysnął, starając się prowadzić obserwację zrujnowanego domu czarodzieja.

Po paru godzinach z komina przestał unosić się dym, a odblaski światła rozjaśniające jedno z okien na piętrze przeszły w całkowitą ciemność. Najwyraźniej gospodarz udał się na spoczynek.


Pod Płonącym Stołem

Dieter zjawił się w gospodzie i od razu przystąpił do wypytywania o Hoefa. Ogłoszenia na drzwiach już nie było, a na schodach prowadzących na piętro nie kłębił się tłum klientów chcących poznać swoją przyszłość. Nad kominkiem zawieszony był stół, z wyrytymi na nim szramami, jakie pozostawił demon. W poprzek stołu wisiał dwuręczny miecz – broń, którą ponoć zabito demona.

- Wielebny do kompana? – zapytał karczmarz, a gdy Dieter potwierdził, zrobił smutną minę. – Interes zamknął. Na Ranalda, przeklęta biurokracja. Z torbami chcieli go puścić. A mi nieco obroty spadły... Na górze jest, w pokoju siedzi, nie wyłazi.

Rzeczywiście, strzyganin siedział u siebie w pokoju i miał podły nastrój. Nieco się ożywił, gdy zobaczył kapłana, a gdy usłyszał co od niego chce, od razu sięgnął po kryształową kulę.

- Widzę... ciemność widzę – szepnął Engi, obracając kulę w dłoniach. – A nie! Jest i światełko. Podziemia znaczy są. Nasi kompani są w jakiejś piwnicy. Ale co tam robią? Przetworów szukają... Nie, potworów! Walczą! Oni tam walczą! Widzę, że ich przeciwnik nie jest mężem...


Piwnica herod-baby

Nie mąż, a baba odburknęła coś do Markusa, ale ten nie zrozumiał co. Sądząc jednak po intunacji, raczej nie było to nic przyjemnego. Kultystka została niemal wzięta w dwa ognie. Polała się pierwsza krew. Zaatakowana z dwóch stron, zdołała obronić się skutecznie przez niezbyt sobie radzącym z orężem Markusem, wystawiając się na cios Gotfryda. Syknęłą z bólu. Rana na ramieniu krwawiła.

- Ku chwale boga krwi! – wrzasnęła, nie wiadomo czy po to aby dodać sobie animuszu, czy aby tą swoją przelaną krwią zyskać sobie błogosławieństwo chaotycznego patrona. Zignorowała Gotfryda i z furią skoczyła na Oppela, który po raz kolejny został zepchnięty z jej drogi. Zacięcie na piersi piekło jak cholera. Kultystka wskoczyła na łóżko. Z góry, z magazynu słychać było harmider czyniony przez gramolących się w dół mężczyzn.


Pod Płonącym Stołem – Wolmar

Mag zaszedł do znanej sobie gospody i został, już w drzwiach okrzyknięty przez karczmarza.
- Cóż to za dzień szczęśliwy! Cała bohaterska drużyna mi się w przybytku pojawia! Już wina leję szanownemu panu. To jeden z tych, co demona posiekali! – ostatnie słowa skierował do klienteli. – Panie szanowny, pan usiądzie i opowie jak to było.

Zdziwiony Wolmar zdołał jeszcze tylko dowiedzieć się, że nieco wcześniej do gospody zawitał Dieter, który szukał Engelberta i teraz obaj znajdują się w pokoju wróża. Potem musiał opowiadać jak to było przed paroma dniami, gdy w karczmie niespodziewanie pojawił się demon.

Gob1in 09-01-2014 13:36

- No i wtedy jak nie huknie, mówię wam ludzie, dymem i siarką zaśmierdziało okrutnie i z obłoku gryzącego skoczył na mnie demon pokryty twardą jak stal łuską. Zębiska miał straszne, długie na dłoń dorosłego mężczyzny, a ślepiami pełnymi nienawiści do nas, bogobojnych wyznawców Sigmara, łypał wokół. Pewnikiem koncypował, kogo wpierw temi zębiskami capnąć. Powiadam wam - okropny to był widok! - wbrew temu co mówił, twarz Wolmara rozjaśnił uśmiech bowiem usłużny gospodarz kufel pienistego piwa przed nim postawił. Wszak zaschnięte gardło mogło zepsuć najlepszą opowieść.

- Jako, żem czytać potrafił i za otwieranie koperty się wzionłem, to paskuda rzuciła się wpierw na mnie. A może mnie za najbardziej smakowitego uznała, bo reszta mych kompanów to znane łotry i szubrawce, co nic cały dzień nie robią, jeno miód i inne trunki żłopią, a wieczerzać lubią, głównie mięsiwem się racząc i gorzałką zapijają. Ja zaś skromnym będąc ot kaszy z omastą spróbuję, to kurzego udka skubnę i chlebem zagryzę. Nie dziwota, że gad mnie właśnie upatrzył i od szlachetnego dania zacząć chciał. - perorował Klein, dając karczmarzowi do zrozumienia, że ciekawa opowieść poza zwilżeniem gardła napełnienia brzucha też wymaga. I oto wkrótce patrzył na dumiącą miskę kaszy, której skwarków gospodarz nieco odżałował, ale woń unosiła się taka, że gęba sama w uśmiech się układała.

- I widzicie, jeno dzięki mej czujności tej oto ręki nie straciłem - uniósł w górę ramię zbrojne w drewnianą łyżkę, a kilka ziaren rozgotowanej kaszy spadło na poplamiony trunkami stół. - Zabrałem dłoń, a demon tylko kłapnął tuż przede mną, aż mi w uszach dzwon rozbrzmiał. Towarzysze moi trwogą zdjęci, zastygli w przerażeniu mnie samego na pastwę stwora ostawiając. Zdzieliłem ohydny pysk pięścią, ale tylkom dłoń poharatał o ostre łuski. Uderzony okrutnie wpadłem na tamtą ścianę, stoły łamiąc i ławy przewracając. Widziałem, że jeszcze jeno chwila żywota mi została i niechybnie w bezlitosnych zębach śmierć znajdę, ale w tej rozpaczy wspomniałem pana naszego Sigmara.

- Chwyciłem za oręż i z całych sił zdzieliłem bydlę między ślepia, aż pod stół wpadło. Pobożnym będąc nie dalej jak kilka dni wcześniej sowity datek wpłaciłem i oręż swój pobłogosławić dałem. Widać bestyja nie miała się co równać z po wsze czasy panującym nam Sigmarem i jego chwale ulec musiała. Jeden z moich towarzyszy przykład z mojego bohaterstwa wzienoł, ruszył na zdychającego potwora i mieczem go był rozpłatał. Cuchnące truchło demona rozwiało się w dym i w szlam zmieniło, a on sam unicestwiony został dopisując kolejne chwalebne zwycięstwo ludzi nad zrodzonymi z Chaosu wynaturzeniami. - Zakończył opowieść.

- A o prawdziwości mych słów zaręczy sam gospodarz i inni mieszczanie, co tego wieczora tutaj gościli. - Dodał jeszcze. - I powiem wam jeszcze w największej tajemnicy... - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - że znikawszy bestyja wycharczała diabelskim głosem, że wróci tu i znów nas, bogobojnych mieszkańców wypróbować zechce. Ale nie lękajcie się, jestem pewien, że każdy z was postąpi tak samo odważnie jako ja i demona Chaosu precz odeśle.

Wolmar bez mrugnięcia okiem nadał sobie tytuł mieszczanina, jak i opisał swe heroiczne zmagania z zębatym demonem. Tego wymagała opowieść i adept wiedział, jak zapewnić sobie darmowe piwo i miskę jadła. Gdy jednak skończył, zawitał w przybytku Engelberta.

- Co to za nielegalne praktyki tu się odbywają!? - zapytał surowym tonem, gdy tylko zamknął za sobą drzwi. - Wiesz Dieterze, co porabia reszta? Mam kilka pomysłów na jutrzejszy dzień, ale rad bym wiedzieć, czy ktoś zdołał coś odkryć. Czas nam ucieka, to pewne.

kymil 09-01-2014 18:58

Oppel zasyczał z bólu. Rana piekła żywym ogniem.

- Gamratko chędożona - wyszczerzył zęby. - Nie będziemy z Tobą igrać w alkowie. Złaź albo Cię zakujemy jak borsuka w jamie - nie czekał na efekt groźby. Słysząc, że czasu z Gotfrydem mają coraz mniej, rzucił się na kobietę z mieczem wskakując na rozchwierutane łóżko.

Kerm 09-01-2014 19:20

Gotfryd, podobnie jak jego kompan, nie miał zamiaru czekać, aż w pokoju zjawią się kolejni, z pewnością niezbyt pozytywnie nastawieni goście i również zaatakował.
Łoże co prawda było dość duże, ale nie sądził, by trójkącik to w tym wypadku byłoby coś stosownego, szczególnie z niewiastą takich rozmiarów. Dlatego też nie poszedł w ślady Markusa, tylko zaatakował babsztyla z poziomu podłogi.
W końcu baba nie mogła w nieskończoność odpierać ataków prowadzonych z dwóch stron.

Komtur 11-01-2014 17:33

Gaston postanowił wrócić do siedziby Frugela, pogadać z kompanami o tym co zaobserwował u Deszampsa i ogólnie ustalić plan działania. W zasadzie powinni już wybrać odpowiedniego czarodzieja i przeprowadzić rytuał zniszczenia przeklętego przedmiotu, ale nikt nie był pewny który z magów jest wiarygodny. Gaston stwierdził że gdyby nie udało mu się spotkać z kumplami to będzie kontynuował inwigilację Deszampsa i może spróbuje przechwycić któregoś z jego gołębi. Precyzyjny strzał z kuszy z dachu mieszkania czarownika i mogłoby się udać o ile właściciel niczego nie zauważy.

SyskaXIII 11-01-2014 18:57

-Jesteś w stanie określić gdzie Oni są ? Musimy im pomóc zanim będzie za późno ... Co też im przyszło do głowy żeby atakować ją we dwójkę. Ona też może zmienić się w demona ... - Kapłan prawie, że krzyknął na wróżbitę. W tym momencie drzwi się otworzyły a ich oczom ukazał się Wolmar.

-Jest źle, wręcz bardzo źle ... Gotfryd i Markus właśnie walczą gdzieś z jakąś kobietą. Prawdopodobnie tym babochłopem, który na nas poluje. Musimy jak najszybciej ich znaleźć i im pomóc. Prawdopodobnie są teraz w siedzibie kultystów a nie uwierzę w to, że w siedzibie jest sama potworna baba i nie ma jakiś plugawych sztuczek w rękawach. Nie ma czasu do stracenia. Prędzej Engelbercie dowiedz się gdzie są i ruszajmy

xeper 12-01-2014 11:23

Piwnica

- Takich jak Ty mam na raz – odpowiedziała Markusowi kultystka, uśmiechając się bezczelnie. Łóżko zatrzeszczało i zachybotało się. Siennik, na który wskoczył Oppel zapadł się pod jego ciężarem i cyrulik tylko cudem uniknął sztychu, jaki wyprowadziła kobieta. Gotfryd zaszedł ją z boku. Nie zdążyła zejść z lini ciosu i krzyknęła przeszywająco. Rozorane mieczem udo tryskało krwią, wprost na Gotfryda. Kultystka jednak nie poddawała się. Skoczyła nad Markusem i upadła na podłogę znacząc ją krwawą barwą. Od strony schodów zamigotały cienie. Ci z góry, już byli niemal w piwnicy.

- Co tu się dzieje? Wołałaś? – krzyknął pierwszy z nich, stając zaskoczony w progu. Za nim kłębiło się kolejnych trzech.

- Zabijcie ich! – krzyknęła ranna kultystka. – Za co wam płacę?

Dwóch mężczyzn nie wahało się i wyciągnęło noże, kierując się ku rozpadającemu się łożu. Trzeci, który teraz stał w progu, spojrzał na ścianę, tam gdzie Oppel przed chwilą wywrócił bluźnierczy ołtarz. Na ścianie widniała runa Khorne’a.

- Sigmarze święty! – natychmiast wykonał znak komety, odpędzając się od złego. Potem wskazał palcem na ścianę. – Schatzi, Helmut! Tam! Bijcie kultystkę!

Zapanowała chwilowa konsternacja.



Pod Płonącym Stołem

- Obraz znika... – powiedział Engi, pocierając kulę i wypowiadając jakieś gusła. – Nie widzę dobrze... Są w mieście, no ale to jasne. W jakimś magazynie... O święty Belizeuszu od Toporów! Zniknęło!

Niestety wróżbicie nie udało się ponownie uzyskać wizji walczących kompanów. Kula pozostawała zamglona.


Posiadłość magistra Frugla

Gaston spiesznie wrócił do rezydencji. W przybudówce, którą czarodziej dał im do dyspozycji było ciemno. Najwidoczniej jego towarzysze porozłazili się, lub wyprowadzili w ogóle, jak to sugerował Wolmar. Gaston wszedł do budynku i rozglądnął się po wnętrzu. Rzeczywiście, rzeczy Kleina brakowało, ale sprzęt pozostałych członków drużyny był na swoim miejscu. Gdy wychodził realizować swój plan polowania na pocztowe gołębie wysyłane przez Deschampsa, z głównego budynku na jego spotkanie wyszedł sam właściciel.

- Co się dzieje? Gdzie wy się podziewacie? I czy macie już ten sztylet? Jeśli tak, to mam dla was zadanie – oznajmił Czarnemu.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:55.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172