lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed] To, co ukryte (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12762-wfrp-2ed-to-co-ukryte.html)

Tasselhof 03-06-2013 03:24

Gdy wszyscy się już przedstawili, Hoge uśmiechnął się i zwrócił do kapitana straży.

- Zebrała nam się niezwykła gromadka nie prawdaż kapitanie?

Lobo tylko parsknął i mruknął coś pod nosem krzyżując ręce na piersiach i odwrócił się do zgromadzonych plecami. Wpatrzony z balkonu na horyzont tak już pozostał przez jakiś czas nie odzywając się, ani nie wtrącając w dalszą rozmowę. Kapłan natomiast wrócił wzrokiem do zgromadzonych po czym gestem ręki zachęcił tych co jeszcze nie zdążyli się uraczyć posiłkiem.

- Proszę, śmiało się częstujcie. Jedzenia i picia nie zabraknie, a gdyby była potrzeba siostra Vesper wraz z sierotkami doniosą do stołu. Gdy się najecie porozmawiamy o konkretach naszego zlecenia.

Gdy więc zasiadający przy stole najemnicy poczęli raczyć się poczęstunkiem, kapłan zwrócił się do mężczyzny, który przedstawił się jako Otto Helvgrimsson.

- Widzę, że spostrzegawczy z pana człowiek, panie Otto. Mogę się zwracać po imieniu prawda? Owszem dobrze się pan domyślił, ołtarz na górze, jest pozostałością po starej świątyni, która niegdyś stała trochę dalej nim runęła. Ten przedmiot jest jedynym pozostałym po niej przedmiotem, reszty odzyskanych kamieni i surowców ludzie wykorzystali do odbudowy mieszkań bądź nowej świątyni. Ołtarz jednak postanowiliśmy zatrzymać ku pamięci starej tragedii oraz jako znak szacunku i podziękowania dla naszej miłościwej matki.

Bjorn uśmiechnął się jeszcze szerzej niż wydawało by się, że jest w stanie po czym odwrócił się w kierunku reszty. Napełnił sobie kielich winem i cierpliwie, wciąż z pogodnym uśmiechem poczekał, aż wszyscy napełnią sobie brzuchy. Gdy w końcu nikt już nie był w stanie przełknąć kęsa więcej kapłan stuknął parę razy nożem w kielich, aby zwrócić na siebie uwagę po czym podniósł się z krzesła i przeszedł kawałek w bok. Był teraz świetnie widoczny dla wszystkich i pomimo swego sędziwego już wieku wydał się wszystkim niezwykle majestatyczny.

- Moi kochani, czeka na was misja jakiej jeszcze nigdy wielu z was się nie podjęło. Nie będę kłamać, nie jestem w stanie zapewnić wam bezpieczeństwa w żaden sposób, choć kapitan postara się jak może wspomóc was w razie potrzeby. Od wielu miesięcy w naszym mieście jak dobrze wiecie, giną ludzie. Ślad wszelaki po nich znika i nikt nie był dotychczas w stanie ustalić kto lub co się za tym kryje. Na początku znikali pojedynczy ludzie, wracający o zmroku z karczm mieszczanie, czasami jacyś przejezdni, a nawet i biedni pielgrzymi. Nasza świątynia ma bowiem renomę i sławę głośną w całym starym świecie, jesteśmy miejscem cudu, cudu ocalenia setek ludzi przed śmiercią pod gruzami. Nie możemy pozwolić sobie na taką sytuację, w której naszą miejscowość terroryzuje coś lub ktoś, bezkarnie napadający na całe rodziny podczas snu. Dlatego po to też was zebrałem, abyście ukrócili ten proceder i jeśli będzie trzeba jego prowodyra też, najlepiej o głowę.

Kapłan odwrócił się do kapitana straży, który wciąż milczał. Ten odwrócił się i spojrzał w oczy Hoge po czym przewrócił swoimi w akcie niedowierzania, w końcu podszedł bliżej stołu tak aby wszyscy go słyszeli i zaczął tymi słowy.

- Słuchajcie mnie ludzie uważnie, nie zamierzam się powtarzać, ani nie mam cierpliwości jak ojczulek więc zawrzyjcie życie. Jestem kapitanem straży w tym mieście prawie dwadzieścia lat, owszem ludziom zdarzało się już znikać wcześniej, ale były to zniknięcia na traktach czy pobliskich wsiach, nigdy zaś nie godziły one w interesy Cohen. Zresztą mało to kurewstwa po lasach pełza, mało to razy chłop z chłopem rozwali sobie łeb o płot, tylko dlatego że jeden zaorał mu kawałek miedzy o szerokość dużego palca u nogi. Nie było podstaw do tego by przyglądać się temu jakoś bliżej, w końcu od tego są ci zaśmierdzieli strażnicy dróg, a nie my.

Lobo podszedł do stołu chwycił na wpół wypitą butelkę i zębami wyjął korek z szyjki. Złapał porządnego łyka po czym wrócił jak gdyby nigdy nic do opowiadania .

- Ale dobre pół roku z koniem temu, zaginęło trzech dokerów z magazynierki. Potem rodzina Farmeyów, a potem poszło już z górki. Sam straciłem ponad pięciu ludzi w tym dwóch moich zastępców w tym syfie. Ogólnie rzecz biorąc, ścierwo udało nam się zapchać do podziemnych kanałów i tam zabetonować. Miało to miejsce zgoła tydzień temu i nie mam powodów by podzielać dalsze obawy naszego kochanego klechy. Cokolwiek to jest zdycha z głodu i zamierzam po głodzić to aż sczeźnie. Ale chuj mnie to, zrobicie jak będziecie chcieli. Otworzymy jedną klapę, jeśli tylko coś będzie zagrażać moim ludziom każe im natychmiastowo zamknąć i nie otwierać Żeby nie było, złażę tam z wami, co by udowodnić, że już po kłopocie.

Tutaj rzucił wyzywające spojrzenie do Bjorna, lecz staruszek tylko się uśmiechnął. Najwidoczniej irytowało to kapitan gdyż ten rzucił niedbale dzban z powrotem na stół i ruszył ku wyjściu. Otwierając drzwi odwrócił się jeszcze.

- Do tych ciot, której jutro zamierzają jednak się stawić, O dziesiątej być mi kurwa pod garnizonem, jak się kto spóźni już nie wlezie, bo beze mnie moi ludzie mają zakaz wpuszczania i wypuszczania kogokolwiek ze ścieków. Resztę obgadajcie ze staruchem.

I tymi słowami się pożegnał na dziś z zebranymi. A głos przejął ojciec nie przejmując się wciąż niczym. Wyjął z rękawa długi zwój po czym rozwinął go pokazując zgromadzonym.

- Oto dokument jaki będzie stanowić podstawę umowy między nami. Nie przejmujcie się jeśli nie potraficie czytać, chętnie pomogę, choć podejrzewam że i reszta potrafiąca zrozumieć pomoże wam przedstawić treść dokumentu. Jest on niestety wymogiem nałożonym na mnie przez instytucję świątynną i nie ma mowy o wynagrodzeniu bez podpisania go.

Kapłan podszedł do skrzyni stojącej tuż pod ścianą i wyjął łącznie jeszcze szesnaście takich zwojów po czym położył je przed sobą.

- Wszystkie zwoje są już podpisane przeze mnie. Prosiłbym każde z was o zabranie dwóch kopii, podpisanie obydwu i zwrócenie mi jednej, drugą zaś proszę zachować dla siebie. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości proszę pytać a chętnie służę pomocą.

Zombianna 03-06-2013 03:32

Załącznik 3.Umowa o dzieło, dla każdego ze śmiałków osobno sporządzona.


Cytat:

Ja ojciec Bjorn Hoge (zwany dalej "Zamawiającym"), kapłan najwyższy głównej świątyni Shaylli w mieście Waltersdorf (obecnie Cohen zwanym, na wschód od Krugenheim i niedaleko rzeki Stir położonym) biorąc przenajświętszy majestat Pani naszej umiłowanej Shaylli na świadka, niniejszym umowę z .............................................. (zwanym dalej "Wykonawcą") zawieram o treści następującej:

§ 1.


1. Zamawiający powierza wykonanie, a Wykonawca zobowiązuje się wykonać dzieło polegające na: rozwiązaniu problemu zaginięć, odnalezieniu ich przyczyny i z bożą pomocą usunięciu źródła tego serce łamiącego procederu, bądź przyprowadzenie go przed oblicze Zamawiającego jeżeli możliwość taka się nadarzy.

§ 2.


Termin rozpoczęcia dzieła strony ustaliły na dzień piętnasty miesiąca Sommerzeit, a zakończenie i wydanie Zamawiającemu na dzień trzydziesty miesiąca Sommerzeit, co daje Wykonawcy dni 15 (słownie: piętnaście) na wykonanie powierzonego zadania.

§ 3.


Odbiór nastąpi w siedzibie Wykonawcy na podstawie protokółu przekazania sporządzonego w obecności przedstawicieli Zamawiającego i Wykonawcy.

§ 4.


Wykonawca ma prawo powierzyć wykonanie dzieła innej osobie, jednakże jest on odpowiedzialny wobec Zamawiającego za jej działania, jak za własne.

§ 5.


1. Wykonawcy przysługuje wynagrodzenie za wykonanie dzieła w wysokości 5 (słownie: pięciu) koron złotych z wizerunkiem łaskawie nam panującego Imperatora.

§ 6.


1. W razie zwłoki w wykonaniu dzieła Zamawiającemu przysługuje kara umowna w wysokości 12 (słownie dwunastu) % wartości dzieła za każdy dzień zwłoki.
2. W razie niewykonania dzieła Zamawiającemu przysługuje kara umowna w wysokości 1 (słownie: jednej) złotej Korony i 10 (słownie: dziesięciu) srebrnych szylingów. Kwota ta stanowi sumę, jaką Wykonawca otrzyma od Zamawiającego w ramach zaliczki na poczynienie odpowiednich przygotowań.
3. Zamawiający może dochodzić na zasadach ogólnych odszkodowania przewyższającego karę umowną.
4. W razie zwłoki w wykonaniu dzieła Zamawiający może odstąpić od umowy bez konieczności wyznaczania dodatkowego terminu.


§ 7.


1. W przypadku wystąpienia w dziele wad, Zamawiający prześle wykonawcy protokół reklamacyjny, a Wykonawca zobowiązany jest odpowiedzieć w ciągu, 2 (słownie: dwóch) dni.
2. Brak odpowiedzi w wyznaczonym terminie uważa się za uznanie tej reklamacji, z obowiązkiem załatwienia jej zgodnie z żądaniem Zamawiającego
.

§ 8.


Zmiany umowy wymagają formy pisemnej pod rygorem nieważności.

§ 9.


W sprawach nie uregulowanych niniejszą umową mają zastosowanie przepisy kodeksu książęcęgo.

§ 10.


Spory mogące wyniknąć na tle stosowania niniejszej umowy strony poddają pod rozstrzygnięcie sądu książęcego, w mieście Talabheim znajdującego się.

§ 11.


Umowę sporządzono w jednobrzmiących egzemplarzach po dla każdej ze stron dnia czternastego miesiąca Sommerzeit.



Zamawiający
Wykonawca
............................................
........................................


wysłannik 03-06-2013 11:31

Krasnolud zasiadł do stołu, tak jak zaprosił kapłan. Stół wydawał się Harginowi straszenie bogato wystawiony. Nie tak dawno w mieście było ciężko, zostało ono odbudowane a niektórzy z mieszkańców stracili swoje domostwa, a tutaj głowy miasta opychali się wspaniałymi potrawami, mięsem i nie najgorszym winem, jak ustalił Hargin po etykietce na butelce, bowiem sam do ust nie wziął ani łyka wina. Jednak postanowił dalej nie zachodzić dlaczego stół jest tak wyszykowany. Od dłuższego czasu Gildorhn jadł sam suchy prowiant a teraz miał okazję do nadrobienia zaległości w jedzeniu, dlatego mało co odzywał się w czasie mowy pracodawca.

Kapitan już wcześniej pokazał że przyjemne słowo czy swojego rodzaju kultura mu jest obca, ale trochę Hargin zraził się do niego gdy usłyszał przekleństwa w świątyni. To prawda, że Gildorhn nie był ekspertem od zwyczajów ludzi i nie wiedział do końca czy coś takiego się godzi czy nie, ale nie potrafił sobie wyobrazić co by się stało, gdyby takie słowa padały w świątyni Grimnira.

Krasnolud zacisnął pięść i zęby - Jeszcze raz ten człowiek mnie obrazi i sam będzie łaził na potwory... - burknął pod nosem na tyle cicho że słyszeli go tylko siedzący obok.
Hargin wziął kopie zgodnie z poleceniem kapłana i podpisał miejsca, które miał podpisać. Ogólnie Gildorhn nie potrafił pisać ale do tego by podpisać się jakoś koślawo swoim nazwiskiem był zdolny. Jednał wziął dla siebie i od razu schował do plecaka inną dał kapłanowi.
- No dobra, w takim razie do jutra do dziesiątej. - rzekł do zebranych i wyszedł ze świątyni.
Dalej swe kroki skierował do zajazdu, gdzie się zatrzymał. Planował jeszcze dobrze się wyspać i wypocząć, sprawdzić jakość swojego sprzętu i ewentualnie poprawić jakiś pasek czy klamrę w zbroi.

Yzurmir 03-06-2013 14:50

Johann Heinrich nigdy nie ufał niczemu, co zostało napisane na papierze, bo niezmiennie kojarzyło mu się to z próbami wykorzystania zwykłego człeka przez tych o wyższej pozycji. Tak w każdym razie zawsze mu mówiono. Stahl nie znał osobiście nikogo, kto potrafiłby czytać i pisać, więc podział na "nas" i "ich" przychodził mu tutaj bardzo łatwo. Śmieciarz uważał, że podpisując jakąś umowę — czynność, o której tylko słyszał, bo nikt jeszcze nigdy nie chciał, by ten chłopek podpisał cokolwiek — w najlepszym razie nieświadomie zrzeknie się swojego majątku albo sprzeda brata w niewolę, w najgorszym razie, kto wie, przyrzecze swą duszę jakiemuś nieznanemu bogu.

Tak więc otrzymawszy dwie kopie kontraktu od ojca Hoge, Johann Heinrich zaczął wpatrywać się w nie uważnie, od czasu do czasu kiwając głową albo mamrocząc coś pod nosem.
— Mam ci ja tylko nadzieję, iże poza tą nagrodą — powiedział z uśmiechem, nie mając pojęcia, ile wynosi nagroda — to tyż troszku tych kiełbasek się nam dostanie. Mmm hmm... Skąd one są? Przepyszne.

W końcu uznał, iż udawał czytanie wystarczająco długo, i gdy wszyscy zaczęli podpisywać swoje zwoje oraz oddawać je kapłanowi, schował się pomiędzy rycerzem, krasnoludem a dzieweczką, ukradkiem schował pergamin za pazuchę i wykradł się na zewnątrz. Znalazłszy się na świeżym powietrzu, wytarł pot z czoła. Tym razem nie straci duszy.

Poczekał na resztę, nie chcąc jeszcze wracać do domu i całego jazgotu, jaki go tam czekał.
— Hej, myślicie wy, iże ten Hoge to... eee... cały jest...? — zagadnął. — Wiecie, o co mi chodzi? No bo świątynie Shallyi to zazwyczaj dziewki tylko przyjmują, nie? To ja żem słyszał, po prostu, iże jak mąż jakowyś chce tam dołączyć, to one go... No wiecie... Iże z zniego tyż dziewkę robią. Co nie? Wiecie, o czem mówię, nie? Myślicie, że on wciąż ma swego... eee... świętego Gwidona? Swego... dzielnego Hermana? Kapitana...? Generała...? Księcia krwi...? Wesołego grajka...?

Rodryg 03-06-2013 15:03

Sigric korzystał z obfitego poczęstunku równocześnie słuchając swoich nowych "współpracowników" jeśli tak to można było ich teraz nazwać. Miał też dość czasu by przemyśleć trochę swoją sytuację choć ocenianie ludzi po pierwszym spotkaniu nie było czymś miły.

Johann sprawiał wrażenie kogoś kto znalazł się tutaj przypadkiem ale czy miał prawo go oceniać ? Zapewne jego motywacja by się tutaj znaleźć była taka sama lub podobna jak jego własna ot zmiana własnego losu.
Ponury milczący mężczyzna jak się okazało zwał się Clemens i był giermkiem, a już zaczynał się obawiać że wśród ochotników nie będzie sprawnych wojów chociaż dwójka krasnoludów....
W końcu sam Sigric do bitki się nie nadawał więc trochę mu ulżyło na myśl że ktoś w tej dziedzinie sprawny będzie im towarzyszyć choć giermek raczej nie sprawiał wrażenia kogoś z kim chciał by się zaprzyjaźniać.
Rudowłosy brodacz imieniem Jorgri sprawiał wrażenie twardego zabijaki ale też kogoś bardziej otwartego niż się mógł spodziewać. Wiadomo że krasnoludy to pod ziemią zawsze są u siebie niezależnie gdzie zresztą drugi krasnolud Hargin to potwierdził w swoich słowach no i też na bitce się znał. Jeszcze ludziska pomyślą że krasnoludy zbrojną wyprawę do kanałów organizują...
Otto nie wywarł na nim dobrego wrażenia może to jego aparycja a może po prostu dlatego że niewiele powiedział cóż okaże się wkrótce czy jego obawy są słuszne.
Młodzieniec imieniem Amadeus sprawiał trochę wrażenie paniczyka co zapragnął przygody i poklasku no i wyraźnie zabalował ostatniego dnia, bo złota to raczej mu nie brakowało...
Kobiety w tym gronie się nie spodziewał ale nie jemu to było sądzić, brzydka nie była ale widać i ambitna. Większość kobiet znalazła by inne zajęcie i zarabiały swym urokiem w ten czy inny sposób. Zresztą wyglądało na to że była jedyną która przybyła tu z osobistych pobudek inaczej uczona głowa by się czymś takim nie zajmowała, ciekaw tylko był jak zniesie "uroki" kanałów.

Wszyscy zdołali się przedstawić niektórzy lepiej inni gorzej, wiec przyszedł czas na przybliżenie im ich zadania. Wysłuchał słów jakie padły ze strony kapłana i kapitana. Tego że Lobo zdecydował się z nimi pofatygować by upewnić się że problem będzie rozwiązany, prawdopodobnie nie chciał mieć nowych zaginięć i to wśród ludzi których sam najął do zejścia wgłąb kanałów. Tak jak się obawiał kapłan zdecydował się na spisanie umowy i to w kilku kopiach które wręczył zebranym. Sigric wlepił w skrawek papieru swoje oczy tak jak ciele w malowane wrota, po raz kolejny czuł upokorzenie z faktu że był niepiśmienny. Co prawda podpisać się umiał nauczyli go tego po tym jak przybył do miasta i przystąpił do cechu, niektórzy mieszczanie wymagali tego by potem zgłaszać swe durne pretensje ze szkodniki znowu grasują jak by nie wiedzieli że ich nigdy nie da się pozbyć na dobre. Więc postawienie kilku koślawych liter które miały być jego imieniem jak mu powiedział ich cechowy skarbnik nie było takim problemem, problemem była treść nie wiedział na jakich warunkach ich zatrudnia i co oferował a mieszkał tu dość długo by wiedzieć że podpisywanie umów w ciemno mogło się fatalnie skończyć, nie żeby dobrotliwy ojciec zniżył się do takich chwytów, prawda ? Choć chyba nie była taka zła skoro krasnolud podpisał ją bez zastanowienia i opuścił kompanię, ale nie było pośpiechu.

Siedział więc czekając aż ktoś z zebranych lub też sam kapłan zdecyduje się odczytać to co było zapisane w umowie, zastawiał się jak sowita zapłata czekała na nich za to niebezpieczne zadanie.

Nefarius 03-06-2013 21:19

-Lordzie Kordianie...- młody chłopak, o chudej i zmęczonej wielodniowymi treningami wydolnościowymi w surowym klimacie otaczającym siedzibę Zakonu Białego Wilka zwrócił na siebie uwagę swego prawowitego opiekuna i nauczyciela zarazem.
-Lordzie Kordianie. Czy sir Agremir jest złym człowiekiem?- spytał nie bacząc na słowa, które mogłyby urazić gościa Kordiana skazując tym samym młodzieńca na surową karę w postaci bata, klęczenia na grochu, czy wielogodzinnej modlitwy.
-Dlaczego tak sądzisz?- spytał mężczyzna przykucając na jedno kolano, by zrównać się wzrostem z swym giermkiem.
-Jest bardzo niemiły mój panie, patrzy na wszystko z pogardą...- mimo młodego wieku znał wiele słów, co doceniało wielu innych rycerzy w otoczeniu Kordiana i Clemensa zarazem.
-I tylko dlatego uważasz, iż sir Agremir jest złym człekiem? Pan Zimy obdarzył go wielkim sercem i niebywałą odwagą młodzieńcze.- rzekł ze spokojem Kordian.

-Jednak wiele bitew, które stoczył w imieniu Ulryka sprawiły iż jego duch stał się silny, twardy i zimny niczym oddech samego Władcy Wilków. Lata służby, litry utoczonej wrogom krwi, oraz ran które odniósł w tym czasie, nie tylko na ciele, sprawiły iż zgorzkniał, iż nie widzi świata w takich barwach jak Ty, czy ja. Spamiętaj chłopcze słowa mistrza Gwidona, iż nie ocenia się książki po okładce.- rzekł kładąc dłoń na ramieniu dziecka.
-Co to znaczy panie?- chłopiec nie do końca rozumiał.
-Widzisz, to że sir Agremir nie uśmiecha się zbyt często nie oznacza iż jest złym człekiem. Tak samo, jak to, że ktoś obdarza Cię promiennymi uśmieszkami nie koniecznie oznaczać musi jego dobre intencje w stosunku do Ciebie. Już rozumiesz?- spytał spoglądając młodzikowi głęboko w oczy.
-Tak miłościwy panie, chyba rozumiem.- odrzekł Clemens.
-Świetnie. Zmykaj odprawić modlitwę i spać, bo jutro czeka nas kolejny ciężki dzień ćwiczeń.- chłopiec skinął głową i odmaszerował zgodnie z poleceniem rycerza.

~***~

Clemens słuchał uważnie słów starego kapłana, a potem dowódcy strażników miejskich. Giermek obserwował Lobo ze stoickim spokojem nie reagując na złośliwe miny, uszczypliwe uwagi i chłodne traktowanie jakim uraczył gości świątyni. Miał prawo być rozgoryczony, wszak dowodził bandą nieudaczników, którzy nie potrafili od wielu tygodni rozwiązać poważnego problemu, a nawet sami znikali z obrębu miasta. Gdyby był na jego miejscu sam pewnie też wyładowywałby swoją frustrację na nieznaczących nic najemnikach, którym płaci się za to samo, czego dokonać nie potrafili strażnicy miejscy. Słysząc słowa khazadzkiego tarczownika, który przedstawił się imieniem Hargin, młodzieniec położył tylko dłoń na ramieniu, siedzącego obok brodacza.
-Spokojnie panie Hargin. Spójrz tylko, jak miota nim złość i frustracja.- skomentował, choć po chwili sam zastanawiał się dlaczego, wszak nie był to jego interes, który z przyszłych kamratów nie potrafi zapanować nad własnymi nerwami.

Gdy przyszedł czas na podpisanie dokumentu Clemens wziął do ręki pióro, które wcześniej pomoczył w atramencie i spokojnie złożył podpis w odpowiednim miejscu. Uczył się czytać i pisać od jakiegoś czasu i choć jeszcze nie potrafił tego robić biegle, starał się jak mógł. Podpisywanie się, miał wyćwiczone do perfekcji, zatem ręka ze stresu nawet mu nie zadrżała, gdy na oczach przyszłych kompanów miał umieścić swe imię na papierze. Twarz jego była tak samo kamienna, jak wtedy gdy się przedstawiał, oraz wtedy, gdy witał w skromnych progach świątyni.
-Do zobaczenia jutro rano.- rzekł zaraz po tym gdy wstał od stołu. Nie czuł zbyt wielkiej potrzeby siedzenia w tym towarzystwie i tak zwanej integracji. Przybył w to miejsce w prostym celu, który miał zamiar osiągnąć jak najszybciej. Mężczyzna wyszedł tuż za khazadzkim wojakiem zrównując z nim krok bez większego problemu.
-Miłego wieczoru panie Gildorhn.- rzekł żegnając khazada skinieniem głowy, po czym przyspieszył kroku i udał się do gospody, gdzie wynajmował izbę. Musiał odpocząć, wszak czekała go nazajutrz ciężka próba...

Aeshadiv 05-06-2013 11:09

Jorgri jadł i pił spokojnie. Bardziej gorącym temperamentem został obdarzony drugi khazad siedzący przy stole. Przez cały czas słuchał uważnie zarówno kapłana jak i kapitana straży. Plucie się tego drugiego, nawet nie wywarło wrażenia na zabójcy. Ot co, zachowywał się jak jakiś wściekły ork. Dużo krzyczał i machał łapkami. Krasnoluda bardziej interesował udziec, którego skóra była bardzo ładnie przypieczona, a mięsko pod nią przyjemnie soczyste. Żyć nie umierać, ale umrzeć trzeba było.

Gdy krzykacz opuścił już świątynie Jorgri wziął w swoje palce, uprzednio wytarte o spodnie, papier. Przeczytał go uważnie dwa razy. Jako rzemieślnik nieraz zawierał pisemne umowy kontrakty. Trzeba było dokładnie przeanalizować każde słówko, które było zapisane na papierze.
- "z bożą pomocą usunięciu źródła" - zacytował jeden z wersów pod nosem.
- A bez bożej pomocy to już być nie może? - mruknął do siebie, a następnie poczekał aż pióro będzie wolne. Podpisał papierzysko i udał się do oberży, aby tam znów spokojnie jeść i być może mniej spokojnie przyrżnąć komuś w czachę. Bójki zawsze dobre. Można się pozakładać.

Eliasz 05-06-2013 12:45

Otto wysłuchał kapitana i kapłana kiwając głowa gdy ten drugi wyjaśniał mu kwestię ołtarza, po czym wziął się za uważne studiowanie umowy którą dali mu do podpisania. Nie był prawnikiem wobec czego pismo straszyło go kruczkami prawnymi – a te z kolei nasuwały mu myśli o innych krukach... Chrumkał , przewracał umowę na wszystkie strony, zdawało się , że miał pytać o jeden czy drugi podpunkt umowy, po chwili jednak rezygnował i coś tam mamrocząc pod nosem czytał dalej. W końcu z skwaszoną miną podpisał dokumenty - z których jeden oddał a drugi, ostrożnie zginając za pazuchę schował. Miał zamiar zostawić go w domu, szykowała mu się mokra robota i nie chciał aby mu umowa zamokła.

Korzystając jednak z propozycji zadawania pytań nie omieszkał zapytać o rzecz go nurtującą

- A co jeśli potwór, mordercy czy cokolwiek w tych kanałach grasuje, zabije ciebie kapitanie, czy z twoimi zwłokami strażnicy nas wypuszczą czy skażą na śmierć głodową?

Nie miał w zwyczaju mówić na ty nieznajomym, ale też od początku nie podobało mu się zachowanie kapitana i wyższość z jaką tratuje wszystkich zgromadzonych... „Helvgrim powinien dać mu porządna lekcję bycia strażnikiem... ale kapitan nie wygląda na takiego który by miał zamiar uczyć się czegokolwiek od innego człeka, a co dopiero nie człeka.” - pomyślał, wyczekując odpowiedzi.

Wolał się upewnić niż po czasie gryźć zamurowane przejścia wyjąć do bogów za niesprawiedliwy los... Do dziś pamiętał wyraz twarzy nieboszczka zamkniętego w sarkofagu i ślady po pazurach na wewnętrznej stronie trumny, która okazała się być jednocześnie przyczyną śmierci nieszczęśnika. Mógł się tylko domyślać, że albo zasłabł tak poważnie, iż stan jego pomylono ze śmiercią, albo też jego wrogowie przedwczesny pogrzeb mu urządzili... Grunt, że nie zamierzał skończyć tak jak tamten. A kanały nasuwały mu porównania z kompleksami grobowymi... co prawda nigdy do takich nie dotarł, ale już po prawdzie nie zamierzał.

- I czy dostaniemy jakieś lampy , oliwę , pochodnie ? – z pytaniem zwrócił się bezpośrednio do kapłana, który był o wiele życzliwszy niż kapitan.

W końcu pożegnał się wyszedł na zewnątrz a tam czekał już na niego Johhan wyraźnie zaciekawiony tym co kapłan ma pod szatą. Otto odpowiedział mu krótko

Nie wiem i nie ciągnie mnie do tego aby sprawdzać – uśmiechnął się do nowego znajomka i zaproponował do niego i reszty, która już powoli zaczynała się rozchodzić.

Idzie ktoś na piwo? Nie wiadomo czy z tych kanalisk jutro wyjdziem, a mnie jakoś do domu nie śpieszno.

Nie zamierzał się spijać , kalkulował także czy zdąży tego dnia czy też z samego ranka zakupy zrobić. Fortuny wprawdzie nie dostał, ani mu jej nie zaoferowano, jednak dzieła podjął by się nawet i za darmo. Pieniądz zaś można było wykorzystać na lepsze do wyprawy się przygotowanie.

valtharys 05-06-2013 14:50

Amadeus / Aine

Amadeus przeczytał uważnie co miał do przeczytania i podpisał gdzie miał podpisać. Jego wzrok przykuła czarnowłosa dziewczyna, o ciemnozielonych oczach. Przedstawiła się jako Aine i coś tam mówiła o leczeniu. Amadeus miał kaca toteż pomyślał, że młódka mu pomoże więc gdy i zgłosiła chęć do udziału w tej ekspedycji to podszedł do niej i zapytał:

- Przepraszam...dosłyszałem że zna się Pani na leczeniu... a mnie łeb od samego rana boli... Może zaradziła by Pani temu jakoś ? - zapytał niezgorszony, jakby miał wyjebane co sobie dama pomyśli o nim.

Aine oderwała wzrok od umowy, którą zawzięcie czytała po raz kolejny wyszukując haczyków i treści napisanej drobnym druczkiem. Zlustrowała obcego od góry do dołu po czym powróciła do papierów.

- Popiło się, co? - westchnęła biorąc pióro i podpisując oba dokumenty - Klina klinem najlepiej się leczy, to moja rada. Sprawdzona, wypróbowana. Z dziada-pradziada działa. Lecz się tym czym się zatrułeś.

Wstała lekko z krzesła, porywając jeszcze kawałek chleba i z głodną miną pakując go sobie do ust.

Amadeusz podrapał się po głowie:

- No tak...tylko samemu pić to głupio... Może się dołączysz ? - zapytał bezpośrednio - Znam urocze miejsce, gdzie podają dobre wino... fakt może w środku panuje trochę hałas ale gdzie o tej porze nie panuje

Dziewczyna zastanawiała się chwilę, intensywnie żując i przełykając. W końcu otarła usta wierzchem dłoni i strzepała okruchy, które przylgnęły do jej dekoltu. Raz jeszcze spojrzała na młodzieńca. Nie wyglądał najgorzej, a planów na wieczór i tak żadnych nie miała. Zawsze mogła wrócić do apteki i wysłuchiwać jazgotu starej ropuchy

- Amadeus, dobrze usłyszałam? - wyciągnęła dłoń w jego kierunku - Dołączę, o ile Ty stawiasz. Wyglądasz na takiego, co mu ćmy w sakiewce nie mieszkają więc problemu żadnego chyba nie będzie. Tylko powiedz mi co to za urocze miejsce w którym chcesz leczyć swoje boleści? Trochę już tu mieszkam, z ciekawości pytam bo może nie wszystkie zakamarki miasta poznać zdążyłam.

Amadeus uśmiechnął się szeroko, czyli uśmiech numer 3; słodki i szczery i z pełną radością w głosie i oczach rzekł:

- Koci rzyg... bawiłem tam wczoraj i powiem że karczma jest naprawdę przyzwoita - już nie chciał dodawać jak na standardy mordowni - Postawić mogę...ale pierwszą kolejkę droga Pani... resztę sama musisz zafundować...gachem nie jestem twym... - dodał wzruszając ramionami

- Jakieś honorarium za wystawienie diagnozy i wskazanie najlepszego sposobu na leczenie powinno być. Porady lekarskie to nie jest tania sprawa, mój drogi panie. W dzisiejszych czasach wszystko kosztuje - zaśmiała się serdecznie, a na dnie zielonych oczu błysnęły figlarne ogniki - No ale niech stracę. Jedną kolejkę ty stawiasz, drugą ja...i tak na zmianę. Co do posądzania cię o bycie czyimkolwiek gachem..gdzież bym śmiała?!

Mrugnęła konspiracyjnie i ruszyła do wyjścia, oglądając się przez ramię i wyraźnie czekając aż Amadeus ruszy za nią.

Amadeus przytaknął głową i ruszył za dziewczyną. Gdy już wyszli z budynku i stwierdził, że może zrównać się z nią krokiem zaczął:

- Od dawna tutaj mieszkasz ? - zapytał - Bo nie wyglądasz na tutejszą

- Bo i nie urodziłam się tutaj...nawet się tu nie wychowałam - wzruszyła ramionami przyspieszając kroku i nie patrząc na swojego rozmówcę, jakby bardziej interesowała ją zapyziała architektura - Jetem równie tutejsza co i Ty, z tym ze ja przyjechałam tu jakieś kilka tygodni temu. A co z Tobą, skąd Ciebie przywiało?

Amadeus na chwilę zamyślił się i odpowiedział:

- Cóż...powiedzmy że ja i mój ojciec mieliśmy różne wizje mojej osoby i jej przydatności w tym świecie. Postanowiłem więc udać się na taką oto podróż by przekonać się kim chcę być i co chcę robić. Chyba to nazwać można podróżą by poznać samego siebie. A przywiało mnie z małej miejscowości, może słyszałaś Bogenhafen - rzekł spokojnie

- A w jakiej to prowincji jest? Wybacz, ale na mapach ni w ząb się nie znam - uśmiechnęła się dziwnie, nadal nie patrząc na niebieskookiego. Kroczyła u jego boku, usilnie starając się omijać go wzrokiem. Skinęła ręką pokazując gdzieś przed siebie - Prowadź lepiej do tej karczmy, bo ja mam tendencję do gubienia się na prostej drodze. Napiłabym się już...

- Reikland. To musimy przyspieszyć kroku - tak też uczynił - Nie chcemy by nam wszystkie miejsca pozajmowali - uśmiechnał się

W końcu dotarli do tej uroczej karczmy. Okna były jeszcze całe, choć drzwi lekko z zawiasów już wystawały. W środku zaduch, trochę żuli, paru takich co w mordę by komuś chcieli dać czy pod brzozą zakopać ale miejsce znalazło się. Amadeus zamówił od razu dzban wina i dwa kubki. Gdy kelnerka, która łypiąc groźnie wzrokiem na dziewczynę z którą Amadeus przyszedł, postawiła zestaw wieczorny Amadeus uśmiechnął się tylko do niej lecz uwagę skupił na Aine:

- No i jesteśmy. Mówiłem że urocze miejsce. To powiedz mi Aine, gdzie podziałaś męża i dzieci ? - bez “gry wstępnej” Amadeus zapytał bezpośrednio na wstępie

Aine zatrzymała się przed wejściem i z lekko speszoną miną podziwiała piękno lokalu pod który trafili. Swojskość aż biła po oczach, a niektórych klientów i po gębie. Odchrząknęła, jakby miała zamiar skomentować sytuacje, lecz pokręciła tylko głową i zrezygnowana weszła do środka. Amadeus czuł się tu widocznie jak u siebie w domu, szczęściarz. Gdy w końcu znaleźli wolny i niepołamany stolik bez warstwy wymiocin oraz krwi dziewczyna odetchnęła, jednak ulga nie trwała długo. Gdyby wzrok mógł zabijać to leżałaby już martwa, zasztyletowana momentalnie spojrzeniem dziewki służebnej.

- To z nią tak wczoraj poszalałeś że dziś wyglądasz jakby cię ktoś przeżuł i wypluł? - spytała siląc się na uprzejmość i brodą wskazując oddalającą się kelnerkę. Dała jednak sobie spokój i gdy usłyszała pytanie parsknęła tylko - Aż tak staro wyglądam, żeby posądzać mnie o posiadanie męża i dzieci?


Amadeus napił się łyka i rzekł:

- Wczoraj to było wczoraj, a dziś jest dziś...A co do wyglądu to jeszcze nie wiem.. Wy kobiety umiecie doskonale maskować swój wiek... - wzruszył tylko ramionami - lecz bardziej dziwi mnie to że się zgłosiłaś do tej podróży. Widać...nudziło Ci się … - skomentował jej decyzję

- A jutro będzie jutro - pokiwała głową z ironicznym uśmieszkiem - [i] Wygodne podejście do życia. Praktyczne - [i] zapatrzyła się na kielich i dzban z winem, milknąć na dłuższą chwilę.

- Zgłosiłam się, bo...zaginął ktoś kto bardzo mi tu pomógł i chciałabym wiedzieć co się z nim stało, a w razie najgorszego zapewnić godny pogrzeb. Tak, można powiedzieć że mi się nudziło.

Amadeus spojrzał dziewczynie w oczy i rzekł:

- No to masz powód i to chyba najlepszy z nas. Widzę, że wiesz jak to jest gdy musimy podjąć decyzję, które są dla nas ważne i wtedy dopiero możemy odkryć ile jesteśmy warci. Sądzę, choć mogę się mylić, że skoro zdecydowałaś się na taki krok, to jesteś kobietą, która umie docenić ludzi i zna wartość słowa przyjaźń. Nie powiem Ci czy dobrze robisz, natomiast jest to czyn warty podziwu. Większość zgłosiła się dla pieniędzy, czy chęci przeżycia czegoś och ach...Ty natomiast zaskoczyłaś mnie. Twoje zdrowie - podniósł kubek z winem do toastu

- [i] Jeszcze wieloma rzeczami mogę Cię zaskoczyć -[i] wyszczerzyła zęby przepijając toast. Wino działało szybko, nie potrzebowała go wiele żeby poczuć znajome ciepło i rozluźnienie. Wygodniej usadowiła się na krześle i spojrzała na młodzieńca z zainteresowaniem, malującym się w zielonych oczach.

Amadeus również wygodnie się rozsiadł i polał kolejny raz. Wino było całkiem dobre a dziewczyna ciekawa, choć małomówna. Życie. Może po kilku głębszych będzie bardziej wygadana.

- A co potem...myślałaś już co zrobisz jak spełnisz swoją powinność ? - zapytał

- Wyjadę stąd - z wdziecznością przyjęła kolejną porcję wina i umoczyła w niej usta - Nic tak naprawdę mnie tu nie trzyma. Praca nudna i nie dla mnie, do tego pracodawczyni to stara, wredna żmija...no i jest jeszcze jej syneczek. Głupi, pryszczaty chudzielec, który łazi za mną i maślanymi oczami wodzi. Myśli że nie wiem, że śledzić mu się mnie zdarzyło parę razy. Mam nadzieję, że szybko sprawę uda się rozwiązać, bo jeszcze ropucha wpadnie na pomysł wyswatania mnie z tym gnojkiem. - pokręciła głową bolejąc nad złośliwością losu i ludzką naiwnością.

- No wiesz... może była by z was dobrana para... - zaśmiał się - Mówisz że nie jest w Twoim typie... ciekawe kto jest ? - zapytał się zaczepnie.

- Ktoś kto nie wygląda jak obsypana krostami szczota do podłogi? - prychnęła odstawiając pusty kielich i sama dolała sobie wina. Bardzo uważnie zaczęła przyglądać się rozmówcy, wodząc wzrokiem po jego twarzy i ramionach, po chwili skupiła się na dłoniach trzymających drugi kielich - Taak...bardzo ciekawe kto może w nim być - odpowiedziała unosząc zaczepnie wzrok i opierając łokcie na stoliku. Wychyliła się do przodu, przenosząc tyłek na samą krawędź krzesła - Możesz zgadywać...albo przekonać się na własnej skórze.

- Nie lubię zgadywanek. Wolę...to co realne i rzeczywiste a w zgadywanki niech bawią się wróżbici - uśmiechnął się i przysunął się tak że jego dłonie muskały jej - A co do chropowatej szczoty to faktycznie brzmi mało zachęcająco nawet jeśli chodziło by tylko o umycie nią podłogi... - spojrzał na dzban który ostał się pusty i dodał - Twoja kolej. Chyba że masz dość picia ? - zapytał.

- Chciałam zaproponować coś innego -Aine zaśmiała się nie zabierając ręki - No ale skoro wolisz wino...to będzie wino.

Skinęła dłonią na dziewkę służebną i wskazała pusty dzban.

- Twoja strata... - mruknęła dotykając delikatnie opuszką palca wskazującego dłoni młodzieńca.

- Co się odlecze to nie uciecze - złapał ją delikatnie za rękę by nie “uciekła” i poczekał aż służebna naleje wino. Następnie wziął jej dłoń i palec zanurzył w winie by po chwili wziąć do ust - Tak naprawdę wybornie smakuje - rzekł puszczając jej dłoń

Patrzyła zahipnotyzowana jak jej palec wędruje wprost do ust Amadeusa. Gdy poczuła jak jego język muska wrażliwą skórę sama musiała przygryźć wargi, żeby nie westchnąć. Przyjemy dreszcz przeszył całe ciało, oddech przyspieszył.

Amadeus zobaczył że Aine chce coś powiedzieć, więc położył jej palec na ustach, by po chwili zamoczyć go w winie i delikatnie muskając jej wargi “rozsmarować” je na nich.

- Wiesz czasem lepiej nic nie mówić, a delektować się smakiem wina. Czy kiedykolwiek zdarzyło Ci się spróbować czegoś, czegoś co zwykle smakuje tak samo, lecz w pewnym momencie odkrywasz że ten smak się zmienił. Jest czymś innym, wręcz lepszym a ty stwierdzasz że chcesz smakować go więcej i więcej. Mnie się wydaje, że wtedy, właśnie wtedy czujesz jak nabierasz ochoty na zadurzenie się w tym smaku, i spijanie z niego każdej kropli a im bardziej się będziesz zagłębiać się w tym smaku to zauważysz jak coraz mocniej go pragniesz spijać go coraz bardziej łapczywie. Zdarzyło Ci się to kiedyś? - zapytał szepcząc

Nie odpowiedziała w pierwszej chwili, zajęta powolnym przesuwaniem języka po mokrych od wina ustach. Przymknęła oczy, pochylając się jeszcze bardziej. Stolik nagle okazał się zbyt szeroki, podsunęła więc krzesło odrobinę bliżej mężczyzny. Złapała jego dłoń i chwilę bawiła się palcami, skubiąc je delikatnie wargami i chwytając zębami. W końcu oderwała wzrok od swojej nowej zabawki.

- Czasami...choć to bardzo uzależniające uczucie - zielone oczy patrzyły wprost w ciemnoniebieskie - Trudno je kontrolować, można...zatracić się całkowicie. Spłonąć.

- Tak spłonąć od ognia. Wiesz to tak jak na jednym z rozmów gdy studiowałem mówili że ogień nas rozpala. To prawda, zauważ że gdy czujesz jak ogień trawi Cię od środka, czujesz jak rozpala Twoje zmysły to stwierdzasz, że to uczucie staje się coraz silniejsze. Widzisz oczami swojej wyobraźni jak porywa Cię w swoje objęcia, a Ty czujesz się w nich bezpieczna i pragniesz trwać w nich jak najdłużej bo czujesz że to ten moment, ta chwila kiedy ty jesteś tak naprawdę sobą. Zostawiasz wszystko za drzwiami, i dajesz się opętać żywiołowi i wtedy właśnie wtedy odkrywasz, że jesteś sobą. Ze mną tak jest, że czasem takie opętanie, pozwala odkryć więcej o sobie. - zakończył

Aine wstała z krzesła, wolnym krokiem podeszła do swojego towarzysza. Stanęła nad nim, łapiąc go za głowę i zmuszając do tego, by spojrzał jej w oczy. Stała tak przez moment, napawając się uczuciem wyższości, którego zazwyczaj nie doświadczała, jako że to cała reszta patrzyła na nią z góry. Delikatnie przeczesała palcami krótkie, ciemne włosy Amadeusa, burząc je i wprowadzając w nieład.

- Czego się wtedy o sobie dowiadujesz? - spytała cicho, odsuwając go do tyłu razem z krzesłem i siadając okrakiem na jego kolanach tak, by być zwrócona twarzą do twarzy młodzieńca - Widzisz coś, czego później przyjdzie Ci żałować? Odczuwasz lęk na myśl o tym, że może się to wydarzyć ponownie? A może godzisz się z tym i dajesz porwać...szponom obłedu?

Amadeusz poddał się “woli” kobiety. Nie stawiał oporu. Czekał na jej ruch. Na jej słowa. Gdy usiadła okrakiem na nim poczekał chwilę, choć czuł jak coś wewnątrz jego krzyczało “weź ją zdobądź”. Powstrzymał się uśmiechając się. Jedną ręką odgarnął włosy z czoła dziewczyny i rzekł:

- Na wszystko przychodzi czas i miejsce. Jeśli decyduję się na coś, robię to w pełni świadomie. Każdy czyn jakiego się dopuszczamy będzie miał swoje konsekwencje, i mam tego świadomość. Otchłań jeżeli jest warta tego, to warto się w niej zanurzyć.. - przybliżył się do Aine tak że ich nosy prawie się stykały i wyszeptał - Dla jednych obłęd, dla mnie to po prostu natura, która woła o swoje. Czy kiedykolwiek spotkałaś kogoś, kogo wcześniej nie znałaś, i nagle po kilku chwilach czułaś że ten ktoś jest wyjątkowy na tyle że na zawsze będzie w Twojej pamięci. Czując że ten ktoś da Ci naprawdę wiele, i sprawił że z jakiś tajemniczych powodów sprawił, że zaczęłaś o nim myśleć coraz więcej i bardziej...mocniej - jego dłoń mocniej przycisnęła Aine do siebie, tak że jej nos dosłownie “wchodził” na jego, a jej usta muskały jego..

Zamiast ubrać swoją odpowiedź w słowa dziewczyna wtuliła się w niego mocno, objęła ramionami za szyję i wpiła się w pachnące winem usta. Kręciło się jej w głowie, a bliskość mężczyzny wprowadzała ją w dziwny stan euforii...a może to było tylko wino. Na chwilę obecną postanowiła nie roztrząsać tego, tylko dać się ponieść. Drżąc na całym ciele wsunęła język do jego ust, ocierając nim o przednie zęby i czekając na zaproszenie do dalszej, głębszej zabawy.

Amadeus odwzajemnił pocałunek przyciągając kobietę do siebie mocniej. Chciał czuć jej ciepło, jej zapach. Drugą ręką bawił się włosami a on sam czuł jak pożądanie w nim narasta. Po chwili jego usta oderwały się od jej ust a on sam zaczął całować jej szyję, delikatnie ją przygryzając. Znów ją pocałował w usta, ale tym razem mocniej, jakby chciał wypić z jej warg każdą kropelkę wina. Gdy przestał spojrzał w jej oczy i rzekł:

- Tak, wieczór jest naprawdę uroczy. Jednak chyba nie jesteś gotowa.. jeszcze na to co może wieczór przynieść, więc poprzestańmy na tym - rzekł całując ją w policzek.

Odsuwając się od niej dojrzał ironiczny uśmieszek, błąkający się na wilgotnych wargach i pełne kpiny, rozbawione spojrzenie

- Skąd ten pomysł? - spytała przechylając głowę lekko na bok - [i] Łatwo możesz to sprawdzić, o ile wiesz jak się to robi...A może Ci się nie podobam, co? - [i] spytała mrużąc oczy. Jej dłoń powoli przesunęła się po męskim torsie i brzuchu, drapiąc je lekko paznokciami przez ubranie, by w końcu zagłębić się pod materiał spodni. Czując to, co się tam znajdowało Aine zaśmiała się widocznie zadowolona. Uspokoiła się momentalnie i odpowiedziała za Amadeusa, pozostawiając rękę tam gdzie była - Chyba jednak tak...

- Jest tylko jeden sposób by się przekonać. Chodźmy do Ciebie... - zaproponował w końcu raz się żyje.

- A nie lepiej coś wynająć na noc w tym przytulnym lokalu? Co Ty, nie masz tu kwatery? - zdziwiła się lekko. Uśmiechnięta kręciła głową w politowaniu - Nie szkodzi, coś się tu na pewno znajdzie. Do mnie daleko. Machnij na dziewkę i idziemy na górę

Trollka 05-06-2013 15:03

Tak też się stało. Amadeus podszedł do lady baru i zamienił kilka słów z gospodarzem tego przybytku. Młodzieniec wręczył kilka srebrników a w zamian otrzymał klucz do pokoju. Spokojnym krokiem udał się na górę i otworzył drzwi. Pokój był mały ze stolikiem, na którym stała świeczka. Amadeus zapalił ją i rzekł do wchodzące Aine:

- Zamknij drzwi i podejdź do mnie - uśmiechnął się mówiąc to. W jego oczach można było dostrzec pożądanie.

Dziewczyna mrużąc oczy stanęła przy drzwiach i zamknęła je napierając plecami na drewniane deski. Uśmiechnęła się słysząc metaliczny dźwięk zamka. Zamknęła oczy, próbując opanować przyspieszony oddech i bijące szaleńczo serce. Nie miała do tej pory wielu okazji, by znaleźć się sam na sam z mężczyzną w takiej sytuacji, niepewność ustępowała jednak miejsca rosnącemu podnieceniu. Najspokojniej jak tylko była w stanie zbliżyła się do Amadeusa, zatrzymując się na wyciągnięcię ręki i czekała, nie mogąc przestać przyglądać się jego oczom.

- To Ty chodź do mnie - wyszeptała chrapliwie, oblizując wargi.

Amadeus nie zrobił kroku do przodu. Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. Potem zrobił wykrok do przodu, lecz tak by mieć Aine po swojej lewej stronie. Obrócił się i zbliżył do niej. Dłonią zaczął bawić się jej włosami a on sam pocałował dziewczynę w szyję. Drugą ręką objął ją w talii. Przyciągnął do siebie, lecz tak by stala do niego plecami. On sam zaczął całować jej szyję, delikatnie przegryzać jej ucho. Dłonie błądziły po jej ciele. Delikatnie pierw. Wręcz czule. Wędrowały po jej piersiach, szyi, ustach, udach. Odwrócił ją w końcu tak by móc patrzeć jej w oczy lecz nie pocałował jej w usta. Milczał tak przypatrując się jej by na końcu przyciągnąć ją do siebie i pocałować. Pocałunek był namiętny, a przynajmniej miał taką nadzieję że go tak odbierze.

Przylgnęła do niego całym ciałem, rękoma łapiąc go za głowę, wodząc palcami po policzkach i kościach szczęki, badając fakturę skóry i ciesząc się jej ciepłem. Z pasja odwzajemniła pocałunek, przygryzając delikatnie dolną wargę mężczyzny. Nagle odsunęła głowę i trzymając go za włosy zmusiła do tego by przekrzywił głowę w bok, odsłaniając szyję. Zbliżyła do niej usta i końcem języka przejechała po napiętej skórze wzdłuż tętnicy, zaczynając przy karku, a kończąc przy uchu, płatek którego zaczęła ssać.

Czując że partner nie ma zamiaru się jej wyrwać zwolniła uścisk dłoni. Powiodła opuszkami wzdłuż jego szyi i zatrzymała się na koszuli, zaczynając walkę z guzikami.

Gdy poddajemy się emocjom, pasji i namiętności to zapominamy o wszystkim. Tak teraz było. Amadeusem kierował instynkt, pożądanie, pragnienie. Spoglądał przez chwilę na kobietę, która bawiła się guzikami by po chwili sam zacząć zdejmować z niej koszulę. Gdy to zrobił rzucił dziewczynę na łóżko i przysunął się do niej. Uklęknął przy łóżku pochylając się nad Aine i zaczął delikatnie całować jej ciało. Pierw usta, potem szyję, a potem schodził niżej. Nie spieszył się. Robił to powoli, czule lecz z pasją. Uwagę również poświęcił jej piersiom. Palcami wodził delikatnie wokół brodawek, pieszcząc miejsca zarysu piersi. Gdy poczuł, że dziewczyna przyjemnie reaguje zaczął całować jej sutki, delikatnie je ssąc i przygryzając.

Aine jęknęła, gdy wilgotne wargi zamknęły się wokół jej sutka. Odchyliła głowę do tyłu i zamykając oczy gładziła swojego kochanka po włosach, wplatając w nie palce i przyciskając jego twarz do piersi. Podniosła nogi i oplotła go nimi w pasie, przyciskając lędźwia do do jego brzucha. Zacisnęła mocno uda, starając sie opanować drżenie ciała. Poddała się w pełni uczuciu narastającego pożądania. Po dłuższej chwili zabrała ręce i skierowała je w dół, drapiąc unoszące się nad nią męskie plecy. Kierowała je w dół, zahaczając o pas od spodni. Zniecierpliwionym szarpnięciem dała znać że chce więcej.

Amadeus powolnym ruchem zaczął rozpinać spodnie dziewczyny, cały czas przy tym patrząc się jej prosto w oczy. W końcu pozbawił ją całego ubioru i Aine leżała teraz naga na łóżku. Klęcząc tak z łatwością wziął jedną z jej nóg i położył sobie na barku. Powoli zaczął całować jej nogę zniżając się coraz to wyżej. Usta delikatnie muskały skórę dziewczyny aż w końcu mężczyzna klęcząc zarzucił sobie jej nogi na barki a sam zaczął ją pieścić ustami i językiem. Robił to początkowo powoli, a język zataczał powolne kręgi, delikatnie muskając jej wzgórek łonowy i potem łechtaczkę. Usta całowały jej wargi sromowe powoli lecz mocno. Dłonie w tym czasie bawiły się jej piersiami i sutkami drażniąc je. Amadeus w końcu przyspieszył ruch językiem i teraz ten zataczał koło by przechodzić z góry na dół. Im tętno dziewczyny przyspieszało tym robił to szybciej i mocniej.

Obezwładniające i całkowicie nowe doznanie sprawiło że plecy dziewczyny wygięły się w łuk, unosząc nad łóżkiem, a jej głowa wbiła się mocno w materac. Docisnęła jego dłonie do swoich piersi, by po chwili samej przyłączyć się do wspólnej z nimi zabawy. Na zmianę z Amadeusem uciskała i ciągnęła za sutki, drażniąc nabrzmiałe brodawki paznokciami. Wypchnęła biodra do przodu, wprost na spotkanie ruchliwego języka. Przez myśl przeleciało jej że zachowuje się jak tania dziwka, lecz wszystkie logiczne myśli zgasły w momencie w którym pieszczoty nasiliły się. Mogła tylko leżeć i zaciskać usta powstrzymując się od przeciągłego jęku. Nie chciała dawać mu tej satysfakcji już na samym początku.

Amadeus nie zamierzał jednak przestać. Ciągnął tą grę dalej. Pieszczoty trwały a on sam czuł jak wszystko w nim tężnieje. Wiedział jednak, że nie pora jeszcze i że trzeba pogłębić doznania Aine. Zanurzył się więc jeszcze mocniej pomiędzy udami kobiety, obejmując je mocno nogami tak by mu się nie wyrwała. Język teraz coraz mocniej i szybciej poruszał się pieszcząc jej myszkę. Chciał usłyszeć jęk a wręcz krzyk rozkoszy wydobywający się z ust Aine.

Dziewczyna przegrywała, nie mogła nic poradzić na to co wyprawiało jej ciało. Wiła się i drżała. Każdy dotyk języka rozlewał się falą ciepła od podbrzusza do wszystkich członków. Przyspieszony oddech zaczął się rwać, przyłożyła więc dłoń do ust, zaciskając na niej usilnie zęby. Wiedziała co zaraz nastąpi, prowizoryczny knebel nie był w stanie zagłuszyć głośnego jęku. Świat zniknął jej sprzed oczu, zapadła w mroczną otchłań przyjemności. Zachłysnęła się powietrzem, mocny skurcz przeszył jej ciało. Gwałtowne dreszcze powodowały wiotczenie kolejnych mięśni. Nogi rozsunęły się jej bezwładnie na boki i tylko mocny uścisk mężczyzny utrzymywał je na miejscu. Opadła spełniona na łóżku. Nie była w stanie spojrzeć Amadeusowi w oczy. Dysząc ciężko leżała na łóżku i w milczeniu oczekwiwała na ciag dalszy. To jeszcze nie był koniec, przynajmniej taką miała nadzieję. Poklepała chłopaka po policzku i przyciągnęła wyżej, z zamkniętymi oczami szukając jego ust.

Amadeus pocałował ją. Delikatnie tym razem. Wręcz czule i subtelnie. Sam zaczął rozpinać do końca sobie koszulę, by potem zdjąć ją z siebie. Usiadł na łóżku koło Aine, i rzekł tylko;

- Połóż się na brzuchu - czekał czy wykona jego polecenie

Roztrzęsiona kiwnęła tylko głową, głos odmawiał jej posłuszeństwa. Posłusznie przekręciła się na brzuch, przyciskając policzek do materaca. Zgięte w łokciach ręce zacisnęła na prześcieradle.

Amadeus pochylił się nad dziewczyną i zaczął ją całować. Począwszy od miejsca, gdzieś na wysokości krzyża idąc górę w kierunku szyi i barków. Usta młodzieńca całowały, wręcz ssały skórę kobiety. Kawałek po kawałku szedł do góry, całując ją powoli. Gdy doszedł do barków, zaczał je masować rękami delikatnie uciskając tak by kobiecie dać jak największą przyjemność. W tym czasie całował on jej szyję sprawiają że mogła czuć jak usta jego powoli pieszczą ją. Po pewnym czasie zauważyła, że on sam zaczął całować jej barki a dłonie jego błądziły po jej karku. Amadeus robił to aż Aine była całkowicie rozluźniona. Zsunął się znów na kolana przed nią i rzekł:

- Rozepnij mi pasek. Teraz - brzmiało to jak rozkaz, lecz wypowiedziany szeptem.

Jego głos mamił, hipnotyzował. Nie mogła mu się oprzeć, nie chciała się opierać. Chwyciła pewnie palcami za materiał spodni i powolnymi ruchami zaczęła walkę z paskiem. Mocowała się z nim przez moment, próbując rozpiąć go jedną ręką, podczas gdy drugą gładziła twardą wypukłość, widoczną wyraźnie pod materiałem. Zwlekała specjalnie, przedłużając grę tak długo jak tylko mogła. W uszach słyszała tylko coraz głośniejsze pulsowanie krwi. Nie zwracała uwagi na wilgoć spływającą leniwą strużką po wewnętrznej stronie jej uda, a przynajmniej starała się tego nie robić. Pasek poddał się leniwym zabiegom więc podniosła się lekko do góry i zębami zaczęła ściągać ostatnią część garderoby, jaką Amadeus miał na sobie. Szło to opornie, wspomogła się ręką, chcąc w końcu pozbyć się tej irytującej przeszkody. Z niewinnym uśmiechem spojrzała mężczyźnie w oczy, przekrzywiając głowę, podczas gdy chłodne palce zacisnęła delikatnie na jego nabrzmiałej męskości. Pochyliła głowę i otuliła ją ustami. Najpierw delikatnie całowała samą żołądź, by po chwili przejechać językiem po nabrzmiałej żyle, widocznej z boku członka. Jakby znudzona odepchnęła mężczyznę od siebie i ze śmiechem przetoczyła się na bok,wodząc dłońmi po nabrzmiałych piersiach.

Amadeus przyglądał się temu wszystkiemu ze spokojem. Uśmiech zagościł na jego twarzy, odsłaniając zęby. Zbliżył się powoli do dziewczyny i nagle złapał ją za nogę. Przyciągnął ją do siebie a drugą rękę włożył pod jej podbrzusze i lekko uniósł ją do góry. Wszedł w nią spokojnie lecz stanowczo. Gdy tak się stało, złapał ją za włosy a drugą ręką zaczął wodzić po plecach. W tym czasie poruszał się miarowo pierw ruchem okrężnym, jakby chciał się w nią w wiercić głębiej a potem zaczął wychodzić z niej powoli i wchodzić szybkim ruchem. Mocno i głęboko. Trwało to jakiś czas. Nie pozwalał jej wyswobodzić się z tej pozycji. Chciał ją w ten sposób zdominować i pokazać kto będzie jej władcą. Ruchy stawały się coraz mocniejsze, a ręka trzymająca włosy pociągała ją do siebie, przybliżając ją coraz bliżej siebie.

Krzyknęła z zaskoczenia, gdy wszedł w nią bez ostrzeżenia. Szarpnięcie za włosy zmusiło ją do wykrzywienia głowy do tyłu, sprawiało ból. Wszystkie próby wyrwania się z jego uścisku spełzły na niczym.

Obróciła twarz w jego stronę

- Proszę... - wyszeptała cicho, bardziej dla zasady. Sama nie wiedziała czy prosi o łaskę czy o to, by nie przestawał. Zdała sobie sprawę że jej ciało należy do niego. Poruszała się tak jak on sobie tego życzył. Patrzyła na niego błagalnie, szukając na twarzy oznak czułości. Nie znalazła ich jednak. Pieprzył ją zachłannie, mocno, z bezlitosną miną i zaciśniętą szczęką, przyciągając coraz bliżej do siebie. Aine przestała walczyć. Poddała się unosząc tułów i opierając plecy o spoconą klatkę piersiową kochanka, a jej biodra zaczęły wychodzić rytmicznie naprzeciw jego ruchom.

- P...proszę - usłyszała swój głos z oddali, zamknięta w pułapkę rozkoszy.

Głos kobiety wyrwał Amadeusa z ekstazy. Przestał. Wyszedł z niej i obrócił na plecy. Pocałował ją czule w usta, gładząc włosy. Osunął się na kolana i przyciągnął ją do siebie. Wszedł w nią ale tym razem delikatnie i spokojnie. Pochylił się nad nią, wkładając rękę pod jej krzyż, i zaczął całować jej nagie ciało. Sam poruszał się powoli i spokojnie, potęgując napięcie. Nie spieszył się. Jego “drugie ja” dostało to czego pragnęło i osunęło się w mrok jego duszy. Teraz mógł być sobą. Znów. Poruszał się powoli i rytmicznie, patrząc z góry na dziewczynę. Wodził palcami po jej brzuchu, pieścił jej piersi a potem ją przyciągnął do siebie, tak że dziewczyna siedziała na skraju łóżka. Pocałował ją i znów pchnął na łóżku by zacząć poruszać się szybciej. Zarzucił sobie jej nogi na barki i złapał za uda przyciskając sobie jej ciało do swojego. Trwało tak aż mężczyzna poczuł że szczytuje. Gdy ten moment zbliżył się nie odwracalnie, odgiął się do tyłu w lekki łuk a sam poruszał się coraz szybciej, i szybciej. W końcu puścił uda dziewczyny lekko opadając na nią. Całując i głaszcząc jej włosy.


Gniew dziewczyny osłabł mometalnie. Nie zdążyła złapać oddechu, a Amadeus już stanął między jej udami, przyciągając do siebie. Odpowiedziała na jego zabiegi spojrzeniem pełnym wdzięczności , oczy zaszły jej mgłą, nogi naprężyły się aż do koniuszków palców. Splotła ręce za jego szyją, gdy wzbierała w niej kolejna fala przyjemności. Młodzieniec wyraźnie przyspieszył, ich oddechy zrównały się. Wykonał kilka ruchów tak mocno, jakby chciał się przebić przez nią. Pracował coraz szybciej. Każdemu zderzeniu ciał towarzyszyła coraz intensywniejsza rozkosz. Sapanie przerodziło się w ciche stękanie, Aine przestała jęczeć. Wbiła górne zęby w jego ramię, a z jej gardła wydobywało się przeciągłe wycie. Nagle poczuła jak szlachcic szarpnął się niczym spięty koń i poczuła mocne pulsowanie wewnątrz siebie. Kolejny zryw. I kolejny. I jeszcze jeden.

Delikatnie, wręcz czule obróciła jego głowę w swoją stronę, zmuszając by patrzył jej w oczy podczas kulminacyjnego momentu. Odwzajemniła pocałunki, pieszcząc ustami spoconą klatkę piersiową i szyje kochanka. Przyciągnęła go do siebie i odchylając do tyłu opadła na materac, dysząc mu do ucha, jak gdyby przebiegła właśnie kilka mil.

Amadeus podniósł się po chwili i usiadł na krześle koło stolika z płonącą jeszcze świecą. Zaczął podnosić koszulę i ją zakładać. Uśmiechał się miło do Aine, nie wiedział co powiedzieć. Było cudownie, lecz wiedział że na tym koniec. Przynajmniej na razie. Emocje emocjami, lecz obowiązek obowiązkiem. Tak musiało być. Wstał i zaczął zapinać koszulę.

- Naprawdę...mam nadzieję że było Ci równie dobrze co mi - rzekł z nadzieją w głosie.

Wzrokiem poszukał spodni. Zaczął je zakładać. Chciał zostać..ale nie mógł. Nie spieszył się z tym jednak.

- Nie było tak źle - odparła uśmiechając się do niego i wciągając spodnie - Trzeba to będzie jeszcze kiedyś powtórzyć, w wolnej chwili. Na razie trzeba odpocząć, jutro czeka nas mało przyjemna wycieczka po kanałach.

Kręciła się chwilę po pokoju, kompletując poszczególne części garderoby. Cały czas przypatrywała się Amadeusowi. Nie chciała mu powiedzieć tego, co cisnęło się jej na usta. Nie miało to sensu, bo i tak zbytnio skomplikowała sobie najbliższe kilkanaście dni wspólnej pracy. Podeszła do niego i bez słowa objęła ramionami, wtulając głowę w jego tors.

- Było - szepnęła - O to się nie musisz martwić.

Objął ją. Oczy jednak były nie obecne już. Myślał tylko o zadaniu. Przytulił ją a potem pocałował w czoło.

- Na mnie już czas. Muszę iść - rzekł i udał się do drzwi - Widzimy się rano

Przytaknęła w ciszy i ruszyła za nim, opuszczając pokój. Nie spojrzała już na Amadeusa ani razu, zachowując się jakby w ogóle się nie znali. Wyszła z karczmy, ignorując zaczepki pijanych klientów. Szybkim krokiem kierowała się w stronę apteki myśląc już tylko o tym żeby się umyć. Uniesienie przeminęło, rozwiało się. Pozostało tylko zmęczenie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:34.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172