lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   WFRP: Twierdza u Fundamentów Ziemi: Rozdział pierwszy: Był sobie bór, las i drzewo... (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12943-wfrp-twierdza-u-fundamentow-ziemi-rozdzial-pierwszy-byl-sobie-bor-las-i-drzewo.html)

Stalowy 27-07-2013 19:17

Na wsi niedźwiedź robił spore wrażenie, może nawet większe niż w mieście. Ragnarowi się to nie podobało za bardzo, głównie dlatego że wioskowa ciekawość nie przynosiła wiele ponad głupawe okrzyki gapiów. Kiedy w końcu opuścili wieś, krasnolud i jego niedźwiedź byli zadowoleni z podjęcia dalszej podróży.
Ach! Góry Szare! Ledwie ich stąd posłali w świat, a już wracać trzeba było. No nic. Po drodze będzie mógł zajść do swojej osady i przekazać rodzinie radosną nowinę, chociaż ojciec pewno pierwsze co zrobi to zdzieli go w pysk za wracanie wcześniej niż po roku.

Szli, chlali i napierdalali. Szli, chlali i spotykali bogów. Szli, chlali i zachodzili do wsi.
Nie trzeba było być geniuszem, żeby stwierdzić, iż chlanie szybko im się skończy przy takich przeżyciach. Tak przynajmniej przypuszczał Ragnar, który bardzo dokładnie obserwował poziom płynów w beczkach które niósł Baragaz. Te były coraz lżejsze, co misiowi ułatwiało marsz, ale dobre piwo to dobre piwo w końcu...

xeper 27-07-2013 22:35

Spotkanie z bogami zafascynowało Ogne. Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek ujrzy jakiegoś boga. No może po śmierci, jak umrze to trafi w łapska Kharnatha, Arkhara albo Neiglena. Ale z pewnością spotkanie z norskimi bogami, tak bliskimi krewnymi Czterech Chaotycznych Potęg do przyjemnych należeć nie będzie. Natomiast dużo będzie krwi, macek, brudu i pewnie jakichś innych obrzydliwości. Ogne aż się otrzepał. W Imperium było dobrze, jeśli nie liczyć nieprzyjemnego, długotrwałego incydentu w niewoli. Zemsta była już obiecana, więc tym na razie Nors sobie głowy nie zaprzątał. Podrapał się tylko mimowolnie po ramieniu, gdzie wypalony miał niewolniczy znak i zajął się roztrząsaniem kwestii zawartości gąsiora.

Był nawalony. Wypił co najmniej dwie kwarty wódki, a bukłak wciąż pozostawał pełny. Wyglądało na to, że błogosławieństwo brodatego odpowiednika Morra, którego imienia Norsmen nawet nie znał, było znacznie przydatniejsze niż tylko jednorazowe napełnienie pojemnika. Krasnoludzcy bogowie są niczego sobie, pomyślał i pociągnął łyka ku czci tego, który sprawił mu taki prezent. Zastanawiał się, dlaczego zabójca potraktował bądź co bądź, swojego boga w ten sposób. Chyba musiał być jeszcze bardziej rąbnięty na umyśle, niż przeciętny przedstawiciel jego profesji. Teraz Ogne przyglądał się mu z zaciekawieniem i odkrył, że w wyglądzie brodatego durnia coś się zmieniło. Zastanawiał się co, dłubiąc w nosie i wcierając gluty w rękaw płaszcza. Czyniło go to jeszcze bardziej wodoodpornym, z czego akurat można się było cieszyć, gdyż wciąż padało. W końcu zajarzył! Krasnoludowi odrosły kłaki. Wyglądał teraz jak kudłata wiewiórka. Ogne aż ryknął ze śmiechu, a jego kompani popatrzyli na niego dziwnie.
- No co? – zapytał. – Się zaśmiać nie można?

W umyśle Ogne, otumanionym alkoholowymi oparami zaświtało pytanie, dlaczego tak się stało. I pojawiła się odpowiedź, że być może krasnolud zaczął się szybciej starzeć. Wtedy powinny mu urosnąć też paznokcie i takie tam. Jakoś za bardzo nie chciał się przyglądać rękom zabójcy trolli, bo mogłoby to skutkować wybuchem agresji i niepotrzebną awanturą. Korgan udowodnił, że za bardzo z mózgownicy nie korzysta. Ogne więc wrócił do kontemplacji swojego, bo teraz traktował go jak swoją własność, gąsiora.

Wieś była mizerna. Nie można w niej było liczyć na wiele uciech. Ale przynajmniej o gorzałę Ogne nie musiał się martwić. Pozostawała kwestia prowiantu i dupczenia. Szczególnie tego ostatniego, bo przecież bez jedzenia mógł się obejść, a w ostateczności pożyczyć od któregoś z kompanów. Z dupczeniem było trochę trudniej, nie gustował w krasnoludzkich zadkach i raczej nie podejrzewał brodaczy o skłonności chłopofilskie. Niedźwiedź też nie wchodził w rachubę, a ile razy można sobie wyobrażać gołą elfkę idąc w krzaki?

Wchodząc między zabudowania zupełnie nie myślał o tym, w jakim celu się zjawili w Paag. Przecież mieli załatwić sprawę zabitych przez Morra heretyków. Okazało się, że nie ma co załatwiać, bo bóg uwinął się nad wyraz sprawnie, zupełnie niszcząc ciała. Przynajmniej mniej roboty będzie. Ogne poszedł rozejrzeć się za żarciem i jakąś młódką. Karczma stanowiła dobry punkt do rozpoczęcia poszukiwań. Dziwne czasy! Dawniej, gdy pływał na wyprawy, w karczmie zamknęliby starców i dzieci i puścili z dymem, wiwatując na cześć Kharnatha w akompaniamencie wrzasków bólu i syku płonących ciał, teraz szedł do gospody z zamiarem kupienia żarcia. Żenada, ale takie czasy – już nie był łupieżcą z północy, a najemnikiem na służbie krasnoludzkiego króla. Obłąkańca, ale zawsze.
- Dawaj żarcia na stół, stągiew piwska i znajdź mi chętną dziewkę, która umie mężczyźnie dogodzić – zakrzyknął na karczmarza, ciskając w jego stronę złotą monetę. Podrapał się za swoim uchem, bo to znalezione w kieszeni heretyka wciąż nosił na sznurku, a brud zza paznokcia wyssał i splunął na podłogę. – Żarcie ma być ciepłe. Piwo nie rozwodnione. A dziewka nie musi być wcale chętna! Hahaha!

Złota moneta w takim miejscu jak zapomniane przez świat Paag, czyniła cuda. Ogne dostał co chciał. Wielka micha kaszy i skwarków, których nie trzeba było szukać pośród ziaren. Stągiew dobrze schłodzonego piwa i podająca specjały, zapłakana i z siniakiem na twarzy córka karczmarza. Wszystko za jedną monetę. Prawie darmocha! Dziewka nie była urodziwa, ale Ogne nie miał zamiaru narzekać. Wziął ją w stodole, zarzucając spódnicę na głowę, więc to i tak nie robiło mu różnicy.

W ramach uzupełnienia świadczonych usług, karczmarz dorzucił parę pęt kiełbasy, dwa bochny chleba oraz krąg sera. Może dlatego, że jego córuchna wróciła w domowe pielesze w jednym kawałku i tylko trochę zapłakana. Oczywiście Nors przyjął prowiant i nawet podziękował, ale więcej pieniędzy, na co pewnie karczmarz niecnota po cichu liczył, nie dał.

A potem wyruszyli. Nikt ich nie żegnał i Ogne raczej się nie dziwił. Dziwna z nich była kompania i ludzie zamiast wychodzić na progi, chowali się w piwniczkach, w obawie przed nimi. Wzruszył ramionami, ciężkie czasy. Zaczął padać śnieg, co łupieżca przyjął z wyraźną ulgą. Miła odmiana od padającego deszczu, choć zapowiadająca zimno i ciężką przeprawę na górskich ścieżkach. Przez chwilę smakował płatki śniegu na języku, po czym dołączył do oddalających się towarzyszy. Jak w domu. Czy kiedyś tam wrócę, pomyślał. Po co, natychmiast odpowiedział sobie. Równie dobrze tu może być mój dom.

A potem trafili na koleiny. Zwyczajne, wyryte przez wóz koleiny, które nie wiedzieć czemu zwróciły ich uwagę. Co było dziwnego w tym, że drogą jechał wóz? Nic. A do tego wyglądało na to, że jechał w tą samą stronę co oni. I jak się uda to go dogonią i zobaczą kto zacz? A jak się opłaci to załatwią sprawę, bo podróżowanie wozem będzie wygodniejsze od człapania w śniegu. Się zobaczy.

valtharys 29-07-2013 10:13

Elfka i Rycerz w jednym byli domku

Robert spojrzał na elfkę i dał znak by przygotowała się. Miecz już w dłoni rycerza był, tak samo jak i tarcza. Wiedział, że coś złego musiało się wydarzyć. Czas tykał, i trzeba było podjąć jakieś decyzje.
- Idźmy sprawdzić piwnicę..a potem górę..Nie rozdzielamy się. Pilnujemy swoich pleców - cycki poszły w zapomnienie, nastał czas wojownika.
Ruszył rycerz na dół. Ostrożnie i bacznie. Serce waliło mu a całe ciało było gotowe na atak ukrytego i nieznanego wroga. Choć nie raz sam uczestniczył w walce, która przeradzała się nierzadko w rzeź, to ta sytuacja zrobiła na nim wrażenie.
Piwnica była małym pomieszczonkiem, wielkości może połowy sali głównej. Pełna była skrzyń, beczek, pod jednym z kątów leżała sterta siana, w innym worki węgla drzewnego. Poza tym była całkowicie pusta.
Rycerz ruszył powoli do przodu co by sprawdzić stertę siana, dziubiąc delikatnie w nią mieczem oraz sprawdzić zawartość skrzyń. W końcu nie wiadomo czy gdzieś ktoś się nie schował.
Siano okazało sie puste i nie stawiało oporu. Skrzynie w większości były solidnie pozamykane, czy to pozawiązywane drutem, czy zamknięte na zabite od zewnątrz skoble. Piwnica wydawała sie pusta.
Nemeyeth człapała za rycerzem w ciszy, cały czas rozglądając się nerwowo. Do łuku w jej dłoniach dołączyła strzała, żarty się skończyły. Skoro w pobliżu znajdowali się ludzie mający w swoim posiadaniu Nyefer ostrożność stanowiła główny priorytet. Bez przekonania obrzuciła piwniczkę orientacyjnym spojrzeniem. Widząc że człowiek dźga kupę siana sama podeszła do worów z węglem. Zaczęła rozgarniać je delikatnie, nie wiedząc czego szuka dokładnie. Potrzebowała wskazówki, gromu z jasnego nieba, bądź kopa w dupę - czegokolwiek co rzuciłoby trochę światła na tą dziwaczną sytuację.
Pomiędzy workami z węglem, znalazła wciśniętą damską suknie. Była podarta i poplamiona. głebiej znalazła jeszcze dwie sztuki podartych ubrań w róznych rozmiarach.
Kopała więc dalej zawzięcie, nogami odgarniając poza zasięg to co już znalazła.
Kolejne kilka ubrań, w tym kilka sztuk podartej bielizny, chustki, pusty worek, tyle i nic więcej.
Mrucząc pod nosem coraz to mniej cenzuralne słowa w swoim ojczystym języku, elfka dopadła do ścian i zaczęła uwaznie opukiwać po kolei każdą cegłę, wzrokiem szukając pęknięć i podejrzanych odbarwień. Myśl o tym, że przeoczyła cokolwiek, że przez swoją nieuwagę zostawiła kogoś na pewną śmierć nie dawała jej spokoju.
Widać wściekłośc skoncentrowała jej zmysły gdyż juz po chwili, wciaskajac jakowąś cegłę, wywaliła przejście do marnie zamurowanego pomieszczenia. Był to krotki tunel, długości moze 6 metrów.
Ze zdowojoną energią poczęła usuwać resztę cegieł. Nie patrzyła na to, czy kaleczy dłonie, liczyło się tylko jedno: znaleźć kurwiesynów odpowiedzialnych za zniknięcie wszystkich z karczmy i posłanie ich do piachu.
- Co tak stoisz jak kołek w płocie, pomóż mi z tym - syknęła w stronę Roberta, nie przerywając pracy. Odsunęła się jedynie w bok, robiąc mu miejsce. We dwójkę robota zawsze idzie sprawniej.
Po chwili droga stała otworem. Kortytarz byl ciemny i pusty, lecz pajęczyn w nim nie było.
Korytarz mineli szybko, nie zważając na brudy i syf. Dotarli do niewielkiej, małej salki. Było ona...na pierwszy rzut juz oka obrzydliwa. Przy ścianach zwisały nadgniłe zwłoki nagich kobiet. Podłoga odbarwiona byla od krwi. Na niewielkim stole, po środku sali leżały względnie świeże zwłoki. Ładna dośc kobieta była okropnie zmaltretowana, na jej twarzy pozostał tylko ból.
Nemeyeht stanęła w miejscu, niezdolna do jakiegokolwiek ruchu. Widok był zbyt znajomy, przywołał powódź niechcianych wspomnień, które tak usilnie próbowała pogrzebać na dnie pamięci. Ręce ściskające łuk zaczęły drżeć i w żaden sposób nie mogła tego opanować.
Robertowi na widok zmaltretowanych zwłok, żal serce ścisnął. Krew, flaki, wnętrzności nie robiły na jego żołądku specjalnego wrażenia, a może robiły ale nie dawał po sobie poznać, lecz na twarzy zaczęła malować się złość i gniew. Brwi mężczyzny opadły lekko na dół, skóra na nosie zaczęła się marszczyć a oczy zmrużyły się niczym u kota przed skokiem. Jednym “susem” dopadł do dziewczyny, sprawdzając jej puls i tętno.
Była kategorycznie i bezzasadnie martwa. Sadząc po wyglądzie zwłok, conajmniej od parunastu godzin. Całe jej ciało było pobite i pocięte, jak i zmaltretowane na wiele nierozpoznawalnych dla niego sposobów. Elfka rozpoznawała jednak większość z nich.
- To...ta Twoja panna? - zdołała jedynie wyszeptać drewnianym głosem nadal stojąc tam gdzie stała. Zebrała się w sobie na tyle, by rozejrzeć się po komnacie, szukając kolejnych drzwi, jakiegokolwiek przejścia dalej. Kobietom pomóc już nie była w stanie, pozostawanie dłużej w tym miejscu źle działało na nerwy.
- Nie - Robert pokręcił głową - To nie ona.. - nadzieja w jego głosie się znów pojawiła.
- Przeszukać trzeba ciała, może znajdziemy jakieś wskazówki co dalej - kobieta postawiła krok do przodu, potem kolejny i jeszcze jeden, przełamując powoli otępienie. Zrobiła to co powiedziała, pracą rąk starając się zagłuszyć potok wspomnień. Obrazy z przeszłości mozolnie, ale dały się zepchnąć na dalszy plan. Z całego serca chciała stąd wyjść, wiedziała jednak że potrzebują jakiegoś tropu. Salka tortur, choć makabryczna i pełna atrakcji, nie dostarczyła odpowiedzi na pytanie kto za tym wszystkim stoi.
Robert zaczął przeszukiwać ciała. Śledczym nie był ani złodziejem, lecz zrobił to co mógł. Może fortuna będzie mu sprzyjała.
Niestety ciała były tak splądrowane jak i splugawione, nic przy nich nie było. Może poza zaschniętą krwią, sperma i błotem.
Nemeyeth uważnie przyjrzała się kobiecym obliczom, pragnąc zapamiętać każde z nich. Zasługiwały na pamięć, nieważne kim były i czym się zajmowały. Raz jeszcze przyjrzała się podłodze i ścianom, lecz nie znalazłwszy nic ważnego, szybkim krokiem ruszyła w stronę piwniczki. Zostały do przeszukania jeszcze pomieszczenia właściciela, jego sypialnia i kuchnia.
W pomieszczeniach sypialnych znalazła szmatki i owinięty w nie flakon, już pusty, jeno osad pozostał. Była też sakiewka z ziołami nienznanego przeznaczenia i czerwonoczarna szata. Pozatym ubrania i normalne rzeczy.
Robert widząc że na dole nic nie znajdą spojrzał na elfkę:
- Sprawdźmy pokoje karczmy i jej zaplecze - rzekł i ruszył przed siebie.
Jak się okazało on i jego towarzyszka, stracili tylko czas bowiem nic więcej już nie znaleźli. Tajemnicze morderstwo, zniknięcie towarzyszy i jeszcze Jasmine. Może ją uda się ocalić. Pomyślał.
- Chciałaś pojeździć na koniu, więc masz okazję. Tylko trzymaj się mocno. Może chociaż ją ocalimy... - dokończył z drżeniem w głosie.
Po tych słowach ruszył po Fernanda by pognać z elfką na plecach ku Jasmine.

vanadu 31-07-2013 11:53

Wioska u podnóża gór: w drodze do Bretonii

Rose rozejrzała się przerażona ledwo przenikając wzrokiem ciemność.
-Ale, ale...zająknęła się-kim ty jesteś?-spytała przerażona, niemalże piszcząc
- A jakie ma to znaczenie? sługą swego boga wysyczał napasnik, walac ja ponownie w brzuch.
Nagłe uderzenie wypchnęło powietrze z płuc Rose, aż pociemniało jej przed oczami.
-czemu mnie uwięziłeś?-spytała łamiącym się głosem napastnika
- Bo mogłem usłyszała przed kolejnym ciosem. Po tym ciosie, zostawił ją zwisajacą z pala.

Rose szybko straciła przytomność. Świat odpłynął w ciemność…

Ruppert absolutnie nie ruszony sceną pod nim, zasnął ponownie w swej dziupli na drzewie

Nemeyeth i Robert ruszyli galopem w kierunku lubej pastereczki. Pędem przeskoczyli płot jej domostwa i zeskoczyli pod samymi jej drzwiami, ni to w nie waląc ni stukając. Dom był zaciemniony. Wtem oboje usłyszeli jakowyś hałas, jakby ktoś upuścił talerz czy misę. Po chwili już Robert otwierał drzwi z kopa, by już za moment oboje znaleźli się w sieni naprzeciwko dwóch drabów. Solidne okute pałki śmignęły górę. Ruszyli na śmiałków.

Władca obrączek

Po incydencie z pierścionkiem i krukiem, z pewnymi oporami i w dziwnym milczeniu Ruszyli dalej. Po kilku dniach dotarli do Averheimu. Wynajęli lokum w tawernie, odpoczęli. W końcu nadszedł czas by wziąć się za wykonywanie zadania. Ponieważ Panie spały w najlepsze, akolita sam ruszył ku kupieckiej Gildi. Tam, szybko przyjęty, został wprowadzony przed jednego z cechmistrzów. Miał oto wyjaśnić, co stało się z dostawami wozów i sprzętu. Kupiec spoglądał na niego znużonym wzrokiem.

Spacerowicze

Owocna wizyta we wsi pokutowała wypoczynkiem i lekkim rozleniwieniem. Szliście traktem przez dłuższy czas, nie napotykając nigdzie wozu jadącego przed wami – trzymał widać dobre tempo…albo wy kiepskie. Po prawej stronie majaczyły w oddali szczyty Gór Szarych. Odległe przestrzenie, pokryte lasami, orkami i trupami. W końcu któregoś dnia dostrzegliście przed sobą dymy ognisk. Przed wami znalazło się spore obozowisko wozów, pełne ludzi, gwaru i strażników.

AJT 03-08-2013 11:52

- Victor Toten-Eroberer, przybywam z Nuln, wysłanym będąc przez Herr Gerharda Bauera, by dowiedzieć się, gdzież jest umówiony transport dla niego - spytał od razu, bezpośrednio.
Mężczyzna spojrzał zdumiony na przybysza: -A cóz ma pan niby na myśli, transport wyruszył trzy tygodnie temu, zgodnie z umową. I powinien już był dotrzeć, więc o co panu niby chodzi?
- No nie dotarło nic, toteż temu tu jestem - odparł Victor wpatrując się w faceta.
- Jak pan chce może pan dokumenty zobaczyć. Podatek traktowy oplaciliśmy, ba ochrone z wozami wysłaliśmy, jak było umówione. Jest pan pewien że nie doszłoo? odpowiedział mężczyzna, po czym wstał by zacząć nerwowo chodzić po pokoju -A niech to diabli...
- Nie doszło na pewno - - Victor wciąż spokojnym wzrokiem spoglądał na mężczyznę.

valtharys 04-08-2013 11:23

Jak zdobywano serce dziewiczych pasterek i pragnących konia elfek czyli epicka walka z miotlarzem chaosu



Rycerz i elfka wpadli do domku, już w myślach było “wpierdol dostaniesz głupi pachołku”. Rycerz bez skazy zakrzyknął głośno:

- Ach nikczemne tchórze, co rękę na niewinne dziewcznę smieliście podnieść, szykujcie się na karę - i po tych słowach przypuścił atak na tego, który wyglądał na bardziej tępego

Elfka mniej skora do przemów, sięgnęła po miecz własny i zaatakowała drugiego, tak jak to zrobił rycerz zacny. Nim jednak walkę rycerza dokładnie się opisze, skupmy się na Nemeyeth, która w walce preferowała ciszę. Pierwszy cios sprawił, że stal zasmakowała krwi i było już wiadome z góry, że napastnik nie dożyje kolejnych dni. Zbójca chciał się zrewanżować, ale swoimi atakami co najwyżej mógłby drzewa atakować a i pewne nie było by że by trafił. Elfka za to cierpliwie czekała i drugi cios celnym w ramię przeciwnika zadała. Krew znów zabarwiła na bordowo ubranie wieśniaka, a ten zaczął się pewnie zastanawiać na cholerę mi ta draka. Przypuścił jednak szaleńczy atak po raz kolejny, i trafił elfkę nasz chłopek dzielny. Rozcięcie pojawiło się rękawie, oj zapłacą jej za to te dranie. Kolejne pchnięcie chłopa już zmierzało ku celu, gdy elfka zrobiła piękny piruet, który potrafiło nie wielu. Umknęła sprytnie przed zabójczym ciosem i chłop mógł juz się żegnać ze swoim biednym losem. Rycerz stał w szoku z otwartą gębą oniemiały, gdy wojowniczka skróciła jego żywot cały. Pierw ostrze o milimetry mineło jego podbrzusze by po chwili odciąć mu rękę i zakończyć katusze. Krew się zaczeła lać na wszystkie strony, więc stan czystości elfki został przesądzony. Bordowe plamy pojawiły się na jej ubraniu i twarzy, oj o takim prysznicu nikt poza orkiem nie marzy. Kąpiel będzie Nemeyeth potrzebna pewnikiem ale pierw przypatrzmy się co dzieje z naszym dzielnym rycerzykiem.

Rycerz wparował w pełnej zbroi na swego przeciwnika, będąc pewny że zaraz będzie patrzał jak ten w bólach zdycha. Lecz gdy cios miał już dosięgnąć nieboraka, ostrze uniosło się za wysoko, kurwa co za padaka. Ten już chciał odgryźć się żwawo, lecz atakował cholernie niemrawo. Rycerz na luzie zbijał ataki, w końcu czym jest taki chłopek dla madafaki. Chłopek przypuścił kolejny grad ciosów, i w końcu znalazł sposób..jak miecz swój złamać, i co by nie kłamać, rycerz zaczął się głośno smiać. To wykorzystał złoczyńca zły, i by zranił naszego rycerza gdyby nie...TY opatrzności, co tarczę mu dałaś i zbroję, która chroni ciało moje. Tak można by rzec prosto i uczciwie na to co się stało, bo nie dość że miecz złamał to i sztylet, chłopkowi jednak nadal było mało. Rycerz machał sobie mieczem od niechcenia i cud jeszcze, że nie pochłoneła go ziemia, bowiem wszystkie ataki niecelne były co najwyżej drzewu zapewniły by mogiłę.
Rycerz dał mu nawet szansę poddania się, lecz ten skitował krótko tą propozycję pierdol się. Wulgaryzm niczym nowym dla rycerza nie był, i gdy ten miotłę pochwycił machnięciem ręki zbył. I to był błąd, bo ten jak mu nie przywalił z całej siły, to Robertowi przed oczami ukazały się pradziadów mogiły. Krew trysnęła z ramienia rycerza, gdy kawał miotły przebił mu sporą część pancerza. Ułamana część drewna wystawała z ciała, a Rycerz patrzył w osłupieniu skąd się wzięła taka rana. Bogowie, wręcz Ulryk musiał sprzyjać chłopu, bo ten chciał poprawić mu z półobrotu. Tarcza jednak czasem się przydaje, bo gdy się nią zasłonił, chłopu skrzykneło coś w kolanie. Rycerz uderzył tarczą o miecz, i dał znak teraz chłopie będzie siecz. Chłop również chciał pokazać, że jest mocny kolo i też zrobił podobny ruch ale trafił się ułamaną częścią miotły w czoło. Krew buchnęła z głowy nieboraka, i już wiadomo było, że na Roberta nie ma kozaka. Elfka i rycerz nadal stali w szoku, bo koleś sam się zajebał ładując sobie miotłę w oku. Spojrzeli po sobie niewymownie i czuli, że wygrali tą walkę fartownie. A niby Robert miał poczwara szukać co by mu ze łba kawałki mózgu wydłubać, a prawie byle chłopek go pokonał i Rycerz tą walkę do końca życia w pamięci zachowa.

Morał z tej walki jest taki, chłopek z miotłą jest kawał madafaki i miotła to oręż potężny bo rycerzy zabija a wielu przed jego siłą potem na ziemi klęczy.
Czy wstaniesz po ciosie to już wola boska, nie ma co ryzykować, od razu zajeb młokoska! Honor w buty można schować, nieprzydatny on gdy ktos będzie cie musiał pochowac.

Aeshadiv 04-08-2013 21:21

- Hmm?! Hmmm?!!! - Ruppert przysnął sobie spokojnie na drzewie, a tu nagle jakieś rozmowy pod nim. Najpierw myślał czy aby to nie śmieje się ktoś z niego. Jednak nie! Jakieś gadanie inne to było. Zaciekawiony uczony przysiadł spokojnie na gałęzi i przyjrzał się tym, którzy zakłócili jego odpoczynek.
Na dole stało kilku uzbrojonych mężczyzn. Dwóch z nich skończyło chyba właśnie konwersacje, przynajmniej Ruppertowi wydawało sie że to oni mówili. Byli nieźle uzbrojeni i właśnie gdzieś ruszali.
Mędrzec ze wschodu przyjrzał się im raz jeszcze. Przekrzywił głowę niemal kładąc ją na ramieniu, a następnie upewniwszy się, że jego wózeczek ze skarbami jest dobrze schowany, zszedł na dół. Wykorzystując stare katajskie metody postanowił udać się bezszelestnie za nimi wytężając słuch.
Udało mu się co prawda ukryć przed nimi, ale dość szybko zgubił ich w jednych krzakach. Chwilę zajęło mu odnalezienie ich ponownie. Ujrzał na polance, którą obserwował teraz z krzaków spory oddzialik.
Ujrzawszy wojskowych Ruppert zląkł się. Przyjrzał się swoimi zmęczonymi oczami w co są uzbrojeni i jakie symbole mają na swoich zbrojach.
Symboli nie mieli żadnych, bron była rożna - na pierwszy rzut oka byli to zbójcy, to było jasne. Była to grupka na oko koło dwudziestoosobowa.

- Złodziejaszki zbójcy! Tak tak! To źle źle! Niech się nimi rycerz zajmie! Tak! Wielki rycerz, który walczy ze zbójami! Tak! Ruppert powie rycerzowi. O tym, że oni chcą być bogaci przez nie pokazywanie litości. Co to jest litość? Jakiś obraz? Zbóje malarze? Hmm... - mówił do siebie Ruppert w swoim ojczystym języku. Oddalał się z każdym słowem chcąc powiedzieć o wszystkim bretończykowi.

wysłannik 06-08-2013 12:57

Spotkanie z tym, co niektórzy z jego kompanów nazywało bogami, Korgan zlałby ciepłym moczem gdyby miał ochotę na szczanie. Nawet przez chwilę nie wierzył, że rozmawiał z bogami. Nie byli jakoś majestatyczni ani nie biła od nich żadna boskość, jeżeli można tak powiedzieć. Nie tak łatwo było przekonać do tego zatwardziałego krasnoluda. Spotkanie wyglądało mu bardziej na jakąś sztuczkę. Być może jakiś popapraniec bawił się ich losem. Nie chciał się nad tym zastanawiać dłużej niż było to konieczne. Z tamtej przygody nie wyniósł nic pouczającego.

Podczas drogi do wioski stała się dziwna rzecz, gdy dotąd łysa część głowy nagle obrosła w włosy. Wyglądało to dość dziwnie i komicznie a samego krasnoluda lekko niepokoiło. Miał wrażenie że były to skutki uboczne ostatniej rozmowy z dziwnymi zjawami. Cóż, sam sobie ogolić głowy nie mógł, więc poczekał aż zrobi to ktoś w wiosce, do której zmierzali.
Znalazł się tam jeden pomagier karczmarza, który strzygł miejscowych. Nie był mistrzem w swoim fachu, ale całkiem dobrze poszło mu strzyżenie głowy zabójcy, choć trząsł się przy tym i pocił jakby strzygł samego imperatora.

Dalsza podróż nie męczyła go tak bardzo jak innych. Był krasnoludem i był bardziej odporny na wędrówki, a poza tym nie miał żadnego większego bagażu. Widok Gór Szarych go nieco zmartwił, bo przypomniał sobie związane z nimi wydarzenia. Ale nic... ruszyć tam trzeba było.
W pewnym momencie wędrówki przez trakt ich uwagę przykuł obóz rozbity na drodze. Zbliżali się do niego.

Zombianna 06-08-2013 20:08

Walka zakończyła się dość...niespodziewanie. Opatrzność najwidoczniej czuwała nad nimi, skoro niebezpieczny kmieć padł w końcu pod własnym ciosem miotły i to do tego złamanej. Cała sytuacja była na tyle groteskowa że Nemeyeth przez pierwsze kilka sekund po nagłym zgonie draba nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Rzuciła rycerzowi pytające spojrzenie, lecz widząc że ten zajęty jest wydłubywaniem resztek kija z rany zajęła się czymś produktywnym. Szybko kucnęła przy najbliższych zwłokach rozpoczynając beztroski szaber, a gdy ciało numer jeden nie miało już nic ciekawego w kieszeniach przeniosła swoją uwagę na drugie. Niewiele znalazła, widać zbóje majętni nie byli, nawet miecz leżący obok nich do najlepszych nie należał. Stare ludzkie przysłowie ludowe mówiło że na bezrybiu i rak ryba, tak więc elfka krzywiąc się niemiłosiernie podniosła broń i schowała ją za pas. Swój miecz połamała, a bez broni czuła się niepewnie. Może pomyślałaby nad morderczą miotłą, gdyby ta nie roztrzaskała się na drobne kawałeczki. Oprócz miecza znalazła jeszcze sztylet, trochę srebra, latarnie, oraz dziwny wisior. Zaintrygowana ściągnęła go z martwego i podniosła bliżej oczy, oglądając najnowsze znalezisko.


Jak zahipnotyzowana wlepiała zielone ślepia w srebrną sowę, dyndającą pomiędzy uwalanymi krwią palcami. Nie zastanawiając się dłużej zawiesiła znalezisko na szyi i z zadowoloną miną wstała na równe nogi, kierując się ku dalszej części domu.
W sasiednim pokoju zastała związaną piatke osób: kobietę, dwie panienki i mężczyznę w średnim wieku, oraz młodszego chłopaka. Patrzyli przerażeni.
Elfka podbiegła cicho do pierwszego z brzegu zakładnika i szarpnęła go za ramię
- Porywaczy jest więcej? Jest ktoś jeszcze w domu oprócz nas?
- Mnmnnm usłyszała w odpowiedzi. Taaak, o czyms zapomniała.
Szybko obróciła sie, rozglądając po pomieszczeniu w poszukiwaniu kolejnych drabów którzy akurat zechcieliby skrócić ją o głowę. Złapała profilaktycznie za liczy mieczyk, zżymając się w duchu na partacką, ludzką robotę.
- Mnnmum usłyszała ponownie.
Przykładając palec do ust nakazała więźniom milczenie i dopiero wtedy wyciągnęła knebel z ust jednego z nich.
- Tylko cicho, jestem tu po to by wam pomóc. Jeszcze raz, jest ktoś w domu oprócz nas?
- dwóch z tyłu przy wozie usłyszała, tym razem zrozumiale.
- Teraz cię rozwiążę, tylko spokojnie. Bez gwałownych ruchów - elfka wyciągnęła zdobyczny sztylet i przecięła nim więzy, a gdy człowiek był już wolny oddała mu ostrze mówiąc - Pomóż reszcie, ale nie wychodźcie póki po was nie wrócimy. Najpierw zajmiemy się tymi co przy wozie, a gdy będzie już bezpiecznie wyjdziecie stąd. Nie uśmiecha mi się odbijanie was po raz kolejny, rozumiecie?
Odpowiedzią było jeno skinienie głową.
Rycerz gdy usłyszał że jest jeszcze dwóch złoczyńców, chwycił mocniej miecz i poprawił tarczę. Ruszył biegiem co by dorwać tych niegodziwców, tym razem nie będzie litości i lekceważenia przeciwnika. Czas by dosięgnął ich miecz sprawiedliwości.
Widząc co Robert zamierza zrobić elfka nie marnując czasu chwyciła go za skraj płaszcza i szarpnęła mocno, zwracając uwagę na swoją skromną osobę.
- Pośpiech to zły doradca. Najpierw zobaczmy ilu ich tam naprawdę jest. Wątpie by we czterech takiego bałaganu narobili - wypowiedziała wszystko ciągiem, na jednym wydechu, szanując czas swój i rycerza.
Rycerz nie słuchał. Zrobił co mu nakazywał kodeks i honor.
- Zakuty łeb - mruknęła cicho pod nosem, podbiegając do drzwi i wyjrzała dyskretnie za próg, zapierając się dłońmi o framugę. Robiła to w ten sposób, coby towarzysz musiał wyjść albo razem z nią, albo z oknem.

xeper 06-08-2013 21:36

Leźli polnymi drogami w padającym leniwie śniegu. Było jeszcze na tyle ciepło, że płatki tuż po tym jak opadły na ziemię, topniały. Nie robiło się przez to bardziej biało, a bardziej błotniasto. Nogi, mimo że obute, Ogne miał całkiem przemoczone, co było jednym z powodów jego niezadowolenia. Drugim z powodów, również związanym z butami, był fakt, że ciężko się chodziło w oblepionych wilgotną ziemią buciorach. Ogne człapał w ślad za swoimi towarzyszami, co rusz pociągając z gąsiora, który wcale nie miał zamiaru się opróżnić. Norsmen zastanawiał się, czy aby krasnoludzkie bóstwo nie zaplanowało w przewrotny sposób jego śmierci. Ale przynajmniej byłaby to przyjemność – zachlać się na śmierć.

Podążali za koleinami, które robiły się coraz wyraźniejsze i głębsze. Znak, że zbliżali się do jadących przed nimi wozów i znak, że błoto stawało się coraz bardziej grząskie. Ogne przeszła już fascynacja padającym śniegiem, który wbrew jego oczekiwaniom wcale nie był lepszy od deszczu. Białe, rachityczne płatki po roztopieniu się i tak przeciekały wgłąb ubrania, pogorszając humor. W końcu Ogne zwolnił jeszcze bardziej, zostając na szarym końcu i zerwał listek z rosnącego przy trakcie krzaka. Uwiędły, brunatny liść był wszystkim czego mu było potrzeba do skanalizowania mocy. Przycisnął go do czoła i delikatnie przesunął w dół, na nos, a potem na usta, aby w końcu przerzuć i połknąć. Równocześnie wokoło liścia wizualizował sobie rozchodzące się na wszystkie strony promienie, które wraz z liściem wniknęły głęboko w jego ciało i owinęły go. Wzdrygnął się i otrzepał, gdyż nie było to przyjemne uczucie, ale teraz przynajmniej nie musiał się martwić o wilgoć lejącą się z nieba, w jakiejkolwiek postacie. Jeszcze tylko upewnił się, czy jego towarzysze nie widzieli co robił i nadgonił stracony dystans. Głośno splunął, nieprzyjemny smak starego liścia przykleił się do podniebienia i języka. Zapił wódką. Od razu lepiej.

W końcu dotarli do obozowiska, wypełnionego ludźmi, końmi i wozami. Ogne zatrzymał się i nasłuchiwał. Gwar głosów z obozowiska przed nimi był na tyle głośny, że biwakowicze raczej nie mieli szans zorientować się, że ktoś się zbliża. To stawiało grupę w dogodnej sytuacji.

- Idziemy tam pokojowo czy zarżniemy wszystkich? Myślę, że to kolejni heretycy jakich Morr stawia na naszej drodze, byśmy mogli się wzbogacić - powiedział Nors, delikatnie gładząc wykonany z ucha wisior.
- Od kiedy ty taki do bitki skory, ha? Pewno to kupców obozowisko czy co. - stwierdził Ragnar.
- To odzywa się moja norsmeńska dusza barbarzyńcy - odpowiedział dumnie Ogne krasnoludowi.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:29.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172