lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Saga Kapłanów Żelaza; Brąz - Metal Krwi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/13015-saga-kaplanow-zelaza-braz-metal-krwi.html)

Eliasz 14-11-2014 16:20

Thorina z początku zamurowało na widok Rorana. Widział już wiele okropieństw, ale stan byłego sierżanta potrafił wprowadzić nie jednego w osłupienie. Nie wiedział nawet co powiedzieć, poza “- Cieszę się że żyjesz Roranie ” , chwile później zabrał się za opatrywanie rannego , słuchając jedynie rozmowy. W końcu jednak dodał coś od siebie -

Was chyba te gazy skaveńskie zamroczyły do reszty i to trwale. Zapomnieliście już jak nam się łatwo i przyjemnie schodziło przez studnie w młynie? Jak karków omal nie poskręcaliśmy? A byliśmy zdrowi i wypoczęci. Spójrzcie na te łapy - wskazywał kolejno dłonie Rorana, Galeba, Dirka, Dorrina - O wspinaczce mowy nie ma, na pewno nie w najbliższym czasie. A skaveny jak tylko dojrzą że schodzimy na dół, to nas kamieniami zasypią i tyle tego będzie. Myślicie że długo im czasu zajmie nim się zorientują którędy poszliśmy? Cały czas zostawiamy wyraźny zapach, bo tych ran i krwotoków nie da się ukryć, przejdą kilkanaście metrów po schodach i się połapią w mig, że poszliśmy dołem. Tych z tyłu już odparliśmy jak będzie trzeba odeprzemy ich powtórnie, ale na pewno wtedy gdy wpakujemy się w jakiś dół z kratą. - przez chwilę patrzył z niedowierzaniem na towarzyszy , bandażowanie Rorana zostało dopiero co zaczęte, ale już pewnym było że jak skończy to nie pozostanie na nim wiele miejsca nie objętego bandażem. - Zresztą ty Roranie się nigdzie nie ruszasz przez najbliższa godzinę, muszę cie opatrzyć. - Thorin przytomnie wyciągnął tez dwie suszone śliwki i garść orzechów którymi poczęstował byłego sierżanta.

Gdy kreatura pojawiła się na widoku, strzelec jakby od niechcenia wymierzył w niego Miruchnę, wiedząc że z takiej odległości nie ma szans na spudłowanie. Kilka uderzeń serca później potwór byłby martwy zapewne, gdyby nie to że głos był dziwnie znajomy. Ten stary pierdziel Roran po raz kolejny przechytrzył wszystkich, włącznie z Bogami. Miruchna powoli opadła do dołu, choć przez ułamek sekundy Thorgunowi przeszła przez głowę dziwna myśl. A gdyby tak… Nie, to nie było by ani honorowe ani uczciwe. Cóż skoro Bogowie go oszczędzili musiał być w tym jakiś znak. Zapewne brzmiał by mniej więcej tak “hahah...teraz to macie dopiero przejebane. Trzeba było zostać i bawić się ze skavenami”. Uśmiech dziwny pojawił się na zmęczonej twarzy krasnoluda, który właśnie doszedł do wniosku, że pojawienie się eks-sierżanta, jest równie przyjemne co pojawienie się jakieś nurglowej plagi.
-Roranie cieszę… właściwie nie cieszę się, że Cię widzę ale dobrze żeś żyw. Widzę, żeś po raz kolejny umknąłeś Gazulowi choć patrząc na twój stan.. - strzelec splunął na ziemię soczyście i tylko pokręcił głową. A na koniec dodał smutno -Teraz to na pewno zginiemy - fatalizm się w nim odezwał ponownie.

Thorinowi przyszła pewna myśl , której wcześniejszy brak mógł zrzucić jedynie na zmęczenie - Spróbujcie może zamontować tu jakieś pułapki ? Mi to zajmie sporo czasu - mówiąc dokładnie owijał bandażem Rorana, właściwie wszędzie - Szkoda żeśmy o tym nie pomyśleli wcześniej , gdy broni skaveńskiej i resztek z narzędzi górniczych było bez liku, no ale może da się coś jeszcze wykombinować, cokolwiek? Nawet jeśli skaveny nie wpadną w pułapkę, to będą poruszać się dwa razy wolniej, wyszukując kolejnych. Można by naostrzyć małe szczapy drewna i powbijać je na sztorc by idący skaven podziurawił sobie stopy, zamontować jakiś głaz nad sklepieniem aby spadł na przechodzącego skavena po pociągnięciu linki? Pamiętam że ktoś miał pociachaną linę , w sam raz na takie pułapki. Można wykorzystać kilka bełtów , ba mogę nawet użyczyć nieco trucizny na owe ostrza, może faktycznie udałoby się zrobić coś więcej niż tylko zastraszyć skaveny?

- Dobre pomysły. Ale sił na głazy nie mamy... - rzekł Galeb - Okaleczarki to dobry pomysł. Khmm khmm.. Przydałoby się jakieś przewężenie. Skavy mogą się przeciskać… khrmmm… przeciskać przez szczeliny sprawniej niż my, ale nadal się przeciskają. Jeżeli każdy będzie musiał zacinać się o parę zardzewiałych gwoździ… byłoby dużo lepiej dla nas.

- Zwłaszcza jeśli będą zatrute. Dorzucił Thorin - Poza tym faktycznie można by się nawet kawalątek cofnąć i wzdłuż korytarza , na ścianach i podłodze zamontować takie okaleczarki. Khaidar? Roran? Wy się chyba znacie trochę lepiej na pułapkach niż reszta? Radźcie i montujcie, póki czas - pierwszą uwagę skierował do opatrywanego Rorana drugą do Khaidar. W międzyczasie wyciągnął też buteleczkę na której namalowana była czaszka. - Możecie tego użyć, ale oszczędnie, dobrze by było gdyby zostało trochę na bełty i silniejszych przeciwników.

- Eh jęknał krasnolud siadając gdzie stał -Fakt, nie zleze tam ale zleść ktoś musi... Siły zaczęły go dziwnie opuszczać. - W każdym razie...w każdym razie z kratą dacie sobie radę.

- No ale po co mamy tam schodzić? zapytał zdziwiony medyk. - Większość z nas i tak nie jest w stanie się przeprawić tą drogą, mówiłem już. Inna sprawa to wykorzystać jakoś ta kratę do zablokowania tunelu za nami. Gdyby się dało ją jakoś wcisnąć i zaklinować solidnymi uderzeniami młota, tak aby cholerstwo wlazło za nierówności skały, przejścia i nie dałoby się go z powrotem wyciągnąć… zaklinować w każdym razie kratę. Skaveny jej nie przegryzą a nim ją usuną minie znowu trochę czasu. zaproponował Thorin.

- Kto nie może pójść to się go opuści...o kracie zapomnij...ma średnicę jak już mówiłem pięciu kroków co niezbyt jest wymiarowe z tunelem a umocowane są na śrubach wielkich jak bochny. Z łatwością można zrobić dziurę w kracie na krasnoluda by dało się zejść lub wygodnie kogoś puszczać na pięciometrowych odcinkach ale całej nie wyciągniecie objaśnił.

- Więc jeśli da się zrobić dziurę, to kratę z tej dziury można już swobodnie zamontować w przejściu. - stwierdził Thorin

- Tak… Można. To by dało faktycznie czas na spokojną ewakuacje dołem. Przy naszym zapasie liny możemy szybko przenieść się dwa poziomy w dół a dalej będzie my bezpieczni...skał na nas nie zrzucą, do tego służą te sita w końcu, nie? By zatrzymywać skały uśmiechnął się długobrody.

- Nie jeśli w sitach będą dziury którą sami zresztą zrobimy, poza tym powtarzam, nawet na noszach czy jakiś prowizorycznych nosidłach to wciąż praca ponad nasze siły i nasz stan. Huran mówił wyraźnie , to daleka droga w dół, co chwila zatrzymywana na wyrąbywanie sobie przejścia prze kolejne kraty, cały czas pod naporem wody! Gdybyśmy byli zdrowi to i owszem można by próbować ryzyka, ale w obecnym stanie to karkołomne zadanie, ponad nasze siły. - Thorin był zupełnie nie przekonany, na szczęście i tak był zajęty bandażowaniem by przejmować się prowadzoną dyskusją. - Skupcie się lepiej na pułapkach, szkoda czasu. - stwierdził na koniec i odpuścił sobie próby przkonywania. pod nosem tylko mruknął - Jak jeden czy drugi spadnie i się zabije to wam przejdą głupie pomysły.

- Tak.. masz racje...i to wciąż lepsze niż główna, górna droga. W sitach dziury nie będą przecież na całą szerokość, jak to sobie wyobrażasz, niewielki otwór przy brzegu i tyle, kolejne w różnych miejscach by prześwit się nie pokrywał i tyle… Może to i karkołomne ale iść górą to wejść prosto na wroga i zdechnąć, co do tego nie mam… Roran zakasłał solidnie -Żadnych wątpliwości

A kto mówi o wrogu? Zapomniałeś już że skaveny ruszyły na Azul? Prawdopodobnie mamy przed sobą kawał czystej drogi, łupaliśmy przez kilka dni w ścianę tak że niosło się po całym podziemiu chyba. gdyby tam dalej , przynajmniej w najbliższej odległości miały być jakieś skaveny to już dawno by ruszyły sprawdzić źródło tego łupania i zżarłyby Ergana na śniadanie, ciebie zresztą też po drodze.

- Nie gadał głupot...może ich tu nie ma ale to bestie lecz przebiegłe. A na pewno takie są gobasy co oblegają to miasto. Każdy wie że jeśli to miasto padnie, kto żyw będzie uciekał w góry….jak ostatnio, a to oznacza że każde znane czy choćby podejrzewane wyjście musi być strzeżone...a okolice góry są patrolowane przez zbrojne zagony. To nie wojna w starym stylu, to pułapka do wyrżnięcia Azulczyków… Nie dopadły nikogo teraz ale nie ma opcji by to wyjście nie było zabokolowane skoro to normalnie znane i wykorzystywane wyjście z kopalni pokręcił głową trochę już zirytowany zbójca. Kheh, znów dopadł go lekki kaszel.

- Bardziej prawdopodobne że przy wyjściu natkniemy się na ludzi - stwierdził Thorin - Najemnicy z Estali Thilei, Imperium, już tu są i mamy na to dowody. Skaveny musiały dopaść jakiś mniejszy oddział i zebrały trochę skarbów, w tym świeży dowód datowany na miesiąc temu. Zresztą gobliny, ludzie czy skaveny czające się przy wyjściu, to wszystko to domysły i przypuszczenia, zaś wspinaczka przez kraty w dół to niemal pewna śmierć. Nie mamy sił na takie karkołomne działania i nie ma tez gwarancji że i to wyjście nie zostało przez kogoś obstawione. Wykorzystajmy fakt, że główne siły skavenów ruszyły na miasto i wychodźmy z tych podziemi czym prędzej. Schodzenie przez kraty będzie bardzo czasochłonne , co chwila postój i rozprawa z kratami, potem znowu nosze spuszczanie rannych, tobołków, nawet najzdrowsi są wyczerpani, w tych warunkach nie trudno o wypuszczenie śliskiej od wody liny z rąk. Thorin na chwile zaprzestał bandażowania bardziej ze zmęczenia psychicznego niż fizycznego. Musiał zebrać kilka głębszych oddechów i oddalić zdenerwowanie , kto jak kto ale Roran nie jednego potrafił wyprowadzić z równowagi.

Thorgun stał i milczał. Przysłuchiwał się temu wszystkiemu w spokoju, paląc fajkę. Brwi krasnoluda co jakiś czas unosiły się do góry, jakby cała ta rozmowa zaczynała go irytować. Podszedł więc do Detlefa i rzucił do niego pół-szeptem:
-My tu pierdu pierdu, jak dziwki na drodze, a szczury zapewne gdzieś tu są. Chcą se dziergać z drewna kołeczki ich problem, chcą się spuszczać po linie ich sprawa.. Do walki to połowa z nas się nie nadaje, chyba że Galeb, Roran, Dorrin i Dirk zamierzają wroga zagryźć na śmierć czy zagadać. - rzucił na koniec ironicznie. Tak czy siak nie zamierzał stać jak kurwa czekająca na klienta, a w tym przypadku niczym świnia prowadzona na rzeź, tylko sprawdził czy Miruchna jest gotowa do strzału. Gdy tak było, zajął jakieś miejsce i wypatrywał zagrożenia.
Thorin wzruszył jedynie ramionami i zwrócił się do Detlefa - Mogę przerwać jeśli bardzo tego chcesz - stwierdził po prostu, choć w oczach czaiły mu się ogniki, widać miał do powiedzenia znacznie więcej obecnemu “sierżantowi”. Przez ta krótka chwilę kiedy rozmawiali zdołał zabandażować jedynie rękę Roranowi. Po prawdzie to nawet tego dobrze nie zaczął, oczyszczanie rany trwało bowiem dość długo, trzeb było wyciągnąć strzępy pancerza wtopione w skórę oczyścić, usunąć martwicze tkanki, przemyć spirytusem co brzydsze fragmenty i ocenić pod kątem gangreny i zakażenia, w końcu Roran przebywał sam przez trzy dni z otwartymi ranami bez żadnej lekarskiej pomocy. Aż dziw brał, że tak dobrze znosił działania medyka, przypuszczalnie Roran utracił czucie, miał tylko nadzieje że czasowo a nie na stałe. - Mogę przerwać - spojrzał raz jeszcze w kierunku Detlefa - i zająć się przecinaniem kraty, bez narzędzi których nie mam, a potem wspinaczką na której się nie znam. Ostatnim razem zwichnąłem sobie ramie a i to można było uznać za łut szczęścia, bo mogło być gorzej. Thorin przerwał działania i czekał na decyzję Detlefa, czekanie było zresztą nie dość dokładnym opisem. Wyglądał bardziej jak bomba przy której ktoś odpalił już lont.

- Czekajcie. Dość dyskutowania - trzeba nam działać. - Detlef wytrącił się z zamyślenia. - Thorinie - zajmij się proszę Roranem. Będziesz miał tyle czasu, ile trzeba żeby wstępnie go opatrzyć. Niestety nie mamy czasu na pełny zakres pomocy dla kogoś w jego stanie. - Stwierdził. - Pójdę teraz z Khaidar naprzód, a wy bądźcie gotowi - wróg może nadejść z tyłu i z przodu. Wrócimy niebawem. Na czas mojej nieobecności wykonujcie polecenia Grundiego. Grundi - upewnij się, że każdy będzie przygotowany.

PanDwarf 16-11-2014 13:45

Niespodziewane spotkanie z Roranem, który wyglądał niczym zombie wstrząsnęło mocno krasnoludem. Nigdy w życiu nie widział tak zmasakrowanej osoby na dodatek wciąż dychającej i żyjącej. Nie mógł zrozumieć jak ktoś z takimi ranami był w stanie nie dość że nie umrzeć, to z upartością kroczyć dalej by ratować swoją skórę. Sam będąc na jego miejscu umarłby albo leżał gdzieś dogorywając jako na wpół martwy strzępek.

Upartość krasnoludzkiej rasy i siła z jaką opierali się śmierci i wszelkim przeciwnościom tego świata zakrawała na co najmniej legendę.

Co więcej, napotykając się na swoich towarzyszy był pierwszym skorym do działań i pomysłów, które wylewały się niepowstrzymanym potokiem z jego ust niczym plaga skavenów zalewająca świat.
Czy aż taką witalnością szczycił się Roran? Wręcz nadkrasnoludzką iż mógł nie zważać na śmiertelne poparzenia i liczne braki w tkankach? Do tego zachowując całkiem niezły nastrój…

Kyan nie potrafił odpowiedzieć tę szokującą zagadkę. Czyżby sami Bogowie sprawowali nad nim pieczę?
To było za wiele na umysł jednego prostego krasnoluda, a głowa mu już pękała od rozważań.
Na dodatek szczęka go tak napierdalała iż myślał że szału zaraz dostanie, jednak mimo to musiał włączyć się w dyskusję wyjaśniając drużynie co wie o tych korytarzach i ich przeznaczeniu.
Bełkotał i seplenił tak że samemu ciężko mu było zrozumieć słowa które wypowiadał, starał się mówić zwięźle i konkretnie by jak najszybciej zakończyć te cierpienia. Westchnął ciężko gdy w końcu skończył.
Towarzysze dalej intensywnie dyskutowali z dowódcą, on jednak nie zamierzał narażać się na kolejne spływające fale bólu.

Gdy padły rozkazy Kyan wyraźnie się skrzywił, wiedział że marnują czas, wiedział że mają jedyną drogę z możliwych i wypuszczanie się na rekonesans to marnotrawienie go. Zbytnia ostrożność dowódcy może mieć wręcz odwrotny rezultat i narażać ich na jeszcze większe ryzyko.
Na pomysły o schodzeniu kominem zamiast ruszeniem schodami, które prowadzą w to samo miejsce jedynie pokręcił zrezygnowany głową.

Oczywistym było iż większość towarzyszy nie utrzymałaby nawet liny w dłoniach, opuszczanie ich następnie dobytku wycieńczyło by do reszty cała drużynę, na dodatek rozkuwanie sobie przejścia zajęłoby w ich stanach dużo za dużo klepsydr i sił, do tego ta procedura musiałaby być powtórzona niezliczoną ilość razy. Mało kto umiał się wspinać, wszystko by przemokło wraz z oświetleniem i prowiantem. Nie wspominając o skrajnym wymrożeniu organizmów podczas tego wszystkiego.
Dzięki wstawiennictwu bogów dowódca wycofał się z tego pomysłu zawczasu.

Gdy zwiad ruszył, Thorgun zajął się czuwaniem w głębi tunelu skąd przybyli, a Huran w drogę która mieli zmierzać…

Kyan ciężko zamyślony spojrzał pod nogi i skrzywił się wyraźnie, oczy zaczęły intensywnie badać podłoże. Przyklęknął, delikatnie przejeżdżając ręką po jak mu się wydawało śladzie, który jakimś cudem nie został zadeptany przez towarzyszy. Wziął grudkę ziemi i powąchał ją, jego ruchy nagle stały się bardzo dynamiczne, przemieszczał się nisko pochylony z miejsca na miejsce, wzrok i węch pracował na maksymalnych obrotach. Po czym zaczął mamrotać do siebie, lecz na tyle głośno że było go słychać

– Skafeny… byly tu… – wymamrotał nerwowo

Doskoczył dwa kroki w przód niczym na leżąca zdobycz, kolejne ślady… Uniósł łeb spojrzał na drogę której pilnował Thorgun, a następnie w stronę Hurana.

- Psybyli… se schodóf i lusyli… tam… – wskazał na Thorguna

Ślady doprowadziły go także pod sam komin, mamrotając pod nosem niezrozumiale tym razem dla reszty towarzyszy. Przekręcał głowę to na lewo to na prawo wwiercając się wzrokiem w podłoże, badając je i wąchając, prowadził palcem po wyraźnym dla niego śladzie. Ktoś inny wpatrując się w to miejsce choćby rok nic by nie zauważył. Nagle wyprostował się splunął na ślad i odwrócił się do reszty

– Bylo tu…Cos… dusego… silnego… o wielkich pasulach… sculoogl… lub jakis dsiki mieskaniec tuneli … – zmarszczył się mocno tropiciel

Krasnolud nagle wzmożył swą czujność… starał się określić od jak dawna te ślady tu spoczywają…

– Jeśli w ciomgu klepsydly nie wlócom lusamy ich tlopem… tu ni jest bespiecnie…- skwitował

Fyrskar 16-11-2014 15:19

Mikstura Thorina wzmacniała, dawała nowe siły. Pozwalała Dorrinowi spokojnie myśleć.

Dorrin nie witał Rorana. Gdy reszta oblazła długobrodego jak muchy, on siedział gdzieś z boku, nie włączał się do dyskusji. Nie przeszkadzał.

Nadal… nadal niezbyt go lubił, ale… ale fakt, że przeżył coś takiego był… godny szacunku. Może coś w ich wzajemnym podejściu do siebie się zmieni? Może…?

W końcu przeżyć to, co przeżył Roran - to było warte podziwu. Może źle go ocenił? Uznał, że musi porozmawiać z Roranem, gdy ten się obudzi.

Podszedł do ściany jaskini, obejrzał ja. Popukał zdrową ręką. Węgiel kamienny, spore złoże. Łatwe do wydobycia.

Górnik rozmyślał jakiś czas nad walorami węgla kamiennego, nad sposobami wydobycia go skały. Była to rzecz na której się znał. Jedna z niewielu, niestety.

Dorrin dużo rozmyślał ostatnimi czasy, dużo zastanawiał się nad swoim życiem. Kim był? Co osiągnął? Nic, prawie nic. Wzbogacił się, po prawdzie całkiem mocno się wzbogacił. Przeżył w sytuacjach, w których inny krasnolud by zginął, postradałby zmysły.

A on żył.

Ale nie cieszył się. Bo nadal był tym samym Dorrinem Zarkanem. Był kimś, kim nie chciałby być.

Zerknął po twarzach towarzyszy. Stężały, przeżyli więcej niż ktoś mógłby sobie wyobrazić. Byli uparci, po krasnoludzku uparci. Dlatego żyli. Przynajmniej w pewnym stopniu.

A on wciąż był tym samym Dorrinem Zarkanem.

Choć… można to zmienić. A najpierw trzeba postawić pierwszy krok.

Wziął łyk z bukłaka. Łyk wody. I podszedł do Galeba.

- Hmmm... Galebie? - zaczął zwracając na siebie uwagę kowala - Ja… mam taką prośbę do ciebie. Chodzi mi o… pismo. Czytanie. Znaczy się, ten tego…

Westchnął. Pierwszy krok. Krok, który postawi, krok który zmieni to, kim jest. A przynajmniej Taką miał nadzieję.

- Chodzi mi o to - rzekł - abyś nauczył mnie czytać i pisać? Byłbyś w stanie?

Manji 16-11-2014 18:51

Przez trzy dni przymusowego wypoczynku Dirk spał, posilał się, uzupełniał stan płynów w organizmie pijąc wodę wzbogaconą ziołową mieszanką, którą często popijał z manierki, wcierał czerwony łój w zranione kolano mimowolnie wsmarowując maść w spalone dłonie. Przykładał do czoła na zmianę kamień i kawałek metalu, które otrzymał od górnika. Nie mógł w pełni używać swych dłoni, dlatego zajął się rzeczami, które mógł teraz robić, czyli czytaniem.

Wśród znalezionych rzeczy przez Detlefa była książka oraz jakieś skaveńskie listy. Traktat o budowlach i rusztowaniach, choć nie był z dziedziny Dirka zainteresowań to i tak był odskocznią od sytuacji w jakiej się znalazł. Dirk zaczytywał się przy każdej okazji, gdy drużyna tłukła kilofem w skałę, a on nie spał, w pomieszczeniu było wystarczająco jasno aby mógł swobodnie czytać. Poza czytaniem nie mógł wiele zrobić. Przeglądając księgę, znalazł dwie luźne kartki, którymi Dirk zainteresował się okrutnie.


Już po kilku chwilach zorientował się, że ma do czynienia ze skaveńskim pismem. Dwóm kartkom skaveńskiego pisma, od tej pory, Dirk poświęcał całość swej uwagi.


Thorin w wolnej chwili także zainteresował się księgą o budowlance i architekturze. I gdy na głos wyraził swą opinię Dirk potakująco kiwał głową, gdyż doszli obaj do podobnych wniosków. Z tą różnicą, że Thorin doczytał się tam, że armia ludzka stoi u bram Azul bądź w pobliżu, dla Dirka było jasnym, że armia zwołana przez Gorfanga rosła i była wciąż uzupełniana. Przesłuchiwany skavem mówił o tym, że wszystkie klany skavenów i orków zostały zjednoczone przez strasznego wodza. Dowody, które Dirk miał teraz w ręku potwierdzały te słowa. Urgrimson postanowił zachować te informacje dla siebie, normalnie by się nimi podzielił, ale tu z tymi Khazadami sprawa wyglądała zupełnie inaczej, oni zwyczajnie nie słuchali lub nie rozumieli co się do nich mówi. Dwie skaveńskie karty, które znalazł w książce, bardzo niechętnie uwalniały swoje tajemnice. Po dwóch dniach Dirk miał pewność, że jedna z kart to rozkazy dla skavenów od Gorfanga, orczego przywódcy. Ta informacja była zgodna z informacjami jakie Dirk wydobył od przesłuchiwanego skavena. Większość tekstu była chaotycznie spisana i bardzo nie jasna. Cel misji skavenów umykał Dirkowi, nie znał wszystkich słów, przez co mógł się jedynie domyślać znaczenia całych zdań. Jednak najciekawsza była druga kartka, która była mapą. Informacje, które Dirk z niej wyczytał przeraziły go i gdyby nie bandarze wszyscy mogliby dostrzec bladość Dirkowej twarzy. Sposób w jaki skaveny rozumowały fascynował i przerażał Dirka. Skaveni nie tylko potrafili rozumować przestrzennie tak dobrze jak Khazadzi, oni rozumieli przestrzeń w zupełnie innym, nieznanym Khazadom, wymiarze. Aby to zrozumieć Dirk musiał przypomnieć sobie lekcje alchemii, gdzie nowatorskie zrozumienie przestrzeni złożonej z niewidocznych gołym okiem cząstek przeczyło logice przeciętnego Khazada, tak samo jak liczba zero. Mapa spisana przez skavenów była funkcją o trzech zmiennych, genialne a tym samym straszne. Do Dirka dotarło, że skaveny swoją myślą techniczną bardzo wyprzedzającą myśl Khazadzką. Dirk chciałby zrobić notatki, jednak nie mógłby utrzymać kawałka węgla w poparzonej dłoni, nie wspominając już o naostrzeniu go. Więc siedział, egzystował i rozmyślał o zdobytych informacjach, o sytuacji w jakiej się znalazł, o Aście, oraz o spalonych ciałach, które przy odrobinie dobrej woli i dostępie do laboratorium mógłby częściowo lub całkowicie przywrócić dawny stan drużynników, sprzed spalenia. Siedząc tak przeszukiwał zbiory swego umysłu, zastanawiał się nad skladem leku, który nie tylko leczyłby poparzenia, ale także by zarost mógł ponownie zagościć na spalonych twarzach.
Dirk rozmyślał, postanowił część informacji przekazać pozostałym. W związku z tym wyczekał na moment gdy wszyscy w ciszy usiedli i posilali się.
– Informacje, które uzyskałem od skavena, którego przesluchiwałem pokrywają się z tymi tu. – Dikr pokazał dwie kartki skaveńskiego pisma i puścił je w obieg. – Pierwsza z kart to bezpośredni rozkaz do klanu skavenów od samego Gorfanga. Jednak cel rozkazów mi umyka. Książka architekta oraz załącznik z datą wskazują skąd przybyli wojownicy, których pogromiliśmy. Druga karta to mapa. Informacje, które z niej wyczytałem najlepiej jak bym skonsultował z Azulczykami znającymi podziemia, Kyan jesteś jedynym, który by mógł mi pomóc w odczytaniu mapy, a tym samym odkryciu celu skavenów, które zatłukliśmy.

- Czy znacie okolice averheimskiej granicy z Wissenlandem, a Karak - Angazhar oraz okolice wsi Merfeld? - Zapytał Dirk wszystkich zebranych w komnacie oczyszczarki, gdy wszyscy się posilali wraz z cudownie ocalałym Erganem.

- Merfled. Merfeld. Takiego sioła nie znam, co się zaś tyczy Angazhar to będzie ze dwa tygodnie drogi wozem stąd, wcale to nie nasze okolice. - Odpowiedział Huran, drapał się po brodzie mówiąc.

- Dwa tygodnie, powiadasz. Wozem. Te ubite skavy dotarły tu w 36 dni. Dodatkowo przybyły z imperium na wezwanie orczego wodza. Ciekawe co jest tam. - Dirk machnął poparzona ręką. - Ciekawe jak wiele jest tam skavenów i zielonych. Stawiam sztukę złota na to, że wyrwiemy się z oblężenia, ktoś się zakłada?

- Jak świat światem to pewnym bym nie był czy skaveny z orkami w zmowie być mogą, ale cholera tam wie, mogę się mylić, nie pierwszy i ostatni raz mam nadzieję, hehe. Zresztą wcale nie jest wiadomym czy to one to ze sobą dzierżyły z krain ludzi, może znalazły po drodze albo podróżnika obrobiły który gdzieś w okolicy był. Coś jednak szczury ciągnie pod górę, pewnie zwęszyły łatwy łup przeklęte kreatury. - Huran splunął siarczyście flegmą na skałę i otarł z plwociny usta rękawem.

- Nie ma co spekulować. Skavy mogą być z zielonymi albo nie, dla nas nie ma różnicy, w przeciwieństwie do Azul. - powiedział Dirk.

Thorin przysłuchiwał się rozmowie wydłubując brud pod paznokciami szczątkiem z kusz skaveńskich, które pociachał Ysassą na opał gdy tylko okazało się że nie zabierają ich ze sobą. - Jak będzie chwila to możemy spróbować wspólnymi siłami odszyfrować resztę tekstu z rozkazu Gorfanga. Całkiem dobrze idzie mi odczytywanie trudnych lub ukrytych rzeczy, co prawda może to zająć trochę czasu , ale warto spróbować. Wieści które odczytałeś z tych papierów są w każdym razie bardzo niepokojące. - stwierdził nieco zasępiony Thorin.

- Warto także byłoby odczytać mapę. Drogą, którą tu skavy dotarły, my moglibyśmy wyjść. Jednak do odczytania mapy potrzebny nam ktoś, kto ma także wiedzę o tunelach Azul. - Dirk co jakiś czas poprawiał bandaże, które przeszkadzały w mówieniu.

Thorin skinął głową spoglądając na Hurana i Kyana. - Dokładnie, jeśli rozpoznacie choć odcinek, choć kawałek mapy , zwłaszcza miejsc gdzie byliśmy, być może będzie można z niej skorzystać, choć proste to na pewno nie będzie. Pamiętam jak sam kreśliłem mapę tuneli gdy ostatnim razem opuszczaliśmy Azul, wątpie by ktokolwiek inny mógł połapać się w moich gryzmołach - rzekł uśmiechając się na wspomnienie tamtej przeprawy. - W zasadzie mogę też sam spróbować , kartografa nie mamy a kto wie może to doświadczenie jakoś mi pomoże zorientować się w bazgrołach skaveńskich. Skończywszy wydłubywanie brudu, Thorin nałożył rękawice i wyciągnął zdobyczne sztylety do rzucania i przemieszczał je pomiędzy palcami przyzwyczajając dłonie do ich ciężaru, wielkości i zasadniczo obsługi.

- Chodzi o to, że ta mapa to nie taka mapa jaką od razu widzimy oczyma wyobraźni. Ani nie jest to Thorinie ręczny szkic mapo podobny. Ta mapa to bardziej bodźce, które są charakterystyczne mogą to być odczucia i zapachy, wilgotność, ciepło zimno i wiele innych. Jednak mapa ta na nasze szczęście zawiera bodźce wizualne. Dzięki temu i potencjalnej znajomości terenu przez Azulczyków, moglibyśmy poznać trasę, którą pokonali skaveni. - Dirk dokończył zdanie z ciężkim wydechem człeka utrapionego.

- Pozostaje też schwytanie skaveńskiego jeńca i wyduszenie z niego informacji odnośnie mapy czy drogi w ogóle. Dopóki będzie widział szanse na przeżycie dopóty będzie współpracował. Póki co to zresztą nie ważne, wrócić się nie możemy, a droga przed nami prosta. Będzie problem gdy dotrzemy do rozwidleń, a bez nich , nie potrzebna nam mapa skoro i tak mamy tylko jedną drogę - stwierdził na koniec Thorin.

Kyan spojrzał na Thorina i pokręcił głową z rozbawieniem, następnie swe zainteresowanie przeniósł na Dirka i wyciągnął rękę po mapę. Usiadł ciężko, a następnie zaczął ją badać.
- Wontpie cy uda nam siem cus wycytac, ale zawse warto splubofac. - rzekł wzruszając ramionami.
-, Jednakse idomc scieską scula jest lyzyko se na jej koncu ceka fiecej sculkof - stwierdził filozoficznie krasnolud.
Widząc iż Ergan i Huran także dopychają się do mapy rozłożył ja na kolanach. Strażnik tunelowy i dwóch azulczyków skupiło się na niej starając się wspólnie wyczytać z niej ile tylko im się uda. Poczęli szukać jakiegoś odnośnika do reszty, od znanych miejsc, które łatwo można skojarzyć jak dla przykładu główne tunele, jaskinie, grobowce, cokolwiek co pozwoliłoby w lepszej orientacji i idąc tym tropem starali się dochodzić kolejnych dróg i korytarzy.

Gdy oddział przekopał się, okazało się, że po drugiej stronie był Ergan. Cudownie ocalały, choć wyczerpany. Kolejnego dnia okazało się, że cudów nie koniec, bo pojawił się Roran, który musiał tak bardzo wkurzyć Gazula, że ten go wypieprzył z zaświatów. Dirk przywitał się z jednym i drugim ciesząc się, że żyją.
Siedział oparty o ścianę, gotowy ruszyć w drogę. Czekał. Znudzony oglądał drobiny skał porozrzucanych po pomieszczeniu. Jeden z kawałków był znacznie lżejszy od pozostałych. Grafitowa czerń skały oraz jej konsystencja, wskazywały na węgiel kamienny.

– Panowie, chyba mamy źródła światła pod dostatkiem, jeśli to – Dirk zaprezentował kawałek czarnej skały – [/i] jest kamiennym węglem to mamy światła pod dostatkiem. Czy ktoś o zdrowych rękach mógłby zebrać worek tej czarnej skały, proszę?[/i]

Stalowy 16-11-2014 20:01

Planowanie znów rozgorzało. Dobrze że Roran się znalazł. Dobrze że nie miał za złe Galebowi incydentu z bombą.. choć widok karykaturalnego długobrodego, aż mroził krew w żyłach.

Runiarz przysiadł opierając łokcie o kolana, nie chcąc drażnić spalonych dłoni. Westchnął. Przymknął oczy. Nabrał powietrza. Wisiało coś w nim. I to nie było to samo co wcześniej - wilgoć czy smród. To był innego rodzaju zapach. Aura...

- Jak tylko wrócą ze zwiadu... lepiej abyśmy stąd poszli. To złe miejsce... Kogoś tu bezlitośnie zamordowano... - rzekł tylko i powrócił do medytacji.

Kolejne minuty mijały na rozważaniach i odpoczynku. Galeb starał się skupić na swoich dłoniach. Na bólu który odczuwał. Oto najważniejsze narzędzia jakie posiadał były uszkodzone i długo miało zająć zanim się zaleczą. W końcu nie znajdując lepszego zajęcia zaczął medytować i skupiać na swoich wyjątkowych zdolnościach. Na wyciszeniu i poczuciu tej wyjątkowej iskry, którą Przodkowie umieścili w jego duszy. Na mocy, która płynęła w jego ciele. Jakby ją tak ukierunkować... posłać ją do dłoni...

- Hmmm... Galebie? - rozpoznał głoś Dorrina - Ja… mam taką prośbę do ciebie. Chodzi mi o… pismo. Czytanie. Znaczy się, ten tego…

Runiarza bardzo zadziwiło to że Dorrin się do niego odezwał. Dotąd dziki krasnolud miał kompletnie w poważaniu runotwórcę, a jednak teraz coś od niego chciał. Tyle że to nie był ten sam Dorrin. Galeb zmrużył oczy i przyjrzał się barbarzyńcy. Coś się w Dorrinie zmieniło coś..

- Chodzi mi o to - rzekł jednooki wojownik - abyś nauczył mnie czytać i pisać? Byłbyś w stanie?

Dopiero po chwili do Galeba dotarł sens słów Dorrina. Musiał użyć całej swojej siły woli, aby z wrażenia nie przewrócić się i nie walnąć o ziemię. Dorrin i nauka czytania?
Galeb zachował kamienny wyraz twarzy i w końcu odezwał się niezbyt głośno.

- Jak będziemy... mieli na to czas. - wymamrotał starając się zachować spokój - I jeżeli... się orientuję... to nie tylko ty chcesz... się nauczyć. Zajmiemy się tym... jak będzie ku temu... czas.

Cattus 16-11-2014 21:32

Wąski tunel znajdujący się w sali do której udało im się przebić, zaprowadził khazadów do komina sitowego czy innego ustrojstwa, w którym znajdował się wodospad na podziemnej rzece. Grundi parł do przodu jak w transie i ocknął się dopiero gdy dotarli już do okrągłego pomieszczenia. W pomieszczeniu tym, oprócz wilgoci znajdowało się coś jeszcze. Najpierw przez huk wody przebił się i dotarł do ich uszu dźwięk uderzenia o metal, następnie potępieńczy jęk mogący postawić niejednemu włos na karku. Gdy z mroku wyłoniła się zdeformowana postać i ruszyła w stronę drużyny, serce zaczęło bić szybciej, a dłoń zacisnęła się na stylisku broni. Lecz szybko okazało się że jest to Roran, a raczej to co z niego zostało po spotkaniu z dzikim, alchemicznym ogniem.
Pomimo ogromu ran, Roran zachował przytomność umysłu i nie poddał się. Wydawało się że straszliwa temperatura tylko zahartowała starego khazada, niczym wprawny kowal hartuje stal w swym palenisku. Najpierw rozgrzany do granic możliwości, następnie ciśnięty do lodowatej wody. Doskonale znany wzór przyszedł Grundiemu na myśl jako pierwszy. Oczywiście zaraz nadeszły inne. Może to Bogowie nie chcieli przyjąć do swych sal powierzchniowca wzywającego obcych bogów i skazali go na ciągłą tułaczkę i cierpienie w labiryncie jaskiń? Tak czy inaczej Roran trzymał się jakoś w kupie i nie zamierzał poddawać. Co by się o nim nie myślało, należało podziwiać jego hardość i wytrzymałość.

Kiedy tylko wymieniono skinienia głów i uściski dłoni, grupa zatrzymała się na chwilę. Roran wymagał pomocy medyka, a wszystkim przydał by się postój, choćby krótki. Tak też Detlef wydał rozkazy i z Khaidar ruszył na zwiad tunelu mającego prowadzić do jaskiń poniżej kopalń. Grundi w tym czasie zastanawiał się jak by tu bezpiecznie zejść na sito poniżej, nie połamać sobie przy tym kulasów i jeśli bogowie dadzą to wrócić do reszty przed powrotem zwiadu.

- Niech ktoś mnie asekuruje jak opuszcze się na dół. No i da mi dłuższą linę… moją dziady pocięli. Zaraz wracam. Jak będę na dole pozostawajcie czujni. Mnie to miejsce też za jasny chuj się nie podoba i jak najszybciej trzeba nam ruszać. Przeklęte szczury z pewnością odpuściły tylko chwilowo.



Okazało się że Thorin ma porządny kawał sznura pozwalający dobrze się owinąć, dać możliwość asekuracji i wystarczyć aż nad to co potrzeba. Kiedy tylko Fulgrimsson odłożył swoje toboły i zdjął napierśnik, ruszył przy asekuracji na sito poniżej obozowiska. Woda z rozbryzgującego się wodospadu przemoczyła go szybko. Chłód przenikający odzienie zapierał dech w piersi i choć na chwilę pozwalał zapomnieć o zmęczeniu. Co jak co, ale w tych warunkach spać nie dało się za cholerę.
Będąc już na dole, Grundi zabrał się do badania kraty. ~ Porządna, khazadzka robota. Hmhm hm... Powiedział sam do siebie. Jak mu się wydawało, żelastwo musiało ważyć przynajmniej z tonę, albo i półtora. Z pewnością wyciągnięcie jej było daleko poza zasięgiem okaleczonej grupy.

Tak przyglądając się metalowym prętom, Grundi dostrzegł drobną, futrzaną postać pod jedną ze ścian. Odruchowo sięgnął po broń, lecz już znajomy odór gnijącego trupa, który doleciał od skavena zdradził że jest on martwy od dłuższego czasu. I najwyraźniej coś go zatłukło na śmierć. Grundi tylko splunął na gnijące truchło i wrócił do bardziej interesującej kraty. Jeden trup mniej, czy więcej nie robił tu specjalnej różnicy.

A krata ciągle odkrywała przed kowalem swe sekrety. Wyglądało na to że odkręcanie jej, stojąc na niej równało się przyjebaniem młotem sobie w jaja, a następnie w łeb i jeszcze po łapie. Czyli do najmądrzejszych i najbezpieczniejszych nie należało. Wydłubywanie śrub mocujących było najlepszą drogą do katastrofy budowlanej, która z pewnością zaalarmowała by cały poziom kopalni, jeśli jeszcze nie zrobiło tego niedawne kucie tunelu.
Pomimo staranności wykonania i niemal tytanicznej siły potrzebnej do umiejscowienia sit, Grundi odnalazł wadę w jej konstrukcji, która dodatkowo została nadszarpnięta korozją. Delikatne opukiwanie i mocniejsze szarpnięcia pozwoliły stwierdzić z całą pewnością że dwa z prętów można wyłamać nie naruszając zbytnio bezpieczeństwa i tym samym zrobić przejście pozwalające przecisnąć się khazadowi na poziom niżej. Wystarczy machnąć parę razy młotem, narobić hałasu niczym oddział wojska w burdelu i droga do kolejnego sita stanie otworem. Tylko czy na kolejnym sicie również odnajdą jakiś słaby punkt? I ile jeszcze sit będą musieli pokonać? A jeśli utkną na którymś poziomie niczym kamienie spływające rzeką? Była to niebezpieczna loteria i jeśli istniała inna droga, Grundi wolał nią podążyć.

Chodząc tak od jednej krawędzi kraty do drugiej, Grundi natrafił na napierśnik i broń. Wielokrotnie już naporawiana płytę zbroji rozpoznał niemal natychmiastowo. Znajdowały się tu rzeczy Rorana i poparzony wojownik z pewnością rad by był znów być w ich posiadaniu. Nie zwlekając więcej niż to niezbędne, przywiązał toboły do liny i szarpnął nią dwa razy.

- Ciągnij! Przywiązałem rzeczy Rorana! Krzyknął do osoby powyżej i poczekał na swoją kolej. Kiedy był już na górze otrzepał się z wody jak tylko mógł i zdając dokładna relację z sytuacji na dole, starał się wyżąć ubranie z lodowatej wody. Po tym założył pancerz i ruszył do warty przy tunelu którym tu dotarli, a następnie do tunelu którym mieli ruszyć dalej i sprawdził czy wszędzie jest cicho i spokojnie. Zamierzał zdać dokładną relację Detlefowi, kiedy ten tylko wróci i podzielić się z nim wątpliwościami odnośnie schodzenia po sitach, mogących stanowić śmiertelną pułapkę. Poza tym szybki marsz po sali pozwalał choć trochę rozgrzać ciało i liczyć na to że ubranie w końcu wyschnie.

valtharys 17-11-2014 14:24

Thorgun został z resztą grupy. Z ponurym wyrazem twarzy, i fajką w ustach siedział na kamieniu opierając się na Miruchnie. Zdawał się coś do niej szeptać, nie zwracając uwagi na to co się dookoła niego działo. To były jednak tylko pozory, bowiem strzelec bacznie rozglądał się wypatrując niebezpieczeństwa. Dym co jakiś czas tylko wylatywał z jego ust, unosząc się gęsto w powietrzu. Twarz poznaczona bąblami, i bielmo na prawym oku sprawiało, że krasnolud wyglądał ponuro co jakiś czas łypiąc “zdrowym” okiem na resztę. Ból jaki czuł przy poruszaniu starał się ignorować, a gniew jaki się w nim tlił musiał tłumić. Pojawienie się Rorana nie ucieszyło go. Nie to żeby życzył mu śmierci, ale mógł ten robal po prostu zamarznąć albo od tak wyparować. Nie życzył mu źle, byle tylko nie wchodził mu w drogę i nie próbował rozkazywać. Jego powrót znów zwiastował zapewne kłótnie i długie dyskusje, które w obecnym ich położeniu były po chuj potrzebne. Zmęczeni, ranni i ścigani przez skaveny byli łatwym celem. Chaos jaki wprowadzał Roran, sprawiał że jeszcze bardziej byli podatni na ataki. Kość niezgody pojawiła się po raz kolejny, i tylko dzięki temu, że Khazad cenił sobie honor i lojalność nie wpakował jeszcze kulki ex sierżantowi.

Minuty i dziesiątki minut mijały, gdy strzelec dostrzegł jakiś ruch na końcu tunelu, z którego przyszli. Gdzieś w mroku, na granicy widzialności coś się czaiło. Kilka cieni przemknęły prawie nie zauważalnie, jednak nie zbliżały się. Trzymały wciąć dystans, jakby wyczekiwały. Krasnolud spokojnie zgasił fajkę i rzucił do Dorrin’a:

- Mamy towarzystwo. Na końcu tunelu z którego przyszliśmy, tylko nie gapić się tam - syknął cicho, choć dłonią pokazywał w kierunku, w którym udał się Detlef. Nie wiedział czy “cienie” są przyjazne czy nie i czy ich mogą zrozumieć. Szept był na tyle cichy, że nie powinien dojść do uszu tamtych.

- Ile mamy kusz załadowanych na tą chwilę? - padło pytanie, choć nie oczekiwał odpowiedzi...

Gob1in 17-11-2014 21:09

Po wydaniu dyspozycji ruszyli tunelem naprzód. Korytarz prowadził prosto, by po kilkudziesięciu krokach zacząć opadać, skręcając jednocześnie w prawo - niczym wielka wykuta we wnętrzu góry spirala. Po jakiejś połowie ong'a strome zejście zakończyło się niespodziewanie w małej sali.

Pierwsze, co rzuciło się w oczy to długa nieobecność tych, którzy zwykli używać tego pomieszczenia. Drewniany stół i stojące przy nim dwie ławy pokryte były warstwą kurzu i kopalnianego pyłu, podobnie jak stojąca na stole wygaszona górnicza lampa i dwie najwyraźniej puste butelki z zielonego szkła, które ktoś pozostawił na jednej z ław. Swoją drogą dziwne miejsce na przechowywanie butelek...

Na stole dało się dostrzec kawałki wysuszonego chleba, które mogły być przeznaczone dla nieżyjącego lokatora zawieszonej na ścianie klatki - nieruchome truchło szczura szczerzyło makabrycznie siekacze olbrzymie na tle skurczonej głowy.

Poza tym dwie drewniane taczki oparte o stos kamieni, żelazny koksownik, stojące obok niego wiadro z szuflą, w której dało się dostrzec węgiel - w świetle pochodni na kawałkach palnej rudy ogień tańczył, jakby podkreślając unię żywiołów ognia i ziemi. Zapas węgla widoczny był również w rozsupłanym worku stojącym w rogu. Z miejsca, w którym stali nie sposób było dojrzeć zawartości dwóch sporych wiader i koryta na tyle dużego, że mogło z powodzeniem pomieścić całego krasnoluda. Nieznane było również przeznaczenie kilku długich kawałków konopnej liny leżącej obok.

Poza tunelem, którym przyszli, z pomieszczenia wychodziło tylko jedno wyjście - skryte za drzwiami po przeciwnej stronie pomieszczenia. Detlef postąpił kilka kroków do przodu i dopiero w ostatniej chwili zatrzymał się w pół kroku "sykając" na idącą za nim Khaidar. Między nogą stołu a koksownikiem rozciągnięta była linka, której koniec prowadził do mechanizmu schowanego pod stołem - kawał drewna będący w zasadzie łuczyskiem i przywiązany doń kościany nóż. Co ciekawe oba te przedmioty wyszły niewątpliwie spod ręki, a raczej łapy zielonoskórego - sposób zamocowania pułapki był przy tym dość skomplikowany, co eliminowało większość zielonego tałatajstwa z kręgu podejrzanych.

Poleciwszy Khaidar wycofać się do tunelu sam stąpając ostrożnie podszedł do drzwi. Zasuwy były odsunięte, brakowało też belki - mimo to drzwi pozostały zamknięte. Zapewne blokady były założone po drugiej stronie. Nie było czasu na próbę forsowania drzwi, dlatego ostrożnie wycofując się z sali Thorvaldsson i Ronagaldsdottir ruszyli z powrotem przekazać informacje pozostałym.

blackswordsman 17-11-2014 22:11

Kiedy Ergan zobaczył Rorana sam nie wiedział czy się cieszyć czy martwić. Dobre było to, że jednak Roran przeżył. Jednak to jak wyglądał pozostawiało wiele do życzenia. Ostatecznie Ergan oświadczył: - Dobrze, że żyjesz Roranie.
Krasnolud obserwował jeszcze przez chwilę byłego dowódce a potem się już tylko przysłuchiwał co ten miał do powiedzenia. Szybko okazało się, że znowu cała grupa utknęła w miejscu ponieważ nie mogli się zdecydować którą drogą ruszyć. Ergan nie miał zamiaru w takim stanie ani schodzić po linach ani nikogo opuszczać. Ergansson nerwowo rozglądał się po ścianach i tunelach, kiedy grupa się rozdzieliła. Detlef i Khaidar poszli w tunel a Grundi zszedł do sita. Dostrzegłszy węgiel rzemieślnik nie był pewien czy się cieszyć czy też nie. Złoża oznaczały kopalnię a kopalnia obecność. Ergansson usiadł i zaczął się zastanawiać gdzie są i jak daleko może być do wyjścia. Noga Galeba chrzęściła i zgrzytała przy każdym ruchu kowala run. To bardzo denerwowało rzemieślnika.

-Sam tego nie naprawisz Galebie... Pożycz mi swoją nogę i narzędzia i zabiorę się za to. I tak nie mam nic innego do roboty. Moje chemiczne składniki szlag trafił więc mogę jedynie pomechanikować... Nawet jeśli kowal run miałby jakieś opory Ergan był gotowy zmusić runiarza do współpracy byle coś robić. Prośba Dorina zaskoczyła Ergana tak samo jak Galeba. Czytać? Barbarzyński krasnolud chce zostać uczonym?? Niesamowite.

Z wyciągniętych z sita przedmiotów Ergan rozpoznał swoją tarczę i kuszę ale nie było teraz sensu szarpać Rorana, który ledwo żył. Porozmawiają o tym później. Na wspomnienie Dirka o paleniu węgla Ergan pokiwał głową.

- To nie jest dobry pomysł Dirku. Nie mamy koksownika a węgiel nie jest czymś czym pali się w ognisku. Poza tym to było by zbyt niebezpieczne.Ale wykopać trochę węgla można. Tak na zapas...

Krasnolud skupił się na naprawie protezy i zastanawiał się nad kalendarzem. Czy dziś był w kalendarzu jedenasty?Jeśli tak to zero zamienia się w jedynkę. Ciekawe jak minie ten dzień. Najbardziej Ergan cieszył by się gdyby mógł siedzieć teraz w domu z rodziną. Jeśli będzie spokojnie może uda się połatać koszulkę kolczą lub pociętą skórznie? Zapowiadało się dobrze do czasu kiedy Thorgun zaalarmował, że znowu coś się dzieje. Ile to jeszcze miało trwać? Żeby krasnolud nie mógł czuć się swobodnie w swoich tunelach, nie miał własnej broni i zbroi, jedzenia i nawet suchego tytoniu to już koniec świata.

Eliasz 18-11-2014 14:14

Królestwo Kazrima Kazadora, Pana Stalowego Szczytu
11 Vharukaz, czas Ezarytu, roku Drum - Daar 5568 KK
Komnata z kominem sitowym, ranek


Dawno już nie widział krasnoluda w tak ciężkim stanie jak Roran. Zasadniczo mógł nie mieć głębokich obrażeń, ale te które uszkodziły go na powierzchni potrafiły wywołać zgrozę. Thorin musiał przyznać, że z początku nie rozpoznał byłego dowódcy i wziął go za jakiegoś stwora a gdyby nie przywitanie Rorana zapewne strzeliłby do niego na sam widok , gdyby tylko posiadał naładowaną kusze. Żywotność ex-sierżanta zaskakiwała medyka, nie mniej niż jego pomysły – co najmniej szalone. Długo dyskutował z Roranem widząc, że jego pomysł został podchwycony przez Detlefa a to już niestety groziło bezpośrednią realizacją. Na szczęście Detlef nie był odporny na rozsądne argumenty i wycofał się z pomysłu prób przedzierania się przez kraty. Thorin miał niezachwianą pewność , że taka próba nie skończyłaby się dla niego dobrze a to z kolei odbiłoby się na reszcie straceńców.

W końcu sierżant wraz z Khaidar ruszyli na sprawdzanie jedynego wyjścia z komnaty – nie licząc drogi powrotnej, Grundi zajął się wydobywaniem skarbów Rorana, zaś reszta w zależności od sił i możliwości odpoczynkiem oraz pilnowaniem terenu. Gdy tylko Thorin zabandażował Rorana zużywając pokaźne ilości bandaża pomógł w wyciąganiu Grundiego a sam zabrał się za tworzenie „pajączków”. Potrzebował do tego trzech szpikulców które przy użyciu ostrego jak brzytwa sztyletu nastrugał małą kupkę. Pożyczył metr liny od Grundiego którą pociachał w małe pasemka tymi zaś z kolei wiązał po trzy szpikulce tak że tworzyły małego jeża. Nie zrobił jednak zbyt wiele tych pułapek zaledwie kilka gdy usłyszał ostrzeżenie od Thorguna.

„Trudno” pomyślał pakując resztę materiału do plecaka , wiedząc że na kolejnym postoju porobi więcej takich pułapek. Tych kilka marnych sztuk zamaczał w wilczej jagodzie – miał zamiar ustawić je w korytarzu, ale obecność wroga uniemożliwiała ich skuteczne użycie, zapakował je na ten czas do sakiewki a sam umiejscowił się niedaleko Thorguna , po przeciwnej stronie, osłonięty przed tunelem ścianą, zgodnie z prośbą, nie wścibiał tam nosa, po prostu czekał z wyciągniętą Ysassą i tarczą , gotów ciachnąć wroga gdy tylko wyściubi nos z korytarza.

Zabrakło już mu czasu na zbieranie węgla choć uważał to za dobry pomysł. Nie miał też czasu by odnosić się do prośby Dorrina która specjalnie nie zaskoczyła kronikarza. On od dawna już uważał drużynowego osiłka za sprytniejszego niż to wszem i wobec pokazuje, pamiętał że odnalazł on kryjówkę elfiego zabójcy a było to zadanie któremu byle tępak by nie podołał. Zdziwił się tylko że nie poszedł z prośba o naukę do kronikarza, wszak udzielał on już lekcji czytania i pisania, po prawdzie z pewną przerwą, gdyż w tych tunelach przy całokształcie ich sytuacji nie było na to ni czasu ni sił.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:03.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172