lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.]Stary, zły świat. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/13063-warhammer-2ed-stary-zly-swiat.html)

Kerm 24-07-2013 23:20

No i skończyło się.
Rozrywka, którą zafundował im krasnolud, została nagle przerwana przez jeźdźca, elfa, który powstrzymał rozlew krwi.
Tylko dlaczego?
Nie, nie o to chodziło, że Karl chciałby zobaczyć, jak krasnolud tnie na plasterki strażników, a potem rozpruwa brzuszysko mytnika. Najemnik nie miał nic przeciwko pokojowemu załatwieniu sprawy. Ciekaw był po prostu, dlaczego elf to zrobił. Wszak nie z sympatii do mytnika czy krasnoluda.
Ale kto tam wie, co gra w duszy elfa.

W gruncie rzeczy Karl nie miał nic przeciwko skorzystaniu z oferty elfa. Skoro ktoś miał za dużo pieniędzy, lub dobre serce, to czemu mu odmawiać?

- Dziękuję - Karl zwrócił się do elfa.

Bez słowa minął mytnika i jego strażników, po czym ruszył szybkim krokiem, by jak najszybciej przekroczyc bramę.
A nuż mytnik się rozmyśli?

Grave Witch 25-07-2013 08:29

Spotkanie innego przedstawiciela swej rasy nieco wytrąciło Lunarię z równowagi. Od czasu opuszczenia Hunxe unikała bowiem kontaktów z pobratymcami, ostrożnie wybierając miasteczka do których kierowała swe kroki. Nic więc dziwnego, że słowa mytnika z pewnym opóźnieniem przedarły się przez nawałnicę wspomnień, która zalała ją niczym fala przypływu. Nigdy elfa nie spotkał... Skoro jedyną rzeczą na którą uwagę swą zwracał był brzęk monet i suto zastawiony stół nic przeto dziwnego, że jego spojrzeniu umknąć mogło to i owo. Chwilowa złość uleciała z niej jednak niemal w tej samej chwili, w której się zrodziła. Nie obchodziło jej czego ów człeczyna dostrzec był w stanie, a czego nie. Prawdą też było to, że jasnowłosy elf nieco bardziej niż ona pasował do stereotypu elfa jaki utarł się w umysłach prostego ludu. W taki oto sposób myśli jej powróciły do Afdara. Z każdym bowiem słowem wypowiedzianym przez elfa jej opinia na jego temat zbliżała się tej, którą obdarzyła mytnika. Nie przepadała za krasnoludami, nigdy jednak nie posunęła się do tego by opinię swą wyrazić w taki sposób, szczególnie w obecności innych.

Poprawiła płaszcz, zarzuciła kaptur na głowę i chwyciwszy leżący u jej stóp plecak ruszyła za krasnoludem, który bez wątpienia najlepiej z nich wszystkich nadawał się do poszukiwań gospody. Przechodząc obok Afdara rzekła jedynie:
- Nic ci do tego, kuzynie - posługując się przy tym językiem, który tylko oni mogli zrozumieć.
Nie zamierzała wdawać się z nim w rozmowę, szczególnie, że nie byłaby w tym osamotniona. Młoda wojowniczka najwyraźniej poczuła chęć odwdzięczenia się elfowi za jego pomoc. Lunarai zaś nie widziała powodu, dla którego miałaby jej w tym przeszkodzić.

Mendorian 25-07-2013 21:44

Elf spojrzał na dwa srebrniki które błyszczały w wyciągniętej przez Ilse dłoni po czym spojrzał prosto w jej oczy
- Jeżeli sprawiam wrażenie osoby której zależy na tej waszej ludzkiej walucie to mam nadzieję ze raczy mi pani wybaczyć... w rzeczywistości dla mnie złoto jest nic nie warte, fakt.. przydaje się mi jako podróżnikowi ale jestem honorowym elfem który lubi pomagać innym nie żądając za to nic, nawet wdzięczności., - odparł elf i skinął głową, przed odejściem w stronę bramy rzucił tylko krótkie ,,Ahh wy ludzie, jak dzieci, jak dzieci..''
Na słowa elfki zareagował skrzywieniem się, ale nie odezwał się.

Wszyscy ruszyliście w stronę gospody, nie marzyliście o niczym więcej jak zjedzenie czegoś i położenie się do łóżka, nie ważne ze w takich karczmach pełno wszelkiego rodzaju robactwa i wszy.. ważne ze w ogóle będziecie w końcu mieli łoże. Ujrzeliście gospodę a przed nią dużą drewnianą tablicę z napisem ,,Pod Dumnym Kogutem'', otwieracie drzwi, w środku panuje ciepła i domowa atmosfera.. kilku wieśniaków i rybaków którzy łowili na rzece Stir właśnie plotkowało i siedziało przed stołem popijając piwo, widząc nowych klientów karczmarz stanął przed wami
- Witam, witam przybysze - mówi, był to łysy mężczyzna z kozią bródką, szczupły u pasa miał przypięty miecz - Jestem tutaj gospodarzem i nazywam się Josef, jeżeli będziecie czegoś potrzebować jestem do usług, jeżeli chcecie złożyć zamówienia pogadajcie z moją córką która robi za dziewką służebną
Karczmarz wskazuje na swoją czarnowłosą córkę wyglądającą olśniewająco, kilkunastu wieśniaków patrzyło z podziwem na nią, poruszała się z niezwykłą godnością a jej szeroki uśmiech i rumieńce na twarzy sprawiały ze wieśniacy zamawiali u niej strawę kilka razy byleby ta do nich podeszła
- Jeżeli kogoś szukacie informacje także mogę sprzedać za kilka szylingów, życzę miłego pobytu w gospodzie - mówi po czym oznajmia ze miejsce koło kominka jest wolne i tam możecie spokojnie usiąść i złożyć zamówienia. Elf siada w kącie z dala od ludzi i podnosi rękę wołając dziewkę służebną (córkę gospodarza) i składając zamówienie.

Ulli 26-07-2013 14:47

Zorgrim wparował do karczmy. Zajście na moście wymagało przepłukania gardła zimnym piwkiem. Josef-karczmarz stał jakby właśnie na nich czekał. Wskazał stolik i polecił składać zamówienia swojej córce. Krasnoludowi nie podobało się, że będzie musiał rozmawiać z kobietą, ale zdążył się już przyzwyczaić do takich niedogodności. W większości karczm to dziewki służebne przyjmowały zamówienia. Najpierw jednak ruszył do karczmarza.
- Gospodarzu nie wiecie może czy ktoś tutaj nie potrzebuje żołnierzy, najemników? Szukam jakiegoś źródła zarobku, bo kończą mi się pieniądze.
Josef spojrzał na Zorgima myjąc właśnie kufel piwa jakąś starą szmatką
- Wie pan, ja nic o tym nie wiem... mam za słabą pamięć, może twoja sakiewka mi ją odświeży... - odparł Josef - Rozumie pan, widok monet sprawia ze człowiekowi nagle całe jego życie przelatuje przed oczami i pamięta wszystko, nawet czasy niemowlęce kiedy ssał cycka swojej matki.
- Ech... człowieku. Wy ludzie to nawet ust nie chcecie otworzyć bez pieniędzy. Co to za gospoda i gospodarz, który za zabawianie gości rozmową każe sobie dodatkowo płacić. Nie dość zarabiasz na trunkach i strawie?- Po chwili namysłu wysupłał z sakiewki dwa srebrne szylingi o położył przed karczmarzem na ladzie- No jak przypomniałeś coś sobie? Tylko radze ci, żeby było to coś konkretnego, bo jak wydałem pieniądze po to by usłyszeć, że nic nie wiesz to rozpierdolę ci tą karczmę.
Josef spojrzał na monety i szybko schował je do swojej sakiewki po czym wskazał palcem na wieśniaka z widłami siedzącego przy stole
- Podobno szuka kogoś żeby mu krowy doił i o stajnię dbał - mówi Josef - Płaci po szylingu dziennie, więc to naprawdę nie mała kwota jak na tak prostą robotę.
Zorgrim zazgrzytał zębami i uderzył pięścią w ladę.
- Czy nie mówiłem ci kmiocie, że szukam roboty żołnierza lub najemnika? Żarty sobie ze mnie robisz? Chcesz żebym kości ci porachował? Chyba jednak dzisiaj u ciebie zaszaleję tak byś miał co sprzątać.
- Na co te nerwy przyjacielu? - pyta Josef i zmusza się na sztuczny uśmiech - Otóż, tutaj do tej karczmy przyby... albo, czekaj... może zrobisz coś dla mnie? Zapłacę jedną złotą koronę za wykonaną robotę.
- Złota korona drogą nie chodzi. Mów co to ma być.
- Bo ja panie potrzebuję kogoś kto mi przypilnuje herszta bandytów co to go trzymać muszę w mojej gospodzie uwięzionego bo strażnicy dróg za dwa dni dopiero przyjdą - mówi gospodarz.
Zorgrim pogłaskał ręką brodę jakby się namyślając.
- Tym mogę się zająć. Gdzie trzymacie tego bandytę i jak miałaby wyglądać moja praca?
Josef wskazał zakratowaną jamę w pobliżu kominka
- Drze gębę cały czas, i potrzebuję kogoś kto mu przypierdoli kiedy będzie potrzeba - mówi Josef.
-Drze się bez powodu? - dopytuje się Zorgrim- Swoją drogą dziwne miejsce na trzymanie złoczyńcy, że też wcześniej nie zauważyłem tej jamy. Co do przypierdolenia to się zobaczy ja najpierw sobie z nim porozmawiam, ale powiedzmy, że umowa stoi.
Zabójca podszedł do jamy i zajrzał przez kratę do środka wypatrując więźnia.
- Ej ty jesteś tam? Czemu się drzesz, jak mówi gospodarz?
Zorgrim zauważył wychudzonego mężczyżnę przypatrującego się mu z przerażeniem, był on zupełnie łysy a jego postura nie przypominała herszta bandytów tylko zwykłego wieśniaka nie będącego w stanie nawet porządnie komuś dać w pysk
- Panie.. panie, proszę zmiłujcie się nad biednym nieszczęśnikiem! Nazywam się Emmerich Handler i przybyłem tu ledwie dwa tygodnie temu, szukając pracy, nikt nie chciał mnie zatrudnić więc próbowałem zdobyć coś do jedzenia kręcąc się wokół gospody. Dziś napadł mnie okrutny łowca nagród, pobił mnie i związał.. ale to nie ja! Ja jestem niewinny.. proszę musisz mi pomóc zanim przybędą strażnicy dróg i mnie powieszą.
- Czy jest ktoś kto może potwierdzić kim jesteś? I kiedy należy spodziewać się tych strażników, ile mamy czasu?
- Mam żonę i dziecko w miasteczku Gersdorf! Moja żona potwierdzi kim jestem! Powiedzcie Heidi ze jestem w kłopotach i za dwa dni mogą mnie powiesić! - krzyczy mężczyzna na całą gospodę, Josef wybucha głośnym śmiechem
Zorgrim pokiwał głową. On też nie miał najlepszego zdania o stróżach prawa. Jeśli nie sprowadzi żony tego człowieka do czasu przybycia strażników dróg będzie miał pośrednio tego człowieka na sumieniu, a sumienie miał wystarczająco obciążone i nie chciał dokładać kolejnego ciężaru.
- Uspokuj się człowieku. Postaram się zorganizować pomoc. Zaczekaj tu. Zostawił więźnia i znowu podszedł do karczmarza.
- Gospodarzu jak dostać się najszybciej do Gersdorf?
- Ty nie słuchaj tego bajdurzenia tego herszta! - krzyczy Josef - Naiwny jesteś krasnoludzie, on stara się ciebie celowo wprowadzić w błąd, a w Gersdorf pewnie czekają jego przyjaciele i będą torturować próbując uzyskać informację gdzie przebywa teraz ten mężczyzna.
- Nie pytałem cię o radę karczmarzu tylko o to jak najszybciej dotrzeć do Gesdorf. Znowu nie możemy się dogadać. Znasz odpowiedź, czy mam szukać kogoś innego?
- Łodzią panie, łodzią... przewoźnik pięć szylingów bierze za przewóz do Gesdorf - mówi Josef

Zorgrim drapiąc się po głowie podszedł do ludzi z którymi podróżował.
- Wybaczcie państwo. Może się nie znamy. Nie pamiętam nawet czy się wam przedstawiałem, moja biedna pijacka głowa. Zwę się Zorgrim Brentbrauer. Chcę was prosić by ktoś z was udał się do Gesdorf tam ponoć mieszka żona tego nieszczęśnika z jamy. Nazwisko tej kobiety to Heidi Handler, Powinni ją tam znać. Na dotarcie tam i powrót macie dwa dni. Jak się dowiedziałem od karczmarza najszybciej dotrzecie tam łodzią. Jestem w stanie pokryć koszty przejazdu jednej osoby. Pomożecie? Nie lubię gdy giną niewinni.

Gwena 26-07-2013 19:42

Elfia duma na coś się przydała. 2 srebrniki zostały w kieszeni, a zadowolony z siebie elf z zadartą głową pomaszerował przodem.
Gospoda i jej bywalcy na pierwszy rzut oka wydawali się spokojni. Wręcz za spokojni, Ilse dawno przestała wierzyć w takie sielskie obrazki. Nie było widać żadnego wykidajły. Gospodarz witał gości i zapraszał w głąb sali, w pobliże kominka i szynkwasu. Jednak ponieważ krasnolud powędrował prosto w tamtym kierunku – zapewne przyciągały go beczki z piwem i kran na szynkwasie – sama postanowiła usiąść daleko od niego, przy wejściu do gospody.
Przy wybranym stole właśnie siadali elfka i najemnik z którymi spędziła milczącą godzinę na mycie. Podchodząc do stołu energicznie skinęła im głową – Jestem Ilse z lasów Grunwaldu – rzuciła.
Karl – przedstawił się najemnik. – Ostatnio z Wutrbad.
Elfka po dłuższej chwili również skinęła głową obojgu, a gdy zajęli miejsca raczyła się przedstawić.
Lunaria – rzekła głosem całkowicie pozbawionym emocji. Nie zdradziła też swego miejsca pochodzenia.
Ilse wsunęła się na ławę, pociągnęła kilka razy nosem i stwierdziła z niesmakiem:
Dobrze, że dziś nie pada, bo mokry krasnolud by mnie stąd na deszcz wygnał. Nawet teraz, suchy i z daleka, jedzenie smrodem psuje.
Jak się nie ma, co się lubi... – mruknął Karl. – Są gorsze rzeczy. Na przykład kilka takich krasnoludów.
Szczęśliwie w lasach nie występują za często takie zdziwaczałe krasnoludy, bo chyba gobliny wolę wąchać – odmruknęła Ilse – je przynajmniej mogę ubić.
Po chwili tubalny głos krasnoluda właściwie uniemożliwił rozmowę.
Ilse jadła podobno świeży, najwyżej wczorajszy gulasz, podany przez córkę gospodarza. Prawie kończyli gdy podszedł do nich krasnolud z żądaniem pomocy. Był o dziwo wyjątkowo grzeczny.
Wybaczcie państwo. Może się nie znamy. Nie pamiętam nawet czy się wam przedstawiałem, moja biedna pijacka głowa. Zwę się Zorgrim Brentbrauer. Chcę was prosić by ktoś z was udał się do Gesdorf tam ponoć mieszka żona tego nieszczęśnika z jamy. Nazwisko tej kobiety to Heidi Handler, Powinni ją tam znać. Na dotarcie tam i powrót macie dwa dni. Jak się dowiedziałem od karczmarza najszybciej dotrzecie tam łodzią. Jestem w stanie pokryć koszty przejazdu jednej osoby. Pomożecie? Nie lubię gdy giną niewinni.
Milcząca do tej pory elfka spojrzała na krasnoluda, po raz pierwszy ujawniając jakieś emocje.
Oczywiście... – rzuciła, a po chwili dodała. – Pojadę, ale koszty pokryję sama.
Zaraz, zaraz może się uda sprawę rozwiązać bez wyjazdu. Gospodarz ma zapewne list gończy, jeśli to ewidentna pomyłka jak sądzicie Zorgimie... – Ilse wyraźnie nie podobała się perspektywa nocnej podróży, teraz gdy dotarli do karczmy.
List gończy, nawet jeżeli takowy w tym wypadku istnieje może być zinterpretowany dowolnie. Świadectwo żony, lub kogoś z Gesdorf pewniejsze jest niż zdanie się na skrawek pergaminu. – przekonywała elfka.
Ale i tak dobrze by wiedzieć o co go oskarżają i jak go opisują. – upierała się Ilse.
Zapewnie nie o byle co, skoro chcą go wieszać – powiedział Karl.
I to bez sądu – dorzuciła Ilse
Zwykle łowcy, jeśli chodzi o wyrok śmierci, nie certolą się z łapaniem, tylko zwłoki przywożą, albo i samą głowę – stwierdził Karl. – Ten był jakiś dziwnie skrupulatny.
Trza nam gospodarza przepytać – zasugerowała Ilse. – To, co idziemy się wywiedzieć?
Wstała i skierowała się do szynkwasu gdzie gospodarz zaciekle wycierał kufle w szmatę.
Pójdę z tobą – stwierdził Karl. – Dowiemy się może, o co chodzi.
Karczmarzu – macie listy na tego człeka? – spytała Ilse
Josef nie spojrzał nawet na Ilsę, patrzył prosto na swój kufel udając ze stara się go wypolerować jak najstaranniej potrafił
Pani – odparł. – Dali mi go, to go tutaj trzymam, nic więcej nie wiem, kazali tylko pilnować do czasu przybycia strażników dróg którzy dokonają egzekucji.
Kazali? Kto kazał? I tak każdego wsadzacie do lochu w zasadzie bez powodu? dociekała Ilse.
Krasnolud, który podszedł z nimi do baru tylko się uśmiechnął. – Ot prawo w Imperium, zabić kogo się da Sigmar rozpozna swoich.
Łowca nagród mi tu go przyprowadził. – odparł Josef.
A znacie go dobrze?
A on tutaj miejscowy, często wyłapuje bandytów na ścieżkach w pobliżu gospody, ten tam w jamie to herszt jest...
Ilse rzuciła okiem na postać w dole.
Jeśli wygląda na herszta to tylko bandy niziołków kradnących jabłka w sadach, chuchro takie. Ale czasem wygląd myli... – stwierdziła.
Pozory mylą – przytaknął Josef – A teraz sio mi stąd, jak chcecie informacji więcej to wyciągnijcie szylingi z sakiewki.
A łowca tutejszy mówicie to gdzie go szukać? – naciskała Ilse.
Łowca poszedł po strażników dróg i wspólnie z nimi wróci do gospody by dokonać egzekucji na tym łajdaku...
Jakby był na nim wyrok, to by na strażników nie czekał. Obwiesić sam nie potrafi? Coś kręcicie gospodarzu. – upierała się.
Ja nic nie kręcę, mówię co wiem.. przysięgam na Ulryka, kurwa – powiedział karczmarz, a po chwili rozległ się głośny krzyk elfa:
Ty ludzka niezdaro!
Okazało się, że dziewka służebna wylała kufel prosto na elfa, co wykorzystał gospodarz i odszedł od lady.
Wybaczcie, idę załatwić tamtą sprawę... – powiedział po czym skierował się w stronę elfa i swojej córki.
Coś mi tu strasznie śmierdzi – stwierdziła Ilsa do towarzyszy starannie omijając wzrokiem krasnoluda. – Musimy się naradzić i może zasięgnąć języka w osadzie co to za straszna banda w okolicy grasowała... A wy mości krasnoludzie dopilnujecie by on żył póki nie wrócimy?
Postaram się opóźnić egzekucję jak tylko będę mógł – odpowiedział Zorgrim – Jednak postarajcie się zdążyć przed strażnikami.
Wśród wieśniaków wybuchł głośny krzyk, były to okrzyki radości... właśnie rozpoczął się turniej pijacki, jeden z wieśniaków zawołał krasnoluda:
Podobno krasnoludy są najlepsze w piciu! Dawaj tutaj panie krasnal, zobaczymy na co ciebie stać chłopie!
Na co mnie stać? – Zorgrim uśmiechnął się do siebie. Jeśli tylko postawicie to obiecuję, że wypiję wszystko. Pytanie tylko czy nie szkoda wam grosza?
Ilse pokręciła z rezygnacją głową.

Kerm 27-07-2013 17:53

Pijany krasnolud, zarozumiały elf.
Które towarzystwo było lepsze? A raczej - gorsze?
Aby nie wybierać między jednym a drugim złym wyjściem Karl zdecydował się usiąść przy stole, przy którym znalazły się już dwie ‘towarzyszki niedoli’.
Przedstawił się, a potem usiadł tak, by mieć na oku drzwi do karczmy.

Spokojne oczekiwanie na podejście służącej zakłócił krasnolud,ich wściekły na cały świat towarzysz oczekiwania na łaskawe otwarcie wrót.
Tym razem jednak Zorgrim nie zamierzał narzekać na cokolwiek, za to zechciał złożyć im propozycję - wycieczkę w celu ocalenia żywota człeka, którego karczmarz trzymał w swoim loszku.
Los nieboraka, który - według jego przynajmniej słów - był niewinny, był Karlowi w znacznym stopniu obojętny. Nie pierwszy i nie ostatni, co to zawisną ‘za niewinność”. A to, że w jakimś tam Gersdorf ma żonę i dzieci, nie świadczyło w żadnym stopniu o niewinności. Czy więc stracenie paru dni na to, by sobie popłynąć tam i z powrotem miało jakikolwiek sens?
Chyba warto by było najpierw rozpytać się o to czy o tamto, a dopiero potem podejmować decyzję?

A może, po prostu, skorzystać z oferty bezpłatnej podróży i zmienić miejscowość? Skoro w tej dziurze nie ma nic do roboty, to może w tym Gersdorf znajdzie się jakieś ciekawe zajęcie dla porządnego najemnika?

Grave Witch 27-07-2013 19:42

Słowa elfa aż prosiły się o reakcję, jednak Lunaria wstrzymała się z nią. Miast tego w milczeniu pokonała drogę prowadzącą do gospody.
Nie nastrajając się na nic szczególnie czystego czy zadbanego, przeżyła miłe rozczarowanie. Zdawało się bowiem, że gospodarz dba o ów przybytek i przy odrobinie szczęścia uda się uniknąć pcheł na sienniku. Oczywiście nie zmieniało to faktu, że wolałaby być teraz w innym miejscu, najlepiej sama. Niestety czasy nadeszły takie, że nawet elf w lesie nie mógł czuć się bezpieczny. Gdyby miała przy sobie Deliona wszystko wyglądałoby inaczej. Te czasy jednak odeszły, a ona z braku innego wyboru musiała zadowolić się tym co los rzucił jej pod nogi. Na szczęście nie był na tyle złośliwy by zmuszać ją do siedzenia przy jednym stole z dość “wonnym” krasnoludem. Miast tego zajęła miejsce nieco oddalone od jegomościa z brodą, znajdujące się bliżej wejścia niż to, które im wskazano. Łuk oparła o ścianę zaś plecak złożyła przy nodze stołu, tak jednak by mieć na niego oko w razie pojawienia się chętnego na zawarte w nim przedmioty. Chwila względnej samotności nie trwała jednak długo.

Lunaria zbytnio do rozmowy palić się nie paliła. Gdy krasnolud zapytał o pomoc, zgłosiła się głównie dlatego że tak jak i jemu, jej również nie podobało się krzywdzenie niewinnych. To, że inni wpadli na pomysł poszukiwania prawdy na miejscu zbyła wzruszeniem ramion. Nie czuła specjalnej pokusy by do nich dołączyć. Dokończyła gulasz, dopiła zamówione wino. Nie było tego dużo, nigdy jednak nie potrzebowała wiele jadła by poczuć się syta. Już miała wstać gdy rozległ się krzyk rozgniewanego elfa. Gniew wezbrał w Lunarii sprawiając, że lekko uniosła się na swoim siedzeniu. Obrażanie krasnoluda była w stanie zrozumieć, w końcu sama była elfem. Nic jednak nie usprawiedliwiało takiego potraktowania biednej dziewczyny. Szczególnie dobierając takie, a nie inne słowa.
Sytuacja została opanowana gdy gospodarz dodatkowo nawrzeszczał na córkę i przeprosiwszy elfa zwrócił mu pieniądze. Gdyby to zależało od Lunarii elf nie dość, że nie dostałby wynagrodzony za straty to jeszcze czym prędzej wyproszono by go z gospody. Rozumiała jednak postawę gospodarza, który musiał dbać o swoich klientów. Nie znaczyło to, że zamierzała sprawę tak zostawić. Wstała więc do końca i ruszyła za dziewczyną, która wystraszona i czerwona na twarzy oddalać się poczęła od stolika Afdara.
- Zaczekaj - rzuciła w jej stronę nie chcąc by ta uciekła w zakamarki kuchni.
Dziewczę nadal wystraszone odwróciło się w jej stronę. Lunaria przywołała na swe usta łagodny uśmiech chcąc uspokoić dziewczynę po czym zagadnęła:
- Jak ci na imię?
- Ja.. js, na..na..nazywam.. się... Em..Em..Emily - odrzekła ze strachem wyzierającym z oczu. Widać było, że jedyne czego pragnie to uciec do kuchni i więcej się nie pokazywać.
- Witaj Emily, mnie zwą Lunaria. Macie tu może jakiś niedrogi i w miarę porządny pokój do wynajęcia? - elfka starała się mówić uspokajająco, co niekoniecznie musiało jej dobrze wychodzić jako że od dawna nie musiała się kłopotać tonem swego głosu.
- Mój tata... on pozwala podróżnym wynająć pokój, ja nie mogę nikomu dawać kluczy - odpowiada nieco spokojniejszym tonem - Przepraszam, naprawdę.. nie miej mi tego za złe.
- Oczywiście, że nie mam ci tego za złe. Wolno ci jednak rozmawiać z podróżnymi? Nie chciałabym sprawić ci kłopotu swoimi pytaniam
i - dodała, zadowolona że dziewczę zaczęło się uspokajać.
- Nie mogę rozmawiać tylko z mężczyznami - powiedziała Emily i spuściła głowę patrząc na swoje stopy.
Lunaria była w stanie zrozumieć dlaczego ojciec zabrania córce rozmów z mężczyznami. Ładne dziewczęta zawsze sprowadzały na siebie kłopoty, czy tego chciały czy nie.
- Rozumiem jego decyzję. O piękne róże należy dbać ze szczególną uwagą. Widać, że mu na tobie zależy aczkolwiek nie podzielam jego decyzji w sprawie mego kuzyna. Mam nadzieję, że ten przypadek nie nastawi cię nieprzychylnie do nas, elfów. - Lunaria mówiła szczerze, nie chciała bowiem by to dziecko utrwaliło sobie obraz wrzeszczącego elfa i nałożyło go na całą ich rasę. Dość już było dobrych ludzi, którzy obawiali się jej współbraci. Ci źli przynajmniej mieli ku temu dobre powody.
- Nie chcę ci jednak zabierać zbyt wiele czasu gdyż widzę, że klientów wam nie brakuje zatem i pracy musisz mieć bez liku. Czy mogłabyś rzec mi cokolwiek na temat tego nieszczęśnika, którego twój ojciec trzyma pod kluczem?
- Ten herszt? -
zapytała przestraszona dziewczyna - Boję się go, boję ze jego banda przyjdzie mu z pomocą.. ale tatuś uparł się by trzymać go w tej jamie i opowiada każdemu z dumą o tym ze ma w gospodzie wielkiego herszta... boję się... mój tato jest nierozsądny
Elfka użyłaby innego określenia opisującego postępowanie gospodarza, jednak nie wypadało by oficjalnie z nim w tej chwili wystąpiła. Zamiast tego drążyła dalej temat “herszta”.
- Czy jednak pewnym jest, że właściwy człowiek w tej jamie siedzi? Słyszałaś może coś co by mogło potwierdzić słowa owego łowcy, który sprowadził herszta do waszej gospody? Czy faktycznie były tu jakieś napady?
- Tutaj w okolicy zawsze było spokojnie
- odparła dziewczyna, była coraz pewniejsza siebie i rozmowa z elfką pozwoliła jej się trochę odstresować - Łowca który przybył tu z mężczyzną powiedział tylko ze to herszt, pokazał list gońcy i razem z nim wyszedł, kazał nam czekać na strażników dróg, myślę ze ten pan się nie mylił.. bo list przedstawiał podobiznę tego mężczyzny
Po chwili gospodarz skończył swoją rozmowę z elfem i krzyknął w stronę córki
- Do garów ty kurwo! a nie mi tu pogawędki z klientami urządzasz!
Dziewczyna zrobiła się cała czerwona, i spuściła głowę już mając zamiar się odwrócić i pójść w stronę kuchni
- Wybacz gospodarzu, moja w tym wina - Lunaria zmierzyła przy tym mężczyznę niezbyt przychylnym spojrzeniem. - O ile dobrze pamiętam to u niej kazałeś nam składać zamówienia, nie rozumiem przeto dlaczego nagle głos podnosisz własny interes przy tym psując.
- Bo takie kaleki jak ona nie będą już roznosić jedzenia! - krzyknął gospodarz, podszedł do swojej córki odpychając elfkę, złapał ją za włosy i zaczął ciągnąć w stronę kuchni.
Gniew zapłonął w łowczyni sprawiając, że dłoń jej natychmiast ku mieczu powędrowała i nawet udało się jej klingę do połowy z pochwy wyciągnąć. Na tym jednak poprzestała. Dłoń jej niespiesznie umieściła miecz na jego wcześniejszym miejscu.
- Problem w tym gospodarzu, że ja niemalże wymagam by to właśnie ona podała mi zamówione wino. Byłabym również wdzięczna gdybyś uważał na to jak traktujesz swych klientów. Niektórzy nie lubią gdy się na nich trunek wylewa inni gdy się ich odpycha... Ot, zachcianki - dodała z lekkim uśmiechem, który jednak nie sięgał srebrnych oczu.
Gospodarz już zdążył wrzucić córkę do kuchni i kopnąć przy tym po czym odwrócił się do elfki
- Moja córka, mogę sobie z nią robić co zechcę, to tylko moja niepotrzebna kolejna dziwka która sprząta i gotuje, nic poza tym - mówi gospodarz - a jeżeli nie wykonuje swojego zadania porządnie, trudno... dostanie wpierdol.
- Twoja wola gospodarzu -
Lunaria wzruszyła ramionami, na powrót przybierając obojętny wyraz twarzy. - Ile liczysz sobie z pokój w tym przybytku?
- We wspólnej sali możesz spać za trzy szylingi, w pokoju za dziesięć
- odpowiada gospodarz po czym krzyczy w stronę kuchni
- Dziwko kurwa, przynieś tu pani wino bo chce żebyś przyniosła do cholery jasnej! - krzyczy wściekły gospodarz.
- W takim razie wezmę osobny i tam też proszę przysłać wino - zadecydowała, przy okazji wyjmując z sakiewki kwotę mającą pokryć koszty zarówno jedzenia, wina jak i noclegu.
Mężczyzna łapczywie schował szylingi do sakiewki i podszedł do lady w której trzymał kilka kluczy, wręczył klucz do pokoju dziewiątego i wskazał palcem schody prowadzące na górne piętro.
Pomieszczenie, które zobaczyła otworzywszy drzwi z numerem dziewiątym, nie należało do najlepszych jakie miała okazję oglądać w swoim życiu. Nie miało nawet okna, co dla elfki było dość sporą niedogodnością. Na szczęście nie zabrakło łóżka i szafy. Nawet mały stolik i niepewnie wyglądające krzesło znalazły schronienie w owej ciemnej norze. Szkoda tylko, że zamiast polepszyć wygląd pomieszczenia, sprawiały że wydawało się jeszcze mniejszy i bardziej przytłaczający. Cóż jednak, w końcu miała tu jedynie spędzić kilka godzin snu, a nie całe życie.

Zakończywszy krótki przegląd tego, co gospodarz nazwał pokojem, Lunaria zdjęła płaszcz, odłożyła plecak do szafy i zająwszy miejsce na niezbyt wygodnym krześle, czekała cierpliwie na Emily i wino.
Na głośne pukanie do drzwi nie trzeba było długo czekać.
- Proszę wejść - rzuciła w odpowiedzi, przybierając przyjazny wyraz twarzy.
Drzwi otworzyły się a w nich stała Emily, położyła wino na stole i już chciała wyjść z pomieszczenia.
- Zaczekaj chwilę - elfka nie zamierzała wypuścić dziewczyny tak szybko. - Czy jest szansa byś wymknęła się spod nadzoru ojca? Mam kilka pytań za które jestem w stanie zapłacić, a nie chcę by on się o tym dowiedział.
- Nie.. nie potrzebuję pieniędzy
- odparła zawstydzona dziewczyna - i tak tatuś wszystko mi kupuje, nie mogę tutaj zostać.. bo on tu przyjdzie i mnie pobije...
- Nigdy nie wiesz kiedy może ci się przydać parę monet. Może któregoś dnia znajdziesz kogoś kto się tobą zaopiekuje i zabierze stąd. Nie powiesz mi chyba, że nie chciałabyś innego życia... -
Lunaria spojrzała na Emily z współczuciem. - Zastanów się nad moją propozycją. Zamierzam zostać tu do rana, gdybyś więc zmieniła zdanie daj mi znać.
- Zabierzesz mnie ze sobą?
- zapytała dziewczyna, a wyraz jej twarzy od razu się zmienił - Zabierzesz mnie od tego tyrana? Od tego zboczeńca...
Takie otwarte postawienie sprawy nieco Lunarię zaskoczyło jednak musiała przyznać sama przed sobą, że i taki obrót spraw przemknął jej przez myśli. O dziwo nie wzbudził przy tym niechęci, a wręcz przeciwnie. Ponownie mieć kogoś z kim mogłaby rozmawiać siedząc nocą przy ognisku. Mieć kogoś kto pilnowałby jej pleców, towarzysza...
- Tak, zabiorę cię ze sobą gdy będę opuszczać to miejsce - odparła skinąwszy przy tym głową. - Oczywiście nie mam zamiaru pytać przy tym o zgodę twego ojca więc będziesz musiała wykazać się sprytem. Wierzę jednak, że dasz radę wymknąć się niezauważona. Najlepiej o świcie, gdy wszyscy będą spać. - Lunaria spojrzała na dziewczę uważnie. - To nie będzie łatwa droga. Poza murami tej gospody kryją się istoty przy których twój ojciec wydać się może łagodnym barankiem.
- Jeżeli zabierzesz mnie.. to postaram się nauczyć bronić.. nie chcę być piątym kołem u wozu
- powiedziała szczęśliwa Emily. - Dawno nie miałam okazji wyrwać się z rąk tego obrzydliwego potwora, tutaj przynajmniej ktoś będzie mnie rozumiał, będę mogła komuś się zwierzyć i nie dusić wszystkiego w sobie..
- Zatem postanowione -
elfka uśmiechnęła się z lekką pobłażliwością spoglądając na rozradowane dziewczę. - Teraz zmykaj nim twój ojciec nabierze podejrzeń. W wolnej chwili przygotuj się do drogi. Najlepiej ukryj gdzieś tobołek, gdyż nie wiem kiedy dokładnie przyjdzie mi wyjechać. Dam ci jednak znać nim ta chwila nadejdzie. czy możesz zdobyć dla siebie jakąś broń? Cokolwiek, czym w miarę sprawnie się posługujesz?
- Mogę... zabrać miecz ojca, jeżeli wyruszymy w nocy nie zauważy
- odparła dziewczyna po chwili dało się słychać krzyki z dołu.
- No kurwa, dziwko co tak długo tam siedzisz? - bez wątpienia był to głos gospodarza.
- Dobrze zatem, uciekaj - ruchem dłoni pogoniła Emily by ta nie zwlekała dłużej.
Dziewczyna uśmiechnęła się w jej stronę i zadowolona wyszła z pokoju.
Lunaria jeszcze przez chwilę spoglądała w stronę zamkniętych drzwi. Czuła że postępuje słusznie, wiedziała jednak że decyzja, którą podjęła kosztować ją będzie sporo dodatkowych trudów i niebezpieczeństw. Nie zamierzała jednak łamać słowa. Pomyśleć, że chciała jedynie zjeść coś i przenocować...

Kerm 27-07-2013 22:15

Pozostawiwszy Ilse i Zorgrima na placu boju Karl opuścił “Dumnego Koguta”, by zasięgnąć języka u (jak miał nadzieję) nieco bardziej obiektywnych źródeł niż gospodarz.
Nie chcąc przerywać drzemki przewoźnikowi, który wylegiwał się na swej łodzi, Karl skierował swe kroki do niewielkiej stajni, gdzie został powitany niepewnym spojrzeniem chłopca stajennego.

Piętnastolatek (tak na oko), nie był zbyt wyrośnięty, a jego higiena osobista pozostawiała nieco do życzenia, co nie do końca można było usprawiedliwić miejscem pracy. Bez względu na wszystko Karl nie zamierzał podawać mu ręki.. Nie był pewien, czy tak szybko zdołałby się domyć...
- Porozmawiać chciałem, jeśli znajdziesz trochę czasu - powiedział Karl, siadając na beli siana. - Miałbym kilka pytań.
- Ja tam nic nie wiem
- zapewnił chłopak, na wszelki wypadek cofając się o dwa kroki. - No i robotę mam.
To ostatnie było niezaprzeczalną prawdą.
- Robota nie zając. - Karl machnął lekceważąco ręką. - A porządne informacje są zawsze w cenie.
Położył obok siebie kilka miedziaków.
Chłopakowi zaświeciły się oczy.
- No, może coś tam wiem... - powiedział. - Ale niewiele...
- Od jak dawna w okolicy grasują rozbójnicy?
- spytał Karl.
- Rozbójnicy? - Stajenny wytrzeszczył oczy. - Jacy rozbójnicy? Tu nie ma żadnych rozbójników. Parę lat minęło, jak ostatniego powiesili. Taki mały - pokazała ręką z pół metra od podłogi - byłem. Nawet mnie tam nie zabrali, żebym popatrzył - dodał z żalem.
- A tego, co go gospodarz w jamie zamknął, widziałeś?
- Aha.
- Chłopak energicznie pokiwał głową. - Emily mnie wpuściła, tożem go zobaczył, alem uciekać musiał szybko, bo Josef by mnie polanem sprał, gdyby widział, że się tam kręcę.
- A ten z jamy... Widziałeś go wcześniej? Kręcił się po okolicy?
- Tamten? Nie... Nigdy go tu nie było. No ale ja stąd rzadko wychodzę. Ale gdyby był, to by mi Emily powiedziała. Czasami ze sobą rozmawiamy
- dodał cicho - jak Josef jest zajęty.
- A kto tu jest przewoźnikiem?
- Karl przesunął monety w stronę chłopaka.
Miedziaki zniknęły jakby nigdy ich nie było.
- To Hans. Hans Fischer - odparł chłopak. - Można go znaleźć na przystani.

- Pan Fischer?
- Karl stanął na brzegu, tuż obok barki.
- Czego? - Starszy mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na Karla z niechęcią wymalowaną na obliczu. Najwyraźniej nie był zachwycony tym, że ktoś przerwał mu południową drzemkę.
- Jak daleko stąd do Gersdorf? - spytał Karl.
- I po to żeś mnie pan zbudził? W gospodzie mógł pan spytać - warknął, po czym usiadł. Splunął za burtę. - Ano parę godzin by zeszło.
- A tak dokładniej? Do wieczora można by dopłynąć?
- No niby można, ale różnie to jest...
- odpowiedział.
- A taki kurs, do Gersdorf, to za ile? - spytał Karl.
- Pięć szylingów - odparł Fischer
Karl potarł brodę.
- No to może się dogadamy. Wrócę niedługo. A, jeszcze jedno... Widział pan kiedyś tego człeka, co to go Josef w jamie trzyma?
- Sram na tego jego gospodę i nawet tam nie zaglądam
- odpowiedział wściekły Fischer - Widział żem, jak to on córkę bił swoją.
- Ano słyszałem, jak się do niej odnosi. On tak zawsze, czy ostatnio coś mu się we łbie poprzestawiało?
- Panie, odkąd zrodziła jego była żona to dziecko to on bił je, nawet jak była pięcioletnim dzieckiem.. chodzą plotki ze w nocy zabawia się z nią, ale wie pan.. słuchać tych wieśniaków to jak słuchać kapłanów Sigmara, gówno wiedzą.

Dla odmiany Karl splunął do wody.
- Biedne dziecko - powiedział. - Ten drań powinien w jamie wylądować. Że też bogowie takiego nie pokarają.
- Dobra panie, to ja teraz się zdrzemnę a pan niech się decyduje szybko
- Wrócę
- obiecał Karl, obracając się i idąc w stronę gospody.
Miał już pewien plan.

- Ilse, możemy zamienić kilka słów? Na zewnątrz?
Kiwnęła głową bez słowa i wyszła z karczmy.
- Mam pomysł, jak połączyć przyjemne z pożytecznym - powiedział Karl.
Ilse podniosła brew - Tak?
- Załóżmy, że ten człowiek, z jamy, jest niewinny. Wtedy warto by mu pomóc, prawda?
- Może być niewinny, ale nie słyszałam też by tu jakieś cuda się działy - ludzi niewinnych łapali czy coś. Sama już nic nie wiem.
- O bandytach tu nie słyszeli od paru lat.
- Karl podzielił się informacjami.
- Jak list był, to przecież nie z tych pustkowi, a z dalsza. Bandyci przecież też podróżują. A córka karczmarza widziała list i mówi, że to jego podobizna na nim była.
- To kiepsko. Tu w okolicy ponoć się nie kręcił. Ten z jamy.
- Bo i co by tu rabować miał? Wieśniaków? Ze starego piwa i onuc?
- zakpiła bez uśmiechu Ilse.
- Ale mimo tego sprawdzić by warto.
- Ano warto, ino mi się zdaję, że najlepiej to u pachołków miejskich najpierw się wywiedzieć o tym człeku. Bo jak list prawdziwy to będą wiedzieć.
- Jest i druga sprawa. Co ciekawego możemy tu znaleźć? Oprócz, jak sama rzekłaś, piwa i onuc? Do roboty nic tu nie ma, prawda?
- Ano nic... a sakiewka szybko w karczmie pustoszeje.
- Więcej zajęć moglibyśmy znaleźć w Gersdorfie.
- Ano
- kiwnęła potakująco głową.
- No i transport darmowy byśmy mieli...
- Bez mytników po drodze?
- uśmiechnęła się
- Gdyby tak przegryźć coś, wziąć srebro od krasnoluda i ruszyć w drogę? Co ty na to?
- Ruszyć mogę, ale srebro to wolę sama dać
- wskazała, krzywiąc się, na karczmę z której dochodził chóralny wrzask pijaków - niż z krasnoludem teraz gadać. 5 srebra to nie majątek nawet dla mnie.
- Ja mu tylko powiem, że ruszymy o tego człeka wypytać.
- Może będzie pamiętał, że obiecał zapłacić...
- powiedziała z powątpiewaniem Ilse - Jestem gotowa do drogi. - Faktycznie, ani przez moment nie zostawiła swoich rzeczy dalej niż krok od siebie.
- Najwyżej się okaże, że ma pamięć dobrą, acz krótką - zażartował Karl. - Ale jeszcze elfkę spytam, czy czasem z nami nie ruszy. Chociaż na to wygląda, że się tu zadomowiła.
Ilse bez słowa sięgnęła do nosideł i zaczęła poprawiać długość ich pasków gotując się do drogi.

- Dziewczyno, gdzie jest pokój tej elfki? - Karl zagadnął córkę gospodarza.
Emily spojrzała na niego z przestrachem, po czym machnęła ręką w stronę piętra.
- Pokój numer dziewięć - odpowiedziała.
- Dziękuję bardzo - powiedział Karl. Po chwili stał przed wskazanymi drzwiami. Zastukał.
Drzwi otworzyły się po krótkiej chwili, aczkolwiek tylko na tyle by elfka zdołać mogła dostrzec swego gościa.
- Tak? - zapytała, nieco zdziwiona widokiem Karla.
- Wybieramy się z Ilse do Gersdorf. Łodzią. - Karl nie zamierzał tracić czasu i od razu przeszedł do rzeczy. - Niedługo. Jesteś zainteresowana, czy chcesz tu zostać dłużej? - spytał.
Elfka nie odpowiedziała od razu, poświęcając ową chwilę do namysłu.
- Zamierzacie wrócić czy zwyczajnie przysłać żonę owego biedaka, a samym ruszyć w dalszą drogę? - zapytała.
- To drugie. W tej okolicy nie ma nic do roboty - odparł Karl. - Prędzej czy później trzeba będzie ruszyć dalej, a łodzią jest i szybciej, i wygodniej. A ona sama zdoła tu dotrzeć bez problemów.
- Zatem pozwolę wam ruszyć we dwójkę. Mam w tym miejscu sprawę do załatwienia, która nie pozwala mi tak po prostu opuścić tego przybytku
- odparła Lunaria.
- Przyjemności zatem. - Karl skinął głową, po czy ruszył w stronę schodów, żegnany odgłosem zamykanych drzwi.
Pozwolę, też coś. Jaśnie pani.

- Zorgrimie? - Karl podszedł do krasnoluda, walczącego z kolejnym kuflem piwa. - Przerwę ci na moment. Odpływamy do Gersdorf, by zawiadomić żonę tego nieszczęśnika - powiedział.
Zorgrim podniósł spojrzenie przepitych oczu na najemnika.
- To bardzo dobrze z waszej strony. Wasi bogowie i ja będą wam wdzięczni. Powodzenia.
- Może bogowie sprawią, że kiedyś jeszcze skrzyżują się nasze szlaki
- powiedział Karl. Jak się można było domyślić, krasnolud miał krótka pamięć. Albo z definicji mijal się z prawdą.
Krasnolud wzruszył ramionami jakby ta sprawa była mu obojętna i spojrzał w resztę piwa na dnie kufla.
- Być może - odpowiedział. - Wola bogów ponad naszą
Nie tracąc więcej czasu na pijaczka Karl ruszył w stronę drzwi.
- Do zobaczenia, herr Josef - rzucił na odchodnym.

Mendorian 28-07-2013 22:04

Ilse i Karl

Zgodnie z planem udaliście się do przewoźnika który już na was czekał siedząc na swej łodzi paląc cygaro, na was widok wyrzucił go prosto do rzeki
- Wsiadajcie, wsiadajcie.. - powiedział - Do wieczora powinniśmy dopłynąć.
Zapłaciliście mężczyźnie pięć szylingów i ruszyliście w stronę Gesdorfu, w trakcie rejsu przewoźnik nie odezwał się ani słowem a jeżeli próbowaliście go zagadać ten tylko przytakiwał głową i skupiał się na rejsie.
Powoli zachodziło słońce, przewoźnik zatrzymał się na brzegu i odparł
- Jeżeli będziecie chcieli popłynąć gdzieś dalej jestem w pobliżu, zgłodniałem i myślę ze spożyję tutaj jakiś posiłek. - odparł przewoźnik - Dziesięć minut drogi stąd jest Gesdorf, będziecie musieli trochę przedrzeć się przez las, dosyć gęsty.
Ruszyliście razem z przewoźnikiem przez, jak zapewniał mężczyzna gęsty las, na szczęście byliście już przyzwyczajeni do tego typu spacerków, ugryzienia owadów były nieco uciążliwe i nic nie dawało się z nimi zrobić, no może poza zignorowaniem lekkich ukłuć, w końcu wyszliście do małego miasteczka, domy były porozrzucane po całej okolicy a jedyną w miarę porządnie wyglądającą budowlą była malutka świątynia którą widzieliście z daleka.
Zapachy krowiego łajna rozciągały się wszędzie, kury beztrosko biegały po wiosce a duży czarny pies szlajający się po okolicy zaczął szczekać na was widok, po chwili zauważyliście wieśniaka wychodzącego z jednego z pobliskich budynków z widłami w rękach, wycelował w was nimi
- A czego tu szuka? O tej porze to porządne ludzie dawno w domach siedzą, mam zaalarmować wioskę bandyci jedni? Warek zamknij ryj! - krzyknął mężczyzna w stronę psa, ten tylko skulił się lekko - Dobrze ze Warek na warcie siedzi, czeego tu kurwy?

Gospoda

(rzut k20 dla Zorgrima - 11 rzut k20 dla wieśniaków - 7 )
Zorgrim wlał w siebie tyle piwa ile tylko się dało, gdy ten opróżniał ostatni kufel wieśniacy tylko trzymali się za brzuch i jęczeli z bólu, a krasnolud trzymał się nadal w miarę dobrze, mimo lekkich zawrotów głowy i tak wlałby w siebie jeszcze kilka kufli, najsłabszy z wieśniaków z wielką niechęcią wygrzebał swoje ostatnie szylingi by zapłacić za piwo, niestety.. nie miał aż tylu pieniędzy, pozostali wieśniacy spojrzeli na niego wściekli
- Powiedz mi ze sobie jaja robisz? - zapytał jeden z nich, najsłabszy wieśniak spojrzał na wszystkich przerażony
- W życiu bym nie przypuszczał ze krasnolud tyle wypije.... - odparł - Gdybym wiedział to nawet do tego turnieju bym się nie pchał...

Elfka siedziała w swoim pokoju gdy nagle drzwi od niego uchyliły się a przed sobą ujrzała elfa z którym niestety wcześniej miała styczność
- Witaj siostro - odparł i usiadł obok niej z szerokim uśmiechem na twarzy - Widziałem jak gosposia wychodziła szczęśliwa z twojego pokoju, niee... tu nie chodziło o pieniądze, wiem to, nie dałaś jej nawet złamanego szylinga, szkoda ze gospodarz już wie o tym i stara się wydusić właśnie w tym momencie od córki co jej powiedziałaś.
Elf wstał z krzesła, i wyłożył się bezczelnie się na jej łóżku
- Bardzo mnie dziwi ze elfka poniża naszą rasę próbując dogadać się z ludźmi i krasnoludami, nie wiem co powiedziałaś gosposi ale pięść tego człeka zarządzającego gospodą to najlepszy wykrywacz prawdy, ludzi wszystkich da się kupić - dlatego jeżeli nie chcesz by wykrywacz prawdy (tym razem inny) dowiedział się od krasnoluda dlaczego z nim podróżowałaś to wolę czekać na wyjaśnienia... dlaczego, leśna elfka.. poniża naszą rasę? - zapytał groźnie, po czym podniósł się i wyciągnął z kieszeni sztylet - Jak już obiecałem sobie, wyeliminuję każdego ośmieszającego nas elfa.. więc radzę by twoje wytłumaczenia były racjonalne.
-

Ulli 31-07-2013 12:41

Zorgrim wychylił ostatni kufel piwa i z hukiem odstawił go na stół po czym beknął przeciągle. Gdy zobaczył, że wieśniak nie ma pieniędzy, by zapłacić za piwo roześmiał się głośno.

- Ja na pewno płacił nie będę. Załatwiajcie tą sprawę z karczmarzem. Jak mu zapłacicie to tylko wasza sprawa.

Był mocno wstawiony i w sumie chyba szczęśliwy. Przez krótką chwilę nie myślał o powodach dla których stał się zabójcą trolli. Głosy w jego głowie też jakoś przycichły. Gdy tylko znowu zobaczy karczmarza miał zamiar zamówić jakieś jedzenie, ale jakoś bardzo go nie piliło. Wypełniające brzuch piwo sprawiało, że nie czuł się głodny. Podszedł do zakratowanej jamy i zagadał do więźnia.

- Te Emmerich, głowa do góry. Moi znajomi są już w drodze do Gesdorf. Chyba jednak cię nie powieszą.

Nie czekając na odpowiedź rozsiadł się na najbliższej ławie opierając topór o jej brzeg.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172