lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.]Stary, zły świat. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/13063-warhammer-2ed-stary-zly-swiat.html)

Grave Witch 31-07-2013 13:20

Lunaria powoli zaczynała mieć dość i prawie. Wszak nawet cierpliwość świętych miała swe granice, a ona bynajmniej do grona istot tego pokroju się nie zaliczała. Z konieczności jednak, po raz kolejny zresztą, postanowiła że spokojne podejście do sprawy elfa będzie najlepszym wyjściem. Przyszło jej to jednak z trudem, jeżeli bowiem czegoś nie tolerowała bardziej niż chaosu i krzywdzenia niewinnych, to tym czymś zdecydowanie było pchnie się z buciorami do jej własnego życia. Sama nie miała w zwyczaju tak postępować i tego samego oczekiwała po innych. Niestety istniała pewna obawa, że tym razem nie będzie mogła wstać i zwyczajnie odejść. Elf, kimkolwiek był i z którejkolwiek pochodził krainy, najwyraźniej uzurpował sobie prawo do bycia strażnikiem całej rasy i jej honoru. Jak dla łowczyni, mężczyzna ów urwał się z jakiegoś drzewa i zrządzeniem losu upadł przy tym na głowę.

- Gdyby nie fakt, że również należysz do naszej rasy, poprosiłabym niezbyt uprzejmie byś raczył wepchnąć swój krzywy nos we własne sprawy i wyniósł się z tego pokoju - zaczęła, biorąc głębszy wdech i sięgając po wino. - Skoro jednak, na moje nieszczęście, wiąże nas taka, a nie inna zażyłość, pozwolę sobie zauważyć, że na świecie istnieją różne sposoby by ośmieszać. Czyżbyś planował popełnić samobójstwo? - W pytaniu tym zawarła równą dozę kpiny co słodkiego niedowierzania. Nie miała czasu na rozmowę z tym szaleńcem. Emily, o ile wierzyć słowom Afdara, była teraz w poważnych kłopotach. Lunaria mogła jedynie mieć nadzieję, że dziewczę wytrzyma przesłuchanie i skłamie ojcu wystarczająco wiarygodnie by ten zostawił ją w spokoju.
Elf spojrzał na butelkę wina trzymaną przez elfkę, podniósł się z łóżka wyrwał jej butelkę z rąk i pociągnął dużego łyka po czym odstawił ją na stół
- Posłuchaj mnie kobieto - wycelował on sztyletem w elfkę - Powiedz mi, czym dla ciebie jesteśmy my elfy? porzuciłaś braci i zbratałaś się z krasnoludami i ludźmi, moim zadaniem jest eliminowanie takich jak ty.
Łowczyni wzniosła oczy ku sufitowi.
- Może uspokoisz się, usiądziesz i schowasz tą zabawkę zanim kogoś przez przypadek skaleczysz? - Zdecydowanie nie czuła się komfortowo mając przed oczyma ostrze, które bez wątpienia było w stanie w każdej chwili posmakować jej krwi. - Nie porzuciłam braci, nie bratam się z krasnoludami, a ludzie... Czyż nie jest naszym obowiązkiem chronić dzieci tego świata? Czyż ludzie nie są niczym innym jak właśnie nieporadnymi dziećmi zapatrzonymi w siebie i własną chciwość? Zamierzasz likwidować takich ja ja? Śmiało, aczkolwiek rozważ wcześniej czy starczy ci życia by zamordować owe setki braci i sióstr które walczą z chaosem ramię w ramię z ludźmi i krasnoludami. Skąd się wziąłeś kuzynie? Gdzie byłeś gdy dziesiątki z nas ginęły na polu walki? Jak śmiesz przemawiać do mnie tym tonem?! - ostatnie słowa były niemal wykrzyczane. Elfka poderwała się z miejsca, jednak nie po to by zaatakować Afdara, a by spojrzeć mu w oczy jak równy równemu. Wspomnienia sprawiły jej ból, którego wciąż nie potrafiła całkiem zagłuszyć. Wszystko zaś przez tego głupca mającego się za nie wiadomo kogo. O tak, zdecydowanie miała ochotę krzyczeć...
- Nie mam zamiaru odpowiadać na twe pytania - powiedział elf, i szybkim ruchem przyłożył elfce sztylet do gardła i przycisnął ją do ściany - Wiesz co zrobili ludzie? wiesz co zrobili krasnoludy? Ludzie zabili moją ukochaną, krasnoludy zabiły mojego ojca... oni wszyscy są gówno warci, a wiesz dlaczego to zrobili? Bo obydwoje nosili złote elementy w swoim ubiorze, umarli z powodu takiej błahostki... mam zamiar pozbyć się wszystkich elfów którzy szanują te okropne rasy albo nawrócić na dobrą ścieżkę, a potem wspólnie zbratać się z innymi potężniejszymi od ludzi i krasnoludów sojusznikami i zaatakować... uderzyć w samo serce Imperium.
Lunaria nie odpowiedziała od razu. Nie wykonała również żadnego ruchu, który mógłby spowodować zanurzenie ostrza w jej gardle. Po raz pierwszy odkąd Afdar wszedł do jej pokoju, odczuła strach. W jego słowach wyczuła chaos, który niczym pasożyt zagnieździł się w sercu pogrążonego w bólu elfa. Co miała zatem zrobić? Nie mogła sięgnąć po broń, gdyż sytuacja zbytnio już posunęła się na jej niekorzyść. Jedyne co przychodziło jej do głowy to gra na zwłokę. Ryzykowna gra...
- Nie kocham ludzi ani ich nie szanuję - odparła, pozwalając by gniew dodał mocy jej słowom. - Nie bratam się z krasnoludami. Dlaczego więc, kuzynie, przykładasz ostrze do mojej szyi? Nic o mnie nie wiesz. Twierdzisz, że nienawidzisz ich wszystkich, a oceniasz szybciej niż niejeden człowiek. Zobaczyłeś mnie w towarzystwie ludzi i krasnoluda więc uznałeś, że się z nimi bratam. Obiecałam pomoc dziewce, więc uznałeś że miłuję jej rasę. Postępuj tak dalej, a nigdy nie dopniesz swego. Nie wiesz bowiem jak grać w tą grę kuzynie. Nic nie wiesz... - Uniosła powoli dłoń i położyła ją lekko na tej, którą trzymał sztylet. - No dalej, z tym też trzeba ci pomóc? - zapytała z kpiną i złośliwym uśmieszkiem na ustach.
Elf odsunął ostrze od gardła elfki, odwrócił się plecami do i elfki odparł - Jeszcze się zobaczymy - po czym ruszył w kierunku drzwi.
- Tego możesz być pewien, kuzynie - odparła, pocierając jednocześnie szyję.
Elf spojrzał na elfkę trzymając klamkę - Jestem pewien... i nastąpi to niebawem.
Lunaria przybrała obojętny wyraz twarzy.
- Uważaj na siebie - ni to ostrzegła, ni to złożyła życzenie.
Afdar najwyraźniej uznał, że zostawi jej ostatnie słowo i zwyczajnie wyszedł. Łowczyni odczekała jeszcze chwilę by nieco ochłonąć. Ulżyło jej iż nie musiała dalej brnąć w brud, którym ów elf się otoczył. Miała nadzieję, że przy następnym spotkaniu to ona będzie trzymać sztylet przy jego gardle. Była pewna, że nie cofnie wtedy dłoni...
Skoro jednak miała go na jakiś czas z głowy pora była najwyższa by pomyśleć o Emily. Przy odrobinie szczęścia istniała szansa, że Afdar kłamał. Lunaria nie chciała jednak zostawiać sprawy losowi wyszła z pokoju upewniwszy się iż drzwi zostały zamknięte. Strzeżonego...

zelator89 31-07-2013 14:50

Astald spóźniony wszedł do karczmy. Na jego twarzy rysował się uśmieszek. Rozglądał się po przybytku idąc w stronę stołu. Ciężkie oporządzenie opadło z hukiem. Szukał wzrokiem karczmarza, bo był cholernie głodny, miesiące spędzone w lesie, potem “mordercze” czekanie na mytnika i wreszcie w karczmie, w której...nie widział upragnionego karczmarza...Jego wzrok natomiast przyciągnął widok Zorgrima oraz rzesza jęczących wieśniaków łapiących się za brzuchy, podbiegł do nich czym prędzej.

- Co do diabła? - wykrzyczał zdziwiony zwracając się w pierwszej kolejności do wieśniaków. Pierwsze co mu przyszło na myśl znając agresywną naturę krasnoluda to bójka. Po czym podszedł powoli do krasnoluda...spojrzał na opróżnione kufle piwa z dozą grymasu. Astald również nie stronił od alkoholu ale takie ilości by go zabiły...

- Nie dość, że pierwszy do bójki to jeszcze do piwa! Te krasnoludy. Jak można prowadzić taki tryb życia?. Zapytał ze zdziwieniem.

Nigdy nie rozumiał krasnoludów, szczególnie ich kultury bycia. Sam był człowiekiem, któremu obca była wysoka etykieta ale jakieś granice były. Może to ludzka natura stawiała te granice, a może wychowanie w rodzinie, która co nieco miała wspólnego ze szlacheckim pochodzeniem. Kto wie. Zmierzył krasnoluda wzrokiem.

- Może on był specyficzny po prostu jak na swoją rasę... odparł po cichu do siebie.

- Tak właśnie żyją krasnoludy młodziku. Biją się i piją na zabój - odpowiedział zabójca.

- A więc poszukujesz śmierci w alkoholu? Są lepsze sposoby - jeszcze raz rozejrzał się po przybytku.

- Wiesz może gdzie znajdę karczmarza? Człowiek cholernie głodny, a widzę, że zdążyliście się najeść i nie tylko.

- Poszukaj na zapleczu - odpowiedział półprzytomny krasnolud- najeść się dopiero mam zamiar.

- Zaś śmierci to szukam wyłącznie w walce. Alkohol nie jest w stanie mnie zabić.
Zabójca skoncentrował się na kolejnym kuflu piwa. Rozmowy nigdy nie były jego mocną stroną, wolał działanie.

- Hmm...a więc obyś ją tam odnalazł...- odparł niepewnym głosem, po czym za radą krasnoluda udał się na zaplecze.

Pierwsze co zauważył Astald zaraz po wejściu na zaplecze to gospodarz szarpiący jakąś kobietę, po chwili rzucił nią o podłogę a ta tylko zaniosła się głośnym płaczem i odwrócił się .

- Czego tu? - zapytał przez zaciśnięte zęby.

W pierwszej chwili cofnął się krok w tył, kompletnie nie spodziewał się tego co zastał.

- Co ty wyprawiasz człowieku! - wykrzyczał w stronę gospodarza ze złością. Wiedział, że wezwanie straży miejskiej nic nie da. Zresztą był na bakier z wymiarem sprawiedliwości, w końcu żył na banicji.

- Wybacz panie, moja córka źle się zachowywała, musiałem ją ukarać - odparł gospodarz - Rozumiesz, inaczej dojść do bachora się nie da.

- Chyba przegieliście gospodarzu - wysyczał z wykrzywioną ze złości twarzą. Podszedł do dziewczyny utrzymując dystans od karczmarza. Pochylił się nad nią, obejmując jej ramię.

- Nic ci nie jest? - zapytał próbując ujrzeć czy nic jej nie jest, po czym zwrócił się spowrotem do karczmarza.

- Następnym razem gospodarzu to ja was ukaram...a teraz podasz mi najlepsze mięso jakie masz i kufel piwa.

Gospodarz spojrzał na Astalda groźnie, po czym wyjął swój miecz z pochwy.

- To moja córka i mam prawo robić z nią co mi się żywnie podoba, chcesz zobaczyć? - zapytał, odepchnął cię i kopnął swoją córkę prosto w brzuch.
Również dobył miecza.

- Wiedz karczmarzu, żem zaprawiony w boju i nie jednego zabiłem, więc odstąp, jeśli choć trochę cenisz swe parszywe życie.

- Czy ty nie rozumiesz ze dziecko trzeba karać jeżeli jest nieposłuszne? - zapytał wściekły gospodarz - Wyjdźmy stąd i daj sobie spokój dobry człowieku.... nie wtrącaj się w sprawy prywatne.

Astald miał mętlik w głowie. Nieodparta ochota przywalenia karczmarzowi wzięłaby górę, gdyby nie fakt, że był poszukiwany listem gończym z Hochland i nie miał pewności czy nie dotarł za nim aż tutaj, nie mógł ryzykować, przynajmniej nie teraz...

- Zgoda gospodarzu - skwitował z wymuszonym uśmiechem - A teraz schowasz grzecznie miecz i podasz mi to o co prosiłem ale zapewniam cię, że będę miał ten przybytek na oku i będę częstszym gościem..
Nie było mu z tym dobrze. Miał sumienie. I czasem również jego wyrzuty. Rozsądek jednak wziął górę nad emocjami, choć żal mu było katowanej dziewczyny.

Gwena 31-07-2013 17:54

Gdy zobaczyli miasto Gesdorf Ilse puściła wiązankę. Jak jej tchu i pomysłów zaczęło brakować, już nieco spokojniej dodała:
To, na wszystkich pieprzonych bogów chaosu ma być miasto? Toć nie jedna wieś większa. A karczmę przynajmniej tu jakąś mają?
Chwilę później przywitało ich ujadanie kundla, za którym pokazał się dzielny wieśniak z widłami i kurwować z dala na nich zaczął. Gdy o warcie wspomniał Ilse przerwała mu.
To u was straży nie ma, że z widłami w łapie przybyszom opowiadać się każecie? Jest u was jaki sołtys albo inny wójt? – I cicho dorzuciła do Karla – Boć o burmistrza pytać nie warto... Miasto, tfu...
Nie ma bandyty jedne, ja tu rządzę! – krzyknął wieśniak – Ja tu wioską gospodarzę i ja tu jestem wójt.
Karl popatrzył na przedstawiciela władzy z ironią, wzruszył ramionami i wyraźnie nie zamierzał się wtrącać do rozmowy.
A znacie niejakiego Emmericha Handlera? – spytała Isle.
A znam, cholera jasna, a jakże. Ino se roboty szukać poszedł i jeszcze nie wrócił, jak go szukacie to gówno znajdziecie bo on pracuje gdzieś... dzień drogi stąd, o tam – odparł i wskazał palcem w lewo
Co z was za wójt, ze listów gończych nie czytacie?
Listy gończe to mi kurwa przysyłają co drugi dzień, co to za pytanie, bandyty jedne? – wójt się zaczął ponownie wściekać.
Żadne bandyty – szybko odparła Ilse – za bandytami to my się rozglądamy. Pokażcie migiem te listy, bo wygląda na to, że bandytę Handlera ukrywaliście.
Handlera?wójta zatkało na chwilę – To ja do chuja zbolałego znam go od takiego małego bachora, co to za oskarżanie jednego z moich mieszkańców? Wypierdalać bo na widły was nabiję. – zaczął się drzeć jeszcze głośniej.
Cóż... jak chcecie wójcie. Ale go chcą obwiesić za dzień. Chyba, ze kto poświadczy, że na liście to nie on, a kto inny, ino podobny do niego, jest.
Jak to go powiesić chcą? – Wójt wytrzeszczył oczy – Co za szumowiny, kurwa jego mać, jebana do chuja...?
Ano złapał go łowca, do piwnicy wsadził i czeka na strażników dróg, co by go obwiesić.
Handler mówi, że to pomyłka, ale poza nami nikt mu nie wierzy.
A żona wie? – zacukał się wójt.
A Heidi to on woła. Prosił byśmy jej powiedzieli co z nim. Ale problem w tym, że facjata na liście gończym jak wypisz wymaluj jego... Macie listy? Obejrzymy, sami zobaczycie
On to zawsze tego swojego bachora pieści i dla tej żony robi wszystko, a że bieda ich złapała to on szukać pod ,,Dumnym kogutem” chciał roboty...
To i znalazł. W jamie pod szynkwasem... – wtrąciła bezlitośnie Ilse,
Ale przysięgam na chwałę pana mego, Ulryka, że to, kurwa, nie on. – dokończył przejęty wójt.
Wy wójt osoba urzędowa, poważna. Przewoźnik z nami jest. Popłynęlibyście go ratować? Żonie mogą nie wierzyć. – pochlebiła bezwstydnie chłopu Ilse.
Cała wioska to by poświadczyła, ze to kuźwa nie on, on to znany wszędzie w okolicy jest...! – krzyknął wójt.
To jak go Josef z Koguta nie poznał? Ani żaden z tamtejszych wieśniaków?
Bo to już pani nie są okolice, to jest hen, hen, jeden dzień drogi stąd – powiedział poważnie wieśniak. – Nasi to mają swoją gospodę – dodał z dumą.
Pół dnia łodzią. To co popłyniecie? – naciskała Ilse.
Popłyniemy, a i żonę i dziecko zabierzemy! Jak dziecko zobaczą strażniki to zmiękną pewnie! – wykrzyknął wójt i odwrócił się – Poczekajta tu na mnie, zaraz wszystkich poinformuję o tej sprawie.
A może do karczmy nam drogę wskażecie i tam poczekamy?
Pani nie ma co zwlekać, za pięć minut gotowi do drogi będziem. Wy też poświadczyć mi pomożecie, a my se za przewóz zapłacimy – odparł wójt i ruszył w kierunku domków, pies potruchtał za nim.
Ilse postanowiła nie czekać w szczerym polu i ruszyła za wójtem.



Podróż powrotna? Karl nie był tym zbyt zachwycony. Dobrze chociaż, że na barce będzie mógł się zdrzemnąć.
Za to w tej chwili nie bardzo miał ochotę biegać za wójtem. Po co, skoro mieli zaraz ruszać w rejs? Z drugiej strony... Prawdę mówiąc, coś zjeść. Już dawno minęła nie tylko pora obiadu, ale i kolacji.
Panie wójcie! – Zawołał. – Coś do zjedzenia można by dostać? – krzyknął w ślad za odchodzącym. – My o pustych brzuchach jedziemy od tego całego “Koguta”!
Nie ma czasu gówniarzu! – krzyknął wójt – Se w Kogucie coś wpierdolisz.
W dupę se wsadź takie rady – odparł Karl. – Na stołku se siądzie i myśli, ze każdemu pyskować może.
Nie oglądając się na wójta poszedł szukać jakiegoś miejsca, gdzie mógłby coś zjeść.
Po dłuższych poszukiwaniach trwających prawie... pięć minut, Karl w końcu stanął przed gospodą ,,Pod Starym Młotem’’, niestety... gospoda była zamknięta.
Pieprzona wiocha – mruknął Karl. Mimo tego nie miał zamiaru wracać do “Koguta”. Jak już, wolał iść jak najdalej od tamtej gospody. Poza tym miał nadzieję, że któryś z tutejszych poczęstuje go czymś do jedzenia. Za opłatą oczywiście.
Zastukał do drzwi najbliższej chaty.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął mężczyzna z długą brodą, wyglądający na starca ispojrzał zdziwiony na Karla.
Czego? – spytał groźnie
Gospodę macie zamkniętą – powiedział Karl. – To tak na stałe? Od południa nic nie jadłem, nie poczęstujecie czymś wędrowca, co się odwdzięczy za poczęstunek? A może poradzicie, gdzie mógłbym zjeść coś?
Nie na stałe panie, ino na noc.. – odparł – i nie poczęstuję bo mi też jedzenia brak, toż to biedna wioska jest...
Mężczyzna zatrzasnął drzwi przed nosem Karla, który splunął na próg chaty, a potem poszedł do następnego domu. Jednak wszędzie go odprawiano.


Ilse dotarła do jednej z chatek wspólnie z wójtem, ten zapukał głośno do drzwi, otworzył je jakiś mężczyzna w samym gaciach
Czego tutaj? – zapytał, wójt spojrzał na kobietę zawstydzoną stojącą za nim
Męża nie ma i już zdradzasz? – zapytał groźnie – Twój mąż se siedzi pod kogutem w jamie i se czeka na powieszenie bo to jego o hersztowanie oskarżyli, a ty tutaj ruchasz się z jakimś gnojem w dodatku nie z naszej wioski?
Wybaczy pan, to nie tak jak pan myśli.. on po prostu.. to.. to mój brat jest – odparła kobieta, a tuż za nimi stanęła ich córeczka – Cholera, cholera.. musimy udać się pod koguta.. i to szybko.
Kobieta starała się udawać, że przejmuje się losem męża, ale nie za dobrze jej wychodziło.
Ilse słyszała jak Karl bezskutecznie się do domostw dobija. Popatrzyła na babę, na ciągle kurwiącego wójta i szlag ją trafił.
Podeszła do Karla.
Niech mnie wciórności trafią, jeśli tu moja noga pozostanie choć chwilę dłużej. Mam trochę suchego żarcia, coś się pewnie w sidła złapie na rano, w stogu przenocować możemy, a potem im dalej od kogutów trafię tym lepiej. Pójdziecie ze mną do... hmm... Na północ będzie Sarbitz, dość blisko, ale to pewnie nic lepsza wiocha, ale na wschód, traktem kupieckim Krugenheim leży. Będzie stąd dzień drogi, ale tam więcej niż jedna karczma jest. We dwoje na szlaku raźniej, nie sądzicie?
Dziwna wiocha, wójt, któremu się we łbie poprzestawiało – odparł Karl. – Przenocujemy w jakimś stogu i ruszymy dalej. Jak się uda, to karczmę otworzą skoro świt. Jak nie... Niech ich demony zeżrą. Wszędzie lepiej, niż tu.
Ilse zrobiła kilka kroków w kierunku stogów stojących pod lasem, ale zatrzymała się i warknęła,
Cholera mnie zaraz weźmie, albo jeszcze gorsza dżuma, jeśli będzie musiała nocować byle jak w wiosce w której stoi karczma. I – dodała po namyśle – może to byłby dobry pomysł by porąbać na opał drzwi od gospody... nie potrzebne tym chłopkom są... w ogóle na diabła im gospoda i karczmarz skoro z kurami zamykają... Przy rąbaniu człek się przynajmniej porządnie rozgrzeje.
Jak to można nazwać karczmą – uśmiechnął się szyderczo Karl. – Dziwny karczmarz do kompletu do wieśniaków, co im srebro niepotrzebne. Trafiliśmy do jakiegoś innego świata, a Imperium z jego pazerną ludnością zostawiliśmy gdzieś daleko.
Ano – pokiwała energicznie głową Ilse – gdzie człek się nie obróci to każdy ino myśli co by go z pieniądza obrać... A każdy chłop ma pieniądze czy nie ma wieczorami do karczmy zachodzi. A ci?
Ci są cnotliwi nad wyraz i każdy u baby pod pierzyną przyjemności szuka, miast przepić co się da – odparł Karl. – Szczęśliwe muszą być ich kobiety.
Wątpię – bo co innego mąż pijok, a co innego mąż tłumok... A tutejsi na tłumoków wyglądają. Albo zastrachanych czymś. – zastanowiła się Ilse – Ino czym?
Może karczmarz coś powie – wysunął przypuszczenie Karl. – A może wójtowa? Kobiety są zwykle rozmowniejsze.
A tu żadna nawet nosa nie wychyliła co by napyskować na hałasy... dziwne to, toż cała wiocha powinna się zlecieć po wieści, że jednego z nich mają wieszać. Dziwne – zamyśliła się Ilse.
Po chwili podeszli do budynku karczmy, Karl zaczął mówić:
Pukajcie, a będzie...
Wam otworzone – dokończyła Ilse i zaczęła pukać, używając do tego małego toporka do korowania.
Kurwa, dobra, dobra już otwieram – odezwał się po chwili gruby głos jakiegoś mężczyzny, zgrzytnął zamek i drzwi otworzyły się szeroko. Stał w nich stał mężczyzna w nocnej koszuli, bez spodni i butów.
Co się dzieje do chuja? Bandyci na wieś najechali czy co że tak walicie? – zapytał
To się dzieje, że nocleg i żarcie potrzebne, a podobno to karczma... – mówiąc to Ilse wepchnęła się za próg.
Wójt w każdym razie powiedział, że to jest karczma – dorzucił Karl.
To jest karczma do wieczora, w nocy to jest już moja chałupa – powiedział gospodarz – Wybaczcie, wybaczcie ale też potrzebuję trochę snu, czyż nie?
Jak rozumiem srebra Wam nie trzeba, ino snu. To i dobrze. Będzie tani nocleg. Chyba, że...? – Ilse popatrzyła na dziwnego karczmarza i mówiąc to podeszła do jednego ze stołów i zrzuciła plecak. – Sienników dla gości nie macie? Trza na własnych skórach spać?
W sali stały trzy stoły, kominka niestety nie było... ubóstwo wyglądało z każdego kąta.
A nie, nie, srebro ważniejsze – odparł szybko karczmarz. – Ile gotowi jesteście dać?
A co macie? Jedzenie, picie, siennik?
Gospodarz podrapał się w głowę. – Jedzenie to za jednego szylinga porządną strawę jakąś dostaniecie, picie też za szylinga... u mnie tanio.
A nocleg za darmo – dokończyła Ilse i wyciągnęła rękę by przybić interes.
Jak w sali wspólnej bez łoża spać chcecie to tak, za darmo – odparł gospodarz.
Może być i sala wspólna – stwierdził Karl. – My zwyczajni w różnych warunkach spać.
Ale mówię od razu, koców żadnych nie mam, na podłodze spać będziecie albo tutaj na stołach, kilku już na stole spało.
Mam co trzeba, a teraz dajcie tę porządną – mocno zaakcentowała to słowo – strawę.
Zanim z głodu pomrzemy – dodał Karl. Położył na stole szylinga. – To na zaliczkę.

Grave Witch 31-07-2013 18:46

Zastanie karczmarza w towarzystwie jednego z jej “towarzyszy” nieco zaskoczył elfkę. Tym bardziej, że obaj trzymali w dłoniach nagie miecze. Już miała się wycofać gdy dostrzegła Emily.
- Czy wszystko w porządku? - zapytała, słowa jej jednak bardziej ku dziewczynie niż skaczącym sobie do gardła mężczyznom, były skierowane.
Gospodarz spojrzał na elfkę potem na Astalda i wskazał na nią palcem
- Ta kurwa, śmiała upić moja córkę.. dlatego mimo ze była nieśmiała wyszła zadowolona od ucha do ucha z jej pokoju.. dałaś jej alkohol dziwko! - krzyknął wściekły gospodarz -Mojej, piętnastoletniej córce która ma obsługiwać klientów na trzeźwo!
Emily trzymając się za brzuch pokręciła przecząco głową
- Ja.. ja nic nie piłam - powiedziała przestraszona
- Piłaś dziwko! To widać! - krzyknął w jej stronę, i spojrzał na Astalda - Rozumie pan teraz dlaczego się wściekam, żeby takie dziecko piło w tak młodym wieku?
Łowczyni miała nadzieję, że nie widać po niej ulgi jaką odczuła.
- Uważaj na swe słowa człowieku - skarciła mężczyznę, umyślnie używając przy tym takich, a nie innych słów. - Córka twoja niczego nie piła będąc ze mną w pokoju.
- Piła do cholery... - odparł groźnie gospodarz i wskazał na Emily palcem - Myślisz ze to dziecko które wszystkiego się boi kiedykolwiek będzie szło spokojnym truchcikiem do kuchni i podśpiewywało myjąc kufle? Tylko alkohol tak na nią pewnie zadziałał.
Emily próbowała się podnieść..
- Doprawdy gospodarzu... Tylko dlatego, że twoi goście tak, a nie inaczej na twe trunki reagują nie znaczy od razu, że twa córka czegokolwiek próbowała. Ot, odbyłyśmy przyjemną rozmowę na kobiece tematy. Widać tego potrzebowała, a ja z przyjemnością zamieniłam z nią tych kilka słów. To co nazywasz objawem picia to zwyczajne zadowolenie. Winnyś się cieszyć, a nie narzekać - dodała, ruszając w stronę dziewczyny, by pomóc jej stanąć na nogi.
Elfka podniosła Emily, gdy ta już stała na nogach spojrzała na elfkę a jej ręce całe się trzęsły
- Ja.. ja, ja już tego nie wytrzymam - powiedziała
- Spokojnie dziecko, już po wszystkim - Lunaria starała się uspokoić mała zanim ta powie coś czego nie powinna. - Zmykaj teraz do kuchni, gdzie zapewne bardziej się przydasz i zadowolisz ojca. - I będziesz bezpieczniejsza, dodała w myślach.
- Wypierdalaj - odparł gospodarz groźnie w stronę córki, ta przerażona wyszła z zaplecza - To by było na tyle.
- Wreszcie rozsądne podejście
- w ustach elfki była to spora pochwała dla gospodarza, który zapewne nie był w stanie jej docenić. - Czy możemy zatem przejść do interesów?
- Jakie ty do cholery interesy chcesz robić? - zapytał gospodarz - Powiedz mi najpierw co zrobiłaś mojej córce, elf za to mi zapłacił.. i dopóki się nie upewnię nie dam spokoju swojej córce.. może usłyszę to z twoich ust?
- Kuzyn mój ma to do siebie, że od czasu do czasu lubi płatać figle. Na twoim miejscu byłabym zadowolona z zapłaty i nie przejmowała się jego życzeniami. Jest to nie tylko opłacalne co bezpieczne
- poradziła usłużnie, dodając w myślach kolejne przewinienie na liście powodów do zabicia Afdara. - Jeżeli jednak koinecznie chcesz usłyszeć o sekretach natury kobiecej... - spojrzała na niego z powątpiewaniem. - Wracając do interesów... Potrzebować będę jadła na drogę. Tyle by starczyło na co najmniej cztery dni.
- Z takimi zamówieniami to do tej dziwki idź -
powiedział gospodarz i chciał już wyjść z zaplecza kiedy do środka wpadł elf
- I co gospodarzu? Już wiesz o co chodziło tej elf... - po chwili spojrzał na elfkę stojącą obok
Gospodarz kiwnął głową
- Tak, wypiła alkohol wspólnie z moją córką - odparł gospodarz
- Za twoje zdrowie, drogi kuzynie - dodała elfka, bezczelnie się przy tym uśmiechając, aczkolwiek uśmiech ów nie sięgał jej oczu. - To miło z twojej strony, że troszczysz się o moje sprawy. Zapewniam cię jednak, że nie ma takiej potrzeby.

zelator89 31-07-2013 18:49

Astald przyglądał się wszystkiemu. Był nieco oszołomiony, najpierw utarczka z gospodarzem, teraz niespodziewani goście a on i karczmarz trzymali miecze skierowane ku sobie. Jednak nadal nie opuszczał miecza. Słuchał starając się zachować uwagę bieżących rozmów “przybyszy”. Zwrócił się do karczmarza podnosząc miecz w groźnym i mocnym uścisku. Po czym schował go za pas.

- Chyba się nie znamy, nie zdążyłem się przedstawić...Astald...niegdyś ze szlacheckiego rodu...eee....pomimo, że może teraz nie wyglądam. Zwrócił się oczywiście do dwojga nowo przybyłych elfa i elfki mając karczmarza w głębokim poważaniu.
Lunaria skinęła Astaldowi głową, jednak sama nie podała swego imienia. Uznała, że w tym wypadku nie będzie to rozsądne. Poza tym zawsze może nadrobić ów brak dobrych manier, później. Najlepiej gdy Afdara nie będzie w pobliżu.

- Panowie wybaczą - zwróciła się do trójki mężczyzn po czym ruszyła w stronę kuchni by złapać Emily i złożyć swoje zamówienie.

Elfka wyszła z zaplecza a Astald został sam na sam z gospodarzem i elfem

- Pierdo.. nie no, nie będę używał takie słownictwa - odparł elf - Po prostu niepotrzebnie zareagowałem agresją w stosunku do tej elfki, ale mimo ze z twoją córką nie ,,sojuszuje’’ to za krasnoluda i tak powinna dostać.

- Dobra pan, rób co chcesz mnie to nie interesuje, ale i tak nie widzę sensu w zabijaniu elfki tylko za to ze zamieniła kilka słów z jakimś tam krasnoludem, pan teraz zamienia słowa ze mną i współpracuje... a siebie samego pan nie ma zamiar powiesić - stawił się gospodarz, co mocno zdziwiło elfa bo na takiego mężczyzna nie wyglądał, elf wyciągnął miecz z pochwy

- Za tą zniewagę powinienem skrócić cię o głowę, i to właśnie mam zamiar zrobić - odparł elf przez zaciśnięte zęby.

Astald o dłuższego czasu pozostawał “uwięziony” na zapleczu, a wszystko zaczęło się od niewinnego poszukiwania strawy...

- Pan elf rasista! Ha! - wykrzyczał z jednoczesnym energicznym wyciągnięciem miecza, po raz kolejny.

- Jeśli chcesz rozlewu krwi...zrób to...ale tak żebym tego nie widział - szyderczo zwrócił się do elfa.

- To wyjdź stąd do cholery - odparł elf, gospodarz zrobił przerażoną minę i cofnął się krok do tyłu.

Tym razem nie chowając broni wychodzi. Po czym ustawia się plecami tuż za wejściem na zaplecze z przygotowanym do uderzenia mieczem nasłuchując, tego co się “ma” wydarzyć.
Astald usłyszał uderzenia dwóch mieczy o siebie, trwał tam pojedynek, po chwili pojawił się kolejny dźwięk.. tym razem ciała upadającego na ziemię.

Grave Witch 31-07-2013 18:50

Emily siedziała w kuchni myjąc naczynia i płacząc przy tym jednocześnie, kiedy zauważyła wchodzącego elfkę odwróciła się
- Wy..wyjdź stąd, jak tato mnie zobaczy z tobą... to... - po chwili zaniosła się głośnym płaczem
- Spokojnie, sam mnie do ciebie wysłał więc nie masz się co martwić. Zamiast tego przygotuj nam prowiant na cztery dni. Wyruszymy o świcie więc bądź gotowa - Lunaria mówiła cicho by przypadkiem nie podsłuchały jej czyjeś czujnie nastawione uszy.
- Ta..tak..tak jest - odpowiedziała Emiliy kiedy nagle usłyszeliście odgłosy walki dobiegające z zaplecza - Boże mój ojciec!
Krzyknęła i zaczęła biegnąć w kierunku drzwi
Elfka nie zastanawiając się długo zastąpiła jej drogę, chwytając dziewczynę dla pewności za ramiona.
- Zostań - poleciła stanowczo.
- Ale.. jak mój ojciec zginie? - zapytała Emily a po jej policzkach spływały łzy - On nie może umrzeć...
- Dlaczego? Czy byłoby to takie złe dla ciebie? -
zapytała elfka, wzmacniając nieco uchwyt by dziewczyna przypadkiem się jej nie wyrwała.
- Co z tego ze był tyranem? Co z tego? Był moim ojcem, i nie mogę pozwolić żeby coś mu się stało.. nie ważne jaki dla mnie by nie był - odparła Emily - Proszę, pozwól mi tam pójść.. powstrzymać ich...
- Zginiesz
- poprawiła ją Lunaria, nie szczędząc brutalnej rzeczywistości. - Uspokój się i przygotuj do wyjazdu. Jeżeli twój ojciec wdał się w walkę z człowiekiem, z którym go zastałam to być może ujdzie z życiem. Jeżeli jednak jego przeciwnikiem jest elf, to już jesteś sierotą czy tego chcesz czy nie. Gdybyś tam teraz poszła, słaba i nieuzbrojona, skończyłabyś jako kolejne ciało do kolekcji.
Dziewczyna próbowała się wyrwać
- To nie istotne rozumiesz?! Nawet jeżeli mam zapłacić za to życiem zrobię wszystko by uratować ojca! - krzyknęła - NIE MOGĘ GO TERAZ ZOSTAWIĆ!!!
- Emily pomyśl przez chwilę - elfka postanowiła podjąć ostatnią próbę. - Czy tak nie będzie lepiej? Nie będziesz musiała uciekać, będziesz wolna. On sam jest sobie winny.
- Stul pysk! -
krzyknęła Emily, pierwszy raz była tak wściekły, próbowała się wyrwać a z jej oczu leciały łzy - Przepuść mnie! On nie jest niczemu winny... teraz zginie tylko dlatego ze byłam wtedy u ciebie w pokoju, tylko dlatego...
- Zginie przez własną głupotę, jednak
- co mówiąc puściła dziewczynę i zeszła jej z drogi. - Twoja wola, Emily.

zelator89 31-07-2013 18:55

Po chwili z kuchni wybiegła Emily odpychając Astalda i otwierając drzwi na zaplecze.. ujrzała własnego ojca w kałuży swojej krwi i elfa zabierającego jego sakiewkę. Upadła na kolana... i zakryła oczy zanosząc się płaczem
Odepchnięty Astald po chwili wparował na zaplecze. Być może myślami chciał spróbować zatrzymać dziewczynę ale jednak stało się to co miało się stać. Miała po prostu w brutalny sposób dowiedzieć się prawdy. Stanął w przejściu tak, aby uniemożliwić wyjście.

- Zrobiłeś panie elfie co chciałeś ale nie wyglądasz mi na miłośnika natury - nieco ironiczne zabrzmiało ale z pełną powagą rzucił w jego stronę.

W tym właśnie momencie drzwi od karczmy otworzyły się a w nich stali strażnicy dróg, było ich sześciu po środku nich szedł łowca nagród.

- Gospodarzu! Gospodarzu! - krzyczy łowca nagród - Po wieźnia ześmy przyszli.

Słysząc ten głos elf uśmiecha się drwiąco.

- Córeczka zabiła swojego tatusia, oj Emily.. powieszą ciebie za to - powiedział elf.

Astald spojrzał na elfa zdziwiony chowając miecz.

- Ty dzierżysz ostrze, kto uwierzy, że to ta dziewczyna, skoro nawet nie posiada broni?

Elf rzucił swój miecz prosto na ciało Josefa.

- Zabiła i zostawiła ostrze na miejscu zbrodni - powiedział uśmiechnięty szeroko.

W momencie, gdy elf rzucił swój miecz, Astald wyciągnął sztylet, który miał w cholewie buta, ledwo widoczny w dłoni przy dobrym chwycie.
W tym właśnie momencie na zaplecze wchodzi łowca nagród któremu towarzyszy jeden ze strażników dróg.

- Co tu się do chuja dzieje? - zapytał łowca z szeroko otwartymi oczami.

- No właśnie! Do diabła! - wykrzyczał próbując udawać zdziwienie przemieszane z przerażeniem.

Elfka spojrzała zdziwiona na Astalda, jednak nie zdecydowała się skomentować jego zachowania. Zamiast tego, nadal stojąc w pewnym oddaleniu od pozostałych, odpowiedziała na pytanie nowo przybyłego.

- Drobny konflikt interesów - wzruszyła ramionami, jakby nic wielkiego się nie stało.

Elf spojrzał przerażony (udawał i wychodziło mu to całkiej nieźle) na łowcę nagród.

- Widziałem.. jak ta gosposia kłóciła się z Josefem o to ze nie ma zamiaru myć już garów i być dziewką służebną, Josef wściekły zaczął krzyczeć na nią a ta rzuciła się ze swoim ostrzem prosto na niego... usłyszałem odgłos upadającego ciała na ziemię i przybiegłem tu najszybciej jak się dało, nie zdążyłem - powiedział elf smutno - Jestem żałosny.. nie zdążyłem uratować gospodarza
Łowca nagród chwycił Emily za rękę.

- Zawiśniesz razem z tym hersztem. - powiedział groźnie, Emily krzyknęła

- POMOCY! POMOCY! TEN ELF KŁAMIE! BŁAGAM! JA NIE CHCĘ! nie chcę umierać.. - ostatnie zdania wypowiedziała cicho..

Wiedział, że walka na nic się nie zda, podejrzewał, że elf ma układy i pewnie w samym bastionie sprawiedliwości straży...Wzniósł błagalnie rękę w górę.

- Strażniku łaskawy! Toż to przez chaos opętane! Ten elf! To jego wina!

- Spójrz na minę tego elfa człowieku, elfy to opanowana rasa i nie mordują nierozsądnie byle kogo - odparł strażnik dróg - Wybacz.. ale ta kobieta zostanie powieszona już za chwilę, życzę miłego spektaklu.

Emily krzyczała najgłośniej jak mogła..
Podszedł do strażnika bliżej, lekko zbliżając głowę do jego ucha ale powoli.

- Strażniku a ile to elfów znacie żeście tacy znawcy tej rasy? Może załatwi to drobna sumka co? Napijecie się z towarzyszami co by nie powiedzieć za moje zdrowie.

- Ciebie też powiesić za przekupstwo pajacu jeden? - zapytał strażnik dróg - Zejdź z drogi bo za chwilę egzekucję zaczynamy.

- Hej tak od razu! Gdzie sprawiedliwość! Był jakiś sąd? - wykrzyczał ze złości. Wiedział co znaczy strażnicze pieniactwo i poczucie władzy, stąd dał się rozzłościć.

Strażnicy zignorowali Astalda i ciągnąc Emily ruszyli w stronę Jamy gdzie przebywał Herszt.

- Chwileczkę - milcząca do tej pory elfka najwyraźniej zdecydowała się zabrać głos.

- Obawiam się że zaszła pewna pomyłka. Emily nie zrobiła niczego za co można by ją wieszać. Co najwyżej wykazała się pewną głupotą przybiegając ojcu na pomoc.

- To kto w takim razie mógł go zamordować? - zapytał łowca nagród - Tylko jego córka miała ku temu jakieś powodu.

- Nie tylko - sprostowała. - Gdy zeszłam na dół by poszukać gospodarza miał on akurat sprzeczkę z pewnym mężczyzną. Tak się składa, że jest on z nami w tej chwili - co mówiąc wskazała na Astalda. - Dziewczyna została później odesłana do kuchni, gdzie zastałam ją i złożyłam u niej zamówienie na jadło potrzebne mi na drogę. Wtedy usłyszeliśmy hałas walki. Próbowałam powstrzymać to dziecko, które i tak by szansy nie miało chcąc ratować ojca, jednak były to marne próby, jak widać. Z tym, że przybyła tu gdy gospodarz był już martwy. Ręczę za to słowem.

- Strażniku.. ja już mam mętlik w głowie, każdy ma inną wersję wydarzeń.. ten pieprzy ze to elf, elf pieprzy ze to córka, elfka pieprzy ze to ten pajac... może ty córko gospodarza powiesz nam co o tym sądzisz? - zapytał łowca nagród.

Astald wtrącił się znienacka.

- Posłuchajcie uważnie...Wierzycie w to, że dziewczyna z taką precyzją zadałałaby cios w samo serce? Czy mógłbym ja zadać ten cios skoro mój miecz jest w pasie bez śladów krwi? Ten miecz należał do elfa!

- To może ślepy człowieku spójrz na pas elfa, on też ma przy sobie miecz - łowca wskazał na pięknie zdobiony miecz przypięty do pasa elfa i na miecz leżący obok ciała Josefa - Widzisz, elf ma przy sobie błyskotkę, a ten miecz tutaj to zwykłe nic nie warte ostrze.. tylko gosposia albo inny biedak mógł takie posiadać.

- To dziecko nie miało przy sobie miecza. Wiem, wszak byłam z nią gdy trwała walka. Zdaję się jednak na wasz osąd, strażnicy. - Lunaria założyła ręce i oparła się swobodnie o ścianę. - Pragnę jednak zauważyć iż nigdy nie rzekłam iż ten mężczyzna jest winny. Powiadomiłam was jedynie o sprzeczce, a to coś zupełnie innego...

- Dajmy się wypowiedzieć córce gospodarza zanim wydamy werdykt - powiedział łowca nagród i spojrzał na Emily trzymaną przez strażnika dróg
- To..to.. to elf - powiedziała Emily, łowca nagród spojrzał na nią i uśmiechnął się sztucznie robiąc przy tym zdziwioną minę.

- Elf odpada mości pani - odparł łowca - Powiesić ją

Emily spojrzała przerażona i znowu zaczęła płakać, mężczyźni ciągnęli ją w stronę jamy.

Elfka nie ruszyła za strażnikami zdając się być głucha na krzyki dziewczyny. Cały czas obserwowała elfa czekając na dogodną chwilę by zamienić z nim kilka słów. Najlepiej sam na sam.
Strażnicy stali przed jamą czekając na swych towarzyszy, mocno się zdziwili kiedy zauważyli ich ciągnących jakąś dziewczynę, łowca nagród powiedział coś do ucha jednemu ze strażników, ten chwycił Emily a łowca odwrócił się w stronę klientów

- Drodzy panowie, gospodarz niestety został zamordowany i zaraz po egzekucji będziemy zmuszeni zamknąć ją na czas znalezienia się nowego właściciela, w tym momencie piorytetem jest powieszenie zabójcy gospodarza a dopiero potem zajmiemy się hersztem który już nie stanowi żadnego zagrożenia, jeżeli chcecie zobaczyć egzekucję tej kobiety zapraszam na podwórze gdzie jest już powieszona lina i za pięć minut powinniśmy tam przybyć - większość wieśniaków podniosła się ze swoich stołków i ruszyli na podwórze uśmiechnięci od ucha do ucha.

-Nie.. nie.. nie błagam, proszę - jęczała Emily..

Astald stał zrezygnowany obserwując odchodzących strażników z Emily. Spoglądał na elfa i myślał, myślał w jaki sposób zakończyć jego żywot...

Grave Witch 31-07-2013 19:01

Gdy zostali sami, nie licząc oczywiście Astalda, który jednak nie miał w tej chwili dla Lunarii
wielkiego znaczenia, podeszła do uśmiechającego się z drwiną elfa.
- Dlaczego akurat ona? - zapytała wściekła, korzystając z tego że człowiek nie mógł jej zrozumieć. - Nie mogłeś wybrać tego mężczyzny?
- Bo ją lubiłaś, dlatego trzeba było się jej pozbyć
- powiedział elf a drwiący uśmiech nie schodził mu z twarzy - Teraz w sumie pora na krasnoluda.
Lunaria uniosła dłoń z zamiarem spoliczkowania elfa, jednak powstrzymała się w połowie ruchu.
- Z nim powinno ci pójść łatwiej - stwierdziła, opuszczając dłoń na rękojeść miecza. - Pozostałych także masz zamiar się pozbyć?
- Przydałoby się, ciebie również -
odparł elf - Ale chyba bardziej będziesz cierpieć jak wszyscy twoi bliscy umrą z moich rąk a dopiero potem zajmę się tobą, oczywiście.. postaram się by były to brutalne tortury.
Jego słowa sprawiły, że Lunaria wybuchnęła śmiechem. Był to jednak krótki atak i zakończył się równie szybko jak zaczął.
- Doprawdy, spodziewałam się po tobie czegoś lepszego, kuzynie. Wszyscy moi bliscy... Żałosny patetyzm, tak nie wypada. Przynosisz wstyd naszej rasie Afdarze.
- To ty przynosisz wstyd naszej rasie kochana siostro - powiedział elf, wyciągając swój miecz z pochwy - I wyjdź stąd, bo mogę zmienić zdanie i zabić cię wcześniej.
- Pozbawiając mnie tak wielu rozrywek? Kuzynie, kuzynie... Pomyśl z iloma ludźmi w tym czasie zdradzę nasza rasę... kto wie, może i krasnolud jakiś się trafi... - kpiła, jednak przezornie wycofała się z jego zasięgu. - Żegnaj Afdarze, obrońco elfiego honoru. Idziemy - ostatnie słowo rzuciła w stronę Astalda.
Elf tylko parsknął głośno i splunął prosto na ciało Josefa po czym ruszył za elfką i Astaldem by zobaczyć egzekucję. W głównej sali wszyscy zobaczyli pustkę, poza krasnoludem śpiącym na stole, wszyscy byli na dworze czekając na egzekucję, słyszeliście płacz i krzyki Emily które w niczym jej nie pomagały

Astald schował sztylet, który przez cały czas ledwo widoczny trzymał w dłoni, za cholewę buta. Zwrócił się do Lunarii
- To jakaś prywatna wojna? Wy i inne rasy? Przez to mają ginąć niewinni...Skąd mam wiedzieć, że jutro to nie będę to na przykład ja?
Elfka zmierzyła człowieka gniewnym spojrzeniem.
- Zamknij się i chodź za mną - poleciła kierując się w stronę schodów.
- Prowadź więc ale ciężko mi będzie powstrzymać się przed likwidacją twojego pobratymca, gdy nadaży się ku temu okazja. - powiedział ze wzrokiem utkwionym w ziemię.
Lunaria nie odpowiedziała, miast tego poprowadziła go schodami do pokoju, który wynajmowała. Otworzywszy drzwi przepuściła go przodem po czym dokładnie je za sobą zamknęła.
- Doprawdy człowieku, do końca rozum ci odjęło by wypowiadać się w ten sposób przy elfach? Szczególnie po tym jak byłeś świadkiem morderstwa popełnionego przez jednego z nich? - zapytała zapalając przy tym lampę, żeby mężczyzna był w stanie dostrzec cokolwiek w ciemnym pomieszczeniu.
Usiadł na krześle z westchnieniem. Był zmęczony tym wszystkim. Szczególnie, że nie miał okazji odpocząć od dłuższego czasu. Popatrzył na elfkę oparty o krzesło z głową odchyloną do tyłu. Po jego czole spływał pot.
- Nawet nie świadkiem. Być może i współsprawcą. Kim był ten człowiek? Dla mnie nawet nie człowiekiem a jakimś potworem, który znęcał się nad córką - odparł z ogromną pogardą w głosie i grymasem na twarzy jakby wypowiadał się o samych stworach chaosu.
- Był nikim i spotkał go zasłużony koniec - elfka nie kryła swej pogardy dla gospodarza. - Szkoda tylko, że musiał pociągnąć za sobą to biedne dziewczę. Teraz jednak nie pora na to. Egzekucja chwilę im zajmie co stanowi dla nas dogodną sytuację.
- Dogodną do czego? Chcesz odbić tę dziewczynę?
- uśmiechnął się - Nawet nie znam twojego imienia...
- Dla niej jest już za późno. Podobnie jest dla ciebie, aczkolwiek ty masz jeszcze szansę. Szkoda, że nie mógł poczekać do świtu, jednak byłoby to zapewne nie w jego stylu
- dodała, niekoniecznie zgodnie z wątkiem, który dopiero co rozwinęła. - Musimy zniknąć, a biorąc pod uwagę że strażnicy planują zamknąć gospodę po egzekucjach, najlepiej będzie to zrobić teraz. Przy okazji należy zadbać o prowiant na drogę.
Astald wstał z krzesła i przez chwilę krążył po pokoju. Oparł się w końcu o ścianę. Myślał cały czas. Dokąd uciec? Znowu w las, w którym spędził całe życie.
- Prowiantu akurat jest pod dostatkiem, toż to gospoda. Weźmiemy co chcemy. Razem mamy większe szanse przeżyć w lasach. Ale będe potrzebował twojej pomocy choć nie łudzę się, że się zgodzisz. Pomóż mi zabić tego elfa, a w najgorszym wypadku nie wtrącisz się do tego jeśli będzie okazja do zabicia go.
Prywatna wendetta nie była w jego stylu, może coś w nim pękło.
Elfka, która właśnie wyjmowała plecak z szafy, wyprostowała się i zmierzyła mężczyznę czujnym spojrzeniem.
- Nie zabijesz go Astaldzie. Dopóki będę w stanie walczyć - oznajmiła stanowczo.
- Dobrze więc. Ale jeśli będe zmuszony bronić swojego życia to użyje miecza. Zejdę po rzeczy. Spotkajmy się przed karczmą, każdy z całym oporządzeniem.
Wstał i ruszył na dół po rzeczy, które zostawił wchodząc do karczmy. Zajrzał jeszcze na zaplecze, aby poszukać tyle jedzenia ile będzie mógł wpakować do torby.
Elfce nie zabrało dużo czasu by pozbierać swoje rzeczy zejść do sali ogólnej. Sadząc po hałasie dobiegającym z zewnątrz, egzekucja stała się nie byle atrakcją. Lunaria nie zamierzała jednak brać w niej udziału. Była pewna, że Afdar zajmie miejsce z przodu by nacieszyć się swym zwycięstwem.
Z pełnym oporządzeniem i zapasami jedzenia wyszedł przed karczmę. Słyszał krzyki. Pewnie zbliża się egzekucja. Oczekiwał elfiej towarzyszki.
Która nie kazała na siebie długo czekać, najwyraźniej nie mogąc doczekać się momentu opuszczenia tego miejsca.
- Gotowy? - zapytała kontrolnie.
- Opuśćmy ten padółł w końcu. Rozumiem, że posiadasz jakieś środki transportu? - zapytał z uśmieszkiem.
- Najlepsze na jakie mógłbyś trafić - wskazała na własne nogi. - Ruszajmy zatem.

Mendorian 01-08-2013 10:20

Zorgrim zbudził się Zobaczył pustą salę i usłyszał gwar na zewnątrz. Chwycił swój topór i wyszedł..
- Co tu się do wszystkich diabłów dzieje? Dlaczego szarpiecie tę dziewczynę?
Zorgrim zauważył zakładających się wieśniaków
- To co, myślicie ze kobieta umrze powolną śmiercią czy od razu złamie jej się kark? Stawiam dwa szylngi ze powolną! - krzyknął jeden z wieśniaków, wszyscy uradowani patrzyli w stronę drzewa na którym wisiał stryczek i stał mały taborecik na którym postawiono płaczącą dziewczynę
- Zaraz, zaraz nikt tu kurwa nikogo nie powiesi, nie odbyła się rozprawa. Tej dziewczynie przysługuje prawo do obrony. O co ta dziewczyna jest sokarżona?
Łowca nagród podszedł do krasnoluda i poklepał go po ramieniu
- Niech się pan nie denerwuje, kobieta jest oskarżona o morderstwo swojego ojca, została przesłuchana i wszystkie poszlaki wskazują na nią - odparł łowca
- Jakie poszlaki? Puścić tą dziewczynę w tej chwili. Nadal obowiązuje prawo sądu bożego. Kto chce powiesić tę dziewczynę musi wygrać ze mną. Mianuję się jej obrońcą. To który się ze mną zmierzy?- wyszedł przed wszystkich mocno ściskając topór w dłoni.
- Czasy ciemnoty już się skończyły, teraz obowiązuje prawo i sprawiedliwość a bóg nie ma tutaj nic do rzeczy - powiedział łowca nagród
- Ta dziewczyna nie zabiła ojca, jestem gotowy za to oddać życie. Takie jest moje prawo i sprawiedliwość. Chcesz łowco być pierwszy? Ciebie jeszcze zdążę zabić.
- Panie spokojnie, spokojnie nie mam zamiaru z nikim walczyć, widzieliśmy jak klęczała nad ciałem swojego ojca cała we krwi i z mieczem w dłoniach.. zakrwawionym mieczem, niestety.. poszlaki wskazują tylko na nią - odparł
Krasnolud popatrzył nadzwyczaj uważnie biorąc pod uwagę ile wypił na dziwczynę.
- A ty czego nic nie mówisz. Jaka jest twoja wersja?

Dziewczyna spuściła głowę, nadal płakała ale próbowała wypowiedzieć kilka słów
- T..to..to elf - odpowiedziała i wskazała palcem na elfa w tłumie - To.. to on zabił mojego tatę...
Po czym wybuchnęła głośnym płaczem
- Zamknij się dziewko! - krzyknął łowca - Nic nie wskazuje na elfa...
Zorgrim zaklął w khazalidzie i splunął pod nogi łowcy.
- Wy łowco zwyczajnie głupi jesteście. Na słowo jakiemuś wąskodupcowi wierzyć. Przecież oni wszyscy to złodzieje i mordercy. Mamy teraz słowo dziewczyny, obywatelki Imperium przeciw słowu nieznanego, włóczęgi i z tego powodu chcecie wieszać dziewczyne? Głupiście. Przysięgam, że rozpłatam cię łowco jak rybę jeśli ta dziewka zawiśnie.
Po chwili wszyscy z oddali usłyszeli krzyk
- Gdzie jest mój mąż?! - w stronę krasnoluda i strażników dróg biegła kobieta z dzieckiem na rękach a za nią jakiś obdarty wieśniak, stanęli oni przed wieszaną dziewczyną zupełnie ignorując ją
- Właśnie kurwa, gdzie jest mój obywatel.. obywatel mojego miasta Ges.. kurwa, jak to się wymawiało? - zapytał ,,wójt’’
- Gesdorfu.. - dokończyła kobieta. Łowca Nagród zrobił zdziwioną minę
- Ci durnie trzymają go zamkniętego w jamie w karczmie. Istny dom wariatów.- krasnolud wskazał budynek karczmy.
- To już kolejna twoja pomyłka łowco.
Najbardziej uzbrojony strażnik dróg, wyglądający na dowódcę stanął przed łowcą nagród
- Jeszcze raz zmarnujesz mój czas Lars to ty zadyndasz na stryczku, wy tam - rzucił w stronę reszty strażników dróg - Uwolnijcie więźniów, obydwu...
Zorgrim odetchnął z ulgą.
- Zaraz, zaraz jeszcze trzeba wymierzyć sprawiedliwość. Dawać tego elfa na stryczek.
Dowódca spojrzał na krasnoluda groźnie
- Na niego również nie ma dowodów, na nikogo kurwa dowodów nie ma... nikogo dzisiaj nie będziemy wieszać - odparł, wieśniacy jękneli zawiedzeni.
Zorgrim zdecydowanym krokiem podszedł do elfa.
- Jeszcze nie jesteś bezpieczny. Nie póki ja żyję bandyto. Powinienem cię zabić już wtedy przy moście gnido. Właściwie nie powinienem wyzywać na pojedynek mordercy, ale jeżeli byś chciał się zmierzyć to chętnie służę draniu.
- Oczywiście ze chcę cię zabić szanowny krasnoludzie, tą ludzką kobietę też.. ale moglibyśmy to zrobić z dala od ludzi? - zapytał - Rozumiesz, nie lubię widowni.
- A ja wprost przeciwnie, niech się przyglądają jak będę cię zabijał.- odparł krasnolud.
- A potem strażnicy w połowie walki wkroczą i nas obydwu powieszą? Ja chyba podziękuję - odparł elf trzymając dłoń na rękojeści miecza.
- W takim razie gdzie chcesz walczyć?- zapytał krasnolud.
- Tam gdzie nasze drogi znowu się połączą - oparł elf z drwiącym uśmiechem na twarzy
-Nie tak łatwo łachudro. Tu i teraz, jeden z nas położy tu głowę. Możemy przejść za karczmę jeśli nie chcesz robić zbiegowiska.
- Problematyczny jesteś pijany grubasku, ty serio nie chcesz równych szans? Ledwo na nogach się trzymasz - zapytał elf
- Ta troska w twoim głosie jest fałszywa jak wszystko co mówisz. Idziesz za karczmę czy tchórzysz? (mój krasnolud chce walki, po niej pożegnam całe towarzystwo i sesję, będzie walka czy nie. Pora kolacji mi się zbliża chciałbym iść coś zjeść. Dobra idę sobie zrobić kolację. Zajrzę tu później.)
<tak szybko chcesz skończyć naszą grę? O_O>
- Może tchórzę - odparł elf uśmiechnięty drwiąco - Ale wolę poczekać na lepszą okazję
- Drogi dowódco! - krzyknął łowca nagród - Możliwe ze pomyliłem się co do herszta bo twarz na liście gończym wyglądała niemal identycznie, ale wątpię bym pomylił się co do dziewki
Wieśniacy nagle zamarli przypatrując się całej scenie, jeden ze strażników dróg stanał obok łowcy
- Potwierdzam, złapana na gorącym uczynku - odparł strażnik, dowódca jeknął cicho
- Nie mam siły na przemowy, ale niech wam będzie... w słowa współpracownika mogę uwierzyć - powiedział dowódca, Emily dalej stała na stołku z liną przywiązaną do szyi, dali jej nadzieję i nagle ją zabrali.. nadzieję dała jej również elfka, nie zdążyła wypuścić ani jednej łzy, dowódca kopnął stołek a Emily zaczęła się dusić, umierała powolną śmiercią... wieśniacy zaczęli bić głośne brawa, dziewczyna przypomniała sobie obietnice elfki.. znienawidziła ją, nic nie zrobiła by ją uratować w dodatku twierdziła ze dobrze się stało ze jej ojciec zginął, czuła ogromny ból w sercu ze przez całe życie była oszukiwana, bita i gwałcona, opuszczona przez boga.... nikt nigdy jej nie zrozumiał, najboleśniejsze było to ze zawsze dostawała nadzieję którą nagle traciła.. dlaczego? Już chyba nie miała czasu na refleksję... jedyne o czym w życiu marzyła to dowiedzieć się jak to jest mieć przyjaciela... .
Zorgrim ponownie głośno zaklął.
-Nie powiesicie tej dziewczyny puki żyję- mocniej ujął topór sposobiąc się do walki.
Elf parsknął głośnym śmiechem
- Coś czuję krasnoludzie ze chyba jednak nie dostaniemy szansy by kiedyś zawalczyć... - powiedział, krasnolud już tego nie słyszał - chciał jak najszybciej uwolnić dziewczynę póki jeszcze nie udusiła się a traciła powoli przytomność, to miała być szybka akcja - zaraz po tym Zorgrim chciał pozbyć się strażników i łowcy nagród, ci jednak zareagowali natychmiastowo i wyciągnęli swoje miecze rzucając się na krasnoluda, ten sprawnym cięciem toporem odciął jednemu ze strażników głowę, był wściekły... tak wściekły ze jego siła zwiększyła się dwukrotnie, ciął na oślep raniąc strażników.. nie przewidział jednego, łowca nagród wbił mu swój miecz prosto w plecy przebijając brzuch... Zorgrim spojrzał na ranę i na ostrze wystające prosto z jego brzucha
- Kurwa - powiedział, po chwili jego powieki zaczęły się zamykać... umierał...

I Lunaria & Astald

Elfka i Astald wymknęli się z karczmy pragnąc odejść jak najdalej od tego przeklętego miejsca, przez najbliższe dwie godziny w tej karczmie stało się wiele okrutnych rzeczy, bez trupów się nie obeszło, gdyby nie ten elf cała sytuacja wyglądała by inaczej a zarówno Lunaria jak i Astald mogliby przenocować w karczmie i wyruszyć o świcie kiedy to droga byłaby widoczna, teraz obydwoje szli na ślepo wzdłuż rzeki Stir.. nie świadomi tego co czeka ich wkrótce... nie świadomi tego ze za niedługo rozpocznie się prawdziwy horror.

Karl & Ilse

Karlowi i Ilse udało się coś zjeść w gospodzie, udało im się również wynegocjować pokój z łóżkiem za jednego szylinga, jako ze gospodarz był niewyspany i nie miał ochoty się z nikim kłócić zgodził się na obniżenie ceny, oczywiście zrobił to z wielką łaską, no ale kogo to teraz obchodziło? Najważniejsze ze Karl i Ilse nareszcie mogli się spokojnie wyspać, niestety... to będzie jedna z ostatnich nocy w których zamykają spokojnie oczy.

Chapter 1


Old, Bad World: Bramy Imperium.





Drogi Karlu Franzie, zapewne zdziwisz się jeżeli opowiem ci co właśnie zrobiłem, otóż kilka godzin temu, otóż siedzącym w twoim ,,pilnie strzeżonym'' tutaj pozwolę sobie na lekki uśmiech, drwiący co prawda, więzieniu regenerowałem swoje siły - ile to już minęło? Jakieś 5 lat? Mniejsza, chciałem ci podziękować za to ze nie spaliłeś mnie na stosie w tym czasie, może to dlatego ze złożyłem ci całkiem uczciwą propozycję jaką jest wzmacniane twoich żołnierzy moją magią - zakazaną magią (tutaj ponownie pozwolę sobie na śmiech bo twoi żołnierze dzięki temu stali się wojownikami chaosu a nie Sgmara) kiedy dowiedziałem się o burzy chaosu uznałem ze to odpowiedni moment by wydostać się z tego przeklętego więzienia, i chyba zajęło mi to bodajże dziesięć minut. Coś czuję Karl ze nie spodoba ci się niespodzianka jaką dla ciebie szykuję.

Nekromanta Pendagram Xasano - twój ukochany i bliski mag chaosu wzmacniający twoją armię swoimi sztuczkami.

Karl przeczytał list po raz kolejny, gołąb pocztowy który go przyniósł wyglądał niezwykle dziwnie - jego oczy były czerwone.. całe czerwone i patrzyły groźnie na Imperatora, Karl po wykuciu zawartości listu na pamięć wyrzucił go do kominka, nikt nie mógł dowiedzieć się ze to zakazana magia dała wszystkim zwycięstwo w trakcie burzy chaosu, ze to nekromanta wzmocnił Middenland by udało im się odeprzeć atak, ze cała jego armia bez tej magi będzie dziesięć razy słabsza.. Karl nie wiedział teraz czy żałować swojej decyzji, w końcu gdyby nie on nikt nie wie co by się stało z Imperium ale teraz nie wiadomo czy ponownie nie wisi nad dziedzictwem Sigmara zagłada..
***

Grave Witch 04-08-2013 10:43

Astald podążał z nową towarzyszką oddalając się od miasta, które zdążysz znienawidzić z całego serca. Nie wiedział dokąd zmierza byle jak najdalej z tego miejsca. Zwrócił się do elfki
- Może zdradzisz mi swe imię w końcu? Albo będę zmuszony nazywać się “Bezimienna” - przybrał lekko drwiący ton.
- Zwą mnie Lunaria - odparła - i tak też możesz się do mnie zwracać o ile będziesz przy tym uważał na to czyje uszy mogą cię usłyszeć.
- Hmm...ładnie...daje sobie głowę uciąć, że to coś po elficku oznacza...
- zamyślił się jak jakiś uczony próbując udawać znawcę obcych ras.
- A więc dokąd zmierzamy? Poruszamy się bez mapy, chyba, że znasz okolicę.
- Zmierzamy do Altdorfu
- usłużnie udzieliła mu odpowiedzi. - Afdar snuje plany, którym zamierzam przeszkodzić. Najpierw jednak należy dowiedzieć się szczegółów i tego kto mu pomaga. Dlatego też udajemy się tam gdzie zamierza zaatakować.
- Wydaje mi się pomimo różnic rasowych jesteśmy do siebie podobni...Mam dużo wspólnego z szeroko pojętą fauną i florą..eee...jak na człowieka. Prawie całe życie spędziłem w lasach, ukrywając się tu i tam...A co do Afdara to mam nadzieję, że będzie okazja go jeszcze spotkać.
- Nie Astaldzie, nie jesteśmy do siebie w żadnym stopniu podobni. Zaś co do Afdara to już on się postara o to by nasze drogi się skrzyżowały.
- Lunaria najwyraźniej nie była pozytywnie nastawiona na zawieranie przyjaźni.
- Hmm...skoro tak twierdzisz - Astald nie miał nigdy do czynienia z innymi rasami, widział, słyszał ale nigdy nie pozostawał w jakiejkolwiek relacji. Czasem ulegał fascynacji kulturą, sposobem bycia ras innych niż ludzie...Jednak to co wiedział było tylko przekazem ustnym i to pewnie zniekształconym niechybnie.
Elfka milczała przez następny, dość długi, odcinek drogi. Pogrążona w myślach zdawała się nie zauważać towarzyszącego jej mężczyzny. W pewnym jednak momencie zdecydowała najwyraźniej, że pora coś postanowić i wypada przy tym usłyszeć zdanie Astalda.
- Powinniśmy znaleźć miejsce na nocleg nim słońce zajdzie i nie będziesz w stanie iść dalej.
- Dobrze więc, odpoczniemy. Czeka nas jeszcze długi marsz a nie wiadomo czy coś nam nie grozi. W końcu to bezdroże, lasy, czym dalej od miasta tym większa szansa na spotkanie ze sługami chaosu czy innym plugastwem. Choć za mną.

Szli nie trzymając się i tak głównego traktu, lecz Astald postanowił wejść w las lecz nie za głęboko, aby mieć na widoku trakt, którym się poruszali.
- Tu będzie dobrze - mówiąc to zrzucił tarczę i łuk, który nosił na plecak, po czym wyciągnął z torby prowiant wyniesiony z karczmy.
- Częstuj się - wypowiadając te słowa wskazał ręką pokaźne zapasy, torba była wręcz wypchana. - Musimy jeszcze trzymać warty.
Rozejrzał się dokładnie. Wiedział, że ciężko mu będzie zasnąć, wręcz będzie zmuszony spać z “otwartymi oczami”.
Elfka zdawała się być rozbawiona zachowaniem człowieka, jednak nie zanegowała jego decyzji i ruszyła tuż za nim. Nie odmówiła także poczęstunku, dochodząc do wniosku, że po to w końcu owe jadło zostało zabrane.
- Obejmę pierwszą wartę - zadecydowała, wypowiadając te słowa głosem nie znoszącym sprzeciwu. - Ty odpocznij, zbudzę cię gdy nadejdzie twoja kolej.
Astald nie protestował, był człowiekiem, który za wszelką cenę nie chciał pokazać po sobie, że potrzebuje odpoczynku i często zapominał, że ma przecież do czynienia z elfem.
- Będę pogrążony w półśnie, więc nie martw się, pospieszę z pomocą. - Wyłożył się wygodnie na trawie, miecz położył na piersi i w takiej pozycji próbował zasnąć...
Elfka wzniosła oczy ku niebu, jednak była to tylko chwila po której uśmiech zniknął z jej twarzy zastąpiony wyrazem pełnego skupienia. Spojrzenie srebrnych oczu czujnie śledziło otoczenie, zaś dłoń pewnie trzymała napięty łuk. Strzeżonego bogowie strzegą, a ona bynajmniej nie zamierzała umierać tej nocy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:33.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172