Jóźwa był prawdziwym chłopem z krwi i kości. I wcale nie chodzi tutaj o płeć. On pochodził ze wsi i słoma wystawała mu z butów, zarówno dosłownie jak i w przenośni. Był brudny, śmierdział kozami i mówił gwarą, ale przez to dobrze się wpasowywał w towarzystwo, które zgromadziło się na rynku. Takie wydarzenie jak spalenie czarownicy zawsze powodowało, że z okolicznych wiosek zjeżdżała się cała gawiedź. - Encik dobrze prawi - powiedział do kumpli - Najpierw cza tamtych wyczaić, a potem gnaty obić. Niech kurwiesyny wiedzo, że ze Ździchem ni ma chenożenia. Jo pude sie rozglondnoć od płednia, kole mostu. Kurwiesyny na pewno przydo tamtyndy. Jóźwa miał zamiar wmieszać się w tłum, a następnie namierzyć ludzi Złego. |
Ernst wyciągnął długie kulasy przed siebie, wystawił stopy pod świeżo rozpalony kominek. Odwrócony tyłem do sali, rozwalony w wyliniałym, brudnoburym fotelisku klepał się po butach pogrzebaczem, wytrącał ze świeżej skórki błotniste grudki i na Zdzichowe dywagacje zdawał się mieć kompletnie wyjebane. Ale nie miał. Słuchał, choć za wiele do usłyszenia nie było. - Uwal się na pizdę Jóźwa i koniec spacerów. Amon ma rację. To oni przychodzą do nas w gości, na nasz teren. I co jeśli ich nie znajdziemy? - Hart odwrócił się do zebranych i powiódł po niewyjściowych pyskach badawczym wzrokiem. - Otóż, kurwa, nic. Chcą przejąć teren, zrobić bigos. Zatem muszą się pokazać, muszą odjebać dobre przedstawienie. Jeżeli przyjdą grzecznie posiedzieć na murku, popatrzeć się co baba z dziadem ma na handel, zobaczyć karła w klatce, albo zamówić mszę w intencji to świetnie, niech tak robią. Bankowo Zły ich wynagrodzi za popisową robotę. Ernst wychylił się na moment ze swego stanowiska i przyciągnął do siebie resztki porąbanego na cząstki sekretarzyka. Biedny mebelek, mógł jeszcze komuś posłużyć, a tak kończył życie w kominku. Płomienie buchnęły w euforii. - Teren jest pod naszą kontrolą. Nam straganiarze i kramarze ślą klops za "ochronę", nam opłaca się robiąca szacher-macher mętownia, nam donoszą za pozwolenie, by działać pod opieką Zdzicha doliniarze, żebracy i kurwy. Skorzystajmy zatem z tegoż asortymentu. - Ernst rozpiął kamizelę czując jak gorąco nacierające od kominka wzmaga się momentalnie. - Poślemy wiadomość naszym podopiecznym, że mogą się spodziewać oprychów Złego. Dostanie któryś w pizdę, kiedy będą chcieli wymusić haracz, innemu połamią nogi. Ot, życie. Grunt taki, że kiedy zobaczą te podejrzane pyski, albo i doświadczą z nimi bliższego kontaktu, zgłoszą się do nas. Muszą zgłosić się do nas. Ernst powstał z siedziska. Niechętnie, bo niechętnie, ale czas przygotowań się kończył i zabawa wkraczała w decydującą fazę. - Marco. - Hart otworzył drzwi na korytarz i przywołał do środka chłopaka, który dostał pasjonujące zadanie wystawania na czatach. - Leć na dół, truknij chłopakom, żeby info poszło dalej. Idą zbiry Złego, patrzeć po mordach, notować w bani. Co, jak, kiedy. Jak będą odpierdalać od razu słać wiadomość najbliższemu kumatemu człowiekowi. A kumaci tu do nas, biegiem. Ernst zatrzasnął drzwi za złodziejem, walnął ryglem i zabrał się do przygotowań. Oręż nie miał prawa się zakurzyć, to źle wróżyło. - Wyczekamy ich, obejrzymy sobie. I kiedy moment będzie dogodny, odjebiemy. Albo i luźniej. Jeszcze tańszą metodą. - Hart nie lubił przepłacać. - Sprzedamy straży i pachołki zrobią rzecz za nas. Bez ruszania dupskiem. |
Mark szedł nie pewnie, od niedawna był w mieście i nie przyzwyczaił się do niego, jednak ludzie nie przeszkadzali mu w powolnym marszu, pewnie przez to że jebało od niego gorzej niż od gówna pomiotu chaosu i to że wyglądał jak tysiąc nieszczęść, na bosaka w obgównionych spodniach, na klatce zarzucony worek po ziemniakach twarz krzywa jak z pękniętego lustra, zgarbiony z wszami na skołtuniałych włosach, a jak otworzył za szeroko gębę to ludzie odwracali się z przerażeniem w oczach, szedł powoli, zatrzymał się przy jednym z zaułków, chwilkę zastanawiał się czy warto pakować się w to gówno i nie spierdolić, ale zły mu krowę obiecał z tą robotę i by mógł przestać gonić brata -No to idziem- powiedział po cichy i wszedł w ciemny zaułek, wiedział że za beczkami czai się jakiś dryblas ale znał hasło podszedł do beczek i zastukał trzy razy i wszedł dalej w zaułek, skręcił i zobaczył Grada, ukłonił się nisko i starając nie pokazywać mu wnętrza ust rzekł -O wielkisz panie Grad, ja idziem od złego, zły kazać mi przyjść i cię słychać- Ukłonił się znowu nisko i cofnął o krok czekając n a reakcję olbrzyma |
William doskonale wmieszął sie w tłum na rynku, kto by podejrzewał zwykłego grajka stojącego na pudle o kontakty z półświatkiem... wsumie to każdy, nikt nigdy nie ufał grajkom. Taka dola, William czasem nawet grywał u wielkich panów, ale tam też nikt mu nie ufał, czasem robił za szpiega a czasem tak jak dzisiaj stał na pudle i grał. Z pudła był doskonały widok na cały rynek i mógł rozejrzeć sie czy nie kręcą się po nim chłopcy Zdzicha. Przynajmniej tyle, bo czapka, która stała u jego stóp była niemalże pusta. Jak on wogóle sie w to wpakował, przecież nigdy nie lubił kłopotów, taa, to zawsze kłopoty same go znajdywały, co taki wielki bard jak on robi na rynku po środku porachunków miejskich gangów. i to jeszcze w Nuln, najbardziej zapyziałej dziurze Imperium. No tak, narobił długów i teraz musi je spłacić, lepiej tak niż własną dupą... Jego przemyślenia przerwał zbliżający się krasnolud, kiedy tylko podszedł spytał go -I co, jakieś wieści? zauważyłeś kogoś? - pytał nie przerywając gry -Widziałem, że Grad wysłał swoich chłopców na zwiad. |
Mesin szedł w kierunku chłopaków. Nagle poczuł na ramieniu mocny chwyt. Spojrzał do tyłu. Patrzy. O w mordę! Zobaczył uniform strażnika. Patrzy jeszcze raz. - O chłopie! Ranmer?! O i ty, Glacjuszu. - roześmiał się rubasznie. - Co tu robicie? Wcześniej stacjonowaliście na zachodnim skrzydle. - Ano, przeniesiono nas. Po chwili rozmowy Ironshield się ocknął. - Muszę już iść. Na razie chłopaki! Skierował się ku Williamowi. - A co ty! Znowy rzępolisz zamiast machać ostrzem? A jeżeli już rzępolisz, to zagraj lepiej “Dziewkę, które lubi mą konewkę”. Ha ha! Umiem pierdzieć w jej rytm! No dawaj! William sporzał litościwie na Mesina. No coż … jeżeli nie ma się słuchu, to co zrobić? - pomyślał, następnie zapytał: - I co, jakieś wieści? zauważyłeś kogoś? Widziałem, że Grad wysłał swoich chłopców na zwiad. Mesin spoważniał. - Sytuacja jest taka. Widzę na razie czterech strażników: z dwoma znamy się od pieluchy, razem wypiliśmy hektolitry browków, nie będą wchodzić nam w drogę, a jeden to dzieciak. Problemem mogą być strzelcy, ale mam nadzieję, żę Ealrah nas będzie solidnie ubezpieczał. Na razie widziałem tylko Hersta, czy jak on tam miał. - Hart - poprawił go Schmidt. - Zwał, jak zwał ... A jeżeli on jest, to i jest gdzieś i reszta pędraków. Chłopcy Grada wskażą nam lokalizacje, pomocnym może być też w tym Ealrah. Ale póki co powiedz mi gdzie jest Grad. Złapiemy razem Harta i weźmiemy go na małe spytki. Hehe! - tak się podekscytował, że się solidnie opluł. |
O ile Earlah przechadzał się wcześniej spokojnie wśród straganów i przekup, to teraz jego czujność została wzmożona. Nie było czasu na podziwianie uroków miastowego placu. Nasunął kaptur na głowę. Punkt już został obrany. Nie dało się ukryć, że coraz więcej ludzi zbierało się w centrum tworząc ul pszczół. Zgiełk i ciasnota. Nie starał się wypatrywać towarzyszy. Pewnie już byli na miejscu zakamuflowani w jakiś sposób, aby wbić się w tłum. Ważne żeby podczas starcia rozpoznać kto swój bo jeszcze bełta wpakuje się w kamrata. Mijając stragany i trącając ludzi starał się przyspieszyć tempo ale w sposób nie zdradzający zamiarów. Po prostu się spieszył. Dotarł w końcu do jednego z domów. Nie był zbyt wysoki a przydałaby się jakaś wieża. Wtedy pomyślał, że rozpoznanie to podstawa ale u Złego nic nie trzymało się kupy, prędzej dupy. Punkt strzelniczy powinien dawać mu również możliwość ukrycia po oddanym strzale. Szybkim krokiem podążył na tyły zastanawiając się jak się tam w odpowiednim momencie dostać nie zwracając na siebie zbytniej uwagi. |
-Gram i obserwuję-stwierdził luźno-pierdź pierdź aż sie zesrasz-dodał. -Grad poszedł w zaułek, mam iść z wami przepytać tego konusa czy sami sie tym zajmiecie? wiesz ze nie lubie brudzić sobie rąk -powiedział z uśmiechem od ucha do ucha-ja tu jeszcze poobserwuję. |
Isaia był człowiekiem prostym. Prostym jak konstrukcja cepa. Wiele można byłoby na jego temat powiedzieć, ale niewiele dobrego. Porywał i mordował, wszczynał burdy po pijaku, wymuszał haracze, zarzynał bezbronnych. Ot, jak to najemnik. Przywódcą jednak nie był. Nie z powodu jakichś braków, ale z wyboru. Życie było prostsze bez wyrywania się do przodu, wystawiania się na celownik. Od początków kariery wypełniał jedynie rozkazy, nie kwestionując i nie dyskutując. Teraz, na starość, przyszło mu strategizować w ramach zdzisławowego zlecenia. I to w Imperium, ze wszystkich miejsc. * * * Stojąc po żołniersku, na baczność, dokładnie zlustrował każdego z nowych współpracowników. Oni odwdzięczyli się tym samym, ale Isaia rozczarowywał; był przeciętny do bólu. Miecz przy pasie, tarcza, łuk. Kołczan, skórznia. Ciemna chusta na szyi. Zarośnięta gęba i podbiegłe krwią oczy. Tylko tileańskie rysy i ciemniejsza cera trochę ubarwiały jego wizerunek. - Z całym szacunkiem, Messere... - Odezwał się w końcu ze słyszalnym akcentem, wbijając wzrok w Amona. - Ale strasznie się panoszycie. Nie przypominam sobie, żebyście zostali wybrani dowódcą. Siwemu najwyraźniej Y'Berion nie przypadł do gustu. Nie powiedział tego na głos, ale uważnie obserwował każdy gwałtowniejszy jego ruch i trzymał dystans. Do innych nie miał takich uprzedzeń, ba!, na Ernsta i Bungo nawet zerkał z zaciekawieniem. Z dwóch kompletnie różnych przyczyn, ale jednak. - Proponuję poobserwować i wybrać odpowiedni moment. Rzucać się na łeb, na szyję nie ma co, bo to nie wyjdzie nam na rękę. Kiwnął głową, kulturalnie dziękując za uwagę, i na powrót zastygł w miejscu. Czekał na rozwój wydarzeń. |
Słowa Siwego nie wywarły jakiegoś specjalnego wrażenia na Azaelu. Pojawił się lekki ironiczny grymas na jego twarzy. Spojrzał w jego przekrwione oczy; - Siwy pogięło cię? Znów urżnąłeś się jak świnia, i nie chce się walczyć? Stwierdzam fakty, by sprawa była jasna.. A fakt jest taki że tym razem to nie żarty. Robotę trzeba wykonać jeśli coś spierdolimy to najpewniej wszyscy wylądujemy na dnie Reiku! -miał właśnie założyć maskę, zatrzymał się na chwile a jego twarz przybrała bardziej przyjazny wygląd- Nie komplikuj sprawy bardziej niż to konieczne. Jak słusznie zauważył Ernst najpewniej dostaniemy jakieś wieści od psów gończych. Wybierzemy dobry moment. Chyba wszyscy się z tym zgadzają?-rozejrzał się po komnacie, dodał posępnie; -Jednak czuje że coś się wydarzy lada chwila |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:47. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0