lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 2ed] Potępieniec (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/13874-wfrp-2ed-potepieniec.html)

Kerm 18-05-2014 22:30

Pieniądze za pokonanie kultystów to dobra rzecz, uwolnienie Klausa - również. Ale ostatnia informacja, o Johannie, to było mniej wesołe.
Nikt go nie znał, nikt o nim nic nie wiedział. Nie było wiadomo skąd pochodził. Przynajmniej nikt z obecnych.

- Czy ktoś wie coś więcej o tym strażniku, Johannie? - spytał Max. - Skąd pochodził na przykład?

Pojawiało się pytanie, czy czasem z jego zejściem z tego świata nie miała do czynienia Emeretta. Kto mógł wiedzieć, co się kryje w duszy kobiety? A nuż chciała się zemścić za aresztowanie? A może w całej historii kryło się coś więcej? Może faktycznie Klaus był członkiem jakiejś szajki...

Dekline 19-05-2014 18:15

Rudi czuł się, wśród swoich, znakomicie. W końcu kto lepiej zrozumie niziołka aniżeli drugi niziołek? W związku z tym opowieści połączone z biesiadą jak i zapewne pewną ilością alkoholu trwały dość długo. Rudi dużo się przechwalał, lecz marudził też na swoją dole w niedoli. Podróżowanie z ludźmi daje mu wiele możliwości, lecz fakt że należą do tej a nie innej rasy, powodował że czasami ciężko mu było z nimi. W takich właśnie chwilach szukał niziołek towarzystwa swoich i jakże się cieszył gdy w nieznanym mu wcześniej mieście znajdował to czego szukał. Podczas rozmów starał się dowiedzieć czegoś przydatnego o naszej tajemniczej trójce składającej się na: strażnika, kobietę ( niewychowaną - co podkreślił niziołek) oraz jej męża. W miarę możliwości podając dokładne dane, pomijając fakty o duchu-strażniku.

***

Czas mijał, brzuchy się zapełniały, a i gadać już powoli nie było o czym. Rudi pożegnał się z każdym z osobna, przy okazji zbierając informację gdzie kto mieszka, czym się zajmuje - tak, a nóż się te informacje przydadzą. Następnie udał się do ich gospody, w końcu miała na niego czekać zapłata o która należało się upomnieć.

valtharys 19-05-2014 20:26

Anzelm rad wyszedł z budynku strażnicy lecz zatrzymał Klausa. Spojrzał mężczyźnie w oczy i rzekł, tonem nie znoszącym sprzeciwu:

-Pomożesz nam dowiedzieć się co się stało z Johannem, tak spłacisz swój dług wobec mnie. A jeśli wykażesz się czymś więcej będziesz mógł z żoną liczyć na coś więcej

Oczywiście nie zamierzał zmuszać chłopa do tego, lecz czuł że tylko tak uzyska potrzebną pomoc. Skoro duch objawiał się im, znaczyło to... Nie wiedział co, ale musiało coś znaczyć. Tak samo jak humoru Brutuska.. ciekawe jak go nakarmili i jak się nim zaopiekowali. Nagła myśl naszła Anzelma. Wujaszek był rad, że strażnik nie wyciągnął ręki ku niemu, bo wtedy mogło by zrobić się gorąco.

piotrek.ghost 27-05-2014 23:53

Grupa znowu się połączyła, kiedy Anzelm i Max przyprowadzili Klausa do "Uśmiechniętego Antałka" Emeretta nie kryła swojej radości. Mimo sceptycznego podejścia grupy Para nie okazała się nic nie warta jak wcześniej myśleli.
- Dziękujemy wam bardzo za pomoc, i to bez gwarancji na jakikolwiek profit, jednak wbrew pozorom, jesteśmy honorowymi ludźmi - powiedziała Emeretta a sposób w jaki zaakcentowała ostatnie słowo był dosyć osobliwy. - Powiadacie, że szukacie niejakiego Johanna, nie wiem po co wam łowca nagród i nie interesuje mnie to, sami też zbyt wiele nie dopytywaliście. Wydaje nam się - tu spojrzała na Klausa - że możemy wam pomóc. Potrzebowalibyśmy tylko czegoś, co do owego Johanna należało. - Emeretta zwróciła się do karczmarza, słyszałam, że niejaki Johann, łowca nagród, nocował w waszym przybytku, chętnie zobaczyłabym jego pokój. Po tych słowach, popartych złotą monetą, o której pochodzenie nikt wolał już nie pytać, Emeretta wraz z Klausem wyszła, by po chwili wrócić z zadowolonym wyrazem twarzy.
- Chcecie dowiedzieć się czegoś o waszym Johannie? Chodźcie z nami. - powiedziała i ruszyła w stronę drzwi, mimo pewnych obaw o bezpieczeństwo w towarzystwie osobliwej pary grupa ruszyła przez miasto w stronę bramy, którą wcześniej dostali się do środka. Kiedy cała kompania opuściła mury miejskie i wyszła na trakt z krzaków wyszły dwa potężne koty. Anzelm i Max odruchowo złapali za broń jednak ruchem ręki Klaus uspokoił cale towarzystwo.
-To są niejako nasi przyjaciele i z ich pomocą mamy zamiar odszukać waszego zagubionego łowce nagród - wyjasnił i ku zaskoczeniu wszystkich sam zamienił się w kota, Emeretta mówiąc tylko żeby ruszyli za nimi poszła w jego ślady węsząc z głową nisko przy ziemi.
W połowie drogi między miastem a miejscem w którym grupa obozowała w drodze do Volgen koty skręciły między drzewa. Kolejny raz drużyna musiała zadecydować czy ryzykuje podążanie za nowymi znajomymi, czy też narazi się na kolejne odwiedziny niespokojnego ducha trapionego Amnezją.
Nie przeszli nawet mili kiedy ich oczom ukazały się resztki obozowiska, a na jednym z drzew wisi, przybita strzałą, dłoń przyozdobiona w sygnet.
Rudi, który wydawało się wcześniej nie zwrócił na to uwagi, poinformował resztę grupy, że z tego co mu się wydaje to nękający ich duch jest chyba pozbawiony dłoni. Chwilę po tym, kiedy skończył mówić usłyszeli za sobą znajomy głos.
-Poznaje tą dłoń, a raczej sygnet - powiedział duch - otwórzcie go. A moją dłoń zabierzcie ze sobą. - dodał a następnie zamigotał i rozpłynął się w powietrzu.
Max mimo pewnych obiekcji sięgnął po dloń i zdjął z niej pierścień, a następnie z lekkim trudem otworzył zdobioną kule jaka była do niego przymocowana. Po przetarciu wnętrza dało się dojrzeć maleńki napis "Wfgng Kgslchbr, VOLGEN". W środku oczka pierścienia znajdowało się także maleńkie ostrze, nadające się do przecięcia liny oraz malutka soczewka, która idealnie nadałaby się do skupienia promieni słonecznych i wzniecenia małego ognia.
- Widzę, że nie jesteśmy jedynymi osobliwymi znajomymi jakich macie - z uśmiechem powiedział Klaus, który ponownie miał postać człowieka -Mam nadzieję, że chociaż troche wynagrodzilismy wasz trud - to powiedziawszy ruszył w głąb lasu.

valtharys 28-05-2014 08:46

Dziwy i dziwota. Anzelm widział w życiu nie jedno, lecz na jego radosnej twarzy pojawił się wyraz zakłopotania i zdziwienia. Odcięte dłonie, sygnety, ludzie zmieniający się w koty, a potem prowadzące ich oraz nawiedzający ich duch. Tak, to mogło sprawić, że człowiek zaczynał wierzyć w rzeczy nie pojęte dla innych.

-Tak, teraz mogę rzec że widziałem rzeczy i dziwy, które prostym ludziom się nie śniły - mruknął do siebie

Czarownicy odeszli ku uldze Wujaszka, który stwierdził że trzeba się napić i to porządnie. Magia..fuj. Nie lubił czarowaków, bowiem nigdy nie wiadomo czy jaki nie zamieni cię w ropucha albo i gorzej. Oj Wujaszek się znów wpakował.
Kula, soczewka, pierścień...i dłoń. Ciekawa kolekcja...

- No to kto zamierza latać z odciętą dłonią po mieście? - zapytał się z szerokim uśmiechem na ustach...

Kerm 28-05-2014 13:10

Za dobry uczynek zwykle czeka cię zapłata.
Każdy tak mówił. I każdy wiedział, że dobry uczynek najczęściej wychodzi uczynnemu człekowi bokiem.
Za każde wyrządzone dobro zapłacisz surową karę - stwierdzali ci bardziej szczerzy i otwarci realiści.
Tym razem jednak wydawało się, że udzielona Hansowi pomoc jakoś się opłaciła. W pewien sposób, można by rzec. Konszachty z kimś, kto się potrafi zamienić w zwierzaka... To wyglądało na jakąś plugawą magię, z którą Max raczej wolałby nie mieć nic do czynienia.
Faktem było, że doprowadziło ich to do ciała Johanna, w każdym razie do kawałka owego ciała, ale do nie do końca rozwiązywało problem. Można by rzec, że stwarzało kolejny. Błyskotka była ciekawa, przydatna, musiała dość dużo kosztować, stanowiła zapewne trop, który powinni ruszyć, by sprawę rozwiązać do końca.

- Zapewne jakiś Wolfgang - powiedział. - Popytamy, dowiemy się. Może karczmarz coś podpowie. A dłoń zawiniemy w jakąś szmatę i zaniesiemy do miasta.

Schował pierścień i zaczął myszkować po obozowisku.

Aro 01-06-2014 21:09

Takiego obrotu spraw Kat się nie spodziewała. Popijała i plotkowała z Emerettą, podczas gdy Anzelm i Max oswabadzali jej męża i kobieta nie bąknęła ani słowem o niezwykłych zdolnościach swego wybranka. Zdolności, trzeba było przyznać, były i efektowne, i efektywne. Katharina była kobietą światową i wiele w swoim krótkim życiu widziała, ale takiej magii jeszcze nie. Krocząc za zmiennokształtnym i jego przyjaciółmi, rozmyślała nad możliwościami, które dawały takie talenty.

Las, opuszczone obozowisko, dłoń przybita do drzewa. I głos z zaświatów, należący do ich tajemniczego adoratora i petenta. Absurdalną prośbę o wzięcie odciętej ręki ze sobą Katharina skwitowała prychnięciem i stanowczo oświadczyła, że nie zamierza nosić kawałka truposza. Za to pierścień ją zainteresował.

- To w końcu Johann, czy Wolfgang? - zapytała retorycznie, zerkając przez ramię Maxowi. - Bo, że Volgen to wiemy na pewno.

piotrek.ghost 01-06-2014 23:00

Jak powiedział max tak i zrobił, jako że nie zauważył, żeby ktokolwiek kwapił się do noszenia kawałka ręki, zawinął dłoń w znalezioną na ziemi szmate i schował do torby. Pierścień obejrzał przetarł i wsadził do sakiewki. Grupa rozejrzała się jeszcze po okolicy a następnie nie znalazłszy nic ruszyli tą samą drogą, którą przyszli, było to dosyć łatwe, jako że idąc w cztery osoby w towarzystwie kotów wydeptali całkiem wygodną ścieżkę.
Kiedy wyszli na gościniec słońce chyliło się już ku zachodowi a temperatura spadła, jak to bywa jesienią. Przyspieszyli kroku żeby się rozgrzać, powietrze wilgotne od płynącej nieopodal rzeki przenikało ubranie i nieprzyjemnie wychładzało ciało.
Do bram miejskich dotarli kiedy już księżyce wisiały wysoko na niebie. W ciemności odnaleźli drogę do "Uśmiechniętego Antałka" gdzie wynajęli pokój na noc i zamówili późną kolacje. Przywołany przez Kat karczmarz, z którym już wcześniej znalazła wspólny język, po obejrzeniu znalezionego pierścienia stwierdził że wypisane małe literki najprawdopodobniej oznaczają miejscowego wynalazce, jeśli tak można go określić. Według słów karczmarza, staruszek był niespełna rozumu, jednak namacalny dowód, w którego byli posiadaniu, mógł świadczyć o tym, że mężczyzna wcale głupi nie jest, może trochę szalony. Według słów karczmarza wynalazca nazywa się Wolfgang Kugelschreiber a jego warsztat mieści się nieopodal rynku.

valtharys 03-06-2014 14:36

Gdy Anzelm pije

Anzelm po dotarciu do karczmy zamówił dla siebie i swoich towarzyszy kolację i po butelce wina. Sam szlachcic miał na jeden dzień dość dziwów, duchów i kotów-ludzi, więc postanowił lekko upić się. Po pierwszej butelce, która służyła jako popitka dla ciepłego gulaszu i kilku pajd chleba, przyszła pora na kolejne. Długo nie było trzeba czekać, kiedy już po trzeciej butelce Anzelm miał wyśmienity humor, a w głowie i nogach lekko mu się kołysało. W tym oto stanie postanowił w końcu porozmawiać z kimś na poziomie. Wybór padł na Brutusa, w końcu jako jedyny umiał przejrzeć zamiary swojego Pana, a i inteligencją mu dorównywał. Tak szlachcic przynajmniej w owym stanie uważał. Wstał lekko chwiejąc się od stołu, rozejrzał się przybytku i jako, że wszystkie damy które w nim zasiadały wydawały mu się...gorszej urody niż ów Brutus ruszył ku drzwiom.
Morze szalało, deszcz walił drzwiami i oknami a i pokład był lekko śliski. Wiało strasznie więc Anzelm musiał trzymać się relingów (stołu) by dojść do kajuty kapitana (stajni). W końcu nie bacząc na latające nad pokładem ryby (krzątających się ludzi) otworzył dziarsko drzwi wrzeszcząc na całe gardło:

-Ahoj kapitanie… - rozejrzał się po izbie (stajni) i przetarł mokrą od wody (potu) twarz

Odpowiedziała pierw mu cisza. Złowroga i groźna by w końcu szlachcic dostrzegł stojącą w cieniu, ponurą postać kapitana (konia). Nie odzywał się, lecz na jego lekko zapuszczonej twarzy i przymrużonych oczach było widać gniew. Lekko chwiejąc się pijany szlachcic podszedł do kapitana i stanął na baczność mówiąc;

-Załoga gotowa. Wiatr wieje tak mocno jakby sam Mannan miał gazy co chwila, ale wszystko mamy pod kontrolą kapitanie. Mówię to panu..dopłyniemy do lądu za nie całą godzinę

Kapitan (koń) potrząsnął głową i rzekł (pyrkał)

- No panie De Mull spisał się pan. Nie wierzyłem w Pana ale to prawda...daje sobie Pan wszędzie rade… A teraz odpocząć mi, bo rankiem żywego i świeżego Pana potrzebuję.

Anzelm spojrzał poważnie na swojego dowódcę:

-Ależż panie Kapitanie...ktoś musi pilnować tych nicponi..zaraz jakie znowu koty na pokład, albo babę co gorzej wezmą...Tóż to będzie nieszczęście...A i liny zaraz zawiną na jaki handel..Baczenie na tych ochlejmordów i nierobów trzeba mieć…

Kapitan (koń) potrząsał głową głośno mówiąc (rżąc)
-Hrabio de Mull rozkaz to rozkaz. Do swojej kajuty marsz i spać..A nie mi tu załogę o kontrabandę podejrzewać. Ja już ich przypilnuję...me oko widzi wszystko...dosłownie wszystko...nawet Kot się nie prześlizgnie

Anzelm pokiwał smutno głową i ruszył do siebie, lecz zrobił dwa kroki proste bo przy trzecim nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Padł na ziemię jak kłoda a koń jego patrzył się dziwnie. Zarżał tylko cicho i położył się koło swojego Pana pilnując go, co by nikt go nie okradł lub nie poderżnął gardła. Brutus miał dość dziwne poczucie lojalności można by rzec. Choć jego pan do najlepszych jeźdźców nie należał, zawsze go karmił należycie i dbał o niego. Nie bił, nie kopał. A koń też umie czasem się odwdzięczyć. Jego Pan spał, więc on będzie czuwał. Tym razem, ale z pewnością z rana upomni się o jabłko...albo kilka… zaparskał jakby się śmiał w duchu z sytuacji.

Dekline 03-06-2014 20:24

Hm....Duchy i ludzie-koty to niezbyt pożądani towarzysze, lecz cóż zrobić. Póki co nie dobierali się ani do Rudiego ani tym bardziej do jego sakiewki więc....

W karczmie niziołek jadł i pił jak i czyniła to reszta, lecz postanowił robić to odpowiedzialnie. Wszak wieczór był dopiero, ale do nocy też niezbyt daleko, a miał jeszcze tego dnia Rudi coś do załatwienia. Wiedział że duch sobie nie odpuści i będzie go męczył aż do śmierci, więc postanowił czym prędzej rozwiązać tą zagadkę.

Jako że miasto dość spore, to i niziołków więcej. A jak wiadomo rasa ta postrzegana jest raczej za mało agresywną, co Rudi postanowił wykorzystać. Jest już całkowicie ciemno, ludzi na ulicach jak na lekarstwo, gdyż po co i by mieli na ciemność wychodzić? Jednakże niziołkom ciemność nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Mała postać, pod osłoną nocy mogła niespostrzeżenie prześlizgnąć się w dowolne miejsce samą widząc wszystko co im potrzeba.
Tak też Rudi uczynił. Pod drogą odwiedził ponownie swoich braci z pytaniem o wynalazce. Na miejscu próbował zebrać jak najwięcej informacji o tym człowieku. Pora nie była aż tak późna, może siedzi jeszcze przy świeczce nad jakimiś zapiskami?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:10.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172