- Cześć, ^$%@$# jasne że pamiętam,choć nie wszystko i nie całkiem dokładnie. Sam %^@$% do końca nie wiem co było prawdą a co tylko ^$%@$ zwidem. Bjørg spoważniał lekko. Pomimo tego że w nocy był pijany i nie myślał zbyt racjonalnie, teraz po przebudzeniu doszło do niego co się stało. - Nie mam %$$@$ $#$!$%^pojęcia co do mogło $!% być, byłem $!#%!#$%^ i widziałem jakąś %!#$%# marę przechodzącą przez miasto $!%$!^^. Pamietam Was, jak sie denerwowaliscie, jakieś dziecko i Rukira. Później zjawa poszła do lasu i %# a ja zasnąłem. Ale Ty wiesz wiecej co nie? Barbarzyńca pił wodę duzymi haustami i czekał na wersję Carla, miał nadzieje że będzie bogatsza niż jego własna. |
Carl na takie dictum odpowiedział: Co do wydarzenie nocnych generalnie tak było. A to więcej to co widzieliśmy w trakcie wizyty wewnątrz czarnej róży, ale to opowiedziałem podczas uczty po upolowaniu tego dzika. - tu Carl trochę odsapnął i chwilę się zastanowił - Więcej się dowiemy na naradzie starszyzny i może uda się czegoś posłyszeć w tej karawanie co się szykuje do wyjścia. Potem sam się napił i przypomniawszy sobie o Alivonie trącił ramieniem Bjørga: Przy okazji, uważaj na tego starca Greimolda, przypomina mi Alivona. |
- Nawet mi o nim nie wspominaj. Az ki sie krew gotuje jak mysle o tym &#/&-#! Oszust i kawal *%/% z niego. Mam nadzieje ze sie mylisz, ze jego macki nie siegaja az tutaj. A kiedy to spotkanie? |
Carl się zafrasował: Nie wiem, ale wszystko na to wskazuje, że wszyscy są zajęci karawaną. Sądzę zatem, że po jej wyruszeniu. Poczekajmy na resztę naszych kamratów, może wiedzą coś więcej. |
Czas mijał spokojnie, ludzie tak jak Carl zauważył byli pochłonięci przygotowaniami karawany, która była niemal, że gotowa. Wozy były upchane, że ledwo się wszystko mieściło. Świeciło ciepłe słońce, ale nie było duszno bowiem powiewał lekki wietrzyk. Ludzie wyglądali na zniecierpliwionych, bowiem na wozach był owoc ich rocznej pracy. To właśnie ta wyprawa gwarantowała wymianę towarową, a tym samym lekką zimę. Nie trzeba było długo czekać gdy to pojawił się Rurik, obszedł wozy dookoła i bacznie się im przyjrzał. Ci co go znali wiedzieli, że jest bardzo dokładny. Ludzie mu ufali, powierzyli mu funkcję zwierzchnika, a tego się od tak nie robi. Nastało południe, słońce znajdowało się w najwyższym punkcie gdy to Rurkik oznajmił donośnym głosem, że to już czas, że czas aby wozy ruszyły. Woźnicy zaraz po sobie uderzyli lejcami rozpędzając zwierzęta. Ludzie zaczęli wiwatować, a małe dzieci biec za wozami. Wszystko wyglądało tak bardzo szczęśliwie. Zaledwie po kilku minutach wozy znikły z pola widzenia, wjechały w las, na ścieżkę prowadzącą do najbliższego miasta. |
- E ty brudasie! - zawołał Hugo do Bjørga - Dawaj tu, "zabezpieczymy" ten wóz - powiedział z uśmiechem myśliwy robiąc miejsce dla swojego towarzysza. Nie znali się zbyt długo, lecz każdy z nich wiedział że Hugo o zapas alkoholu na wyprawie już zadbał, o czym świadczył jego wyraźny uśmiech. Bjørg wziął oczywiście płaszcz ze sobą, był wygodny, ciepły i chronił przed wiatrem, no a poza tym idealnie do niego pasował więc nie widział potrzeby aby się z nim rozstawać. - Zaraz ^$%@ - odpowiedział Barbarzyńca podszedł do swoich dawnych towarzyszy: - Jedzie kto z nami? Miejsca się trochę znajdzie. Ja $##!#!. Ustawiłem się z Hugonem dużo wcześniej to i nie mogę zostać, ale spokojnie %#@$, wrócę $@%# to straszydło. |
Ernst odprowadził wzrokiem odjeżdżające wozy. Już wcześniej zdecydował, że zostaje w wiosce i nie zamierzał zmieniać zdania bez ważnego powodu, a takiego - nie da się ukryć - nie znalazł. No i nie wypadało pozostawiać kompanów samych, w obliczu ewentualnego niebezpieczeństwa. Zbyt wielu planów na resztę dnia to Ernst nie miał - prócz jedzenia i odpoczywania chciał najwyżej porozmawiać z Greimoldem, ale to (przynajmniej do takiego wniosku doszedł), najlepiej by było zrobić z Carlem, który, zdawać się mogło, miał talent do zadawania pytań. |
Olaf wstał rano w nienajlepszym humorze. Kolejna wioska i kolejne problemy. W dodatku takie na które nie znajdował rozwiązania. Była to w jego mniemaniu robota dla jakiegoś kapłana, lub czarodzieja. W każdym razie dla kogoś kto znał się na sprawach nadprzyrodzonych. On, prosta hiena cmentarna, zupełnie się do tego nie nadawał. Decyzję co do tego co zrobi podjął już wczoraj. Postanowił ruszyć razem z karawaną do najbliższego miasta. Tam postara się zrealizować swój pierwotny plan zaciągnięcia się do wojska. Najwyższa pora na jakąś stabilizację, choćby taką jaką jest niebezpieczna służba wojskowa. Po zjedzeniu śniadania w karczmie ruszył od razu ku formującej się karawanie. Bjorg i Hugo już byli na miejscu i nieźle się bawili. Olaf nie miał zamiaru im przeszkadzać i pchać się na ich wóz. Zdecydował się iść przynajmniej na razie piechotę. Potem zobaczy, czy nie uda się wejść na któryś z wozów. |
Gdy zaspany awanturnik wreszcie rozbudził się na posłaniu, powoli dobiegało południe. Pamiętając o karawanie napełnił bukłak piwem, posilił się i wziął pół bochenka chleba na drogę, żeby nie jechał głodny. Po wszystkim uiścił opłatę i udał się w stronę wozów. - Jedzie kto z nami? - Gundram usłyszał znajomy głos barbarzyńcy. - Niech to licho, prawiem się spóźnił! - Wymamrotał wskakując w biegu na któryś wóz. |
Część bohaterów udała się wraz z wozami do najbliższego miasta, a część została. Ludzie zajmowali się swoją codziennością, czas błogo mijał, a na wszystko padały ciepłe promienie słońca. Wszystko było takie spokojne i takie leniwe. Ludzie nagle usłyszeli, że coś zmierza w ich kierunku. Dźwięk robił się coraz głośniejszy, a zaledwie po minucie większość osadników wyszło na ulicę. Dało się słyszeć rozpaczliwe beczenie. Ludzie zaczęli krzyczeć, na co prędko przybiegł Rurik. Ścieżką z lasu wrócił jeden z wozów. Ciągnący go wół jest cały skrwawiony, całe płaty odciętego ciała zwisają mu z grzbietu, odsłaniając kości. Wół wjechał między drzewa i padł martwy. Sam wóz wygląda, jakby zaatakowało go sto niedźwiedzi. Połamany, porąbany w drzazgi, jakby szponami. Ładunek przepadł. Po ludziach nie ma ani śladu. Rurik zaczął nerwowo chodzić w koło, przyglądał się wozowi i zwierzęciu. Drapał się po głowie,a to przelatywał ręką po swych bliznach. Nagle złapał za topór jak gdyby do walki, ale go nie podniósł, a jedynie wykrzyknął: - Musimy zebrać mały oddział. Musimy sprawdzić co się tam stało. Kto idzie ze mną? - zapytał, a na jego twarzy mieniła się złość |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:48. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0