Hobgobliny - to jedno. Orki - to drugie. Ratowanie elfów - to trzecie. Ale smok? Mieli dostać się do podziemi i okraść smoka? Tego ostatniego Jochen z pewnością nie zamierzał obiecywać. - Pójdziemy i rozprawimy się z tymi niechcianymi mieszkańcami klasztoru - powiedział. - A potem się zobaczy. - Ale... Czy ktoś z was - zwrócił się do kompanów - rozmawiał z naszym jeńcem? |
- Możecie powiedzieć nam więcej na temat tego Smoka? Czy któryś z was miał z nim już do czynienia? A może próbowaliście wcześniej nawiązać z nim jakiś kontakt? Jest to w ogóle możliwe? Proszę, muszę to wiedzieć - Iwan zadawał pytania tak szybko, jak kusza samopowtarzalna wypluwa kolejne bełty. - My sami długo nie wiedzieliśmy o jego istnieniu, w końcu uwił sobie gniazdo głęboko pod zamurowanymi przez mnichów tunelami. Dowiedzieliśmy się o nim dopiero z podsłuchanych rozmów hobgoblinów. Wydaje się, że jedynym słowem, jakie ostatnimi czasy potrafią wymówić, jest imię pradawnego jaszczura. - Nie chcemy wiedzieć, jaką cenę przyszłoby ci zapłacić za odnalezienie kryjówki i ujrzenie oblicza Omniroka, śmiertelniku. Wejście do grot, które do niedawna jeszcze chroniła nasza pieczęć, to dopiero początek długiej wędrówki pod ziemię. - Na pewno gdzieś znajduje się wejście do tunelu, którym wylatuje ze swej siedziby, chyba że żywi się wyłącznie stworzeniami znalezionymi pod ziemią, ale z tego, co zdążyliśmy ustalić, takie wejście musiałoby być zlokalizowane daleko na północny zachód poza miastem, gdyż tylko tam prowadzą korytarze zdolne pomieścić tak ogromne gabaryty. Gdzie jest wyjście i jak daleko, tego nie wiemy. Nie możemy ani wychodzić poza granice miasta, ani przenikać przez ściany klasztoru i jaskinie, dopóki monastyr jest splugawiony obecnością tych istot. - Pójdziemy i rozprawimy się z tymi niechcianymi mieszkańcami klasztoru - powiedział Jochen. - Dziękuję. Nie macie pojęcia, ile to znaczy dla nas, jedynych ludzi, którym co prawda udało się osiągnąć długowieczność, lecz nadal pozostających ułomnymi stworzeniami. |
Thurin przyjrzał się pobielałemu Felixowi. Pokiwał głową. - Tak, człeczyno - rzekł poważnie - kończy się babranie się w magii, domenie Chaosu i elfów. Czyli najplugawszych z istot tego świata. Klepnął go po ramieniu z westchnieniem. Siedział cicho. Długo siedział cicho. Ale w koncu wybuchł, to musiało się tak skończyć. - Czy ja dobrze zrozumiałem? - zapytał towarzyszy ociekającym jadem głosem - Mamy pomagać zjawom, po dwakroć przeklętym tworom magii, istotom, których brzydzą się nawet odrzuceni; elfom, zdradzieckim szumowinom beż krzty honoru; wszystko to aby babrać się, walcząc z jakimś chaosistą, i... okraść smoka? Zacisnął pięści. - Wy, młodzieniaszki - rzekł cicho - nawet nie wiecie, jakie zniszczenia okradziony smok może sprowadzić na ziemię. Jak bardzo Chaos może Was spaczyć. Jak bardzo zdradzieckie są elfy. Ale i tak pewnie na to pójdziecie... Zerknął po twarzach towarzyszy. - Jestem - rzekł - waszym towarzyszem, nie opuszczę Was. I będę żałował Waszych decyzji tak, jak i wy. Dlatego stawiam ultimatum. Nim podzielimy smocze skarby, na równe części... ja wezmę jeden przedmiot. Jeden dowolny przedmiot, niezależnie od tego, jak bardzo byłby cenny, jakie by nie było jego znaczenie. Zrozumieliście? W oczach krasnoluda błysnęły iskierki chciwości... |
-Wątpię czy w ogóle zdołamy zbliżyć się do tego skarbu, a ty już mówisz o jego podziale? Prawdziwy z Ciebie poszukiwacz przygód, Thurinie. A mnie skarb w tym przypadku nie interesuje... albo raczej interesuje mniej niż zazwyczaj, więc nie mam nic przeciwko. Ivan klepnął po ramieniu Thurina, po czym oddalił się nieco. Nie sądził, że uda mu się wyciągnąć więcej informacji od duchów. Dlatego też chwycił jedne z manierek z wodą i zszedł do piwnicy. Gdy znalazł się naprzeciw związanego i nieprzytomnego hobgoblina, powiedział głośno. -Hej! Obudź się! - Jeżeli to nie przyniosłoby skutku, to zostałby zmuszony do wylania na niego części zawartości manierki. W końcu nie będzie się przed takim ścierwem silić na uprzejmość. W końcu gdy Hobgoblin się przebudził, Ivan przykucnął przy nim. Podniósł manierkę na wysokość oczu jeńca i potrząsnął nią delikatnie. Wewnątrz zapluskała woda. -Wody? - Zapytał. Hobgoblin miał związane ręce, więc sam musiał go napoić. Czuł się przy tym nieswojo, jednak nie okazał tego w żaden sposób. -Omnirok. Biały smok. Chce o nim wiedzieć wszystko co wiesz. |
Widząc skutki feliksowych zabaw z magią Moritzowi odechciało się dalszych eksperymentów i użył zwyczajnej, niemagicznej, acz również skutecznej maści, której została mu jeszcze odrobina na potem. - Stój, narwańcze! - syknął w kierunku Ivana wyraźnie nakręconego na przesłuchanie jeńca. - Pozwól mi z nim gadać. Znam język, zdobędę jego zaufanie. A jeśli będzie potrzeba ostrzej, to, uwierz, na metody przesłuchań miałem okazję się w życiu napatrzeć - bolesny skurcz przemknął po obliczu górala. Zabrał kawał mięcha, pożyczoną gorzałkę i zszedł do piwnicy. Miał zamiar zacząć gadkę spokojnie i w tonie szacunku dla jeńca, co do którego osobiście nic nie miał, tyle tylko że stali po przeciwnej stronie barykady. Na początku chciał wyciągnąć z niego możliwie wiele informacji odnośnie klasztoru, wrogich sił tamże, smoka i ogólnie o okolicy nie zdradzając się z tym, że sporo już wie na ten temat od duchów. Jeśli przyłapie hobgoblina na kłamstwie, albo ukrywaniu czegoś, to automatycznie uzyska przewagę i będzie mógł przejść na trochę ostrzejszy ton. |
Roran usadowił się na zimnej ziemi i pozwolił odpocząć zmęczonym kościom. Zimno i mało komfortowa pozycja nie przeszkadzały mu, w końcu swe najlepsze lata spędził daleko na północy gdzie Górska Straż sypiała lub udawała że śpi czasem w "nieludzkich" warunkach. Nie zabrał głosu gdy Felix zmienił kolor swje skóry. Nie był jakoś bardzo zdziwiony gdyż przynajmniej raz widział coś podobnego. Zresztą nie tylko widział ale i doświadczył. Stwierdził, że przeczeka całą sytuację i przemyśli. Gdy młody mag sięgnął po gorzałę Roran wyjął swoją butelczynę i pociągając parę mocnych łyków podjął decyzję. Czas z kimś o tym pogadać. Ruszył pewnym krokiem do siedzącego na osobności Felixa i zaproponował: - Zobaczmy co się dzieje przed strażnicą. Mam Ci coś do powiedzenia. - miał nadzieję, że nutka tajemniczości zainteresuje maga i ten ruszy z nim w ciemności nocy. Po powrocie Roran postanowił przejąc wartę jednak nie dane mu to było gdyż okazało się, że mają niezapowiedzianych gości. Wpierw dokładnie wysłuchał opowieści duchów a także odpowiedzi kompanów i entuzjazmu jaki został wywołany. Sam miał mieszane uczucia. Z jednej strony chciałby zmierzyć się z nowym przeiwnikiem a wyprawa do leża smoka byłaby odpowiednia wymówką do tego. Doskonale pamiętał opowieści swojego ojca o Smokobójcy który zabił smoka w Karak-Azgal. Pamiętał także swoją eksytację jako młokosa na myśl o spotkaniu z tym magicznym i mitycznym stworem. Z drugiej strony byłaby to bardzo niebezpieczna wyprawa, raczej mało prawdopodobne by wszyscy wrócili z niej żywi. Miał już dość chowania swoich towarzyszy broni, to było pewne. Poza tym ostatnio weszli w konszachty z długo-uchymi i co z tego mieli? Ledwo żywi wyszli z zajazdu. Bez obiecnaych posiłków. Postanowił, że jest czas by zabrał głos: - Chwila, chwila. NIe podejmujcie w pojedynke decyzji za całą kompanię. Zastanówmy się nad tym. Nie uśmiecha mi się znowu narażać łba kolejny raz dla jakiś mrzonek. Wczęsniej nam jakieś bajki poopowiadały elfy teraz duchy. No spokojnie, nie pędzmy tak ze wszystkim. Przypomnę wam, że nie jesteście tutaj sami, Jochen i inni. Przegadajmy to i przegłosujmy. Podobnie jak Thurin pewnie ruszę tam gdzie większość ale może wcale tej większości nie spieszno do walki ze smokiem? - zapytał krasnolud Na odpowiedź młodszego krasnoluda odpowiedział: - Ja tam zachłanny nie jestem. I jeśli tam pójdziemy to żadnych dodatkowych skarbów nie potrzebuję. Może jedynie przydałby mi się jakiś nowy topór...- w zamyśleniu zaczął się przyglądać swojemu już wysłużonemu orężowi. To prawda nigdy nie był chciwy. To go odróżniało w znaczący sposób od innych współbraci. Doskonale rozumiał natomiast motywację Thurina i tak był wstrzemięźliwy na tle całej swoje rasy. - Moritz, ja też coś tam wiem o przesłuchiwaniu. Jak nie wrócisz z ciekawymi informacjami w przeciągu godziny to zejdę tam do Ciebie. Wpierw w roli straszaka ale z czasem mogę coś dopomóc- uśmiechnął się do zwiadowcy schodzącego do jeńca. |
Ciężkozbrojny spojrzał na starego zwiadowcę z wyrzutem. Zapewne Moritz miał o wiele więcej doświadczenia i rozumu niż on, ale dlaczego tak łatwo miał odpuścić? Po chwili namysłu, westchnął ciężko. -Wyciągnij z niego wszystko na temat smoka. Jeżeli uznam, że to za mało, to własnoręcznie wyduszę z niego więcej. Oczekując powrotu zwiadowcy, Ivan usiadł obok Burkharda z dwoma kawałkami przyrządzonego przez nich mięsa z muflona. Podał mu jeden z nich i oparł głowę o ścianę wieży. To był długi dzień. Bardzo długi dzień. A następny miał być jeszcze dłuższy. -A ty maluczki? Co o tym sądzisz? Zapewne chciałbyś być już w jakimś bardziej cywilizowanym miejscu. - Zamyślony zapytał chłopaka, racząc się przy tym sporawym kawałkiem mięsa. |
|
Mortiz miał już wcześniej odłożony kawał mięsa dla jeńca, więc nie omieszkał mu rzucić. Poczekał chwilę aż gadzina się posili, dał gorzałki na rozluźnienie języka, po czym kontynuował indagację. - Powiedz mi więcej o smoku. Jak duży jest? Jego leże pełnie jest skarbów, jak w legendach? Jest w stanie sam wydostać się na powierzchnię, czy trzeba mu wykuć przejście? Jak Chegub z nim rozmawia? W jakim języku? - Dokąd dokładnie wiedzie to sekretne przejście, o którym wspomniałeś? Przypuśćmy, że gotowi bylibyśmy zabić Cheguba i uwolnić elfich jeńców. Będzie to możliwe od tamtej strony? Potrafiłbyś narysować plan tuneli? Moritz nie zdradzał się z tym, co wie. Był ciekaw, czy jeniec ma na myśli to samo przejście, o którym opowiadały duchy. Zadał jeszcze parę pytań o topografię terenu nakładając w myślach odpowiedzi na to, co wiedział od duchów. To był dobry sposób na wybadanie prawdomówności hobgoblina. - Bądź szczery, z trudem powstrzymałem krasnoludy przed zajęciem się tobą i nie wiem, jak długo jeszcze mi się to uda. Wiele zależy od informacji, jakich mi dostarczysz - zakończył zawoalowaną groźbą góral. |
<<- A co do ciebie, krasnalu - syknął w stronę Thurina oszpecony spiczastouchy - jeszcze raz usłyszę takie słowa, a ukręcę ci kark, tak jak się to robi z ptactwem.>> Hakri jakby tylko czekał na te słowa. Zerwał się na równe nogi i może nie imponował wzrostem, ale w tej chwili emanował odstraszającą agresją i butą. I to wszystko znalazło sobie doskonały cel: -widza że lekce ważysz sobie słowa. Zbyt lekce jak na elfona, drzewoludzia, zasrańca, przedstawiciela zdradzieckiej i podstępnej rasy. -z każdym wypowiedzianym słowem krasnolud podchodził troszeczkę bliżej oszpeconego elfa- Dziad z dziada, kość z kości, krew z krwi starych, chędożonych, podstępnych zdrajców. Jaki ociec, taki psia jego mać syn i syn synów. -w tym momencie zamiast kropki na koniec zdania tknął palcem wskazującym elfa w pierś- nie zarzucaj mojemu bratu i przyjacielowi Thurinowi, że łeż powiedział i nie waż się mu więcej grozić, bo to będzie ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobisz. A wiedz, że khazad zawsze dotrzymuje obietnicy. Nie tak jak inne rasy. Ostatnie słowa wypowiedział jadowitym szeptem i jeszcze długo po nich świdrował elfa wzrokiem, czekając czy ten coś powie. Gdy dużo później wrócił Roran z Felixem oraz Moritz. Hakri rzucił jakby od niechcenia w eter: -idymy czy nie idymy? Stary krasnoludzki zwyczaj nakazuje, aby w tak ważkiej kwestii decyzję podjął właściciel najdłuższej brody. Myślę, że ten sposób może nie przypaść do gustu części z was, więc pozostaje głosowanie... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:06. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0