Mathias i Hildigrim Mathias po dobrej chwili oderwał wzrok od tłustych paluchów kupca. Znalazł tego, kogo szukał, ale napotkał pewien niewysoki problem. Oczy sternika spoczęły na kucharzu. Pirat mniej więcej kojarzył zamiłowanie niziołka do różnego typu świecidełek i nie miał zamiaru pozwolić mu się wzbogacić na swej ofierze. - A ty czego tu szukasz? Kucharz w kuchni powinien siedzieć. - warknął w stronę Hildigrima - Zabawy w piratów, nie dla takich jak ty. Ale możemy się dogadać bez problemów. - mówiąc to, zerknął na trzymany w ręce kordelas. -Pomyślałem, że znajdę kucharza z tego statku i powymieniam się z nim przepisami. Jednak on, najwidoczniej, niechętnie dzieli się swymi sekretami – wskazał truchło przygniatające kupca, szczerząc się przy tym, jak dziecko. – Poza tym, on może wiedzieć, gdzie jest skrzynia, której szuka nasz kapitan. Kto wie? Może stary Dashaure podaruje mu nawet życie, o ile będzie współpracować – ostatnie zdanie powiedział nieco głośniej, tak by kupiec go usłyszał. Oczywiście, sam nie wierzył w swoje słowa. Mina Mathiasa zdradzała, że ma już jakiś nieprzyjemny plan odnośnie kupca. – Ach, tak. No fakt. Kapitan jak ma dobry humor, to puszcza tych, którzy chcą współpracować. – Mathias uśmiechnął się lekko. – Ale ten grubasek nie wygląda mi na takiego, który chce współpracować. Sternik podszedł do obiektu rozmowy i przyjrzał mu się dokładnie. Niemal jak rzeźnik, który oceniał przyszłe obiekty jego pracy. – Te pierścienie są na to dowodem. Na jego miejscu zacząłbym od ich zdjęcia. To z pewnością byłby dowód, że jest naszym przyjacielem, co nie? - No ale dzisiaj kapitan chyba nie jest w dobrym humorze. - Szrama skomentował, nagłe wtargniecie Guntera. - Masz szczęście tłuściochu. Szybciej zginiesz. Sternik umocował tarczę do uchwytów przy pasie. Z buta wyjął sztylet. Odchylił głowę kupca do tyłu. Ostrzem przejechał po prawej stronie twarzy, po czym przerwał krzyk bólu, podrzynając ofierze gardło. - Prostuj mu palce. - rzucił do niziołka. Kordelas wciął się dwa razy w pokład, gdy pierścienie stały się bardziej ruchome od ich dawnego właściciela, który pozostał tylko z kciukami. Mathias sprzątnął cztery, nie zajmując się zdjęciem ich z mięsa i schował w odmętach swojego odzienia. - Jak chcesz bawić się z kciukami, to proszę bardzo, ale lepiej nie zwlekaj. - rzucił jeszcze i ruszył na swój statek macierzysty. Hildigrim jak wryty wpatrywał się w poczynania sternika, który najwidoczniej miał coś z głową. Kupiec mógł wskazać im położenie każdego skarbu na tym statku, a ten go bez powodu zabił. Gdy kupiec był już i tak martwy, niziołek pomógł Mathiasowi z jego palcami. Bez większego obrzydzenia wziął pozostałe z pierścieniami i wyciągnął sztylet, by pozbawić go reszty. Następnie mozolnie wstał i ruszył za sternikiem, zastanawiając się, ile drogocennych przedmiotów mógł kryć ten statek. Może przy następnym bardziej mu się poszczęści. To nie była szczęśliwa (w pewnym sensie) wyprawa dla sternika Portowej Nierządnicy. Nie zabił żadnego z marynarzy napadniętej jednostki, nie mógł dopełnić swojego „rytuału” na napotkanym kupcu, a teraz jeszcze pojawił się wrogi statek. Mathias musiał się starać, bo inaczej śmierć w walce będzie pewnie tym lepszym wyjściem z sytuacji. Z pewnością w porównaniu ze złością kapitana. Jedynie pierścienie mile ciążące w kieszeni były miłym urozmaiceniem tych wszystkich niedogodności tego dnia. |
-Dupy w troki psie syny! - zawołał do członków załogi cieszących swoje parszywe gęby z zabicia paru patałachów -Nie mamy całego dnia, już po nas płyną te kurwie syny w mundurach. Zbierać się, bierzemy co sie da i zmywamy się. - od krzyków cały aż poczerwieniał na twarzy, niech zbierają wszystko, sam potem zabawi się z nimi przy kościach może fortuna dopisze i wzbogaci się na tych niczego nieświadomych naiwnych baranach. Sam również postanowił rozejrzeć się czy w zasięgu wzroku nie ma kosztowności, czegokolwiek o co można zagrać. Nada się złoto, żarcie alkohol broń a nawet złote zęby. To pomyślawszy postanowił sprawdzić stan uzębienia pokonanych marynaży i w razie potrzeby wyrwać to co cenniejsze. -No dalej panienki co wy tam robicie - zawołał w stronę Szramy i niziołka 0dupy w troki, do wiosny czasu nie mamy. Bierzcie co pod ręką i wracamy. -Szybciej Rwwwa - zaklął szpetnie na załoge znowu czerwieniejąc jak burak -Kto nie zdąży to go tu zostawie na pastwe straży! |
Bazrak wyszczerzył się, patrząc na elegancką, szykowną i wyjściową rzeźnię, którą, w celach rozrywkowo-zarobkowych wyrządził załodze Błękitnej Mierzei, ciesząc z tego powodu paszczę. |
Aisabel zdziwiła się jak szybko i bez zastanowienia potrafiła porzucić jeszcze tyle skarbów z pokładu Błękitnej Mierzei. Ale rozkaz, to rozkaz. Zaraz po usłyszeniu komendy znalazła się na Nierządnicy gotowa zarówno na bijatykę jak i na szybki odwrót. Miała już to co chciała. Morze błękitu, trochę złota, mnóstwo szkarłatu... Czyli to co lubiła najbardziej. |
Okolice Aklenhof, Reikland 5 Pflugzeit, 2526 K.I Południe Na widok zbliżającego się okrętu, piraci w pośpiechu opuścili Błękitną Mierzeję, po drodze plądrując wszystko co wpadło im w ręce. Gunter osobiście nadzorował ewakuację, nie omieszkując przy tym obrzucić swych towarzyszy kilkoma barwnymi epitetami. Po zejściu pod pokład spotkał Szramę i Kuchtę, którzy wciąż użerali się o kilka kawałków złota połyskujących na palcach tłustego kupca - była to jedna z dość powszechnych w pirackim życiu sytuacji, która w każdych innych, nieco bardziej dogodnych okolicznościach, skończyłaby się śmiercią jednego z nich, ale tym razem awanturnicy bez słowa sprzeciwu podzielili się skarbami zostawiając oficera nawigacyjnego samego z wielką, okutą żelazem skrzynią, której znakiem rozpoznawczym była czerwona dłoń odciśnięta na jej wieku. To ona była głównym celem łupieżczej wyprawy Korsarzy, tym samym przynosząc zgubę jej poprzednim właścicielom. Slumsy Reikerbahn, Altdorf 5 Pflugzeit, 2526 K.I Wieczór Powrót do portu zajął Korsarzom zdecydowanie więcej czasu niżby sobie tego życzyli. Dla zmylenia ewentualnego pościgu skręcili w stronę miasta Delberz, płynąc pod prąd płytkiej rzeki, która wpływała do Reiku. Ukryci na moczarach przeczekali kilka długich godzin, by w końcu przed zmierzchem ruszyć w drogę powrotną do Altdorfu. |
Nagroda jest nagrodą. Co prawda Eisenberg mógłby być nieco bardziej szczodry dla innych, ale o tym, że szyper miał węża w kieszeni wiedzieli wszyscy. No i dlatego każdy pchał się na zdobywany statek, bardziej licząc na łupy, niż na otrzymaną od kapitana zapłatę. Aż dziw, że znaleźli się durnie, którzy o tym nie pamiętali. I którym nie chciało się zabrać nic z leżącego na pokładzie Błękitnej Mierzei dobytku. Chociaż, jak powiadają, złota korona piechotą nie chodzi, to jednemu ze wspomnianych wczesnej durniów wydało się, że może sobie odrobić straty na kimś z załogi. A może i awansować, skoro miał o sobie wysokie mniemanie i za obiekt napaści wybrał akurat Guntera. Dolch, bo tak zwał się ów ktoś, miast użyć sztyletu (co sugerowało jego imię) skorzystał z czegoś bardziej okazałego - z marynarskiego korda. Gdyby Gunter miał pod ręką naładowaną broń, to by nie ruszając się z miejsca odstrzelił przeciwnika, ale cóż... W takiej sytuacji wypadało tylko przestać się zastanawiać, na co wydać złoto (i jak je pomnożyć), a zająć się ratowaniem własnego życia. Gunter zrobił zgrabny unik, po czym szybko wyciągnął miecz i sam zaatakował. Może nieco zbyt szybko, bo ostrze jedynie świsnęło tamtemu przed nosem. Dolch nie zamierzał się wycofać. Najwyraźniej sądził, że tylko za pierwszym razem nie dopisało mu szczęście, że kolejny atak będzie bardziej udany. Nic bardziej mylnego. Złość nie tylko piękności szkodzi, ale i w realizacjo niektórych zamierzeń nieco przeszkadza, a nadmiar zapału może się zwrócić przeciwko przejawiającemu ów zapał. W tym przypadku nawigator Nierządnicy nie musiał nawet zbytnio się wysilać, by uniknąć ciosu. Nim jego przeciwnik zdążył się cofnąć po niezbyt fortunnym wypadzie Gunter zadał kolejny cios, tym razem bardziej udany. Lewa ręka Dolcha spłynęła krwią, a ranny cofnął się o krok, drugą ręką usiłując zatamować opływającą krew. Na moment się zawahał. Albo się zastanawiał, jakie są jego dalsze szanse, albo usiłował wymyślić coś podstępnego. - Albo sam sobie poderżniesz gardło - rzucił w jego stronę Gunter - albo ja to zrobię. |
Hildigrim Underbough Wracając na pokład Portowej Nierządnicy Hildigrim łypnął gniewnym wzrokiem na nawigatora. Następnie przeniósł złe spojrzenie na Mathiasa, wbijając mu je w plecy. Dlaczego tylko w kuchni, nikt mu nie przeszkadzał? Niziołek nie znosił, gdy ktoś wchodził mu w paradę, zwłaszcza gdy do wykonania miał ważne zadanie. Rozzłoszczony faktem, iż świetna okazja przeszła mu koło nosa, wskoczył na pokład ich statku. Z lekkim rozbawieniem przyglądał się poczynaniom krasnoluda. Nim statek się oddalił, Hildigrim ukradkiem przesypał zawartość mieszka kupca, do swojej sakwy, dorzucając błyszczące pierścienie. Pustą, a zarazem bezwartościową sakwę kupca wrzucił z powrotem na Błękitną Mierzeję, gdzie kilka chwil później, pochłonął ją ogień. Swój majątek, schował natomiast do jednej z sekretnych kieszonek w jego spodniach. Teraz już tylko jedna sakiewka wisiała o jego boku… Czerwony blask płomieni z Błękitnej Mierzei, odbijał się w jego oczach. * * * Statek w końcu zacumował. Zapach stęchlizny natychmiast zaatakował nozdrza kuchty, który nie walczył z nim, a oddychał pełną piersią. „Nie ma to jak dom” – pomyślał. Wkrótce potem rozpoczęło się zamieszanie. Hildigrim początkowo wolał się nie wtrącać, nie chcąc podpaść Eisenbargowi, jednak z uśmiechem przyjął obelgi lecące w stronę Guntera, nie mogąc doczekać się punktu kulminacyjnego tego starcia, który niechybnie nadszedł kilka sekund później. Przyglądając się walce, Hildigrimowi wpadł do głowy iście szatański plan rozpętania większego bałaganu. Jego oczy niemal natychmiast padły w stronę dwóch popleczników przeciwnika Guntera. Podszedł do nich pośpiesznym krokiem, po czym zaczął swój wywód, upewniając się, że tylko oni go słyszą. - Oby wasz kolega załatwił tego pieprzonego nawigatora. Przez niego przeszła nam koło nosa świetna okazja – kuchta ciągnął swój wywód zirytowanym tonem. – Pełna sakiewka dla tego, który zapewni zimną kąpiel naszemu drogiemu Gunterowi. Płatne z góry. – Niziołek uśmiechnął się i delikatnie pogładził skradziony mieszek, który zabrzęczał cicho. Dwójka przydupasów Dolocha szybko wymieniła ze sobą porozumiewawcze spojrzenia i szerokie uśmiechy. Niziołek biorąc to za zgodę, odpiął ciążący mu mieszek i wręczył go jednemu z nich. Tamci ochoczo odebrali zapłatę, po czym ruszyli w stronę swego zranionego towarzysza. Po chwili zaczęli zbliżać się do Guntera, z zamiarem wypełnienia warunków umowy. „Uwielbiam robić interesy… zwłaszcza za nie swoje pieniądze” – pomyślał z rozbawieniem Hildigrim. „Nie chce sobie wyobrażać, co zrobi Bazrak, gdy zobaczy, że tamten ma jego mieszek”. Niziołek nie czekał jednak, by to zobaczyć. Wolał uniknąć zbędnych pytań i oskarżeń. Powoli zaczął kierować się w stronę zejścia z pokładu. Miał nadzieję, że jak wróci, zastanie przynajmniej jedne zwłoki. Najlepiej Guntera, jednak każde inne będą prawie w tym samym stopniu zadowalające. |
5-ty Pflugzeit 2522 K.I., południe Okolice Aklenhof w Reiklandzie Bazrak wrócił na pokład, targając na ramieniu beczkę piwa. W kieszeni bezpiecznie upchał bombę, za pasem zaś miał swój nowy miecz. Spokojnie minął resztę załogantów, wpatrujących się w niego ponuro i ruszył pod pokład, do swojej kajuty. 5-ty Pflugzeit 2522 K.I., wieczór Slumsy Reikebahn, Altdorf Brudny Młot poprawił nowy miecz, krótkie ostrze krasnoludzkiej roboty, zdobione runicznymi znakami na całej długości ostrza, poprawił w pochwie i wsadził za pas. Przyzwyczaił się do młota, ale miecz dobrze leżał mu w ręce, no i łatwiej było go używać w walkach na pokładzie. Tarczę przerzucił przez ramię. Rusznicę pozostawił w prochowni. |
Mathias nie przejmował się walką jaka wybuchła na pokładzie Portowej Nierządnicy. Złota korona nie była co prawda godnym wynagrodzeniem za wysłuchiwanie krzyków kapitana, ale też nie warto było dla niej ryzykować życia czy poważniejszych ran. Zszedł pod pokład, by pozostawić zbędny ekwipunek w swojej kajucie, po czym ruszył na miasto. Udał się do znajomego pasera, który z chęcią wymieniał dodatkowe łupy Szramy na monety. Pewnie wypłacany procent wartości nie zbliżał się nawet do połowy, ale cóż na to poradzić. Zawsze łatwiej było wytłumaczyć posiadanie pieniędzy niż innych błyskotek. Wzbogaciwszy się o cztery złote korony, pirat udał się w jeszcze jedno miejsce. ***** Karczma przywitała go mieszaniną różnorodnych zapachów. Niektóre były przyjemne i zachęcające do wydania paru złociszy, inne wręcz odpychające. Mathias nie przyszedł tutaj jednak by coś zjeść. Przyszedł się z kimś pobić. A żeby tego było mało, jeszcze na tym zarobić. Kroki pokierowały Shiffmanna do piwnicy. Tutaj zdecydowanie było tłoczniej. Status zebranych – patrząc po ubraniach – był wyższy niż tych zebranych w głównej izbie. Wszyscy patrzyli się w jedną stronę. Na prowizoryczną arenę, która znajdowała się pośrodku pomieszczenia. Właśnie walczyło na niej dwóch oprychów. Szrama nie interesował się losami potyczki. Zamiast tego podszedł do organizatora i zgłosił swój udział w walce. Szybko też wskazano mu jego przeciwnika. Był to łysy jegomość zdradzający Kislevskie pochodzenie. Ryj miał poznaczony tysiącami blizn, nos złamany, a zęby już dawno wybite. Podobno mówiono o nim, że jest artystą, chociaż nigdy w sztuce się nie lubował – chociaż malowanie ścian krwią swych przeciwników można było uznać za pewien rodzaj malarstwa. Borys, bo tak się jegomość nazywał miał około 175 centymetrów wzrostu. Był równie szczupły co Mathias, lecz sprawiał wrażenie lepiej zbudowanego. Najgorsze było to, że miał bliźniaka, któremu przegrana brata mogła nie przypaść do gustu. [media]http://www.youtube.com/watch?v=C1W8KKPmlm4[/media] Dwóch mężczyzn stanęło naprzeciwko siebie. Pirat najpierw dokładnie zlustrował przeciwnika, po czym wykonał zachęcający do walki ruch dłonią. Nie zamierzał jednak dać przeciwnikowi okazji na atak, bowiem sam zaatakował. Pierwsze ciosy nie należały do zbyt celnych. Obaj najwyraźniej sprawdzali swoje możliwości. Mathias nie oddając pola, wyprowadził cios pięścią, który dosięgnął twarzy Kislevczyka, odrzucając jego głowę lekko do tyłu. Ten niemal natychmiast chciał się zrewanżować, jednak zgrabny unik w wykonaniu Shiffmanna jedynie go ośmieszył. Kolejny celny atak w wykonaniu pirata sprowokował Borysa do rzucenia się na niego. Jednak i tym razem szybkość pokazała przewagę nad siłą i lekkie odchylenie ciała zapobiegło obrażeniom. Później walka przybrała mniej pokazowy charakter. Co prawda Mathiasowi udawało się unikać większości ciosów wycelowanych w jego stronę, jednak sememu nie mógł pochwalić się dobrym wynikiem trafień. A gdy udawało mu się trafić efekty nie były zbyt zadowalające. Borys w końcu zareagował na nieudany atak Szramy i trafił go w bok. Cios może nie silny, ale zabolał. Otrzeźwiło to trochę Shiffmanna, który przyłożył się szczególnie do kopnięcia kolanem wymierzonego w żebra łysego. Atak spodobał się widowni, bowiem niemal posłał Kislevczyna na ziemię. Jednak ten wytrwał mężnie w pozycji wyprostowanej i przeszedł do obrony. Na wiele mu się to nie zdało. W końcu jego twarzy spotkała się z pięścią Szramy, co zakończyło pojedynek. Pirat opuścił karczmę w sumie bez większego uszczerbku na zdrowiu. Jedynie bok miał siny, ale w obliczu wygranej, która wynosiła więcej niż zysk z wyprawy łupieżczej, nie miało to większego znaczenia. Teraz pozostało znaleźć jakieś spokojniejsze miejsce, wypić kufel piwa i iść spać. Dla pieniędzy miał już cel, a że kosztował on sporo, był to cel odległy. |
Złożona przez Guntera obietnica początkowo zrobiła na Dolchu wrażenie, ale po chwili trwającej nie dłużej, niż kilka uderzeń serca, Za plecami Dolcha ponownie pojawili się jego kompani, zaś Gunter pojął, jakie interesy załatwiał z nimi cholerny kuchta. Bebechy ci wypruję, psi synu, pomyślał Gunter, odkładając jednak realizację tego zamierzenia na później. Teraz miał, niestety, pilniejszą sprawę. A nawet trzy, dość pilne sprawy. Gardłowe wręcz. Dolch, nabrawszy ducha, zaatakował wściekle i w jakimś momencie nawet całkiem nieźle dziabnął Guntera. Ten co prawda zrewanżował się chwilę później, ale i tak miał świadomość, że jeśli nie stanie się jakiś cud, to będzie z nim krucho. No i cud się stał. Ziścił się w osobie Bazraka, który zajął się kompanami Dolcha i to tak skutecznie, że jednego pozbawił głowy, a drugiego - ducha walki. Głośny plusk obwieścił rejteradę tego z oponentów, który przeżył starcie. Być może i Dolch w końcu pomyślał o ucieczce, ale było już za późno, bowiem miecz Bazraka wybił mu z głowy jakiekolwiek myśli. Ktoś będzie musiał wyszorować pokład, pomyślał z cieniem ironii Gunter. Ale od czego jest bosman... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:09. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0