Bitwa z trollami nie przyniosła Mathiasowi szczególnych osiągnięć. Trudno o takich mówić, gdy ze złamaną nogą siedzi się za pakunkami, licząc na to, że monstra przejdą obok. Pirat wystrzeliwał bełty tylko wtedy gdy trolle miały na głowie za dużo spraw, by przejąć się wystającymi z pleców kawałkami palącego się drewna i tym skąd się tam wzięły. Dlatego też Szrama nie wyróżnił się z tłumu. Chociaż to zależy jak na sprawę popatrzeć... Kłótnia między szyprem a kapitanem była ostatnią rzeczą, jaką Shiffmann by sobie życzył w obecnych warunkach. Jednak nie jemu było w tej sprawie decydować. Jego udział został ograniczony jedynie do wybrania stronnictwa, za którym się opowie. Wybór nie należał do łatwych. Z jednej strony Dashauer był dość renomowaną osobą wśród Szczurów i powrót z jego głową, nawet jeśli wyznaczono za nią pokaźną nagrodę wystarczającą na spłatę własnych nagród, mógł się zakończyć utratą własnego czerepu. Z drugiej strony nie można było zauważyć, że kapitan najwyraźniej postradał zmysły, skoro w dalszym ciągu chce wykonać misję. Sternik przejechał wzrokiem po reszcie załogi. Niby co z takimi siłami mieli zrobić dwóm gangom? Poprosić by nie torturowali przed zabiciem? Ale jednak na Rolfa Szrama był dość wkurzony, bo to przez niego musiał się męczyć z tymi cholernymi bagnami. No i to on mógł być tym zdrajcą, bo i czemu nie? Umysł Mathiasa nie mógł sobie poradzić z tym problemem. Jednak mężczyzna wybrał w końcu swoje stronnictwo. Uznał, że najlepiej będzie trzymać się strony żywej, bez względu na to za kim ona będzie się opowiadać. Dlatego też przygotował swoją kuszę, by wystrzelić w niej w stronę pierwszego lepszego, który z dobytą bronią ruszy w jego stronę. |
Bazrak odkorkował buteleczkę z leczniczym dekoktem i pospiesznie wyduldał zawartość, klnąc obficie w przerwach pomiędzy łykami. Ból ledwo pozwalał się skupić na tym, co się dzieje, ale musiał zacisnąć zęby. Tedy podrapał się jedynie po tyłku, dość wymownie, by nie rzec - szczerze. Bo i w rzyci te całe "zadanie" zaczynał mieć, dziwnie mu to pachniało. A i nie uśmiechało mu się przedzieranie się przez te bagna przez czas dłuższy, niźli tyle obrotów klepsydry, ile potrzeba, by wrócić na pokład statku. *** Krasnolud wsłuchał się uważnie w kłótnię, jaka wybuchła pomiędzy Rolfem a Dashauerem. Bazrak był lojalnym khazadem, tym się właśnie szczycił, a ponadto - szanował Dietera, mimo, iż był oschłym i wrednym skurczybykiem. Ale nad lojalność i honor zawsze należy stawiać własne interesy, oraz - co najważniejsze - swoje życie. A Bazrak złudzeń nie miał, wysłali ich tu po to, by zginęli marnie. A on swego życia tanio nie sprzeda. |
Gunter nie miał najmniejszego zamiaru opowiadać się po którejkolwiek ze stron. Nie da się ukryć - nie przepadał za kapitanem i gdyby przypadkiem sukinsyn znalazł się metr pod ziemią, lub w przytulnych objęciach bagiennego mułu, to Gunter nie uroniłby ani jednej łzy. No i może coś było w tym, co mówił Rolf - ostatnio Nierządnica miała dziwnego pecha. Niemożliwą było rzeczą, by o wszystkim mógł informować ktoś z załogi. Czyżby więc faktycznie Hoch wystawił ich na odstrzał? Znalazł sobie tańszych zastępców, czy stało za tym coś innego? Rolf miał rację, ale wszystko potoczyło się w złym kierunku, a Gunter nie miał pojęcia, czy uda się to jakoś odkręcić. - Uspokójcie się! - wrzasnął. - Hoch nas sprzedał! Wszystkich! Podzieliwszy się ze wszystkimi tą odkrywczą myślą zabrał się za pospieszne ładowanie rusznicy. Nie wiedział jeszcze, kogo poprze. Może najlepszym wyjściem będzie pozbyć się i kapitana, i Rolfa. |
Hildigrim Underbough Napad! Godzinę przed wypłynięciem Portowej Nierządnicy Przebrzydłe slumsy Reikerbahn reprezentowały sobą niezwykle krzywy obraz, nacechowany przemocą i okrucieństwem. Nikt nie pamięta ostatniego dnia, w którym ktoś tu nie umarł. W niektórych kręgach powszechny jest przesąd, że jeśli w ciągu tygodnia nie natrafi się na przynajmniej jedne zwłoki, to osobie takiej przytrafi się nieszczęście. Najpewniej śmierć. Dlatego mieszkańcy tego miejsca bardzo szybko przyzwyczaili się do przeróżnych dantejskich scen, które odbywały się tu każdego dnia. Wszyscy wiedzieli, że należy trzymać się od takich sytuacji z daleka, albowiem nikt nigdy nie wie, czy przypadkowa zbłąkana kula, bądź strzała nie przesądzi jego losu. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=a8LjE8dn7Fk&index=8&list=PL2lEMhX9H6tkKH24 e2eSqt6QBkq-Jfru9[/MEDIA] Silny podmuch wiatru wdarł się brutalnie do niewielkiej uliczki, w której znajdowało się siedmiu mężczyzn. Hildigrim, z garłaczem wymierzonym przed siebie, stał wraz z „kolegą po fachu” naprzeciw Mathaisa i Guntera. Za nimi, w odległości kilku metrów znajdowała kolejna dwójka zbirów, zamykając piratom ostatnią drogę wyjścia. Gdzieś na lewo od niziołka, wychudzony mężczyzna o długiej brodzie i podartych ciuchach siedział skulony na zimnym bruku, z zainteresowaniem przyglądając się wszystkiemu dookoła. Miał na tyle szczęścia, że nikogo - jak zwykle w takich sytuacjach – nie obchodził przypadkowy żebrak. A przynajmniej do czasu nim cała akcja się nie skończy. Później dla bezpieczeństwa należy pozbyć się wszelkich świadków „nieszczęśliwego incydentu”. Krzywy uśmiech na obliczu niziołka nie pozostawia złudzeń co do jego zamiarów. - Bierzcie tego ze szramą na twarzy - rzucił do towarzyszy. – Tylko ostrożnie! Chce ich wziąć żywcem! Natomiast on sam wycelował w stronę byłych kamratów i wypalił. Naraz destrukcyjny grad pocisków pomknął przez ciemną uliczkę. Niewielkie fragmenty kul pozostawiły jedynie kilka zadrapań na ciele sternika i nawigatora. Hildigrim przygryzł wargi z niezadowolenia, jednak scena, którą ujrzał chwile później, wywołała u niego na nowo szeroki uśmiech. Mrożący krew w żyła okrzyk bólu dobywający się z ust Mathiasa świadczył, że zbiry mimo wszystko nie potrafią zachować się delikatnie. Naznaczona licznymi ranami noga sternika spotkała się ostatecznie z żelazną pałką sporych gabarytów, która skutecznie przełamała kość i zmiażdżyła mięśnie. W tej sytuacji z pewnością nie było mowy o jakiejkolwiek ucieczce. W czasie gdy jego towarzysz przechodził nieziemskie katusze, trzeźwo myślący Gunter jednym sprawnym kopniakiem posłał spróchniałe drzwi jednej z kamienic na ziemie. Nawigator pociągnął do środka sternika, który usilnie zasłaniał się tarczą przed kolejnymi atakami zbirów. - Mają być żywi! – Hildigrim wrzasnął na swych pomagierów, którzy, jak się okazało, nie mieli krzty wyczucia prawie zabijając sternika. – Teraz tego drugiego pokiereszujcie! – sam natomiast począł przeładowywać broń, żałując, że nie zainwestował w coś bardziej szybkostrzelnego. Piraci zaparli się we framudze drzwi, dopuszczając do walki jedynie dwóch zbirów. Miecze z wywołującym gęsią skórkę na plecach żebraka łoskotem, odbijałby się od siebie prezentując kunszt czarnych charakterów slumsów Reikerbahn. Brak jakiejkolwiek litości i moralności wzmacniał każdy cios i jedynie nieugięta wola walczących sprawiała, że żaden nie dosięgną celu. Hildigrim i jeden z jego towarzyszy przyglądali się z zafascynowaniem temu starciu, licząc by ich kompani załatwili sprawę, nim na miejscu pojawią się zaalarmowani wystrzałem strażnicy miejscy. Na całe szczęście, nie pojawił się nikt… poza niewielkim brodatym mężczyzną z mieczem i tarczą w rękach. Łapczywy oddech i widniejąca zza gęstej brody zaczerwieniona twarz – z pewnością były efektem ujrzenia pewnego kurdupla, którego dnia poprzedniego omal nie pozbawił życia. Bazrak Bolgan był spokojnym krasnoludem. Ale rzec można krótko, że na widok Hildigrima pochwyciła go kurwica wsteczna. I wszeteczna też. - Uwaga, ten jest niebezpieczny. Zajmij go czymś przez chwile, to go zdejmę z garłacza – Hildigrim rzucił do zbira niezaangażowanego w walkę. - Łożesz ty… - ryknął. –Hildigrim! Mousillon z dupy zrobię ja ci! Trzymajcie się chłopaki, lecę! I poleciał, z tarczą w lewej łapie. W drugim łapsku trzymał miecz. A ten obesrany, wysoki obdartus trafić go chciał… - A masz skurwielu wszeteczny, w rozmyślaniach swych wsteczny! I tak rozpoczęły się dwie zacięte potyczki. Z jednej strony dwóch kamratów toczyło zaciętą batalię z dwoma zbirami, a z drugiej pojedynek swój miał Bazrak wraz z kolejnym moczymordą. A w środku tego wszystkiego stał niziołek spokojnie przeładowując broń, w dalszym ciągu przeklinając fakt, że nikt go tego wcześniej nie uczył. Nagle gdzieś z boku usłyszał krzyk. Zbir walczący z Bazrakiem został porządnie raniony w ramię przez ostry - o czym dobrze pamiętał brzuch Hildigrima – miecz Khazada. Jednak ten nie pozostał mu na długo dłużny, gdyż również wymierzył silny cios w udo Krasnoluda. Z drugiej strony skowyt bólu wydał Gunter, z którego brzucha zaczęła sączyć się szkarłatna posoka. Niestety zaraz został pomszczony przez swego towarzysz, który mimo złamanej nogi nie miał zamiaru się poddać. Mathias cofnął się o parę kroków w głąb korytarza i wymierzył celny strzał z kuszy w klatkę piersiową zbira, który wrzasnął niemiłosiernie, widząc jak bełt niemal do połowy zagłębił się w jego ciele. Batalia w drzwiach z pewnością trwałaby jeszcze chwilę, gdyby nie fakt, że Hildigrimowi w końcu udało się naładować broń. - Ruszcie dupska na bok! – krzyknął do towarzyszy, który niemal od razu odskoczyli na bok. Niestety na ten sam pomysł wpadli Gunter z Mathiasem, który schowali się wewnątrz budynku. Uśmieszek ponownie zawidniał na twarzy Hildigrima. - Leć tam pomóc załatwić krasnala – rzucił do jednego ze zbirów. – Ja ich tu przypilnuje… Ku zadowoleniu Niziołka, jego towarzysze robili wszystko, co im kazał. Wiedzieli, że szef będzie zadowolony z wiadomości o uszczupleniu załogi Dashauera. A to natomiast wiązało się ze sporym wynagrodzeniem. Innym niż sama satysfakcja z dręczenia piratów. Hildigrim wraz z jego rannym towarzyszem rzucili się pod ścianę kamienicy, w której chowali się piraci. Nie upłynęło kilka szczęknięć mieczy, wygrywających swą krwawą melodię od strony Bazraka i dwójki zbirów, gdy z budynku jak strzała wyleciał Gunter. Niemal od razu dopadł do towarzysza Niziołka i rozpoczął natarcie. Hildigrim natomiast, znając swoje możliwości w walce wręcz, odszedł na kilka kroków, stając ponownie przed drzwiami z wycelowanym pistoletem, gdzie czekał na rannego sternika. Czuł jednak, że walka zaczyna wymykać się mu spod kontroli. Pierwszy znak porażki przyszedł od strony walczących z artylerzystą zbirów, gdzie jeden z nich, trzymając się kurczowo za brzuch, padł na ziemię. Kilka ostatecznych drgawek świadczyło, że śmierć zacisnęła na nim swe sidła. Nie trzeba było czekać długo na kolejny. Zdeterminowany nawigator z nową poważną raną na ramieniu ciął nisko, niemalże pazbawiając nogi zbira, który opadł na ziemię bez życia. Wtedy dopiero Hildigrim dokładnie pojął swoją sytuację. Szybkim ruchem ręki zmienił cel garłacza. Następny huk wystrzału, zwiastować miał ostateczną porażkę, gdy żadna kula nie zatopiła się w ciele Guntera, który bez chwili zawahania ruszył na Hildigrima. Miecz przeciął powietrze obok mikrusa, który zręcznie przewinął się pod ramieniem nawigatora i zaczął biec w stronę ulicy. - Odwrót! – rzucił do ostatniego pozostałego na placu boju towarzysza, który na komendę zaczął biec za Niziołkiem. Krzywy uśmiech pojawił się tym razem na twarzy Guntera, który sięgnął po łuk. W tej samej chwili zza drzwi kamienicy wyłonił się rozwścieczony Mathias z naładowaną kuszą. Wystrzelony bełt poleciał z zabójczą prędkością zatrzymując się na plecach Niziołka, który czując nieziemski ból i śmierć na karku przyspieszył. Rozpędu miała mu również dodać wystrzelona przez Guntera strzała, która niezwykle boleśnie wbiła się pomiędzy jego żebra łamiąc je bezlitośnie. Hildigrim zawył z bólu, pędząc przed siebie. Odwrócił się tylko na moment, by zobaczyć jak ostatnia strzała wystrzelona przez żądnego zemsty pirata leci w jego stronę. Jednakże ku jego szczęściu nie trafiła celu… a przynajmniej tego właściwego, gdyż zamiast niego, wwierciła się w ramię zbira biegnącego kilka kroków za Niziołkiem. Następne strzały nie nadeszły. Hildigrim i jego towarzysz z łatwością wtopili się w tłum i zniknęli w gwarze miejskim. Natomiast trójka kamratów stanęła na środku ciemnej uliczki, która równie dobrze mogła być miejscem ich śmierci. Jak na porządnych piratów przystało, uprzątnęli bałagan, który pozostawił Niziołem. Przecież miecze i sakiewki zbirów rujnowały cały wystrój, jaki przedstawiała ów uliczka. Uprzątnąwszy co wartościowsze rzeczy, Gunter niemalże zarzucił na plecy cierpiącego nieziemskie katusze Mathiasa, który najwyraźniej miał na dłuższy czas pożegnać się ze swobodnymi spacerami. Następnie całą trójka ruszyła w stronę Portowej Nierządnicy, gdzie czekać ich miał kolejny korsarski dzień, który przecież zapowiadał się tak przyjemnie. |
Walbrecht był nowym członkiem załogi. Zważywszy że jego specjalnością było zadawanie bólu podczas wydobywania informacji z oponenta leżącego na łożu tortur, żegluga nie należała do jego ulubionych zajęć i teraz stanowiła przykrą konieczność. Nie zdążył też poznać ani jednego członka załogi, a kapitan został mu przedstawiony jako skurwiel. Szlachcic usiadł na beczce obok której leżał połamany sternik. Wyjął pistolet i zaczął go ładować gotowymi ładunkami trzymanymi w skórzanym etui przypiętym do paska. Jako osoba zupełnie neutralna przyglądał się jak dwie strony kłócą się ze sobą. Leżący obok Mathias przygotował kuszę na wszelką ewentualność, Walbrecht poszedł w jego ślady i dobył rapier, który położył sobie na kolana i z poważną miną czekał na rozwój wydarzeń. Drugą rękę trzymał blisko zawieszonego przy pasie lewaka. |
|
Mokradła, Wielki Las 6 Pflugzeit, 2526 K.I. Popołudnie - Który z was, szczury lądowe, jest z tym zdrajcą? - rzucił Dieter przez gniewnie zaciśnięte zęby w stronę zgromadzonej wokół niego załogi. - Dwa tuziny złotych koron dla każdego, który pójdzie ze mną do zamku Volkerstahn - dodał przyglądając się badawczo każdemu z osobna. |
Iście, widok czaszki, rozerwanej na setki kawałeczków wystrzałem z pistoletu, mógł przerazić i przytłoczyć każdego, czy był wilkiem morskim, czy szczurem lądowym. I kim był Bazrak, by nie odczuć niepokoju, by nie zamrzeć na chwilę? Wiedział też jednak, że musi działać szybko, wykorzystać nieuwagę Dashauera, który chwilę temu władował w plecy Rolfa dawkę ołowiu. Iście, gdy poczuł pod młotem miażdżone kości kapitana, poczuł się niejako zwycięski. Ale nie bezpieczny, o nie. Bezpieczeństwo zapewnić mu mógł tylko trup Dietera. Gdy więc zmiażdżył tak cenną głowę wilka słodkich wód, odetchnął z ulgą, jak nigdy w życiu. |
Mathias beznamiętnie przyglądał się walce z Dashauerem. Ot kolejna burda wśród załogi a fakt, że kapitan brał w niej udział, nie miało większego znaczenia. Dla sternika bardziej istotne było zachowanie załogi, która nie brała udziału w potyczce. Obserwował każdego, szczególną uwagę poświęcając szlachcicowi-kucharzowi, bo akurat on znajdował się najbliżej. Na szczęście a może też nieszczęście nie doszło do większego rozlewu krwi i wszystko skończyło się tylko na dwóch trupach. Przynajmniej na razie. Zmasakrowane ciała kapitana i bosmana z pewnością jakoś wpłynęły na Shiffmanna, ten jednak swoje reakcje ograniczył jedynie do wzdrygnięcia. Może gdyby sam brał udział w walce, byłoby inaczej... Tak, z pewnością by było. Trupów byłoby trzy. Ale to nie był czas na gdybanie. Trzeba było skupić się na ważniejszych rzeczach, które z pewnością będą miały wpływ na życie wszystkich piratów. No i trzeba było zadbać o pozostanie przy sterze. Mathias podniósł się ze swojego miejsca i kuśtykając lub raczej skacząc na jednej nodze, zbliżył się do nowych najważniejszych osób. – Dobrowolnie zgłaszam swoją kandydaturę na stanowisko sternika. – powiedział spokojnym tonem. Śmierć, śmiercią, ale życie toczyło się dalej i należało się w nim odpowiednio ustawić. – Sądzę, że i tak nie ma nikogo odpowiedniego, kto byłby zainteresowany tym stanowiskiem. |
Wybór między kapitanem a Rolfem był dość prosty, jednak włączenie się do rywalizacji Bazraka nieco zmieniło nastawienie Guntera do całej sytuacji. Za Rolfa nie dałby nawet pięciu miedziaków, a to, że tamten się postawił Dashauerowi było co najmniej dziwne. Za to z Bazrakiem sytuacja wyglądała całkiem inaczej. Krasnolud był dobrym kompanem, z którym nie tylko można było konie kraść, ale i za którego można było nadstawić głowę. Gunter ponownie zaczął nabijać rusznicę. Strzał skierowany w stronę Dashauera chybił. Kula poszybowała w świat; dobrze, że Bazrak nie oberwał. No i dobrze, że wygrał ten, co trzeba. Chyba dobrze. Bo tak do końca to jeszcze Gunter nie wiedział. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:59. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0