lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.] Rytuał (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15300-warhammer-2ed-rytual.html)

Fyrskar 09-07-2015 15:35

Walka trwała krótko. Meinholf ciął krzyżowo, raz za razem,w gryzając się w bark bestii. Posoka ohydy niczym nie różniła się od szlamu zalegającego dookoła i Liess skrzywił się, czując smród otwartych ran istoty. Jedyne, czego w tej chwili żałował, to fakt, że skurwiel zdołał uciec, unikając śmierci z rąk awanturników. Był niezadowolony i wiedział, że odda to wściekłymi słowy.

- Gońmy skurwysyna! - warknął na stojących jak kołki towarzyszy. - Ten szczur, ten nędzny śmierdziel, może sprowadzić mu podobnych, nam na plecy, wtedy, gdy my rozprawiać będziemy się z czymś innym do cholery. Co za mężczyźni z was?! Zabójca, który rezygnuje z walki! W ten sposób szukasz śmierci? Niech was! - zakończył, widząc, że jego kompanii nawet nie myślą o ruszeniu za poczwarą.

Pozostał z falcjonem w jednej ręce, a z lampą w drugiej. Przynajmniej zobaczy, co ich pomorduje. Co za głupcy! Liess czuł, że pożałują, pędząc tak bez zastanowienia i zastanawiał się, czy nie lepiej byłoby zawrócić, póki są blisko domu. Westchnął.

- Lepiej byśmy zrobili, wróciwszy do tej kamienicy, zabrawszy stamtąd wszystko, co cenne i nie ryzykując tłuczenia się po tych tunelach. Albo chociaż moglibyśmy dorwać tego skurwiela. - warknął.

Dnc 09-07-2015 16:34

-Myślę że nie ma co się spieszyć i tak go po drodze dorwiemy- mruknął krasnolud

- Ale jak tak Ci prędko to chodź. Lepiej mieć kogoś za plecami niż w pojedynkę iść - dorzucił już w biegu Magnar, który pobiegł jednak za potworem licząc że jednak nie będzie osamotniony

Nie dało się ukryć ze czlowiek-Ryba trafił idealnie w czuły punkt Zabójcy

Fyrskar 09-07-2015 17:28

- Ha! - Meinholf rozchmurzył się. Być może Magnar ruszył za bestią nie z powodu zdrowego rozsądku - bowiem Liess był niemal pewien, że była to jedna z nielicznych rzeczy, jakich krasnoludowi brakowało - a z powodu urażonego honoru, ale efekt był, jaki był. Korzystny. - Ktoś jeszcze ma rozum, albo chociaż jaja? Jak tak, to z nami! - rzucił i, obróciwszy się na pięcie pomknął za Magnarem.

- Zwolnij. - zawołał do brodacza. - Za ślisko tu na bieg.

malahaj 09-07-2015 21:16

Tak jak się spodziewał, stwór został szybko obrobiony rozmaitymi ostrymi przedmiotami, niczym pół świniaka w masarni jego wuja. W rewanżu "świniak" zdołał jedynie opluć swych oprawców. Zapewne myślał, że da mu to jakąś wyższość moralną, czy coś takiego, ale ucieczka z kwikiem i podkulonym ogonem, zepsuła cały efekt. Widać było, że to amator w takich występach.

Wróbel nie miał zbytnio ochoty gonić potowa. A już na pewno nie miał zamiaru biegać w ciasnych jak piczka mniszki przed święceniami korytarzach. Wzruszył tylko ramionami widząc morderczą szarże w wykonaniu kompanów. Ich przytyki spłynęły po nim jak woda po kaczce. W czasie wspólnych podróży mogli się już nie raz przekonać, że wyzwiska wszelakie go zupełnie nie ruszały.

- Nie bierzcie jeńców... -

Rzucił flegmatycznie za nimi i kontynuował podróż na swojej pozycji na końcu korowodu.

Kenshi 10-07-2015 10:38

Nie mając większego wyboru, towarzysze ruszyli w dalszą drogę głównym korytarzem. Co jakiś czas dostrzegali na ścianach krew uciekiniera, ta jednak - podobnie, jak wcześniej kroki porywaczy - urwała się przy wąskim, prowadzącym w lewo rozgałęzieniu, niknącym w mroku. Dziwne odgłosy i odległy chlupot błota, jakby ktoś po nim przebiegał, skutecznie atakowały wyobraźnię, rysując w niej rozmaite, krwawe scenariusze. Jeśli nawet stwór uciekł w wąską odnogę, niezbyt rozsądnym byłoby odszukanie go i kompani doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Zwłaszcza, że nie wiadomo było, cóż może ich czekać w wąskim przesmyku. Pozbawienie życia rannego mutanta było tyleż kuszące, co niebezpieczne.

Nie było sensu ryzykować, gdyż przywiodła ich tu sprawa ważniejsza, której nie mogli odpuścić, a ślady bestii i tak urywały się. Jeśli kupiec Klaus wciąż żył, należało wykazać się pośpiechem, a z pewnością ich poświęcenie zostanie godnie wynagrodzone. Przynajmniej tak im się wydawało, dlatego Meinholf odpalił lont jednego z ceramicznych materiałów wybuchowych i potoczył w wąski odłam korytarza, nim Magnar zdążył na dobre ruszyć za stworem. Mężczyźni odskoczyli w bok i nasłuchiwali. Przez chwilę nic się nie działo, a moment później boczną odnogą wstrząsnął potężny wybuch. Posypały się kamienie, z jamy buchnęło dymem i niewielkimi, skalnymi odłamkami, a ziemia pod ich nogami zatrzęsła się. Gdy wszystko się uspokoiło, wyjrzeli zza załomu, dostrzegając zupełnie zawalony boczny korytarz. Wyglądało na to, że kwestię mutanta mieli z głowy.

Nie marnując więcej czasu, ruszyli głównym portalem w pełnej gotowości. Przejście niedługo później zakręcało w kilka stron, jednocześnie towarzysze dostrzegli kilka innych, wąskich odnóg, które wyglądały na wyciosane jeszcze szybciej i niechlujniej niż korytarz, którym podróżowali. Co jakiś czas ich uszu wciąż dochodziły dziwne dźwięki, jakby ktoś skradał się za ich plecami, jednak nikogo nie dostrzegli, a gdy tylko się zatrzymywali, by nasłuchiwać, odgłosy milkły.

Wróbla bolały już plecy od ciągłego pochylania się, a rana na twarzy Magnara zaczęła piec nieprzyjemnym bólem, którego nawet krasnolud nie mógł zlekceważyć. Pozostali mogli dostrzec w mdłym świetle lamp, jak krwawe bruzdy na policzku Zabójcy napuchły, przyjmując śliwkowo-szkarłatną barwę. Nie wyglądało to dobrze. W końcu, po dłuższej podróży dotarli do kwadratowej sali, która okazała się być… ślepym zaułkiem. Prowadził do niej tylko jeden korytarz, ten, którym przyszli, choć ściana naprzeciw nie była już wydrążoną, surową skałą, a murem z cegieł, upstrzonym w niektórych miejscach zaschniętą krwią.


Czyżby w tym labiryncie korytarzy i przesmyków poszli nie tą drogą, co trzeba?

Santorine 10-07-2015 19:47

Kroki oddalały się coraz bardziej. Jeszcze chwila a zupełnie miało go nie być słychać. O… Już. Stwór, niczym zły sen, uciekł ponownie w mrok. Drużyna podjęła ponownie marsz. W gruncie rzeczy, nie było niczego lepszego do zrobienia.

Poza zawróceniem, oczywiście. Ale jakoś nikt nie chciał zawracać. Z pewnością nie Gustav, który nabierał apetytu w miarę jedzenia. Nie, oczywiście, że nie zamierzali zawrócić. Nie, dopóki nie splądrują tego lochu do czysta.

- Co to, u diabła, było? - rzekł wreszcie niskim głosem, kiedy jasnym się stało, że nic nie zamierza odgryźć mu głowy. Swobodne mówienie wydawało się niewłaściwe.

Chciał zapytać więcej, jednak jego towarzysze wiedzieli tyle samo, co on. Zaiste, pomyślał cierpko w duchu, dziwy nad dziwami. Przez chwilę zastanowił się, czy być może grota nie łączy się w jakiś sposób z innym, większym systemem podziemi, co tłumaczyć by mogło, skąd wziął się ten stwór.

Patrząc na ranę Magnara pomyślał, że wkrótce mogą pożałować, że nie mają w swojej grupie porządnego medyka. Stwór wyglądał na takiego, co maczał palce w byle gównie. Szlachcic nie zdziwiłby się, gdyby krasnolud nie złapał czegoś złego. Nie, żeby byli w sytuacji, która pozwalałaby na pozwolenie sobie na coś więcej niż wiejskiego cyrulika… Choć z drugiej strony zawartość jeszcze nie rozbitej szkatuły zdawała się obiecywać coś więcej niż zwyczajne wyro w gospodzie.

Kiedy Meinholf wysadził skalną odnogę, pokiwał głową. W gruncie rzeczy, nie mieli do stracenia nic. I tak nie mieli pojęcia, dokąd porywacze mogli pobiec. To, co mu się nie spodobało był fakt, że teraz wszyscy znajdujący się w grotach będą wiedzieć, że coś się święci.

Kiedy Meinholf i Magnar wyrwali się na przedzie - zawołał urywanie:
- Hejże…! - jednak było za późno. Nie ciągnęło go bieganie w tych lochach. Wręcz przeciwnie. Miał powody przypuszczać, że ktoś mógł już na nich czekać, ot, chociażby forpoczta tych, którzy porwali kupca. Szczęściem, jak się miało okazać, nic takiego się nie stało.

Szlachcic zignorował dźwięki, które nachodziły z tyłu kompanii. Zapewne jeszcze jeden efekt tutejszych grot, lub, co jeszcze bardziej prawdopodobne, gra jego umysłu na jego nerwach.

Widok muru w podziemiach sprawił, że odetchnął. Choć niewiele minęło czasu od kiedy zeszly w podziemia, to miło było widzieć coś zrobionego ludzkimi rękami, nawet, jeśli było zachlapane krwią.

Von Schliesserdorf podszedł ostrożnie do przodu, przyświecając sobie lampą. Był pewien, że nie mogli daleko ujść w podziemiach, stąd też zamyślił się na chwilę. Próbował zrekonstruować, gdzie mogliby się znajdować teraz, jeśli byliby na powierzchni. Mur prawie na pewno był częścią jakiegoś budynku, którego część znajdowała się na powierzchni - być może to mogłoby powiedzieć im coś o naturze tego miejsca.

Rozejrzał się wokoło, próbując zobaczyć cokolwiek nietypowego, choć wiedzał, że będzie to trudne. Jeśli w tym pomieszczeniu znajdowała się jakakolwiek dźwignia otwierająca ukryte przejście, to znalezienie jej nie będzie łatwe. Podszedł nieco bliżej muru, z zamiarem jego zbadania. Przejechał dłonią po murze, szukając cegieł, które się ruszały.

W międzyczasie, kiedy drużyna była zajęta przeszukiwaniem pomieszczenia, rzekł:

- Magnarze, podejdź no tutaj. Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi z tą skrzynią… Lub jeśli któryś z nas ma wytrych - tu spojrzał z nadzieją na Meinholfa. - W skrzyni pewnie jest tylko złoto, jednak nie zaszkodzi sprawdzić.

Dnc 13-07-2015 14:58

Magnar ponaglony przez Meinholfia pognał za mutantem na złamaniu karku. Oczywiście jego karku nie swojego. Widział jak krwawi więc był pewien że prędzej czy później go dorwą. Gdy podążajac za znakami krwi trzeba było skręcić z głownego tunelu na chwilę się zawachał wystarczyło to człowiekowi, który już do dogonił na rzucenie bomby w korytarz. Na szczeście tunel się nie zasypał ale Magnarowi to i tak się nie spodobało. Rozumiał, że nie każdy ślepo podąża za chwałą ale skoro ktoś go wyzwał to powinien dać mu dokończyć sprawę do końca.

- Wywołujesz mnie najpierw a potem przeszkadzasz mi w dogonieniu przeciwnika, co to za zachowanie? Jak chciałeś zawalić mu łeb sufit to następnym razem sam sobie biegnij człeczyno - warknął krasnolud świadom, że i tak nie zrozumie go człowiek-Ryba

Poza tym jak się nie znasz na tym to nie wal tymi bombami na lewo i prawo bo nam zaraz na głowę zwalisz ten cały tunel. Przecież to jakaś partacka robota - dorzucił jeszcze zdenerwowany Zabójca i nie czekejąc na jakąkolwiek odpowiedź ruszył dalej tunelem aż do ściany z cegieł.

Podszedł do niej bliżej i się jej przyjrzał ot tak z krasnoludzkiej ciekawości. Pamiętał jak wyglądało przejście w piwnicy u kupca i spodziewał się tutaj znaleźc coś podobnego. Przecież nit nie buudje tunelu i kończy go ścianą - pomyślał

Po chwili odszedł na bok dając możliwośc innym też przyjrzenia się a zwłąszcza Harginowi który pewnie się na tym znał. Wiedział że jeśli nic nie znajdą to na pewno będzie można rozwalić tą scianę. Póki co jego wspomnienia o kamieniarstwie i górnictwie z rodzinnych stron znów wróciły i zamyślony znowu "odpłynął" od obecnych problemów.

Fyrskar 13-07-2015 21:47

Meinholf wyprzedził Magnara w kilku długich susach i już mknął za zwyrodniałą bestią. Skupił się na ścieżce przed sobą, starając się nie poślizgnąć na ochydnej mazi oblepiającej podłogę. Choć stawiał nogi ostrożnie, wyrżnął głową w ścianę. Zaklął, gwałtownym ruchem ręki usiłował zrzucić z włosów ohydną potworzą plwocinę. "Paskudztwo", pomyślał, słaniając się na nogach. Nie miał najlepszej kondycji i wiedział, że jest czerwony jak burak, burak oblepiony zielonym ohydztwem. Strząsał maź z pasemek włosów grubymi jak kiełbaski paluchami.

- Pierdolenie. - rzucił nie wid, czy do siebie, czy do wyłaniającego się kawałek za nim Magnara. Biegł dalej, aż do przewężenia. Nie leciał tu, by zabić bestię, ale dopilnować, by nie spadła im na plecy i z bólem poświęcił bombę, żywo przypominającą te używane przez Imperialmarines, podkładając ją na początku tunelu i zapalając lont. Pobiegł w tył i odciągnął szarżującego brodacza, a za jego plecami głośny huk rozpruł podziemny trakt na dwoje i zasypał go skalnym pyłem.

- Chciałem się go pozbyć. - odwarknął Meinholf. Po prawdzie, kiepsko słyszał. Wybuch. Zaklął. Gorsze od wystrzału z bombardy. - Wracajmy.


***

- Nie mam wytrychów. - odparł Gustavowi zdawkowym szeptem. Przyjrzał się ścianie. Mogło być tu ukryte przejście, ale... jak się je otwierało? Ciura zbliżył się do brudnych cegieł i jął się w nie wpatrywać. I nic. - Jeśli nie ma tu jakiejś dźwigni, albo czegoś, możemy to wysadzić. jeśli nie macie innego pomysłu.

malahaj 14-07-2015 09:45

Wróbel rzuciłby jakąś kąśliwą uwagę o używaniu bomb nieznanego pochodzenia i mocy w niezbyt solidnie wyglądających podziemiach, ale złośliwość była mu obca z natury. Podobnie podarował sobie uwagi o cichym podejściu, efekcie zaskoczenia i innych takich mało znaczących dla jego kompanów elementach taktycznych. Wszak nie było pewności, czy porywacze o nich wiedzieli. Teraz pewność już jest. Zawsze to jakiś plus.

W końcu dotarli do jakiegoś pomieszczenia. Wróbel też uważał, że krasnoludy najlepiej poradzą sobie z oględzinami, więc sam sobie to odpuścił. Zamiast tego odwrócił się do wyjścia i przykucną, zasłaniając się tarczą od ewentualnego zagrożenia z tamtej strony. Niepokoiły go dźwięki, które coraz częściej słyszeli za sobą. Nie był ekspertem do lochów, ale obawiał się, że dla sporej części ich mieszkańców, są porostu darmowym, niezbyt rozgarniętym i wyjątkowo głośnym posiłkiem. Poza tym strasznie bolał go kark a w takiej pozycji mógł choć na trochę wyprostować.

- Wytrycha nie mam, ale mogę to otworzyć, jeśli nie zależy Ci na samej skrzynce. - rzucił z plecy, wpatrując się w mrok korytarza.

Kenshi 14-07-2015 13:33

Wróbel przejął skrzynkę od Gustava i podważył kłódkę Wróblówką - nawet nie musiał wkładać wiele siły, by lichy materiał puścił i kłódka uderzyła z łoskotem o skalną podłogę. Szlachcic zerknął do środka i aż uśmiechnął się do siebie, gdyż w środku znalazł dziesięć koron - wystarczająca zapłata za to, z czym się obecnie użerali. Zastanowił się również nad drogą, którą przeszli, przywołując w myślach cały szlak i doszedł do wniosku, że muszą być co najmniej dobre kilka ulic od posiadłości kupca. Wyglądało na to, że pod ziemią tętniło własne, ukryte przed światem życie i tylko nieliczni mieli tę wątpliwą przyjemność je poznać. Teraz jednak należało skupić się na innym problemie, jakim był ślepy zaułek. Gustav i Hargin zabrali się z werwą za metodyczne sprawdzanie cegieł w ścianie - obmacywali każdą po kolei i długą chwilę zajęło, nim von Schliesserdorf natrafił w końcu na dobrze zamaskowaną zapadkę w jednej z nich. Pociągnął ją, a do ich uszu dotarł stłumiony dźwięk mechanizmu znajdującego się gdzieś w ścianie. Moment później spore, dobrze zamaskowane drzwi stanęły otworem, a ze środka buchnęło paskudnym odorem, przypominającym najgorsze szamba biednych dzielnic Altdorfu.

Zbierając się w sobie, przeszli przez ukryte przejście i w mig do nich dotarło, że znaleźli się w kanałach pod Delberz. Miejsce było paskudne. Ściany błyszczały od wilgoci w świetle lamp, gdy ruszyli naprzód. Niewielkie, betonowe maszkarony patrzyły na nich ze wsporników umiejscowionych pod sufitem. W lichym świetle wyglądały jak żywe i wzbudzały dziwny niepokój. Po obu stronach korytarza biegły wąskie chodniki, którymi można było iść jedynie gęsiego. Pomiędzy nimi płynął ściek - zielono-brązowa breja wszelkich nieczystości, nad którą unosił się zielonkawy obłoczek śmierdzącej pary. Im dalej się posuwali, tym powietrze było lepkie i duszne, tak, że aż robiło się niedobrze. Odór bijący z dołu był nieprawdopodobnie obrzydliwy. Gustavowi kręciło się w głowie od oparów i każdy musiał mocno walczyć, by nie zwrócić wypitego alkoholu i posiłku zjedzonego na kolacji u Freda.

Ruszając w głąb kanałów, co jakiś czas napotykali na znajome, wymalowane czerwoną farbą znaki na ścianach, które mogły oznaczać, iż kierują się w dobrą stronę. Podróż prawą stroną chodnika miał największy sens, gdyż towarzysze zdawali sobie sprawę, że ktokolwiek ciągnął nieprzytomnego kupca, na pewno nie zamierzał zadać sobie trudu, by przetransportować go na drugą stronę przez parującą, ohydną breję. Zresztą, znaki na ścianach wyraźnie sugerowały, że są na dobrym tropie. Co jakiś czas musieli zwolnić, gdy chodnik okazywał się bardziej zdradliwy, niż wyglądał; na szczęście żaden z nich nie wpadł do ścieków. W pewnym momencie ścieżka po lewo ucinała się, przechodząc w zakratowany półokręg, z którego wylewały nieczystości, zatem kierowali się dalej chodnikiem po prawo.

Niedługo później natrafili na dość osobliwą sytuację - w świetle lampy niesionej przez Magnara dostrzegli kilka metrów dalej leżące na chodniku "coś". Dopiero po chwili zorientowali się, iż jest to człekokształtna postać, odziana w jakieś łachmany. Nieznajomy leżał twarzą do dołu, a jego prawa ręka zwisała luźno z chodnika, niemal dotykając wychudłymi palcami płynącego ścieku. Z tej perspektywy ciężko było stwierdzić, co się z nim stało, pewnym jednak było, że aby pójść dalej, muszą ominąć leżącego nieszczęśnika.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:32.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172