lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Zdążyć przed Śmiercią (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15932-warhammer-zdazyc-przed-smiercia.html)

Stalowy 18-04-2016 19:09

Sącząc powoli piwo Algrim spoglądał na towarzyszy. Nić porozumienia z elfem była bardziej niż wyczuwalna. Ale ponoć to normalne, że o ile w swoim wzajemnym towarzystwie dawi i elgi rzucają się sobie do gardeł to w towarzystwie ludzi znajdują się zwykle po jednej stronie. O ile charaktery były zwykle różne to różnice te nie były tak wielkie jak w przypadku człeków, a Starszych Ras.
Tak czy tak rycerz wydawał się Algrimowi zwyczajnie nie obyty z życiem... jakby przesiedział wszystko w koszarach, zakonie czy tam innym dworze i starał się robić do reszty dobrą minę bez względu na okoliczności. Misiek natomiast siedział cicho, miał wyrąbane i starał się nie wychylać. W sumie nic dziwnego biorąc pod uwagę życie jakie wiódł... po prostu szkoda mu było kipnąć w głupi sposób.
Z drugiej strony... Bogowie sprzyjają odważnym i zaradnym, a ostrożny musi liczyć tylko na siebie.

- Te, Szczupły... to moja kwestia. Weź sobie wymyśl własną do ciśnięcia po Blacharzu. - krasnolud sprzedał solidną sójkę prosto w ramię Yrseldaina.

Szkuner 19-04-2016 01:00

Wypił marny łyk trunku i odsunął resztę podanego mu piwa.
- Tym mniej ma, im więcej pije, zdrowego rozumu człowiek. - Znudzonym wzrokiem obrzucił siedzących przy stole wojowników. Westchnął ciężko, skończył jeść, odsunął pustą misę i wstał od stołu nie powiedziawszy ni słowa więcej.
Starał się wynaleźć gdzieś w okolicy szklanicę zimnej, czystej wody. Bez względu na wynik poszukiwań ruszył powolnym, zmęczonym krokiem z myślą rychłego zaśnięcia. Idąc, śpiewał głośno i ciężko, zapewne ściany gospody drżały od dźwięków starej, żołnierskiej piosenki.

O wojnie gada ten, co nie wie o niej nic.
Powiadam wam, że wojna to niezbyt śmieszny wic!
Niejeden mężny mąż, niejeden dobry druh,
Na wojnie stracił życie, kapelusz albo but!

Asmodian 19-04-2016 09:16

- Steinberg - Horst przystanął koniem podziwiając wiosenny krajobraz południowego Middenlandu. Piękne, żyzne ziemie które prostaczkowie obrabiali dla feudalnych władców tego wspaniałego kraju. Steinberg był małym miasteczkiem, ale na tyle dużym i na tyle dogodnie położonym, by zarówno z dworu cesarskiego, jak i ze zwaśnionych rodów można było dogodnie dojechać. Horst widział już zawieszone tu i ówdzie barwy Bildhofenów, świadczące o tym, że reprezentacja zjechała już do miasta. Prawdopodobnie zajęli już największą i najbardziej okazałą karczmę w miasteczku. Horst znał bardzo dobrze burmistrza miasta, więc już wcześniej anonsował swoją wizytę. Przynajmniej będzie miał ciszę i spokój od tego zgiełku.
- Przesrane. Zajęli karczmę i burdel - Fuchs jak zwykle elokwentny wypatrzył flagę Bildhofenów rozpiętą nad dachem karczmy niczym starożytny sztandar na stercie trupów.
- Kurwa mać, nie lubię kończyć po Bildhofenach. Dziewki potem nimi śmierdzą - Fuchs wzruszył przepraszająco ramionami.
- Dobra, ruszajmy. Markus wydupczył już pewnie wszystkie dziewki "Pod Kogutem". Miejmy nadzieję, że starczy mu sił na ruszanie żelazem. Chociaż jeśli trafił na "Rudą" to pojedynek w zasadzie mamy z głowy. Będzie chodził połamany przez tydzień - zachichotał Horst
- Ta wysoka? Dagmar....no, ta to jak ściśnie chłopa tymi udami, to prawie dychać nie można - Fuchs wyraźnie pokraśniał i rozmarzył się
- Zaraz zaraz......to ty w zeszłym roku to chyba nie spadłeś wtedy z konia? - Horst zarechotał głośno. Dobry humor nie opuszczał go aż do samego miasta.



Słońce stało już bardzo wysoko kiedy w końcu otworzono szranki. Miasteczko, zgodnie z zaleceniami zostało starannie przygotowane do pojedynku. Sosnowe ogrodzenie jeszcze pachniało lasem, podwyższenie, na którym zasiadała grafini i książę wyłożono czerwonym suknem, a cały rynek przystrojono kolorowymi girlandami i flagami obu zwaśnionych rodów. Herman Pfizer, burmistrz Steinbergu przy okazji przygotował mały festyn i wpuścił na boczne uliczki okolicznych kupców. Wiedział, jak manipulować tłumem, po za tym większa publika, w dodatku zadowolona była na rękę Horstowi.
Baron cierpliwie czekał na przeciwnika oparty niedbale o barierkę. Zbroja płytowa, starannie dopasowana i naoliwiona błyszczała w ciepłym, wiosennym słońcu. Horst czuł dobiegający z oddali zapach pieczonych rogalików maślanych, zmieszany z zapachem smażonej, steinberdzkiej kiełbasy, ostro pachnącej czosnkiem i jałowcem. Tumult i hałas rynku zlewał się w jednostajny szum.
W końcu na placu pojawił się Markus, a werble i trębacze ogłosili rozpoczęcie pojedynku. Głośna muzyka naparła na hałasy rynku, stopniowo je tłumiąc. Kiedy trębacze i werbliści skończyli hałasować, zaległa głucha cisza.


Gveir 19-04-2016 19:45

Pora na zgranie drużyny w jedno.


Drużyna w wiosce

Wbrew wszelkim obawom, nieśmiałym przypuszczeniom kreowanym w głowach każdego z bohaterów, noc przebiegła spokojnie. Obawiali się ataku większej hordy na kolejne wsie, a Nuptstedt było w zakresie potencjalnych celów.
Wyruszyli wraz z nastaniem świtu. Nikt nie protestował przed pobudką o tak późnej porze. W milczeniu, kończąc popijać cienkie piwo i pajdę chleba z wioskowym serem, siodłali swoje rumaki. Ruszyli w ciszy, odprowadzani wzrokiem dwóch wartowników stojących przy bramie. Dwójka dorosłych mężczyzn, w skórzanych kaftanach z włóczniami w dłoniach bacznie obserwowało ten osobliwy pochód. Dopiero za skrzydłami drewnianej bramy ruszyli z przysłowiowego kopyta.
Śpieszyło się im niemiłosiernie

***

Kolejne etapy podróży przebiegły dosyć sprawnie, a droga była dobrze utrzymana. Krążyły pogłoski, że na jej utrzymanie łożyli kupcy zmierzający do Middenlandu, baronowa Goethe oraz baron Steinberg. Kim był tajemniczy baron? Jedyną osobą, która miała jakiekolwiek pojęcie był Edgar. Nigdy jednak nie miał okazji choćby zobaczyć arystokratę, mimo iż ten bawił w Middenheim nie raz i nie dwa.

Scheinfeld powitał ich atmosferą rodem z przedwojennego obrazu. Napięcie wiszące w powietrzu, ludzie przemykający czym prędzej po ulicy i wzmożone patrole straży stanowiły o powitaniu dla drużyny. Samo miasto miało swoisty urok, położone na zakręcie uczęszczanego traktu. Z samej lokacji widać było rzekę Reik płynącą porywistym nurtem. Najciekawsze było to, że wraz z podróżą w górę Imperium, Reik rozszerzał się znacznie. Scheinfeld stanowiło swoisty węzeł handlowy, a port rybacki dodawała tylko kolejne profity. Nic więc dziwnego, że baronowa Goethe pomimo małych połaci ziemi, była bogatą kobietą. Przedstawiało się to właśnie teraz, gdy przez główną ulicę miasta przemaszerowała kolumna najemników obleczona w barwy baronowej. Szepty jakie doszły od uszu bohaterów świadczyły o tym, iż arystokratka wynajęła tileańskich najemników do rozprawy z grasującą hordą.
Tym nie mniej, drużyna nie miała czasu na pogaduchy u von Goethe.
Scheinfeld okazało się typowym, nudnym miastem, jakich widzieli na pęczki. Mniejsze od Carroburga, inaczej zbudowane ale nadal było to imperialne miasto. Nudne.

Noc mieli spędzić w Calden, by przeprawić się przez tamtejszy most.

***

Czas później


Było, jak to ujął Algrim - kurwa przepięknie!
W istocie, droga do Calden obfitowała w obszerne pola i krajobraz przyrzeczny. Dziesiątki statków, barek i innych jednostek przepływało w niedalekiej odległości od drużyny.
Słońce świeciło wysoko nad nimi, a lekki wiosenny wietrzyk szamotał mile włosy.
Samo Calden okazało się spokojną wioską, którą kapryśny los niemal wysrał pośrodku ogromnych połaci łąk i pól uprawnych, a przez środek przepuścił rzekę Kristall. Woda słynęła z niebywałej czystości, toteż możliwe iż to było powodem nazwy. A może nazwano ją na cześć ukochanej jednego z odkrywców tych terenów? Kto wie.
Przez most przejechali bez przeszkód, zachwyceni solidną konstrukcją z drewna. Ruszyli dalej, a dalej był już tylko i wyłącznie Steinberg oraz zamek Steinhof. W praktyce już Calden należało do barona, jednak mało kto o tym wiedział. Nawet Edgarowi umknęło to z pamięci i przypomniał sobie o tym w momencie, w którym przejeżdżali wczesnym rankiem przez miasto.


Jaki był Steinberg? No cóż, lokacji nie można było mu zazdrościć. Z jednej strony miasto okalał mały las, w którym działał mały tartak. Patrząc na wschód, z murów miasta rozciągał się widok na Lustrzane Wrzosowiska - ogromny teren pełen podmokłych łąk, okolicznych bagnisk okalanych wysoką trawą i.. wrzosowiskami. Jak wyjaśnił Edgar, Lustrzane Wrzosowiska uchodzą za nawiedzone i magiczne miejsce, w zależności od nastawienia odwiedzających. Nie mniej, na tym terenie wielokrotnie dochodziło do starć pomiędzy panami feudalnymi czy też wojskami władców ziemskich i pomiotami lasu Drakwald. Perłą w koronie owego miejsca były jeziora, które zrodziły się z wód dwóch rzek - Kristall z ziem baroni Nordstein i Baren z terenów Bildhofenów.
Miasto było otoczone porządnym, kamiennym murem obleczonym w trzy wieże. Dwie z nich pełniły rolę bram, trzecia spoglądała w kierunku Drakwaldu.
Zabudowa przedstawiała standard imperialny, jednak budynki sprawiały wrażenie solidniejszych, stojąc na kamiennych podmurówkach. Miasto planem rozmieszczenia przypominało gwiazdę, z centralną rolą rynku po środku. Również i tam znajdował się ratusz oraz niewielka świątynia Ulryka. Zadziwiła ich podniosła atmosfera. Patrole straży leniwie przechadzały się po ulicach miasta, jednak to główny rynek był ośrodkiem zainteresownia. Krzątało się tam wiele pachołków, pracujących w pocie czoła. Niestety, skierowano ich na boczne uliczki, bowiem ścisłe centrum było zablokowane dla ruchu konnego.

Chwile kluczyli, by ostatecznie wyjechać z miasta. Jak wyjaśnił im strażnik oparty o halabardę, akuratnie pełniący wartę przy bramie, zamek Steinhof był niecałe półtorej godziny od miasta. Dało się go łatwo zauważyć, bowiem został wzniesiony na podwyższeniu terenu, a surowa fasada siedziby Steinbergów zamajaczy im z oddali majestatem rodowym.

I w istocie, po półtorej godziny jazdy ich oczom ukazał się zamek Steinhof, w swym pokaźnym rozmiarze i solidnej konstrukcji(tutaj zostawię opis Tobie, Asmodian), a z szczytu muru powiewała pokaźna chorągiew w barwach rodowych na której tle był herb Steinbergów.
Bramy były otwarte, a na przedpolu zamku majaczyły dwie postacie. Bliższe oględziny, rzecz jasna po zmniejszeniu dystansu, przyniosły odpowiedź.
Otóż na koniu zasiadał dzieciak, którego wiek mogli szacować na 11 lat. Sprawnie kierował koniem, zataczając kręgi i płynnie zawracając konia w okół wbitych w ziemię kijów, na których końcach powiewały kolorowe chusty. Szlachetne rysy, błysk w oku i wyczuwalna buta dawały przypuszczenie, iż mają do czynienia z szlachetnie urodzonym. Drugą postacią był wysoki i szczupły jegomość, o łysej czaszce i starannie przyciętej brodzie.
Spokojnym i metodycznym głosem instruował młodzika, najwyraźniej ucząc chłopaka sztuki umiejętnego prowadzenia konia. Gdy zbliżali się do zamku, zarówno mężczyzna jak i jeździec wypatrzyli osobliwą czwórkę. Rozległ się przeciągły gwizd, którego autorem musiał być młodzik. Z cienia pobliskiego drzewa wyszła obstawa - trójka uzbrojonych wojowników, w barwach rodowych Steinbergów. Groźnie łypnęli na przybyszów, spodziewając się draki.

Młodzik miał już zareagować, najpewniej podjeżdżając do jeźdźców, jednak powstrzymał go gest mężczyzny. Ruszył ku bohaterom, jednak sama obstawa została przy chłopaku wypełniając dane im rozkazy.
Łysy mężczyzna spojrzał w oczy każdego z jeźdźców, oceniając ich duszę w kilka sekund, kalkulując kto jest warty powinności przemówienia. Z nieznanych nikomu przyczyn spojrzenie zatrzymało się na Edgarze.
- Witajcie podróżni, w czym mogę wam pomóc? - do ich uszu doszedł melodyczny głos, o ciepłej barwie w zdecydowanie dolnym paśmie. - Z czym przybywacie na zamek barona Steinberga?
Pytanie zostało skwitowane akcją Edgara. Kawaler zeskoczył z siodła, pobrzękując oporządzeniem i zbroją. Skłonił lekko głowę i przemówił.
- Przybywamy do barona Horsta von Steinberga z polecenia wspólnego przyjaciela i mocodawcy, a na poręczenie mamy list, który musimy dostarczyć w ręce samego barona.
Majordomus pokiwał głową na znak zrozumienia. Ponownie przyjrzał się całej zgrai.
- Nie wiem dlaczego przyjeżdżasz w towarzystwie krasnoluda, płomiennowłosego elfa i wielkoluda o aparycji górskiego rozbójnika, Edgarze von Duneberg, ale barona nie ma na zamku. Dziwne, że się nie minęliście..
Te dwie rzeczy zbiły z tropu rycerza. Algrim pokwitował to soczystym splunięciem na ziemię i kilkoma kurwami pod nosem. Ragnwald westchnął i zawrócił konia w przeciwnym kierunku, puszczając go kłusem.
- Pamiętam Cię, gdy wizytowałem Twoich rodziców. Byłeś wtedy małym dzieciakiem, ale jakże poważnym i pełnym patosu. Wojna nigdy nas nie rozpieszczała, a Ty od małego chciałeś towarzyszyć mi i Twojemu ojcu. Pozdrów go od starego sierżanta, gdy tylko wrócisz w rodzinne strony. No, teraz wracajcie do Steinbergu. Tam spotkacie barona.


Zaskoczony von Duneberg jako ostatni dołączył do drużyny. Włączył się w grupę pędzącą galopem ku swojemu przeznaczeniu. Nawet kuc Algrima dawał radę dotrzymywać tępa, co nie było łatwe zważywszy na jego rozmiary oraz gabaryty pasażera.
Tak szybki obrót spraw zaowocował tym, iż w Steinbergu znaleźli się w niecałą godzinę.
Bramy były otwarte, warta jeszcze się nie zmieniła, ale nie poświęciła zbytniej uwagi jeźdźcom. Bo kurwa kto mógł nadjechać jedyną drogą wiodącą do zamku? Przecież nikt nadzwyczajny..

***

Trafili w samo bagno nazywane tłumem. Boczne uliczki zapchane były straganami kupców, przekrzykujących się w walce o klientów. Począwszy od płodów ziemi i wyrobów drzewnych, kończąc na rybach z rzeki Kristall czy precjozach z dalekiego Carroburga.
Dopiero teraz zauważyli mieszaninę barw - chorągwie Bildhofenów i Steinbergów mieszały się na przemian.

Kojarzenie faktów (Inteligencja) Algrim, Ragnwald test nieudany, Edgar i Yrseldain test udany

W jednej chwili, elf i rycerz wymienili się porozumiewawczymi spojrzeniami. Pewne fakty zazębiły się, a układanka wskoczyła na miejsce.
- To tutaj odbędzie się ten pojedynek o którym mówił karczmarz w Carroburgu - wypalił Edgar. - Najwyraźniej nasz baron jest w to jakoś zamieszany - dodał elf.
Mimo tłumu jaki panował w mieście i niemal przepełnienia w karczmach, zdołali znaleźć wolne miejsce dla koni, które powierzyli pachołkowi.
Dopchanie się do miejsca graniczyło z cudem. Nie pomagały łokcie i kopniaki Algrima, ani groźna postura połączona z nieruchomym wgapianiem się w ludzi a'la "Dzień dobry, my z Inkwizycji" jaką stosował Ragnwald. W chwili gdy Edgar miał powołać się na majestat swojej służby, do porządku przywołał ich elf, wskazując na pusty wóz stojący nieopodal. Jak okazało się, mieli stąd nie lada widok.

Rynek zmieniono w istną arenę, którą okalała barierka zbudowana z pali. Na środku miejsca potyczki rozścielono białe sukno, a wszystko wieńczyła spora trybuna na której pyszniły się flagi z herbami rodów.
Nieobeznanym w heraldyce towarzyszom pośpieszył z pomocą kawaler von Duneberg.
- Tam jest herb baronowej von Goethe. Gościliśmy w Scheinfeld, jej mieście. Zaraz obok barwy barona von Kotzebue i grafa Sternhauera. Ha, jest nawet baron von Hutten. Oczywiście Bildhofenowie w postaci samego księcia. Jest Steinberg i jego protektor, książę von Welf oraz.. - zatrzymał się na chwilę.
Algrim pociągał już z baryłeczki, racząc się piwem prosto z kubeczka. Traktował to jak podlewanie roślin, bowiem urągało to prawdziwej popijawie. Nie mniej, był wkurwiony gdy Edgar wyrwał mu z dłoni kubas i wychylił piwo jednym duszkiem. Zakrztusił się lekko, bowiem nie spodziewał się mocnego ciemnego piwa. Odkaszlnął, rzucił szybką kurwę pod adresem mocy piwa i dokończył myśl.
- Tam jest herb Todbringerów.. w mieście jest sama grafini! - podniósł lekko głos.
Przerwały mu donośne trąby i wrzask gawiedzi. Rozpoczynało się przedstawienie..

***

Baron von Steinberg

Szum, jaki wydawał tłum ucichł pod wpływem werbli i trąb. Na plac boju wkroczył Marcus - równie jak baron wyposażony w solidną zbroję płytową. Może nie była tak piękna jak barona, bowiem bądź co bądź, Marcus von Bildhofen reprezentował boczną odnogę rodu, konkretniej był entym synem drugiego brata księcia von Bildhofena. Wystarczyło to jednak, by chować się pod protekcją wuja. Także w jego złocie, chociaż i ojciec Marcusa nie był w ciemię bity jeśli chodziło o pomnażanie majątku, czego dawał wyraz w Altdorfie. Jego gildia kupiecka należała do najbogatszych w mieście, a chodziły słuchy, iż baron Godric Erwin von Bildhofen miał zamiar uruchomić działalność prywatnej kompanii przewoźniczej.

Zaległa cisza. Z swojego miejsca powstał książę von Welf. Rozejrzał się po zgromadzonych, następnie skupił wzrok na stających w szranki szlachcicach. Przemówił donośnym głosem o nieco starczej nucie.
- Szanowna szlachto Middenlandu! Szlachetni goście z możnych rodów arystokracji! Mieszkańcy Steinbergu! Oto dziś nastąpi Sąd Boży, który rozstrzygnie się na ludzkim padole. Walka dotyczy słuszności racji, która różni się zarówno w mniemaniu Bildhofenów - przerwało mu donośne buczenie idące od tłumu mieszczan, przerywane gwizdami i kilkoma ripostami słownymi. Szybko uspokoili się pod gestem Welfa. - jak i w mniemaniu Steinbergów, panów tej ziemi.
Tłum eksplodował wiwatem. Okrzyki, brawa i rzucane gdzieniegdzie "Dopierdol mu, mości baronie!" "Zydlem go, zydlem go przez pysk, kurwiego syna Bildhofena!" "Pieczona steinberdzka kiełbasa! Gorąca!".
- Razem z księciem Leopoldem von Bildhofenem będziemy pełnić rolę arbitrów. W dodatku, w majestacie prawa Middenheim i władzy Middelandu, przybyła do nas sama grafini Katerina Todbringer, by osobiście doglądać kwiatu rycerstwa.
Kolejne owacje, ciut mniej entuzjastyczne w porównaniu z tymi przeznaczonymi dla barona. Honorowe miejsce, w samym centrum trybuny zajmowała mloda kobieta, to czysto północnej urodzie. Jej złote włosy przeplatały się z rdzawym kolorem, dodając jej drapieżności. Co ciekawe, Katerina nie nosiła żadnego nakrycia głowy, ni czepca. Jej skronie zdobił skromny diadem, pełniący oznakę władzy elektorskiej. Była nad wyraz poważna, trochę zdystansowana, ale zaciekawiona całą sytuacją. Wyjazd z Middenheim był najwyraźniej niesamowitym wybawieniem od pałacowej nudy. Oprócz tego na trybunie zasiadali wszyscy wymienieni przez Edgara arystokraci, a także burmistrz i kapłan z miejskiej świątyni Ulryka.
- Walka odbędzie się na miecze, na białym suknie. Pierwsza krew oznacza koniec pojedynku, a ranny uznany jest za przegranego. Poczynajcie w imię Ulryka!


Zbliżyli się do siebie, stając na skraju dużej płachty. Każdy inaczej ułożył miecz, trzymając go w oburącz. Marcus uniósł oręż na głowę.
Gdy ucichło echo bębna, walka rozpoczęła się. Pierwsze cios wprowadził Marcus, tnąc od góry, z łokci, prosto w obojczyk barona.
Pytanie - jaka będzie odpowiedź Steinberga?



Teraz tak: wy nie ingerujecie w walkę, wasze posty są obowiązkowe ale to forma komentarzy do walki/gawiedzi etc. potraktujcie waszą rolę jako komentatorów ;)
Asmodian - teraz Twoje skrzypce,czekam na deklarację odpowiedzi i ewentualnych manewrów w przyszłości.

Stalowy 20-04-2016 00:45

- Hy... no tośmy znaleźli naszego barona. Zobaczymy czy jest taki z niego twardziel jak mawiajo... - zaśmiał się Algrim - W sumie jak go znaleźliśmy... to można by go naciągnąć na więcej chlania i żarcia... EJ TY TAM OD TEJ KIEŁBASY! ZARZUĆ NO ZE TRZY SZTUKI!

To co się krasnoludowi nie podobało to fakt, że walka była do pierwszej krwi. Ludzka arystokracja to jednak była banda pedalskich złamasów. O patrzcie... jest baron... no wygląda jako tako, ale tamten o drugi... a na trybunach to w ogóle zasiadali jacyś tacy co to w ogóle nawet sługów do podcierania się potrzebują.
Szczerze mówiąc to w ogóle krasnolud miał wielką ochotę przekrzyczeć cały tłum i zasugerować grzecznie, po krasnoludzku, Baronowi opłazowanie tamtego drugiego po ryju. Albo dziabnięciem mieczem w jaja. W ogóle to walczyli na miecze, co to nie było w ogóle żadną rozrywką. No co będą robić? Skakać, majtać i macać się po pancerzach tymi mieczami? Toż to prawie nawet nie ma ryzyka kalectwa!

Hakon 20-04-2016 10:49

-Tyle lat służyłem rodowi Todbringerów. Teraz tylko patrzeć mogę jak jakiś przekup na moją panią.- Westchnął Edgar na wspomnienie spokojnych czasów w służbie elektorów Middenlandu.
-Ciekaw też jestem jakie umiejętności posiada nasz dowódca.- Spojrzał na pozostałych.
Miał szczerą nadzieję, że nie będą musieli zajmować się ochroną Barona tylko wykonywaniem swojej misji. Niby już legendy krążą po Middenlandzie o jego waleczności i umiejętnościach ale wreszcie będzie sam mógł je ocenić.
-Algrimie. Stawiam pięć koron na to, że w minute Baron rozprawi się z Bildhofenem.- Sięgnął do sakiewki by dać wyraz, że jest wypłacalny.

- Harr... to kwestia tego czy baron będzie się pierdaczył z tamtym czy nie. Podle tego co mówisz to nie powinien, ale ja nie wiem czy pan jaśnie szlachetnie poświęcony nie musi przypadkiem podemonstrować swoich umiejętności. - odpowiedział spokojnie były Zabójca po czym wyjął ze swojej sakiewki pięć złociszy - Ale ja będę liczył!

Edgar wysłuchał Algrima i się zasępił. Faktycznie. Baron mógł się pobawić z Bildhofenem i przez to szlag trafi pięć Edgarowych koron.
-Możliwe, że masz rację. Ale zakład to zakład. Już wybrałem.-
Przyjrzał się szykującym do walki i w duchu zmówił krótka modlitwę do Ranalda o szczęście w zakładzie.

Szkuner 20-04-2016 15:46

Ragnwald stojąc na wozie czuł się niczym czwarta wieża miasta Steinberg. Słuchał i obserwował zaistniałą sytuację z lekkim, typowym dla niego znudzeniem. Dopiero kiedy na plac weszła baronowa Katerina, lico wielkoluda rozjaśniło się, a cała gawiedź jakby ucichła. Ależ to piękna kobieta, myślał. Sroga, a z nadobną buźką. Poważna, a pociągająco figlarna. Gdybym tak ja miał Ciebie kwiatuszku w objęciach, zaraz odechciałoby Ci się sztywnego, dworskiego życia.
- Dawaj sześć kiełbas łapserdaku!! - ryknął Ragnwald, poprawiając żądanie Algrima. - Niczym bestia głodnym od tej pieprzonej jazdy w te i nazad. A mimo tej całej niewieściej otoczki, zapowiada się całkiem przyzwoite widowisko. Ciekaw jestem czy zrazu ruszymy na "wspaniałą" misję, czy też czekać będziemy aż się rany szlachetnemu zagoją, bawiąc się mam nadzieję na koszt barona. - Ostatnie zdanie mówił już z pełną gębą gorącej chabaniny, przeżuwając i delektując się smakiem niezgorszego mięcha.

Eleishar 22-04-2016 22:56

Elfowi nie udzielała się jakoś szczególnie wrzawa tego całego zdarzenia. Lubił walkę, wręcz ją kochał, ale to co prezentowali sobą szlachetkowie w trakcie takich potyczek, było raczej pokazem dziecinnych igraszek godnych porządnej salwy śmiechu, niż prawdziwego kunsztu.

Nie był w stanie uwierzyć, że Algrim i Niedźwiedź postanowili zakupić kiełbasy od kręcącego się wokół handlarza. Czy oni nie wiedzieli, że zawartość mięsa zawdzięczały one szczurom z kanałów? Cóż, ich kiszki zapewne im to w niedalekiej przyszłości uświadomią. Sam Yrseldain raczył się jedynie żywicą, którą przeżuwał by zabić zapachy dochodzące z tłumu.

Do pierwszej krwi, na dodatek w pancerzu zasłaniającym każdy skrawek ciała... Kolejna zniewaga co krwi wymaga, ale jakoś nikt nie kwapi się by naprawdę za nią zaryzykować, eh... ludzie byli tacy trywialni. Młody gniewny zapewne upatrzył sobie okazję do popisu, albo miał zwyczajnie pstro w głowie. W obu przypadkach zasługiwał najwyżej na niesmak elfa.
I ruszyli, dwie powolne stalowe puszki miały rozstrzygnąć między sobą ten banał. Młody Blidhofen natarł pierwszy i Liściaste Ostrze nie mógł powstrzymać zawiedzionej miny. Dzieciak całkowicie się odsłaniał, by zyskać przewagę siły uderzenia w wypadku zderzenia ostrzy. Naiwna i nieskuteczna metoda, zostawiała przeciwnikowi dużo miejsca na unik oraz kontrę. Ta walka była już przesądzona, jeśli Steinberg dorastał do opinii jaką miał o nim książę.

Stalowy 22-04-2016 23:14

Chociaż Algrim okazywał swoją postawą raczej lekceważenie wobec szlachecko-ludzkich praktyk pojedynkowych, kiedy tylko walka się zaczęła krasnolud zaczął dostawać zgrzytać zębami i zaciskać dłonie w pięści.

- BARON! Podhacz tego pedała! Kurwa jak się odsłania! W pysk go, w pysk rękojeścią! No kurwa! Z BARA GO! Z BARA! PO COŚ MASZ TE BLACHY, KURWA!

Niezdrowa ekscytacja krasnoluda wynikała z prostego powodu - miał okazję podczas jednej bitwy założyć pełen pancerz płytowy. Była to wyjątkowa sytuacja, już jak podjął korbacz po Poszukiwaczu Zagłady. Dostał misję wykończenia jak największej ilości przeciwników i oddano mu do dyspozycji potężne krasnoludzkie Blachy. Wyobrażenie siebie samego zakutego w pancerz i wymachującego kawałem żelastwa było pociągające, więc Algrim się nie pierdolił. Mając na sobie pancerz mógł kompletnie ignorować słabsze ciosy... Wtedy po raz pierwszy przerodził się w niepowstrzymany Młyn Śmierci. Do końca tamtej wojny nosił zbroję ucząc się z niej korzystać. Potem zarzucił ją woląc jednak stawiać na mobilność i zaganianie wrogów, jak drapieżca ma w zwyczaju robić to ze swoimi ofiarami.

- ZAJEB GO! ZAJEB GO! ZAJEB GO! - zaczął skandować w ramach dopingu dla barona krasnolud.

Gveir 23-04-2016 00:19

Zbliżyli się do siebie, stając na skraju dużej płachty. Każdy inaczej ułożył miecz, trzymając go w oburącz. Marcus uniósł oręż na głowę.
Horst zamarł unosząc miecz wysoko nad głową. Czekał na atak przeciwnika, balansując na lekko ugiętych kolanach, spięty niczym tygrys do skoku. Pod saladą przeciwnika widział jego rozgorączkowane oczy.
Gdy ucichło echo bębna, walka rozpoczęła się. Pierwsze cios wprowadził Marcus, tnąc od góry, z łokci, prosto w obojczyk barona.

Baron: Parowanie (Walka wręcz) 65/47


- Za miękko, Marcus - podsumował w myślach Horst po czym wyrzucił miecz ukośnie przed siebie.
Baronowi udało się sparować atak poprzez ustawienie miecza na ukos, na trajektorii ciosu Marcusa. Wykonał to z pozoru niedbale, zbijając miecz na bok i ustawiając go pod ostrym kątem. Ostrze Bildhofena ześlizgnęło się krzesając iskry, a wtedy Steinberg zaatakował.

Baron: Atak mieczem (Walka wręcz) 65/24


Marcus: Unik (Zręczność) -10 za brak umiejętności 36/20


Cięcie Marcusa ładnie nadało impetu dla ostrza Horsta, który zawinął nim błyskawicznie. Sztych miecza śmignął w stronę wizury hełmu młodzika.
Marcusowi chyba cudem udało się uniknąć ciosu. Sztych miecza ześlizgnął się po boku jego hełmu, potem po naramienniku prosto w dół. Bildhofen odskoczył w tył i przybrał inną pozę, wyciągając miecz przed siebie by trzymać przeciwnika na dystans.

Horst uderzył od góry, z łokci silnie tnąć na wysokości rąk Bildhofena, który przewidująco skierował sztych nieco w dół, aby osłonić ręce i sprawić, że cięcie barona ześlizgnie się bokiem. Horst uderzył jednak w samą zastawę, silnie operując nadgarstkami zawiesił uderzenie - miecz Markusa niczym sprężyna poleciał w dół, migocząc jak wyjęty z wody pstrąg. Horst uderzył sztychem prosto w szyję młodzika, prostując ręce w łokciach. Stal miecza syczała, kiedy klinga Horsta tarła o nałokietniki Markusa desperacko próbującego podnieść ręce do zastawy.

Marcus: Parowanie (Walka wręcz) 46/93


Szlachcicowi nie udało się podnieść obrony w porę. Ostrze miecza ześlizgnęło się po osłonie naramienników i blachy osłaniajacej szyje. Nieudany manewr sprawił, iż Marcus poleciał w tył kilka kroków. Blachy zadźwięczały echem po całym rynku. Bildhofen

Marcus: Zręczność 41/08


Zdołał jednak utrzymać się w pionie i utrzymać postawę. Ustawił miecz do góry, idąc ku baronowi. Okrążył go z boku, by zrobić lekki wypad do przodu i zaatakować cięciem na ukos, od dołu mierząc w udo barona. Jednocześnie ustawił opancerzoną rękę by osłonić się przed odpowiedzią.

Marcus: Walka wręcz 46/13


Ostrze leciało ku baronowi.

Horst dał lekkiego kroka w tył po czym smagnął mieczem po nadchodzącym cięciu, próbując zbić ostrze Markusa na bok. Poślizgnął się jednak nieznacznie, przez co odsłonił się niepotrzebnie.
- Kurwa mać - mruknął przez zaciśnięte zęby.

Baron: Unik 45/47


Baron zareagował za późno, by odskoczyć. Spróbował parować.

Baron: Parowanie 65/29


Ostatkiem, krzesając z siebie niesamowite pokłady refleksu i zręczności, Steinberg ustawił klingę niemal pionowo w dół, wykonując nim młyńca w powietrzu. Skontrował siłe siłą. Zwarli się w szrankach, każdy trzymajac miecz mocno.

- skup się!- skarcił się w myślach Horst.
Sapnął głośno z wściekłości. Dał się podejść na jakieś tileańskie gówno -wypady jakieś i skakanie jak cyga. Jak w jakichś podręcznikach estalijskiego fechtunku. Albo te sukno było śliskie i trzeba było bardziej uważać. Młodzik nie dawał za wygraną i najwyraźniej szedł do zwarcia. Horst widząc jego upór, spróbował innej taktyki.

Marcus: Siła 30/83


Baron: Siła 30/10


Klinga Horsta, użyta jak lewar wygięła się niebezpiecznie, ale opłaciło się. Przez moment słyszał gorączkowe łapanie powietrza - Marcus walczył do końca.
Z pojedynku prężenia muskuł zwycięsko wyszedł Horst, co zaowocowało odepchnięciem miecza na bok. Wykonał to w iście efektowny sposób, kończąc swój młyniec, by wybić oręż wroga w górę wraz z jego ramionami. Odsunął brutalnie klingę przeciwnika na bok, szukając dogodnej pozycji do zadania decydującego uderzenia.

To co nastąpiło potem, dokonało się w ciągu sekundy lub dwóch.

Baron: Inteligencja 49/12


Zauważył to, czego szukał. Pacha Marcusa była odsłonięta. Nie posiadała on kolczego zabezpieczenia tej części, jedynie przeszywanica osłaniała witalne punkty. Chwycił ręką ostrze swojego miecza, i używając go jak krótkiej włóczni..

Baron: Inicjatywa 41/37


Horst wykorzystał okazję i dźgnął z całej siły, wkładając w to ogrom siły.

Baron: Walka wręcz 65/55

Blachy zachrzęściły, gdy dwójka arystokratów zderzyła się z sobą. Ostrze miecza przeszło przez materiał i nie napotkawszy oporu, zatopiło się w ciele młodego Marcusa. Impet z jakim wpadł w niego Steinberg odrzucił go w tył. Przeleciał nad płachtą, znacząc ją krwią i upadł na bruk doprawiając huk blach głośnym stęknięciem bólu i niedowierzania.

Horst otarł krew ze zbrocza swojego miecza, prosto na biały materiał. Krew wąską strugą spadałA pod nogi barona, prosto na biały materiał. Nadgarstki bolały od ostatniego uderzenia. Horst czuł, że przeciwnik będzie albo długo dogorywał, albo jeszcze dziś przejdzie przez bramę Morra.



Chwilę potem wybuchł niesamowity gwar pełne okrzyków, wiwatów i haseł pochlebnych baronowi Steinbergowi. Na scenę wbiegło kilku ludzi: kilku ochroniarzy Bildhofenów w liberiach, łysiejący mężczyzna o wyglądzie i zapachu cyrulika. Przypadli do wykrwawiającego się Marcusa Bildhofena, próbując ratować uciekające życie. Wszystko to, było dość groteskowym obrazem. Wiwatujący tłum, umierający szlachcic i trybuna pełna osobistości.
Horst mógł dostrzec kilka rzeczy. Książę Welf skinął mu głową w uznaniu jego umiejętności oraz utarciu nosa Bildhofenom. Graf Kotzebue rozmawiał z burmistrzem miasta, racząc się trunkiem do spółki z baronem Huttenem. Oboje komentowali walkę, najpewniej zakładając się wcześniej o jakąś sumkę pieniędzy.
Najciekawe reakcje pochodziły od trzech osób: baronowa von Goethe uśmiechnęła się do Horsta. W kącikach jej ust zagościło coś figlarnego, kokietującego, a za razem pełnego uznania. Najwyraźniej waleczny baron zaimponował jej jeszcze bardziej, dając dowód opowieściom krążącym o jego osobie w całym Middenlandzie. Książe Bildhofen.. no cóż, mimo wyćwiczonej maski lekko pobladł. Strata jakiegokolwiek członka rodu była dotkliwym w skutkach zdarzeniem, nie ważne czy była to daleka gałąź czy ta bliższa, czy może główna. Mógł tylko odmówić modlitwę do Sigmara, co też uczynił zamykając oczy i szybko kreśląc znak młota na piersi. W głębi ducha wiedział, że Marcus prosił się o śmierć, bowiem Steinberg był znanym w okolicy arystokratą o długoletnim wojskowym doświadczeniu. Gdzie takiemu butnemu, zapalczywemu Bildhofenowi, który pojedynkował się na rapiery i to częściej w warunkach kontrolnych lub z gorszymi od siebie. Obawiał się jednego, reakcji ojca Marcusa. Wolfgang von Bildhofen przekazał gorącą krew swoim potomkom.
Ciekawa reakcja pochodziła również od grafini. Przyglądała się całej scenie z zaciekawieniem, choć w chwili zadania ciosu lekko skrzywiła nos, najwyraźniej nie nawykła do takiego rozlewu krwi. Nie mniej, oceniała wszystko z godnym stanowiska Księżnej-Elektora profesjonalizmem. Edgar mógł widzieć, jak bardzo Katerina się zmieniła. Pamiętał ją jako butną, pełną żalu i siły młodą kobietę, która rzucała kurwami na apodyktycznego brata.


Wszystko to przerwał donośny okrzyk, niosący się ponad gawiedzią.
- Steinberg, Ty skurwysynu! - doniosło się do uszu barona. Tłum został rozepchany na bok przez rosłego mężczyznę. Bogato ubrany, przywdziany w barwy rodu, nie mógł być pomylony z nikim innym. Wolfgang von Bildhofen, brat księcia. Byli do siebie w pewnej mierze podobni. Chudy, prosty nos stanowił chyba genetyczny spadek całego rodu. Owalny kształt twarzy kończył spiczasty podbródek kontrastowały z krzaczastymi brwiami. Zaraz za nim wparowało pięciu zbrojnych Bildhofenów z kuszami. Ustawili się za swoim panem, celując do Horsta.
Tłum zafalował, głośno westchnął. Część cofnęła się od barier.
Na pomoc Horstowi wyskoczył Fuchs. Równie wysoki co baron, wyróżniał się tylko jednym. Był pierdolną masą mięśni. Steinberg również nie był cherlakiem i zachowywał wigor, jednak Fuchs był kimś. Lata służby w regimencie Greatswordów Carroburskich zrobiły swoje. Nic więc dziwnego, że Werner Fuchs wyskoczył w ubraniu, jedynie nosząc napierśnik. W dłoniach dzierżył potężny miecz półtoraręczny, który obnażył z donośnym sykiem.
- Zajebie Cię jak psa, rozumiesz?! Zabiłeś mi syna, ścierwo.. Chłopcy, nafa... - gdy miał wydać rozkaz, a strony miały rzucić się sobie do gardeł, z trybuny powstałą grafini przemawiając donośnym głosem.
Dźwięczny alt rozbrzmiał po całym rynku.
- Dość, w imię Ulryka dość! Sąd się odbył, znasz zasady Bildhofen, racz się zatkać i stanąć w miejscu jak nakazuje etykieta i hierarchia. Prawo jest jasne i przewiduje śmierć któregoś z pojedynkujących się, tym bardziej, że na płachcie jest krew Bildhofena, nie Steinberga.
- Moja Pani! Nie zgadzam się na taki afront. Steinberg podstępnie zaatakował mojego syna - zagrzmiał Wolfgang. Jego głos się łamał pod wpływem rozpaczy i nienawiści. Cyrulik nie mógł już pomóc Marcusowi. Krwotok był zbyt silny, więc był to ostatnie chwile Bildhofena.
- Grafini, taki jest mój tytuł, Bildhofen. Nie zapominaj, że nie jesteś nawet baronem, a w Middenlandzie to ja sprawuje władze! Popieprzyło Ci się we łbie do końca ! - wychyliła się do przodu, niemal gromiąc szlachcica spojrzeniem. Z jej zielono-szarych oczu biły gromy, a usta zacisnęły się w jedną kreskę.
- Gdyby żył ojciec, nie musiałby się bawić w takie cergiele. Baron Steinberg wygrał zgodnie z zasadami panującymi w całym Imperium, rozumiesz kurwa! Całym Imperium, jak Sigmar je ostawił, Karl Franz pożegnał, a Heinrich przyjął w brzemię władztwa! - wypaliła. Książe Welf próbował ukryć rozbawienie, ręką zasłaniając usta. Leopold von Bildhofen ukrył twarz w swojej dłoni, płonąc z gniewu oraz wstydu wobec brata. Mimo opinii jaką cieszył się owy ród wśród ludu Middelandu, nie można było odmówić im jednego. Zawsze działali w ramach prawa, dotrzymując obietnic i zobowiązań, doskonale znając się na polityce. Cóż, może boczna gałąź nie była taka światła?
- Walka dobiegła końca i ja, w majestacie praw jako Księżna-Elektor Middelandu i pani Middenheim, legalizuje jej wynik oczyszczając Steinbergów z wszelkich zarzutów. Jakiekolwiek akcje odwetowe są surowo zakazane i módl się do Ulryka, aby Ci wybaczył niehonorowy wyjście. Ojciec wyprałby Cię po mordzie osobiście, ale ja nie mam jeszcze tyle siły w rękach. Koniec sprawy!


Chcąc i niechcąc, cała sprawa została rozstrzygnięta. Ludzie Bildhofenów zabrali ciało Marcusa w białą płachtę, by wynieść je z areny. Czekał ich pogrzeb i żałoba. Kto wie, co zrobi szalony Wolfgang?
Tłum począł się rozchodzić do lokalnych rozrywek, zajęty szturmem na jarmark, karczmy i inne zabawy. Jak zawsze skorzysta miasto, a tym samym baron. A Horst?
Mógł wreszcie zdjąć hełm. Fuchs pogratulował mu zwycięstwa poprzez uściśnięcie dłoni.

Teraz nadarza się okazja dla bohaterów. Czy podejdą teraz, czy pójdą za baronem do miejsca w którym się zatrzymał, by tam z nim pomówić?


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:01.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172