|
Rolf słysząc słowa Pietera odetchnął lekko z ulgą. Nie miał dość sił by próbować sprawdzać piwniczkę. - Dobra Pieter. Idź a ja tu z łukiem będę czekał. Jak coś dawaj go pod ostrzał.- Zwrócił się do swojego towarzysza, który niedawno co mu głowę obwiązywał. Kiedy Rzeźnik zniknął w ciemnościach Rolf zamienił się w słuch. Miał gotowy łuk do strzału i mimo tępego bólu czuwał. Niklaus po chwili jakby znikąd zbliżył się do zejścia. - Kołodziej!- Syknął dość głośno by spowodować zastój w poczynaniach niziołka a na tyle cichy, by nie rozniosło się po całej okolicy. - Siedź na tyłku. Jak Pieter zawoła to zejdziemy.- Patrzył na ciekawskiego Niklausa wzrokiem zmuszającym do posłuszeństwa. |
Gdy było po walce i emocje już nieco opadły Rubus zaczął oglądać z podziwem swój kostur niczym młot samego Sigmara. „Na Randala, jakim cudem?” W dwóch z Pieterem uporali się z rannymi z szybkością Altdorfickiego medyka. Na propozycję cyrulika wyraził milczącą zgodę i tak „pion medyczny” drużyny przeszedł do zadań liniowych. Zagłębili się w ciemność budynku. Jedną ręką ściskał kostur drugą trzymał na składnicach magicznych w kieszeni. Gdyby miało znów dojść do walki wolał nie polegać na latarni a dzięki magii mógłby widzieć w ciemności. Na szczęście nie było takiej potrzeby. W koncie ukrywał się wynędzniały człowiek. - Na bogów co one mu zrobiły? – zapytał retorycznie Wyciągną z zanadrza kawałek suchara. - Chodź. Chcesz jeść. – Zachęcał obdartusa niczym wystraszonego psa do podejścia w kierunku światła. |
Widząc przyjaźnie nastawionych ludzi człowiek uśmiechnął się niepewnie i powoli, opierając się o ścianę wstał. Był wysoki przez co jego wychudzenie jeszcze bardziej rzucało się w oczy. -Jeść? Jedzenie dobre, tak jeść. Stawiając niepewnie stopy ruszył w stronę wyjścia. Gdy znalazł się na zewnątrz zasyczał i zasłonił dłonią oczy przed blaskiem dnia. Widać dawno nie widział słońca. W pełnym świetle zobaczyliście jego pobliźnione, pokryte brudem i wrzodami ciało. Poszedł w stronę odpoczywającego Niklausa oraz Rolfa i usiadł na trawie. W pewnym momencie zaczął się trząść i bełkotać bez sensu. Ze strzępków słów wyłowiliście. -Strzeżcie się... one są wszedzie, przyjdą... przyjdą! |
Kiedy poszukiwacze wychodzili z piwniczki prawie ustrzelił pierwszego. Na szczęście miał na tyle rozumu by upewnić się kto wychodził. - Mogliście dać znać, że wychodzicie! Prawie was ustrzeliłem.- Powiedział zdenerwowany Rolf i usiadł obok niziołka, odkładając łuk na bok. Kiedy okazało się, że wychodzą z kimś, kto wyglądał bardzo żałośnie rzekł. - Kogoście znaleźli?- Przyglądał się człowiekowi. Przynajmniej namiastce człowieka. Ten usiadł między niego a Niklausa. Nim towarzystwo na dobre zaczęło dyskusję co dalej odnaleziony zaczął przedstawienie. - Jacy oni? Skaveny? Więcej ich tu jest?- Chwycił łuk i strzałę by mieć gotowe na nagły atak i zaczął się rozglądać. - Ruszamy od razu? Nie wiem czy damy radę w tym stanie i to z nim?- Rzucił do towarzyszy. |
- Nie ma co tutaj siedzieć bohaterowie. Dawajcie go na wóz i mąkę i przybandzamy stąd do Ojczulka. Kim jest i dlaczego przeżył wypytamy go po drodze. - Człowieku z lasu - rzekł do Markusa. Lekko się uśmiechając - pójdziesz ze mną po wóz? Tym razem może się nam uda. |
-Nie ma sensu tutaj zostać- powiedział Markus- mogą w każdej chwili wrócić. Chodźmy po ten wóz, powinniśmy odjechać jak najdalej stąd. Po czym wyszedł z budynku za Niklausem i skierowali się w kierunku pojazdów. |
Opatrzył pobieżnie kogo trzeba i poszedł na dół. Tylko i wyłącznie bo musiał. Najchętniej by już go tu nie było. Sprawdził jeszcze własny opatrunek, który oczywiście zrobił z kawałka swojej szaty. Brąz był bardzo praktyczny, zakrwawione ubranie mogło uchodzić za mokre. "Kiepski ten kawał o kapitanie z brązowymi portkami. Brąz jest mniej tandetny niż czerwień a też maskuje krew..." Kręciło mu się trochę w głowie, Pieter swoje dostał. Ale teraz mógł spojrzeć na lata dzieciństwa ze śmiechem, kiedyś był przezywany od grubasów, a teraz żył prawdopodobnie jedynie dzięki kiepskiemu metabolizmowi. Nieśpiesznie wyjął latarnię, nalał oleju i zapalił. "Najlepiej by całe to cholerstwo spalić, chyba nie będę musiał oleju marnować." Zawołał Rubusa, zeszli na dół i po chwili powrócili z ocaleńcem. - Ktoś nam się tu ostał. Bardzo dobrze. Ale gada zupełnie od rzeczy - zrobił krótką pauzę - To odwodnienie... Wracasz z nami, przyjacielu. Dawajcie ten wóz, zbieramy się stąd. Wyszedł na zewnątrz, nabierając świeżego powietrza i rozglądając się wokoło. Było bardzo nieprawdopodobne, zeby było ich więcej. "Ale co to wszystko oznacza? Czy powinniśmy mówić o tych potworach Timowi...? Będzie panika... Ale może to i dobrze, musimy uciekać..." |
Rubusowi nie trzeba było dwa razy powtarzać że czas na powrót. - Mnie nie trzeba przekonywać. – Odparł na „hasło” powrotu do domu. Będąc jednym z mniej rannych uwijał się jak mógł przy załadunku wozu. Pomógł obdartusowi wgramolić się na pojazd potem p workach a potem staną za wozem gotów go popchać. W drodze powrotnej regularnie co kilkanaście kroków oglądał się przez ramię. Czół że widok gigantycznego toczącego pianę szczura będzie nawiedzał go jeszcze niejednej nocy. |
Droga do Garssen wlokła się niemiłosiernie. Mimo, że wóz drabiniasty z siedmioma workami nie ważył dużo nie za bardzo komu było go ciągnąć i pchać. W najlepszym stanie był zdecydowanie Rubus obok którego solidarnie przy dyszlu stanął Pieter i Markus. Rolf któremu cały czas kręciło się w głowie próbował pchać z tyłu, częściej się jednak opierał a zdarzało mu się też jechać na wozie. Podobnie Niklaus, który osłabł zapewne w wyniku utraty krwi. Nieoczekiwanie mało problemów sprawiał wyzwolony skaveński niewolnik. Po zjedzeniu dwóch kawałków suszonego mięsa nabrał sił i szedł całkiem sprawnie trzymając się wozu. Odzyskał także zdawać by się mogło trochę władz umysłowych. Przedstawił się całkiem zrozumiale jako Robin Bauling rzemieślnik z Delberz uprowadzony przed trzema laty. Dotarcie do Garssen zajęło wam dobre trzy godziny w związku z czym dojechaliście popołudniem. Bawiące się przed bramą dzieci i paterze pilnujący skromnych stad trzody podnieśli krzyk i popędzili do osady. Do waszych uszu dobiegły radosne krzyki. -Idą, idą! Wiozą coś na wozie! Sigmarowi niech będą dzięki! Usłyszeliście tumult i na spotkanie wam przed bramę wyległ tłum mieszkańców. Początkowy radosny nastrój ustąpił strachowi gdy dostrzeżono w jakim stanie znajdują wybawcy. -Co im się stało? -Kto was zaatakował? -Chaos, chaos idzie! -Biada nam uciekajmy! Narastającą panikę powstrzymało przybycie Ojczulka Tima wraz ze świtą. Widać mieszkańcy bardziej bali się swego duchowego przewodnika niż śmierci. -Co się wam stało? I co to za człowiek? Natknęliście się na odszczepieńca Fabiana? Stawiał opór? Ojczulek przewiercał was spojrzeniem swego jedynego oka. Wyraźnie nie tego się spodziewał. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:16. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0