lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP] - Kres horyzontu (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17112-wfrp-kres-horyzontu.html)

Cohen 09-06-2017 02:06

- Ale zaraz, hola, co to za obyczaje? - splunął na ziemię Sprawiedliwy, opierając ręce na pasie z bronią. - Co to, wystarczy, że ktoś wam strzeli z ucha, a wy już robicie pod siebie i marnujecie bełty na jakiś leszczy? Pierwsze słyszę o tym całym Ragnarze, ale i po prawdzie to nie jestem zaznajomiony z miejscową żulią, zatem przyłączam się do zdania Wąsacza - sypnijcie groszem, to go wam znajdziemy. To jest zresztą, nie chwaląc się, mój fach. Jestem Ostatni Sprawiedliwy, łowca nagród z zawodu i zamiłowania.

Bielon 10-06-2017 09:52

1 Załącznik(ów)
W śmierci nie ma żadnej godności. Taka jest prawda. Bardzo łatwo zmienić człeka w padlinę. Znali to na setki sposobów. Ale po fakcie nie było już odwrotu. W jednej chwili masz człowieka pełnego nadziei, myśli i marzeń, człowieka który ma rodzinę i przyjaciół, plany. W następnej staje się nawozem i nic nie znaczącą przeszłością. Stojący przed palisadą podróżni wiedzieli o tym. Podobnie jak strzelec. I ten, którego rozkazy wykonywał. Nie ma tym nic śmiesznego. Takie jest życie.

Tym bardziej śmiech dochodzący zza bramy wydał się nie na miejscu. Wierzeja uchyliły się lekko, ukazując dziedziniec broniącej portu stanicy. Widać na nim było krzątających się ludzi, kowala dopasowującego jakąś żelazną obręcz do jakiejś machiny, kilku leniwie siedzących pod ścianą zbrojnych z których każdy wyglądał, jakby go wyrzygano z rana. Po dziedzińcu miotały się trzy koty ganiając za sobą w wariackim korowodzie i płosząc kury i kaczki. Stojące w zagrodzie knury wypinały ku podróżnym swe różowe zady żywotnie stając się esencją tego, w jaki sposób z nimi obeszło się życie. Ale i tak mieli farta w przeciwieństwie do konającego w drgawkach Ponuraka.



Wesołek, którego chichot rozbrzmiewał zza bramy wychylił się zza odrzwi stając przed nimi w pełnej krasie. Powiedzieć o nim grubas, było by mało. Grubas w umazanych posoką szatach, o szczerbatym uśmiechu pożółkłych zębów idealnie pasujących do przekrwionego, pijackiego oblicza zwieńczonego białą, kucharską czapą. Jego ogromne brzuszysko spinał gruby skórzany pas obwieszony różnymi, rzeźniczymi utensyliami. Okrwawionymi, jak i jego odzienie. Na jego ramieniu zaś, niczym na grzędzie, siedziała dorodna kura, która w rytm jego pijackiego kroku kiwała główka i zerkała chytrze na przybyłych.

- Witajcie kurwa! – wychrypił wesołek wyciągając ku podróżnym opasłą flaszę w której wciąż jeszcze kołysała się niemal połowa trunku. – I wybaczcie szorstkie przywitanie, ale Oswald co i rusz przywozi tu jakieś pizdy, to i nie dziwota, że skrobnąć was chcieli. Taka, lokalna tradycja, wiecie… - Wiedzieli. W księstwach granicznych każdy łupił każdego na każdy możliwy sposób. Obrażać się nie było na co. – Hans chciał was ino przestraszyć, ale jak widać żarcik mu się nie udał…

Cóż, Ponuraka z pewnością przestraszył śmiertelnie, ale nie znali się na tyle by po nim płakać. Stali w milczeniu przed otwartą bramą z lekką ulgą widząc chowane kusze, samopały i arbalety. Najwidoczniej naprawdę padli ofiarą kiepskiego żartu tubylców. Grubas ruszył ku nim z wyciągniętą flaszą utykając przy tym lekko i podzwaniając rzeźniczym rynsztunkiem.

- Zwą mnie Ambrose i jestem tutejszym rzeźnikiem. Rżnę wszystko! – żart był stary jak Imperium, ale widać wciąż bawił, bo grubas zarechotał i puścił oko do Belle. Najwidoczniej nie był wybredny. – Chodźcie bo musimy zawrzeć bramę. Dziś co prawda i tak nie ruszycie w górę, bo się coś spierdoliło w dźwigu i Murus to naprawia. – wskazał na kowala, który ani na chwilę nie przerwał roboty. – Ale jutro ma być wszystko gotowe i wówczas w pełni będziecie mogli skorzystać z dobrodziejstw Ustoi a jak się spodobacie to wam może i jaka robota skapnie. A i u nas na dole przeca gospoda, więc jest gdzie odpocząć…

Hans wydał swoim ludziom warknięciem jakieś polecenie i dwóch z nich ruszyło ze skrzętnie schowaną w pochwach bronią ku podrygującemu jeszcze Ponurakowi. Szybko zaczęli rozbierać ciepłego jeszcze trupa z dobrodziejstw jakie udało mu się zgromadzić. Oswald unikając wzroku podróżnych zajął się cumowaniem barki do brzegu, widać też planował tu zanocować. Dwa koty miotające się po dziedzińcu za jakąś kurą umknęły przed groźnie stroszącym się kogutem a pies wciąż leżący na brzegu leniwie machał ogonem. Najwidoczniej napięcie opadło znacznie.

Słowa Ambrosa potwierdziły się o tyle, że przez rozwarte na parterze okno jednego z budynków wyleciał jakiś zakapior lądując w breji zalegającej pod oknem żegnany wesołym śmiechem i krzykiem – Wróć jak wytrzeźwiejesz skurwysynu! – głos był kobiecy a towarzyszył mu radosny, męski, pijacki rechot. Znaczy, karczma też tu była.

Jednak w głowach wciąż niezdecydowanych przybyszów kołatał szept uwięzionego w klatce skazańca, który wykorzystując panujący wokół harmider wyrzucił z siebie. – Oni was zabiją! Nie ufajcie im! Uwolnijcie mnie a Was ozłocę. Jestem Ragnar…



.

valtharys 10-06-2017 15:52

Ludzie z tych stron mieli dość dziwne poczucie humoru, ale Błędny nie zamierzał ich uczyć dobrych manier. Choć dobra lekcja by się przydała tym chamom. U niego...kazał by ich wybatożyć, przywiązał by im kamienie do szyi i kazał zapierdalać dookoła zamku. Skurwysyny jebane. Życie dla nich nie miało znaczenia.

Rycerz splunął tylko na ziemię i spojrzał z ukosa na Mbutu. Szepnął mu tylko do ucha:
- Takich to tylko powiesić za jaja na płocie... - co było ulubionym powiedzonkiem rycerza.

Gdy mężczyzna zwący się Ragnarem coś tam skomlał, Rycerz spojrzał z pogardą na niego rzucając tylko:
- Bądź mężczyzną i przyjmij los jak mężczyzna, a nie jak skamlący pies o łyżkę kaszy - kolejny raz splunął na ziemię.

Wszystko zostało powiedziane, więc Rodryk ruszył powoli do przodu. Choć tarczę opuścił, to druga dłoń bezwiednie trzymała się blisko rękojeści miecza. Tak na wszelki wypadek. Szukał smoka i białogłowej, której mógłby oddać serce. Albo jakoś tak to było.

- Napiłbym się
- rzucił do Mbutu, wiedząc że, jego czarnoskóry towarzysz zrozumie aluzje.

Komtur 11-06-2017 10:32

Zygfryd nie był zbytnio zachwycony tym miejscem, ale w sumie znał już gorsze, na przykład lochy hrabiego von Sydov z których szczęśliwie udało mu się zbiec. Cały ten gród wyglądał jak jedno wielkie gniazdo rabusiów, gdzie zwozi się przypadkowych nieszczęśników i bezlitośnie łupi. Nie przeszkadzało mu to, do puki sam nie miał być ofiarą bandytów. Miał zamiar odwiedzić miejscowego "księcia" i zaciągnąć się do niego na służbę. Jak nie ma się środków by pokonać adwersarzy, to trzeba się do nich przyłączyć. Najpierw jednak trzeba odpocząć i wziąć kąpiel. Przekazał wierzchowca stajennemu i wszedł do karczmy z nadzieją, że przynajmniej dziewki będą tu ładniejsze niż cały ten chlew.

Stalowy 11-06-2017 16:14

- Też chętnie powiedzieć co ja chcieć - rzekł Mbutu uśmiechając się szeroko i oblizując wargi - Ale zwykle jak mówić co ja chcieć to białe ludzie robić się nerwowe i płochliwe.

Dodał jednak po chwili dużo ciszej.

- Mieć złe przeczucia. Proponować dogadać się z reszta. Ktoś czuwać, pilnować śpiących. Potem ruszyć i się nie oglądać. To złe miejsce.


Mbutu myślał dość prosto. Jeżeli nie zanocują tutaj to na zewnątrz może ich coś zjeść albo napaść bandyci. Spać tutaj... mogą ich napaść tylko bandyci. I zawsze być szansa, że bandytom spalić wiocha, jeżeli oni ich dopaść. Mbutu już planował zjeść trochę swoich zapasów, zamiast tego co podają.
Z drugiej strony... dobytek Mbutu był bezwartościowy dla tutejszych. Mbutu nie miał złota. Nie miał srebra. Miał paciorki i kość. Nic mu więcej nie było trzeba.

hen_cerbin 11-06-2017 16:51

~Do odważnych świat należy! - pomyślał Ambrosius i dlatego czekał, co zrobią inni, ci odważniejsi.

Choć uspokoił się trochę, gdy zobaczył kolegę po fachu. Ambrose miał co prawda łatwiej - gdy on skończył a "pacjent" nie oddychał nikt nie miał pretensji, ani nie chciał wtrącić do więzienia. Że wypił... Żeby się ręce nie trzęsły to wypił, i dla tej, no, deratyzacji. Dezynseksji? Defenestracji? Na pewno nie defekacji... No, zdezynfekować się musiał, właśnie, i zewnętrznie i wewnętrznie. Głupi sędzia, że tego nie rozumiał. No, ale co było to było, nie czas na wspominki - zrozumiał, gdy zobaczył, że połowa podróżnych ruszyła się z miejsc.
Na razie ruszył z nimi. Nie poderżnęli mu gardła podczas snu przez ostatnie dni, ufał im więc trochę bardziej niż tym co dla żartu pakują komuś bełt w bebechy. I to tak, że nawet zarobić mu nie dali, sępy. Jakby nie mogli normalnie, jak gdzie indziej, strzałą w kolano. Rzepka tak ładnie się rozpryskuje na drobne fragmenty, jej ekstrakcja jest prosta, a za każdy odłamek kości wyciągnięty z rany można sobie policzyć osobno. I jeszcze jaki pacjent wdzięczny po wszystkim!

Mike 11-06-2017 21:08

- A żeby cię szczerbata sabaka za jaja pochachmęciła żartownisiu - mruknął pod wąsem Semen. Zarzucił na ramię plecak z uwiązanym do niego toporem i ruszył w kierunku karczmy. Ostrzeżeń ptaszka w klatce nie zignorował, tym bardziej, że i tak nie ufał miejscowym. W sumie to kompanom też nie ufał. A i nie podejrzewał by oni komuś ufali.
W zasadzie to można było zaufać brakowi zaufania w okolicy.

Semen zastanowił się, czy aby nie machnąć jakiegoś monologu wewnętrznego czy retrospekcji, bo czuł, że czegoś brakuje, a nie chciał odstawać od reszty. Ale że była szansa na chłodne piwo to ruszył do karczmy ciekawie się rozglądając. Zwłaszcza bacząc uważniej na żartownisia i jego kompanie.

Gveir 12-06-2017 01:11

Ładne mi kurwa, przywitanie. Już lepiej witała mnie Henrietta, gdy wracałem nad ranem z pierdoletto z Karoline. Trochę wygrażała tasakiem czy innym narzędziem, ale koniec końców i tak wypinała dupę, bym mógł zaparkować swoją barkę. Hehe, barkę. Dobre!

Wkurwił się i to bardzo.
- Kuuuurwa, wkurwiłem się! - żachnął i zapierdolił w przebiegającego obok sierściucha, o sierści czarnej jak dupa murzyna. Nie wiedział o tym, że wykonał niemal idealnego woleja, a pierdolony pchlarz poszybował dość wysoko, drąc mordę w niebogłosy. Jako, że Sigi był generalnie chujem, mało go obchodził los takich stworzeń. Panoszyły się, przemycały pchły, wkurwiały, śmierdziały i na dodatek wkurwiały! Czasami złapały mysz, latającą mysz na szczudłach czy kurwa gigant-szczura, ale to były przerywniki w ich niestrudzonej walce o wylizywanie dupy bądź jaj w odwieczne walce o perfekcyjną formę.
Nie mniej, SigSauer zabrał swój mandżur, drapnął się dwa razy po dupie i postanowił kminić co dalej zrobić. Jedynym wyjściem było wbicie do gospody na krzywy ryj, bądź na Jana. Studenckie życie nauczyło go kilku sposobów na wejście. Czasami, gdy przygrywała jakaś trupa, wchodziło się z drzwiami, w rytm pląsów i muzyki, machając uniesionym w górę łapami tak, jakby miano ciąć powietrze. Bywało, że wpierdalałeś się na typowego Hansa - robotnika z Altdorfu. W jego rodzinnym Talabeklandzie... a chuj, na chuj wspominać.

Przestąpił nad typem, uchylając fikcyjnego kapelusza rzucił do waszmościa.
- Proszę pozdrowić małżonkę.
Po czym wkroczył do środka. Smród mordowni, taniego alkoholu, szczyn oraz szybkiego klocka stawianego w alkierzu, przywołał wspomnienia. A może to była woń chujowej kapusty z grochem i miensną wkładką z gołębia?

Hawkeye 12-06-2017 07:43

Krasnolud rozglądał się z ciekawością po tej umocnionej osadzie. Gdyby miał wybór to wolałby siedzieć w bezpiecznych podziemiach. Tam wiadomo było kogo prać i nie trzeba było się specjalnie nad tym rozwodzić. Brało się topór i wyżynało zielonoskóry. Cięło się ich jak jakieś drzewa, do których zresztą byli podobni. Wszakże wystarczyło raz, porządnie uderzyć toporem i taki padał.

Tutaj tymczasem cały czas, ktoś próbował mu zrobić mętlik w głowie. Patrzył oczami bez wyrazu na człowieka w klatce. W końcu beknął znudzony.
-Ta kurwa, a ja jestem bretońską królową matką - powiedział do niego i zaczął się sam głośno śmiać, ze swojego przedniego żartu. Po tym wydarzeniu kręcąc głową postanowił udać się do karczmy. Tam powinno przynajmniej być sucho i chyba mniej śmierdząco. A jak ktoś postanowi go zabić, to zajebie wszystkich ...

corax 12-06-2017 11:21

Belle zaś zawtórowała śmiechem Ambrose’owi pryskając drobinkami śliny przez dziurę w ozębieniu. Mrugnęła witającemu ich i zrobiła kokieteryjną minę, która dawniej rząd chłopa na kolana rzucała. Teraz jeno wywołała falę zmarszczek na jej obliczu.

Po tych zabiegach ponownie odczekała stosowną chwilę, chowając się nieco za współpasażerami i kierując ku więźniowi co się mianował Ragnarem. Kroku lekko wstrzymała, widząc zatrzymującego się przy nim krasnoluda, a gdy ten podyrdał ku karczmie, podtoczyła się dość żwawo ku klatce jeńca. Miała nabyty wstręt do zamkniętych pomieszczeń, a wystawianie na pręgierz opinii publicznej wywoływał u niej wysypkę. Drapiąc się po nosie, skorzystała z zamieszania jakie czynili ludzie Hansa i jej towarzysze. Majstrując wprawnie - i niemal po omacku bo uważnie rozglądała się po okolicy, zezując szczególnie na jej nowego wielbiciela - przy przerdzewiałej kłódce klatki, szepnęła chropawo
- Gęba na kłódkę i spierdalaj za ciemności.

Następnie zgarniając spódnice podyrdała za resztą, wyklinając w duchu szczurowatego chudzielca z wytrzeszczem.
- Oby Cię snotlingi wychędożyły, ty synu karła i kislevickiej niedźwiedzicy! – wymamrotała pod nosem ze złością i podkreśliła dyskretnym splunięciem, cementując tym samym klątwę. Dołożyła też litanię życzeń parchów, łuszczycy i niemożności chędożenia do końca jego dni. Wyliczała w duchu aż poczuła się ukontentowana dostateczną zapłata za kopnięcie kota.

Uwagę Belle zwrócił kolejno głos kobiecy. Bardzo ciekawa była jego właścicielki, bo brzmiała jak zacna białogłowa. Nim jednak weszła do środka gospody, Belle ruszyła by okoliczne budynki obejrzeć i sprawdzić czy aby dodatkowych żartownisiów nigdzie nie było ukrytych.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:43.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172