- Że też od razu na to nie wpadliśmy! - Santiago pacnął się w czoło. - Powinniśmy wrócić do Eppiswaldu i spisać słowa brata Gustavusa w obecności certyfikowanego skryby. Przynajmniej w trzech egzemplarzach, tak na wszelki wypadek! To my wrócimy nazajutrz! - Powiedział w taki sposób, jakby właśnie odkrył przełomową metodę zmiany ołowiu w złoto na skalę przemysłową, a teleportacja w odległe miejsca Imperium była dlań codziennością. Dziwne zachowanie miejscowych pokurczów i równie dziwnych ludzi mieszkających pośród nich zaczynało go irytować. - A czemuż to Herr Zweig tak bardzo obawia się wzmianki o bracie Barthelmie i Gustavusie? - dodał już normalnym głosem. - Dziwnym jest, że wedle słów waszych do śmierci może doprowadzić go rzekomo zmyślona przez nas historia. Bojaźliwy jest i boi się każdej opowieści? Czy tylko takich o Barthelmie i Gustavusie? - drążył dalej. - Cóż Herr Zweig ma lub miał z tą dwójką wspólnego? |
- Widać, żeście zdrożeni po podróży – jęknął krasnolud i z politowaniem popatrzył po twarzach swoich rozmówców. – Pan Zweig ostatnimi czasy ma problemy natury zdrowotnej i niedomaga. Często przy jego łóżku pojawia się medicus, żeby stosowne zabiegi przeprowadzić. Może i nie wiecie, boście spoza Karaku, ale swego czasu Pan Zweig miał zatarg z pewnymi niesympatycznymi osobami, które chciały mieć udział w zyskach z prowadzonej przez niego gospody. I teraz, kiedy Pan Zweig chorowity jest i słabuje, owi osobnicy przypomnieli sobie o nim i Czarnej Rozpadlinie. Jednym słowem, właściciel boi się, że umrze a tamci przejmą Rozpadlinę. Rozumiecie? Pan Zweig boi się o swoje życie, a Wasze dziwaczne w jego mniemaniu zachowanie, zasugerowało mu, że możecie mieć coś wspólnego z owymi. Ale nie macie, prawda? - A dowód nie dla mnicha, jeno dla karczmarza w Czarnej Rozpadlinie jest – rzucił niby mimochodem, drapiąc się za uchem i znalezisko wydłubując zębami zza paznokcia. |
Wilhem uświadomił sobie, że krasnolud miał nieco racji - to nie bratu Barthelmowi mieli okazać pierścień, ale karczmarzowi. No ale z tym był pewien problem, bowiem pierścień ostał się daleko stąd, a ponowne zdobycie tego przemiotu mogło nastręczyć nieco problemów... - No, mamy taki jeden pierścień... - Spojrzał na towarzyszy, z których jeden, Santiago bodajże, posiadał pierścień znaleziony w jaskini. Mieli też medalion, ale Wilhelm miał wrażenie, że ani jeden ani drugi przedmiot nie spełni oczekiwań 'zastępcy' karczmarza. |
- Nie, nie mamy... - potwierdził przypuszczenia brodacza. - Polecono nam stawić się tutaj i pytać karczmarza, czyli Herr Zweiga, jak się od was dowiedzieliśmy, o brata Barthelma. A to wszystko po to, by rzucić światło na sprawy, które próbujemy rozwikłać... - Santiago nie zamierzał wtajemniczać pokurcza w szczegóły. - A co do pierścienia, o którym raczył wspomnieć Wilhelm, to mamy coś, co powinno pomóc... - Estalijczyk pogrzebał w sakiewce i wyciągnął stamtąd rzeczoną biżuterię, po czym wręczył ją Wilhelmowi. Niezbyt dobrze pamiętał wygląd tego właściwego, a jeśli karczmarz przestraszy się tej błyskotki i umrze, to przynajmniej nie jemu się oberwie w pierwszej kolejności. W końcu to Wilhelm zwykle zabierał dokumenty i inne przedmioty ważne dla śledztwa - niech decyduje komu można je pokazać. |
Bartek wziął podany mu pierścień i przyjrzał mu się uważnie, po czym pokręcił głową i zwrócił go Estalijczykowi. – Macie, czy nie macie, bo już sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Mówicie, żeście od Gustavusa, ale dowodów, że ze ślepym mnichem gadaliście nie macie. Brata Barthelma szukacie, ale niewłaściwe osoby o niego zapytujecie. Powiedzcie mi zatem, co tam u czcigodnego brata Gustavusa słychać? Czy aby w dobrym zdrowiu? Jak wygląda? Jak się miewa? Czy nadal ten paskudny tytoń pali, któren mu płuca niszczy? A czy już mu paralusz z prawej dłoni ustąpił? - khazad wydął wargi w oczekiwaniu na odpowiedzi. |
Wilhelm przez moment wpatrywał się w krasnoluda, po czym pokręcił głową. - Brat Gustavus, co siebie byłym archiwistą zwie, wiekowym jest człekiem i z jego włosów niewiele zostało... jeno za uszami nieco długich, siwych. Mówił co prawda cicho, lecz w jego głosie nic nie wskazywało na to, by kiedykolwiek nałogowi tytoniowemu się oddawał. Ci, co tytoń palą, ponoć głos mają zachrypnięty. A czy płuca mu posłuszeństwa odmawiają, to nie wiem, bo podczas rozmowy ani razu nie zakaszlał. W komnacie nad skryptorium, gdzie nas przyjął i legendę o pierścieniu opowiedział, zapachu tytoniu też czuć nie było. - O tym, by go kiedyś paralusz dręczył, jakoś nie wspomniał. Ale może za krótkośmy rozmawiali. - Potarł brodę w zadumie. |
Santiago najwyraźniej miał słabą głowę do zapamiętywania szczegółów, albo mu jakoś stary mnich nie bardzo w pamięć zapadł. Pamiętał, że z nim rozmawiali, ale żeby szczegóły kojarzyć i przywary wyliczać? Gdzież tam. Stąd nie wtrącał się i czekał co brodaty kurdupel na słowa Wilhelma powie. |
- Za dwie godziny, przy tylnym wyjściu z Czarnej Rozpadliny. Czekajcie na mnie. Nie macie się czego obawiać – oznajmił krasnolud, kiedy Wilhelm skończył mówić. Po tych słowach Bartek zaczął traktować awanturników jak powietrze, zupełnie nie zwracając na nich uwagi. Zajął się czyszczeniem czystych kufli, wycieraniem blatu z nieistniejących plam i mruczeniem pod nosem. Na żadne pytania nie odpowiadał, oznajmiając że już są umówieni. |
- No to co chłopaki - szepnął Elmer do towarzyszy - dopijamy piwo, idziemy wypocząć, a potem wracamy na spotkanie, tak? |
- Dokładnie tak, jak mówicie, amigo. - Santiago potwierdził plan Elmera. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:27. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0