|
Aslaak ujechał traktem aż do Gladisch. Pozostała około godzina do zachodu słońca i pogoda aż kusiła by kontynuować podróż miast szukać odpoczynku za dziurawą tu i ówdzie palisadą. |
|
Mimo iż pogoda sprzyjała dalszej podróży Alsaak, pamiętając słowa Wiktora, stwierdził, że warto się zatrzymać, chociaż na chwilę, żeby rozprostować kości. |
Ulli w Gladish był tylko raz pamiętnej nocy gdy porywali psa. Liczył na to, że nikt z tutejszych go nie rozpozna i nie powiąże z kradzieżą psa. |
|
Gerhart miał dosyć. Najchętniej położyłabym się pod jakimś krzaczkiem i spał do rana, chyba że wcześniej coś by go zeżarło. Ale pewnie nawet to nie wyrwałoby go ze snu. Odetchnął z ulgą, gdy wreszcie na horyzoncie ujrzał zabudowanie Gladisch, po prostu nie chciał uwierzyć swoim oczom. - Przykro mi, ale was teraz zostawię - powiedział. - Muszę znaleźć medyka, a dopiero potem pomyślę o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie czy sen. |
Albrecht zgodził się na propozycję Emmericha. Sam mniej odczuwał niewygodę, rozpacz i determinacja trzymały go na chodzie, a w odróżnieniu od pozostałych uniknął obrażeń gorszych od kilku siniaków. Chętnie przyjąłby na siebie połowę ran zadanych bratu. Zacisnął wściekle zęby. |
Północną bramę Gladisch chwaci osiągnęli jeszcze przed zachodem słońca trzydziestego Erntezeita. Do zmroku mieli dobrze ponad godzinę. Byli spragnieni i wygłodniali a znalezione po drodze leśne owoce niewiele w tym względzie zmieniły, rozbudzając jeszcze większy apetyt. Przy okazji Emmerich nauczył się czegoś nowego i wielce przydatnego każdemu paranoidalnemu łowcy nagród – że nie należy jeść każdego znalezionego owocu! Albrecht mimo zamyślenia momentalnie wytrącił łowcy z dłoni kilka jagód pokrzyku, zanim ten zdążył je zjeść. Za bramą przechodziło akurat niewiele osób, ale jedna wyraźnie czekała właśnie na ich grupę. Był to młody pomocnik ich zleceniodawcy, psiarza Ottona. Na ich widok uciekł, a za nim podążył duży pies. Nie zajmowało to w ogóle Gerharta, który z właściwym rannemu człowiekowi uporem poszukiwał uzdrowiciela. Krążył w jego poszukiwaniu nie niepokojony od jednego budynku do drugiego. Okazała się nim być niska i ciemnowłosa kobieta o spracowanej karnacji mieszkająca w niedużym, plecionkowym domu przy dziurze w palisadzie prowadzącej nad rzekę. - Mam coś na tę ranę - powiedziała, gdy wszedł do jej domostwa. W otwartej izbie woniało oszałamiająco mieszanką ziół. - Masz pieniądze? Także Albrecht pozostawił swych towarzyszy pod bramą i ruszył na poszukiwania. Zamotany zlokalizował cmentarz i niczym po nitce do kłębka dotarł do duchownego. Morryta Herman był w okolicy znany krótko. Był młody i bez lewej ręki, co było dostrzegalne na pierwszy rzut oka, gdyż zawiązywał lewy rękaw na supeł. Jego kalectwo uderzyło Albrechta po oczach bowiem obaj byli w podobnym wieku. Do ich spotkania doszło niedaleko „Głowy goblina” w bocznej uliczce. Duchowny podpierał się na kosturze z symboliczną głowicą swego boga. - Tak, słucham? Emmerich wraz z Ullim spędzili jeszcze chwilę czasu przy wrotach w towarzystwie coraz bardziej zaalarmowanego strażnika, który mimo wszystko nie odzywał się ani nie wychylał ze swojego kąta. Ograniczył się do rzucania im ukradkowych, wyszczerzonych spojrzeń. * * * Osada z zewnątrz wyglądała mało obiecująco, wewnątrz jednak toczyło się życie. Świadczyły o tym choćby unoszące się nad palisadą pojedyncze kolumny dymu, dobrze widocznie na tle coraz bardziej pomarańczowego nieba. - Jak do gospody to prosto. Jak na południe droga, też prosto - burknął zmęczony strażnik nie wstając nawet z ławeczki w bramie. Koła turkotały o drewnianą posadzkę umocnień. Z bramą Aslaak słyszał wiele głosów, a każdy popisywał się oryginalną składnią zwłaszcza w zakresie położenia orzeczenia w zdaniu. Aż ciężko było mu się skupić na powożeniu! Krasnolud zauważył także pojedynczych ludzi w okolicy bramy: kobietę z dwójką dzieci niosącą pranie oraz młodego mężczyznę otoczonego trzema dużymi psami. Wtem przypomniało mu się, że następny dzień to już trzydziesty Erntezeita, kiedy to ludzie świętują koniec prac w polu. * * * - Już, już - nadąsał się sołtys. Trochę uciekał oczyma przed stanowczą miną krasnoluda, a trochę starał się podjąć wzrokowe wyzwanie. - Cały wczorajszy dzień przespałeś. Jakeśmy cię przywlekli z lasu coś żeś tam jeszcze majaczył, a potem tylkoś chrapał. Tedy i nie wołalim nikogo tylko w domu Helmuta złożyli. Jego baba ci pościeliła. To wiesz coś? Było tam co? - zaczerpnął głęboko chłodnego powietrza. Było rześkie, jak każdego trzydziestego Erntezeita. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:23. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0