Dom wyglądał dość porządnie. Na dodatek sprawiał wrażenie na tyle... pojemnie..., że mógłby pomieścić całą ich grupę.
- Dobry wieczór - powiedział. - Hugo von Reuss - przedstawił się. - Przybywamy z klasztoru La Maisontaal, z polecenia przeora. Michael powiedział, że możemy spytać, czy zechce nas pani ugościć.
Felidae
13-09-2018 10:26
Khazadka przyjęła słowa młynarza ze spokojem. Miała co prawda zamiar przenocować we młynie, ale nie zależało jej aż tak bardzo, żeby popadać w rozpacz. Zwłaszcza, że wieczorem szykował się poczęstunek.
Dom wdowy okazał się również świetną opcją. Sigrid oblizała wargi na widok świeżego mleka. Aczkolwiek widok samej gospodyni był nieco zaskakujący. Wydawała się zupełnie nie pasować do tutejszych miejscowych. Sigrid była bardzo ciekawa co tak elegancką kobietę przygnało w te dzikie strony. Na razie jednak dołączyła grzecznie do słów Hugo:
Laurenor skinął w podzięce głową i wręczył srebrnika chłopakowi. - Dziękuję i do zobaczenia.- Pożegnał się kiwając ponownie głową i ruszył ku domostwu ciotki.
Gdy podjechali pod dom elf omiótł go wzrokiem. Konstrukcja była solidna i wydawała się dobrym miejscem do odpoczynku i nabrania sił.
Elfi mag zsunął się z wierzchowca i przywiązał go do płotu. Żwawym krokiem ruszył ścieżką zaglądając z daleka do mleczarni. Zastanawiał się czy gospodyni może akurat być zajęta. Szybko się to wyjaśniło gdy zobaczył wdowę Le Roux. Kobieta nie pasowała do górskiej wioski, ale elf wiedział, że ludzie podróżują i w różnych miejscach osiadają. Najwidoczniej wdowa była taką osobą.
Laurenor skłonił się lekko i również się przywitał lecz cicho by nie przekrzykiwać się z kompanami.
Gladin
13-09-2018 21:14
Ryży wyciągnął kapciuh z tytoniem i nabił fajkę. Zapalił i zaciągnął się słodkim aromatem domowego ziela. - Może masz ochotę wzbogacić swoją wiedzę o doznania tytoniu z moich rodzinnych stron? - zwrócił się do Laurenora. - Mój kraj leży niezbyt daleko Sylvanii - kontynuował. - Wiedzę, o zabijaniu nieumarłych zdobywa u nas praktycznie każdy, kto wytknie nos z domu i pilnuje upraw. A potem... - zaciągnął się - była taka jedna głupia historia i brat od tamtej pory nazywał mnie łowcą wampirów... czytał mi książki na ich temat... i tak jakoś wyszło, że się na tym trochę znam - uśmiechnął się, po czym poszerzył mu się uśmiech gdy zdał sobie sprawę, że już go nie męczy katar.
* * *
Co za paskudna okolica pomyślał sobie, gdy kolejna osoba nie przejawiła zbytniego entuzjazmu w wymianie informacji na temat kuchni i żywności. Tyle dobrego, że jakiś poczęstunek ma być. Powlókł się smętnie do reszty grupy rozglądając z kim mógłby tutaj pogadać.