hen_cerbin | 17-02-2019 21:42 | Wśród mnogości planów udało się Ostatnim jakoś zebrać je do kupy i przynajmniej część rzeczy sensownie wdrożyć.
Działając w wielkim pośpiechu zlokalizowali i wyjęli liny z bagaży, obwiązali się nimi, podobnie postąpiwszy ze zwierzętami jucznymi. Z jakiegoś powodu zrezygnowali z linowej poręczy, ale za to mieli pomoc od Olega, który rzucił im linę i wbrew własnym oczekiwaniom nie tyle wyciągał ich z wody, ile usiłował nie dać się im wciągnąć do niej. Gdybyż tylko drugi koniec przywiązał do drzewa...
Stres i pośpiech zdecydowanie źle wpływał na Loftusa. Nie wyszedł mu nawet jeden z najprostszych czarów, a co gorsza, stracił kontrolę nad wiatrami magii.
Wziął się jednak w garść i ponowił próbę, tym razem skutecznie. Przynajmniej miał takie wrażenie. Ale konie nie zwolniły. Cichy syk żmii mógł zostać zwyczajnie zagłuszony przez tętent kopyt, mógł też nie nieść się na tyle daleko, a wycelowanie we fragment trawy, który miałby znaleźć się tuż przed galopującymi końmi w momencie gdy skończy się wypowiadać słowa zaklęcia graniczyło z niemożliwością. A może zwyczajnie konie były szkolone?
A próby wyczarowania wierzchowca... Odpryski podkowy zdrożonych koni były ostatnio łatwo dostępne dla niego, ale i tak wyglądało na to, że mu się skończą szybciej niż zdoła wyczarować rumaka z cienia dla Berta, nie mówiąc o sobie. Udało mu się dopiero gdy reszta była już w wodzie, ale za to poruszał się szybciej. Konie wierzchowe, magiczne czy nie, były wyższe od kuców, a poza tym jego koń nie musiał nieść na sobie zbyt wielkiego ciężaru. W przeciwieństwie do nieszczęsnych zwierząt jucznych, którym Ostatni nie podarowali nawet grama przed zmuszeniem ich do wejścia do wody.
Choć więc wszedł do wody ostatni, wyszedł drugi, za Bertem, który już zdążył zsiąść z cieniokonia i pomagał Olegowi.
Pomni na ostrzeżenie zwiadowcy poruszali się powoli i ostrożnie, dzięki temu w nikt poza Karlem nie stracił równowagi i nie przewrócił się w niewielkim zagłębieniu w brodzie, choć Gustaw i Leonora niebezpiecznie się zachwiali w pewnym momencie. A nawet Diuk wywinął się jedynie nałykaniem się wody i strachu oraz kompletnym przemoczeniem - lina asekuracyjna pomogła.
Krasnoludom podczas przeprawy przez bród, jedynie, nomen omen, brody się zamoczyły.
Gorzej poszło zwierzętom. Namoknięte juki zwieszające się po bokach zwierząt stawały się coraz cięższe i w końcu już wcześniej przeciążone zwierzęta zaczęły mieć trudności z poruszaniem się do przodu, a silny prąd spychał je w bok, na głębszą wodę. W pewnym momencie przewróciła się Miłka, pociągając za sobą Gustawa i Karla, a choć udało się reszcie uratować całą trójkę, to większość ekwipunku odpłynęła z prądem. Za chwilę podobny los spotkał Czwartka, trzymanego przez Waltera i Leonorę, których też zmoczyło. Zaniedbane skórzane paski puściły i cały jego ładunek odpłynął w siną dal. Choć pewnie jego większa część poszła na dno. Raki, czekany i narzędzia Olega dołączyły do pakunków Loftusa i Gustawa. Część tego pewnie dałoby się wyłowić, ale teraz Ostatni mieli inny problem i musieli się pospieszyć, zanim konni do nich dotrą.
Od pościgu odłączyła się dwójka ludzi, którzy pognali za chłopakiem, uwolnionym wcześniej przez Leonorę i wsadzonym na rumaka cienia przez Loftusa. Pozostała dziewiątka galopowała i była coraz bliżej. Ale i Ostatni wychodzili już na drugi brzeg.
Po wyjściu wszyscy dygotali z zimna - mimo lata woda zachowała pamięć o temperaturze górskich strumieni, z których brała początek. Ekwipunek, z wyjątkiem skrzynki z granatami i innych rzeczy przewiezionych przez Loftusa i Berta na rumakach z cieni oraz tego, co Galeb zawinął w pałatkę, zamókł. W różnym stopniu - część została tylko zachlapana rozbryzgami wody, inne były kompletnie zamoczone, w zależności od tego jak bardzo o nie zadbano.
Ale wszyscy przeżyli. A Gustaw natychmiast zaczął wydawać rozkazy.
Gdy jeźdźcy w końcu dotarli i puścili salwę z łuków i pistoletów, Ostatni kryli się właśnie za linią drzew, a pociski nie wyrządziły im żadnej szkody. - Na co czekacie?! Jazda, za nimi! - krzyczał przywódca, a Bert zdał sobie sprawę, że zna ten głos... Parszywiec! - Uciekają! - wrzeszczał. Najwyraźniej mały podstęp Gustawa się udał.
Graniczni zaczęli powoli i ostrożnie wjeżdżać do wody... |