lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer] Kroniki Ostermarku (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/18136-warhammer-kroniki-ostermarku.html)

Eliasz 24-12-2021 18:19

To co usłyszał w zupełności wystarczyło by potwierdzić swe najgorsze przypuszczenia. Szybciuchno czmychnął z kompleksu nie zamierzając ryzykować już bardziej.

W tej chwili musiał ustalić co ma z tą wiedzą począć. Taki kamień – spaczeń – to był nie lada pieniądz i nie lada kłopot. Halfling był wszechstronnym złodziejaszkiem, manipulatorem, agitatorem i niziołczy bóg jeden wie kim jeszcze , nie mniej były rzeczy których by nie zrobił. Na pewno nie handlowałby spaczeniem dla własnych majątkowych korzyści…

Co gorsza zamieszanie w sprawę Kanclerza dodawało całemu przedwsięwzięciu dodatkowych dalekosiężnych problemów. Była wszak jedna jedyna instytucja która nie liczyła się ani z pozycjami ani z pieniędzmi – byli nim tak zwani łowcy czarownic , Sigmaryci , Inkwizycja. Ludzie o wielu nazwach ale o niewątpliwie jednym celu – niszczeniu wszelkich objawów chaosu i to za wszelką cenę.

Halfling czuł że w tej grze musi mieć stronników i to silnych inaczej przegra z kretesem. Nawet nie wiedział co miałby uczynić z ukradzionym spaczeniem i jak długo mógłby go przy sobie mieć nie narażając się na dziwne chorubska o których wspominał mistrz. Zachodziło tez ryzyko że sam zostałby przyłapany z kamieniem i potraktowany jako przestępca. Pozostawić kamień i mistrza i zająć się swoimi sprawami – nie leżało w naturze Tupika tak samo jak sprzedawanie tego kamienia typkom spod ciemnej gwiazdy.

Musiał coś z tym uczynić i musiał znaleźć wsparcie. Kroki swe skierował więc ku Sigmaryckiej świątyni mając nadzieje, że tam zasięgnie języka a może nawet mu się poszczęści i zastanie jakiegoś Łowcę ?

Dhratlach 24-12-2021 20:53

Arnold się uśmiechnął lekko wkraczając do środka jak gdyby nigdy nic. Jakby wkraczał do siebie... bo był u siebie. Imperium było jego... tylko jeszcze tego sobie do końca nie uświadomiło.

- Cóż, drogi naczelniku zmiany. Ten biedny robotnik ma całkowitą rację. Przerwa jest bardzo ważna w życiu człowieka. Nie samą pracą człowiek żyje... jednak...

Spojrzał na leniwego do szpiku kości najwyraźniej pospolitego nie tylko stanem, ale i wszystkim czym sobą tylko mógł prezentować ten podrzędny egzemplarz mięsa armatniego w każdą możliwą okazję przewrotu przeciwko jakiejkolwiek władzy... nic nie warte narzędzie co się tępi przy pierwszej próbie i będzie bez ratunku na nic innego jak odrzucenie...

- Zawsze uznawałem, że za dobrą pracę należy się godziwa płaca. Pomyśl, jak wiele byś zyskał robiąc to co możesz zrobić? Jesteś specjalistą, znasz się na swojej robocie, a robota szybciej leci jak się coś robi, nie? Wiesz dobrze, że im więcej oni mają, tym więcej ty dostaniesz... Ja mogę tylko w tym pomóc. Widzę potencjał w tym zakładzie... Tyle by moglibyśmy wszyscy razem osiągnąć i to całkowicie bez żadnego trudu.

Spojrzał na starszego mężczyznę, który raczej nie umiał w ludzi... mógł być specjalistą od liczb czy czegoś, ale... nie było mu przykro. Żałował tylko, że może się okazać, że będzie musiał się napocić by jakakolwiek inwestycja w to miejsce przyniosła zwrot. Tym bardziej, że zasoby ludzkie nie były wstępnie skore do współpracy.

- Rozumiem, że cały osprzęt jest w pełni sprawny?

Ironicznie, miał trochę czasu... i mógł się pobawić chwilę tutaj. Przyznaj rację, utwierdź w racji, zasugeruj oczywistość dającą do myślenia, zainsynuuj zysk... nie było sensu się okopywać jak robił starzec. Przecież dokładnie to sprawiało przyjemność jego... khem... podwładnemu. Autorytet nie miał władzy tu za grosz, więc po co wychodzić z pozycji która jest stracona?

Zresztą, nie ważne co i tak ugra. Chociażby dobre słowo tego sortu... ludzi. Nigdy nie wiadomo, czy nie będą potrzebni kiedyś komuś spuścić łomot... czy dokonać przewrotu. Zasoby, narzędzia, zwykłe pionki nic nieznaczące wartości przekonane o swoim potencjale które można poświęcić w imię Wielkiego Planu.

Wszak jednak, jego wewnętrzne myśli i prawdziwe motywy skryte pod grubą warstwą fałszu i obłudy były. Jak i wszędobylskiej teatralnej, wystudiowanej modły słowa, gestu i mimiki... nie było większych szans by go wyczuli. Większych, ale to była różnica miedzy nim, a nimi.... a była niezmierzona.

Gladin 25-12-2021 10:30

Zwiać niedobrze i zostać niedobrze, martwił się niziołek. Zwieje - a nuż potem go który strażnik zdybie i pod byle pretekstem do karceru pośle? A ot chociażby dlatego, że uzna, iż spisek na życie tego jegomościa knuł.
A jeszcze gorzej, jeżeli w trakcie ucieczki go zdybią.
Zostanie, toż samo mogą go oskarżyć.

Co robić, co robić?

- To jakiś szaleniec, nie medyk! - krzyknął w końcu po chwili wahania. Za pozwoleniem panowie ciemno już, to i nie dziwota, że Gustaw się pogubił. My lepiej o zmierzchu widzimy, pozwólcie mnie poszukać ratunku dla tego nieszczęśnika!

Piegus chwytał się ostatniej szansy. Jeżeli to zawiedzie to albo będzie się musiał próbować wytłumaczyć by go puścili wolno. A jeżeli go puszczą z albo i bez tłumaczenia, to nie pozostanie im nic innego, jak wrócić do pierwotnego traktu i szukać tam spoczynku na noc.

Zanim do tego by doszło i potrzeba zaszła, w zanadrzu jeszcze próbę przekupstwa miał tytoniem i piwem.

Tadeus 26-12-2021 21:16

Tupik
Świątynia Sigmara w Bechafen prezentowała się iście niecodzienne. I to pod wieloma względami. Rdzeń budynku zbudowany był w kształcie klasycznego warownego kamiennego "młota", w tym przypadku prezentującego całkiem pokaźne rozmiary. Tyle że ten rdzeń był ledwo dostrzegalny spod całego mrowia dorobionych do niego przybudówek wypaczających pierwotny kształt. Najwyraźniej oryginalny rozmiar budynku nie był już wystarczający dla lokalnych potrzeb, ale czy były to obecne, czy też przedwojenne potrzeby, tego nie dało się już łatwo stwierdzić.

Jakby jednak nie było, nie tylko to było niecodzienne. Ściany świątyni obklejone były bowiem tu i ówdzie czymś, co podejrzanie przypominało rozmazane łajno, były tam jakieś bazgroły, które ciężko było jednak odczytać, ale tu i ówdzie zdawał się przebijać wyraz "zdrajca". Wokół świątyni krążyła też nieprzeciętnie duża ilość straży.

Okazało się to jednak niezbyt wymagającym wyzwaniem dla kogoś tak wprawionego w sztuce słowa jak Tupik. Po krótkiej gadce sprawdzili tylko, czy nie miał przy sobie większych sztuk broni i przy okazji z chęcią podzielili się informacjami na temat widocznych środków bezpieczeństwa, zdradzając pokrótce, że w świątyni gości lektor-uciekinier z północy, którego część mieszczaństwa najwyraźniej uważała za zdrajcę. Na dłuższe pogaduchy czasu jednak nie mieli. O tej porze nie odprawiano żadnych mszy, a przez ostatnie wydarzenia nie pozwalano gościom wkraczać do świątyni bez nadzoru. Pokierowano więc go tylko do jednej ze skromniejszych przybudówek, do kapłana, który najwyraźniej pełnił nocny dyżur.

- Ojciec Waliusz. - wąsaty mężczyzna o twarzy zniekształconej szeroką blizną zmierzył niziołka ewidentnie niechętnym wzrokiem. Siedział przy niewielkim biurku, przy którym stało też krzesło dla interesantów, jednak nie tylko mu go nie wskazał, ale coś w jego minie zdecydowanie mówiło, że byłby zniesmaczony samą myślą, iż niziołek mógłby tam zasiąść. Cóż, Tupik mógł się mylić, ale przecież nie żył w Imperium od wczoraj, wszystko wskazywało na to, że mężczyzna delikatnie mówiąc, nie lubił nieludzi, a przynajmniej niziołków.

Na ścianach celi wokół biurka wywieszone były wizerunki dawnych ojców sigmaryckiego kościoła, z których niemal każdy wręcz porażał srogą nieprzejednaną miną idealnie zgrywającą się z tą obecnie prezentowaną przez ojca Waliusza.

Eliasz 26-12-2021 22:31

- Witaj przewielebny – jam Tupik von Goldenzungen – nowoprzyjęty do grona szlacheckiego i to hen w Bretonii , więc proszę mi wybaczyć ewentualny brak manier czy nie zadośćuczynieniu etykiecie… - Tupik przez chwilę lustrował kapłana , zastanawiając się na ile ów brak etykiety kapłan obecnie odniesie do samego siebie – choćby z powodu chłodnego przywitania.

– Zrozumiem jeśli szlachectwo Bretońskie i to zwłaszcza u nieludzia nie będzie w Imperium odpowiednio respektowane, spotkałem się już z podobnymi przypadkami i proszę się nie obawiać, jako szlachcic świeżej krwi , można by rzec rocieńczonej i to nie ludzkiej
– raz jeszcze podkreślił to słowo by da zna kapłanowi iż doskonale zdaje sobie sprawę z trudniejszej pozycji z której startuje…

- O czym to ja ? Ach , że nie będę z tego tytułu robił miedzynarodowych skandalów. Przyszedłem tu wszak w dobrej wierze i w ważkiej sprawie a nie po to by przysparzać kłopotów komukolwiek, w tym i sobie.


To powiedziawszy wskoczył na krzesło po czym w nim zasiadł, nie czekając ani na specjalne pozwolenia ani na zakazy. Miał zamiar przełamać lody i zmienić nastawienie kapłana zanim wyłoży swą sprawę, doskonale wiedział, że oskarżanie kanclerza, bez widocznych dowodów w ręku mijałoby się z celem i najpewniej skończyłoby się jego własnym aresztowaniem lub wywaleniem z świątyni. Oskarżanie Mistrza od kamieni to już była nieco inna bajka ale i tu mógł napotkać opory , zwłaszcza zdając sobie sprawę że ów Mistrz ma silne plecy…

- Powiem wprost – potrzebuję oficjalnej zgody świątyni, glejtu upoważniającego do działania – konkretnie do zbadania sprawy spaczenia które to przeklęte kamienisko odnalazłem w tym mieście.


Tupik – nie bawił się w przemądrzałe szlacheckie miny, był można by rzec prostym „człowiekiem” z prostego miasta który nadludzką siłą woli i niewyobrażalnym wysiłkiem osiągnął całkiem nie mało biorąc pod uwagę punkt startu.

- Mógłbym rzecz jasna przekazać całą sprawę w wasze świątobliwe ręce, obawiam się jednak, że nim wasza wielebność w obstawie straży wszedłby do budynku w którym ów spaczeń widziałem już osoba która go posiada szybko by go ukryła, przeniosła i zapewne nie pozostałby na swoim miejscu. Wiadomym jest że piekielnik który ów przeklęty kamień sprowadził jest przygotowany na ewentualne przeszukanie co więcej ma wysoko postawionych przyjaciół w tym mieście tak więc pojawienie się oficjalnej delegacji straży choćby tylko świątynnej z pewnością wprawiłoby w ruch tryby które uprzedziłyby go o sytuacji…Zresztą zdaje się że świątynna straż ma w tej chwili co innego na głowie.

Tupik dał chwilę na spokojne przeanalizowanie swoich słów kapłanowi.

- Być może przeszedłbym nad tą sprawą obojętnie , jak zapewne zrobiła by z połowa osób w tym mieście, niemniej jako niziołek brzydzę się chaosem i doskonale wiem do czego prowadzi jego tolerowanie, jako szlachcic czuje się w obowiązku wobec Imperium – choć szlachectwo moje pochodzi z zagranicy to jednak urodziłem się i wychowałem na Imperialnej ziemi , zaś jako podróżnik który własną krwią wypracował sobie przyjęcie w poczet szlachty , trudem i znojem wyrobił szlachetne nazwisko i herb czuje się zwyczajnie na siłach by sprostać temu zadaniu – a co więcej moje ambicje kierują mnie ku zostaniu bardziej profesjonalnemu łowcy czarownic i wszelkich innych wynaturzeń… - Tupik niemal zakończył wykładając praktycznie większość kart na stół. Nawet się dziwił kapłanowi że ma jeszcze tyle cierpliwości by go słuchać nie przerywając... Najwyraźniej musiał go co najmniej zaciekawić.

Nie wiem czy moje niziołcze pochodzenie stoi w przeszkodzie do osiągnięcia tego celu, wiem że podobnie myślał nie jeden kiedy sięgałem po szlachectwo. Wrodzona zaś odporność na wpływy chaosu zdaje mi się idealną przepustką do tego by kroczyć taką właśnie ścieżką. Ponieważ jednak chcę działać za zgodą i przyzwoleniem zakonu Sigmara potrzebuje nie ukrywam Pańskiego wsparcia zarówno oficjalnego jak i mniej oficjalnego. Gdybym sam podjął stosowne kroki do powstrzymania zagrożenia niczym nie różniłbym się od byle awanturnika. Zaś jeśli w całości powierzę szanownemu kapłanowi sprawę i umyję od niej ręce , cóż, przepadnie ta doskonała okazja by przeorać sobie drogę do zostania inkwizytorem, łowcą mutantów , wynaturzeń, piekielników… Jeżeli taka będzie wola trudno pogodzę się z nią, postawię sprawę w waszych szacownych dłoniach i palcem już więcej nie kiwnę mam jednak nadzieje że oboje w tej sprawie dostrzeżemy nieporównywalną okazję do tego by zażegnać niebezpieczeństwo które zawisło nad tym miastem i jednocześnie poszerzyć horyzonty... Więc jak będzie?

Zapytał w końcu gotów tak czy siak przedłożyć przynajmniej część związaną z tym co widział u Mistrza pomijając jego konszachty z Kancelrzem. To mogłobyć po prostu za dużo jak na kapłana, no chyba że ów sam by się zdradził z jakąś wiedza w powyższej materii. Wszystko zależało od tego czy sprawa ta przerastała czy nie możliwości kapłana i jak bardzo zależało mu na bezpieczeństwie miasta i zwalczaniu chaosu.

Tadeus 27-12-2021 21:20

Piegus przekonywanie d20(+2 mało czasu, chaos)= 14 sukces


Piegus
Sytuacja zdawała się coraz bardziej desperacka, a umierający człowiek wszak nie wyglądał na byle jakiego kiepa i być może miał wpływowych sprzymierzeńców. Strażnicy zapewne zdawali sobie sprawę, że w przypadku tragedii to oni mogliby być pociągnięci do odpowiedzialności, do tego niziołek przecież sprawiał wrażenie nadzwyczaj szczerego w swojej chęci niesienia pomocy... Wszystko to spowodowało, że tylko machnięto im pospiesznie ręka, by pobiegli po pomoc, w czasie gdy strażnicy starali się jednocześnie odwieść wariata od pokaleczenia rannego i zabezpieczyć teren przed ewentualnym następnym atakiem tajemniczego zamachowca.

Kilka chwil później znaleziony naprędce i sprowadzony na miejsce medyk podjął się próby odratowania nieszczęśnika.

Lekarz medycyna d20(-2 minęło sporo czasu)= 11 sukces
Ranny sprawność d20(+3 sukces medyka)= 10 sukces


Co chyba poskutkowało. Oddech nieprzytomnego rannego wyraźnie się wyrównał, a profesjonalnie założony opatrunek zatamował upływ krwi. Wydawało się, że wszystko się jakoś ułożyło, gdy medyk nagle chrząknął z nietęgą miną.
- Eehm... Pozwolicie panowie, że ja się oddalę, czym prędzej, bo szczerze mówiąc... Nie chcę mieć z tym nic do czynienia. Nie wspominajcie, że tu byłem...
Wskazał z nietęgą miną na pierścień, który przy akcji ratowniczej wypadł z zakamarków odzienia mężczyzny. Kwiat lilii nad stylizowaną wstęgą wody.

Piegus wiedza encyklopedyczna d20= 13 porażka


Niziołek kojarzył, choć ledwo, że symbol ten należał do jakiegoś lokalnego rodu. Sam mężczyzna raczej na szlachcica nie wyglądał, ale posiadanie przez niego pierścienia mogło oznaczać, że był ich zaufanym wysłannikiem.
- O w mordę... - stwierdził tylko dowódca straży. - Haupensturzowie... Cóż, Piegusowi nazwa nadal nic nie mówiła, ale wiele był w stanie wyczytać z zaobserwowanej reakcji obu mężczyzn.

W gronie strażników momentalnie się zakotłowało. Szczególnie gdy do dzielnych obrońców wreszcie dotarło, że wcześniej było przy nim dziecko, którego obecność zapewne nie była tam przypadkowa i być może istotna dla kogoś bardzo wpływowego.

Później wykrzyczano sporo pospiesznych rozkazów i równie wiele bluzgów. Posłano po posiłki, częściowo ruszono do lasu w daremny zapewne po takim czasie pościg, ale i o nich nie zapomniano. Kapitan pospiesznie odciągnął ich na bok.
- Wejdziecie do miasta. Byle natychmiast! Ale nikomu o tym wszystkim ani słowa! - cóż nie trzeba było być wybitnym znawcą ludzkiej natury, by wywnioskować, że po prostu chciał pozbyć się świadków własnej niekompetencji w załatwianiu całej sytuacji. Pytanie tylko, czy faktycznie ci cali Haupensturzowie, nie chcieliby się dobrać do wszystkich świadków i jakoś nie odszukali ich w przyszłości, by "wypytać" ich na własny sposób i bez zbędnych świadków.

Po spanikowanej minie Gutava widać było, że podobne myśli kłębiły się też pod jego czapką, gdzieś między elfimi uszami.

Tadeus 28-12-2021 19:51

Arnold
Naczelnik zdecydowanie nie powitał słów niespodziewanego gościa z entuzjazmem.
- Co wy mi tu pracowników buntujecie panie, toż już teraz z ledwością udaje się ich utrzymać przy pracy... - zasępił się, wyraźnie przeciążony obowiązkami i ogólną beznadziejnością całej sytuacji. Za to robotnik ino uniósł butlę, by zaznaczyć, że z filozofią przybysza co do przerwy się zgadza, jednak reszta wywodu najwyraźniej była dla niego zbyt pokomplikowana, bowiem szybko stracił zainteresowanie, kierując wzrok na jakąś młodą i niezbyt urodziwą pomywaczkę, która moczyła naczynia w pobliskim poidle.

- A co do tego, coście rzekli. - naczelnik ostatecznie zrezygnował z prób wywierania wpływu na robotnika i zamiast tego skupił się na gościu. - Że potencjał ujrzeliście i sprzętami się interesujecie... To wam rzeknę, że nie ma co się trudzić. Ja właściciela znam, odsprzedałby to wszystko za pół darmo, gdyby mógł, ale nikt tego nie kupi, więc szkoda waszego czasu. Sprzęty w opłakanym stanie, a do tego przychody tak żałosne, żeśmy już dziatki do pracy trudnić od zeszłej jesieni poczęli, bo ino one za takie grosiwo pracować chciały, cośmy byli w stanie oferować.
Machnął ręką zrezygnowany.
- Szczęśliwie starym już jest i nawet nie ujrzę, jak to wszystko niebawem runie. Szkoda patrzeć, bo za czasów ojca pana Verschnautza był to szanowany zakład o niemałej renomie...

Gladin 28-12-2021 19:58


Piegus nie miał zamiaru czekać na rozwój wypadków. Pociągnął Gustava za sobą i w końcu przedostali się na drugą stronę murów. Szybko zaczął rozglądać się za lekarzem, by ten go trochę oświecił co to za jeden, ten Hapuensturz. A poza tym chciał go wypytać o drogę do posiadłości Weitraubów. Bo gdzież indziej mógł udać się Alf? No i może podpowie mu, co to się mogło Gustavovi przydarzyć, że mu te uszy wyrosły zbyt duże?

A jak lekarza nie uda się znaleźć, to spróbuje się rozejrzeć za kimś innym, kto by drogę potrafił mu wskazać. Gdzieś też powinni tu być ludzie kupca.

Dhratlach 28-12-2021 20:08

Arnold pokiwał powoli głową na słowa Naczelnika bez większych emocji. Robotnik najwyraźniej... nie zrozumiał... na szczęście miał inne. O wiele dobitniejsze argumenty. Tylko ten niepokojący, nikły, niemalże natychmiast zgaszony błysk w oku...

- Widzę, że wasz robotnik nie zrozumiał co miałem mu do powiedzenia. Szkoda. Kieruj mnie do sprzętu, a następnie do właściciela. Czym prędzej jednak mów ilu "wybitnych specjalistów" jest na zakładzie po drodze, oraz kto stoi na czele...

Nie czekając ruszył w stronę wnętrza zakładu spoglądając jedynie na robola najniższej próby mówiąc krótkie.

- Masz szczęście. Pokażesz mi jak się robi tą robotę.

...nie zrozumiał wtedy... lepiej żeby zrozumiał teraz. Póki jeszcze miał cierpliwość... czyli do czasu rozmowy z właścicielem... bo wychodziło na to, że się szykowała zmiana szefostwa. Do tego musiał wiedzieć wszystko... by wytargować najniższą cenę... stan buntu, stan sprzętu, całego przedsięwzięcia... wszystko. Chwała Temu Który Zmienia Drogi!

Tadeus 03-01-2022 20:53

Tupik przekonywanie d20(-5 trudny +1 za przebiegły plan)= 4 sukces


Tupik
Im dalej niziołek brnął w swoją opowieść, tym bardziej cierpka stawała się sroga twarz kapłana. Do ostatniego momentu ciężko było wywnioskować, jaki po tym wszystkim zapadnie wyrok, bo choć fragmenty tyczące się Chaosu wyraźnie wzmagały święte oburzenie kapłana, to jednak inne, w szczególności te, w których niziołek zapewniał o swoim zatroskaniu sprawą i prosił o oficjalne wsparcie świątyni, raczej wywoływały na jego twarzy drwiący, wątpiący grymas.

Ostatecznie uniósł rękę na znak, że usłyszał już zdecydowanie wystarczająco, może nawet zbyt dużo.

- Nie. - orzekł sucho. - Świątynia Młotodzierży z pewnością nie uzna oficjalnie... - zmierzył Tupika równie niechętnym wzrokiem jak poprzednio. - Kogoś takiego... za swojego wysłannika.
Uniósł pobliską wielką lagę zakończoną symbolem młota i uderzył nią trzy razy w podłogę. Po chwili do środka wpadł jakiś pomocnik, któremu kapłan wydał polecenie przyprowadzenia jakiegoś brata Bonifacego.
- Ale i też i nie zignoruje takiej informacji...
Wyciągnął spod biurka jakieś wielkie tomisko i począł w nim coś nerwowo zapisywać, drapiąc donośnie piórem.
- Większość naszych braci inkwizytorów ruszyła na Północ i albo chwalebnie poległa, albo nadal jest w tamtych stronach potrzebna. Ale brat Bonifacy przeszedł wyczerpujące szkolenie na tej ścieżce powołania, nim wysłano na wojnę jego mistrza. Zna też odpowiednie techniki śledcze, które pozwolą mu na przeprowadzenie i zachowanie całego postępowania w tajemnicy. O ile to wszystko prawda... On stwierdzi, czy jest coś na rzeczy w tej całej wątpliwej opowieści...

Kapłan zamilkł wyraźnie poirytowany, że nikogo nadal nie sprowadzano. Usilnie nie patrzył się na niziołka, wpatrując zamiast tego w spozierające na nich z każdej strony wizerunki świętych. W końcu do komnaty wpadł zdyszany posłaniec, sam.
Pochylił się nad uchem kapłana i zaczął szeptać. Cóż, niziołek miał dość dobry słuch, a posłaniec czy to z szacunku, czy z braku wprawy przy tym całym akcie niezbyt się do kapłana zbliżył toteż Tupikowi udało się usłyszeć całkiem sporo.

Najwyraźniej brat Bonifacy przeprowadzał jakieś nieautoryzowane śledztwo w starym pałacu Vivaldich, który, jak niziołek ledwo pamiętał, obecnie był w stanie bliskim ruiny i prowadzono tam zastępczo jakiś biznes, którego dokładnej natury jednak nie kojarzył.

Skończyli szeptać. Kapłan westchnął.
- Będziecie musieli wrócić jutro, albo za parę dni, ciężko przewidzieć. Mnie już wtedy tu nie zastaniecie, bo będę na misji za miastem, ale spiszę wam pismo. Jak się zjawicie to dacie go bratu Bonifacemu, jeśli też tu będzie. Tam wszystko wytłumaczone będzie, zaś pieczęć ma wszystko potwierdzi.
Po chwili głośnego drapania wręczył mu zwinięty i zapieczętowany dokument.
- I zważcie, że to pismo poufne, nie rozpowiadajcie tego, o czym żeśmy się rozmówili, a sama pieczęć, jeśli by wpadła w niepowołane ręce... - spojrzał na niego wymownie, dając do zrozumienia, że to raczej konkretnie jemu nie ufa...
- Starczy jedynie przypomnieć, że za bezprawne posługiwanie się świątynnymi symbolami wyższej rangi obecnie grozi gotowanie w oleju...
Skonkludował, dobitnie pokazując, że po niziołkach spodziewa się ino szachrajstwa.

Piegus
Cóż, niestety. Lekarz po niepokojącym odkryciu zmył się jak najszybciej, a ich tam jeszcze jakiś czas wstrzymano, mimo najlepszych chęci nie byli go już więc w stanie nigdzie wypatrzeć. Nie było go też w gabinecie, gdzie wcześniej go znaleźli. Ten o tej późnej porze był zresztą zamknięty, podobnie jak większość szanujących się przybytków i mieszczańskich domów.

Po godzinie wypytywania i błądzenia znaleźli jednak dom Weitraubów.

Gustav sprawność d20(+2 łatwy)= 19 porażka
Piegus sprawność d20(+2 łatwy)= 10 porażka
Zmęczenie - 1 do większości testów


Na tym etapie byli już zmęczeni. Piegus miał za sobą długą drogę, a Gustava tego dnia prawie zakatowali na śmierć. Do tego emocje przy bramie... Słaniali się na nogach. Ale do okazałej posiadłości dotarli. Było ciemno, więc od razu zwrócili uwagę strażników.
- Wynocha! O tej porze nikt nie jest przyjmowany! Odstąpcie od bramy, łachudry!
Cóż w samej posiadłości słabe światła paliły się najwyraźniej tylko w skrzydle służby, więc nikogo z mieszkańców, o ile jacyś tam byli, chyba na chodzie nie było.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:09.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172