- Pracujemy dla panicza Alfa - tłumaczył strażnikom. - Ostawił nas przy bramie, gdy spotkał trzy młode damy. Zresztą, nie można mu się dziwić, że wolał ich towarzystwo od naszego - niziołek uśmiechnął się rozkładając ręce. - Tak go panienki oczarowały, że o nas zapomniał i trochę czasu zmitrężyliśmy, żeby tu dotrzeć. Ale w końcu jesteśmy. Przyjdzie im się teraz dowiedzieć, czy jego towarzysz dotarł na miejsce, zajął należne sobie stanowisko i czy o nich nie zapomniał. |
Tupik był osobą która widziała raczej w połowie pełna szklankę niż w połowie pustą. Co więcej należał do tych nielicznych którzy potrafili zamienić w połowie pełna szklankę w całkiem pełną – chociażby przelewając ją do mniejszego pojemnika… Nie dawał tego po sobie poznać, ale był całkiem zadowolony z obrotu sytuacji. Wszak stał się już naczelnym powiernikiem świętych tajemnic Sigmara, członkiem kolegium Inkwizycji, nieustraszonym Łowcą Czarownic , działającym pod przykrywką, nieoficjalnie, ale dzięki temu tym skuteczniej ! Papiery wszak już miał , a mało kto odważyłby się złamać pieczęć by upewnić się co do zawartości pisma… Niemniej Tupik nie był graczem krótkodystansowym, mierzył o wiele dalej niż by wskazywała na to jego nie wysoka postura. Korzystając z uzyskanych wieści szybko ustalił od innych osób – jak wygląda brat Bonifacy… dla pewności. Później zaś udał się wprost do pałacu Vivaldich z odsieczą dla brata Bonifacego. No tak nie do końca wprost pod pałac... Pojawienie się Tupika z papierami od kapłana z pewnością uwiarygodniło by jego pozycje a im szybciej Bonifacy upora się z własnym problemem tym szybciej Tupik będzie mógł go zaangażować w swój… „Kiedy to w ogóle stał się MÓJ problem?" – zastanawiał się w duchu „ Ano tak , potrzebuje zrewanżować się Kislevicie, do tego potrzebuję dostać się do skarbca krasnoludów , do tego potrzebuje kwarc, do tego potrzebuje wyeliminować z drogi Mistrza , do tego potrzebuje inkwizytora a więc potrzebuje mu pomóc aby on pomógł mi”… - piramida zależności jak widać rozciągała się coraz bardziej a zmyślny plan Tupika rozszerzał się ponad znane horyzonty. Niemniej Tupik właśnie w takich rozbudowanych planach czuł się jak ryba w wodzie. Nieomieszkał po drodze zjawić się w karczmie by znów się przebrać w bardziej wygodne do działania ubranko i przyodziać w pancerzyk, nieostrożnie ( ot całkiem przypadkiem... ) kładąc zaś przy szynkwasie zrulowane pismo z pieczęcią u góry - by dobrze było widoczne gdy karczmarz przyjmował zamówienie... w zasadzie idąc za ciosem w klepsydrę obrócił z pół tuzina karczm albo i więcej - płacąc dorożce starał się być w każdej karczmie miasta. Każdej. Tylko po to by zamówić - koniecznie przy barze szklankę wody do przepłukania gardła gdyż w ważnej i dyskretnej misji jest i musi się śpieszyć... Oczywiście o misji mówić nie zamierzał, zamierzał jednak jak najbardziej by karczmarze z miasta doskonale zapamiętali niziołka z opieczętowanym dokumentem od Sigmarytów... Pozostawiał już ich domysłom co ów niziołek robi z taką pieczęcią. Wiedział jednak że w przyszłości dużo bardziej będą skłonni do wszelkiej uległości wiedząc że Tupik ma kontakty w świątyni. kontakty które mogą pomóc lub zatopić cały ich biznes... Tak Tupik potrafił zrobić z półpełnej szklanicy niewyczerpane źródełko... Gdy już obrócił wszystkie karczmy w mieście (a przynajmniej tyle ile rozsądnie był zdołał) nie mitrężąc czasu polecił się zawieźć pod stary pałac Vivaldich. Za chwilę miał już stracić swe pismo z pieczęcią ale pamięć o nim na długo miała pozostać u karczmarzy, czego zapewne ojciec Waliusz przewidzieć nie mógł. Tupik nie postąpił jednak wbrew jego słowom. Pieczęci nie złamał, nie oddał, czuł się czysto niczym świeżo po kąpieli.... Jedynie jego szelmowski uśmiech zdawał się mówić że kolejny raz wyciska cytrynkę po ostatnią kroplę... |
Piegus - Nie ma tu żadnego panicza Alfa. - odburknął mało sympatycznie strażnik. - Zaś zarządca majątku, pan Schmidt przyjmuje dopiero od dziesiątej i poza nim nikogo w posiadłości nie zastaniecie. Tedy zabierajcie zadek w troki i zejdźcie mi z oczu jeśli łaska. Empatia(przekonywanie) d20=8 sukces Coś w tej całej sytuacji nie do końca się zgadzało. Gadający z nimi strażnik wyglądał na do przesady skupionego na wypowiadaniu tej właśnie kwestii, jakby spodziewał się, że ktoś konkretnie o to spyta i miał przygotowaną odpowiedź. Zaś oczy drugiego niespokojnie krążyły wszędzie, tylko nie po twarzach gości, jakby bał się, że gdy na nich spojrzy, coś po nim poznają. Jeden z nich miał też naderwany rękaw narzuconej na skórzaną kurtę liberii. Cóż, gdyby nie lepszy niziołczy wzrok pewnie takich szczegółów by w mroku nie wychwycił. Nieświadomy tych wszystkich subtelności Gustav ziewnął przeciągle. - Ale heca, czyli skłamał albo nie dotarł. Cóż, takie życie w naszym kochanym Imperyjum. Tylko gdzie teraz znajdziemy miejsce do spania? Widziałeś karczmy, wszystkie przepełnione przez ten cholerny dzień targowy... Arnold Cóż, sprzęty faktycznie najlepsze lata miały już chyba za sobą. Do tego wiele z nich, czy to z braku umiejętności obsługi, czy naprawy stało zupełnie nieużywanych. Przy niektórych pracowały ponure stare kobiety, przy innych zasuwały umorusane smarami dzieciaki, które częstokroć przez nieopatrzność brudziły same tkaniny. W rogu kasłał jakiś blado wyglądający dziadek, który najwyraźniej też był tam zatrudniony. Nic dziwnego, że robotnik, którego spotkał, tak się cenił, najwyraźniej był tam jedynym dorosłym mężczyzną, który nie wyglądałby, jakby szykował się do grobu. Cóż, przynajmniej na obecnej zmianie, na którą trafił kupiec. Sam robotnik poszedł tam z nimi, lekko zaintrygowany przybyszem. Nie na tyle jednak, by podjąć pracę, czy też cokolwiek prezentować. Najwyraźniej najpierw chciał przekonać się, co jest na rzeczy i zobaczyć trochę czynów zamiast mglistych zapewnień. - Pracą zarządzam ja, znaczy się Alojzy Schmitz, do usług - odezwał się wyraźnie zakłopotany stanem zakładu naczelnik. - Ale to w czasie zmiany dziennej, naczelnikiem zmiany wieczornej jest bratanek pana Verschnautza, pan Herbert, niestety pewnie nie będziecie mieli przyjemności, bo rzadko tu bywa... - Jak mu zabraknie brzdęku na spiryt i kurwy... - podsumował robotnik, wcale nie siląc się na szept. - W każdym razie łącznie na obu zmianach zatrudniamy 28 osób, z czego chwilowo niestety osiem jest tymczasowo niedysponowanych z różnych powodów... - Znaleźli lepszą robotę od tego beznadziejnego gówna, a ten dureń nadal ma nadzieję, że wrócą i ich nie wykreślił... - robotnik ponownie wykazał się trzeźwą analizą sytuacji. Na tym etapie dotarli do pokoju właściciela. Naczelnik grzecznie poprosił ich o zaczekanie i wślizgnął się do środka z miną jakby wkradał się do jamy smoka, albo innej maszkary. Ze środka dobiegła ich głośna, choć stłumiona wiązanka krzyków, z czego dało się usłyszeć takie przeboje jak "wypierdalaj ty żałosny pryku" i "a ty idiotko rób, za co zapłaciłem". Cóż, najwyraźniej nie tylko bratanek gustował w niezbyt wyszukanych przyjemnościach. Chwilkę później ze środka wyłonił się blady jak ściana, drżący z nerwów naczelnik. - Nie jestem pewien, czy... Właściciel was teraz chyba przyjąć nie zdoła... |
|
- Nie wiem, nie wiem... chyba jednak dotarł... skłamał, albo komuś było nie na rękę, aby dotarł i coś z nim zrobili - odpowiedział, gdy już oddalili się na bezpieczną odległość od strażników. - Tak czy inaczej, pójdę sprawdzić, a ty mi pomóż się tam dostać. No rusz się - popchnął lekko towarzysza, który zaskoczony chciał protestować. - A jeżeli za kilka pacierzy nie wrócę, to poszukaj strażnika, albo wróć do bramy i dowiedz się, gdzie mieszkają te panienki, co to Alfa podwoziły. Dostań się do nich i powiedz, że zły zarządca Schmidt uwięził go i mnie i że potrzebujesz pomocy. Tylko postaraj się lepiej sprawić, niż wcześniej przy bramie - łypnął na niego Piegus, mając nadzieję, że wygląda to groźno-przekonująco. Mógł odpuścić pieniądze i pójść gdzieś spać, ale jako osoba optymistycznie nastawiona do życia, a do tego póki marchewek póty życia. Z tym pozytywnym nastawieniem postanowił się ostrożnie skierować w stronę pomieszczeń dla służby. |
Tupik Zabieg z wycieczką po stołecznych karczmach niewątpliwie przyniósł efekt, może jeszcze niewiążący się z konkretną korzyścią dla niziołka, ale z pewnością zauważalny, choćby po szmerze, który wzbierał w przybytkach, gdy poczęto się grupowo zastanawiać co też dziwny nieludź mógł dla tej świątyni załatwiać. A warto było przypomnieć, że był to czas, w którym sama świątynia była na językach wielu mieszkańców miasta i jej temat budził żywe emocje, co też Tupik sam zauważył naocznie po kale i bazgrołach pokrywających jej mury. Czy ta akcja mogła mieć wpływ na pogłębienie wątpliwości i podejrzeń krążących wokół świętego przybytku? To miał pokazać czas. Jeśli zaś chodziło o wcześniej załatwiony rysopis brata Bonifacego, to sprawa wcale nie była taka prosta. W świątyni nie za bardzo chciano o nim gadać. Może dlatego, że stała za tym jakaś głębsza tajemnica, a może po prostu dlatego, że przyszły inkwizytor, który prowadził mniej lub bardziej utajnione śledztwa, nie winien być łatwo rozpoznawany przez byle kogo. Toteż dowiedział się ino, że człowiek, którego szukał miał ledwo widoczną bliznę na prawym uchu i był niewysoki. A nawet wyciągnięcie tych szczegółów kosztowało go niemało zachodu. Gdy dotarł do pałacu Vivaldich, był już środek nocy. Jego wzrok pozwalał mu na widzenie w pół-mroku, jednak częste w Ostermarku i obecne akurat wtedy zachmurzenie powodowało, że nawet on miał problemy z orientacją w terenie. Szczególnie że teren i zapuszczone alejki wokół niego były nieoświetlone. Cóż, jeśli brat Bonifacy prowadził tam jakieś tajne śledztwo to przeprowadzanie go po osłoną nocy mogło mieć sens. Przy wejściu na teren zapuszczonego, zarośniętego ogrodu okalającego dawną posiadłość tkwił znak przedstawiający... cóż, prosiaka. Czy to możliwe, że z rezydencji z historią stworzono chlewnię? Głosy trzody dochodzące z okrytych mrokiem zakamarków ogrodu zdawały się to potwierdzać. Cóż, może było to tymczasowe wykorzystanie obiektu na cele nadchodzących dni targowych. Tak czy inaczej, poza chrumkaniem nie słyszał żadnych innych głosów. Z samej posiadłości niewiele zostało. W większości została rozebrana, tak, że ostały się tylko fundamenty i zdekonstruowane tu i ówdzie resztki zdobnego niegdyś parteru, w których nadal spokojnie mogła jednak urzędować spora grupa ludzi. Nie słychać było jednak żadnych z nich. Może Tupik się spóźnił i pracujący tam ludzie zwinęli się już parę godzin temu, wraz z prowadzącym śledztwo duchownym. Tupik skradanie d20(+1 za buty)=15 porażka Tupik percepcja d20(-2 ciemno + 1 widzenie w ciemności)=15 porażka Ktoś US d20(-1 nóż -1 zbroja skórzana +3 zaskoczenie)= 10 pudło. Rzucony nóż przeleciał mu koło głowy. Wypadli na niego z okrytych mrokiem gęstych zarośli. Trójka opatulonych w ciężkie opończe nieznajomych. Nie wydawało się, by byli to jacyś przypadkowi ludzie broniący odruchowo swojego terenu przed kimś, kogo wzięli za włamywacza. Nie wahali się, wiedzieli, co robią i chcieli go zabić. Choć po ich ruchach Tupik widział, że wprawnymi zabójcami nie byli. Broń, którą dzierżyli była również mało profesjonalna. Jeden z nich miał wąskie długie widły, reszta ciężkie rzeźnickie noże. Arnold wiedza encyklopedyczna d20(+2 prosty)= 3 sukces Arnold Kupiec starał się znać przynajmniej trochę na większości fachów mogących przynosić dobry zysk. I nie inaczej było z tkactwem i pokrewnymi gałęziami przemysłu. Nie było tak źle. Konstrukcja sprzętów była co prawda przestarzała, ale zakupione były swego czasu u bardzo dobrych rzemieślników nieszczędzących na kosztach i materiałach. Dało się je w dużej części zmodernizować. Sama hala również była w dość dobrym stanie i była tylko w małej części wykorzystywana, było miejsce na rozwój albo odsprzedanie, bądź wynajęcie części powierzchni sąsiadom. Gorzej było z obsługą, ci ludzie, których widział to zdecydowanie była banda desperatów, w większości nieposiadająca doświadczenia w fachu, zapału, ani zdrowia do pracy. Pewnie tylko tacy chętni byli do harówy za głodowe stawki. Wątpił, by nawet pod nowym kierownictwem wnieśli się ponad mierną przeciętność. Co oznaczało jednak, że ci, na których powrót liczył Schmitz i którzy zdawali się odejść przez słabe warunki, mogli się do pracy nadawać, pytanie tylko, czy skorzy byliby wrócić pod nowym kierownictwem. Ogólnie bez podniesienia płac sama modernizacja do dobrych standardów jakości pochłonęłaby pewnie około trzystu koron. Zapytany o zepsucie Naczelnik zbladł jeszcze bardziej. - Ale pytacie, czy... - zawahał się. - Ja... Nie wiem, czy można to tak opisać, z pewnością nie zawsze dzieją się tu rzeczy, które pochwaliliby kapłani, ale żeby... - wzruszył ramionami zmieszany. - Verschnautzowie to szanowana rodzina z tradycjami... - dodał na koniec, wyraźnie z lojalności, ale bez pełnego przekonania. Piegus Gustav podsadził go, choć wyraźnie bez przekonania do całej sprawy. Cóż, jak na pomocnika kucharza tego dnia pewnie doznał aż zbyt wielu emocji. Z tą drobną pomocą Piegus bez problemu przesadził zdobiony winną płaskorzeźbą mur posiadłości i znalazł się na jej terenie. Nie widać było żadnych patroli, myszkującej służby, ani choćby psów, które w tej sytuacji mogły stanowić największy problem. Szybko przebieżył odległość dzielącą go od okna, za którym paliło się słabe światło. Cóż, trafił w dziesiątkę. Miast służby szykującej się do snu zobaczył bowiem jeszcze bardziej posiniaczonego, przywiązanego do krzesła i zakneblowanego Alfa. Wydawał się przytomny, choć mocno wymęczony. Miał na sobie jakieś bogate szlacheckie odzienie, które zapewne sprezentowały mu damy, by lepiej prezentował się przy spotkaniu z Zarządcą. Cóż, niezbyt mu się to przydało. Zauważył też strażnika siedzącego po przeciwległej stronie pokoju przy stole i sączącego coś z drewnianego kubka. Nie wydawało się, by ten był przesadnie uważny i skupiony na zadaniu, niestety jednak też jeszcze nie przysypiał, więc nie można było liczyć na to, że komukolwiek specjalnie ułatwi sprawę. Do pomieszczenia prowadziły drzwi wychodzące na zewnątrz i jeszcze jedne drzwi wychodzące zapewne do jakiegoś wewnętrznego korytarza dla służby. Było tam też jeszcze jedno okno, po drugiej stronie pokoju, na wyciągnięcie ręki od stołu strażnika. Przy oknie, podparty o ścianę stał miecz w pochwie, zapewne odpasany przez strażnika, by wygodniej mu było zasiąść na ławie. |
„Dobrze że przybyłem przygotowany” – przemknęło przez głowę halflingowi który rzeczywiście zapobiegawczo uszykował się na wyprawę w całym swym rynsztunku. Tarcza i mieczyk znalazły się w jego dłoniach w okamgnieniu, niemal tak szybko jak okrzyk który wyrwał się z jego piersi. - Na Sigmara rzućcie broń bandyci! - Tupik nie czekał na to aż zbójcy odłożą swój rynsztunek, wątpił aby zamierzali, sam był całkiem sprawnym szermierzem więc wiedział dobrze że musi jak najszybciej wyeliminować przynajmniej jednego z oprychów. Ich przewaga liczebna mu nie służyła – niemniej okrzyk miał na celu wywabienie brata Bonifacego jeśli ten rzeczywiście ukrywał się gdzieś w pobliżu… Niezależnie od ewentualnej odsieczy kapłana, dodał po pierwszym wyprowadzonym pchnięciu, nie przerywając nawet na chwilę walki - skupił się bardziej na delikwencie z widłami gdyż ta broń najwięcej mogła wyrządzić mu szkody. - Straże , otoczyć ich ! – rzucił dodatkowo pewnym siebie głosem, na tyle pewnym i doniosłym, że wśród nieobeznanych z ruchliwym językiem Tupika mogło wzbudzić co najmniej konsternacje , jeśli nie zwątpienie. Zaś w walce każda chwila postoju , każdy moment zawahania przeciwnika był na wagę złota… |
Arnold przyglądał się Nadzorcy wsłuchując się w każde jego słowo, każdy ton i ukrytą emocję... Jego oczy wyrażały ciężkie, ciemne, złowieszcze coś... było w nich coś nadzwyczaj niebezpiecznego. |
Piegus nie był ani wojownikiem, ani też jakimś tam rzezimieszkiem. Gdyby był, może pokusiłby się o zakradnięcie, rozbrojenie strażnika, uwolnienie Alfreda i ucieczkę. Ale że nie był, postanowił nie kusić losu. Wycofał się i z mozołem przedostał przez ogrodzenie. - Uwięzili go. Ktoś tu chce łapę na jego schedzie położyć, jak marchewkę kocham! - poinformował Gustava. - Albo uda nam się pomoc sprowadzić, albo nici ze złota. Zostań tu i miej oko, czy coś się nie dzieje, ale na litość, nie próbuj niczego głupiego. Lecę po pomoc! Po czym dzielny niziołek ruszył w stronę bramy, skąd przybyli. Czy uda mu się przekonać strażników do pomocy? Czy uda mu się przekonać strażników, by wskazali mu miejsce zamieszkania dam, które zabrały Alfreda? Czy uda mu się odnaleźć na czas domostwa kobiet? Czy służba zareaguje na jego słowa? Czy kobiety dadzą mu wiarę i czy ruszą z pomocą? Czy zdążą na czas? Takie pytania kłębiły mu się w głowie, gdy biegł przez miasto. Czuł, że stawia teraz całą sprawę na jedną kartę, ale był sprzedawcą, a nie bohaterem. Wywijać to on dużo lepiej potrafił językiem niż mieczem, dlatego musi sprytnie dobierać słowa i koloryzować historie, aby przekonać innych do pomocy. |
Tupik przekonywanie d20(-10 tania sztuczka)= 10 porażka Walka wręcz d20(+2 miecz -2 atak vs broń długa)= 6 trafienie Wróg1 obrona d20= 13 porażka Wróg1 wytrzymałość d20= 9 porażka -5 do wszystkich testów Tupik Napomknięcie o straży nie zrobiło na atakujących żadnego wrażenia, może przejrzeli tę sztuczkę, a może w natłoku morderczych emocji nawet nie dotarło do nich dokładne znaczenie tych słów. Ale niziołek nie czekał na efekt, jego błyskawiczny wypad sięgnął celu. Zręcznie skrócił dystans, unikając wideł i rozcinając pierś nikczemnika szerokim cięciem mieczem. Nie widział jeszcze efektu, ale był prawie pewien, że mężczyzna nie miał na sobie zbroi i jego odzienie już niebawem zabarwi się intensywnie szkarłatem. Zraniony zakrzyczał chrapliwie, zachwiał się i odsunął, wyraźnie zaskoczony tak nagłym i skutecznym kontratakiem. Cóż, tak jak niziołek podejrzewał, nie był ani wprawionym zabójcą, ani wojem i nagły atak bólu zupełnie pozbawił go zapału do ponownego wejścia w zasięg ostrej klingi Tupika. Ale pozostała dwójka nadal jeszcze nie odczuła smaku porażki i rzuciła się na niego z ciężkimi nożami. Wróg2 WW d20(+0 za ciężki nóż - 2 za zbroję i tarczę -2 za niziołka +1 za lekką przewagę liczebną)= 13 porażka Wróg3 WW d20(+0 za ciężki nóż - 2 za zbroję i tarczę -2 za niziołka +1 za przewagę liczebną)= 18 porażka Nie byli w stanie sięgnąć klingami błyskawicznie wirującego w mroku niewielkiego kształtu. Ale niziołek wiedział też, że mimo znacznej przewagi umiejętności i wyposażenia, miał też dużo szczęścia. Trzeci z nich wydawał otrząsać się z szoku i tylko kwestią czasu byłoby zapewne kiedy natarliby na niego wszyscy razem. Tupik percepcja d20(-3 zagłuszane walką)= 9 porażka Cóż, jeśli zbliżała się jakaś odsiecz w odpowiedzi na jego krzyki i rumor walki, to niziołek nie był w stanie tego usłyszeć. W pobliżu było sporo zarośli, a oni jeszcze w tym momencie, po serii wstępnych niepowodzeń, podchodzili do przestrzeni wokół niego, w której operował jego miecz ze znacznym szacunkiem. Mógł spróbować odskoczyć i dać nura w zarośla licząc na to, że jego niewielki wzrost pozwoli mu przedzierać się przez nie sprawniej niż im i w końcu zgubi ich w mroku. Ale gwarancji sukcesu nie było, a szkoda byłoby zakończyć ten wieczór z widłami w plecach. Arnold przekonywanie vs robotnik d20(-4 trudny)= 10 porażka Arnold W oczach topornika zalśniło coś brzydkiego. Wyraźnie pojął, że dano mu zielone światło. - Po mojemu to przeklęty kurwidół i wypadałoby tu wreszcie zaprowadzić należyty porządek! Bez ceregieli grzmotnął toporem w zamek broniący wejścia do biura właściciela, poprawiając sążnistym kopem, który z trzaskiem posłał skrzydło drzwi do środka. Wpadł do pokoju z obnażonymi toporami. Rozbrzmiały krzyki i piski. Na zewnątrz wypadła panicznie wystraszona, ledwo okrywająca swoje obfite wdzięki dziewoja. Naczelnik wyglądał, jakby dostał zawału, patrząc na tę scenę z rozdziawionymi ustami i mrugającym nerwowo kącikiem oka. Robotnik z zaskoczenia szybko przeszedł do rozbawienia i obserwował całość z prawdziwą satysfakcją, choć nadal w samej akcji nie uczestniczył. Hans wyciągnął ciskającego się w oburzeniu Verschnautza przed drzwi, co było tym żałośniejszym widokiem, iż mężczyzna nadal miał opuszczone gacie, o które się potykał i wciąż obnażoną męskość, która teraz jednak pod wpływem strachu szybko przyjmowała iście mikre rozmiary. - Pan Arnold von Thohrnl chciał z panem porozmawiać. - wywarczał groźnie topornik i grzmotnął kupca z impetem w ucho, tak że ten momentalnie spokorniał i przestał się rzucać. Piegus Pobiegł przez miasto, zostawiając Gustava na posterunku. Po wystraszonej minie towarzysza widział, że zdecydowanie nie w głowie mu były jakiekolwiek bohaterskie czyny, toteż mógł mieć chyba nadzieję, że grzecznie tam zostanie i nie będzie próbował nic głupiego, no, chyba że nagle coś go wystraszy i biedak spanikuje. Miasto przez nadchodzące dni targowe było głośne nawet o tej późnej porze. Wyglądało na to, że niejeden zaczął już rozpijać złoto, które właściwie miało służyć na przyszłe zakupy, inni za to nadal włóczyli się po okrytych mrokiem ulicach, szukając jakiegoś wolnego lokum na nocleg. Nie dało się też nie dostrzec małych grupek podejrzanie wyglądających mężczyzn, pojawiając się tu i ówdzie w zaułkach i uważnie obserwujących potencjalne przyszłe ofiary. Piegus, mimo że z dużego miasta nie pochodził, słyszał niejedno o zagrożeniach czyhających w takich miejscach i o takich porach. Miał tylko nadzieję, że jemu uda się im uniknąć. 15% na spotkanie d100=57 Cóż, najwyraźniej trzeźwy, szybko przemykający i bez widocznej zasobnej kiesy nie skusił losu. Tym razem. Dotarł do okolicy posterunku przy bramie, jednak momentalnie zatrzymał go jeden ze strażników, których wcześniej tam spotkał, jeszcze nim zdążył dotrzeć do samego punktu kontrolnego. Przez okratowane okienka w furcie Piegus widział sporą grupę ciężko uzbrojonych ludzi wypytujących o coś kapitana i innych strażników. Ten, którego on spotkał, zdecydowanie odradzał pokazywanie się tam akurat teraz, na szczęście jednak kojarzył, z jakiego domu pochodziły widziane wcześniej panienki. Kapitan i tak nie miałby czasu mu pomóc, a tylko napytałby sobie biedy. Piegus przekonywanie d20(-2 trudny)= 9 sukces 50% szans na za późną odsiecz d100=37 za późno Gdy jakąś godzinę później dotarł do posiadłości Weitraubów z majordomusem von Kaltbergów, którego panienki z tego rodu wyznaczyły mu do pomocy, zastępem służby i dwoma wezwanymi do interwencji przez panienkę miejskimi strażnikami było już chyba za późno. Po Gustavie nie było żadnego śladu, zaś strażnicy przy bramie znów odgrywali swoje role. Nakazano obudzenie Zarządcy, który chwilę później, wyraźnie poirytowany zszedł na dół. Był mężczyzną o iście szlacheckim srogim profilu, a jednocześnie żołnierskiej potężnej sylwetce. Samą swoją prezencją robił wrażenie, nawet na majordomusie. - Żadna taka osoba, o ile nawet istnieje, nigdy tu nie dotarła. - stwierdził, po wysłuchaniu strażników. - Nie wiem kim jest ten halfling-przybłęda, kto go wysłał i jakie interesy za tym stoją, ale niewątpliwie po prostu kłamie. Dlaczego? Nie wiem, ale powinno się go pod tym kątem porządnie przesłuchać na posterunku. Te ostatnie słowa skierował do strażników z naciskiem w głosie i widać było, że i oni zaczęli się nad taką opcją poważnie zastanawiać. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:42. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0