Rozeszli się po Nuln, a miasto powoli ogarniało szaleństwo. Każdy z nich napotykał się na bójki, interwencje straży miejskiej, nie brakowało wiele do rozruchów. Ludzie gromadzili się przy świątyniach i hospicjach. Co chwilę mijali chorych, kaszlących, a nawet ciała martwych już.
Bladin
Poszukiwania igły w stogu siana trwały. Krasnolud w myślał pytał raz za razem swojego boga, co tu robi. Po którymś kolejnym takim pytaniu do głowy wpadła mu myśl, natrętna i denerwująca niczym bzycząca mucha. Może wcale nie chodziło o Katrinę i naszyjnik? Może przeznaczenie pchało ich w inną stronę?
Czy to była odpowiedź Grimnira, na którą czekał? Podrapał skórę swędzącą go na piersi i w końcu odetchnął z ulgą. Kobieta z głową wygoloną do skóry znała kapitana, na którego się powoływał.
- Jestem od Huydermanów. Czego chcesz?
Nawet mówiła z podobnym akcentem jak Ruud, lekko chrapliwym głosem mieszkańca Jałowej Krainy.
Konrad, Peter
Falkenberg, po dotarciu do kamienicy Oldenhallera, zobaczył, że jest pilnowana przez ludzi ubranych jak straż Anzelmusa. Nie przegonili go, ale musiał powiedzieć kim jest i co tu robi.
- W porządku, ale kobiety tu nie ma. Ojciec Anzelmus wziął ją i jedynego żywego kultystę na przesłuchanie.
Wybrał się więc do głównej świątyni Sigmara, gdzie spotkał siedzącego na korytarzu, bladego Petera, któremu kazano czekać. Człowiek, do którego przyszli, pojawił się w końcu. Otworzył bez słowa drzwi swojej komnaty, wszedł i zostawił je otwarte. Podążyli za nim. Kapłan, szpieg, polityk, inkwizytor... kimkolwiek nie był, o dziwo postanowił się podzielić wiedzą.
- Ta kobieta? To nikt ważny i niczego nie wie, narkotyk zżarł jej mózg. Z kultysty nic nie wydobyliśmy i już nie wydobędziemy. Coś jednak już wiemy. Oldenhaller przewodził jakiemuś kultowi Nurgla.
Przełknęli ślinę słysząc imię boga zarazy.
- Domyślacie się już sami, że może on stać za tym co dzieje się w mieście. Mumia na poddaszu to jego dziadek, Albrecht, dawno umarły i pogrzebany, jak nam się wydawało. Był on przedmiotem śledztwa dawno temu, po jakimś zamieszaniu z kilkoma gangami i wyznawcami Nurgla. Nigdy nic mu nie udowodniono. Chyba nikt nie podejrzewał wtedy szanowanego obywatela miasta o takie rzeczy, a szkoda. Widzicie, podejrzewać należy wszystkich. Oldenhaller wytwarzał jakiś dziwny proszek, w którym jakoś zawarł chorobę, może przez tą czarną pleśń z płuc żywego trupa.
Przez chwilę bębnił palcami po stole, patrząc głównie na wymęczonego Hochmeistera, bez śladu emocji na twarzy.
- Co w tym wszystkim robicie wy i naszyjnik, tego nie wiem. Dam wam jednak radę, biorąc pod uwagę to, czym handlowali Oldenhallerowie. Nie jedzcie w tym mieście chleba ani niczego, co robi się z ziaren zbóż. Tak na wszelki wypadek, nie pijcie wody ze studni miejskich. I módlcie się.
Gdy zbierali się do wyjścia, Anzelmus odezwał się po raz ostatni.
- Aha, pan Falkenberg odwiedził w dniu wczorajszym niejakiego Teodora Huffenshoffa. Tak się składa, że dziś wizytę złożył mu mój człowiek i uzyskał solenne zapewnienie tego, uchowaj Sigmarze, czarodzieja, że udzieli wam on z niezmierną przyjemnością wszelkiej niezbędnej pomocy bez najmniejszej zwłoki.
Mógł być skurwysynem pierwszej wody, ale danego słowa najwyraźniej dotrzymywał. Skąd jednak wiedział o tym, gdzie poszedł Konrad? No tak, podejrzewać należy wszystkich.