- Możliwe, że są powiązani, tak, bardzo możliwe - Emmerich spojrzał gdzieś w kierunku lewego ucha rycerza - To w końcu Sylvania, bez wiedzy i zgody władców nocy dzieje się tu bardzo niewiele. Ale gdyby ten na kogo poluję rzeczywiście mnie złowił osobiście, raczej byśmy się tu nie spotkali. Ale gdybym nagle, po dziwnym omdleniu zmarł, lepiej spalcie ciało. Kto wie kto mnie znalazł przed Wami - dodał. Nie był przyzwyczajony do rozmów z ludźmi. Ostatnio zwykle działał sam. |
Oddalająca się od grupy Coruja szybko spostrzegła ślady osób zmierzających w kierunku miasta. Cztery konie, mocno obciążone zostawiły w śniegu głębokie i wąskie dziury. Wiele było w przyszłości elfki możliwe, ale spotkanie ze zbójcami nabrało prawdopodobieństwa o ile nie zmieni marszruty. |
|
- Wytropię, upoluję i odbiorę kapelusz - odparł zdziwiony pytaniem. Co innego można było zrobić ze zbójcami? - Nagrodą możecie się podzielić Wy, w ramach podzięki za odcięcie z tego drzewa - dodał. |
- Warto by było sprawdzić tych... zbójców. Może się czegoś dowiemy o okolicy, Corujo. Ja się jednak nie nadaję do śledzenia i cichych ataków. – Grossheim stuknął lekko rękawicą o napierśnik, który zabrzmiał metalicznie. – Spytaj ojca Marcusa, może pozwoli komuś z braci dołączyć do was. - Nie znamy aż tak dobrze okolicy, panie Venden. Skoro wybieracie rozstaje na miejsce spotkania, niech i tak będzie. |
Czwórka jeźdźców nie stanowiła problemu, ale zawsze warto było dowiedzieć się, z kim ma się do czynienia. |
Emmerich zniknął w świerkowym młodniku a pozostali ruszyli przed siebie. Obserwowali ślady, jakie zbójcy zostawili, gdy poruszali się tą samą drogą jakiś czas przed nimi. Coruja szacowała, że napastnicy wyprzedzali ją o godzinę, najwyżej kilka. Przewaga konnych rosła jednak z każdym krokiem pieszej kolumny. |
Zajazd na szlaku stanowił nie tylko okazję do odpoczynku i napełnienia brzuchów, ale i do zorientowania się, kim są jeźdźcy, za którymi podążali przez kilka godzin. |
- To będzie miało sens jeśli wejsdziemy o odstępach około dwóch godzin, można by wtedy naprawdę udawać że nie jesteśmy razem i zająć strategiczne miejsca po karczmie. - Dopowiedziała elfka. |
Emmerich Venden nie uważał się za osobę nadmiernie podejrzliwą. W jego zawodzie zaufanie innym kończyło się zwykle dwoma gustownymi dziurkami w szyi. Nie znał powodów, dla których ta grupka go uratowała, ale jedynym sposobem by się dowiedzieć, jaki też mieli w tym cel była ścisła obserwacja. Dlatego choć zniknął w krzakach i dla pewności kluczył chwilę (może go uratowali tylko po to by go okraść?), postanowił rzeczywiście spotkać się z nimi na rozstajach. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:17. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0